- promocja
- W empik go
ALMANACH UTRACONYCH DUSZ - ebook
ALMANACH UTRACONYCH DUSZ - ebook
W świecie, gdzie magia splata się z rzeczywistością, Johnny i Lunaire, dwójka młodych poszukiwaczy przygód, odkrywa starożytny "Almanach Zagubionych Dusz". Ta tajemnicza księga prowadzi ich przez niezbadane zakątki wszechświata, gdzie czeka na nich nie tylko wiedza o ukrytych mocach, ale i niebezpieczeństwach, które mogą zmienić ich życie na zawsze. Książka nie tylko opowiada historię naszych bohaterów, ale jest także duchową przygodą zmuszającą do refleksji nad kondycją ludzkiego życia - autor w swoich rozważaniach nawiązuje do buddyzmu, starożytnego tekstu Dhammapady oraz Biblii. Drogi naszych bohaterów skrzyżowały się nieprzypadkowo - razem muszą stawić czoła wyzwaniom, które przekraczają granice wyobraźni, ucząc się prawdy o sobie i wszechświecie. "Almanach Zagubionych Dusz" to opowieść o przyjaźni, miłości i poszukiwaniu własnego przeznaczenia w labiryncie tajemnic świata fantasy.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
Rozmiar pliku: | 503 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W cieniu wszechświata, gdzie rzeczywistość splata się z magią, rozpoczyna się nasza opowieść. Słowo - Almanach - , będące kluczem do skarbca wiedzy i tajemnic, otwiera drzwi do świata, w którym żywe są zarówno duchy, jak i legendy. W tej opowieści, nasi bohaterowie – Johnny i Lunaire – wędrują przez labirynty czasu i przestrzeni, poszukując oświecenia wśród zapomnianych stron - Almanachu Utraconych Dusz- .Otoczeni przez mistycyzm dharmy i koło życia, nasze postacie stają przed wyzwaniem zrozumienia cyklów Jug, które kształtują losy ludzkości od zarania dziejów. Od złotej ery Satya Yugi, przez zmieniające się epoki Treta i Dwapara, aż po mroczne czasy Kali Yugi, nasza opowieść wije się poprzez wieki, ukazując wieczną walkę między światłem a ciemnością, dobrocią a zepsuciem. W tej opowieści, gdzie granice między światami stają się niewyraźne, każdy krok, każdy oddech naszych bohaterów, niesie ze sobą wagę wieków. W tajemniczym świecie, w którym magia i rzeczywistość splatają się w nierozerwalny węzeł, zapraszamy czytelnika do podążenia ścieżką, która prowadzi przez mroki niewiedzy ku światłu prawdy i odkupienia.Rozdział 1 - Johnny.
W mrocznym zaułku małego miasteczka, w ciasnym, dusznym mieszkaniu, które zdawało się skrywać w sobie więcej tajemnic, niż jego niewielkie rozmiary by na to wskazywały, mieszkał Johnny. Był małym, nieśmiałym dzieckiem z głęboko zamyślonymi oczami, które patrzyły na świat z mieszanką ciekawości i niepokoju. W jego domu czaiła się obecność, niewidzialna, lecz wszechogarniająca, sprawiająca, że każdy zakamarek wydawał się żyć własnym, tajemniczym życiem. Nocami, gdy światło księżyca przemykało przez szczeliny w zasłonach, Johnny budził się, oblany zimnym potem. Odczuwał, jak nieuchwytne siły zakazywały mu wejścia do pewnych pomieszczeń, jakby drzwi te były bramami do innego, nieznanego świata. Przez lata, te nocne lęki kształtowały go, sprawiając, że stawał się coraz bardziej wycofany, zatopiony w swoim wewnętrznym świecie. Dodam, że mieszkanie Johnnego, a w zasadzie budynek, w którym mieszkał, został wybudowany na podmokłych terenach. Piwnice, ów budynku, aby stał stabilnie, musiały mieć trzy kondygnacje w dół. Budynek był wybudowany w pobliżu żydowskiego cmentarza. W chłopca głowie rozgrywał się konflikt wewnętrzny gdy myślał o tym wszystkim:
W głębi mojego umysłu, tam gdzie marzenia splatają się z rzeczywistością, znów znajduję się na tym samym, starym cmentarzu. To miejsce, które znam tylko z moich snów, gdzie mgła tańczy tuż nad ziemią, a blask księżyca przebija się przez wysokie, poskręcane drzewa, rzucając na kamienie nagrobne długie, tajemnicze cienie. Wędruję wśród nich, prowadzony niewidzialną siłą, szukając czegoś, co zawsze wydaje się być tuż poza zasięgiem. Jest to nagrobek, ale nie byle jaki. Wiem, że kryje odpowiedź, klucz do tajemnicy, która dręczy mnie od dawna. Lecz za każdym razem, gdy zbliżam się do rozwiązania, wizja ta ulatuje, rozpływając się jak dym, pozostawiając mnie z pustką i frustracją. Ale to nie jedyny sen, który nie daje mi spokoju. Innej nocy, znajduję się na stacji kolejowej, miejsce to jest mi równie obce, co znajome. Jestem mały, moje dłonie ledwie wystają z kieszeni zbyt dużej kurtki, którą mam na sobie. Wokół mnie inne dzieci, niektóre płaczą, inne szeptają do siebie, wszystkie czekają na ten sam pociąg. Pociąg, który zabierze nas daleko stąd, zmuszając do pożegnania się ze wszystkim, co znamy. Choć jestem tylko dzieckiem, ciężar tej chwili przygniata mnie swoją powagą. Serce bije mi mocniej, gdy słyszę odgłosy nadjeżdżającego pociągu, a w moich myślach rozbrzmiewa pytanie: - Dokąd mnie to zaprowadzi? Czy kiedykolwiek wrócę? - Te sny, choć tak różne, łączy wspólny motyw pożegnania i poszukiwania. Cmentarz, z jego tajemniczym nagrobkiem, który nigdy nie odsłania swoich sekretów, i stacja kolejowa, z pociągiem, który ma zabrać mnie do nieznanego, są jak dwie strony tej samej monety. W obu tych miejscach odczuwam silne emocje - mieszankę strachu, ciekawości i determinacji. Pomimo że jestem jeszcze dzieckiem, te sny uczą mnie czegoś o życiu, o pożegnaniach i o nieustannej podróży w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania, które być może nigdy nie znajdą swojego rozwiązania.
Johnny nie rozumiał z kąd w jego wieku pojawiały się takie wizje, rzeczy, które odczuwał jakby to naprawdę przeżył - przecież nie miała takich doświadczeń na swojej krótkiej drodze. Budził się z ów snów, z ciarkami na całym ciele i paraliżującym strachem. Innym razem czuł głęboką pustkę jakby został odizolowany od czegoś większego i lepszego jakby pomimo rodziny, która go otacza stracił coś i był oddzielony i samotny. Rodzice Johnny'ego, zaniepokojeni zmianą, jaką zauważyli w synu, postanowili zasięgnąć porady psychologa. Gdy Johnny usiadł naprzeciwko psychologa, pani doktor Taylor. Jego serce biło szybciej z powodu niepewności jaką odczuwał. Gabinet był jasny, z miękkimi, kojącymi kolorami na ścianach. Na półkach stały pluszowe zabawki i kolorowe książki, które tworzyły przyjazną atmosferę.
Pani Taylor uśmiechnęła się ciepło. - Witaj, Johnny - zaczęła pani Taylor. - Opowiedz mi trochę o sobie. Co lubisz robić w wolnym czasie?
- Miewam straszne sny - przyznał Johnny. - Czuję się w nich, jakbym był uwięziony i nie mógł uciec.
- Czy możesz mi więcej opowiedzieć o tych snach? Jakie są twoje uczucia, gdy się budzisz? - zapytała pani Taylor z wyrazem zrozumienia.
- Na dzisiaj już wystarczy - powiedziała psycholog po chwili. - Czy mógłbyś na nasze następne spotkanie przynieść rysunek? Chodzi mi o miejsce w twoim domu, które wydaje się być źródłem twoich lęków. Najbardziej przerażające miejsce.
- Dobrze, przyniosę - odparł Johnny niepewnie.
Na kolejnej sesji psycholog ponownie przywitała Johnny'ego ciepłym uśmiechem.
- Czy pamiętałeś o rysunku, Johnny?
Przyglądając się rysunkowi, delikatnie zapytała:
- Czy to piwnica jest na tym rysunku? Czy to miejsce najbardziej cię przeraża?
- Tak, ale jest jeszcze coś, o czym wolę nie mówić - odpowiedział Johnny, spuszczając wzrok.
Po chwili dodał: - Zawsze czuję się nieswojo w pobliżu drzwi do piwnicy. Jest tam ciemno i zimno, i zawsze mam wrażenie, że ktoś tam jest.
Pani Taylor zaleciła kilka technik radzenia sobie ze strachem, takich jak głębokie oddychanie i wyobrażanie sobie bezpiecznego, spokojnego miejsca. Zaproponowała także, aby Johnny prowadził dziennik snów, co mogłoby pomóc mu zrozumieć i przetworzyć jego nocne doświadczenia. Po zakończeniu sesji, gdy Johnny wyszedł, pani Taylor porozmawiała na osobności z jego rodzicami. Opowiedziała im o swoich spostrzeżeniach i zasugerowała, aby zwrócili uwagę na otoczenie domu, które mogło przyczyniać się do lęków Johnny'ego. Podkreśliła także wagę wsparcia emocjonalnego i zapewnienia mu, że jest bezpieczny. Dyskusja z rodzicami była poważna, a psycholog zaleciła im, aby rozważyli konsultację z terapeutą rodzinnym, co mogłoby pomóc w zrozumieniu i poprawie dynamiki rodziny. Rodzice Johnny'ego wysłuchali jej rady z troską, obiecując, że zrobią wszystko, co w ich mocy, aby pomóc synowi. Ta wizyta była ważnym krokiem w zrozumieniu i leczeniu problemów Johnny'ego, otwierając nowy rozdział w jego życiu. A Jednak żadne słowa, żadne metody nie mogły rozproszyć mgły lęku, która zdawała się gęstnieć z każdym dniem. Przełom nadszedł, gdy rodzina postanowiła przeprowadzić się. Nowe mieszkanie, rozświetlone słońcem i pełne przestrzeni, wydawało się być wodą na młyn dla Johnny'ego. W tych nowych ścianach nie czuł już tego ciężkiego, duszącego powietrza, które prześladowało go wcześniej. Znalazł spokój, a strach, który był jego ciągłym towarzyszem, powoli zaczął ustępować, jak noc przed wschodem słońca.Ta przemiana wpłynęła na każdy aspekt jego życia. Johnny stał się bardziej otwarty, pewniejszy siebie, jakby uwolnił się od nieuchwytnych kajdan, które go wcześniej krępowały. Jego miłość do książek, zwłaszcza do tych, które przenosiły go w światy fantasy i science fiction, rozkwitła. Czytał o magicznych krainach i kosmicznych podróżach, a w szczególności zauroczył się światem - Wiedźmina- Andrzeja Sapkowskiego. Godzinami zatapiając się w tych opowieściach, Johnny wyobrażał sobie, jak wędruje po fantastycznych krainach, walcząc z mrocznymi stworzeniami i odkrywając nieznane. Rockowa muzyka stała się dla Johnny'ego schronieniem przed światem – surowa i emocjonalna, wyrażała to, czego sam nie potrafił ubrać w słowa. W wieku czternastu lat zaczął grać na gitarze, odkrywając w sobie naturalny talent. Jego palce z łatwością poruszały się po strunach, tworząc melodie, które mówiły więcej niż słowa. Równie ważna dla niego była koszykówka, która dawała mu ulgę od wewnętrznych walk. Na boisku każdy ruch, każdy skok pomagał mu zapomnieć o przeszłości. Obserwując mecze z przyjaciółmi, Johnny dostrzegał w koszykówce coś więcej niż sport – odnajdywał w niej odzwierciedlenie życia, jego rywalizacji i dążenia do doskonałości. Johnny, teraz wysoki, szczupły młodzieniec o rozwichrzonych blond włosach i przenikliwych brązowych oczach, przyciągał innych swoją charyzmą i pewnością siebie. Pomimo beztroskiej natury, wykazywał głębokie zrozumienie świata. Johnny był niczym współczesny wojownik o prawdę i wolność, z umysłem zawsze skierowanym ku przyszłości i sercem bijącym w rytmie nieskończonych możliwości. Jego historia rozgrywa się u schyłku XX wieku, w 1999 roku, w atmosferze pełnej oczekiwania na nadejście nowego tysiąclecia – epoki obfitującej w obietnice i zagadki.Rozdział 2 - Spotkanie.
N a zużytym parkiecie boiska do koszykówki, Johnny stanął jak dowódca przed bitwą. Jego serce biło rytmiczną symfonią oczekiwania na szkolne mistrzostwa, rozgrywkę przesiąkniętą rywalizacją i dumą. Na trybunach, mozaika podekscytowanych twarzy, wibrowały energią, zarażając Johnny'ego poczuciem celu. Ściskając piłkę, wciągnął głęboki oddech, koncentrując się na tej chwili. Gwizdek sędziego był wezwaniem do działania, a Johnny, z gracją pantery, wpadł w wir gry. Każdy ruch, każdy strategiczny drybling, był kulminacją miesięcy nieustannego treningu. Gdy piłka w idealnym łuku trafiła do kosza, ryk tłumu wzniósł się jak wichura, świętując jego biegłość. Triumfalna pięść Johnny'ego przecięła powietrze, symbol jego nieugiętego ducha. Był niezatrzymany na boisku, dyrygujący symfonią punktów. Na trybunach Lunaire patrzyła z wzruszeniem, jakby jej serce było delikatnym motylem próbującym uwolnić się z kokonu emocji. Gra Johnny'ego, jego płynność ruchów i mistrzostwo w posługiwaniu się piłką, od miesięcy ją fascynowały. Był dla niej niczym tajemnicza księga z nieznanymi rozdziałami. Wśród zgiełku trybun i echa odbijającej się piłki, nastąpił moment zawieszenia. Gdy Johnny, w pełni skupienia, przebiegał obok miejsca, gdzie siedziała Lunaire, ich spojrzenia niespodziewanie się spotkały. Była to krótka, ale intensywna wymiana spojrzeń, w której czas wydawał się zwolnić. W oczach Johnny'ego tliło się ognisko pasji i determinacji, iskry, które rozpalane były każdym ruchem na boisku. Lunaire, zatopiona w obserwacji, poczuła nagły przypływ emocji. Jej niebieskie oczy odzwierciedlały mieszankę podziwu i czegoś więcej, czego sama jeszcze nie potrafiła nazwać. Dla Johnny'ego, ten krótki moment kontaktu wzrokowego był jak błyskawica, która rozświetliła coś głębiej ukrytego w nim. Choć ich spojrzenia rozdzieliły się równie szybko, jak się spotkały, pozostawiły po sobie trwałe wrażenie. Dla Johnny'ego był to sygnał, że jego pasja do koszykówki mogła rezonować z kimś na zupełnie innym poziomie. Dla Lunaire to spojrzenie było jak okno do uniwersum chłopca, w którym pragnęła zanurzyć się głębiej.
Mówiąc o tym mniej poetycko i bardziej jak normalny człowiek - Hmm…rzekłbym, że podkochiwała się w nim bardzo skrycie.
Po meczu, w szatni, atmosfera była elektryzująca ze zwycięstwa. Johnny był w centrum huczącej celebracji.
- Hej Johnny, grałeś dzisiaj jakbyś był podłączony do prądu! Jesteś pewien, że nie jesteś częściowo robotem? - żartował jeden z kolegów, klepiąc go po plecach.
- Wiesz... tylko jeśli roboty potrafią marzyć o koszykarskiej chwale, - odparł Johnny z uśmiechem. - I nie sądzę, by poradziły sobie z moimi ruchami tanecznymi.
Sprytnie obrócił się i wykonał moonwalka.
Śmiech rozbrzmiewał w szatni, gdy chłopcy dzielili się żartami i przyjacielskimi docinkami, a ich koleżeństwo było świadectwem wspólnej wygranej.
Droga na Bazar.
Po zakończeniu meczu, wypełniony adrenaliną i uczuciem zwycięstwa, Johnny postanowił wyrwać się z zamętu hali sportowej. Jego kroki nieświadomie skierowały go na Świdnicki rynek, znany ze swojego kolorowego i eklektycznego targu staroci. To miejsce, pełne historii i zapomnianych skarbów, tętniło życiem niczym starożytny bazarek.Stoiska były obłożone przeróżnymi przedmiotami z minionych epok: starożytne zegary, których tarcze zdawały się opowiadać o dawno minionej erze. Książki o żółknących stronach, które przechowywały tajemnice minionych pokoleń, oraz różnorodne bibeloty i relikty, każdy z nich z własną nie opowiedzianą historią. Żywe kolory, zapachy wosku i starego drewna, oraz dźwięk sprzedawców wzywających przechodniów do oglądania swoich towarów, tworzyły atmosferę niezwykle malowniczą i tajemniczą. To właśnie w tej kalejdoskopowej scenerii, wśród stoisk z antykami i pamiątkami z przeszłości, uwagę Johnny'ego przyciągnęła tajemnicza księga na jednym z kramów. Kupiec, postać jakby wyjęta z innej epoki, z wszechwiedzącymi oczami, przyglądał się Johnny'emu z enigmatycznym uśmiechem, dodając do atmosfery targu jeszcze więcej tajemniczości.
- Wydajesz się zainteresowany "Almanachem Utraconych Dusz", - chłopiec zwrócił uwagę na ledwo słyszalny w tłumie głos kupca.
- Jaka jest historia tej księgi? - zapytał Johnny, zaintrygowany.
- Historia, młodzieńcze, jest tym, co z niej uczynisz. Ten tom jest dla tych, którzy szukają poza zasłoną codzienności. Ale ostrożnie, odkrywa prawdy, na które nie wszyscy są gotowi.
Johnny, zaintrygowany i lekko zaniepokojony, wymienił kilka monet na księgę.
Gdy już odchodził, kupiec rzekł do niego: - Tylko pamiętaj, ta książka nie jest dla słabych serc.
Gdy odwrócił się, by zadać kolejne pytanie, stwierdził, że kupiec zniknął, jakby pochłonięty przez tłum.Z księgą w dłoni, Johnny udał się do parku, jego umysł owładnięty myślami, rozważał tajemnicze słowa kupca, ekscytujący mecz koszykówki i przede wszystkim, jasnowłosą dziewczynę z trybun. Tymczasem Lunaire zmagała się ze swoimi myślami, wirującymi mocno w jej głowie tego dnia. Dziewczyna spacerując parkiem z daleka zobaczyła Johnnego i uświadomiła sobie, że on kiedyś chodził z jedną z jej koleżanek o imieniu Chloe. Przypomniała sobie historię jaka ją łączyła z tą dziewczyną. Opowiadając po krótce było to tak: Lunaire była osobą, która potrafiła czytać karty tarota i interpretować układy gwiazd, znajdując w nich odpowiedzi na pytania, które wielu wydawały się nieuchwytne. Jej zainteresowanie wróżeniem i astrologią było głębokie i osobiste, a przepowiednie, które formułowała, często zaskakiwały trafnością. Jej koleżanka Chloe była żywym dowodem na to, że słowa wypowiedziane pod wpływem kart mogą się urzeczywistnić. Wspomnienia z tamtego czasu powróciły z nagłą siłą. Pewnego dnia, gdy Chloe przyszła do niej szukając porady, Lunaire przepowiedziała jej coś, co miało głęboki wpływ na obie dziewczyny. Rozkładając karty, Lunaire zobaczyła ostrzeżenie – wizję wypadku rowerowego, który mógł zakończyć się tragicznie. Przekazała to Chloe z niepokojem, podkreślając, aby była szczególnie ostrożna podczas jazdy na rowerze. Rok później, Chloe, spóźniona do szkoły, postanowiła jechać rowerem zapominając całkowicie o przepowiedni. Zdecydowanym ruchem odpięła łańcuch zabezpieczający przed kradzieżą, chwyciła kierownicę i niemal mechanicznie usiadła na siodełku. W jednej chwili, jej stopy znalazły pedały, a umysł, przepełniony myślami o nadchodzących lekcjach i nierozwiązanym zadaniu domowym, zaczął wypierać wszelkie inne obawy. Początkowo pedałowanie było wolne i nieskoordynowane, jakby jej ciało dopiero budziło się do życia. Ale wkrótce, z każdym obrotem koła, Chloe nabierała tempa, coraz bardziej zanurzając się w rytmie jazdy. Wiatr zaczął łagodnie muskać jej twarz, a włosy tańczyły w powietrzu, tworząc aurę swobody i niepokoju zarazem. Serce zabiło jej szybciej nie tylko z wysiłku, ale i z niecierpliwości spowodowanej myślami o konsekwencjach spóźnienia. Jej umysł, zazwyczaj tak skupiony na teraźniejszości, nagle został przeniesiony w przeszłość – do momentu, kiedy Lunaire, z powagą w głosie, przekazała jej przepowiednię. Wizja potencjalnego wypadku, tak wyraźna i przerażająca, nagle ożyła w jej głowie z nieoczekiwaną intensywnością. Chloe poczuła, jak adrenalinę zastępuje lodowaty strach, a jej ręce ściskały kierownicę z nowo odkrytą desperacją …ona jechała rozpędzona z górki… Gdy zbliżała się do przejścia dla pieszych, serce waliło jej w piersi z przerażeniem. Wizja, którą Lunaire przedstawiła rok temu, teraz wydawała się być o krok od spełnienia. Jechała już rozpędzona z coraz większą niepewnością, a jej myśli krążyły wokół możliwości tragicznego zakończenia jej podróży. W ostatniej chwili, gdy już prawie mogła poczuć chłód cienia nieuniknionego samochodu, instynkt przeżycia wziął górę. Z całej siły wcisnęła hamulce i obróciła się bokiem, a rower zatrzymał się z gwałtownym szarpnięciem, rzucając ją niemal na bok. Stała tam, dysząc ciężko, serce pędziło jak oszalałe, gdy samochód przemknął obok niej, ledwie dotykając końcówki jej roweru. Ten moment zawieszenia, kiedy czas wydawał się zatrzymać, a Chloe stanęła oko w oko z potencjalną realizacją przepowiedni, głęboko ją poruszył. Uświadomiła sobie, że słowa Lunaire nie były pustym ostrzeżeniem, ale rzeczywistą wizją, która mogła się spełnić. Wdychając chłodne powietrze, wypełnione teraz ulgą i wdzięcznością za uniknięte niebezpieczeństwo, Chloe poczuła głębokie przekonanie o sile i znaczeniu wiedzy ukrytej w kartach tarota i gwiazdach, które Lunaire tak biegło interpretowała. Chłopiec także z daleka dostrzegł dziewczynę, która szła parkiem, przypomniał sobie o tym jak ich spojrzenie spotkało się podczas meczu. Pomyślał „zaraz, zaraz kiedyś chodziłem z Chloe koleżanką Lunaire- , a w jego głowie pojawiło się wspomnienie dotyczące tej dziewczyny, z którą łączyło go coś tak krótko. W całym wspomnieniu chodziło także o przyjaźń z Bob’em. Muszę to opowiedzieć jako narrator: Ach, niech mnie diabeł porwie, jeśli kiedykolwiek widziałem bardziej komiczny duet niż Johnny i jego nieodłączny towarzysz – Bob, rockman z czarnymi włosami i nieśmiertelną koszulką Metallica, który wyobrażał sobie życie jako jeden wielki koncert. Gdziekolwiek się pojawili, Bob z niezachwianą pewnością siebie wkraczał na scenę swojego własnego, wyimaginowanego koncertu, krzycząc „Seek and Destroy!” z podniesioną ręką, w której dwa wyciągnięte palce zarysowywały rogi diabła. A Johnny? Cóż, był tam, aby podziwiać to szaleństwo z pierwszego rzędu. Pewnego dnia, w poszukiwaniu kolejnej dawki adrenaliny, nasza rockowa gwiazda postanowiła, że tor kolejowy to idealne miejsce do testowania jego nowych idei. „Mam genialny pomysł!- oświadczył Bob, a jego genialność polegała na sprawdzeniu, jak 5 złotowa moneta wygląda po spotkaniu z pociągiem. Scena, w której obaj odskakują w ostatniej chwili z torów, z pewnością zostanie uwieczniona w dziejach młodzieńczej głupoty. „Jako narrator muszę powiedzieć skąd były pomysły Bob’a, po prostu z niechlubnego miejsca, gdzie kończy się układ pokarmowy…na cztery litery.- Kolejny rozdział w ich kronice absurdów to wieczór, który Bob zdecydował się spędzić, demonstrując swoją niezrównaną zdolność do utrzymania równowagi pod mocnym wpływem alkoholu, z rękami głęboko umiejscowionymi w kieszeniach. „Ale jestem nawalony, wiesz” stwierdził z triumfem, tuż przed tym, jak grawitacja zademonstrowała mu swoje prawo, prowadząc go prosto twarzą w beton, mając zablokowane ręce, nie zdążył ich wyciągnąć i zalał się cały krwią rozwalając i tak już lekko krzywy nos. Johnny, wierny kompan, musiał wtedy przejąć rolę jego medyka. Nie można też zapomnieć o ich ekspedycji na zamarznięty staw, gdzie obaj, pod wpływem kolejnego „genialnego- pomysłu Bob’a, przekonali się, że lód jest równie nieprzewidywalny co ich decyzje życiowe. Naturalnie, zakończyło się to mokrym ubraniem i bliskim spotkaniem z hipotermią - nawiasem mówiąc, mieli farta, że nie utonęli. Bob, ten mentor w dziedzinie złych decyzji, namawiał Johnny'ego również do eksperymentów z alkoholem i trawką, tworząc fundament pod przyszłe, życiowe kryzysy. Jednak prawdziwy punkt zwrotny nastąpił, gdy do ich dwuosobowej drużyny dołączyła Chloe jako nowa dziewczyna Johnnego. Pewnego dnia, w sielskiej atmosferze parku, gdy Johnny tworzył muzykę na gitarze akustycznej, Bob, nie tracąc okazji do bycia w centrum uwagi, zaproponował Chloe, aby usiadła mu na kolanach, rzucając przy tym serię sprośnych żartów, które tylko on uważał za zabawne. U Johnny'ego przelała się czara goryczy, a akustyczna gitara, zamiast służyć tworzeniu muzyki, stała się narzędziem sprawiedliwości. Bob dostał we wcześniej już rozwalony nos z całej siły. Tak zakończyła się ich przyjaźń, - jednym decydującym uderzeniem. Johnny wspominając to, cieszył się, że przestał z nim przystawać, z pewnością niczym dobrym i tak by się to nie skończyło. Johnny i Chloe nie trwali razem długo, ale rozstanie z Bob’em i cała ta farsa stały się dla Johnny'ego punktem zwrotnym. Cóż, życie pisze najdziwniejsze scenariusze, a przygody Johnny'ego i Bob’a to komedia pomyłek, którą warto opowiadać przy każdej okazji, najlepiej z dużą dozą ironii i sarkazmu, aby podkreślić absurdalność ich młodzieńczych wybryków. Dla naszego bohatera była to jednak szybka lekcja, która go wyprowadziła na prostą.
Wróćmy jednak do parku i spacerujących w swoim kierunku naszych bohaterów. Lunaire powoli zbliżała się do chłopca, a jej myśli wahały się między nieśmiałością, a odwagą. Gdy Johnny zatrzymał się i grzebał przy swoim Walkmanie, znalazła w sobie determinację, aby się w końcu do niego odezwać. Rzekła w myślach: "Jak nie teraz, to kiedy?"
- Cześć, widziałam twój dzisiejszy mecz. Byłeś niesamowity, - rzekła, głosem przepełnionym nerwowym podnieceniem. Pomyślała sobie, że nieźle dowaliła z tym komplementem i że zaraz ją spławi. Dziewczyna lekko zaczerwieniła się na policzkach.
Chłopak zatrzymał się i odwrócił głowę od Walkmana, lekko się uśmiechając powiedział:
- Dzięki, jestem nieco zaskoczony. Nie spodziewałem się, że spotkam tu kogoś.
- Jestem Lunaire, - przedstawiła się, jej imię brzmiało jak melodia. - Często przychodzę tu myśleć i szukać spokoju.
- To interesujące, - powiedział Johnny, zaciekawiony. Pomyślał sobie, że ta dziewczyna z trybun, na którą popatrzył w czasie meczu, jest naprawdę piękna.
- Ja znajduję swój spokój w muzyce, - odpowiedział.
Ich rozmowa wiła się, eksplorując wspólne zainteresowania i pasje. Gdy niebo malowało się odcieniami zmierzchu, niechętnie się rozstali, obiecując przyszłe spotkania.
W domu, Johnny rozmyślał nad obecnością Lunaire. Była zagadką, mieszanką gracji i intelektu. Jej spokojna postawa kryła żywego ducha, jej oczy odbijały głębię mądrości i humoru. Księga, teraz spoczywająca na jego łóżku, tajemniczo świeciła, wzywając go. Johnny w tym czasie, jadł kolację z rodziną, ich głosy były odległym echem w porównaniu z powabem tomu. Chłopiec cały czas przy jedzeniu myślał o książce. Gdy Johnny wchodził po schodach do swojego pokoju, księga wołała go, jej blask był zwiastunem nieznanych podróży. Jakie sekrety skrywała? Jakie ścieżki rozświetli? Te pytania odbijały się echem w jego umyśle, gdy stał na progu odkrycia. Luminescencyjna księga obiecująca objawienia wykraczające poza jego najśmielsze marzenia krzyczała swoim blaskiRozdział 3 - Dary.
G dy Johnny zbliżył się do książki, poczuł nieodparty pociąg, nieomal magnetyczny. Świecąca aura wokół niej wydawała się go wołać, wywołując niezrozumiałe uczucie swojskości, jakby książka była starą znajomą. Z wahaniem, jakby obawiał się przerwać magiczny trans, wyciągnął rękę i dotknął okładki, poczuwszy ciepło, które wydawało się przepływać przez jego palce prosto do serca. Powoli otwierając książkę, Johnny poczuł, jakby przenikał do innego świata – tajemniczego, otoczonego aurą mistycyzmu, spisanego na stronicach starego manuskryptu, który robił wrażenie niczym Grymuar - magiczna księga. Wnętrze książki było pełne skomplikowanych ilustracji, przedstawiających fantastyczne stworzenia rodem z innych wymiarów. Tekst napisany był w nieznanym języku, który jednak wydawał się dziwnie znajomy. Johnny, zafascynowany, miał wrażenie, że rozumie słowa na poziomie intuicji, jakby przemawiały do niego bezpośrednio do podświadomości, wywołując echa dawno zapomnianych wspomnień. Patrząc na książkę, Johnny zaczął doświadczać niezwykłego zjawiska. Maleńkie cząsteczki, białe i czarne, zaczęły wirować wokół niego, tworząc hipnotyzujący taniec. Z każdą chwilą Johnny czuł, jak cząsteczki wnikają do jego ciała przez oczy, uszy, a nawet usta, tworząc w nim poczucie jedności z książką. Wydawało się, że całe uniwersum skrywane w książce powoli wchłania go, przenosząc poza granice wyobraźni. Leżąc na swoim łóżku, otoczony przez tę magiczną mgłę, Johnny poczuł niezwykły spokój i ciszę. Mgła, pulsująca dziwną energią, wydawała się napełniać go nowym życiem, otwierając drzwi do innych wymiarów. Zamknął oczy, oddając się całkowicie temu doświadczeniu. Umysł Johnny'ego zanurzył się w głębokim, spokojnym śnie, przenosząc go do nieziemskiego krajobrazu.
W swoim śnie znalazł się w miejscu niemal eterycznym, unosząc się w przestrzeni, gdzie spotkał wysokie, szczupłe istoty o wydłużonych kończynach i powiewnych szatach, które mieniły się delikatnym światłem. Komunikowały się ze sobą w niezrozumiałym języku, który zdawał się być muzyką, przesyconą emocjami i znaczeniem. Johnny, patrząc na nie, poczuł, że pochodzą z innego wymiaru, sąsiadującego z rzeczywistością, lecz nieuchwytnego dla zmysłów. Gdy sen trwał, Johnny był świadkiem, jak istoty odprawiały tajemniczy rytuał. Wydawało się, że ich działania miały wpływ na Ziemię – kształtowanie lądu, oceanów i nieba. Johnny, obserwując, poczuł się jakby był częścią tego procesu, rozumiejąc, że ich praca ma głęboki sens. W miarę jak sen trwał, Johnny doświadczył pilnej potrzeby porozumienia się z tymi istotami. Próbował przemówić, lecz jego słowa rozpływały się w pustce. Próbował zbliżyć się, ale coś go powstrzymywało. Pomimo frustracji, był pełen podziwu dla tajemniczego piękna tych istot. Nagle, zrywając się z głębokiego snu, Johnny poczuł tęsknotę. Przypomniał sobie dzieciństwo, kiedy mieszkał z rodzicami w klaustrofobicznym mieszkaniu. Te uczucia tęsknoty za czymś nieuchwytnym, za jednością i wspólnotą, wróciły do niego z nową siłą. W ciele człowieka czuł teraz odrębność, której nie potrafił w pełni zrozumieć ani wyrazić słowami. Rozglądając się po swoim pokoju, zdał sobie sprawę, że biała i czarna materia z książki w jakiś sposób przeniknęła do jego ciała podczas snu. Nadal odczuwał dziwne mrowienie, jakby mgła krążyła w jego żyłach, dając mu poczucie, że sen był przebłyskiem innego wymiaru. Przetarł oczy i spojrzał na zegar. Była 7:00, czas szykować się do szkoły. Wstał, ubrał się i zszedł na dół na śniadanie z rodzicami. Podczas śniadania opowiedział rodzicom o Lunaire, o ich spotkaniu w parku, o jej zainteresowaniach muzyką rockową, jogą i medytacją. Jego rodzice cieszyli się, widząc jego szczęście. Po śniadaniu Johnny wyszedł na zewnątrz, by spotkać się z Lunaire. Idąc przez piękną okolicę, nasłuchiwał dźwięków natury, a jego myśli krążyły wokół tajemniczej książki. Zauważył Lunaire, ubraną w czerwoną koszulę, czekającą na niego na murku przed domem. Ich spojrzenia spotkały się ciepło, a rozmowa wypełniła ich drogę. Podczas porannego spaceru do szkoły, Lunaire i Johnny zanurzyli się w dyskusji o tajemniczej księdze.
- Może w bibliotece znajdziemy jakieś wskazówki, - rozważała Lunaire, przewracając strony książki.
- To może być jak detektywistyczne poszukiwania, - dodał Johnny, choć w głębi serca odczuwał, że książka skrywa głębszą tajemnicę.
W domu Johnny'ego, po zakończeniu lekcji, atmosfera nabrała mistycznego charakteru. Siedzieli otoczeni stosem książek i notatek, a Johnny nagle wyjawił coś, co dręczyło go od dawna.
- Wiesz, kiedy byłem młodszy, bałem się cieni. Wydawały mi się jak macki ośmiornicy, szarpiące za krawędź rzeczywistości, - mówił poważnie.
- Czasami dobiegały mnie dziwne dźwięki, jakby coś szeptało. Zdaję sobie sprawę, że to co mówię brzmi dziwnie, jednak nieraz myślę, że to tylko dziecięca wyobraźnia mną wtedy kierowała. Ale z drugiej strony wiem, jakie to było dla mnie realistyczne. Nigdy wcześniej nie dzieliłem się z kimś tymi wspomnieniami. Pewnie to brzmi, jakbym był jakiś stuknięty, albo coś, - zwierzył się chłopiec, uśmiechając się lekko z wyrazem niedużej konsternacji na twarzy, jakby sam nie wierzył, że to powiedział.
Lunaire, słuchając uważnie, zapytała: - Czy myślisz, że to miało związek z książką?
- Nie jestem pewien. Ale teraz, gdy o tym mówię, te cienie wydają się być częścią tej samej zagadki. Może ta książka i moje dziecięce lęki są jakoś powiązane, - rozważał Johnny, bawiąc się rogiem "Almanachu Utraconych Dusz".
Lunaire przechyliła głowę, zastanawiając się. - Hej Johnny, a może to klucz do zrozumienia tych cieni? Może te macki ośmiornicy były czymś więcej niż wytworem wyobraźni? - stwierdziła dziewczyna, myśląc, że ona to dopiero teraz brzmi dziwnie, mówiąc te słowa. Uśmiechnęła się i kontynuowała: - Johnny, pomyśl, co ja właśnie powiedziałam. To dopiero jest dziwne? Także nie musisz się bać o siebie, że wiesz, jesteś jakiś inny… czy coś.
Razem rozbawieni dyskutowali jeszcze chwilę, aż nastąpiła chwila ciszy, podczas której Johnny rozmyślał nad słowami Lunaire. - To jak podróż do serca ciemności? - powiedział cicho, przewracając strony książki. - Jakbyśmy zaglądali w oczy nieznanego.
W pokoju zapanowała atmosfera napięcia i tajemniczości.
- Musimy kontynuować poszukiwania. Ta książka to jak mapa do innego świata, świata cieni i szeptów, - dodała Lunaire, a jej głos był pełen determinacji.
Kiedy Lunaire zbierała się do wyjścia, zatrzymała się na chwilę. - Wiesz, od kiedy Cię poznałam, czuję, jakby jakiś magnetyzm przyciągnął mnie tutaj. To nie był przypadek. - Jej słowa były pełne przekonania. - To, że rozumiem tę książkę… pomimo, że jest napisana dziwnymi znakami, to musi mieć jakiś głębszy sens.
Johnny skinął głową, zgadzając się z nią. Pożegnali się, a w jego umyśle kołatały pytania o mackowate cienie i nieodkryte tajemnice. Pozostał sam z księgą, czując, jak przeszłość i teraźniejszość zaczynają się przeplatać, tworząc sieć tajemnic, które tylko czekały, aby je odkryć. Lunaire, odchodząc, zostawiła w nim poczucie, że razem mogą odkryć coś niezwykłego. Johnny siedział na łóżku, wpatrując się w tajemniczą książkę, która wydawała się być bramą do innego świata. Każda strona była jak zaklęty labirynt pełen dziwnych symboli i napisów, które zdawały się ożywać pod jego spojrzeniem. Oddychając głęboko, próbował odtworzyć technikę medytacji, o której wspominała Lunaire. Z każdym wdechem, czuł jak energia przepływa przez jego ciało, z każdym wydechem rozchodził się spokój. Świat wokół rozpływał się, pozostawiając go sam na sam z własnymi myślami. Nagle, w tej nieskończonej pustce, do Johnny'ego dotarł głos – kojący, uspokajający, mówiący o mocy kształtowania rzeczywistości. Johnny, zafascynowany, pojął znaczenie tych słów. Poczuł się, jakby odkrył sekret wszechświata. Zaczął wizualizować to, co pragnął stworzyć. Obrazy w jego głowie nabierały życia, tworząc nową rzeczywistość wokół niego. Gdy medytacja dobiegła końca, Johnny otworzył oczy, przepełniony świeżością i nowym zrozumieniem. Uśmiechnął się sam do siebie, postanawiając jednak wrócić do tej wspaniałej medytacji. Tym razem przeniósł się do świata, gdzie eteryczne istoty wykonywały nieziemskie rytuały. Zrozumiał, że ta kontemplacja wiąże go ze światem snu. Skupił się, by zrozumieć ich działania. Istoty odwróciły się do niego, komunikując się telepatycznie. Choć ich słowa były dla niego niezrozumiałe, czuł ich głębokie znaczenie. Poranek nastał niespodziewanie. Obudziwszy się, Johnny przypomniał sobie o egzaminie z matematyki. Przedmiot ten zawsze był jego mocną stroną, ale teraz czuł się nieprzygotowany. W pośpiechu wybiegł z domu, kierując się do szkoły. W klasie, widząc arkusz egzaminacyjny, zalał go niepokój. Zamknął oczy, skupiając się na wizualizacji. Kiedy je otworzył, zszokowany zobaczył zmienione pytania. Wypełniając test, czuł niesamowitą pewność siebie. Ta nowa moc zdawała się być związana z tajemniczą książką. Siedząc przy biurku, Johnny zastanawiał się nad swoją nową zdolnością. Czuł, jakby trzymał cały świat w dłoniach. Przypomniał sobie „Alchemika” - Coelho, opowieść o słuchaniu serca i podążaniu za własną legendą, oraz „Jam jest” - Saint-Germain, gdzie bohater odkrywa moc kształtowania rzeczywistości. Te historie wydawały się teraz przewodnikiem po jego własnej, ukrytej prawdzie. Po egzaminie, spotkał Lunaire. Uśmiechnęli się do siebie, dzieląc tajemnicę niewyobrażalnej mocy. Johnny czuł, że stoi na progu czegoś wielkiego, ekscytującego i nieco przerażającego, a jego podróż do odkrycia własnej legendy właśnie się rozpoczęła. Johnny i Lunaire, przechadzając się po szkolnym korytarzu, zagłębiali się w dyskusji o niedawnym egzaminie z matematyki.
- Co myślisz o teście z matmy, Johnny? - zapytała Lunaire, patrząc na niego z zaciekawieniem.
- Był wymagający, - przyznał Johnny, przeczesując dłonią włosy, ukrywając przed nią fakt, że tajemniczo zmienił pytania na arkuszu. - Ale mam nadzieję, że poradziłem sobie. A ty jak?
- Podobnie. Ale cieszę się, że to już za nami.
Dziewczyna od razu wyczuła, że jej kolega coś kręci odnośnie tego egzaminu i powiedziała: „Może po lekcjach zagłębimy się w tę książkę?
- Oczywiście, - zgodził się Johnny z entuzjazmem. - Jestem ciekawy, co jeszcze z niej wyniknie.
- Ja również, - dodała Lunaire. - Próbowałam znaleźć coś o niej w bibliotece, ale nic nie ma. To jakby ta książka była niewidzialna dla świata.
- To tylko dodaje jej tajemniczości, - stwierdził Johnny, marszcząc brwi.Ich rozmowa zeszła na inne tematy, ale myśli o książce nadal kołatały im w głowach. Gdy Lunaire skręciła w kierunku następnej lekcji, Johnny nie mógł powstrzymać się od podziwiania jej. Było w niej coś hipnotyzującego - sposób, w jaki się poruszała, jej uśmiech, który rozświetlał otoczenie, i jej oczy, mieniące się inteligencją. Lunaire miała w sobie coś więcej niż tylko urodę – była jak zagadka, pełna mądrości i tajemniczości. Johnny złapał się na myśli, że chciałby być dla niej kimś więcej niż tylko przyjacielem. Choć te myśli szybko odsunął na bok, przypominając sobie o ich wspólnej tajemnicy. Pomimo, że Lunaire była dla niego jak nieosiągalna gwiazda - przynajmniej w jego wyobrażeniu bo rzeczywistości było z goła inaczej - postanowił skupić się na ich wspólnych poszukiwaniach tajemnicy książki. Po lekcjach spotkali się, aby razem kontynuować badanie tajemniczego manuskryptu. Johnny był pełen podziwu dla jej intelektu i sposobu, w jaki potrafiła analizować skomplikowane zagadki zawarte w książce. Tą umiejętność pewnie wypracowała przez czytanie kart tarota. Ich wspólne poszukiwania były jak podróż do nieznanego świata, pełnego tajemnic i nieodkrytych prawd. W międzyczasie, w głowie Johnny'ego nadal kołatały pytania o dziwne moce, które odkrył podczas egzaminu. Czyżby książka, którą znaleźli, była kluczem do tych niezwykłych zdolności? Wszystko to wydawało się być częścią większej układanki, którą razem zaczynali co dopiero rozwiązywać. Lunaire, zanurzona w świat swoich myśli, przemierzała ich niezliczone meandry na próżno szukając skupienia. W jej głowie rozbrzmiewał cichy, wewnętrzny monolog, pełen refleksji na temat przeszłości, teraźniejszości i nad tym, co może przynieść przyszłość. Wychowana w małym miasteczku przez rodziców nauczycieli, od zawsze była spragniona wiedzy i zgłębiania tajemnic świata. Jej szkolna kariera przypominała raczej zjeżdżalnię w parku rozrywki niż nudną ścieżkę naukowego znoju – pełna zwrotów akcji i nieoczekiwanych skoków. Jednak jej prawdziwa pasja - oczywiście szkolna - miała bardziej zielony charakter – biologia i ekologia, czyli nauki o tym, jak rośliny i zwierzęta wpadają w tarapaty, z których ludzie potem muszą je ratować. Koszykówka była jej osobistym resetem od tej całej ekologicznej ekwilibrystyki, a Johnny na boisku jawił się jej niczym naukowiec w laboratorium – z taką samą determinacją rozwiązujący zagadki grania, co ona te przyrodnicze. Ale było coś więcej, coś, co sprawiało, że serce biło jej mocniej na samą myśl o nim. Kiedy później tego dnia znalazła się w domu Johnnego, atmosfera była pełna ciepła i przyjazności. Rodzice Johnnego, zaskoczeni, ale serdeczni, z chęcią włączyli się w rozmowę z Lunaire.
- Więc jesteś tą sławną Lunaire, o której tak dużo słyszeliśmy, - powiedział ojciec Johnnego z przymrużeniem oka. - Chłopak nie przestaje o Tobie mówić.
Matka Johnnego, uśmiechając się, dodała: - Tak, Johnny rzadko kiedy przyprowadza do domu dziewczyny, więc musisz być wyjątkowa!
Lunaire, lekko zakłopotana, ale zarazem rozbawiona, odpowiedziała: - Mam nadzieję, że to dobre rzeczy, te które Johnny mówi.
Rozmowa zeszła na temat jej rodziców i zainteresowań. Kiedy Lunaire wspomniała o swojej pasji do kart tarota i astrologii, matka Johnnego z zaciekawieniem zapytała: - Czy to oznacza, że możesz mi powróżyć?
Lunaire, roześmiana, odparła: - Tak, możemy kiedyś spróbować.
Gdy rozmowa zeszła na temat egzaminu z matematyki, Johnny i Lunaire wymienili spojrzenia, pełne niedopowiedzianych sekretów.
- Poszło nam całkiem dobrze, - powiedział Johnny, ukrywając fakt swojej magicznej ingerencji.
- Z takimi inteligentnymi głowami w domu, nie wątpię, - odpowiedział ojciec Johnnego, a w jego głosie pobrzmiewała duma.
Po chwili rodzice opuścili pokój, pozostawiając dwoje nastolatków samych. Johnny i Lunaire usiedli na łóżku, przeglądając tajemniczą książkę. Ryciny na jej stronach zdawały się ożywać, a każda strona była jak portal do innego wymiaru. Lunaire, z łatwością odczytując dziwne znaki, stała się przewodniczką w tej niezwykłej podróży.
- Może spróbujemy jednej z tych medytacji? - zaproponował Johnny, patrząc na instrukcje zawarte w książce.
Lunaire skinęła głową, pełna ciekawości. Razem zaczęli medytować, kierując się wskazówkami z księgi. Johnny, choć doświadczony w medytacji, nigdy nie oczekiwał, że mogą otworzyć drzwi do innych światów. Wspólna medytacja była jak krok w nieznane, gdzie granice rzeczywistości zacierały się, a każdy oddech był jak wejście na nową ścieżkę odkryć. Lunaire, z nadzieją i ekscytacją, podążała razem z Johnnym, otwierając nowe drzwi percepcji i odkrywając niewyobrażalne tajemnice. Wspólna podróż Johnnego i Lunaire, zainicjowana w cichym pokoju chłopca, przerodziła się w niezwykłą przygodę przekraczającą granice znanego świata. Siedzieli tam, w zaciszu czterech ścian, ich nogi skrzyżowane w pozycji medytacyjnej, oczy zamknięte, a umysły skupione na słowach dawnej księgi, która obiecywała odkrycie niezgłębionych tajemnic. Kiedy wdechy i wydechy harmonijnie splatały się, wokół nich zaczęła roztaczać się aura nieważkości. Ich ciała, dotąd ograniczone przez ziemskie prawa fizyki, zaczęły lewitować nad podłogą, niczym delikatne piórka uniesione przez niewidzialny podmuch wiatru. Otworzyli oczy, patrząc na siebie nawzajem ze zdumieniem i podnieceniem. Pierwszy raz doświadczali takiego zjawiska – byli świadkami własnej astralnej podróży.
- Zobacz, Lunaire! - wykrzyknął Johnny, gdy ich astralne formy unosiły się w powietrzu. "Lecimy!"
Lunaire, choć zaskoczona, nie kryła radości.
- To niesamowite, Johnny! Czuję się jak w świecie snu, ale to wszystko jest takie rzeczywiste!
Razem zaczęli eksplorować nowo odkrytą wolność. Lecąc przez okno, odkrywali nowy świat z perspektywy, której dotąd nie znali. Wznieśli się wysoko nad dachami domów, unosząc się w powietrzu niczym ptaki, swobodni i nieograniczeni. Wszystko, co widzieli, było intensywne i żywe, barwy i kształty łączyły się w hipnotyzujący taniec.
- Spójrz, jak piękny jest świat z tej perspektywy, - powiedziała Lunaire, jej głos brzmiał naprawdę jak melodia.
- Zawsze marzyłem o takiej wolności, - odpowiedział Johnny. "To jak dotykanie nieba."
W ich podróży napotkali jasny punkt na niebie, który wydawał się ich wzywać. Johnny, zaintrygowany tym tajemniczym światłem, zwrócił się do Lunaire: "Chodź, zobaczmy, co tam jest!"
Lunaire, choć początkowo niepewna, dała się ponieść chwili. Razem podążali ku świetlistemu punktowi, który okazał się być bramą do innego świata. Tam spotkali istotę o niezwykłej aurze i mocy – duchowego przewodnika Johnnego.
- Jestem tutaj, aby was poprowadzić, - powiedział przewodnik, jego głos był jak echa z innej rzeczywistości. "Pokażę wam, jak wasze duchowe ja może wpływać na świat."
Zachwyceni i pełni podziwu, Johnny i Lunaire przemierzali astralne płaszczyzny, obserwując zjawiska, o których dotąd mogli tylko czytać w książkach. Przewodnik pokazywał im, jak każda ich myśl i uczucie miały swoje odbicie w świecie materialnym. "Wasza podróż to dopiero początek," mówił przewodnik. "To, co odkryjecie, przekracza granice waszej wyobraźni."
Kiedy powrócili do swoich ciał, Johnny i Lunaire byli pełni nowych wrażeń i inspiracji. Wiedzieli, że ta podróż była tylko wstępem do dalszych odkryć i że przed nimi stoi jeszcze wiele tajemnic do rozwikłania.
- Sądzę, że to dopiero początek naszej przygody, - powiedział Johnny, patrząc na Lunaire z uśmiechem.
Lunaire odpowiedziała, jej oczy świeciły radością: "Z niecierpliwością oczekuję kolejnych tajemnic, które przed nami. Mam przeczucie, że to jest dopiero wstęp do niezwykłych przeżyć."
Podczas gdy Johnny i Lunaire kontynuowali swoją astralną podróż, nagle znaleźli się uwięzieni w przezroczystym ośmiościanie. Ich astralne formy odbijały się bezskutecznie od ścian, tworząc efekt niekończącego się labiryntu, z którego nie było wyjścia.
- Wszystko będzie dobrze, - powiedział Johnny, próbując uspokoić Lunaire. "Musimy tylko zachować spokój i pomyśleć."
Lunaire, choć zaniepokojona, skinęła głową. "Może jest jakiś sposób, by to przerwać... jakieś słowo klucz albo myśl?"
Zaczęli próbować różnych technik medytacyjnych, skupiając się na swoich oddechach i próbując połączyć się ze swoim duchowym przewodnikiem. Wtedy niespodziewanie usłyszeli głos w ich głowach: "Nie traćcie wiary, bo nigdy nie jesteście naprawdę sami."
W tym momencie ściany ośmiościanu zaczęły zanikać, powoli rozpuszczając się i uwalniając ich z pułapki. Wzajemnie wdzięczni za nieoczekiwane uwolnienie, Lunaire i Johnny poczuli ulgę i zdumienie.
- Musimy być bardziej ostrożni, - powiedziała Lunaire. "Nie wszystko w tym świecie jest tym, czym się wydaje."
Johnny skinął głową, zastanawiając się nad ich doświadczeniem. "Tak, to dopiero początek. Musimy nauczyć się więcej o tym, jak się tu poruszać."
Po tym doświadczeniu postanowili zakończyć na dzisiaj swoją astralną podróż. Skoncentrowali się na powrocie do swoich ciał fizycznych, wyobrażając sobie każdą ich część, aż w końcu powrócili do ziemskiej rzeczywistości.
- Wow, to było niesamowite, - powiedziała Lunaire, jeszcze odczuwając echa ich podróży.
- Zdecydowanie, - odparł Johnny. "Musimy to kiedyś powtórzyć. Ale najpierw chcę dokończyć książkę Roberta Monroe, którą znalazłem w biblioteczce ojca. Może da nam więcej wskazówek. Książka wyraźnie opowiada o podróżach astralnych."
Kiedy Johnny spotkał się kolejnego dnia z Lunaire, przy sobie miał książkę - Almanach. Położyli ją przed sobą, jakby była kluczem do głębszego zrozumienia i źródłem mocy dla ich nadchodzącej medytacji. Otuleni blaskiem książki, zaczęli oddychać głęboko, wyciszając swoje umysły i przygotowując się do astralnej podróży. Z każdym oddechem, książka zdawała się emanować subtelnym światłem, które wypełniało pokój i otaczało ich ciała astralne. Wkrótce Johnny i Lunaire poczuli, jak ich duchowe istoty zaczynają unosić się, odrywając się od ograniczeń materialnego świata. Znaleźli się w przestworzach, unosząc się nad Ziemią, gdzie ich duchowy przewodnik już na nich czekał. Wskazał na planetę i zaczął mówić.