Analityk - ebook
George miał wszystko — wielką pensję, luksusy i prestiż w międzynarodowej korporacji. Jednak za fasadą sukcesu kryją się mroczne sekrety. Podsłuchiwany i kontrolowany przez wszczepiony lokalizator, odkrywa, że jest pionkiem w niebezpiecznej grze. Z pozoru przypadkowe zdarzenia zmieniają się w przerażające incydenty. Czy zdoła ochronić rodzinę i wyrwać się z labiryntu manipulacji, gdy wybawca staje się największym wrogiem?
| Kategoria: | Proza |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8384-803-7 |
| Rozmiar pliku: | 2,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rozdział I
Do czego człowiek jest się w stanie posunąć? Jakie decyzje podejmie, zostając przyparty do muru? Przekraczając drzwi międzynarodowej organizacji, George jeszcze nie wiedział, że już niebawem będzie musiał odpowiedzieć sobie na te pytania. Jeszcze niedawno siedział spokojnie za biurkiem i wykonywał powtarzalne czynności jako analityk danych, zresztą naprawdę dobry, można powiedzieć: ekspert w swoim fachu. Zdyscyplinowany, zorganizowany, skrupulatny do granic możliwości, niedoceniony. Przez ostatnie dwadzieścia lat pracy czuł, że jego talent się marnuje, że mógłby zarabiać o wiele więcej i zapewnić rodzinie zdecydowanie lepsze życie, na które przecież tak bardzo zasługuje. Mieli z Mary własne, całkiem spore mieszkanie w mieście, wspaniałą córeczkę Charlotte i ładny, choć mocno już wysłużony samochód. Żona George’a pracowała jako kelnerka w drogiej restauracji, oddalonej niecałe dwa kilometry od mieszkania. Ich zarobki były wystarczające, aby godnie żyć, wyjechać od czasu do czasu razem na wakacje czy kupić nowy telefon dwunastoletniej córce. Ambicja była jednak dla George’a istotna i nie pozwalała na spoczęcie na laurach.
— Dzień dobry — powiedziała miłym głosem młoda recepcjonistka Skytoday Corporation.
— Dzień dobry — odparł z pewnością siebie George, zwracając uwagę na piękne wnętrze biurowca i niebywały przepych, wywołujący z jednej strony zakłopotanie, a z drugiej pewną dumę.
— W czym mogę panu pomóc? — dodała elegancka dwudziestoparoletnia kobieta.
— Nazywam się George Brown i jestem umówiony z panem Stephenem Goldbergiem na rozmowę kwalifikacyjną.
— Oczywiście. Proszę za mną.
George zdecydowanym krokiem podążył za piękną kobietą. Szli szerokim korytarzem, mijając liczne gabinety z tabliczkami _Dział finansowy_, _Dział zakupów_ i podobnymi. Wreszcie dotarli do wielkiej sali konferencyjnej.
— Proszę usiąść i poczekać. Czego się pan napije?
— Dziękuję, nie trzeba — odpowiedział George, który świetnie przygotował się z wszelkich tematów związanych z rozmowami rekrutacyjnymi. Wiedział doskonale, jak odpowiadać na trudne pytania w rodzaju „Jakie są pana słabe strony?” czy „Co chciałby pan robić za pięć lat?”.
Recepcjonistka pospiesznie wyszła, pozostawiając George’a samego w przestronnym pomieszczeniu z wielkim stołem i eleganckimi fotelami. Wiedział o tej firmie wszystko, co można było znaleźć w internecie. Doskonale znał też wymagania dotyczące pracy na stanowisku analityka danych opisane w ofercie pracy. Był to już ostatni etap rekrutacji, po wielotygodniowych testach online.
„Chciałbym tutaj pracować” — pomyślał George. Czuł ogromną pewność siebie i determinację, o jakiej większość osób mogłaby jedynie pomarzyć.
Nagle usłyszał dźwięk otwieranych drzwi i w progu zobaczył wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyznę w perfekcyjnie skrojonym garniturze. Jego spokój był odzwierciedleniem pewności siebie i ogromnego doświadczenia. Gęste brwi, szeroki nos, mocna, rozbudowana szczęka i solidna muskulatura sprawiały, że wyglądał na człowieka, którego nikt nie chciałby spotkać w ciemnej uliczce. W jego prawym uchu znajdował się złoty kolczyk, którego blask i design wskazywały na wysoką cenę.
— Dzień dobry. Pan George Brown? — zapytał niskim, gardłowym głosem.
— Dzień dobry. Tak — odparł George, obniżając głos do granic swoich naturalnych możliwości.
— Nazywam się Stephen Goldberg i pełnię funkcję dyrektora operacyjnego. Proszę usiąść.
Usiedli naprzeciwko siebie przy wielkim stole w odległości około dwóch metrów.
— Panie Brown, czy wie pan, czym zajmuje się nasza firma?
— Oczywiście. Skytoday Corporation jest międzynarodową korporacją specjalizującą się w analizach finansowych, posiada oddziały w wielu krajach na całym świecie. Powstała w okresie głośnej prywatyzacji będącej efektem tego, że urzędowi kontrolowanemu przez państwo wykazano nieefektywność w weryfikowaniu nieprawidłowości finansowych w prywatnych przedsiębiorstwach. Skytoday Corporation i inne nowo utworzone organizacje szybko udowodniły swoją skuteczność, doprowadzając do wyeliminowania z rynku tysięcy przedsiębiorstw. Firma otrzymała liczne nagrody i wyróżnienia…
— Dobrze, wystarczy — przerwał nagle Goldberg. — Widzę, że dobrze się pan przygotował do rozmowy. Dlaczego mielibyśmy pana zatrudnić?
— Zajmuję się analizami od dwudziestu lat, cechuje mnie samodyscyplina, rzetelność…
— Jakie są pana oczekiwania finansowe? — zapytał dyrektor operacyjny, ponownie nie dając dokończyć zdania.
George doskonale wiedział, jaką kwotę chce zaproponować. Miał świadomość, że u dotychczasowego pracodawcy nie może liczyć na podwyżkę, która podniesie poziom życia jego rodziny. Wiedział więc, że musi zaryzykować, i podał dwukrotność obecnego wynagrodzenia. Liczył się z tym, że oferta może zostać odrzucona, ale nie miał nic do stracenia.
— Dobrze, jesteśmy w stanie zaproponować wskazane przez pana tygodniowe wynagrodzenie — powiedział cicho, lecz wyraźnie Goldberg.
George poczuł, jakby właśnie przyjął prawy sierpowy od doświadczonego boksera. „Tygodniowe? Mamy do czynienia z jakimś gigantycznym nieporozumieniem… Za analizowanie liczb, które wykonuję przez ostatnie dwadzieścia lat, miałbym zarabiać osiem razy więcej niż teraz?” — myślał gorączkowo.
— Cieszę się! — odrzekł George głośnym, lecz nieco łamiącym się głosem.
— Kiedy może pan zacząć?
— Nawet jutro.
— Zapraszam więc jutro na ósmą rano na podpisanie umowy — powiedział Goldberg, po czym uścisnął mocno dłoń George’a i pospiesznie opuścił wielką salę.
George stał jeszcze przez chwilę, nie dowierzając temu, co się przed chwilą wydarzyło. Rozmyślał, jak przekaże to Mary. Przecież to brzmiało jak jakiś sen. Chwilę później do sali weszła znana mu już recepcjonistka i zaproponowała odprowadzenie do wyjścia.
Wracając do domu swoim wysłużonym samochodem, miał setki myśli. Jak zareaguje Mary? Co zrobimy z tymi pieniędzmi? Może kupimy duży dom? A może zaczniemy od samochodu?
Nagle nacisnął gwałtownie hamulec, usłyszał huk i poczuł, że pas bezpieczeństwa wbija mu się z dużą siłą w ramię i ściska żebra. Wyszedł z auta i zobaczył, że przed maską leży mężczyzna w średnim wieku, próbujący złapać oddech.
— O rany, nic panu nie jest? — zapytał przerażony George.
— Nieeee, proszę nie dzwonić po pogotowie — wymamrotał leżący człowiek.
— Przepraszam pana najmocniej, jak mogę pomóc?
— Proszę mnie odwieźć do domu — wyszeptał mężczyzna, po czym powoli wstał i wsiadł do samochodu.
— Gdzie pan mieszka?
— Można powiedzieć, że w Skytoday Corporation, ale proszę mnie zawieźć do domu na Wellington Street — odparł potłuczony facet, wywołując u George’a ciarki na całym ciele.
— Pracuje pan w tej firmie? Jutro zaczynam tam pracę — powiedział skonsternowany George.
— Proszę tego nie robić! Dobrze panu radzę — zacharczał mężczyzna, poruszając gwałtownie ręką. Na jego dłoni widać było tatuaż w kształcie smoka.
George poczuł przerażenie. Nie pamiętał w swoim nudnym i przewidywalnym życiu takiego dnia jak ten. To było coś niewyobrażalnego.
— Dlaczego miałbym tam nie pracować? Co ma pan na myśli? — zapytał wystraszony.
— O, tutaj, proszę się zatrzymać — odpowiedział spokojnie nieznajomy mężczyzna.
Gdy samochód stanął, pasażer wysiadł z niego powoli i po chwili zniknął za drzwiami ogromnego domu pilnowanego przez dużego dobermana.
George jeszcze kilka razy spojrzał na luksusową willę, po czym odjechał, kierując się w stronę swojego mieszkania. Po dotarciu na miejsce obejrzał dokładnie samochód i ze zdziwieniem stwierdził, że nie ma żadnych uszkodzeń. Wydało mu się to niezwykłym zbiegiem okoliczności i poczuł ulgę, że nie musi szukać mechanika w przeddzień podpisania umowy.
Mary była jeszcze w restauracji, a Charlotte w szkole, więc po wejściu do mieszkania przywitał go Ralph — niewielki kundelek, którego osiem lat wcześniej przygarnęli ze schroniska. Pies szczeknął radośnie na widok swojego właściciela, zamerdał ogonem, po czym zaczął entuzjastycznie podskakiwać na swoich drobnych łapach. George pogłaskał pupila, usiadł na starej granatowej kanapie i zaczął rozmyślać o tym, co się od rana wydarzyło. Ten cały Goldberg, miła recepcjonistka, potrącony tajemniczy człowiek, który odradzał pracę w Skytoday Corporation. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Ralph głośno zaszczekał, a George pospiesznie poszedł otworzyć. Przed drzwiami zastał jednak tylko małe pudełko na wycieraczce. „Co do cholery?” — pomyślał.
Wniósł lekkie pudełko wielkości paczki chusteczek higienicznych do mieszkania i ponownie skierował się w stronę kanapy. „Czyżby jakiś przepracowany kurier zostawił przesyłkę i pobiegł roznosić kolejne? Pewnie Mary coś zamówiła” — pomyślał, odkładając paczkę na kuchenny stół z odrapanym blatem, po czym położył się na kanapie.
Chwycił od niechcenia za pilot od telewizora i włączył losowy kanał. Był zmęczony intensywnym dniem i chęć odpoczynku walczyła z potrzebą podzielenia się z Mary swoimi odczuciami. Trafił na kanał informacyjny i pod nieruchomo stojącym dziennikarzem z czarnym mikrofonem zobaczył duży napis: _Bankructwo Gigasoftramu_.
— Przecież to jedna z największych firm na świecie — wyszeptał pod nosem George, sięgając po swój kilkuletni smartfon i uruchamiając wyszukiwarkę internetową.
W Gigasoftramie pracował kiedyś jego dobry kolega John, z którym nie widział się już jakieś dziesięć lat. Z dużą ciekawością zaczął czytać artykuł na portalu informacyjnym i od razu zwrócił uwagę na fragment: _Audyt przeprowadzony przez Skytoday Corporation wykazał liczne poważne nieprawidłowości w działaniach operacyjnych Gigasoftramu. W efekcie korporacja złożyła wniosek o ogłoszenie bankructwa_. „To się nie dzieje naprawdę!” — pomyślał George. Odłożył telefon i oparł głowę na dużej puchatej poduszce.
Nagle usłyszał dźwięk klucza wkładanego w zamek drzwi wejściowych.
— Cześć, kochanie! — krzyknęła do męża Mary, czochrając Ralpha, leżącego poddańczo na plecach. — Nie uwierzysz, co się dzisiaj wydarzyło.
— Cześć, skarbie. Ty również nie uwierzysz — odrzekł George.
— Dzisiaj w restauracji było bardzo spokojnie, mieliśmy dosłownie kilku gości. Rano na śniadanie przyszło dwóch mężczyzn. Zamówili jajecznicę na boczku, kawę z mlekiem i rozmawiali ze sobą. Mówili coś o wielkim sukcesie firmy, a jeden wspomniał, że spieszy się na rozmowę w biurze. Podeszłam do ich stolika i zapytałam, czy chcieliby coś na deser. No i ten duży facet ze złotym kolczykiem powiedział, że proszą o rachunek…
— Jak wyglądał ten z kolczykiem? — wycedził przez zęby George.
— Czy ty musisz mi ciągle przerywać? — powiedziała rozczarowana Mary.
— Przepraszam, po prostu byłem ciekawy.
— Przyniosłam rachunek, a ten wyciąga plik banknotów, daje mi i mówi: „Reszty nie trzeba”. Zobacz, ile zostawił napiwku!
— Przecież to jest połowa naszej miesięcznej wypłaty — odrzekł zdziwiony George.
— No właśnie. Idę zaraz kupić sobie tę torebkę, o której ci mówiłam. Jest teraz w promocji. Zaraz powinna wrócić Charlotte, to podgrzej jej obiad. A co u ciebie, byłeś na tej rozmowie?
— Tak. Sam budynek jest bardzo ładny, przywitała mnie recepcjonistka…
— Wiesz co — przerwała mu Mary — opowiesz mi później, bo chciałabym zdążyć przed zamknięciem sklepu, a wiesz, jak ważna jest dla mnie ta torebka i od jak dawna o niej marzyłam.
— Okej, to wróć szybko.
Mary czule pocałowała męża.
— Kocham cię — powiedziała i pospiesznie opuściła mieszkanie.
George wyciągnął garnek, wlał do niego przygotowaną poprzedniego dnia zupę dyniową i położył na kuchence. Po chwili usłyszał, jak otwierają się drzwi mieszkania.
— Cześć, tato — dobiegł go radosny głos córki.
— Cześć, córeczko — odpowiedział głosem pełnym troski.
Charlotte coraz bardziej przypominała mamę. Miała dopiero dwanaście lat, a była jedynie o pięć centymetrów niższa od Mary. Duże zielone oczy, blond włosy zwisające do ramion, delikatne rysy twarzy i wysportowana sylwetka sprawiały, że mogła się podobać kolegom ze szkoły. George nie mógł się pogodzić z myślą, że kiedyś jacyś obcy mężczyźni będą przychodzić do jego mieszkania i pytać o córkę, która przecież dopiero co się urodziła.
— Dostałam dzisiaj piątkę z matematyki z trudnego sprawdzianu — powiedziała zadowolona Charlotte.
— Pięknie, gratuluję, rybko!
George poczuł dumę, bo ten przedmiot był zawsze dla niego ważny. Nie miał wątpliwości, że córka będzie sobie świetnie radziła z przedmiotami ścisłymi. Przecież ani on, ani Mary nigdy nie mieli problemu z matematyką czy fizyką. Pisanie wypracowań było natomiast dla nich drogą przez mękę. W szkole podstawowej George miał nauczycielkę języka, panią Smith. Jak wielkie musiało być jej rozczarowanie, gdy za każdym razem, kiedy podawała temat wypracowania dla klasy, George zadawał tylko jedno pytanie: „Na ile stron?”. Liczył na konkretną odpowiedź w rodzaju: „cztery strony”, „pięć stron”, natomiast najczęściej słyszał znienawidzone przez siebie: „do wyczerpania tematu”. Czuł, że może wyczerpać temat w kilku zdaniach, ale z pewnością otrzymałby wtedy najniższą możliwą ocenę.
— Mogłabym pójść z Natalie do kina za tydzień? Grają wtedy _Wakacyjną przyjaźń_, ten nowy film o przygodach dwóch przyjaciółek.
— Zobaczymy. Porozmawiamy o tym z mamą. Teraz usiądź przy stole i zjemy — odparł George.
Charlotte zajęła miejsce przy stole i zaczęli jeść zupę dyniową, którą dorastająca dziewczyna tak bardzo lubiła. Nagle George usłyszał głośne siorbanie, podniósł głowę znad talerza i zobaczył szczęśliwą twarz Charlotte, ewidentnie robiącą tacie psikusa. George siorbnął jeszcze głośniej, po czym wybuchnął śmiechem.
Kilka godzin później wróciła radosna Mary, z daleka pokazując swoją nową czarną torebkę.
— Cześć, mamo — krzyknęła Charlotte.
— Cześć, kochanie — odpowiedziała Mary.
— Odebrałem twoją przesyłkę — powiedział George, wskazując na małe pudełko.
— Ale ja niczego nie zamawiałam — zdziwiła się Mary.
— Zobaczmy więc, co jest w środku — postanowił George i zaczął otwierać paczkę.
Po przedarciu się przez kilka warstw czarnej taśmy klejącej otworzył cienkie wieczko małego pakunku i jego oczom ukazał się papierowy rulonik, ściśnięty gumką recepturką. Po rozwinięciu zobaczył tylko duży napis: _Nie idź tam!_
— Co to znaczy? — zapytała przerażona Mary.
— Nie wiem — odparł George.
— Pewnie ktoś sobie żarty robi — stwierdziła Mary. — Pamiętasz, jak kiedyś naszej sąsiadce ktoś rozbił jajko na wycieraczce? Powiedz lepiej jak dzisiejsza rozmowa.
— Dostałem propozycję pracy za ośmiokrotność mojej obecnej pensji — oznajmił z dumą George.
— Za ile? — zapytała z niedowierzaniem Mary.
— Będę zarabiał osiem razy więcej. Jutro podpisanie umowy.
— To wspaniale! Będziemy mogli w końcu kupić nowy samochód i może wyprowadzić się do lepszej dzielnicy. A czy za takie pieniądze nie będą od ciebie oczekiwali pracy po godzinach?
— Nie wiem. — George wzruszył ramionami. — Pewnie na początku będę musiał się wykazać, żeby udowodnić, że zasługuję na takie wynagrodzenie. Ale na pewno będę bronił swoich granic i nie dam sobie wejść na głowę. Nie dopuszczę, żeby praca wpływała negatywnie na moje życie prywatne.
— Jesteś niesamowity, zawsze w ciebie wierzyłam.
George poczuł ogromną dumę po tych słowach ukochanej żony. Jednocześnie postanowił, że nie będzie przed podpisaniem umowy wspominał o dziwnym zdarzeniu z potrąconym człowiekiem oraz o zbiegu okoliczności związanym z olbrzymim napiwkiem Mary. Uznał, że są to sprawy bez większego znaczenia, a przecież propozycja takiego wynagrodzenia może się już nigdy nie powtórzyć.Rozdział II
Następnego ranka George wstał o godzinie 6:00 i cichutko zsunął się z łóżka, żeby nie obudzić Mary. Jak zawsze wziął prysznic, umył zęby i włożył wyprasowaną poprzedniego dnia białą koszulę, na którą nałożył garnitur. Był podekscytowany faktem, że za kilka godzin będzie pracownikiem Skytoday Corporation z pensją pozwalającą na zapewnienie rodzinie wszystkiego, czego zapragną. Cechowała go niebywała punktualność, więc w celu uniknięcia niespodzianek wyjechał wcześnie, zostawiając sobie bufor bezpieczeństwa w razie ewentualnych korków. Po dojechaniu na miejsce uświadomił sobie, że jest dopiero 7:20, a nie wypada być przed czasem. Podjechał więc na najbliższą stację benzynową, oddaloną o niecałe pół kilometra od siedziby jego przyszłego pracodawcy.
— Dzień dobry. Poproszę dużą kawę z mlekiem — powiedział do młodego pracownika stacji.
— Dzień dobry. Zbiera pan punkty lojalnościowe? — zapytał z wymuszonym uśmiechem kasjer.
— Nie. Płatność kartą.
George poszedł w stronę samoobsługowego ekspresu. Mijając obszerny regał z gazetami, zwrócił uwagę na duży nagłówek w jednej z nich: _Gigasoftram bankrutem_. W oczekiwaniu, aż maszyna przygotuje jego ulubiony napój, wziął gazetę. Poniżej tytułu zobaczył zdjęcie ponurej twarzy Goldberga, podpisującego jakiś dokument. Po chwili usłyszał sygnał końca przygotowywania kawy, więc złapał za kubek, nie odrywając wzroku od gazety. Nagle poczuł dotkliwe ciepło napoju, rozlewającego się na jego rękę.
— Cholera! — krzyknął, zwracając na siebie uwagę innych klientów i obsługi.
Nie pomyślał, że ekspres hojnie wypełni plastikowy kubek gorącą mieszanką kawy i mleka i po niezbyt subtelnym ściśnięciu pojemnika część zawartości znajdzie się na dłoni i rękawie. Spojrzał na zegarek i ocenił, że jest już za późno, aby wracać do mieszkania i zmieniać koszulę. Cofnął więc barki, naciągnął rękawy marynarki i zauważył, że plama jest wtedy niewidoczna. „Nic mnie nie odwiedzie od podpisania tej umowy” — pomyślał, po czym udał się w kierunku zaparkowanego samochodu.
Była godzina 7:58, kiedy George otworzył drzwi biurowca Skytoday Corporation i spostrzegł znajomą recepcjonistę.
— Dzień dobry, panie Brown — powiedziała uśmiechnięta kobieta.
— Dzień dobry — odpowiedział George, odwzajemniając uśmiech.
— Pan Goldberg już na pana czeka w swoim gabinecie na dwunastym piętrze. Zapraszam do windy, a potem w prawo i do końca korytarza.
— Dziękuję — odparł George, podciągając rękawy marynarki, aby ukryć plamę po kawie.
Winda była na tyle przestronna, że mogła pomieścić piętnaście osób. Na suficie znajdowała się kamera, a duży panel zawierał numery pięter od −1 do 13. George wybrał numer 12. Drzwi się zamknęły i poczuł, jakby masa jego ciała była niewspółmierna do siły nóg. Po chwili drzwi się otworzyły i George skierował się w prawą stronę. Szedł pewnym krokiem wzdłuż długiego korytarza, aż dotarł do drzwi z tabliczką _Stephen Goldberg — dyrektor operacyjny_. Poprawił jeszcze raz rękawy marynarki i zapukał pewnie do drzwi.
— Proszę wejść, panie Brown. — Głos Goldberga był wyraźny, niski, lekko zniekształcony przez głośnik na drzwiach.
George otworzył drzwi i jego oczom ukazał się gabinet wielkości basenu pływackiego. Na ścianach wisiały obrazy w zdobionych ramach, podłoga była pokryta eleganckim dywanem, a na środku stała potężna biała kanapa w kształcie litery U oraz niski szklany stół. Po drugiej stronie pomieszczenia znajdowało się duże biurko z wysokim obrotowym fotelem, na którym siedział Goldberg, rozmawiający przez telefon.
— Muszę kończyć, mam gościa — powiedział dyrektor, po czym wstał i zdecydowanym krokiem skierował się w stronę George’a. — Dzień dobry, panie Brown, cieszę się, że jest pan punktualnie, to dla mnie ważna cecha.
— Dzień dobry — odparł George, nawiązując kontakt wzrokowy.
— Tutaj jest przygotowana pańska umowa, zgodna z naszym korporacyjnym standardem. Proszę się z nią zapoznać i podpisać. Po tym chciałbym przekazać panu szczegóły pierwszego zadania — wyjaśnił Goldberg, ubrany w inny niż poprzedniego dnia, lecz równie świetnie skrojony garnitur.
— Dziękuję. — George wziął kilkunastostronicowy dokument do ręki i usiadł na środku białej kanapy, przystępując do lektury.
W tym czasie Goldberg wrócił do biurka i zaczął pracować na swoim laptopie. Nastała absolutna cisza, przerywana jedynie dźwiękiem wciskanych klawiszy oraz kliknięciami myszki. Pierwsza strona umowy zawierała dane firmy Skytoday Corporation, dane pracownika, wysokość wynagrodzenia oraz nazwę stanowiska. Kwota była zgodna z wcześniejszą propozycją, co wywołało u George’a szybsze bicie serca. Na drugiej stronie znalazła się informacja o dodatkowych benefitach w postaci samochodu służbowego klasy premium, najnowszego smartfona, laptopa wysokiej klasy czy pakietu medycznego. Kolejne strony opisywały obowiązki służbowe oraz warunki pracy. Mimo utrzymywania wysokiego poziomu koncentracji uważne przeczytanie tej części było dla George’a problematyczne. Po zgrubnym zapoznaniu się z oczywistymi zapisami typu: _Pracownik będzie dbał o dobre imię swojego pracodawcy_ czy _Pracownik będzie rzetelnie wykonywał powierzone mu zadania_ George podniósł głowę znad umowy i mimowolnie nawiązał kontakt wzrokowy z Goldbergiem.
— Czy ma pan jakieś pytania, panie Brown? — zapytał postawny mężczyzna.
— Czy na moim przyszłym stanowisku konieczna jest praca w nadgodzinach? — dopytał George, przypominając sobie rozmowę z Mary z poprzedniego dnia.
— Oczywiście, że nie. Szanujemy czas prywatny naszych pracowników. Jest to opisane w paragrafie siódmym na stronie ósmej — odparł Goldberg.
George zerknął na wskazany fragment i rzeczywiście znalazł tam zdanie: _Czas pracy na ww. stanowisku: 8:00–16:00_.
— Czy ma pan jeszcze jakieś pytania? — Goldberg jeszcze bardziej obniżył swój dudniący głos.
— Nie, chyba wszystko jasne — odpowiedział George.
— Proszę więc o zaparafowanie wszystkich stron oraz o złożenie podpisu na ostatniej stronie w prawym dolnym rogu. Oczywiście w dwóch egzemplarzach.
George wziął ze szklanego stołu zdobiony srebrny długopis i zabrał się za podpisywanie. Następnie wręczył dokumenty Goldbergowi. Po chwili kontrakt został sfinalizowany i mężczyźni wzięli po jednym egzemplarzu umowy.
— Witam na pokładzie, George. Proszę, mów mi od teraz Stephen — powiedział Goldberg.
— Cieszę się, panie… to znaczy Stephen.
— Twoim dzisiejszym zadaniem będzie odebranie narzędzi pracy. Udaj się również do salonu samochodowego po drugiej stronie ulicy i odbierz służbowe auto. Powiedz sprzedawcy, że na nazwisko Goldberg, uprzedziłem go o twoim przyjściu. Jutro na godzinę ósmą rano jesteś umówiony na niezbędne badania lekarskie w naszej korporacyjnej przychodni na Liberty Street. Po badaniach przyjdź do swojego miejsca pracy na czwartym piętrze, pokój numer sześć. Aha, jeszcze jedno… Zgodnie z umową pensje w Skytoday Corporation są wypłacane za miesiąc z góry, więc dzisiaj możesz spodziewać się wynagrodzenia.
George wstał i udał się za Goldbergiem w stronę windy. Dyrektor operacyjny Skytoday Corporation wybrał drugie piętro. Tym razem ruch windy spowodował uczucie, jakby stopy miały za chwilę oderwać się od podłogi, i po chwili drzwi się otworzyły. Szli jasnym, długim korytarzem, który wydawał się nie mieć końca. W pewnym momencie Goldberg zatrzymał się i otworzył drzwi z przyczepioną tabliczką _Administracja_. W środku znajdował się młody mężczyzna w niebieskiej koszuli, który na widok Stephena stanął na baczność, jak żołnierz przed swoim dowódcą.
— Proszę o wydanie narzędzi pracy naszemu nowemu analitykowi — powiedział dyrektor operacyjny.
— Oczywiście — odrzekł tamten błyskawicznie.
— George, muszę wracać do swoich obowiązków, do zobaczenia jutro — oznajmił Goldberg.
— Oczywiście, dziękuję, panie… to znaczy Stephen — odpowiedział George, nieco zmieszany swoim przejęzyczeniem.
Mężczyzna ze złotym kolczykiem zniknął po chwili w długim korytarzu, zostawiając George’a z pracownikiem działu administracji.
— Proszę, oto najnowszej klasy telefon oraz topowy laptop z niezbędnym oprogramowaniem. Login to pana imię i nazwisko, a hasło to „13572468”. Proszę o zmianę hasła po pierwszym zalogowaniu — powiedział rutynowym, beznamiętnym głosem młody mężczyzna. Laptop znajdował się w czarnej torbie z dobrej jakości materiału, przypominającego ten, z jakiego była zrobiona nowa torebka Mary. Smartfon miał natomiast elegancką ciemną obudowę z miejscem na obiektyw aparatu.
— Dziękuję — odrzekł George, odbierając sprzęt i skierował się do windy.
Po wyjściu z biurowca George udał się do salonu samochodowego, który znajdował się w pobliżu stacji benzynowej. Na niewielkim parkingu stały różne modele nowych aut, wszystkie perfekcyjnie umyte i wysuszone. George zbliżył się do szklanych, automatycznych drzwi wejściowych, które rozsunęły się przed nim, ukazując czyste, zadbane wnętrze jednopoziomowego budynku.
— Dzień dobry, w czym mogę pomóc? — powiedział miły, uśmiechnięty mężczyzna, ubrany w garnitur z niebieskim krawatem.
— Dzień dobry, przyszedłem odebrać samochód — odrzekł George.
— Poproszę pana imię i nazwisko.
— Nazywam się George Brown, ale samochód jest do odbioru na nazwisko Goldberg.
— Aaa… Skytoday Corporation. Oczywiście, samochód już na pana czeka.
Młody mężczyzna poprosił George’a o dokument tożsamości, a po uzupełnieniu przygotowanej umowy jego danymi przekazał ją do podpisu. Następnie zaprowadził klienta do pomieszczenia, w którym zaparkowany był piękny czarny pojazd. To był jeden z tych samochodów, którymi jeżdżą dyrektorzy wyższego szczebla. Miał przyciemniane szyby, elektrycznie rozsuwany dach i eleganckie wnętrze.
— To nasz najlepszy model, najwyższy standard wyposażenia, automatyczna skrzynia biegów, limuzyna przyspieszająca w cztery sekundy do setki — oznajmił pracownik salonu.
Po dwudziestu minutach słuchania wykładu sprzedawcy o funkcjach i możliwościach auta George zapiął pasy bezpieczeństwa i delikatnie wciskając pedał gazu, opuścił teren salonu. Wiedział, że Mary o tej porze jeszcze pracuje, więc postanowił zrobić jej niespodziankę i odwiedzić ją w restauracji. Zaparkował nowiutki samochód zaraz obok wejścia do lokalu i wszedł do środka. Zaraz po przekroczeniu progu usłyszał miły, życzliwy głos:
— Stolik dla jednej osoby pan sobie życzy? — zapytała szczupła brunetka z kręconymi włosami, ubrana w elegancki kostium z logo restauracji na piersi.
— Tak, poproszę — odpowiedział George.
Po chwili usiadł przy przytulnym stoliku przy samym oknie.
— Oto karta dań, za chwileczkę podejdzie do pana kelnerka — dodała kobieta.
George rozejrzał się po sporej sali i spostrzegł idącą szybkim krokiem Mary. Obniżył się ostrożnie na ładnym, drewnianym krześle, aby go nie dostrzegła. Jednocześnie obserwował, z jakim zaangażowaniem jego żona wykonuje swoją pracę. Poruszała się sprawnie i z wielką gracją. Przypomniał sobie moment, gdy poznali się na studiach. Mary była wtedy młodziutka i lekko nieśmiała. Od zawsze uwielbiała sport, należała nawet do klubu biegowego, w którym z sukcesami praktykowała konkurencje długodystansowe. Myślała nawet nad przejściem na zawodowstwo, jednak zerwanie więzadła kolanowego podczas zjazdu na nartach sprawiło, że konkurowanie na najwyższym poziomie stało się niemożliwe. Nigdy jednak nie zrezygnowała z aktywnego uprawiania sportu i przynajmniej raz w roku startowała w jakichś zawodach, plasując się przeważnie w pierwszej połowie stawki. Po chwili Mary podeszła do stolika, przy którym siedział George.
— A co ty tutaj robisz? — zapytała zaskoczona, patrząc szeroko otwartymi oczami na męża.
— Dostałem tę pracę, podpisałem dzisiaj umowę — odpowiedział George, czule całując żonę w policzek.
— To wspaniale! — wykrzyknęła Mary.
— O której dzisiaj kończysz?
— Za godzinę.
— To świetnie, w takim razie zdążę jeszcze coś zjeść i odwiozę cię do domu służbowym samochodem — powiedział dumny z siebie George.
— Wspaniale! Podam ci potrawkę z kurczaka. Co prawda nie jest tak pyszna jak moja, ale powinna ci smakować. — Mary mrugnęła okiem do męża.
— Okej, ale jak nie będzie dobra, to złożę na ciebie skargę — uśmiechnął się George, przekornie pokazując język.
Jadł powoli, delektując się rewelacyjnym daniem i obserwując, jak jego piękna żona przemieszcza się między stolikami, co jakiś czas spoglądając na niego. Wsłuchiwał się w nastrojową muzykę, przypominającą mu tę z imprezy sylwestrowej, na którą wybrali się razem trzynaście lat wcześniej. Tańczyli wtedy całą noc, wpatrzeni w siebie, a już we wrześniu urodziła się Charlotte.
Do restauracji weszło trzech mężczyzn. Brunetka z kręconymi włosami zaprowadziła ich do stolika znajdującego się obok miejsca George’a. Z uwagi na odległość od nowych gości delikatna muzyka nie była w stanie zagłuszyć ich rozmowy.
— Panowie, musimy coś zrobić. Widzieliście, co zrobili z Gigasoftramem — powiedział nerwowo jeden z mężczyzn, ubrany w niebieską koszulę z długim rękawem oraz granatową marynarkę.
— Racja, w tym tygodniu rozpoczną audyt. Nie możemy pozwolić, żeby cokolwiek znaleźli — odparł około pięćdziesięcioletni blondyn w okularach z masywną ramką.
— Są bezwzględni, więc jak coś znajdą, to nas po prostu zniszczą. Tetrylogic jest potężną firmą i jako zarząd musimy za wszelką cenę dbać o naszych akcjonariuszy, klientów i pracowników — stwierdził najstarszy z mężczyzn.
— Słuchajcie! — powiedział cicho, lecz stanowczo blondyn. — Priorytetem jest nasza firma, więc zlećmy możliwość wykorzystania wszelkich dostępnych środków. Skytoday słynie ze świetnie opłacanych, perfekcyjnie działających analityków. Jak poczują krew, nie zatrzymają się aż do naszej całkowitej kapitulacji.
George poczuł, jak kawałek kurczaka staje mu w gardle, i zaczął nagle kaszleć. Błyskawicznie przyciągnął uwagę trzech mężczyzn i po chwili nieznajomy w okularach podszedł do jego stolika.
— Wszystko w porządku? — zapytał, ściągając jedną dłonią okulary.
— Tak, dziękuję — odpowiedział George, czując z ulgą, jak kawałek mięsa trafia w końcu do żołądka.
Mężczyźni nawiązali kontakt wzrokowy, po czym blondyn wrócił do swojego stolika. Po chwili podeszła również Mary.
— Czy wszystko w porządku, kochanie? — zapytała przejęta.
— Tak, wziąłem za duży kawałek — wyjaśnił.
Mężczyźni ze stolika obok zerknęli na parę, po czym zaczęli rozmawiać o emocjach związanych z ostatnim meczem miejskiej drużyny piłkarskiej.
Po kilku minutach Mary podeszła do męża i powiedziała, że jest już gotowa i mogą jechać do domu. Wyszli z restauracji i George szarmancko otworzył przed żoną drzwi nowego samochodu.
— Zapraszam, kochanie — powiedział zalotnie.
— Wow! Niesamowite, jak ta nowa firma o ciebie dba. Czy nie wydaje ci się to podejrzane? — zapytała Mary.
— Zasługujemy na to. Pracuję w zawodzie ponad dwadzieścia lat i nareszcie ktoś mnie docenił. Nie mogę tego zmarnować.
— Po prostu chciałam się z tobą podzielić swoimi obawami — wyjaśniła przejęta kobieta.
George delikatnie wcisnął pedał gazu i już po chwili byli pod swoim mieszkaniem. Brzęknięcie kluczy wywołało radosne szczekanie Ralpha, który radośnie przywitał swoich właścicieli.
— Cześć, mamo, cześć, tato — powiedziała z pokoju Charlotte.
— Cześć, córeczko, jak było dzisiaj w szkole? — zapytała Mary.
— W porządku, ale będę miała trudny sprawdzian z historii w przyszłym tygodniu.
— Wiem, że nie przepadasz za tym przedmiotem, ale jestem pewny, że sobie poradzisz — powiedział tata, mocno przytulając córkę.
Następnego dnia o godzinie 7:55 George był już przed wejściem do przychodni na Liberty Street.
— Dzień dobry, w czym mogę panu pomóc? — zapytał drobnej budowy recepcjonista.
— Dzień dobry, nazywam się George Brown i przyjechałem na badania lekarskie — wyjaśnił George i wręczył mężczyźnie dokument tożsamości.
— Tak, mam pana w bazie danych, zapraszam na początek do pokoju numer pięć — powiedział recepcjonista, oddając dokument.
George zdecydowanym krokiem ruszył w kierunku wskazanego pomieszczenia, niosąc w lewej ręce torbę z laptopem. Drzwi otworzyła otyła kobieta, która zaprosiła go do środka.
— Panie Brown, w pierwszej kolejności przejdzie pan badania ogólne, następnie proszę podejść do pokoju numer dziewięć. Proszę rozebrać się od pasa w górę — poleciła rutynowo kobieta.
George ściągnął marynarkę i rozpiął ciemnozieloną koszulę. Kobieta wzięła stetoskop, po czym dokładnie osłuchała pacjenta, przykładając słuchawkę do klatki piersiowej. Następnie zmierzyła mu ciśnienie krwi, a także zbadała wzrok oraz słuch. Wszystkie informacje wprowadziła do komputera, po czym poprosiła o udanie się do pokoju numer 9. Tam czekał na George’a mężczyzna, który wyglądem przypominał kulturystę.
— Panie Brown, proszę położyć brodę na tym urządzeniu i patrzeć przez okulary — powiedział umięśniony facet, wskazując na maszynę przypominającą sprzęt do badania wzroku.
George ustawił brodę na półeczce i spojrzał przez lornetkę. Po chwili poczuł, że mężczyzna wkłada coś do jego lewego ucha i poczuł lekkie, nieprzyjemne ukłucie.
— Teraz proszę się tutaj położyć na plecach. — Pracownik przychodni wskazał na szerokie łóżko z zielonym prześcieradłem.
— Co pan mi zrobił z uchem? — zapytał zdziwiony George.
— Wszczepiłem panu mikrogłośnik, standardowa procedura.
— Że co?! Jakim prawem? — wykrzyknął zdenerwowany George.
— Proszę pana, wykonuję tylko swoje obowiązki. Widocznie tak miał pan wpisane w umowie. Proszę pytać swojego przełożonego. — W głosie pracownika pobrzmiewało zniecierpliwienie.
W tym samym momencie George zobaczył, że umięśniony facet zbliża do zewnętrznej części jego dłoni dziwnie wyglądające narzędzie. Nim zdążył cokolwiek zrobić, poczuł silny ból i zobaczył kroplę krwi spływającą po ręce.
— Zwariował pan? Co pan znowu zrobił? Nie życzę sobie takich numerów! — wrzasnął George, zrywając się na równe nogi.
— Wszczepiłem panu nanochip w prawą dłoń, zgodnie z zaleceniem widocznym w systemie. Jest pan wolny. Proszę zgłosić się w recepcji, gdzie otrzyma pan potwierdzenie wykonania usługi — wyrecytował pracownik, po czym pokazał klientowi drzwi.
— Złożę na pana skargę — warknął George, opuszczając gabinet numer 9, ale zobaczył jedynie pobłażliwy uśmiech rozmówcy.
Wychodząc z przychodni, George czuł wściekłość, przeplatającą się z fizycznym bólem promieniującym z lewego ucha i prawej dłoni. Agresywnie wcisnął pedał gazu i poczuł, jak jego ciało zagłębia się w skórzany fotel luksusowej limuzyny. Po chwili był już w ogromnym budynku Skytoday Corporation, gdzie piękna recepcjonistka powitała go miłym uśmiechem. Wszedł do wielkiej windy i wcisnął przycisk z numerem 4. Nagłe przeciążenie zwiększyło tylko ból ucha. Po chwili wyszedł na korytarz i udał się w stronę pokoju numer 6. Na drzwiach znajdowała się tabliczka z napisem _Dział analiz_. Otworzył drzwi i jego oczom ukazało się niewielkie pomieszczenie z czterema biurkami. Siedziały tam dwie osoby: kobieta i mężczyzna.
— Ty jesteś pewnie George — powiedziała wysoka, około czterdziestopięcioletnia kobieta z krótkimi czarnymi włosami.
— Tak, Stephen Goldberg powiedział mi, że będę pracował w tym pomieszczeniu — odpowiedział.
— Jestem Stephany — dodała, ściskając zdecydowanie dłoń George’a.
— Auuuu — krzyknął, czując, że rana po wszczepieniu chipa jeszcze się nie zagoiła.
— Ha, ha, ha, pewnie miałeś dziś wszczepienie. — Stephany poklepała nowego kolegę po ramieniu.
— Zgadza się. Możesz mi to wyjaśnić? — zapytał George.
— Cześć, jestem Kevin. Miło cię poznać — wtrącił się czterdziestoletni łysy mężczyzna.
— Cześć, również mi miło — odpowiedział George.
— Nie czytałeś dokładnie umowy, prawda? — Kevin popatrzył na niego uważnie. — Nanochip w twojej dłoni posiada trzy funkcje, o których mi wiadomo. Umożliwia otwieranie niektórych drzwi w naszym biurowcu, takich, do których nie wszyscy pracownicy mają dostęp. Jest powiązany z twoim służbowym kontem, dzięki czemu możesz wykonywać płatności zbliżeniowe. Żeby to zrobić, musisz palcem lewej dłoni mocno nacisnąć na chip, który jest pod skórą zewnętrznej części prawej dłoni. Uruchomi to procedurę autoryzacji i umożliwi błyskawiczną płatność z twojego indywidualnego konta. Ostatnia ze znanych mi funkcji chipa to lokalizacja, dzięki czemu Skytoday może dokładnie określić, gdzie się znajdujesz w godzinach pracy.
— Przecież to szpiegostwo! — powiedział wzburzony George.
— Dobrowolnie wyraziłeś na to zgodę, podpisując umowę. Poza tym firma deklaruje, że jest uprawniona do sprawdzania twojej lokalizacji jedynie w godzinach pracy.
— Czy wy również macie taki chip?
— Oczywiście. Oprócz tego dostałeś również brzęczyk — uśmiechnęła się Stephany. — Umożliwia on kontakt z tobą i przekazywanie głosowych informacji.
— Czy wyście tutaj wszyscy zwariowali? Przecież to niezgodne z prawem ograniczanie wolności! — oburzył się George.
— Też tak na początku mówiłam, ale szybko do tego przywykłam. Poza tym głośniczek jest niesłyszalny dla otoczenia i nie powoduje żadnego dyskomfortu. W trakcie ważnych rozmów z zewnętrznymi firmami Goldberg może przekazać ci dokładne instrukcje, co powiedzieć, jak się zachować i tak dalej, ponieważ dokładnie słyszy, co się wokół ciebie dzieje. To bardzo ułatwia pracę i jeszcze to docenisz — wyjaśniła Stephany.
— To oznacza pełną inwigilację! Ktoś obcy będzie podsłuchiwał wszystkie moje rozmowy, będzie mi szeptał, co mam robić. To jest chore, rezygnuję z tej firmy. — George był tak zdenerwowany, że na jego lewej skroni uwidoczniła się pulsująca żyła.
Opuścił pospiesznie gabinet numer 6 i udał się do windy, skąd pojechał na dwunaste piętro złożyć wizytę Goldbergowi. Zapukał mocno dwa razy w masywne drzwi, po czym usłyszał głos dyrektora zapraszający do środka. Wszedł zdenerwowany i skierował się w stronę biurka, za którym siedział muskularny mężczyzna.
— Stephen, chciałbym zrezygnować, z tymi chipami to jakaś kpina! — wykrzyknął.
— Widzę, że jesteś zdenerwowany, George — skwitował Goldberg spokojnym, niskim głosem.
— Jak możecie tak traktować pracowników? Przecież to nielegalne! — krzyczał coraz głośniej George.
— Drogi George’u, zapewniam cię, że wszystko, co robi nasza firma, jest zgodne z prawem. Narzędzia, w jakie zostałeś zaopatrzony, mają na celu zapewnienie bezpieczeństwa tobie i naszej korporacji. Wszystkie informacje znalazły się w podpisanej przez ciebie umowie. Przeczytałeś ją dokładnie? — zapytał emanujący spokojem Goldberg.
— Chciałbym zrezygnować — oznajmił George.
— Oczywiście, nie ma problemu. Proszę więc o podpisanie dokumentu wypowiedzenia i wykonanie przelewu na konto Skytoday w ciągu siedmiu dni — powiedział spokojnie Goldberg.
— O czym ty mówisz? — zapytał zdezorientowany George.
Goldberg wyciągnął kopię kilkunastostronicowego dokumentu umowy podpisanej przez obie strony, przewrócił ją na stronę jedenastą i wskazał eleganckim długopisem na punkt numer 64: _W przypadku wypowiedzenia umowy przez pracownika w ciągu pierwszych 90 dni — pracownik zobowiązuje się do wykonania przelewu na rachunek bankowy Skytoday Corporation kwoty będącej dwudziestokrotnością jego miesięcznego wynagrodzenia_. George spojrzał z niedowierzaniem na zaparafowaną przez siebie stronę i wykrzyknął:
— To jest przestępstwo!
— George, zapewniam cię ponownie, że wszystkie działania Skytoday są zgodne z prawem i nasz standard umowy został zatwierdzony przez kancelarię prawną — tłumaczył lekko znudzonym głosem Goldberg.
— A gdzie jest zapis o chipach?
Goldberg przeszedł sprawnie na stronę dziewiątą i wskazał na punkt numer 53: _Pracownik dobrowolnie zgadza się na wszczepienie do jego organizmu mikrogłośnika oraz nanochipa. Urządzenia te umożliwią komunikację uprawnionego przedstawiciela Skytoday Corporation z pracownikiem, lokalizowanie pracownika, korzystanie przez pracownika ze służbowego konta bankowego, automatyczne otwieranie drzwi w biurowcu firmy zgodnie z przydzielonymi uprawnieniami oraz inne_.
— Co to znaczy „inne”? — zapytał George.
— Technologia ciągle się rozwija i stale wprowadzamy nowe funkcjonalności, które mają podnosić bezpieczeństwo naszych pracowników oraz firmy, a także maksymalizować skuteczność naszych działań. Proszę, oto druk wypowiedzenia umowy — powiedział Goldberg, podając George’owi kartkę formatu A4.
— Nie stać mnie na przelanie takich pieniędzy i ty dobrze o tym wiesz — odparł zrezygnowany George.
— Uwierz mi, że wiele osób przechodzi przez to, co ty teraz. Możesz być pewny, że szybko zapomnisz o tych niedogodnościach. Są one naprawdę konieczne i za kilka tygodni będziesz je postrzegał jako zalety, które znacznie ułatwią ci pracę. Pewnie zwróciłeś też uwagę na punkt czterdziesty dziewiąty na stronie siódmej?
George otworzył umowę na wskazanej stronie i zobaczył zapis: _Po każdych 12 miesiącach pracy i pozytywnej ocenie ze strony przełożonego pracownikowi przysługuje premia w wysokości czterokrotnego wynagrodzenia zasadniczego_.
— Jak ta firma może sobie pozwolić na zapewnienie zatrudnionym takich warunków? — zapytał zdziwiony George.
— To dzięki skuteczności naszych pracowników. Oczekujemy bezkompromisowego zaangażowania i efektywności, ale oczywiście jedynie w godzinach pracy. George, twoje urządzenia zostały już aktywowane. Pamiętaj o poufności, to najważniejszy punkt umowy. Jutro podejdź do mojego biura o godzinie dziesiątej, przekażę ci twoje pierwsze zadanie. A teraz muszę cię przeprosić, bo jestem zajęty — dodał zimno Goldberg.
Do czego człowiek jest się w stanie posunąć? Jakie decyzje podejmie, zostając przyparty do muru? Przekraczając drzwi międzynarodowej organizacji, George jeszcze nie wiedział, że już niebawem będzie musiał odpowiedzieć sobie na te pytania. Jeszcze niedawno siedział spokojnie za biurkiem i wykonywał powtarzalne czynności jako analityk danych, zresztą naprawdę dobry, można powiedzieć: ekspert w swoim fachu. Zdyscyplinowany, zorganizowany, skrupulatny do granic możliwości, niedoceniony. Przez ostatnie dwadzieścia lat pracy czuł, że jego talent się marnuje, że mógłby zarabiać o wiele więcej i zapewnić rodzinie zdecydowanie lepsze życie, na które przecież tak bardzo zasługuje. Mieli z Mary własne, całkiem spore mieszkanie w mieście, wspaniałą córeczkę Charlotte i ładny, choć mocno już wysłużony samochód. Żona George’a pracowała jako kelnerka w drogiej restauracji, oddalonej niecałe dwa kilometry od mieszkania. Ich zarobki były wystarczające, aby godnie żyć, wyjechać od czasu do czasu razem na wakacje czy kupić nowy telefon dwunastoletniej córce. Ambicja była jednak dla George’a istotna i nie pozwalała na spoczęcie na laurach.
— Dzień dobry — powiedziała miłym głosem młoda recepcjonistka Skytoday Corporation.
— Dzień dobry — odparł z pewnością siebie George, zwracając uwagę na piękne wnętrze biurowca i niebywały przepych, wywołujący z jednej strony zakłopotanie, a z drugiej pewną dumę.
— W czym mogę panu pomóc? — dodała elegancka dwudziestoparoletnia kobieta.
— Nazywam się George Brown i jestem umówiony z panem Stephenem Goldbergiem na rozmowę kwalifikacyjną.
— Oczywiście. Proszę za mną.
George zdecydowanym krokiem podążył za piękną kobietą. Szli szerokim korytarzem, mijając liczne gabinety z tabliczkami _Dział finansowy_, _Dział zakupów_ i podobnymi. Wreszcie dotarli do wielkiej sali konferencyjnej.
— Proszę usiąść i poczekać. Czego się pan napije?
— Dziękuję, nie trzeba — odpowiedział George, który świetnie przygotował się z wszelkich tematów związanych z rozmowami rekrutacyjnymi. Wiedział doskonale, jak odpowiadać na trudne pytania w rodzaju „Jakie są pana słabe strony?” czy „Co chciałby pan robić za pięć lat?”.
Recepcjonistka pospiesznie wyszła, pozostawiając George’a samego w przestronnym pomieszczeniu z wielkim stołem i eleganckimi fotelami. Wiedział o tej firmie wszystko, co można było znaleźć w internecie. Doskonale znał też wymagania dotyczące pracy na stanowisku analityka danych opisane w ofercie pracy. Był to już ostatni etap rekrutacji, po wielotygodniowych testach online.
„Chciałbym tutaj pracować” — pomyślał George. Czuł ogromną pewność siebie i determinację, o jakiej większość osób mogłaby jedynie pomarzyć.
Nagle usłyszał dźwięk otwieranych drzwi i w progu zobaczył wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyznę w perfekcyjnie skrojonym garniturze. Jego spokój był odzwierciedleniem pewności siebie i ogromnego doświadczenia. Gęste brwi, szeroki nos, mocna, rozbudowana szczęka i solidna muskulatura sprawiały, że wyglądał na człowieka, którego nikt nie chciałby spotkać w ciemnej uliczce. W jego prawym uchu znajdował się złoty kolczyk, którego blask i design wskazywały na wysoką cenę.
— Dzień dobry. Pan George Brown? — zapytał niskim, gardłowym głosem.
— Dzień dobry. Tak — odparł George, obniżając głos do granic swoich naturalnych możliwości.
— Nazywam się Stephen Goldberg i pełnię funkcję dyrektora operacyjnego. Proszę usiąść.
Usiedli naprzeciwko siebie przy wielkim stole w odległości około dwóch metrów.
— Panie Brown, czy wie pan, czym zajmuje się nasza firma?
— Oczywiście. Skytoday Corporation jest międzynarodową korporacją specjalizującą się w analizach finansowych, posiada oddziały w wielu krajach na całym świecie. Powstała w okresie głośnej prywatyzacji będącej efektem tego, że urzędowi kontrolowanemu przez państwo wykazano nieefektywność w weryfikowaniu nieprawidłowości finansowych w prywatnych przedsiębiorstwach. Skytoday Corporation i inne nowo utworzone organizacje szybko udowodniły swoją skuteczność, doprowadzając do wyeliminowania z rynku tysięcy przedsiębiorstw. Firma otrzymała liczne nagrody i wyróżnienia…
— Dobrze, wystarczy — przerwał nagle Goldberg. — Widzę, że dobrze się pan przygotował do rozmowy. Dlaczego mielibyśmy pana zatrudnić?
— Zajmuję się analizami od dwudziestu lat, cechuje mnie samodyscyplina, rzetelność…
— Jakie są pana oczekiwania finansowe? — zapytał dyrektor operacyjny, ponownie nie dając dokończyć zdania.
George doskonale wiedział, jaką kwotę chce zaproponować. Miał świadomość, że u dotychczasowego pracodawcy nie może liczyć na podwyżkę, która podniesie poziom życia jego rodziny. Wiedział więc, że musi zaryzykować, i podał dwukrotność obecnego wynagrodzenia. Liczył się z tym, że oferta może zostać odrzucona, ale nie miał nic do stracenia.
— Dobrze, jesteśmy w stanie zaproponować wskazane przez pana tygodniowe wynagrodzenie — powiedział cicho, lecz wyraźnie Goldberg.
George poczuł, jakby właśnie przyjął prawy sierpowy od doświadczonego boksera. „Tygodniowe? Mamy do czynienia z jakimś gigantycznym nieporozumieniem… Za analizowanie liczb, które wykonuję przez ostatnie dwadzieścia lat, miałbym zarabiać osiem razy więcej niż teraz?” — myślał gorączkowo.
— Cieszę się! — odrzekł George głośnym, lecz nieco łamiącym się głosem.
— Kiedy może pan zacząć?
— Nawet jutro.
— Zapraszam więc jutro na ósmą rano na podpisanie umowy — powiedział Goldberg, po czym uścisnął mocno dłoń George’a i pospiesznie opuścił wielką salę.
George stał jeszcze przez chwilę, nie dowierzając temu, co się przed chwilą wydarzyło. Rozmyślał, jak przekaże to Mary. Przecież to brzmiało jak jakiś sen. Chwilę później do sali weszła znana mu już recepcjonistka i zaproponowała odprowadzenie do wyjścia.
Wracając do domu swoim wysłużonym samochodem, miał setki myśli. Jak zareaguje Mary? Co zrobimy z tymi pieniędzmi? Może kupimy duży dom? A może zaczniemy od samochodu?
Nagle nacisnął gwałtownie hamulec, usłyszał huk i poczuł, że pas bezpieczeństwa wbija mu się z dużą siłą w ramię i ściska żebra. Wyszedł z auta i zobaczył, że przed maską leży mężczyzna w średnim wieku, próbujący złapać oddech.
— O rany, nic panu nie jest? — zapytał przerażony George.
— Nieeee, proszę nie dzwonić po pogotowie — wymamrotał leżący człowiek.
— Przepraszam pana najmocniej, jak mogę pomóc?
— Proszę mnie odwieźć do domu — wyszeptał mężczyzna, po czym powoli wstał i wsiadł do samochodu.
— Gdzie pan mieszka?
— Można powiedzieć, że w Skytoday Corporation, ale proszę mnie zawieźć do domu na Wellington Street — odparł potłuczony facet, wywołując u George’a ciarki na całym ciele.
— Pracuje pan w tej firmie? Jutro zaczynam tam pracę — powiedział skonsternowany George.
— Proszę tego nie robić! Dobrze panu radzę — zacharczał mężczyzna, poruszając gwałtownie ręką. Na jego dłoni widać było tatuaż w kształcie smoka.
George poczuł przerażenie. Nie pamiętał w swoim nudnym i przewidywalnym życiu takiego dnia jak ten. To było coś niewyobrażalnego.
— Dlaczego miałbym tam nie pracować? Co ma pan na myśli? — zapytał wystraszony.
— O, tutaj, proszę się zatrzymać — odpowiedział spokojnie nieznajomy mężczyzna.
Gdy samochód stanął, pasażer wysiadł z niego powoli i po chwili zniknął za drzwiami ogromnego domu pilnowanego przez dużego dobermana.
George jeszcze kilka razy spojrzał na luksusową willę, po czym odjechał, kierując się w stronę swojego mieszkania. Po dotarciu na miejsce obejrzał dokładnie samochód i ze zdziwieniem stwierdził, że nie ma żadnych uszkodzeń. Wydało mu się to niezwykłym zbiegiem okoliczności i poczuł ulgę, że nie musi szukać mechanika w przeddzień podpisania umowy.
Mary była jeszcze w restauracji, a Charlotte w szkole, więc po wejściu do mieszkania przywitał go Ralph — niewielki kundelek, którego osiem lat wcześniej przygarnęli ze schroniska. Pies szczeknął radośnie na widok swojego właściciela, zamerdał ogonem, po czym zaczął entuzjastycznie podskakiwać na swoich drobnych łapach. George pogłaskał pupila, usiadł na starej granatowej kanapie i zaczął rozmyślać o tym, co się od rana wydarzyło. Ten cały Goldberg, miła recepcjonistka, potrącony tajemniczy człowiek, który odradzał pracę w Skytoday Corporation. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Ralph głośno zaszczekał, a George pospiesznie poszedł otworzyć. Przed drzwiami zastał jednak tylko małe pudełko na wycieraczce. „Co do cholery?” — pomyślał.
Wniósł lekkie pudełko wielkości paczki chusteczek higienicznych do mieszkania i ponownie skierował się w stronę kanapy. „Czyżby jakiś przepracowany kurier zostawił przesyłkę i pobiegł roznosić kolejne? Pewnie Mary coś zamówiła” — pomyślał, odkładając paczkę na kuchenny stół z odrapanym blatem, po czym położył się na kanapie.
Chwycił od niechcenia za pilot od telewizora i włączył losowy kanał. Był zmęczony intensywnym dniem i chęć odpoczynku walczyła z potrzebą podzielenia się z Mary swoimi odczuciami. Trafił na kanał informacyjny i pod nieruchomo stojącym dziennikarzem z czarnym mikrofonem zobaczył duży napis: _Bankructwo Gigasoftramu_.
— Przecież to jedna z największych firm na świecie — wyszeptał pod nosem George, sięgając po swój kilkuletni smartfon i uruchamiając wyszukiwarkę internetową.
W Gigasoftramie pracował kiedyś jego dobry kolega John, z którym nie widział się już jakieś dziesięć lat. Z dużą ciekawością zaczął czytać artykuł na portalu informacyjnym i od razu zwrócił uwagę na fragment: _Audyt przeprowadzony przez Skytoday Corporation wykazał liczne poważne nieprawidłowości w działaniach operacyjnych Gigasoftramu. W efekcie korporacja złożyła wniosek o ogłoszenie bankructwa_. „To się nie dzieje naprawdę!” — pomyślał George. Odłożył telefon i oparł głowę na dużej puchatej poduszce.
Nagle usłyszał dźwięk klucza wkładanego w zamek drzwi wejściowych.
— Cześć, kochanie! — krzyknęła do męża Mary, czochrając Ralpha, leżącego poddańczo na plecach. — Nie uwierzysz, co się dzisiaj wydarzyło.
— Cześć, skarbie. Ty również nie uwierzysz — odrzekł George.
— Dzisiaj w restauracji było bardzo spokojnie, mieliśmy dosłownie kilku gości. Rano na śniadanie przyszło dwóch mężczyzn. Zamówili jajecznicę na boczku, kawę z mlekiem i rozmawiali ze sobą. Mówili coś o wielkim sukcesie firmy, a jeden wspomniał, że spieszy się na rozmowę w biurze. Podeszłam do ich stolika i zapytałam, czy chcieliby coś na deser. No i ten duży facet ze złotym kolczykiem powiedział, że proszą o rachunek…
— Jak wyglądał ten z kolczykiem? — wycedził przez zęby George.
— Czy ty musisz mi ciągle przerywać? — powiedziała rozczarowana Mary.
— Przepraszam, po prostu byłem ciekawy.
— Przyniosłam rachunek, a ten wyciąga plik banknotów, daje mi i mówi: „Reszty nie trzeba”. Zobacz, ile zostawił napiwku!
— Przecież to jest połowa naszej miesięcznej wypłaty — odrzekł zdziwiony George.
— No właśnie. Idę zaraz kupić sobie tę torebkę, o której ci mówiłam. Jest teraz w promocji. Zaraz powinna wrócić Charlotte, to podgrzej jej obiad. A co u ciebie, byłeś na tej rozmowie?
— Tak. Sam budynek jest bardzo ładny, przywitała mnie recepcjonistka…
— Wiesz co — przerwała mu Mary — opowiesz mi później, bo chciałabym zdążyć przed zamknięciem sklepu, a wiesz, jak ważna jest dla mnie ta torebka i od jak dawna o niej marzyłam.
— Okej, to wróć szybko.
Mary czule pocałowała męża.
— Kocham cię — powiedziała i pospiesznie opuściła mieszkanie.
George wyciągnął garnek, wlał do niego przygotowaną poprzedniego dnia zupę dyniową i położył na kuchence. Po chwili usłyszał, jak otwierają się drzwi mieszkania.
— Cześć, tato — dobiegł go radosny głos córki.
— Cześć, córeczko — odpowiedział głosem pełnym troski.
Charlotte coraz bardziej przypominała mamę. Miała dopiero dwanaście lat, a była jedynie o pięć centymetrów niższa od Mary. Duże zielone oczy, blond włosy zwisające do ramion, delikatne rysy twarzy i wysportowana sylwetka sprawiały, że mogła się podobać kolegom ze szkoły. George nie mógł się pogodzić z myślą, że kiedyś jacyś obcy mężczyźni będą przychodzić do jego mieszkania i pytać o córkę, która przecież dopiero co się urodziła.
— Dostałam dzisiaj piątkę z matematyki z trudnego sprawdzianu — powiedziała zadowolona Charlotte.
— Pięknie, gratuluję, rybko!
George poczuł dumę, bo ten przedmiot był zawsze dla niego ważny. Nie miał wątpliwości, że córka będzie sobie świetnie radziła z przedmiotami ścisłymi. Przecież ani on, ani Mary nigdy nie mieli problemu z matematyką czy fizyką. Pisanie wypracowań było natomiast dla nich drogą przez mękę. W szkole podstawowej George miał nauczycielkę języka, panią Smith. Jak wielkie musiało być jej rozczarowanie, gdy za każdym razem, kiedy podawała temat wypracowania dla klasy, George zadawał tylko jedno pytanie: „Na ile stron?”. Liczył na konkretną odpowiedź w rodzaju: „cztery strony”, „pięć stron”, natomiast najczęściej słyszał znienawidzone przez siebie: „do wyczerpania tematu”. Czuł, że może wyczerpać temat w kilku zdaniach, ale z pewnością otrzymałby wtedy najniższą możliwą ocenę.
— Mogłabym pójść z Natalie do kina za tydzień? Grają wtedy _Wakacyjną przyjaźń_, ten nowy film o przygodach dwóch przyjaciółek.
— Zobaczymy. Porozmawiamy o tym z mamą. Teraz usiądź przy stole i zjemy — odparł George.
Charlotte zajęła miejsce przy stole i zaczęli jeść zupę dyniową, którą dorastająca dziewczyna tak bardzo lubiła. Nagle George usłyszał głośne siorbanie, podniósł głowę znad talerza i zobaczył szczęśliwą twarz Charlotte, ewidentnie robiącą tacie psikusa. George siorbnął jeszcze głośniej, po czym wybuchnął śmiechem.
Kilka godzin później wróciła radosna Mary, z daleka pokazując swoją nową czarną torebkę.
— Cześć, mamo — krzyknęła Charlotte.
— Cześć, kochanie — odpowiedziała Mary.
— Odebrałem twoją przesyłkę — powiedział George, wskazując na małe pudełko.
— Ale ja niczego nie zamawiałam — zdziwiła się Mary.
— Zobaczmy więc, co jest w środku — postanowił George i zaczął otwierać paczkę.
Po przedarciu się przez kilka warstw czarnej taśmy klejącej otworzył cienkie wieczko małego pakunku i jego oczom ukazał się papierowy rulonik, ściśnięty gumką recepturką. Po rozwinięciu zobaczył tylko duży napis: _Nie idź tam!_
— Co to znaczy? — zapytała przerażona Mary.
— Nie wiem — odparł George.
— Pewnie ktoś sobie żarty robi — stwierdziła Mary. — Pamiętasz, jak kiedyś naszej sąsiadce ktoś rozbił jajko na wycieraczce? Powiedz lepiej jak dzisiejsza rozmowa.
— Dostałem propozycję pracy za ośmiokrotność mojej obecnej pensji — oznajmił z dumą George.
— Za ile? — zapytała z niedowierzaniem Mary.
— Będę zarabiał osiem razy więcej. Jutro podpisanie umowy.
— To wspaniale! Będziemy mogli w końcu kupić nowy samochód i może wyprowadzić się do lepszej dzielnicy. A czy za takie pieniądze nie będą od ciebie oczekiwali pracy po godzinach?
— Nie wiem. — George wzruszył ramionami. — Pewnie na początku będę musiał się wykazać, żeby udowodnić, że zasługuję na takie wynagrodzenie. Ale na pewno będę bronił swoich granic i nie dam sobie wejść na głowę. Nie dopuszczę, żeby praca wpływała negatywnie na moje życie prywatne.
— Jesteś niesamowity, zawsze w ciebie wierzyłam.
George poczuł ogromną dumę po tych słowach ukochanej żony. Jednocześnie postanowił, że nie będzie przed podpisaniem umowy wspominał o dziwnym zdarzeniu z potrąconym człowiekiem oraz o zbiegu okoliczności związanym z olbrzymim napiwkiem Mary. Uznał, że są to sprawy bez większego znaczenia, a przecież propozycja takiego wynagrodzenia może się już nigdy nie powtórzyć.Rozdział II
Następnego ranka George wstał o godzinie 6:00 i cichutko zsunął się z łóżka, żeby nie obudzić Mary. Jak zawsze wziął prysznic, umył zęby i włożył wyprasowaną poprzedniego dnia białą koszulę, na którą nałożył garnitur. Był podekscytowany faktem, że za kilka godzin będzie pracownikiem Skytoday Corporation z pensją pozwalającą na zapewnienie rodzinie wszystkiego, czego zapragną. Cechowała go niebywała punktualność, więc w celu uniknięcia niespodzianek wyjechał wcześnie, zostawiając sobie bufor bezpieczeństwa w razie ewentualnych korków. Po dojechaniu na miejsce uświadomił sobie, że jest dopiero 7:20, a nie wypada być przed czasem. Podjechał więc na najbliższą stację benzynową, oddaloną o niecałe pół kilometra od siedziby jego przyszłego pracodawcy.
— Dzień dobry. Poproszę dużą kawę z mlekiem — powiedział do młodego pracownika stacji.
— Dzień dobry. Zbiera pan punkty lojalnościowe? — zapytał z wymuszonym uśmiechem kasjer.
— Nie. Płatność kartą.
George poszedł w stronę samoobsługowego ekspresu. Mijając obszerny regał z gazetami, zwrócił uwagę na duży nagłówek w jednej z nich: _Gigasoftram bankrutem_. W oczekiwaniu, aż maszyna przygotuje jego ulubiony napój, wziął gazetę. Poniżej tytułu zobaczył zdjęcie ponurej twarzy Goldberga, podpisującego jakiś dokument. Po chwili usłyszał sygnał końca przygotowywania kawy, więc złapał za kubek, nie odrywając wzroku od gazety. Nagle poczuł dotkliwe ciepło napoju, rozlewającego się na jego rękę.
— Cholera! — krzyknął, zwracając na siebie uwagę innych klientów i obsługi.
Nie pomyślał, że ekspres hojnie wypełni plastikowy kubek gorącą mieszanką kawy i mleka i po niezbyt subtelnym ściśnięciu pojemnika część zawartości znajdzie się na dłoni i rękawie. Spojrzał na zegarek i ocenił, że jest już za późno, aby wracać do mieszkania i zmieniać koszulę. Cofnął więc barki, naciągnął rękawy marynarki i zauważył, że plama jest wtedy niewidoczna. „Nic mnie nie odwiedzie od podpisania tej umowy” — pomyślał, po czym udał się w kierunku zaparkowanego samochodu.
Była godzina 7:58, kiedy George otworzył drzwi biurowca Skytoday Corporation i spostrzegł znajomą recepcjonistę.
— Dzień dobry, panie Brown — powiedziała uśmiechnięta kobieta.
— Dzień dobry — odpowiedział George, odwzajemniając uśmiech.
— Pan Goldberg już na pana czeka w swoim gabinecie na dwunastym piętrze. Zapraszam do windy, a potem w prawo i do końca korytarza.
— Dziękuję — odparł George, podciągając rękawy marynarki, aby ukryć plamę po kawie.
Winda była na tyle przestronna, że mogła pomieścić piętnaście osób. Na suficie znajdowała się kamera, a duży panel zawierał numery pięter od −1 do 13. George wybrał numer 12. Drzwi się zamknęły i poczuł, jakby masa jego ciała była niewspółmierna do siły nóg. Po chwili drzwi się otworzyły i George skierował się w prawą stronę. Szedł pewnym krokiem wzdłuż długiego korytarza, aż dotarł do drzwi z tabliczką _Stephen Goldberg — dyrektor operacyjny_. Poprawił jeszcze raz rękawy marynarki i zapukał pewnie do drzwi.
— Proszę wejść, panie Brown. — Głos Goldberga był wyraźny, niski, lekko zniekształcony przez głośnik na drzwiach.
George otworzył drzwi i jego oczom ukazał się gabinet wielkości basenu pływackiego. Na ścianach wisiały obrazy w zdobionych ramach, podłoga była pokryta eleganckim dywanem, a na środku stała potężna biała kanapa w kształcie litery U oraz niski szklany stół. Po drugiej stronie pomieszczenia znajdowało się duże biurko z wysokim obrotowym fotelem, na którym siedział Goldberg, rozmawiający przez telefon.
— Muszę kończyć, mam gościa — powiedział dyrektor, po czym wstał i zdecydowanym krokiem skierował się w stronę George’a. — Dzień dobry, panie Brown, cieszę się, że jest pan punktualnie, to dla mnie ważna cecha.
— Dzień dobry — odparł George, nawiązując kontakt wzrokowy.
— Tutaj jest przygotowana pańska umowa, zgodna z naszym korporacyjnym standardem. Proszę się z nią zapoznać i podpisać. Po tym chciałbym przekazać panu szczegóły pierwszego zadania — wyjaśnił Goldberg, ubrany w inny niż poprzedniego dnia, lecz równie świetnie skrojony garnitur.
— Dziękuję. — George wziął kilkunastostronicowy dokument do ręki i usiadł na środku białej kanapy, przystępując do lektury.
W tym czasie Goldberg wrócił do biurka i zaczął pracować na swoim laptopie. Nastała absolutna cisza, przerywana jedynie dźwiękiem wciskanych klawiszy oraz kliknięciami myszki. Pierwsza strona umowy zawierała dane firmy Skytoday Corporation, dane pracownika, wysokość wynagrodzenia oraz nazwę stanowiska. Kwota była zgodna z wcześniejszą propozycją, co wywołało u George’a szybsze bicie serca. Na drugiej stronie znalazła się informacja o dodatkowych benefitach w postaci samochodu służbowego klasy premium, najnowszego smartfona, laptopa wysokiej klasy czy pakietu medycznego. Kolejne strony opisywały obowiązki służbowe oraz warunki pracy. Mimo utrzymywania wysokiego poziomu koncentracji uważne przeczytanie tej części było dla George’a problematyczne. Po zgrubnym zapoznaniu się z oczywistymi zapisami typu: _Pracownik będzie dbał o dobre imię swojego pracodawcy_ czy _Pracownik będzie rzetelnie wykonywał powierzone mu zadania_ George podniósł głowę znad umowy i mimowolnie nawiązał kontakt wzrokowy z Goldbergiem.
— Czy ma pan jakieś pytania, panie Brown? — zapytał postawny mężczyzna.
— Czy na moim przyszłym stanowisku konieczna jest praca w nadgodzinach? — dopytał George, przypominając sobie rozmowę z Mary z poprzedniego dnia.
— Oczywiście, że nie. Szanujemy czas prywatny naszych pracowników. Jest to opisane w paragrafie siódmym na stronie ósmej — odparł Goldberg.
George zerknął na wskazany fragment i rzeczywiście znalazł tam zdanie: _Czas pracy na ww. stanowisku: 8:00–16:00_.
— Czy ma pan jeszcze jakieś pytania? — Goldberg jeszcze bardziej obniżył swój dudniący głos.
— Nie, chyba wszystko jasne — odpowiedział George.
— Proszę więc o zaparafowanie wszystkich stron oraz o złożenie podpisu na ostatniej stronie w prawym dolnym rogu. Oczywiście w dwóch egzemplarzach.
George wziął ze szklanego stołu zdobiony srebrny długopis i zabrał się za podpisywanie. Następnie wręczył dokumenty Goldbergowi. Po chwili kontrakt został sfinalizowany i mężczyźni wzięli po jednym egzemplarzu umowy.
— Witam na pokładzie, George. Proszę, mów mi od teraz Stephen — powiedział Goldberg.
— Cieszę się, panie… to znaczy Stephen.
— Twoim dzisiejszym zadaniem będzie odebranie narzędzi pracy. Udaj się również do salonu samochodowego po drugiej stronie ulicy i odbierz służbowe auto. Powiedz sprzedawcy, że na nazwisko Goldberg, uprzedziłem go o twoim przyjściu. Jutro na godzinę ósmą rano jesteś umówiony na niezbędne badania lekarskie w naszej korporacyjnej przychodni na Liberty Street. Po badaniach przyjdź do swojego miejsca pracy na czwartym piętrze, pokój numer sześć. Aha, jeszcze jedno… Zgodnie z umową pensje w Skytoday Corporation są wypłacane za miesiąc z góry, więc dzisiaj możesz spodziewać się wynagrodzenia.
George wstał i udał się za Goldbergiem w stronę windy. Dyrektor operacyjny Skytoday Corporation wybrał drugie piętro. Tym razem ruch windy spowodował uczucie, jakby stopy miały za chwilę oderwać się od podłogi, i po chwili drzwi się otworzyły. Szli jasnym, długim korytarzem, który wydawał się nie mieć końca. W pewnym momencie Goldberg zatrzymał się i otworzył drzwi z przyczepioną tabliczką _Administracja_. W środku znajdował się młody mężczyzna w niebieskiej koszuli, który na widok Stephena stanął na baczność, jak żołnierz przed swoim dowódcą.
— Proszę o wydanie narzędzi pracy naszemu nowemu analitykowi — powiedział dyrektor operacyjny.
— Oczywiście — odrzekł tamten błyskawicznie.
— George, muszę wracać do swoich obowiązków, do zobaczenia jutro — oznajmił Goldberg.
— Oczywiście, dziękuję, panie… to znaczy Stephen — odpowiedział George, nieco zmieszany swoim przejęzyczeniem.
Mężczyzna ze złotym kolczykiem zniknął po chwili w długim korytarzu, zostawiając George’a z pracownikiem działu administracji.
— Proszę, oto najnowszej klasy telefon oraz topowy laptop z niezbędnym oprogramowaniem. Login to pana imię i nazwisko, a hasło to „13572468”. Proszę o zmianę hasła po pierwszym zalogowaniu — powiedział rutynowym, beznamiętnym głosem młody mężczyzna. Laptop znajdował się w czarnej torbie z dobrej jakości materiału, przypominającego ten, z jakiego była zrobiona nowa torebka Mary. Smartfon miał natomiast elegancką ciemną obudowę z miejscem na obiektyw aparatu.
— Dziękuję — odrzekł George, odbierając sprzęt i skierował się do windy.
Po wyjściu z biurowca George udał się do salonu samochodowego, który znajdował się w pobliżu stacji benzynowej. Na niewielkim parkingu stały różne modele nowych aut, wszystkie perfekcyjnie umyte i wysuszone. George zbliżył się do szklanych, automatycznych drzwi wejściowych, które rozsunęły się przed nim, ukazując czyste, zadbane wnętrze jednopoziomowego budynku.
— Dzień dobry, w czym mogę pomóc? — powiedział miły, uśmiechnięty mężczyzna, ubrany w garnitur z niebieskim krawatem.
— Dzień dobry, przyszedłem odebrać samochód — odrzekł George.
— Poproszę pana imię i nazwisko.
— Nazywam się George Brown, ale samochód jest do odbioru na nazwisko Goldberg.
— Aaa… Skytoday Corporation. Oczywiście, samochód już na pana czeka.
Młody mężczyzna poprosił George’a o dokument tożsamości, a po uzupełnieniu przygotowanej umowy jego danymi przekazał ją do podpisu. Następnie zaprowadził klienta do pomieszczenia, w którym zaparkowany był piękny czarny pojazd. To był jeden z tych samochodów, którymi jeżdżą dyrektorzy wyższego szczebla. Miał przyciemniane szyby, elektrycznie rozsuwany dach i eleganckie wnętrze.
— To nasz najlepszy model, najwyższy standard wyposażenia, automatyczna skrzynia biegów, limuzyna przyspieszająca w cztery sekundy do setki — oznajmił pracownik salonu.
Po dwudziestu minutach słuchania wykładu sprzedawcy o funkcjach i możliwościach auta George zapiął pasy bezpieczeństwa i delikatnie wciskając pedał gazu, opuścił teren salonu. Wiedział, że Mary o tej porze jeszcze pracuje, więc postanowił zrobić jej niespodziankę i odwiedzić ją w restauracji. Zaparkował nowiutki samochód zaraz obok wejścia do lokalu i wszedł do środka. Zaraz po przekroczeniu progu usłyszał miły, życzliwy głos:
— Stolik dla jednej osoby pan sobie życzy? — zapytała szczupła brunetka z kręconymi włosami, ubrana w elegancki kostium z logo restauracji na piersi.
— Tak, poproszę — odpowiedział George.
Po chwili usiadł przy przytulnym stoliku przy samym oknie.
— Oto karta dań, za chwileczkę podejdzie do pana kelnerka — dodała kobieta.
George rozejrzał się po sporej sali i spostrzegł idącą szybkim krokiem Mary. Obniżył się ostrożnie na ładnym, drewnianym krześle, aby go nie dostrzegła. Jednocześnie obserwował, z jakim zaangażowaniem jego żona wykonuje swoją pracę. Poruszała się sprawnie i z wielką gracją. Przypomniał sobie moment, gdy poznali się na studiach. Mary była wtedy młodziutka i lekko nieśmiała. Od zawsze uwielbiała sport, należała nawet do klubu biegowego, w którym z sukcesami praktykowała konkurencje długodystansowe. Myślała nawet nad przejściem na zawodowstwo, jednak zerwanie więzadła kolanowego podczas zjazdu na nartach sprawiło, że konkurowanie na najwyższym poziomie stało się niemożliwe. Nigdy jednak nie zrezygnowała z aktywnego uprawiania sportu i przynajmniej raz w roku startowała w jakichś zawodach, plasując się przeważnie w pierwszej połowie stawki. Po chwili Mary podeszła do stolika, przy którym siedział George.
— A co ty tutaj robisz? — zapytała zaskoczona, patrząc szeroko otwartymi oczami na męża.
— Dostałem tę pracę, podpisałem dzisiaj umowę — odpowiedział George, czule całując żonę w policzek.
— To wspaniale! — wykrzyknęła Mary.
— O której dzisiaj kończysz?
— Za godzinę.
— To świetnie, w takim razie zdążę jeszcze coś zjeść i odwiozę cię do domu służbowym samochodem — powiedział dumny z siebie George.
— Wspaniale! Podam ci potrawkę z kurczaka. Co prawda nie jest tak pyszna jak moja, ale powinna ci smakować. — Mary mrugnęła okiem do męża.
— Okej, ale jak nie będzie dobra, to złożę na ciebie skargę — uśmiechnął się George, przekornie pokazując język.
Jadł powoli, delektując się rewelacyjnym daniem i obserwując, jak jego piękna żona przemieszcza się między stolikami, co jakiś czas spoglądając na niego. Wsłuchiwał się w nastrojową muzykę, przypominającą mu tę z imprezy sylwestrowej, na którą wybrali się razem trzynaście lat wcześniej. Tańczyli wtedy całą noc, wpatrzeni w siebie, a już we wrześniu urodziła się Charlotte.
Do restauracji weszło trzech mężczyzn. Brunetka z kręconymi włosami zaprowadziła ich do stolika znajdującego się obok miejsca George’a. Z uwagi na odległość od nowych gości delikatna muzyka nie była w stanie zagłuszyć ich rozmowy.
— Panowie, musimy coś zrobić. Widzieliście, co zrobili z Gigasoftramem — powiedział nerwowo jeden z mężczyzn, ubrany w niebieską koszulę z długim rękawem oraz granatową marynarkę.
— Racja, w tym tygodniu rozpoczną audyt. Nie możemy pozwolić, żeby cokolwiek znaleźli — odparł około pięćdziesięcioletni blondyn w okularach z masywną ramką.
— Są bezwzględni, więc jak coś znajdą, to nas po prostu zniszczą. Tetrylogic jest potężną firmą i jako zarząd musimy za wszelką cenę dbać o naszych akcjonariuszy, klientów i pracowników — stwierdził najstarszy z mężczyzn.
— Słuchajcie! — powiedział cicho, lecz stanowczo blondyn. — Priorytetem jest nasza firma, więc zlećmy możliwość wykorzystania wszelkich dostępnych środków. Skytoday słynie ze świetnie opłacanych, perfekcyjnie działających analityków. Jak poczują krew, nie zatrzymają się aż do naszej całkowitej kapitulacji.
George poczuł, jak kawałek kurczaka staje mu w gardle, i zaczął nagle kaszleć. Błyskawicznie przyciągnął uwagę trzech mężczyzn i po chwili nieznajomy w okularach podszedł do jego stolika.
— Wszystko w porządku? — zapytał, ściągając jedną dłonią okulary.
— Tak, dziękuję — odpowiedział George, czując z ulgą, jak kawałek mięsa trafia w końcu do żołądka.
Mężczyźni nawiązali kontakt wzrokowy, po czym blondyn wrócił do swojego stolika. Po chwili podeszła również Mary.
— Czy wszystko w porządku, kochanie? — zapytała przejęta.
— Tak, wziąłem za duży kawałek — wyjaśnił.
Mężczyźni ze stolika obok zerknęli na parę, po czym zaczęli rozmawiać o emocjach związanych z ostatnim meczem miejskiej drużyny piłkarskiej.
Po kilku minutach Mary podeszła do męża i powiedziała, że jest już gotowa i mogą jechać do domu. Wyszli z restauracji i George szarmancko otworzył przed żoną drzwi nowego samochodu.
— Zapraszam, kochanie — powiedział zalotnie.
— Wow! Niesamowite, jak ta nowa firma o ciebie dba. Czy nie wydaje ci się to podejrzane? — zapytała Mary.
— Zasługujemy na to. Pracuję w zawodzie ponad dwadzieścia lat i nareszcie ktoś mnie docenił. Nie mogę tego zmarnować.
— Po prostu chciałam się z tobą podzielić swoimi obawami — wyjaśniła przejęta kobieta.
George delikatnie wcisnął pedał gazu i już po chwili byli pod swoim mieszkaniem. Brzęknięcie kluczy wywołało radosne szczekanie Ralpha, który radośnie przywitał swoich właścicieli.
— Cześć, mamo, cześć, tato — powiedziała z pokoju Charlotte.
— Cześć, córeczko, jak było dzisiaj w szkole? — zapytała Mary.
— W porządku, ale będę miała trudny sprawdzian z historii w przyszłym tygodniu.
— Wiem, że nie przepadasz za tym przedmiotem, ale jestem pewny, że sobie poradzisz — powiedział tata, mocno przytulając córkę.
Następnego dnia o godzinie 7:55 George był już przed wejściem do przychodni na Liberty Street.
— Dzień dobry, w czym mogę panu pomóc? — zapytał drobnej budowy recepcjonista.
— Dzień dobry, nazywam się George Brown i przyjechałem na badania lekarskie — wyjaśnił George i wręczył mężczyźnie dokument tożsamości.
— Tak, mam pana w bazie danych, zapraszam na początek do pokoju numer pięć — powiedział recepcjonista, oddając dokument.
George zdecydowanym krokiem ruszył w kierunku wskazanego pomieszczenia, niosąc w lewej ręce torbę z laptopem. Drzwi otworzyła otyła kobieta, która zaprosiła go do środka.
— Panie Brown, w pierwszej kolejności przejdzie pan badania ogólne, następnie proszę podejść do pokoju numer dziewięć. Proszę rozebrać się od pasa w górę — poleciła rutynowo kobieta.
George ściągnął marynarkę i rozpiął ciemnozieloną koszulę. Kobieta wzięła stetoskop, po czym dokładnie osłuchała pacjenta, przykładając słuchawkę do klatki piersiowej. Następnie zmierzyła mu ciśnienie krwi, a także zbadała wzrok oraz słuch. Wszystkie informacje wprowadziła do komputera, po czym poprosiła o udanie się do pokoju numer 9. Tam czekał na George’a mężczyzna, który wyglądem przypominał kulturystę.
— Panie Brown, proszę położyć brodę na tym urządzeniu i patrzeć przez okulary — powiedział umięśniony facet, wskazując na maszynę przypominającą sprzęt do badania wzroku.
George ustawił brodę na półeczce i spojrzał przez lornetkę. Po chwili poczuł, że mężczyzna wkłada coś do jego lewego ucha i poczuł lekkie, nieprzyjemne ukłucie.
— Teraz proszę się tutaj położyć na plecach. — Pracownik przychodni wskazał na szerokie łóżko z zielonym prześcieradłem.
— Co pan mi zrobił z uchem? — zapytał zdziwiony George.
— Wszczepiłem panu mikrogłośnik, standardowa procedura.
— Że co?! Jakim prawem? — wykrzyknął zdenerwowany George.
— Proszę pana, wykonuję tylko swoje obowiązki. Widocznie tak miał pan wpisane w umowie. Proszę pytać swojego przełożonego. — W głosie pracownika pobrzmiewało zniecierpliwienie.
W tym samym momencie George zobaczył, że umięśniony facet zbliża do zewnętrznej części jego dłoni dziwnie wyglądające narzędzie. Nim zdążył cokolwiek zrobić, poczuł silny ból i zobaczył kroplę krwi spływającą po ręce.
— Zwariował pan? Co pan znowu zrobił? Nie życzę sobie takich numerów! — wrzasnął George, zrywając się na równe nogi.
— Wszczepiłem panu nanochip w prawą dłoń, zgodnie z zaleceniem widocznym w systemie. Jest pan wolny. Proszę zgłosić się w recepcji, gdzie otrzyma pan potwierdzenie wykonania usługi — wyrecytował pracownik, po czym pokazał klientowi drzwi.
— Złożę na pana skargę — warknął George, opuszczając gabinet numer 9, ale zobaczył jedynie pobłażliwy uśmiech rozmówcy.
Wychodząc z przychodni, George czuł wściekłość, przeplatającą się z fizycznym bólem promieniującym z lewego ucha i prawej dłoni. Agresywnie wcisnął pedał gazu i poczuł, jak jego ciało zagłębia się w skórzany fotel luksusowej limuzyny. Po chwili był już w ogromnym budynku Skytoday Corporation, gdzie piękna recepcjonistka powitała go miłym uśmiechem. Wszedł do wielkiej windy i wcisnął przycisk z numerem 4. Nagłe przeciążenie zwiększyło tylko ból ucha. Po chwili wyszedł na korytarz i udał się w stronę pokoju numer 6. Na drzwiach znajdowała się tabliczka z napisem _Dział analiz_. Otworzył drzwi i jego oczom ukazało się niewielkie pomieszczenie z czterema biurkami. Siedziały tam dwie osoby: kobieta i mężczyzna.
— Ty jesteś pewnie George — powiedziała wysoka, około czterdziestopięcioletnia kobieta z krótkimi czarnymi włosami.
— Tak, Stephen Goldberg powiedział mi, że będę pracował w tym pomieszczeniu — odpowiedział.
— Jestem Stephany — dodała, ściskając zdecydowanie dłoń George’a.
— Auuuu — krzyknął, czując, że rana po wszczepieniu chipa jeszcze się nie zagoiła.
— Ha, ha, ha, pewnie miałeś dziś wszczepienie. — Stephany poklepała nowego kolegę po ramieniu.
— Zgadza się. Możesz mi to wyjaśnić? — zapytał George.
— Cześć, jestem Kevin. Miło cię poznać — wtrącił się czterdziestoletni łysy mężczyzna.
— Cześć, również mi miło — odpowiedział George.
— Nie czytałeś dokładnie umowy, prawda? — Kevin popatrzył na niego uważnie. — Nanochip w twojej dłoni posiada trzy funkcje, o których mi wiadomo. Umożliwia otwieranie niektórych drzwi w naszym biurowcu, takich, do których nie wszyscy pracownicy mają dostęp. Jest powiązany z twoim służbowym kontem, dzięki czemu możesz wykonywać płatności zbliżeniowe. Żeby to zrobić, musisz palcem lewej dłoni mocno nacisnąć na chip, który jest pod skórą zewnętrznej części prawej dłoni. Uruchomi to procedurę autoryzacji i umożliwi błyskawiczną płatność z twojego indywidualnego konta. Ostatnia ze znanych mi funkcji chipa to lokalizacja, dzięki czemu Skytoday może dokładnie określić, gdzie się znajdujesz w godzinach pracy.
— Przecież to szpiegostwo! — powiedział wzburzony George.
— Dobrowolnie wyraziłeś na to zgodę, podpisując umowę. Poza tym firma deklaruje, że jest uprawniona do sprawdzania twojej lokalizacji jedynie w godzinach pracy.
— Czy wy również macie taki chip?
— Oczywiście. Oprócz tego dostałeś również brzęczyk — uśmiechnęła się Stephany. — Umożliwia on kontakt z tobą i przekazywanie głosowych informacji.
— Czy wyście tutaj wszyscy zwariowali? Przecież to niezgodne z prawem ograniczanie wolności! — oburzył się George.
— Też tak na początku mówiłam, ale szybko do tego przywykłam. Poza tym głośniczek jest niesłyszalny dla otoczenia i nie powoduje żadnego dyskomfortu. W trakcie ważnych rozmów z zewnętrznymi firmami Goldberg może przekazać ci dokładne instrukcje, co powiedzieć, jak się zachować i tak dalej, ponieważ dokładnie słyszy, co się wokół ciebie dzieje. To bardzo ułatwia pracę i jeszcze to docenisz — wyjaśniła Stephany.
— To oznacza pełną inwigilację! Ktoś obcy będzie podsłuchiwał wszystkie moje rozmowy, będzie mi szeptał, co mam robić. To jest chore, rezygnuję z tej firmy. — George był tak zdenerwowany, że na jego lewej skroni uwidoczniła się pulsująca żyła.
Opuścił pospiesznie gabinet numer 6 i udał się do windy, skąd pojechał na dwunaste piętro złożyć wizytę Goldbergowi. Zapukał mocno dwa razy w masywne drzwi, po czym usłyszał głos dyrektora zapraszający do środka. Wszedł zdenerwowany i skierował się w stronę biurka, za którym siedział muskularny mężczyzna.
— Stephen, chciałbym zrezygnować, z tymi chipami to jakaś kpina! — wykrzyknął.
— Widzę, że jesteś zdenerwowany, George — skwitował Goldberg spokojnym, niskim głosem.
— Jak możecie tak traktować pracowników? Przecież to nielegalne! — krzyczał coraz głośniej George.
— Drogi George’u, zapewniam cię, że wszystko, co robi nasza firma, jest zgodne z prawem. Narzędzia, w jakie zostałeś zaopatrzony, mają na celu zapewnienie bezpieczeństwa tobie i naszej korporacji. Wszystkie informacje znalazły się w podpisanej przez ciebie umowie. Przeczytałeś ją dokładnie? — zapytał emanujący spokojem Goldberg.
— Chciałbym zrezygnować — oznajmił George.
— Oczywiście, nie ma problemu. Proszę więc o podpisanie dokumentu wypowiedzenia i wykonanie przelewu na konto Skytoday w ciągu siedmiu dni — powiedział spokojnie Goldberg.
— O czym ty mówisz? — zapytał zdezorientowany George.
Goldberg wyciągnął kopię kilkunastostronicowego dokumentu umowy podpisanej przez obie strony, przewrócił ją na stronę jedenastą i wskazał eleganckim długopisem na punkt numer 64: _W przypadku wypowiedzenia umowy przez pracownika w ciągu pierwszych 90 dni — pracownik zobowiązuje się do wykonania przelewu na rachunek bankowy Skytoday Corporation kwoty będącej dwudziestokrotnością jego miesięcznego wynagrodzenia_. George spojrzał z niedowierzaniem na zaparafowaną przez siebie stronę i wykrzyknął:
— To jest przestępstwo!
— George, zapewniam cię ponownie, że wszystkie działania Skytoday są zgodne z prawem i nasz standard umowy został zatwierdzony przez kancelarię prawną — tłumaczył lekko znudzonym głosem Goldberg.
— A gdzie jest zapis o chipach?
Goldberg przeszedł sprawnie na stronę dziewiątą i wskazał na punkt numer 53: _Pracownik dobrowolnie zgadza się na wszczepienie do jego organizmu mikrogłośnika oraz nanochipa. Urządzenia te umożliwią komunikację uprawnionego przedstawiciela Skytoday Corporation z pracownikiem, lokalizowanie pracownika, korzystanie przez pracownika ze służbowego konta bankowego, automatyczne otwieranie drzwi w biurowcu firmy zgodnie z przydzielonymi uprawnieniami oraz inne_.
— Co to znaczy „inne”? — zapytał George.
— Technologia ciągle się rozwija i stale wprowadzamy nowe funkcjonalności, które mają podnosić bezpieczeństwo naszych pracowników oraz firmy, a także maksymalizować skuteczność naszych działań. Proszę, oto druk wypowiedzenia umowy — powiedział Goldberg, podając George’owi kartkę formatu A4.
— Nie stać mnie na przelanie takich pieniędzy i ty dobrze o tym wiesz — odparł zrezygnowany George.
— Uwierz mi, że wiele osób przechodzi przez to, co ty teraz. Możesz być pewny, że szybko zapomnisz o tych niedogodnościach. Są one naprawdę konieczne i za kilka tygodni będziesz je postrzegał jako zalety, które znacznie ułatwią ci pracę. Pewnie zwróciłeś też uwagę na punkt czterdziesty dziewiąty na stronie siódmej?
George otworzył umowę na wskazanej stronie i zobaczył zapis: _Po każdych 12 miesiącach pracy i pozytywnej ocenie ze strony przełożonego pracownikowi przysługuje premia w wysokości czterokrotnego wynagrodzenia zasadniczego_.
— Jak ta firma może sobie pozwolić na zapewnienie zatrudnionym takich warunków? — zapytał zdziwiony George.
— To dzięki skuteczności naszych pracowników. Oczekujemy bezkompromisowego zaangażowania i efektywności, ale oczywiście jedynie w godzinach pracy. George, twoje urządzenia zostały już aktywowane. Pamiętaj o poufności, to najważniejszy punkt umowy. Jutro podejdź do mojego biura o godzinie dziesiątej, przekażę ci twoje pierwsze zadanie. A teraz muszę cię przeprosić, bo jestem zajęty — dodał zimno Goldberg.
więcej..
W empik go