- W empik go
Ananke - ebook
Ananke - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 137 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ANANKE
Kochałem się czasu tej wiosny w pannic Zofii tak zapalczywie, że aż omdlewałem z gorąca. Upalne dnie czerwcowe były dla mnie jakimiś olbrzymimi mirami mdłego smutku, nieskończonego wyczekiwania i melancholii rozjadającej duszę jak kwas żrący. Mieszkałem w takim kącie guberni s-kicj, którego nie dość że nic oznaczono na najbardziej szczegółowych mapach, lecz skąd nawet nic wyjeżdżało się już nigdzie, ponieważ dalej były tylko nic zbadane wydmy lotnego piasku oraz łany tatarki, tatarki i tatarki bez końca, sięgające prawdopodobnie wybrzeży Morza Bałtyckiego. Trzy razu na tydzień przyjeżdżała do stołecznego miasteczka mej okolicy "bieda" pocztowa, przywożąca mi listy panny Zofii, trzy razy chodził po nie szybkonogi posłaniec – poza tym istniałem tylko jako chodzące wysychanie z tęsknoty… "Bieda" przybija do progu stacji pocztowej, po przebyciu trzęsawisk czteromilowych, o godzinie jedenastej posłaniec stał już zawsze na progu o tej porze i "czochał się" plecami o odrzwia; nim jednak powrócił do domu i powymijał wszystkie karczmy przydrożne, była zazwyczaj druga, nieraz aż trzecia godzina po południu.
Ten właśnie czas osłabiał mię najbardziej. Chodząc od okna do okna oddawałem się na pastwę rozmaitych ćwiczeń umysłowych: uprzytomniałem sobie i segregowałem rozmaite zadziwiające nazwy, takie jak: "Czukizaka", "Titikacha", "Dawalaghiri", wyliczałem na pamięć takie właśnie "aorysty", których nieznajomość przyprawiała mię swego czasu o.,lufy", mnożyłem godziny przez minuty, minuty przez sekundy, czasami nawet w sekrecie przed samym sobą posuwłem wielką wskazówkę zegara…