Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Amulet. Łowcy potworów - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 lipca 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Amulet. Łowcy potworów - ebook

To miały być przeciętne wakacje, wręcz przeraźliwie nudne, bo skręcona kostka unieruchomiła Rose w domu na kilka tygodni. Jednak od momentu, w którym dziewczyna odkrywa, że jest nastoletnim magiem, nic nie będzie już zwyczajne. Wraz z początkiem nowego roku szkolnego musi podjąć magiczną edukację w Velrisie.

Tymczasem dla magów nastają trudne czasy. Demony stają się coraz bardziej niebezpieczne i żądne krwi, a interesują się szczególnie pewną nastolatką… Czy Łowcy Potworów zapanują nad nimi? Czy przywrócą ład w Velrisie? I co z tym ma wspólnego maleńki pierścionek, który Rose nosi na palcu?

– Widziałam to – szepnęłam, przypominając sobie tę makabryczną scenę. – Widziałam, jak umierał.
– Zapomnij o tym – mruknął David, kładąc dłoń na moim zdrowym ramieniu.
Chyba nie do końca wiedział, co mówi. Po raz pierwszy widziałam czyjąś śmierć. Tragiczną śmierć. Czegoś takiego nie dało się zapomnieć.
Nagle to wspomnienie zaczęło mi uciekać. Próbowałam się skupić, ale rozpływało się jak pasmo mgły. Poczułam się trochę odurzona. Zerknęłam na Davida – miał zamknięte oczy i nadal trzymał dłoń na moim ramieniu.
– Przestań – syknęłam i strząsnęłam jego rękę.
Otworzył oczy i spojrzał na mnie niemal z litością.
– Tak będzie lepiej, Rose. Nie musisz o tym pamiętać.

Nazywam się Karolina Cielas. Urodziłam się 4 października 2000 roku w Żywcu. Kocham czytać, odkąd sięgam pamięcią. Miałam siedem lat, kiedy napisałam swoją pierwszą bajkę, później więcej czasu poświęcałam dłuższym opowiadaniom, głównie fantasy i przygodowym. Kocham tworzyć swój własny świat, bohaterów, przelewać wszystkie myśli na papier lub pusty arkusz w komputerze. Cieszę się, że mogłam stworzyć taką powieść, jaką jest „Amulet”. Mam nadzieję, że się Wam spodoba :)
Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7942-796-3
Rozmiar pliku: 2,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Minęła już połowa wakacji. Korzystałam z ciepłych letnich dni, wychodziłam ze znajomymi do centrum albo nad jezioro. Jednego dnia postanowiłam wybrać się na spacer do lasu. Sama.

Las znajdował się kilkadziesiąt jardów za moim domem. Często tam chodziłam. Spacerowanie po leśnej ściółce i słuchanie śpiewu ptaków uspokajały mnie i wyciszały, zwłaszcza po ciężkim dniu. Mogłam oderwać się od miejskiego gwaru.

Szłam, chłonąc w płuca cudownie orzeźwiające powietrze, podczas gdy lekki wietrzyk poruszał liśćmi na drzewach. Wydeptana ścieżka wiła się między nielicznymi krzewami, gdzieniegdzie się rozgałęziając. Z oddali słyszałam plusk wody w rzece. W mieście żar lał się z nieba, a tu, w lesie, można było nieco się ochłodzić.

Zauważyłam ruch po prawej stronie. Odwróciłam się szybko i zobaczyłam mnóstwo czarnego dymu, uformowanego jakby na kształt człowieka. Serce zabiło mi mocniej. Co to było? Nie wyglądało jak dym unoszący się nad ogniem; nie było szare, ale kruczoczarne i… dziwne.

Może tylko mi się zdawało? Obeszłam drzewo, chcąc się upewnić, czy nie mam przywidzeń. Byłam nieco przestraszona, mimo że nic nie zobaczyłam.

Rozglądnęłam się jeszcze raz, na wszelki wypadek. Zrobiłam krok i stanęłam na mokrym kamieniu. Moja stopa ześlizgnęła się po nim, a ja upadłam.

Zanim krzyknęłam z bólu, poczułam, że coś chrupnęło w mojej kostce. Upadek wycisnął ze mnie powietrze. Wciągnęłam je gwałtownie i zaczęłam podnosić się z ziemi, kostka bolała niemiłosiernie. Jęknęłam, kiedy próbując jej dotknąć, poczułam przeszywający ból. Usiadłam, objęłam ją rękami i oparłam głowę o kolano, oddychając ciężko.

Siedziałam tak pewnie kilka minut. Kiedy oszołomił mnie ból, straciłam rachubę czasu.

Podniosłam głowę. Nie rozpoznałam tego miejsca, pewnie zaszłam dalej niż zazwyczaj. Zaczęłam się bać – byłam sama w środku lasu, z pulsującym bólem w kostce. Brakowało mi do szczęścia tylko tego, żebym się zgubiła!

Spróbowałam wstać. Podparłam się rękami, ale ledwie się podniosłam, znów runęłam na wilgotną ściółkę i ból stał się jeszcze silniejszy.

– Pomocy! Jest tu kto?! – krzyknęłam łamiącym się głosem, ale w odpowiedzi usłyszałam jedynie szum liści.

Uświadomiłam sobie, że wołanie o pomoc nie ma sensu. Po pierwsze – znajdowałam się w środku lasu, szanse na to, że ktoś mnie usłyszy, były bliskie zera, a po drugie – drzewa tłumiły moje krzyki.

Zaczęłam „iść”, używając dłoni i kolan. Przemieszczałam się tak jakiś czas, ale to było złe rozwiązanie, bo stopa i tak była narażona na ruch, a tym samym na ból. Czułam, jak marzną mi dłonie od dotykania zimnego podłoża.

Usiadłam na chwilę, by odpocząć. Zastanawiałam się, czy rodzice się martwią, że tak długo mnie nie ma. No bo w końcu jak długo można spacerować po wcale nie tak dużym lesie?

Jak mogłam być taka nieostrożna? Przejęłam się głupim złudzeniem i… w zasadzie nie wiem, co zrobiłam. Złamałam nogę? Skręciłam kostkę? Raczej to drugie, bo kiedyś już miałam złamaną nogę. Zbiegałam wtedy ze schodów i źle postawiłam stopę. Pamiętam, że z powodu bólu prawie nie mogłam oddychać. Nawet jeśli okazałoby się, że tylko skręciłam nogę, to i tak byłam zrozpaczona. Nie mogłam mieć gipsu albo szyny gipsowej na nodze. Po prostu nie mogłam! Był środek wakacji, a ja miałam zamiar jak najlepiej wykorzystać resztę wolnych od nauki dni. Nie potrafiłam sobie wyobrazić wakacji spędzonych w domu w łóżku.

Westchnęłam i ruszyłam dalej, zaciskając zęby i starając się z całych sił nie zwracać uwagi na narastający, pulsujący ból w kostce. Nie miałam innego wyjścia, jeśli nie chciałam zostać na noc w tym cholernym lesie. Niestety, ignorowanie bólu stawało się coraz trudniejsze, bo opuszczały mnie siły. Na domiar złego, robiło się coraz ciemniej i chłodniej. Chciałam iść, z całych sił pragnęłam wrócić do domu, byle tylko nie zostać w lesie, kiedy zapanuje w nim mrok. Jednak za każdym razem, gdy próbowałam się podnieść i iść, przewracałam się na ziemię. Ból był nie do zniesienia. Nie chciałam przebywać w tym miejscu ani sekundy dłużej. Bałam się. Każdy bałby się zostać w ciemnym lesie ze skręconą kostką. Zwłaszcza gdyby wydawało mu się, że widział coś dziwnego.

Oparłam się o spróchniały pień starego drzewa, tracąc nadzieję. Zacisnęłam mocno powieki, nie dając popłynąć łzom.

Krzyknęłam, bo coś musnęło moją dłoń. Okazało się, że to tylko pająk, ale i tak wzdrygnęłam się z obrzydzenia.

Dłuższą chwilę zajęło mi uspokojenie oddechu, a gdy wreszcie się udało, przymknęłam powieki.

Przerażał mnie szelest liści, podmuch wiatru czy trzask gałęzi. Zrywałam się za każdym razem, gdy coś usłyszałam, i uspokajałam się dopiero po minucie.

Z wyczerpania, strachu i bezsilności zasnęłam.

*

Obudziłam się, czując na sobie czyjś wzrok. Włoski zjeżyły mi się na karku, a zmysły wyostrzyły. Wpatrywałam się w ciemność, próbując dostrzec źródło mojego niepokoju, ale nic nie zobaczyłam. Za to usłyszałam szelest liści. Na pewno nie były poruszone przez wiatr, ale przez czyjeś stopy. Zobaczyłam pasy światła poprzecinane grubymi pniami drzew, a niedługo potem usłyszałam ciężkie kroki. Spomiędzy drzew wyłoniła się ciemna postać, trzymająca w ręku latarkę. Czyżby dziwny dym nie był tylko przywidzeniem? Wrócił? Wyglądał inaczej…

– Nie zbliżaj się do mnie! – krzyknęłam z przerażeniem. Miałam wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Łomotało tak mocno, że aż bolała mnie cała klatka piersiowa.

Ale ciemna postać, wcale mnie nie słuchając, zaczęła biec w moją stronę. Przeraziłam się, nie wiedziałam, kto to był. Albo co.

Było tuż obok mnie…ROZDZIAŁ 2

– Hej – powiedziała postać zasapanym głosem i na moment obróciła latarkę w swoją stronę.

Okazało się, że był to tylko jakiś chłopak, ale, po wielokrotnym oglądaniu horrorów i spędzeniu strasznych chwil w lesie moja wyobraźnia zadziałała.

Poczułam ogromną ulgę. Wprawdzie nie znałam chłopaka, który przykucnął właśnie obok mnie, ale przecież mógł mi pomóc. Tylko co on robił w lesie o tej porze? – Jestem Ryan – przedstawił się, nadal nieco zdyszany.

– R… Rose – wyjąkałam, a po chwili dodałam: – Ale mnie przestraszyłeś.

– Przynajmniej cię znalazłem.

– Ty… szukałeś mnie? Dlaczego? – zdziwiłam się.

– Twoi rodzice zaniepokoili się, że nie wróciłaś do domu. Powiedziałaś im, że idziesz na spacer do lasu, który jest tuż za twoim domem. Minęło kilka godzin, a oni zaczęli się martwić. Nie odbierałaś telefonu, nie było cię u żadnej z koleżanek, więc ruszyli cię szukać.

Pokiwałam powoli głową. Cali rodzice – zawsze się o wszystko martwili. Ale żeby od razu organizować poszukiwania? Oczywiście nie wytykałam im tego, bo gdyby nie wpadli na taki pomysł, dalej siedziałabym przerażona w lesie.

– Też kiedyś zgubiłem się w lesie – zaśmiał się krótko Ryan. – Znalazł mnie leśniczy. To nawet zabawna historia, jeśli spojrzeć na to z odpowiedniej strony… – Przechylił głowę trochę w bok. – I przymrużyć powieki… – próbował zażartować.

– Ale ja się nie zgubiłam – zaprzeczyłam. – Chyba… chyba skręciłam kostkę.

– Co?! Pokaż – nakazał chłopak, zmieniając nagle wyraz twarzy.

Podwinęłam nogawkę ciemnych jeansów, a na moją – jak teraz zauważyłam – spuchniętą kostkę padło światło latarki.

– Nie jest za dobrze – mruknął Ryan.

– Chyba nie jest złamana? – Zaniepokoiłam się.

– Nie jestem pewien. Mam nadzieję, że nie. Zaprowadzę cię do domu. – To mówiąc, zdjął bluzę i podał mi ją.

– Ale… – Zawstydzona, zaczęłam słabo protestować, ale Ryan ubierał mnie już w swoją bluzę. Miał pod spodem jeszcze bluzkę, więc pomyślałam, że nie zmarznie.

– Mnie nic nie będzie, a ty pewnie jesteś przemarznięta.

Miał rację. Miałam na sobie tylko koszulkę i było mi przeraźliwie zimno. W końcu dałam się przekonać i sama dokończyłam wkładanie bluzy.

– Chodź, zaniosę cię.

– Że co? Miałeś mnie tylko zaprowadzić.

– Ale wątpię, czy dasz radę sama iść.

Sapnęłam z irytacją. Miałam mu dać się ponieść?

– No chodź – powiedział i podał mi rękę, pomagając wstać. – Znasz jakiś lepszy sposób na powrót do domu? Bo jeśli chcesz, mogę cię tu zostawić. – Czułam, że uśmiechnął się zawadiacko. W tych ciemnościach nie widziałam swoich dłoni, nie mówiąc już o twarzy Ryana, a światło latarki padało w inną stronę. Dziwiłam się, jak może tak swobodnie żartować, zważywszy na okoliczności i na to, że dopiero co się poznaliśmy.

– Dobrze, już dobrze – westchnęłam.

Z zachęcającym uśmiechem podał mi latarkę i podniósł mnie z niezwykłą łatwością. Poprawił mnie sobie na rękach i zaczął iść w kierunku, z którego przyszedł, a ja oświetlałam drogę. Jego jedna ręka znajdowała się pod moimi kolanami, a druga pod plecami. Ja natomiast objęłam go za szyję. Było mi przyjemnie w jego ramionach. Czułam się dobrze, mogąc oprzeć głowę o jego ramię. Dzięki jego bluzie było mi coraz cieplej. Ładnie pachniała, świeżością i… cytrusami.

– Gdzie są moi rodzice? – zapytałam.

– W innej części lasu. Kiedy dotrzemy do twojego domu, zadzwonię do nich i powiem, żeby cię już nie szukali.

– Nadal nie odpowiedziałeś mi, dlaczego akurat ty mnie szukałeś – zauważyłam z przekąsem.

Poczułam, że się śmieje. Jego klatka piersiowa zatrzęsła się lekko.

– Mój tata przyjaźni się z twoim. Kiedy dowiedział się, że rodzice cię szukają, postanowił im pomóc. Ja też.

Pokiwałam powoli głową. Z tego, co powiedział Ryan, wynikało, że po lesie chodzą jeszcze trzy osoby i mnie szukają. Siedząc w ciemnym lesie, miałam nadzieję, że rodzice się zmartwią i ktoś mnie znajdzie, ale nie spodziewałam się, że urządzą poszukiwania. To, że nie odbierałam telefonu (bo go nie miałam!) i nie było mnie u żadnej koleżanki, wcale nie znaczyło, że coś mi się stało. A może i dobrze, że to zrobili? Spotkałam Ryana, a on był taki miły…

Przymknęłam coraz bardziej ciążące mi powieki.

*

Obudziłam się w łóżku, w swoim pokoju. Za oknem świeciło słońce, był już późny poranek.

Czułam, że jest mi dziwnie ciepło. Odsunęłam kołdrę i zobaczyłam, że mam na sobie nie swoją bluzę. Usiłowałam sobie przypomnieć, skąd ją mam i do kogo należy. Kiedy odtworzyłam w pamięci wydarzenia z poprzedniego dnia, opadłam z powrotem na poduszki. Jakby chcąc sprawdzić, czy moja pamięć nie zawodzi, poruszyłam kostką. Myślałam, że się rozpłaczę. Ból był nie do zniesienia.

Drzwi do pokoju otworzyły się powoli i pojawiła się w nich mama.

– Cześć, Rose. Nareszcie się obudziłaś – przywitała mnie z uśmiechem. Sprężyny zaskrzypiały cicho, gdy usiadła w nogach łóżka.

– Tak… – Pokiwałam głową. – Mamo… chyba mam skręconą kostkę – powiedziałam ze smutkiem.

– Wiem. Powinnyśmy pojechać na izbę przyjęć od razu, ale kiedy Ryan cię przyniósł, już spałaś. Nie chciałam cię budzić, bo zdaję sobie sprawę z tego, co wczoraj przeżyłaś – powiedziała już bez uśmiechu. Po chwili dodała: – Przykro mi, Rose. Wiem, że tego nie chcesz, i wcale ci się nie dziwię, ale noga musi być usztywniona.

Jęknęłam i wlepiłam wzrok w sufit. Odezwałam się dopiero po dłuższej chwili:

– Gdyby nie Ryan…

– Mieliśmy wielkie szczęście, że cię znalazł i tu przyniósł.

– Przepraszam za wczoraj. Pewnie narobiłam niezłego zamieszania.

– Och, daj już spokój! – Mama machnęła ręką. – To nie była twoja wina! Każdemu mogło się to przytrafić, naprawdę.

– Dzięki. – Uśmiechnęłam się do niej.

– Nie ma za co – odezwała się, podchodząc do drzwi. – Zanim pojedziemy nałożyć gips, musisz się umyć i przebrać – powiedziała, śmiejąc się z tylko sobie znanych powodów. – Ładna bluza – rzuciła, a ja przewróciłam oczami.

– Dzięki – mruknęłam, kiedy zamknęła za sobą drzwi.

Westchnęłam ciężko i pokuśtykałam do łazienki, przyjemnego pomieszczenia urządzonego w ciepłych barwach. Zdjęłam bluzę Ryana i wrzuciłam ją do pralki. Kiedy będę miała okazję mu ją oddać? Postanowiłam, że dam ją tacie, aby przekazał tacie Ryana, skoro się przyjaźnili.

Oparłam się ciężko o umywalkę. Bolały mnie prawie wszystkie mięśnie, a z powodu bólu w kostce ledwie chodziłam. Nie był jednak aż tak silny jak w lesie. Bardzo mnie to dziwiło. Kostka bolała, ale mogłam chodzić. Spodziewałam się, że nie będę w stanie wyjść z łóżka. Pomyślałam, że to może dlatego, że po domu chodziło się łatwiej. Zawsze mogłam oprzeć się o ścianę czy meble. W lesie było inaczej. Śliskie drzewa nie dawały solidnego oparcia, a nierówna powierzchnia nie sprzyjała chodzeniu po niej ze skręconą kostką.

Spoglądając w lustro, odkryłam powód wesołości mamy. Moje włosy były potargane, a lewy policzek nieco pobrudzony. Również moje ubrania były ubłocone i – co mnie bardziej zirytowało – postrzępione w niektórych miejscach.

„Czy ja tak wyglądałam przy Ryanie?” – to była pierwsza myśl, która wpadła mi do głowy, gdy zobaczyłam swoje odbicie w lustrze.

Napełniłam wannę do połowy i ostrożnie do niej weszłam, opierając lewą stopę o jej krawędź. Woda była ciepła, ale niewystarczająco. Chciałam, aby gorąca kąpiel objęła całe moje ciało, każdy cal mojej skóry. Miałam nadzieję, że wraz z odpływającą wodą znikną resztki strachu i zmęczenia, pozostałe po poprzednim wieczorze. Wyparłam z głowy wszelkie przykre wspomnienia. Aby już o tym nie myśleć, skupiłam się tylko na jednej błahej myśli: chciałabym, aby woda była cieplejsza.

Podskoczyłam w miejscu i otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia, kiedy temperatura zaczęła się podnosić. Woda była cieplejsza! Nie parzyła, ale była przyjemnie ciepła, dokładnie taka jak chciałam.

– Nie, nie, to niemożliwe… niemożliwe – szeptałam.

Umyłam się szybko i wyszłam z wanny, powtarzając w myślach, że to wszystko wymyślił mój szalony mózg, który jeszcze nie wrócił do normy po ostatnich przeżyciach.

Owinęłam się ręcznikiem, złapałam ciemnobrązowy kosmyk, na którym znajdowało się jeszcze nieco przyschniętego błota, i opłukałam go pod umywalką. Przejrzałam się w lustrze. Wyglądałam prawie normalnie, długie, ciemne włosy były już czyste i rozczesane, ale pod brązowymi oczami nadal widoczne były cienie.

*

Droga powrotna z izby przyjęć ciągnęła się niemiłosiernie, a ograniczająca mnie świeżo nałożona szyna gipsowa jeszcze bardziej psuła mi humor. Lekarz powiedział, że powinnyśmy przyjść od razu po wypadku, nawet jeśli miałby to być środek nocy, bo zwlekanie z wizytą działa na niekorzyść pacjenta. Zdziwiło mnie, że mama tylko machnęła ręką i uśmiechnęła się tajemniczo, jakby coś przed nami ukrywała. Nigdy nie podchodziła lekceważąco do niczego, a szczególnie do spraw związanych ze zdrowiem. Była poważną, inteligentną osobą.

Kiedy siedziałam z nią w poczekalni wypełnionej tłumem ludzi (największej atrakcji służby zdrowia), opowiedziałam, co stało się w lesie. Powiedziałam jej wszystko, co pamiętałam – od momentu wyjścia z domu do chwili, w której znalazł mnie Ryan. Była wstrząśnięta moimi słowami, ale wcale nie spodziewałam się innej reakcji.

Wróciłyśmy do domu, a mama pomogła mi wejść do środka. Przystanęła na progu i powiedziała:

– Muszę jechać do pracy, słoneczko. Ale nie martw się, po południu wróci tata. – Nic nowego, rodzice zawsze byli w pracy. Jeszcze trochę, a zamieszkaliby tam. Po chwili dodała: – Z szyną gipsową nie możesz zostać sama w domu, więc przyjdzie do ciebie Ryan.

– Ryan?! Chyba żartujesz…

– Mówię całkiem poważnie. Nie poradzisz sobie sama, Ryan będzie cię odwiedzał, dopóki będzie to konieczne.

– Dlaczego ty albo tata nie zostaniecie?

– Praca. – Mama przepraszająco wzruszyła ramionami.

Oczywiście.

Sapnęłam z irytacją. Nie miałam do Ryana żadnych uprzedzeń, ale przecież nie potrzebowałam niańki! Nie dość, że znalazł mnie w lesie i przyniósł do domu, za co, nawiasem mówiąc, nie zdążyłam mu jeszcze podziękować, to jeszcze miał się mną opiekować?

– Czy on nie ma nic innego do roboty?

– Widocznie nie, bo aż się rwał, żeby tu przyjść. – Uśmiechnęła się znacząco mama. – Chyba cię polubił.

Przynajmniej nie musiałam kombinować, jak zwrócić bluzę Ryanowi. Mogłam dać mu ją osobiście.

Kiedy mama wyszła, pokuśtykałam do salonu i rozsiadłam się na kanapie, która za nic w świecie nie pasowała do tego pomieszczenia. Salon był w całkiem innym stylu niż kanapa. Na biało-beżowych ścianach wisiało mnóstwo zdjęć w czarnych, prostych ramkach, na podłodze położone były panele, a pod sufitem wisiały gustowne lampy. W rogu stała drewniana komoda, a na niej poukładane figurki i dziesiątki książek. Półka pod telewizorem również była drewniana, podobnie jak stolik przed kanapą. W pomieszczeniu przeważały brąz i drewno. A kanapa była ciemnozielona. Zawsze się zastanawiałam, dlaczego rodzice zdecydowali się akurat na taki zakup.

Nie minęło dużo czasu, a usłyszałam dzwonek do drzwi i najszybciej, jak tylko pozwalała mi na to szyna gipsowa, „pobiegłam” otworzyć.ROZDZIAŁ 3

– Hej! – przywitał się Ryan, tak samo jak dzień wcześniej, ale tym razem na twarzy miał uśmiech, a nie wyraz ulgi.

– Cześć! – Również się uśmiechnęłam.

Pierwszy raz miałam okazję dobrze przyjrzeć się jego twarzy, poprzedniego dnia w świetle latarki niewiele mogłam zobaczyć.

Miał krótkie, ale sterczące na wszystkie strony, ciemne włosy i ładne, piwne oczy. Ubrany był w jeansy i koszulkę z nadrukiem. Był dobrze zbudowany i już nie dziwiłam się, że uniósł mnie poprzedniego wieczora.

– Proszę, wejdź – zaprosiłam go do środka i zamknęłam za nim drzwi. Weszliśmy do salonu, a ja skierowałam się w stronę łazienki.

– Dokąd idziesz?

– Po twoją bluzę.

Kuśtykając, poszłam do łazienki i zabrałam bluzę. Była już wyprana i wysuszona, zapewne dzięki mamie. Wróciłam do salonu, gdzie na kanapie siedział Ryan. Położyłam bluzę na oparciu i usiadłam obok niego.

– Dziękuję.

– Nie ma sprawy. – Uśmiechnął się. – Zrobiłabyś to samo.

– Może i dałabym ci bluzę, ale na pewno nie zaniosłabym cię do domu – zaśmiałam się.

– Wiesz, o co mi chodzi. – Parsknął śmiechem i zobaczyłam dołeczki w jego policzkach.

– Tak, wiem. I bardzo, bardzo ci za to dziękuję. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby nie ty. – Pokręciłam głową. – Myślałam, że będę musiała zostać w lesie na noc. Nie wiedziałam, co stało się z moją nogą, a jak na złość, nie zabrałam ze sobą komórki. Nie mogłam nigdzie zadzwonić, wezwać pomocy. – Teraz ta myśl wydała mi się głupia. Nawet gdybym miała komórkę, istniało małe prawdopodobieństwo, że dodzwoniłabym się gdziekolwiek, bo w lasach zazwyczaj nie było zasięgu.

– Nie ma sprawy – powtórzył. – Rose, opowiesz mi, co się stało w lesie?

– No… dobrze – zgodziłam się.

Powtórzyłam mu to, co powiedziałam mamie, kiedy siedziałyśmy w poczekalni. Słuchał uważnie, nie przerywając mi, a gdy skończyłam, powiedział:

– Kiedy cię znalazłem, byłaś przerażona. Nie wiedziałem, co ci się stało. Potwornie się mnie wystraszyłaś.

– Spędziłam kilka godzin w ciemnym, zimnym lesie i nie mogłam wstać. Dziwię się, że nie zaczęłam krzyczeć ze strachu, kiedy cię zobaczyłam – powiedziałam poważnym tonem.

– Byłaś blisko – powiedział i zobaczyłam, jak trzęsą mu się barki, kiedy próbował powstrzymać śmiech. – Masz rację. Przepraszam – powiedział w końcu.

Łatwo było mu się śmiać, bo nie wiedział, dlaczego byłam tak śmiertelnie przerażona. Teraz, kiedy myślałam o znikającym za drzewem ciemnym dymie, byłam prawie pewna, że to mi się nie przywidziało. Na sto procent było tam coś dziwnego.

– Powiem ci coś, ale się nie śmiej – zaproponowałam, nie będąc pewną, czy aby na pewno chcę mu to powiedzieć. Co on sobie pomyśli? Za kogo mnie weźmie? Za jakąś wariatkę, która widzi w lesie czarny dym.

– Okej, nie będę się śmiał.

Popatrzyłam na niego uważnie, zastanawiając się, czy mogę się jeszcze wycofać, ale raczej nie miałam szans. Westchnęłam, zrezygnowana, bo wiedziałam, w co się wpakowałam. Postanowiłam jednak, że powiem mu to. Zasługiwał na wyjaśnienia po tym, jak mnie uratował.

– Byłam wystraszona, bo… zdawało mi się, że widziałam coś dziwnego pomiędzy drzewami – wydusiłam.

– Co masz na myśli?

– Widziałam coś dziwnego, jakby dym.

– Las jest gęsty, to mogły być liście, światło, cokolwiek. – Ryan na szczęście się nie śmiał, ale nie mówił, jakby mu zależało na przekonaniu mnie, że zobaczyłam coś dziwnego. Powiedział to jak słowa, które po prostu należy powiedzieć, niezależnie od tego, czy mają znaczenie, czy nie. Nie przyjął tego obojętnie, ale też specjalnie się nie przejął. Jego dziwna mina dawała mi do myślenia. Był nieco zmartwiony. Może myślał, że świruję? Ja chyba też zaczynałam tak myśleć. Najpierw dziwny dym w lesie, potem ta akcja z podgrzewaniem się wody. To nie było normalne i nie wierzyłam w zbieg okoliczności. Tylko co to miało ze sobą wspólnego?

– Nie – zaprzeczyłam natychmiast pewnym głosem. – Jestem pewna, że to nie było żadne przywidzenie. To coś wyglądało jak dym. Nie dym spowodowany pożarem, ale dziwny, nienaturalny i czarny.

Ryan nie wyglądał na rozbawionego tą informacją. Nie wiedziałam, co o tym pomyślał, a jego mina wyrażała jedynie zamyślenie i konsternację.

– Czy zauważyłaś kiedyś coś podobnego lub coś innego… też dziwnego? – W jego głosie nie było sarkazmu, ale pełna powaga. Nie wiedziałam, dlaczego tak zareagował, i wydało mi się to co najmniej dziwne. Sięgnęłam pamięcią wstecz, ale nie przypomniałam sobie niczego podobnego.

Zastanowiłam się, czy powiedzieć mu, że rano woda stała się cieplejsza, kiedy tylko o tym pomyślałam. W końcu to też mogłam zaliczyć do dziwnych rzeczy.

– Nie. Nigdy wcześniej nie widziałam niczego dziwnego. Dlaczego pytasz?

– Po prostu zastanawiałem się… Nieważne. Myślę, że po prostu ci się przywidziało. Po wypadku mogłaś…

– Nie przywidziało mi się! – przerwałam mu natychmiast. Nie chciałam słyszeć, że coś mogło mi się przywidzieć. Byłam pewna tego, co zobaczyłam.

Ryan wzruszył ramionami i nie próbował mi już nic wmówić.

– Napijesz się czegoś? – zmieniłam szybko temat, żałując, że w ogóle go podjęłam.

– Jasne – rzucił.

Wstałam z kanapy i uważając na gips, ruszyłam w stronę kuchni.

– Zaczekaj, pomogę ci – zawołał Ryan, widząc, jak się poruszam, i poszedł za mną do kuchni.

– Co będziemy dziś robić? – zapytał, nalewając soku do szklanek.

– Możemy pooglądać telewizję – zaproponowałam, wzruszając ramionami, bo była to pierwsza rzecz, jaka wpadła mi do głowy.

– Okej – zgodził się, chwycił obie szklanki i wrócił ze mną do salonu.

Włączyłam telewizor i usiedliśmy obok siebie na zielonej kanapie.

W zasadzie to nie bardzo odpowiadało mi oglądanie telewizji; wolałam porozmawiać z Ryanem.

„Chociaż… na pewno będzie jeszcze okazja przez następne dwa tygodnie” – pomyślałam.

Zaczęliśmy oglądać jakiś film. Nieszczególnie mnie interesował, więc ukradkiem spojrzałam na Ryana. Dziwne, prawie w ogóle się nie znaliśmy, a siedzieliśmy blisko siebie w moim salonie. W dodatku czułam się z nim dobrze. Jednak chciałam wiedzieć więcej na jego temat.

Chłopak zauważył, że mu się przyglądam, i zapytał z uśmiechem:

– No co?

– Nic – odpowiedziałam i również się uśmiechnęłam.

Przeniósł wzrok na telewizor, ale nie wytrzymał długo i po chwili ponownie zaczął rozmowę:

– Opowiedz mi coś o sobie.

– Po co?

– Skoro będziemy się widywali przez… Ile? Dwa tygodnie? Myślę, że powinniśmy coś o sobie wiedzieć.

– No tak, racja. Co chciałbyś wiedzieć?

– Wszystko. – W jego oku pojawił się błysk, a uśmiech ani na moment nie schodził mu z twarzy.

Opowiedziałam Ryanowi o sobie, a on zrewanżował się tym samym.

Miło nam się rozmawiało, ale nie wiedzieć czemu, miałam wrażenie, że chłopak ukrywa przede mną jakąś istotną informację. Ciekawiło mnie to niezmiernie, ale nie miałam zielonego pojęcia, jak o to zapytać.

„Znów jesteś przewrażliwiona” – skarciłam się w myślach.

Zadzwoniła moja komórka. Wyjęłam ją z kieszeni spodni i spojrzałam na wyświetlacz.

– To Emma, moja przyjaciółka – powiedziałam i spojrzałam na Ryana, a ten skinął głową na znak, żebym odebrała.

Zrobiłam to i przyłożyłam telefon do ucha.

– Halo?

– Hej, Rose. Wyskoczymy gdzieś? – Emma zaczęła mówić z prędkością karabinu maszynowego, czyli tak jak zwykle.

– Nie, przepraszam, Em. Skręciłam kostkę i jestem uziemiona.

– Że co?! – wrzasnęła, nim zdążyłam odsunąć telefon od ucha.

– Tak… Niestety.

– W takim razie zaraz u ciebie będę.

– Dzisiaj? – Ożywiłam się nagle i zastanowiłam, jak jej powiedzieć, że dziś już mam gościa. – Hm… dzisiaj nie bardzo.

– No dobrze. To wpadnę jutro – oznajmiła wesoło.

– Naprawdę? Super! – ucieszyłam się. – Dzięki, Em.

– Nie ma za co. To mój obowiązek jako twojej najlepszej przyjaciółki – powiedziała wesoło i zaczęła wspominać nasz ostatni wypad nad jezioro.

Rozgadała się na temat swoich spraw, słuchałam jej niecierpliwie. Uwielbiałam z nią rozmawiać, ale zważając na fakt, że obok mnie siedział Ryan, który oglądał telewizję i wydawał się całkowicie pochłonięty filmem, nie chciałam wdawać się z nią w dłuższą rozmowę.

Po kilku minutach przeprosiłam i powiedziałam, że nie dam rady rozmawiać, pożegnałam się i rozłączyłam.

– Współczuję ci. Są wakacje, a ty nie możesz nigdzie iść… – zaczął.

– Już się z tym pogodziłam – przerwałam mu i westchnęłam.

– …i musisz siedzieć tu ze mną – dokończył.

– Nie narzekam – powiedziałam z uśmiechem. – Lubię cię.

– Też cię lubię.

Nie wróciliśmy już do oglądania telewizji. Opowiadaliśmy w zasadzie o wszystkim, ciągle się przy tym śmiejąc.

Przy Ryanie czułam się nadzwyczaj swobodnie. Zazwyczaj traciłam głowę, będąc w towarzystwie chłopaka, który mi się podobał. Z nim było inaczej. Bardzo go lubiłam i – przyznaję – podobał mi się, ale mimo to, nie czułam się przy nim spięta. Wręcz przeciwnie – tak dobrze, jak z Ryanem, dogadywałam się chyba tylko z Emmą.

Czas mijał nieznośnie szybko, ale też przyjemnie. Z Ryanem nie dało się nudzić, ciągle o czymś opowiadaliśmy.

– Skoro jutro odwiedzi cię Emma, ja też muszę przyjść? – zapytał w pewnym momencie.

– Czy ja wiem… – zastanowiłam się. – Chyba nie musisz.

Ryan pokiwał głową z ponurą miną.

– Ale przyjdź pojutrze.

– Dobrze. – Od razu się uśmiechnął.

Prawie nie zauważyłam, kiedy przyjechał tata. Poprosił Ryana na słówko i razem zniknęli w korytarzyku prowadzącym do wyjścia. Zżerała mnie ciekawość i chciałam wiedzieć, o czym rozmawiają, ale podsłuchiwanie było niegrzeczne, więc wróciłam do oglądania telewizji.

Po kilku chwilach chłopak stanął w drzwiach salonu i pożegnał się. – Do zobaczenia, Rose.

– Pa. I… jeszcze raz dzięki – zawołałam, gdy odchodził.

Podczas rozmowy z nim dowiedziałam się między innymi, że Ryan mieszka w drugiej części miasta. Wolverhampton nie było taką znowu małą miejscowością, więc wywnioskowałam, że pojedzie autobusem.

Jakiś czas po wyjściu Ryana pojawiła się mama. Zaczęła krzątać się po kuchni, przygotowując kolację, natomiast ja nie ruszałam się z kanapy, oglądając telewizję. A dokładniej – patrząc nieobecnym wzrokiem na telewizor i myśląc o Ryanie. Był bardzo opiekuńczy i martwił się stanem mojej nogi. Zastanawiałam się, dlaczego zrobił się taki dziwny, kiedy wspomniałam o dymie widzianym w lesie.

– I jak, Rose, polubiłaś Ryana? – zapytał nieoczekiwanie tata.

– Tak, jest fajny. Polubiłam go.

– To dobrze – ucieszył się, po czym dodał półgłosem: – Bo niedługo będziecie widywali się jeszcze częściej.

– Greg! – syknęła mama karcąco i gdyby spojrzenie mogło zabijać, byłoby już po tacie.

„O co mogło im chodzić?” Nic sensownego nie wpadło mi do głowy, więc westchnęłam i pokuśtykałam do swojego pokoju.

Usiadłam przy biurku i zaczęłam czytać książkę wypożyczoną kilka dni wcześniej z biblioteki. Był to romans. Kiedy przyłapałam się na porównywaniu dwójki głównych bohaterów do siebie i Ryana, zamknęłam książkę i poszłam się umyć.

Upięłam włosy w wysoki kok, aby się nie zamoczyły, i weszłam do pełnej już wanny, kładąc chorą nogę na jej krawędzi. W obecnej sytuacji mogłam się pożegnać z prysznicem. Nie była to wygodna pozycja, ale musiałam uważać, aby gips nie znalazł się w wodzie.

Nie bardzo pamiętałam, co robiłam, kiedy kilka lat wcześniej złamałam nogę, więc była to dla mnie nowa i dziwna sytuacja.

Przypomniałam sobie o tym, co wydarzyło się rano. Do tej pory przekonywałam samą siebie, że nic nadzwyczajnego się nie stało. Woda nie zagrzała się, kiedy o tym pomyślałam, kropka. To było niemożliwe i niedorzeczne, jednak… jednak tak bardzo realne. Zdawałam sobie sprawę, że myśl o spróbowaniu tego jeszcze raz jest dziwna, tak samo jak wierzenie w to, co stało się zaledwie kilka godzin wcześniej, ale nie mogłam się jej oprzeć.

Spróbowałam zrobić to, co rano: pomyślałam, że woda mogłaby być cieplejsza.

Nic.

Czyli jednak mi się wydawało. Odruchowo skarciłam się w myślach, kiedy postanowiłam spróbować jeszcze raz, tym razem bardzo mocno się skupiając.

Zamknęłam oczy, wyobraziłam sobie, że gorąca woda dotyka każdego cala mojego ciała.

Wydałam z siebie zduszony okrzyk, kiedy woda naprawdę stała się cieplejsza. Otworzyłam szerzej oczy, a serce zaczęło mi bić szybciej.

Moja reakcja była gwałtowniejsza niż poprzednim razem, bo to, co poczułam, nie było wytworem mojej wyobraźni. Uspokojenie się zajęło mi kilka minut.

Skoro potrafiłam podgrzać wodę… myślą (nadal to do mnie nie docierało), to może mogłabym sprawić, aby stała się chłodniejsza? Skupiłam się i zaczęłam myśleć o ochładzającej się wodzie. Oczyma wyobraźni widziałam, jak zamienia się w lód i marznę, leżąc w wannie z zimną wodą. Po chwili ciecz była zimniejsza niż wtedy, gdy zaczęłam na niej eksperymentować.

– Niemożliwe – powiedziałam, zszokowana.

Jeszcze raz upewniłam się, czy zmiana temperatury wody nie jest spowodowana cieknącym kranem, ale ten był szczelnie zakręcony.

Jak to zrobiłam? Przecież to niemożliwe, nierealne.

Jak najszybciej się umyłam i wyszłam z wanny.

Wróciłam do pokoju, ubrana w rzeczy służące mi za piżamę: luźną koszulkę i dresowe spodenki.

Usiadłam na łóżku i zaczęłam zmieniać temperaturę wody w akwarium stojącym na półce nad biurkiem, drażniąc przy tym rybki.

Byłam podekscytowana swoimi zdolnościami.

„Powiedzieć rodzicom?” – wpadła mi do głowy myśl, z której jednak szybko zrezygnowałam. „A może Ryanowi?” Zastanowiłam się nad jego dziwnym zachowaniem. Nie śmiał się ze mnie, ale był zaniepokojony tym, co mu powiedziałam. Czyżby mi uwierzył? Przynajmniej nie uznał mnie za wariatkę ze zwidami.

Działo się ze mną coś dziwnego. Najpierw zobaczyłam czarny dym, a potem zmieniałam temperaturę wody. To nie mógł być zbieg okoliczności. Jeszcze to dziwne zachowanie Ryana… Postanowiłam nie mówić mu o tym, co potrafię zrobić z wodą. Może i uwierzył, że zobaczyłam czarny dym w lesie, ale wątpiłam, żeby mógł przyjąć do wiadomości, że potrafię podgrzewać i ochładzać wodę myślą.

Lepiej było zachować to tylko dla siebie.

„Nikt nie może się o tym dowiedzieć” – postanowiłam.

Ale czy to jest bezpieczne? Może nie tylko ja tak potrafię? A co najważniejsze: dlaczego to potrafię?

Te pytania nie dawały mi spokoju.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: