Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Altmark - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
21 lipca 2025
E-book: EPUB, MOBI
12,99 zł
Audiobook
12,99 zł
12,99
1299 pkt
punktów Virtualo

Altmark - ebook

Losy statków podobne są często do losów ludzi. Podłe życie kończą nieraz podłą śmiercią. „Altmark” był podłym statkiem. Od pierwszych chwil swego istnienia stał się towarzyszem hitlerowskiego pirata – pancernika „Admirala Grafa Spee”. Maskował się, oszukiwał, przybierał coraz to inną postać, aby uniknąć odpowiedzialności i kary za przewinienia. Po skompromitowaniu pierwszej nazwy – „Altmark”, otrzymał następną – „Uckermark”. Po wielu dramatycznych wydarzeniach, zakończył żywot w Jokohamie w 1942.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-11-17772-7
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

NIEPRZYJEMNA WIZYTA

Nie było chyba w bry­tyj­skim Mini­ster­stwie Spraw Zagra­nicz­nych nikogo, kto by przy­pusz­czał, że uda się unik­nąć tej wizyty. Sprawa nabrała zbyt wiel­kiego roz­głosu, aby można było ją zatu­szo­wać lub w dyplo­ma­tyczny spo­sób pomniej­szyć jej zna­cze­nie.

Jeśli pre­mier Cham­ber­lain był już zmu­szony przed­sta­wić Izbie Gmin prze­bieg wyda­rzeń, a w Izbie Lor­dów eme­ry­to­wany koman­dor lord Stra­bolgi wyra­ził swoją radość z powodu suk­cesu tej skom­pli­ko­wa­nej ope­ra­cji, opi­nia publiczna była zbyt mocno poru­szona, aby redak­cje mogły całą sprawę trak­to­wać jako dru­go­rzędną. Wyda­rze­nie to wzbu­dziło ogromne emo­cje w spo­łe­czeń­stwie, które zaczęło inten­syw­nie doma­gać się dal­szych szcze­gó­łów oraz peł­nego wyja­śnie­nia wszyst­kich zaist­nia­łych fak­tów.

Zresztą opi­nia publiczna wła­snego kraju nie była w tym wypadku czyn­ni­kiem naj­waż­niej­szym. Naj­wię­cej kło­potu nastrę­czało wybrnię­cie z przy­krej sytu­acji wobec Nor­we­gii i… pozba­wie­nie Nie­miec ewen­tu­al­nych atu­tów pro­pa­gan­do­wych, z któ­rych Goeb­bels mógł w tych oko­licz­no­ściach z łatwo­ścią sko­rzy­stać.

Zaszły fakty, któ­rych nie można było odwró­cić, a co wię­cej, każdy zda­wał sobie sprawę z tego, że następ­nym razem w podob­nej sytu­acji postą­piono by iden­tycz­nie.

Lord Hali­fax, któ­remu jako mini­strowi spraw zagra­nicz­nych przy­pa­dła w udziale nie­wdzięczna rola wysłu­cha­nia nie­przy­jem­nej skargi, z chę­cią zacho­ro­wałby tego dnia na pierw­szą z brzegu dyplo­ma­tyczną cho­robę. Na to jed­nak pozwo­lić sobie nie było można. Trak­to­wano by to z pew­no­ścią jako obrazę maje­statu króla Nor­we­gii, co spo­wo­do­wa­łoby jesz­cze smut­niej­sze kon­se­kwen­cje.

Wizyta musiała więc nastą­pić.

Punk­tu­al­nie o wyzna­czo­nej godzi­nie amba­sa­dor Nor­we­gii w Anglii Eric Col­ban wszedł do gabi­netu mini­stra. Jesz­cze tego dnia rano Col­ban otrzy­mał ostat­nie instruk­cje od pro­fe­sora Hal­dvana Kohta, mini­stra spraw zagra­nicz­nych Nor­we­gii.

Obaj dyplo­maci wymie­nili mię­dzy sobą urzę­dowy gest powi­ta­nia, po czym Col­ban roz­po­czął odczy­ty­wa­nie noty. Hali­fax, który z góry domy­ślał się tre­ści pisma, z uprzej­mym zain­te­re­so­wa­niem śle­dził każde słowo odczy­ty­wa­nego tek­stu.

We wstę­pie nota przy­po­mi­nała pro­kla­ma­cję króla Nor­we­gii z dnia 3 wrze­śnia 1939 roku gło­szącą neu­tral­ność, następ­nie nakre­ślała prze­bieg wyda­rzeń, będą­cych niczym innym jak „cięż­kim pogwał­ce­niem neu­tral­no­ści nor­we­skiej, które wywo­łało jak naj­wyż­sze obu­rze­nie i pro­test”…

W zakoń­cze­niu noty rząd nor­we­ski doma­gał się uka­ra­nia win­nych, zwrotu kosz­tów za ponie­sione straty i prze­strze­gał przed podob­nymi incy­den­tami. Dopiero kiedy Col­ban opu­ścił gabi­net, Hali­fax mógł spo­koj­nie ode­tchnąć. Przyj­mo­wa­nie w takich oko­licz­no­ściach przed­sta­wi­ciela kraju, któ­remu nie zamie­rzano wyrzą­dzić krzywdy, który miał swą nie­wąt­pliwą rację i któ­remu nie można było zarzu­cić ten­den­cyj­nego fał­szo­wa­nia fak­tów, naprawdę nie nale­żało do przy­jem­no­ści.

Hali­fax znał sprawę do naj­drob­niej­szych szcze­gó­łów. Fakty, o któ­rych mówił Col­ban, nie zaszły nagle, nie były spo­wo­do­wane czy­imś nie­opa­no­wa­niem, koman­dor Vian postę­po­wał ści­śle według otrzy­ma­nych instruk­cji, za prze­pro­wa­dzoną ope­ra­cję ocze­ki­wała go nie kara, lecz nagroda. Gdzież więc tu szu­kać win­nych?

Winę pono­sił jedy­nie Hein­rich Dau, prze­klęty kapi­tan prze­klę­tego statku. „Alt­mark” – widmo to nie prze­sta­wało stra­szyć i teraz, kiedy przy­ci­śnięte do skal­nej ściany fiordu Jos­sing stra­ciło swój ponury cha­rak­ter pły­wa­ją­cego wię­zie­nia…

– „Alt­mark”…

– _Ja, bitte_ – Goeb­bels wyda­wał się zain­te­re­so­wany nawet naj­drob­niej­szymi szcze­gó­łami. Teraz, kiedy opo­wieść dobie­gała już końca, całą sprawę widział jako dosko­nały mate­riał pro­pa­gan­dowy i oba­wia­jąc się, że jakiś epi­zod może być zapo­mniany, zachę­cał swego roz­mówcę do dro­bia­zgo­wych wynu­rzeń.

Dau prze­łknął ślinę i siląc się na jak naj­bar­dziej uro­czy­sty ton, zakoń­czył:

– „Alt­mark” wyko­nał swoje zada­nia tak, jak mógł naj­le­piej…

Wyraz twa­rzy Goeb­belsa zdra­dzał, że nie podzie­lał on tej opi­nii, ale reich­smi­ni­ster pro­pa­gandy nie zde­cy­do­wał się wyra­zić gło­śno swo­jego sta­no­wi­ska. W zasa­dzie miał już to wszystko, co było mu potrzebne, i ten sie­dzący naprze­ciw niego siwy, o szczu­płej twa­rzy ofi­cer mary­narki mógł już odejść.

– Dzię­kuję. Przed­sta­wię Führerowi pań­ski raport.

Dau poże­gnał mini­stra błysz­czą­cymi oczyma. Nie wie­dział jesz­cze, że swoją karierę poli­tyczną mógł uznać za skoń­czoną.

Histo­ria „Alt­marka”, a ści­ślej jej zakoń­cze­nie wyko­rzy­stane zostało przez Hitlera w o wiele poważ­niej­szym zakre­sie, znacz­nie prze­kra­cza­ją­cym pro­pa­gan­dowe zamiary Goeb­belsa. 17 lutego 1940 roku w głów­nej kwa­te­rze polo­wej Hitler przy­jął admi­rała Raedera i w obec­no­ści swego ofi­cera łącz­ni­ko­wego, kapi­tana mary­narki Put­t­kam­mera, pole­cił poczy­nić ostat­nie przy­go­to­wa­nia do zre­ali­zo­wa­nia planu „Weserübung”…

Dopiero w kilka lat póź­niej świat dowie­dział się, że plan ten opra­co­wany został znacz­nie wcze­śniej i w głów­nych zary­sach zaak­cep­to­wany w dniu 14 grud­nia 1939 roku. Nie wia­domo dokład­nie, na jaki dzień Hitler pier­wot­nie zamie­rzał wyzna­czyć ter­min owej zaszy­fro­wa­nej akcji, nie ulega nato­miast wąt­pli­wo­ści, że „Alt­mark” stwo­rzył mu dla tego celu wyjąt­kowo dogodną sytu­ację.

„Wesserübung” miał bowiem ozna­czać plan napa­ści na Nor­we­gię.

15 marca Hali­fax udzie­lił odpo­wie­dzi na notę nor­we­ską. W tonie jak naj­bar­dziej ugrzecz­nio­nym rząd bry­tyj­ski for­mu­ło­wał swoje sta­no­wi­sko, ubo­le­wał z powodu zaj­ścia i na­dal utrzy­my­wał, że jedyną jego przy­czyną był „Alt­mark”. Zanim pro­fe­sor Koht zdą­żył przy­go­to­wać odpo­wiedź na notę bry­tyj­ską… oka­zała się ona już zby­teczna. 9 kwiet­nia pierw­sze oddziały nie­miec­kie wylą­do­wały na ska­li­stych wybrze­żach Nor­we­gii…

Acz­kol­wiek nikt w świe­cie nie brał poważ­nie argu­mentu nie­miec­kiej pro­pa­gandy, że sprawa „Alt­marka” zade­cy­do­wała o inwa­zji Nor­we­gii, to jed­nak ponury cień prze­klę­tego statku jak widmo patro­no­wał tej jesz­cze jed­nej, nowej zbrodni III Rze­szy nie­miec­kiej.

Z tego też względu losy owego widma ze wszech miar godne są tego, by je opo­wie­dzieć…„ALTMARK” ZMIENIA SKÓRĘ

6 sierp­nia 1939 roku był pięk­nym, sło­necz­nym dniem.

Tego roku redak­cje cza­so­pism nie potrze­bo­wały wyszu­ki­wać naj­dzi­wacz­niej­szych tema­tów o wężach mor­skich, aby zain­try­go­wać swych czy­tel­ni­ków i pod­trzy­my­wać dotych­cza­sowe nakłady. Szpalty dzien­ni­ków roiły się od sen­sa­cyj­nych donie­sień z terenu dyplo­ma­tycz­nego, a każda wizyta lub rewi­zyta ówcze­snych mężów stanu znaj­do­wała licz­nych i chęt­nych komen­ta­to­rów, nie­rzadko bawią­cych się w mniej lub wię­cej ryzy­kowne pro­roc­twa.

Nie wyda­wało się, aby dyplo­ma­tyczne zabiegi zdo­łały zapo­biec kata­stro­fie. Insty­tu­cje pań­stwowe powoli prze­sta­wiały się na wojenny spo­sób myśle­nia i dzia­ła­nia. Pierw­sze zarzą­dze­nia bar­dziej kon­kret­nej natury szły w stronę szta­bów woj­sko­wych, wywia­dów…

Czas był aż nadto gorący.

W taki wła­śnie nała­do­wany nie­pew­no­ścią i trwoż­nym ocze­ki­wa­niem dzień 6 sierp­nia 1939 roku spo­śród licz­nych prze­mie­rza­ją­cych kanał La Man­che stat­ków wyło­wiono jeden, szcze­gól­nie inte­re­su­jący. Syl­wetką nie wyróż­niał się niczym spo­śród innych zbior­ni­kow­ców. A jed­nak komuś, kto przez lor­netkę obser­wo­wał ciemny kształt frach­towca, sta­tek ten wydał się cokol­wiek podej­rzany. Na prze­czu­ciach wpraw­dzie trudno jest opie­rać kon­kretne dzia­ła­nie, ale fakt, że sta­tek nie nosił ani han­dlo­wej, ani wojen­nej ban­dery, lecz nie­miecką flagę pań­stwową, wydał się wystar­cza­jąco intry­gu­jący, by odpo­wiedni mel­du­nek tego jesz­cze dnia powę­dro­wał do Lon­dynu.

– „Alt­mark”? – zapy­tał sam sie­bie Bob Col­lins. – Cóż za prze­klęta łajba, że jej nie można tu zna­leźć! – mru­czał pod nosem, wer­tu­jąc pospiesz­nie „Jane’s Figh­ting Ships”¹.

W reje­strze Lloyda zawie­ra­ją­cym spis wszyst­kich stat­ków han­dlo­wych Bob rów­nież nie odna­lazł tego, czego szu­kał.

Ale ten wła­śnie fakt zmu­szał mimo woli do głęb­szego zasta­no­wie­nia. O jakimś prze­ocze­niu w jed­nym lub dru­gim wydaw­nic­twie nie mogło być mowy, a zatem? Zatem ist­niał jakiś sta­tek, który pra­gnął, aby o nim nic nie wie­dziano. Dla­czego? Co mógł kryć ów zbior­ni­ko­wiec, w jakim kie­runku podą­żał i dla jakich celów?

Czas był zbyt nie­spo­kojny, aby poku­sić się o zna­le­zie­nie odpo­wie­dzi na te pyta­nia jedy­nie dla zaspo­ko­je­nia swo­jej cie­ka­wo­ści. To musiało już wkro­czyć w sferę zain­te­re­so­wań natury cał­ko­wi­cie służ­bo­wej. Odpo­wiedni raport musiał więc pójść wyżej.

Bob miał ciężką głowę, to trzeba przy­znać. W swo­jej nie­do­świad­czo­nej jesz­cze naiw­no­ści sądził, że po morzach mogą pły­wać tylko te statki i okręty, któ­rych opis i dane zawarte zostały na kar­tach wielce sza­now­nych i powa­ża­nych wydaw­nictw. Wszystko to, co nie było zamiesz­czone tam wła­śnie, po pro­stu nie miało prawa prze­by­wać na morzach świata, a więc ist­nieć.

Kolega Boba Jimmy Platt uwa­żał sie­bie za znacz­nie spryt­niej­szego. Kto wie, czy nie miał racji. On wpraw­dzie rów­nież się­gnął do ofi­cjal­nego wydaw­nic­twa, ale zupeł­nie innego i na pozór mało zwią­za­nego ze spra­wami mor­skimi. Był to spis sygna­łów radio­wych wyda­nych w Ber­nie przez Mię­dzy­na­ro­dową Unię Tele­gra­ficzną i Radio­te­le­gra­ficzną.

„Alt­marka” nie potrze­bo­wano szu­kać zbyt długo. Przy jego nazwie wid­niał sygnał wywo­ław­czy ozna­czony lite­rami DTAK.

Pokusa była zbyt ponętna, by jej nie ulec. W dwa dni póź­niej jedna z nad­brzeż­nych radio­sta­cji wysłała w eter sygnał, który miał napro­wa­dzić na pierw­szy trop.

Na sygnał ten nie otrzy­mano odpo­wie­dzi. „Alt­mark” pozo­stał na­dal tajem­nicą…

2 wrze­śnia na pokła­dzie „Alt­marka” po raz pierw­szy któ­ryś z ofi­ce­rów odwa­żył się ofi­cjal­nie wspo­mnieć coś o woj­nie. Dau, dowódca statku, mach­nął pogar­dli­wie ręką:

– Cała ta zabawa skoń­czy się naj­da­lej w prze­ciągu mie­siąca…

To lek­ce­wa­żące oświad­cze­nie brzmiało taką pew­no­ścią sie­bie, że nikt nie pró­bo­wał nawet zapy­tać, na czym kapi­tan Dau opiera swoje obli­cze­nia. Porucz­nik Schmidt skrzy­wił się z nie­za­do­wo­le­niem, wyra­ża­jąc obawę, czy w ciągu tak krót­kiego czasu zdążą wyko­nać swoją misję z wystar­cza­ją­cym hucz­kiem, aby jego echo dotarło do uszu Führera.

Dowódca spoj­rzał na niego suro­wym wzro­kiem.

– Czy panu wia­domo coś­kol­wiek o cha­rak­te­rze naszych zadań?

Schmidt zmie­szał się. Rze­czy­wi­ście, nikt z załogi nie miał na razie poję­cia o tym, dla jakich celów „Alt­mark” wyszedł na Ocean Atlan­tycki, i jedy­nie każdy mógł się domy­ślać, że z całą pew­no­ścią nie była to wycieczka tury­styczna.

Fakt, któ­rego Dau w grun­cie rze­czy nie brał pod uwagę, spo­wo­do­wał, że już naza­jutrz zmu­szony był przy­naj­mniej czę­ściowo odsło­nić tę tajem­nicę przed załogą.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij