Alpamayo - ebook
Alpamayo - ebook
"– Wiesz? Łapię się coraz częściej na tym, że nie chce mi się żyć – powiedziałaś. – Ta myśl nie niepokoi mnie bardzo. Wydaje mi się naturalną konsekwencją tego ciśnienia, które w mojej głowie już od jakiegoś czasu narasta. Oczywiście od myśli do czynów jest droga daleka, ale pustka, ciemna dziura mnie nie przeraża.
Leżeliśmy obok siebie. Patrzyłem na ciebie, na twoje jasne włosy rozrzucone na poduszce, na białą, jedwabną koszulę nocną. Wpatrywałaś się we mnie z tym dziwnym, zagadkowym wyrazem twarzy i mówiłaś dalej:
– To uczucie niekiedy we mnie narasta, a czasem się cofa. Mam teraz taki czas, że nie chce mi się walczyć ze swoją słabością. Wolę się temu poddawać. Mówić o tym też coraz mniejszą mam ochotę.
– Porozmawiajmy, proszę – powiedziałem, gładząc delikatnie twoją głowę.
– Gdy z tobą o tym rozmawiam, poddaję się potrzebie spuszczenia tego napięcia, które mnie męczy, ale zarazem czuję, że jeszcze bardziej oddalam się od tej Róży, której ty byś chciał i którą ja chciałabym być dla ciebie – ciągnęłaś nieśpiesznie. Nasenna tabletka zaczęła działać. – Wszystko jest takie nierealne. Mam wrażenie, jakbym patrzyła przez szybę. Dziwne, niedobre zmęczenie. Zapadanie się w sobie – wypowiadałaś krótkie zdania. – Chciałabym zapaść w sen i już się nie obudzić. Właśnie tego chcę."
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8308-274-5 |
Rozmiar pliku: | 950 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_PORA ZACZĄĆ NOWE ŻYCIE_
_Nie sądziłem, że będzie tak banalnie. Siedziałem ze szklanką piwa na kanapie i_ _oglądałem w_ _telewizji mecz. Żona, też z_ _piwem, siedziała na fotelu obok. Między golem strzelonym przez Claudia Pizarra i_ _bramką Lukasa Podolskiego powiedziała, że wynosi się z_ _domu. W_ _sensie fizycznym, bo emocjonalnie od_ _wielu miesięcy była gdzie indziej. W_ _zamian obiecała przyjaźń i_ _pomoc kulinarno-logistyczną. Zostaję więc w_ _domu z_ _synem. Zodiakalna Panna z_ _osiemnastoletnim dzieckiem._
_To chyba najlepsze wyjście. Przyjąłem decyzję żony ze zrozumieniem i_ _ulgą. Ta krótka rozmowa wyrwała mnie z_ _emocjonalnego odrętwienia, w_ _jakim tkwiłem od_ _bardzo dawna. Pojawiła się jednak nagle melancholia. Trudno, by jej zabrakło. W_ _końcu zamknął się ważny etap mojego życia. Coś ścisnęło mnie w_ _żołądku. Żal? Obawa przed tym, co nadejdzie? Sentymentalny byłem. A_ _przecież właśnie teraz powinienem być twardy i_ _silny. Pora zacząć życie od_ _nowa._
_Z_ _takim właśnie postanowieniem ruszyłem następnego dnia do_ _miasta. I_ _co? Poczułem, jak w_ _tramwaju ktoś delikatnie dotyka mojego ramienia. Odwróciłem się i_ _zobaczyłem młodą kobietę, która podniosła się z_ _fotela i… zaproponowała mi swoje miejsce. Kurwa mać! Jak miałem zacząć to nowe życie? Z_ _kim, skoro pierwszego dnia wolności pierwsza napotkana kobieta potraktowała mnie jak staruszka? Po prostu jaja jak moherowe berety._
MATRYMONIALNY ANONS
Przeczytałem w internecie, że pewien Kanadyjczyk założył bloga tylko po to, by znaleźć odpowiednią kandydatkę na żonę. Ja żonę wprawdzie jeszcze miałem, ale odeszła, więc dobrze by było znaleźć nową. Pomysł Kanadyjczyka spodobał mi się. Napisałem więc na prowadzonym od blisko dwóch lat blogu, że czekam na małżeńskie oferty od pań, koniecznie ze zdjęciem.
Przez kilka dni nie było odzewu, ale po tygodniu przyszedł krótki list: „Pomysł szukania żony przez internet? No cóż, na dzisiejsze czasy skrojony. Jako osoba odrobinę niegdysiejsza miałabym szczerą ochotę napisać do pana w sposób bardziej tradycyjny. Przyznam, że nie jestem za bardzo zaprzyjaźniona z komputerem, nie mam na przykład pojęcia, jak przesłać tą drogą swoją fotkę. Miałabym oczywiście wielką ochotę uwieść tak interesującego mężczyznę, jak pan, o rewelacyjnych poglądach. Parę słów o mnie: mam trzydzieści jeden lat, jestem mamą siedmioletniej dziewczynki, dwa lata temu rozstałam się z mężem. Jestem wysoką, szczupłą blondynką o klasycznej, spokojnej urodzie i lekko zakręconym charakterze. W głowie mam raczej dobrze poukładane, staram się więc podejść do tego, co właśnie robię, z przymrużeniem oka, bo nie ukrywam, że robię taką rzecz po raz pierwszy w życiu. Pozdrawiam serdecznie, Róża Szarm”.
Później się przyznałaś, że rok wcześniej poznałaś przez internet Wiktora Kosę, komandosa, człowieka intrygującego i skomplikowanego zarazem. A więc nie byłem pierwszym facetem, z którym flirtowałaś w sieci. Pisaliście do siebie przez jakiś czas maile, aż postanowiliście wreszcie się spotkać. Zostawiłaś córkę u swojego taty i pojechałaś na kilka dni z Kosą na Mazury. Byłaś zakochana od pierwszego wejrzenia. Nic dziwnego. Mówił ci to, co chciałaś usłyszeć: że jesteś wspaniała, piękna, inteligentna, wrażliwa. Zasługiwałaś na te komplementy, bo taka właśnie jesteś.
Było pięknie, ale do czasu. Słyszałaś coraz mniej komplementów, byłaś za to świadkiem coraz dziwniejszych zachowań ukochanego, z niebezpieczną zabawą z bronią w ręku włącznie. Kiedy po tygodniu ostrego seksu w sercu Wiktora z gorącej namiętności pozostała tylko garść popiołu i wbrew wcześniejszym zapewnieniom oświadczył, że wraca do żony, ścięło cię z nóg. Kosa to facet, który wyrządził ci największą krzywdę. To on zachwiał twoim poczuciem wartości, odebrał pewność, że jesteś piękna, mądra i dla kogoś ważna. Rozkochał cię w sobie do nieprzytomności, by nagle rzucić jak jakiś śmieć. Po powrocie z Mazur tak właśnie się czułaś. Jak nikomu niepotrzebny śmieć. Coś w tobie pękło. Żyjesz z tą rysą do dziś, Różo. Jeśli żyjesz.
Wiktor Kosa to jedyny facet, który cię zostawił i na dobre zniknął z twojego życia. Ci, których ty zostawiłaś, wciąż wokół ciebie krążyli, jakby liczyli, że jeszcze będą mogli być z tobą, że cię odzyskają, że znów będą twoimi facetami.
– Co byś zrobiła, gdyby w twoim życiu nagle znów pojawił się Wiktor Kosa? – spytałem pewnego dnia.
Nie wiedziałaś, co odpowiedzieć. A może nie chciałaś odpowiadać. Wzruszyłaś tylko ramionami i powiedziałaś:
– Nie wiem. Nie mam pojęcia, co bym wtedy zrobiła.
_NIEWINNI CZARODZIEJE_
_Nowe Miasto tuż przed południem. Długa, Freta, Rynek, Kościelna. Wszystko skąpane w_ _słońcu. Kelnerzy niecierpliwie czekają na pierwszych klientów_ _– lada moment wybiegną ze swoich biur na lunch. Stukot kopyt o_ _bruk zwiastuje pojawienie się konnego tramwaju z_ _podskakującymi na twardych ławkach turystami. Skandynawscy emeryci wygrzewają się na ławce i_ _gawędzą w_ _swoim narzeczu. Młode dziewczyny z_ _gołymi ramionami absorbują ostatnie tej jesieni ciepło, przez co wydają się gorętsze niż zwykle. Jest sielsko, anielsko. Chciałoby się tam zostać na dłużej. Nic nie robić, tylko siedzieć i_ _patrzeć. Ale pora iść na spotkanie z_ _Romkiem._
_Mógłby być moim ojcem, jego syn jest jednak niewiele starszy od_ _mojej córki. Zważywszy na to, jak rozrywkowy tryb życia prowadził Romek, nawet się nie dziwię, że nie miał wcześniej czasu na małżeństwo i_ _rodzicielstwo. Wszystko przez lata spędzone w_ _warszawskich knajpach w_ _towarzystwie największych birbantów stolicy i_ _okolicy, wśród których byli między innymi pisarze, w_ _tym jeden kultowy, prawnicy, naukowcy, aktorzy, ale też osoby stale mające kłopoty z_ _prawem, utracjusze, którzy całe życie się obijali, ale mieli za to inne przymioty awansujące ich do_ _rangi osób niezastąpionych w_ _towarzystwie. O_ _jednym z_ _nich Romek tak pisze w_ _swojej książce: „Nikt tak jak on nie potrafił pompować w_ _płuca kolegów lepszego nastroju. To on, spotkany przy wyjściu z_ _kawiarni z_ _młodziutką panienką i_ _zapytany przez zmartwionych kolegów, czy przypadkiem nie zwariował, bo przecież ona ma najwyżej trzynaście lat, ze spokojem odpowiedział: »Nie szkodzi. Ja nie jestem przesądny«”._
_Drzwi otworzył hrabia Jan, który na stałe mieszka w_ _Paryżu i_ _którego właśnie tam kilkanaście lat temu przedstawił mi Romek. Hrabia_ _– nazwisko ma prima sort_ _– jest ponoć autentycznym arystokratą, ale ze sposobu bycia trudno by było go o_ _to podejrzewać. Nawet dzisiaj, kiedy okazało się, że Romek ma już książkę, którą chciałem mu ofiarować, hrabia bez pardonu oznajmił, że on ją w_ _takim razie sobie weźmie, na co chętnie przystałem, skrzętnie skrywając zdumienie bezceremonialnością, sympatycznego skądinąd, potomka znamienitego rodu._
_Obaj mają siódemkę z_ _przodu, ale wciąż są niegrzecznymi chłopcami. Wieczorami lubią pograć w_ _karty i_ _popić wina, przez co rano śpią długo. Gdy zjawiłem się około południa, zaprosili mnie na śniadanie. Prawdę mówiąc, jedli mało, dużo za to palili. Jeszcze dwa lata temu często grali w_ _tenisa. Dziś gra tylko hrabia, bo Romek jest po wylewie i_ _chyba nigdy już nie wróci do_ _dawnej sprawności, choć trzyma się nadzwyczaj dzielnie._
_Wybrałem się do_ _Romka, by go namówić do_ _rozwinięcia wydanych już, ale w_ _niezbyt obszernej książce, wspomnień, do_ _szczegółowszego opisania „kawalerki” pędzonej przez trzy dekady w_ _towarzystwie największych oryginałów. Tylko się uśmiechnął i_ _powiedział, że wydawca powtarza mu to od_ _kilku lat, ale on nie ma na to czasu._
_Odniosłem wrażenie_ _– poczułem to zwłaszcza w_ _towarzystwie hrabiego Jana, jego kompana od_ _blisko półwiecza_ _– że Romek, mimo podeszłego wieku, wciąż przedkłada uroki życia nad dawanie mu świadectwa. Woli dopełnić swój los niegrzecznego chłopca niż poświęcić resztę życia żmudnej pracy kronikarza. Nie dziwi to w_ _przypadku kogoś, kto jest częścią przekazywanej od_ _dziesiątek lat legendy „niewinnych czarodziei”._
CIERPIENIA STAREGO WERTERA
Byłem oszołomiony. O dwadzieścia lat młodsza kobieta chce mnie uwieść? – pytałem sam siebie z niedowierzaniem. Zacząłem podejrzewać, że ktoś próbuje mnie wkręcać. To chyba jakiś żart – powtarzałem sobie. O co chodzi z tymi moimi „rewelacyjnymi poglądami”? – zastanawiałem się. Wyjaśniłaś mi to potem, gdy poznaliśmy się osobiście. Okazało się, że mojego bloga czytał twój mąż, z którym byłaś w separacji.
– Powiedział, że ja też powinnam ciebie poczytać. Wspomniał, że szukasz żony. Złośliwie zasugerował, że mogłabym odpowiedzieć na twój anons – opowiadałaś mi potem z rozbawieniem.
– Poznaliśmy się więc dzięki twojemu mężowi?
– Tak. To od niego dowiedziałam się o tobie. Zajrzałam do twojego bloga. Musisz wiedzieć, że jako bardzo młoda osoba przechodziłam dość radykalny okres. W czasach, gdy moi koledzy z liceum zaczytywali się „Gazetą Wyborczą” i Tadeuszem Konwickim, moją lekturą był „Najwyższy Czas!” i Waldemar Łysiak. Czułam się jak ktoś, kto dostąpił zaszczytu posiadania wiedzy niedostępnej innym młodym ludziom. Oj, ale byłam ważna. Nic dziwnego, że mnie zaintrygowałaś. Napisałam więc do ciebie – wspominałaś.
– Na złość mężowi? – spytałem.
– Mówiłam już, że byłam pod wrażeniem twoich poglądów, a także wrażliwości, jaką odnajdywałam w tym, co pisałeś – odpowiedziałaś.
Nie byłem zbyt wysportowany i młody, więc miałem poważne obawy, czy młodsza o dwadzieścia lat „szczupła blondynka” chciałaby mnie uwieść. Na moje wątpliwości odpisałaś: „Pana wiek nie jest dla mnie niespodzianką. Moim ideałem jest mężczyzna jeszcze starszy, najlepiej były powstaniec. Może być nawet kaleką, byleby stracił kończynę w słusznej sprawie. Słowem: patriota. Harmonijny patriota, oczywiście. Szukam w życiu harmonii. Szukam i nie znajduję. Na otyłość polecam spacery z jesienną dziewczyną. W drugiej połowie listopada przylatuję z Paryża do Warszawy. Jeżeli pana tusza i obowiązki pozwolą, chętnie dam się zaprosić na długi spacer i filiżankę herbaty. Za jakiś czas postaram się przesłać swoje zdjęcie, by nie dręczyły pana obawy, że jestem jakąś starą ropuchą naciągającą mężczyzn w ich kryzysowym wieku na tanie romanse. Serdecznie pozdrawiam, Róża”.
Kilka godzin później przysłałaś kolejny list. „Uwodzenie mężczyzn przez internet nie wychodzi mi najlepiej. Wolę na żywo parę słów, tak od serca. Myślę, że nie jestem w większym stopniu napaloną trzydziechą niż przeciętna moja równolatka. No, może troszeczkę bardziej”.
Troszeczkę bardziej? Hmm, później dość szybko się zorientowałem, co miałaś na myśli. „Krew nie woda” – tłumaczyłaś potem, gdy już byliśmy razem. Mówiłaś też o własnych sennych fantazjach z wczesnej młodości. Okazało się na przykład, że pierwszym mężczyzną w twoim życiu był jeden z dwóch Krzyżaków, którzy więzili cię w zamkowych lochach.
– Odwiedzali mnie codziennie i gwałcili – opowiadałaś mi bez skrępowania swoje dziewczęce fantazje.
To zastanawiające. Może stąd wzięła się twoja wypowiedziana kiedyś w chwili szczerości tęsknota.
– Chciałabym to kiedyś zrobić z dwoma mężczyznami. Z tobą i z kimś jeszcze – wyznałaś.
– Może spytam syna? – zaproponowałem prowokująco.
– Zwariowałeś! Świntuch! – odpowiedziałaś.
Przyszedł kolejny mail: „Polubiłam do pewnego stopnia moje życie w pojedynkę, ziemia mi się pod stopami nie pali. Jestem młodą kobietą, która szuka spokoju. Zbyt często moje życie stawało w ostatnim czasie na głowie. Proszę mi wierzyć, jest wiele spraw, które powinnam uporządkować. Potrzebna mi chwila wytchnienia. Nic poza tym” – pisałaś. „Krótko mówiąc: z wielką przyjemnością spotkałabym się z panem na kawie lub herbacie. Nie obiecuję, że poczuje się pan w moim towarzystwie jak młody Werter. Myślę jednak, że mam parę cech, które mogłyby sprawić, że spojrzałby pan na mnie przychylnie, a pańska przemiana materii nabrałaby rumieńców. O ile będzie pan jeszcze zainteresowany, zgłoszę się za miesiąc. Róża”.
Oczywiście byłem zainteresowany. Jak mogło być inaczej? Wyglądało na to, że to żaden dowcip. Ty naprawdę chciałaś się ze mną spotkać. Z wirtualnego żartu, jakim bez wątpienia był mój matrymonialny anons, rodziła się prawdziwa historia, która mogła się okazać wspaniałą przygodą.
_OSTATNI FILM PANA GUSTAWA_
_Motto: „Masz wolne serce. Miej odwagę iść zawsze za jego głosem” (Malcolm Wallace A.D. 1280)._
_Czytam właśnie „Najkrótszy przewodnik po sobie samym”, ostatnią książkę, jaką napisał Gustaw Herling-Grudziński. Napisał ją krótko przed śmiercią i_ _trudno oprzeć się wrażeniu, że książka ta jest jak film, który podobno wyświetla się w_ _głowie każdego, kto odchodzi z_ _tego świata. Przelatują ponoć wtedy w_ _ułamku sekundy przez świadomość obrazy z_ _całego życia. Takie obrazy odnajduję w_ _ostatniej książce pana Gustawa._
_Herling-Grudziński był jednym z_ _najwybitniejszych pisarzy polskich XX wieku. W_ _czasie wojny aresztowany i_ _osadzony przez sowieckich komunistów w_ _łagrze na Dalekiej Północy, opuścił Rosję z_ _armią Andersa, walczył pod_ _Monte Casino. Wspólnie z_ _Jerzym Giedroyciem założył w_ _1947 roku i_ _początkowo współredagował wydawaną wówczas w_ _Rzymie „Kulturę”. Po przeniesieniu pisma do_ _Paryża osiadł w_ _Londynie, a_ _w_ _1952 roku przeniósł się na stałe do_ _Neapolu. Laureat wielu nagród: „Kultury” (1958), Jurzykowskiego (1964), Kościelskich (1966), „Wiadomości” (1981), włoskiej nagrody Premio Viareggio, międzynarodowej Prix Gutenberg i_ _francuskiego PEN Clubu._
_Przedmiotem jego pisarstwa był opór stawiany przez człowieka różnorodnym totalitaryzmom, religijnemu zwątpieniu, poczuciu egzystencjalnego osamotnienia, instrumentalizacji życia. W_ _„Dzienniku pisanym nocą” 19 stycznia 1972 roku zanotował: „Pisać tak, by zdanie było przekazem nie tylko jasnej i_ _swobodnej myśli, lecz nieustannego napięcia moralnego, by w_ _słowie żył całym sobą, kto wypowiada je jako swoją długo odważaną i_ _cierpianą prawdę_ _– to pociągało mnie zawsze”._
_Dlatego, że odważnie wypowiadał prawdę, często niepopularną wśród postkomunistycznych elit intelektualnych, dziś literacki dorobek Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, podobnie jak w_ _przypadku powieściopisarzy Ferdynanda Antoniego Ossendowskiego i_ _Józefa Mackiewicza, a_ _także poety Zbigniewa Herberta, jest przez te środowiska lekceważony. Na ich miejsce elity te wykreowały takie gwiazdy salonów, jak Manuela Gretkowska, Olga Tokarczuk i Dorota Masłowska. Żenada._
HERBATA PO GÓRALSKU
Czasami dawałaś wyraz swoim nastrojom. „Od dwóch dni straszliwie pada. Czuję się jak prawdziwa słowiańska smętnica. Nic nie pomaga: ani herbata z miodem i łykiem waniliowego mleka, ani piosenki Hemara” – donosiłaś w jednym z maili. Pisałaś rzadko, bo nie miałaś w domu internetu. Korzystałaś z niego podczas wizyt w uniwersyteckiej bibliotece.
Byłem akurat na urlopie, ale nigdzie nie wyjechałem. Siedziałem całymi dniami w domu. Ty od kilku dni nie pisałaś. Z nudów zacząłem cię „śledzić” w internecie. To zdumiewające, jak dzięki globalnej sieci świat jest mały. Wystarczy wklepać w wyszukiwarkę parę haseł i można zacząć zbierać okruchy informacji. Oczywiście każdy strzęp wiadomości prowokuje do kolejnych pytań, na które trudno odpowiedzieć, bo nie wiadomo, czy to, co już wiemy, dotyczy akurat tej osoby. A pytań jest coraz więcej.
Efekty swojego „śledztwa” opublikowałem na blogu. Oczywiście mogłaś się za to na mnie wkurzyć. Nie powinnaś, bo to tylko zabawa. Ale jeśli się wkurzysz, to będzie znaczyło, że słaby ze mnie znawca kobiecej natury. Z żalem przyznam się do porażki. Naprawdę będzie mi przykro.
Twoja reakcja była gwałtowna. „Słuchaj, ty stary mądralo, co to z nudów śledzi pewną nieznajomą! Sherlock Holmes to z pana nie jest. Zostałam właśnie poinformowana przez męża, nadal zazdrośnika, o nowym pana wpisie. Zabawne, prawda? Teraz to mi pan będzie musiał w Warszawie postawić herbatę po góralsku, bo jak Bozię kocham, oberwie pan. Róża, zodiakalna Waga, urodzona w środę około 14:37, wymiary: wzrost – 175, waga – 58, w pasie mniej niż w biodrach, w cyckach nie za wiele. Amen”.
Ho, ho, ho. Ale się wściekłaś. Ma dziewczyna temperament – pomyślałem. Próbowałem ratować sytuację. „Ależ panią zdenerwowałem. Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam. Tak naprawdę nie chciałem tak szybko wszystkiego się o pani dowiedzieć, bo nie o to chodzi, by złapać króliczka, ale by gonić go. Ale skoro z króliczka wyszedł pasztet, to trudno. Herbata musi być teraz z prądem. Ten prąd mi się przyda na znieczulenie po tym, jak od pani oberwę w brew albo w ucho”.
Na szczęście twój gniew szybko minął. „Jakie czasy, takie obyczaje. Trzeba iść z prądem. Blog rządzi się swoimi prawami. Właściwie nic się nie stało. Pozostałam anonimowa. Zresztą sama biorę w tym udział. Niesmak jednak pozostał. Kogo pan właściwie szuka? Babci Franciszki, panny pszenno-buraczanej, czy może raczej kobiety, proszę pana, na zakręcie? Ja się plasuję tak mniej więcej pomiędzy. Słowem: istota ze mnie wielce niedoskonała” – zakończyłaś łagodnie, choć nie bez śladów irytacji, która wstrząsnęła tobą nie tak dawno temu.
Uff, przeprosiny przyjęte. Kolejna wiadomość nie zostawiała co do tego żadnych wątpliwości. „Właściwie to zrobiło mi się przykro, że tak na pana nakrzyczałam. Z tego, co się zdążyłam zorientować, jest pan człowiekiem statecznym, poczciwym i należy się panu nie bura, a szacunek. I ta różnica wieku. W końcu mógłby pan być moim ojcem. Przykro mi” – pisałaś. „A tak na poważnie, proszę mi uwierzyć, tego, co naprawdę istotne, nie znajdzie pan w internecie. Nie zapracowałam jeszcze na barwny życiorys, ale mam kogo naśladować. Miałam w rodzinie profesora Uniwersytetu Lwowskiego, kosmonautę, pradziadka legionistę, co to wsławił się przede wszystkim tym (jak głosi rodzinna legenda), że odgryzł w bezpośrednim starciu ucho Ruskiemu. A jak pan wie, ciekawa jest tylko prawda. Z szacunkiem, Róża”.
Mimo przyjętych przeprosin czułem, że winien ci jestem kolejne wyjaśnienia. Postanowiłem jednocześnie skrócić dystans i przeszedłem na „ty”.
„Różo, z twoich ostatnich listów przebija żal, bolesna sugestia, że ja z ciebie kpię, żarty sobie robię, zabawę jakąś urządzam. Jeśli tak o mnie myślisz, to jest to poważny zarzut, według mnie nieuprawniony i niesprawiedliwy. Od początku traktowałem cię poważnie. Przyznaję, najpierw trochę nieufnie, bo jesteś pierwszą kobietą, z którą umawiam się przez internet na spotkanie. Ale z każdym dniem ufałem ci coraz bardziej. Zaintrygowałaś mnie, zaimponowałaś mi swoją konsekwencją w realizacji ambitnego planu, jakim było ukończenie w Paryżu studiów medycznych, a także podjęcie tam pracy. Wreszcie ujęłaś mnie swoim zainteresowaniem moją nikczemną osobą” _–_ tłumaczyłem z nadzieją, że na dobre zakopiemy wojenne topory.
Dzień później przysłałaś odpowiedź. „Uff, trochę nakręciliśmy oboje. Wierzę, że nie naumyślnie. Zirytował mnie fakt myszkowania i pisania o tym na internetowym forum, a nie to, że mój mąż mnie o tym poinformował! Gdybym uważała, że należy się z tym kryć, lepiej bym się maskowała. Nie zdradzam męża, żyjemy od dwóch lat osobno! Uznałam sam fakt, że to on mnie o tym poinformował, za pewnego rodzaju ironię. To w pewnym sensie nawet dość zabawne, mimo wszystko. Nic więcej się za tym nie kryje. Stosunki między nami są, owszem, napięte i trudne. Ale to nie ma nic do rzeczy. W każdym razie to nie powinno być pana zmartwieniem” – pisałaś, zmieniając po chwili ton na bardzo pojednawczy. „Przyznaję, zareagowałam zbyt ostro. Po prostu nie spotkałam się wcześniej z czymś takim. Nieczęsto zaglądam do internetu, jestem kompletnym ignorantem, jeśli chodzi o nowoczesne środki przekazu i kanony zachowań, które obowiązują w sieci. Bardzo chętnie spotkam się z panem na herbacie w Warszawie. Kupiłam już bilet. Pozdrawiam serdecznie i również przepraszam za zamieszanie. Róża”.
Odetchnąłem z ulgą. Choć jeszcze się nie widzieliśmy, byliśmy już parą po wspólnych przejściach, która w trudzie i znoju coraz bardziej zbliżała się do siebie. Ale i tak miałem pewność, że dopiero spotkanie i rozmowa w cztery oczy pokażą nam obojgu, jacy jesteśmy naprawdę. Cieszyłem się na spotkanie z tobą nie tylko dlatego, że byłaś wielką nadzieją i obietnicą. Coraz bardziej byłem ciekaw nietuzinkowej kobiety, za jaką cię uważałem od początku naszej znajomości. Z każdym dniem, z każdym mailem intrygowałaś mnie w coraz większym stopniu.
_PRAWDA O_ _MIŁOSZU JEST W_ _JEGO KSIĄŻKACH_
_Dla mnie to żadna nowina, ale może niektórzy nie wiedzą, co o_ _Polsce, Polakach i_ _ich katolickiej wierze myślał i_ _pisał Czesław Miłosz._
_O_ _SENSIE PISANIA PO POLSKU:_
_Zamiast ogłaszać książki po polsku z_ _równym powodzeniem można by było umieszczać rękopisy w_ _dziuplach drzew („Prywatne obowiązki”)._
_O_ _POLSCE:_
_Irytujący obszar między Niemcami i_ _Rosją („Prywatne obowiązki”)._
_Polska to Ciemnogród („Prywatne obowiązki”)._
_Dla Polski nie ma miejsca na Ziemi („Rok myśliwego”)._
_Gdyby mi dano sposób, wysadziłbym ten kraj w_ _powietrze („Rodzinna Europa”)._
_Przyznaję, że na polskość jestem alergiczny („Prywatne obowiązki”)._
_O_ _POLAKACH:_
_Nieszczęsnych Polaków, umiejących myśleć tylko politycznie, mam w_ _dupie („Zaraz po wojnie”)._
_Polak musi być świnią, ponieważ się Polakiem urodził („Prywatne obowiązki”)._
_Kurczowy patriotyzm bywa nieraz odpowiedzią na wewnętrzną zdradę. Czy Polacy nie są podobni do_ _niektórych homoseksualistów? („Rodzinna Europa”)._
_O_ _KATOLICKIEJ RELIGII:_
_Narodowa ułuda („Traktat teologiczny”)._
_Gleba dla snów paranoicznych („Prywatne obowiązki”)._
_Z_ _polskim katolicyzmem nie chcę mieć nic wspólnego („Ziemia Urlo”)._
_Przyrzekłem sobie, że nie zawrę nigdy przymierza z_ _polskim katolicyzmem (…), czyli że nie poddam się małpom („Rodzinna Europa”)._
_NA KONIEC JEDNO PRZYPOMNIENIE._ _Czesław Miłosz przed śmiercią wysłał list do_ _papieża Jana Pawła II, prosząc o_ _błogosławieństwo. Oczywiście je uzyskał. Po śmierci został pochowany w_ _Krypcie Zasłużonych krakowskiego kościoła paulinów_ _– świętym dla narodu miejscu, gdzie znajdują się sarkofagi najwybitniejszych Polaków: Wyspiańskiego, Pola, Kraszewskiego i_ _Asnyka. Pozostawiam to bez komentarza._
LOJALNE OSTRZEŻENIE
Kilka dni nie pisałaś, ale szybko przeprosiłaś, tłumacząc, że miałaś ciąg dyżurów w Croix-Rouge Française, gdzie – mając dyplom pielęgniarski zdobyty jeszcze w Polsce – dorabiałaś, by jakoś utrzymać siebie i córkę. Jednocześnie kontynuowałaś w Paryżu studia medyczne rozpoczęte jeszcze w Krakowie.
„Dzień po takiej nocy jest troszeczkę oniryczny. Za bardzo nie wiem wtedy, co z sobą począć, na ulicy muszę uważać, żeby nie wpaść pod autobus. Jestem strasznym śpiochem, potrzebuję około ośmiu, dziewięciu godzin snu, żeby funkcjonować. Zwykle jednak muszę się zadowolić sześcioma” – wyjaśniałaś.
Po kilku dniach poskarżyłaś się na mnie. „Teraz to ja weszłam do internetu, ciesząc się na list od ciebie… i co? I nic. Trudno. Wybrałam się do miasta nie tylko, by zajrzeć do sieci, ale także na pyszną kawę. Ruszam dalej. Pozdrawiam” – napisałaś, by wkrótce znów przysłać wiadomość: „Łażę od dwóch godzin po mieście. Bez sensu. Lekarze mówią o takich osobach, że cierpią na syndrom niespokojnych nóg. Brzmi to idiotycznie. Tak to jednak ze mną jest. Problemów nie rozwiązuję, tylko łykam, przechodzi to potem do nóg, stąd to natręctwo ciągłego łażenia. Godzinami. Ostrzegam lojalnie. W Warszawie może się zdarzyć, że ci nagle ucieknę znad szklanki herbaty”.
Co do herbaty w Warszawie, oczywiście liczyłem się z tym, że na widok przedwcześnie osiwiałego faceta zadziała opisywany przez ciebie syndrom niespokojnych nóg i nagle uciekniesz. Z drugiej strony stary wprawdzie byłem, ale nie aż tak bardzo. Ciekawiła mnie twoja reakcja.
Spytałaś mnie, jak bym określił nasze obecne relacje. Prosiłaś, bym je jakoś nazwał. Odpisałem, że najwłaściwsze będzie słowo „flirt”. „Poderwałaś mnie, zaintrygowałaś, umówiłaś się ze mną. Skończy się na herbacie czy na czymś więcej? Tego nie wie nikt poza Szefem, tam w górze. To zależy od niego i twoich niespokojnych nóg” – uzasadniłem.
„Flirt? To właściwe słowo” – odpowiedziałaś, przy okazji zauważając, że współczesne kobiety nie wiedzą, co to flirt. „Biedactwa” – skwitowałaś temat, a na końcu maila spytałaś: __ „Co ty na to, by herbatę połączyć z miłym spacerem? Wtedy i moje niespokojne nogi będą w pełni usatysfakcjonowane”. __ Zgodziłem się.
W jednym z maili spytałem o dokładny termin twojego przyjazdu. Odpisałaś, że jakiś czas temu podałaś mi już datę – 20 listopada. Owszem, podałaś ją, ale zrobiłaś to w następujących słowach: „Kupiłam już bilet, chyba na 20 listopada”, czego nie mogłem uznać za wiadomość pewną.
Ta niefrasobliwość, owo nieprzywiązywanie wagi do takich szczegółów jak data biletu, to jedna z twoich właściwości, które w równym stopniu są urocze, jak i uciążliwe dla ciebie samej. Blisko dwa lata później wsadziłem cię z córką do pociągu, którym miałyście jechać z Warszawy do Wrocławia. Okazało się, że bilety były wystawione na dzień poprzedni. Po prostu nie sprawdziłaś tego dokładnie. Oczywiście po drodze wsiadła jakaś kobieta z dzieckiem, których miejsca zajęłaś. Szczęście, że konduktor nie wyrzucił cię z pociągu i pozwolił jechać dalej w sąsiednim przedziale.
_CHORE PAŃSTWO_
_„Baronowie paliwowi skazani”_ _– czytam w_ _agencjach. Skazani? To chyba jakieś żarty! Wyrok w_ _zawieszeniu i_ _kilkaset tysięcy złotych grzywny za wyłudzenie ponad 5 milionów złotych? A_ _gdzie reszta wyłudzonych pieniędzy? Nikt ich nie zwróci? Nikt nie będzie też siedział w_ _więzieniu?_
_Ten wyrok w_ _istocie nie oznacza kary dla sprawców przekrętu, ale przyzwolenie na to, aby zatrzymali wyłudzone pieniądze i_ _cieszyli się nimi na wolności. Jak się przekręciło tyle kasy, to co za problem zapłacić 700 tysięcy złotych grzywny?_
_To państwo jest chore! Chory jest wymiar sprawiedliwości! Chore są przepisy prawa karnego! To jest III RP! Gdzie ja żyję?_
NIE BYŁEM GENERAŁEM
„Nie martw się o mój pobyt, nocleg mam załatwiony u kuzynki” – zapewniałaś. Odpisałem, że chętnie bym cię przenocował u siebie. „Przyzwoitką będzie mój pełnoletni syn” – dodałem, a na końcu napisałem numer swojego telefonu komórkowego. „Przyda się, kiedy przylecisz do Warszawy, a jak zechcesz, to możesz zadzwonić wcześniej i usłyszeć mój skrzeczący głos, który dopełni obrazu otyłego staruszka” – kpiłem sam z siebie.
„Powiem szczerze, że oczami wyobraźni widzę w tobie mężczyznę pokroju Wieniawy-Długoszowskiego. Ani mi się waż zawieść mnie na tym polu!!! Myślę, że twojego syna nie będziemy na razie gorszyć” _–_ napisałaś w odpowiedzi. „Spałam dzisiaj około trzech godzin. Mam mętlik w głowie, dopadła mnie melancholia. Kończę, bo z trudem sklecam zdania. Muszę się koniecznie zastanowić nad tym, co chciałeś dać mi do zrozumienia, pisząc o synu przyzwoitce. Że niby boisz się mojej nieopanowanej natury? Hmm… Róża”.
Zapewniłem, że nie boję się ciebie, bo nie wierzę w to, co o sobie piszesz. __ „Straszysz mnie wciąż sobą, ale sądzę, że to tylko taka kobieca kokieteria. Dlatego bez lęku proponuję ci pokój gościnny, który od mojego pokoju dzieli wprawdzie tylko kilka metrów, ale może się to okazać odległość gigantyczna, nie ze względu na grożące synowi zgorszenie, ale z innych powodów” – odpisałem.
Chodziło o Bolesława Wieniawę-Długoszowskiego. Nigdy nie byłem generałem, co więcej, nigdy nie byłem w wojsku. Z dość długimi, siwymi włosami i kilkudniowym zarostem z żadnej strony nie wyglądałem na wojskowego. Nosiłem czasami niby-wojskowe, zielone spodnie (firma House) i w takim samym kolorze amerykańską kurtkę, zwaną parką (firma US Army), ale wyglądałem w nich raczej jak wyleniały hipis, a nie generał. „No to będzie mały problem, zwłaszcza po twojej groźbie, że mam się nie ważyć zawieść na tym polu. Już mamy klops” – zauważyłem.
Na dyplomatę czy nawet jednodniowego prezydenta RP, którymi był Wieniawa-Długoszowski, trudno było mnie przerobić. W jaki sposób faceta stylizującego się na outsidera przemienić w kogoś dystyngowanego? Nie wiedziałem. Tak właściwie to się zastanawiałem, czy to w ogóle ma sens.
„Co gorsze, nie jestem człowiekiem o tak wyrafinowanym poczuciu godności i honoru jak twój idol, bo gdybym taki był, to facet, z którym jest moja żona, powinien już dawno nie żyć i ona sama pewnie też. A ja nic” – pisałem do ciebie. „Jak byłem na urlopie, to nawet do niej zadzwoniłem, żeby wpadła zrobić trochę kotletów, by było co jeść przez dni kilka. I ona przyjechała i zrobiła, a ja jadłem potem z synem te kotlety. Czy te kotlety mają coś wspólnego z Wieniawą-Długoszowskim? Nie wydaje mi się” – przekonywałem.
Od generała odróżniało mnie jeszcze jedno, ale w tym przekornie upatrywałem swojej szansy. Wieniawa był bardzo niegrzecznym chłopcem. Pojedynki, wjeżdżanie konno do modnej restauracji, liczne miłostki, głośne pijaństwa. Skoro szukałaś harmonii, to kogoś takiego nie chciałabyś mieć przy swoim boku. Może więc spojrzysz łaskawszym okiem na mnie? Zwłaszcza że jego ekscelencja w pewnym stopniu mi także imponował. Szczególnie swoimi słynnymi sentencjami, jak ta: „Od konia kolegi i od kobiety kolegi trzymaj się z daleka, bo koni jest dużo, a kobiet jeszcze więcej”.
_NIE LĘKAJCIE SIĘ!_
_„Wojciech Jaruzelski, jak każdy obywatel, gdy wkroczy na drogę przestępstwa, powinien zostać osądzony i_ _ukarany”_ _– tak informację o_ _zarzutach IPN wobec generała, związanych z_ _wprowadzeniem w_ _1981 roku w_ _Polsce stanu wojennego, skomentował bard i_ _poeta Przemysław Gintrowski. Według niego przez ponad dwadzieścia lat „nie było woli politycznej, żeby generała Jaruzelskiego oskarżyć i_ _osądzić”. „Nie sądzę, żeby przez ponad dwadzieścia lat trzeba było zbierać dokumenty, które pozwoliłyby na postawienie mu zarzutów”_ _– zaznaczył Gintrowski._
_Ludzie jakoś nabrali odwagi. Taki Gintrowski, człowiek ze wszech miar porządny, wcześniej nie miał tej odwagi pod_ _dostatkiem_ _– jak wielu z_ _nas_ _– by powiedzieć głośno, co myśli. Tacy ludzie jak Gintrowski żyli dotąd pod_ _presją „salonu”, będącego inteligencką mutacją „systemu”. To, co dziś pan Przemysław powiedział, stoi w_ _rażącej sprzeczności z_ _tym, co przez ostatnie lata salonowe autorytety mówiły i_ _pisały o_ _Jaruzelskim. To one wykreowały go na „człowieka honoru”. Pamiętamy słowa oberredaktora, który wykrzykiwał:_ _„Odpieprzcie się od_ _generała!”._
_Dziś, dzięki przełomowi mentalnemu, jaki dokonał się w_ _Polsce po wygranej PiS i_ _Lecha Kaczyńskiego, osoby i_ _ich sprawy sprowadzane są do_ _właściwej im miary. Ludzie podejrzani o_ _przestępstwa_ _– jak Jaruzelski_ _– zamiast chodzić w_ _chwale osób godnych szacunku, muszą stanąć przed sądem i_ _przekonać go o_ _swojej niewinności. Obywatele, którzy dotąd bali się narazić na ostracyzm „salonu”_ _– jak Gintrowski_ _– mają odwagę powiedzieć głośno, co myślą o_ _generale i_ _o_ _tych, którzy przez lata go chronili._
_Nie lękajmy się. Miejmy odwagę mówić, co myślimy. Wyzwólmy się z_ _dyktatu politycznej poprawności, bo jak w_ _biografii Józefa Mackiewicza pt. „Pisarz dla dorosłych” zauważył jej autor Grzegorz Eberhardt, „Związek Sowiecki nie istnieje, ale komunizm/socjalizm istnieje jak najbardziej, choćby i_ _nazywał się tak niewinnie, jak… poprawność polityczna”. Wyzwólmy się zatem, zróbmy to dziś, jutro, pojutrze_ _– w_ _dniach pierwszej rocznicy śmierci Jana Pawła II. To jego wezwanie: „Nie lękajcie się!”. Posłuchajmy go. Zróbmy to, o_ _co nas prosił. Amen._
ZABAWA CZY STRACH?
W odpowiedzi na moje coraz większe wątpliwości, czy nasze spotkanie ma sens, odpisałaś: „Wybacz, proszę, tę małą prowokację. Miałam ochotę, byś odrobinę bardziej się otworzył, chociaż to, co wyczytuję z twoich maili i z bloga, właściwie wystarcza mi zupełnie, by mieć ochotę na ciąg dalszy. Jestem padnięta, niewyspana i dość mocno przeziębiona, dlatego moją pierwszą myślą po wyjściu z dyżuru było: wtulić się w twoją amerykańską parkę”.
Potem było kilka zdań o tym, iż zaczynasz wierzyć w to, że po ponad roku ciężkiej pracy, gdzie pomiędzy dyżurem a podręcznikiem starałaś się jeszcze tłumaczyć świat swojemu dziecku, któremu – zdaniem twojego męża – rozwaliłaś rodzinę i spieprzyłaś życie, wyjedziesz wreszcie na odpoczynek i odwiedzisz parę bliskich osób. „Dziękuję za numer telefonu. Bardzo kusi mnie, by do ciebie zadzwonić. Musisz mi jednak dać znać, kiedy mogłabym to dyskretnie zrobić” – zakończyłaś swój list.
Nie dałem znać. Nie byłem pewien, czy chcę, byś zadzwoniła. Coraz bardziej bałem się tego spotkania. Nie chciałem cię zawieść, a obawiałem się, że tak właśnie będzie. Jak mogłem wierzyć, że to wszystko dobrze się skończy, skoro tak wiele się po mnie spodziewałaś? Czułem, że oczekujesz ode mnie więcej, niż mogę ci dać. Miałaś spieprzone życie, na głowie pracę, naukę, dziecko i męża, który – choć z tobą nie mieszkał – wciąż ci dokuczał, robił złośliwe uwagi. Ja miałem być lekiem na całe to zło? Poza tym ta różnica wieku. Dwadzieścia lat. Miałaś rację, kiedy pisałaś, że mógłbym być twoim ojcem. No i jeszcze mój wygląd. A jeśli ty też nie jesteś taka szczupła i miła, jak mi się zdaje? – pytałem sam siebie z obawą. Co wtedy?
Zadzwoniłaś dzień przed przyjazdem do Warszawy. W najmniej odpowiednim momencie. Wsiadłem właśnie do autobusu, który wiózł mnie do pracy. Nie lubię rozmawiać przez telefon w miejscach publicznych. Zwłaszcza w autobusie, w którym oprócz mnie jechało pewnie około trzydziestu osób. Ktoś siedział obok mnie, za mną, przede mną. Mogłem wysiąść na jakimś przystanku, by spokojnie zamienić z tobą parę zdań, ale nie przyszło mi to do głowy. Śpieszyłem się do pracy, więc jechałem dalej i z tobą rozmawiałem. Wyjątkowo drętwo. Nie umiałem zdobyć się na odrobinę ciepła i uprzejmości. Odpowiadałem grzecznie, ale zdawkowo. Z każdą chwilą czułem, jak rośnie twoje rozczarowanie.
_POLEMIKA Z_ _HEDONISTKĄ_
_Bać się to rzecz normalna, zwłaszcza bać się śmierci. Ale ucieczka przed tym strachem w_ _nimfomanię i_ _pornografię jest drogą donikąd. Podobnie jest z_ _obawą przed hipotetyczną śmiercią własnego dziecka. Zrezygnować z_ _tego powodu z_ _prokreacji to tak, jakby niczego nie jeść, bo grozi to otruciem, albo nie wstawać z_ _łóżka, bo można się pośliznąć i_ _upaść. To, że twoja matka miała emocjonalne problemy, nie musiało być twoją winą i_ _pewnie nie było. To zazwyczaj bywa odwrotnie: to, jacy jesteśmy i_ _jak sobie radzimy w_ _życiu, jest winą bądź zasługą naszych rodziców, tego, w_ _jakie geny, wartości i_ _zasady nas wyposażyli._
_Prokreacja jest jedynym sposobem, aby pokonać śmierć, bo kiedy już nas nie będzie, będą żyły nasze dzieci, z_ _naszej krwi i_ _z_ _kości naszych. Rezygnacja z_ _prokreacji, by uniknąć hipotetycznego bólu po stracie dziecka, może być tylko argumentem zastępczym, fasadą, za którą chowamy prawdziwy powód, a_ _jest nim obawa o_ _to, że nasze dzieci będą dla nas równie niedobre, jak my byliśmy dla swoich rodziców. To może być przejaw wyrzutów sumienia, które zalegają gdzieś na dnie serca._
_Aby je zagłuszyć, hedonistycznie używamy życia, a_ _gdy budzimy się rano, nasze demony witają nas na nowo i_ _aby po pracy nie siedzieć w_ _pustym mieszkaniu, znów idziemy w_ _miasto, potem wracamy i_ _znów idziemy. Diabelski młyn, błędne koło. Bez sensu, bez końca. Koniec może przyjść którejś nocy, kiedy nie wrócimy z_ _wypadu na miasto, bo nasz umówiony przez internet partner okaże się zwyrodnialcem, który zadźga nas nożem, albo śmiertelnie pobije. Wtedy nie będziemy się już niczego bać. Będzie super!_