Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Andromeda. Martwe Niebo - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
19 grudnia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Andromeda. Martwe Niebo - ebook

Plan B właśnie zawiódł. Ludzkość stała się gatunkiem zagrożonym wyginięciem. Opuściła Ziemię, zniszczoną przez katastrofę klimatyczną, i udała się do galaktyki Andromedy. Niestety trafiła z deszczu pod rynnę. Było źle. Jest jeszcze gorzej. Vera Armstrong wcale nie marzy o ratowaniu świata. Chce tylko przetrwać kolejny dzień. Pokonać demony wewnątrz własnej głowy, odciąć toksyczne więzy krwi i wyrwać się z domu, który przemienił się w więzienie. Natomiast Alexander Brand chętnie przyjąłby fuchę obrońcy ludzkości. Nie ma nic przeciwko byciu w centrum uwagi i często fantazjuje o zapisaniu się na kartach historii. Problem w tym, że zabiera się do tego od możliwie najgorszej strony. Ich drogi krzyżują się, kiedy żadne z nich nie ma już nic do stracenia. Cyniczna astronautka zostawia im niejasną wskazówkę, a na martwym niebie nad Ragu powoli zaczynają zbierać się rewolucyjne chmury.

Kategoria: Science Fiction
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788367692106
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Zanim wstanę znowu – upadnę znów

Jak mantrę paru słów powtarzam to do dzisiaj

To dzieci tych, co oddech chwytali jak cud

Ich śladem gubię się po zgubionych ulicach

Czuję dumę i gniew gdy wspominam śmiech

Co niósł nocami się jak zbyt głośna muzyka

Jak miłość i grzech, kiedy wciąż wierzysz w nie

Zamykaj oczy, kiedy znikasz (...)

Wypluły na chodniki nas te same domy

Między ściany miast tak szarych, pięknie nieskończonych

We krwi mam trud pokory, w oczach ziarna gleby

Nie boję się o jutro, choć czuję strach jak kiedyś

Znam nuty przekleństw, na wylot prawdę

Aż urwie świt nas, każda z gwiazd zgaśnie

W dłoniach rwę świat nasz tak bez pamięci

Za wszystko, co ból wziął na zawsze

Martwe niebo otacza nas

Okrywa nas od tylu lat

Gaśniesz jak każda z małych gwiazd

Nad każdą z naszych dróg

Martwe niebo otacza nas

Okrywa nas od tylu lat

Gaśniesz jak każda z małych gwiazd

Nad każdym z naszych miast, gdzie zapomina Bóg

Wyrzuciły na ulicę nas te same słowa

Naprzeciw murom tych, co tylko chcą się chować

Dzieci starego Boga pod bladymi gwiazdami

Jutro zaczniemy od nowa, jeśli dziś znów przegramy

Miłosz Borycki, Robert Talarczyk, MantraProlog
Erick

2112 RT / 2112 rok naszej ery – symboliczne zakończenie holocenu, czyli epoki geologicznej, którą cechował rozwój człowieka.

Wraz z upadkiem Wielkich Miast, które wchodziły w skład Sojuszu Ocalenia, czyli organizacji walczącej ze skutkami zmian klimatycznych (między innymi były to: Canberra, Haga, Sztokholm, Lizbona, Amsterdam, Londyn, Berlin, Helsinki, Oslo, Gdańsk, Barcelona, Paryż, Vancouver czy Waszyngton), NASA i ONZ ogłaszają konieczność ewakuacji z Ziemi oraz najwyższy, piąty stopień zagrożenia rasy ludzkiej.

Erick Elis, wówczas siedemnastoletni chłopiec, uczy się i kształci, aby dostać się do NASA. Ma niewiele czasu na działanie.

Po przeczytaniu artykułu mówiącego, że przeciętny człowiek należący do klasy średniej potrzebuje trzydziestu jeden lat, aby się ustatkować, co rozumiane jest jako: wykształcić się, znaleźć stałą pracę i kupić nieruchomość, Erick decyduje, że do trzydziestego pierwszego roku życia osiągnie swój najważniejszy cel – zapewni umierającej ludzkości nowy dom.Rozdział 1
Dziewczyna, u której nie masz szans

260 RR1 Andromeda, polis Ragu, Urząd Centralny – Sfera

„Nasz gatunek przetrwał liczne wojny, katastrofę klimatyczną i podróże przez galaktyki, a wykończy nas głupota i biurokracja” – pomyślał Alexander Brand, wychodząc z gabinetu swojego przełożonego. Minął windę i ruszył w kierunku schodów. Tuż za nim podążał niewielki, szorstkowłosy pies. Zeszli na pierwsze piętro i zatrzymali się przed automatycznymi drzwiami. „Wydział Weryfikacji i Monitorowania Danych” – informował napis na podświetlonej tabliczce. Alex wystukał kod na panelu dotykowym i wszedł do pomieszczenia. W niewielkim, ale przestronnym pokoju znajdowały się cztery biurka z rzędami monitorów. Siedzący przy najbliższym stanowisku barczysty blondyn o groźnym spojrzeniu i krzaczastych brwiach podniósł głowę znad komputera.

– Jak tam poranna awantura? – zagaił.

– Odwal się, Jason – burknął Alex. – Za chwilę Deneb uweźmie się na ciebie i zobaczymy, komu będzie do śmiechu.

Minął kolegę, zaciągnął żaluzje w oknie i usiadł przy następnym stoliku.

– O co poszło? – spytała młoda dziewczyna o platynowych włosach, która opierała się o fotel Jasona i zerkała w jego ekran.

– Przyczepił się, że nie chodzę na rozprawy. Stwierdził, że ciągle posyłam was i migam się od roboty, a przecież ostatnio jak poszedłem, sam mnie wyrzucił w trakcie procesu – narzekał Alexander. – Do cholery z nim. Niech się zdecyduje, czego chce. Poza tym mówił jakieś brednie, że jak znowu będę podważał rozporządzenia Sola, to bla, bla, spotkamy się na sali, ale ze mną w roli oskarżonego. Ach, no i mam nie przyprowadzać do roboty psa, bo pogadamy inaczej. Typowe straszenie.

– Grabisz sobie, stary – westchnął mężczyzna w okularach siedzący przy biurku w rogu.

– Dave, czy ty się go boisz? – nie dowierzał Brand.

– Nie boję. Po prostu wolę mu nie podpadać – odparł starszy kolega.

– Davida przeraża jakiekolwiek łamanie prawa – zakpił ze śmiechem Jason. – Po nocach śnią mu się koszmary o źle wypełnionych wnioskach i przesłanych po czasie deklaracjach.

Alexander parsknął śmiechem. Jasnowłosa kobieta zmierzyła go karcącym spojrzeniem, ale kącik jej ust także lekko drgnął.

– Dajcie mu spokój – poprosiła.

– Nie złość się na nas, Riley. Przecież dzień bez głupiego komentarza na temat Thunberga to dzień stracony. Ale popatrz, przyprowadziłem kogoś, żebyś się na nas nie wkurzała – zawołał Alexander. Wziął na ręce czarnego teriera i z dumą oznajmił: – Moi drodzy, poznajcie Kapitana. Od wczoraj mieszka ze mną.

– Hej, maluchu – ucieszyła się Riley. Podeszła bliżej i podrapała zwierzaka za uszami. – Skąd go wziąłeś, Alex?

– Twój mąż go prawie przejechał, jak odwoził mnie do domu – odparł bez owijania w bawełnę Brand i przekazał pieska koleżance.

– Nie wrabiaj mnie, wcale go nie potrąciłem! – krzyknął Jason, wstając z miejsca. – Zauważyłem go na czas. Powiedziałbym nawet, że go ocaliłem!

– Tylko po co nam pies w biurze? – mruknął, jak zawsze sceptyczny, David.

– Bo w domu sika mi po kątach i strasznie szczeka, jak próbuję go zostawić samego – odparł Alexander, nerwowo przeczesując palcami swoje ciemne, kręcone włosy.

– Ekstra. To niech szczeka i sika tutaj – przewrócił oczami Thunberg.

Brand wszystkie swoje decyzje podejmował spontanicznie i z łatwością. Nie lubił tracić czasu na zbędne analizowanie. Jeszcze wczoraj nic nie wiedział o psach. Dziś obudził się w zupełnie nowej rzeczywistości, która postawiła przed nim wyzwanie, więc bez wahania je przyjął.

W Sferze miał opinię chaotycznego i nierozgarniętego nonkonformisty. Mimo to bliscy i znajomi wiedzieli, że zawsze mogą liczyć na jego pomocną dłoń. Kiedy w coś się angażował, robił to całym sercem… oczywiście do czasu, aż się nie znudził.

– Czemu tak go nazwałeś? – zagadnęła Riley i rzuciła zwierzakowi kulkę zrobioną ze zgniecionej kartki.

– Bo kiedyś będzie kapitanem statków kosmicznych – odparł z udawaną powagą Alex. – Oczywiście jak już rozprawimy się z Solem, Denebem Andersem i ocalimy świat.

Cała trójka zaśmiała się na głos i tylko David mierzył ich ciągle zrezygnowanym spojrzeniem.

Wydział Weryfikacji i Monitorowania Danych był inny niż wszystkie pozostałe organy Sfery. To właśnie w tym gabinecie toczyły się nieraz długie dyskusje dotyczące polityki, historii i klimatu. Alexander i jego przyjaciele ochoczo wymieniali opinie na temat aktualnej sytuacji, snuli domysły, jak można by ją odmienić, krytykując jednocześnie rządzących i system. Brand najpierw poznał Jasona Halla.

Zaprzyjaźnili się, kiedy tylko rozpoczął tu pracę. Od tego czasu cyniczny i arogancki blondyn towarzyszył mu na każdym kroku, w biurze i poza nim. Nieco później dołączyła do nich także Riley – obecnie żona Jasona. Wspólnie spędzali weekendy, imprezowali i narzekali na przełożonego. Z całej czwórki tylko David Thunberg potrafił na poważnie zaangażować się w obowiązki i raczej stronił od szalonych pomysłów swoich młodszych kolegów i koleżanki. Było jednak coś, co łączyło ich wszystkich – absolutna niechęć do człowieka pociągającego za sznurki w tej parszywej instytucji.

„O wilku mowa” – pomyślał Alex, gdy drzwi do pokoju otwarły się, a w progu stanął nadąsany mężczyzna średniego wzrostu o posępnym spojrzeniu.

– Za dwadzieścia minut widzę cię na sali rozpraw, Brand – burknął.

– Na sali? Za co? Co ja zrobiłem? – zawołał Alex z niedowierzaniem, że jakimś cudem znowu podpadł Andersowi.

– Rozprawa obywatelki Alyson Lovell. Czy ty masz problem z logicznym myśleniem, Brand? Rozmawialiśmy o tym dosłownie przed momentem – fuknął szef i pokręcił głową, ubolewając nad głupotą swojego podwładnego. – Unikałeś uczestnictwa w procesach, ale tym razem to ci się nie uda. Zapraszam cię na dół, wykażesz się. Przygotuj oskarżenia.

– Czy ty masz problem z logicznym myśleniem, Brand? – powtórzyła rozbawiona Riley, przedrzeźniając Deneba, gdy tylko opuścił pomieszczenie.

– Alex ma problem z logicznym, a Deneb w ogóle z myśleniem – dodał Jason, szczerząc zęby w złośliwym uśmiechu.

* * *

Alex wcale nie miał ochoty na udział w kolejnym procesie skazującym. Jeszcze przed wejściem na salę rozpraw znał wynik każdego postępowania. Deneb Anders nie uznawał kompromisów ani wyjaśnień. Działał na rozkaz Sola. Trzymał w garści sądy, wojsko, ochronę, wydziały Sfery i zaszczutych obywateli. Nic nie mogło umknąć jego uwadze. Brand już dawno rzuciłby to wszystko, gdyby tylko mógł. Niestety świat nie dawał mu takiej możliwości. Urodził się na przegranej planecie, w zgniłym i bezdusznym systemie. Jedyna ludzka osada na całej Andromedzie konała powoli w zupełnym milczeniu. Wraz z Jasonem mogli debatować dniami i nocami nad tym, czego to by nie zmienili, ale w praktyce obaj mieli związane ręce.

Alex nie uważał się za szczególnie romantycznego i wrażliwego człowieka, ale uwielbiał rozmyślać i snuć fantazje o tym, co go otacza, roztrząsać tematy odległe i fikcyjne oraz tworzyć nowe projekcje. Intrygowała go historia, choć w młodości nie przykładał się szczególnie do nauki. Wiedział, że ludzkość opuściła macierzystą Ziemię na początku XXII wieku i wyruszyła w nieznane, do obcej galaktyki. Pierwsi kolonizatorzy wylądowali na Andromedzie dwieście sześćdziesiąt lat temu. Założyli bazę, zaadaptowali się do panujących tu warunków, wybudowali od zera miasto i zapewnili swojemu gatunkowi przetrwanie. Teraz wszystko miało pójść na marne, bo od kilku dekad, z niewyjaśnionych przyczyn, jasność gwiazdy Mitráḥ malała, a władza stawała na głowie, by zamaskować problem.

„Przecież to jest największa głupota świata! Umrzemy tu z powodu nadętego ego jednego człowieka!” – ilekroć Alex rozmyślał o tych problemach, krew zawsze gotowała się w nim ze wściekłości. Niestety nie był ani geniuszem, ani wynalazcą. Nie miał asa w rękawie, którego mógłby wyciągnąć, by negocjować z Denebem. Pozostało mu więc jedynie wstawać każdego ranka, przyjeżdżać do znienawidzonego biura, wklepywać nazwiska w system i karać kolejnych obywateli, którzy nie zgłosili swoich bliskich do rejestru zgonów lub urodzeń.

Zostawił psa pod opieką przyjaciół, zabrał tylko podręczny tablet z niezbędnymi informacjami oraz swój osobisty komunikator i ruszył schodami w dół, w kierunku sali rozpraw. Rozmyślał, co też na dziś przygotował Anders i czy zakończą tę farsę przed obiadem. Jego główny przełożony piastował stanowisko szefa Sfery, czyli Urzędu Centralnego. Organ ten powstał tuż po założeniu pierwszej osady na Andromedzie. Miał funkcjonować jako ośrodek administracyjno-naukowy. Niestety w rzeczywistości służył do kontrolowania mieszkańców i zamiatania problemów Sola i jego świty pod dywan.

„Kiedyś się stąd wyrwę. Wyjdę i nie wrócę. Nie wiem, dokąd pójdę, ale skoro i tak mamy umrzeć, to chociaż nikt mi nie będzie pieprzył głupot nad głową” – pomyślał Brand. Westchnął ciężko i spojrzał na tablet, aby sprawdzić, czego dotyczy dzisiejszy proces. Oskarżoną okazała się Alyson Lovell, lat dwadzieścia osiem, oraz Emily Lovell, lat dwanaście. Stanął jak wryty na środku korytarza i przewinął palcem wyświetlający się dokument. Kilka razy przeczytał tekst, by upewnić się, że wzrok go nie myli. Czy Deneb zamierzał wydać karę śmieci na nastoletnią dziewczynkę?

– To jest chore – mruknął sam do siebie, kręcąc głową.

Od czasu, gdy zanotowano spadek aktywności słońca, a życie kolonistów stanęło pod znakiem zapytania, wprowadzone zostały limity na zakup produktów spożywczych i farmaceutycznych, aby zaoszczędzić nietrwałe zasoby. Każda obywatelka miała prawo zgłosić do rejestru urodzeń tylko jedno dziecko. Kolejne, jeśli przyszło na świat i matka chciała je zatrzymać, otrzymywało kreskę – czerwoną linię wytatuowaną na przedramieniu, symbolizującą wyjęcie spod opieki państwa. W praktyce oznaczało to zupełny brak dostępu do opieki zdrowotnej, środków medycznych czy żywności i wody pitnej, aż do osiągnięcia pełnoletności i podjęcia pracy. Większość noworodków z kreską nie przeżywała nawet pierwszych tygodni, dlatego Andromedyjczycy bardzo rzadko posiadali jakieś rodzeństwo.

Alex nieraz uczestniczył w sprawach sądowych o zatajenie narodzin potomka. Wiele kobiet decydowało się na ten radykalny krok w nadziei, że jeśli nie zgłoszą dziecka do systemu, pozostawią mu otwartą drogę do ewentualnej ucieczki poza miasto. Zazwyczaj kończyło się to sporą grzywną i decyzją o natychmiastowym wykonaniu tatuażu. Tym razem sytuacja okazała się dość nietypowa, a Deneb przeszedł samego siebie. Alyson Lovell ukrywała swoją młodszą siostrę Emily w tajemnicy przez aż dwanaście lat. Anders postanowił wydać wyrok śmierci za tę niesubordynację.

„Przecież robisz to z czystej złośliwości, podły gnoju – pomyślał Alexander. – Co by ci szkodziło zrobić tej dziewczynce cholerną kreskę i odesłać ją do domu?”

Brand zamknął dokument i wsunął tablet pod pachę. Wstrząsnęło nim obrzydzenie do przełożonego. W zasadzie nie uważał się za żadnego altruistę. Zwykle nie widział dalej niż czubek własnego nosa, jednak tym razem poczuł przyspieszone bicie serca, które podpowiadało mu, że to, co chce zrobić szef Sfery, jest po prostu na wskroś okrutne i złe.

Stanął pod drzwiami do sali rozpraw. Otaczało go spore grono pracowników i strażników, rozmawiających przyciszonymi głosami w oczekiwaniu na rozpoczęcie posiedzenia. Przez wielkie, przeszklone okna wpadały promienie słońca oświetlające korytarz. Kątem oka dostrzegł, że zbiera się na deszcz, co nie napawało go optymizmem. Jego nowy pies przeraźliwie bał się burzy. Alexander zdał sobie sprawę, że w momencie, gdy on rozmyślał nad tak błahymi problemami, ważyły się losy sióstr Lovell.

Brand miał w zwyczaju przechwalać się przed przyjaciółmi, czego to by nie zrobił, gdyby tylko życie dało mu okazję do działania. Jednak lata mijały, a on wciąż tu tkwił, bez szans na jakikolwiek przypływ nowej energii. Jeśli miał coś zmienić i komuś pomóc, to była to właśnie ta chwila. Postanowił włożyć kij w mrowisko.

Rozejrzał się wokół po zgromadzonych. Nie znał żadnej z oskarżonych, ale rozpoznanie ich w tłumie okazało się dziecinnie proste. Pod ścianą stała kobieta o długich rudych włosach związanych w warkocz, bladej cerze i zielonych oczach. W roztrzęsionych dłoniach obracała nerwowo swój komunikator. Wyglądała na głęboko zaniepokojoną i zestresowaną. Co chwilę poprawiała fryzurę, sprawdzała godzinę i unikała spojrzeń ciekawskich urzędników. Obok niej siedziała dziewczynka z burzą marchewkowych włosów, figlarnym spojrzeniem i czerwonym, zadartym nosem. Jej policzki, czoło i szyję pokrywała ogromna liczba drobnych piegów. Machała nogami i bawiła się ściągaczem od kurtki.

– Cześć, Alyson – rzucił Alex.

– Czy my się znamy? – zapytała zaskoczona kobieta, chowając swój komunikator do kieszeni i zerkając na niego ukradkiem.

– Właśnie się poznajemy – stwierdził Alex, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie. – Mamy mało czasu, więc bez zbędnego gadania.

– Przepraszam, ale nie wiem, co pan…

– Och, posłuchaj do końca – jęknął zniecierpliwiony i przewrócił oczami. – Mam pomysł, ale potrzebuję, żebyś ze mną współpracowała. Zamierzam ocalić twoją siostrę.

Uśmiechnął się lekko, chcąc dodać jej otuchy.

– Nie wiem, jak to zrobić – odparła bezradnym tonem.

– Nie składaj zeznań i nic nie wyjaśniaj, a gdy cię zapytają, czy się przyznajesz do winy, po prostu zaprzecz. Ja zajmę się resztą.

– Co pan planuje?

– Tylko nie „pan”, nazywam się Alexander. Zrobię to, w czym jestem najlepszy – zadeklarował z nieskrywaną dumą. – Będę improwizował.

* * *

Deneb Anders biegł przez podziemny korytarz łączący Twierdzę Północą – oficjalną siedzibę Sola – z Urzędem Centralnym. Po wysłuchaniu półgodzinnej reprymendy na temat braku postępów w projekcie Haga, spieszył się jak mógł na rozprawę sióstr Lovell. Wkroczył wprost do jasnego, przestronnego holu na parterze Sfery. Znów był spóźniony. Proces już się rozpoczął.

– Hej, Deneb. Wzywałeś mnie, co się dzieje?

Usłyszał swoje imię, odwrócił się na pięcie i zauważył zmierzającą w jego kierunku starszą kobietę.

– Adara! Dobrze, że jesteś – ucieszył się na jej widok. – Bardzo mi się przydasz. Mamy braki w personelu, potrzebuję cię na sali sądowej.

– Nie rozdwoję się – odparła. – Przed chwilą kazałeś mi się zająć raportami na temat tamtego wraku statku. Nie możesz zorganizować kogoś z WiM-u2? To ich działka.

– Przepraszam, Adaro. Obiecuję, że to nie potrwa długo. Sprowadziłem już Branda, tego cwaniaka. Wiesz... wysoki, kręcone włosy.

– Hm... nie, chyba nie kojarzę.

– Potrzebny mi ktoś zaufany na wypadek… no wiesz – skrzywił się cierpko. – Wyrok będzie dość radykalny, przyda się ktoś stanowczy, kto w razie czego sprawnie i szybko zakończy zbędne dyskusje. Zresztą zerknij – podał jej swój tablet z otwartym pozwem o zatajenie narodzin.

Na Adarze Rayer zawsze mógł polegać. Starsza, niska kobieta pracowała w Wydziale Terraformacji i Badań Powierzchniowych. Nigdy nie brakowało jej werwy i wigoru. Nosiła długie siwe włosy upięte w kucyk. Miała zielone oczy i pociągłą twarz o ostrych rysach, licznie naznaczoną zmarszczkami.

– No to ruszamy – potaknęła. – Miejmy to szybko za sobą.

Deneb wpisał kod na panelu przy drzwiach prowadzących do sali rozpraw. Przejście otwarło się i weszli do środka. Anders bardzo lubił to miejsce, osobiście odpowiadał za jego renowację. Już od progu uwagę gości zwracała owalna arena wykonana z czarnego matowego materiału, doskonale kontrastującego z jasnymi ścianami. Otaczały ją liczne rzędy foteli dla obrońców, świadków i publiczności. Na środku podestu znajdowała się platforma z pulpitem sędziego. Ściany i sufit wykonano z białych, odbijających światło paneli, tworzących wrażenie nieskończoności. Miejsce dla oskarżonego znajdowało się na samym końcu pomieszczenia, za specjalną, zabezpieczającą szybą. Tym razem były tam dwie osoby. Rudowłosa, zestresowana, blada kobieta i nastoletnia dziewczynka, skubiąca kołnierzyk swojej koszuli.

– Panie Anders, przedstawiłem już strony, omówiłem cel dzisiejszego spotkania i oskarżenia wobec pani Lovell. Czy powtórzyć? – zapytał prokurator, zerkając na nowoprzybyłych.

– Proszę sobie nie robić kłopotu i kontynuować – odparł Deneb, machnął ręką i wraz z Adarą zajęli miejsca w pierwszym rzędzie.

Brand również dotarł na miejsce. Siedział po lewej stronie od areny i niespiesznie przeglądał dokumenty na swoim tablecie.

– Zwracam się do oskarżonej Alyson Lovell – rozległ się z pulpitu głos sędziego. – Czy przysięga pani mówić wyłącznie prawdę i jest świadoma konsekwencji składania fałszywych zeznań, a także swoich praw i obowiązków wynikających z kodeksu polis Ragu?

– Tak – odpowiedziała kobieta za szybą, wstając z miejsca i rozglądając się nerwowo.

– Czy przyznaje się pani do postawionych zarzutów, dotyczących zatajenia informacji o obywatelce Emily Lovell i ukrywania jej przez sześć lat, czyli od śmierci matki dziecka, a zarazem poprzedniej prawnej opiekunki, Eleny Lovell?

Alyson się trzęsła. Otarła pot z czoła i wzięła głęboki oddech, ale milczała.

– Pani Lovell, czy przyznaje się pani do zarzutów?

Jej wzrok błądził po sali, jakby czekała na nagły zwrot akcji albo zbawienie.

– Nie – odparła po chwili namysłu. – Chyba się nie przyznaję.

„Chyba się nie przyznajesz? – zadrwił w myślach Deneb. – Jak się można chyba nie przyznawać? Niezły cyrk.”

Liczył na szybkie zamknięcie tej farsy i sprawne wydanie wyroku skazującego. Miał na dziś jeszcze zaplanowane sporo obowiązków. Ku jego zaskoczeniu ciemnowłosy chłopak z WiM-u wstał z fotela i zerknął na sędziego i prokuratora.

– Chciałbym prosić o zabranie głosu.

Anders poczuł nagły skok ciśnienia.

„Kto ci się pozwolił odzywać, miałeś tylko zbierać informacje i wbijać w system. Czy to takie trudne?” – od razu pożałował, że przywrócił Branda do uczestnictwa w procesach.

– Proszę mówić – wydał zgodę sędzia.

Alexander wstał, wyprostował się i lekko skinął głową w kierunku zebranych. Był wysokim mężczyzną o oliwkowym odcieniu skóry, ciemnobrązowych kręconych włosach przysłaniających czoło i wyrazistych rysach. Miał piwne oczy oraz piegi na nosie i policzkach. Ubrał się kompletnie nieadekwatnie do sytuacji i swojej funkcji. Na wyblakły t-shirt zarzucił niedbale czarną koszulę, pożyczoną przed momentem od Jasona Halla.

– Nazywam się Alexander Brand, jestem pracownikiem Wydziału Weryfikacji i Monitorowania Danych. Przyszedłem do państwa z informacjami na temat rodziny Lovell. Według tego, co mam tutaj napisane – podniósł swój tablet na wysokość oczu – Emily Lovell urodziła się w 247 RR w Ragu na Andromedzie, jako druga córka Eleny Lovell oraz nieznanego ojca. Nie została zgłoszona do bazy ani nie otrzymała tatuażu z kreską. Od śmierci matki, czyli 254 RR, jest potajemnie i nielegalnie wychowywana i ukrywana przez starszą siostrę Alyson Lovell. Uznałem jednak, że nie powinienem milczeć w sytuacji, gdy znam rzeczywiste okoliczności narodzin tej dziewczynki i są one rozbieżne z informacjami uzyskanymi przez Sferę.

– Inne okoliczności? – Deneb nie wytrzymał. Nie wiedział, dlaczego Brand utrudnia mu tę sprawę, ale zamierzał ukrócić ten wybryk. – Niby jakie okoliczności?

– Proszę zobaczyć, w jakim wieku jest główna oskarżona. Alyson urodziła się w 232 RR, zupełnie tak jak ja. Tak się składa, że poznaliśmy się już w dzieciństwie.

– Co to ma do rzeczy? – ponownie wciął się Anders. Był pewien, że Alexander kłamie.

– Już tłumaczę. – Brand robił dobrą minę do złej gry. – Nie chodziliśmy razem z Alyson do szkoły, ale mieliśmy wspólnych kolegów i koleżanki. Spotykaliśmy się często w większej grupie. Doskonale pamiętam, jak niespełna piętnastoletnia Lovell nagle zniknęła, jakby zapadła się pod ziemię. Dziwne, prawda? Jaki to był miesiąc… niech pomyślę, kinto? Nie, wibra! Nie było jej jakiś czas. Powróciła wraz z nadejściem wiosny, co zresztą całkiem by pasowało, bo Emily przyszła na świat w aurii, czyli dokładnie po siedmiu miesiącach3.

– Panie Brand, co chce pan przekazać? – rozległ się z mównicy donośny głos sędziego.

– Lovell nie ukrywała własnej siostry – podsumował Alex. – Dziewczynka nigdy nie powinna być zgłoszona do wykonania tatuażu. Nie jest jej siostrą, tylko córką, jej pierwszym dzieckiem. Wobec tego możemy postawić tylko jeden zarzut, czyli brak rejestracji. To także ma swoje uzasadnienie. Alyson po prostu wstydziła się takiego obrotu spraw. Jak pewnie państwo wiecie, ród Lovellów od lat sprawuje opiekę nad bezcenną Biblioteką na obrzeżach polis. Matka Alyson zrobiła, co mogła, żeby nie wyszło na jaw, że jej jedyne dziecko zaszło w ciążę w takim wieku. Co gorsza, nie wiadomo z kim. Alyson była wtedy nieletnia i uległa prośbom matki. Po śmierci Eleny, gdy przejęła opiekę nad Emily, bała się wziąć odpowiedzialność za swoje czyny, ale uważam, że…

– Dziękuję, panie Brand – wtrącił sędzia. – Nie jest pan obrońcą, dlatego te informacje stanowczo mi wystarczą. Chętnie wysłucham, co na ten temat ma do powiedzenia pani Lovell.

Anders nie wierzył własnym uszom. Brand świetnie się przygotował do odegrania tej wariackiej sceny. Tylko co to miało na celu? Do Deneba zaczęło docierać, że w tych okolicznościach ogłoszenie zaplanowanego wyroku może stać się znacznie trudniejsze. Zerknął porozumiewawczo na Adarę, ale ta tylko wzruszyła ramionami, jakby chciała powiedzieć: „Wybacz, ale sądy to nie moja bajka”.

Zacisnął zęby zirytowany i czekał na dalszy rozwój wydarzeń.

Alyson Lovell ponownie wstała i owijając końcówkę swojego warkocza wokół palca, pochyliła się nad mikrofonem.

– Potwierdzam słowa pana Branda – odrzekła.

* * *

Takiego rozwoju spraw nie spodziewała się nawet w najśmielszych snach. Opuszczała salę rozpraw, czując, jakby ogromny kamień spadł jej z serca. Proces został odroczony do czasu zebrania dodatkowych materiałów dowodowych, co dawało im spore pole manewru.

Lovellowie igrali z ogniem nie od wczoraj i choć w swojej rodzinie Alyson uchodziła za stateczną, chłodno analizującą i sceptyczną osobę, to właśnie po raz pierwszy zaczynała rozważać, czy to nie odpowiednia chwila, aby się spakować i opuścić wreszcie to zepsute miasto. Na korytarzu dostrzegła swojego wybawiciela – wysokiego chłopaka o zadziornym spojrzeniu. Postanowiła zebrać odwagę, by do niego zagadać.

– Nie wiem, jak to zrobiłeś, ale mam u ciebie dług wdzięczności – zawołała i złapała go za ramię, kiedy mijał ją zapatrzony w ekran tabletu. – Uratowałeś moją Emily. Nie do wiary, że w Sferze są jeszcze dobrzy ludzie.

– Dobro jest pojęciem względnym – odparł Alex. Podniósł wzrok znad urządzenia, mrugając do niej. – Ale nie wszyscy siedzimy w kieszeni Sola, jeśli to masz na myśli.

Alyson podziwiała jego upór i tupet. Nie znała zbyt wielu osób gotowych jawnie krytykować samego Sola i to jeszcze przy świadkach, w budynku Urzędu Centralnego.

Za oknem zaczynało się błyskać, nadciągała zapowiadana burza.

– Jeśli nie po drodze ci z władzą, to dlaczego pracujesz w Sferze? – zapytała Lovell, rozglądając się, by sprawdzić, czy nikt ich nie słyszy.

– Nie pytali mnie, czy mam na to ochotę – mruknął beznamiętnie. – Zaczynałem z pozycji, w której nieszczególnie miałem coś do gadania, ale to raczej historia na dłuższe spotkanie.

Kącik jej ust lekko drgnął. Zaczęła się zastanawiać, czy powinna potraktować te słowa jak zaproszenie.

– Gram takimi kartami, jakie rzuci życie – kontynuował Brand. – Czasem trochę się nagnie zasady, innym razem zostaje tylko kląć pod nosem. Zresztą, myślisz, że w całym tym budynku jest choć jeden człowiek popierający dyktaturę oszusta… albo oszustki? Kimkolwiek w ogóle jest Sol.

– Nie zastanawiałam się nad tym – odparła zgodnie z prawdą. – Staram się jakoś przetrwać i zapewnić bezpieczeństwo małej.

– Ja też nie lubię Sola. Myśli, że jest nie wiadomo kim, a jest zwykłym tchórzem – oświadczyła radośnie Emily, włączając się do rozmowy. Alyson z przerażeniem zasłoniła jej usta własną ręką.

– Zwariowałaś? – skarciła siostrę. – Musiałaś akurat tutaj?

– Młoda sporo wie o życiu – ucieszył się Alexander.

Wszyscy troje spojrzeli na siebie porozumiewawczo. W kieszeni Branda zawibrował komunikator. Mężczyzna wyciągnął go i zerknął na ekran.

– Przepraszam, dziewczyny, to szef.

Alyson przełknęła ślinę. Obawiała się, że jej obrońca przysporzył sobie problemów z ich powodu.

– W czym mogę pomóc, panie Anders? – zapytał, odbierając połączenie krótkim gestem ręki.

– Nie wiem, co i dlaczego zrobiłeś – Lovell słyszała podniesiony głos mężczyzny po drugiej stronie odbiornika – ale nic ci to nie da. Rude koleżanki i tak odpowiedzą za swoje winy, nie ominie ich kara.

– Zgadzam się, proszę pana, należy doprowadzić sprawę do końca – rzekł Brand, siląc się na poważny ton. – Po prostu posiadałem trochę ważnych informacji. Uznałem, że zatajenie ich mogłoby oznaczać niesubordynację, a nawet przestępstwo.

– Nie igraj ze mną. Dobrze wiem, że coś kombinujesz. Liczyłeś, że szczeniackim wyskokiem zrobisz wrażenie na pannie Alyson?

– W żadnym wypadku.

– I prawidłowo. Nie masz u niej szans, tak na moje oko. Jeszcze wrócimy do twojej bohaterskiej przemowy – wycedził złośliwie.

– Dziękuję za opinię, panie Anders – sarkastycznie podsumował Alex. Zakończył rozmowę, składając na pół cienkie urządzenie.

Lovell zagryzła wargę i zmierzyła swojego wybawcę wzrokiem. Nie wyglądał na szczególnie przejętego reprymendą. Wyjęła mu z ręki komunikator, nim zdążył ponownie wsunąć go do kieszeni. Rozłożyła go i wystukała kilka cyfr na ekranie startowym.

– Gość nie wie, co gada – stwierdziła rzeczowo, oddając Aleksowi urządzenie z zapisanym kontaktem do siebie. – Oczywiście, że masz szansę. Wpadnij do Biblioteki Lovellów, jeśli masz ochotę. Chętnie cię oprowadzimy.

– I mamy trochę nielegalnych sekretów, które powinny ci się spodobać – dodała Emily, uśmiechając się zawadiacko.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: