Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Andzia, świąt nie będzie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 grudnia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Andzia, świąt nie będzie - ebook

To historia zwariowanej rozwiedzionej matki dwóch synów. Z natury nie przepada za świętami, ale robi wszystko by umilić ten czas dzieciom. W wyniku serii niefortunnych zdarzeń na świątecznym kiermaszu niemal traci życie zaatakowana przez morderczą choinkę. Wtedy też poznaje młodego Adriana, który zdaje się być idealnym kandydatem na niezobowiązujący romans. Ostatnia prosta przed świętami dla Andzi to mnóstwo komplikacji; irytujący były mąż, apodyktyczna matka, dorastający syn, karp w wannie.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8369-046-9
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

_„Wszechogarniający pośpiech, kłótnie i przedświąteczna gorączka… A wśród nich Andzia ze swoją awersją do świąt._

_Zapewniam Was, że ta bohaterka dostarczy Wam emocji, wzruszeń i uśmiechu. Autorka przygotowała ciepłą, choć nieco zadziorną, zabawną i bardzo prawdziwą opowieść ze świętami w tle. Spędziłam z książką naprawdę przyjemne chwile — to doskonała odskocznia od codziennego pośpiechu.”_

_@LIBRARIADA_

_„Kinga Pitra niczym Święty Mikołaj, w te święta rozdaje emocje: porządna dawka dobrego humoru, uśmiech na twarzy, ciepło w sercu i… rumieńce na policzkach!_

_Tego nie może zabraknąć i u was! Andzia i jej perypetie, w świątecznym klimacie.”_

_@DO_PRZECZYT_ANIA_

_„Ta historia to prawdziwa perełka! Pełna emocji, humoru i nieprzewidywalnych zwrotów akcji. Przeniesie Cię w świat, w którym święta nabierają zupełnie nowego znaczenia. To historia, która poruszy Twoje serce i sprawi, że nie będziesz mogła się oderwać od jej fascynującej fabuły. Czytanie tej książki to czysta przyjemność, gorąco polecam.”_

_@MOJA_NIELE_

_„Fenomenalna! Zachwycająca historia o Andzi poprawi Wam humor, przyprawi o rumieńce na Waszych twarzach i wprowadzi w świąteczny klimat, mimo że sama Andzia nie przepada za Świętami.”_

_@KSIAZKI_W_OBIEKTYWIE_EWY_

_„Świąteczny klimat, duża dawka antyświątecznej Andzi, garść humoru, szczypta romansu i łyżeczka niefortunnych zdarzeń to idealny przepis na świąteczną historię, a raczej katastrofę, która wciągnie was bez pamięci. Polecam!”_

_@KSIAZKA_SERCEM_W_DLONI_

_„Andzia, świąt nie będzie” to realnie szalona historia kobiety, która myślała, że wszystko co dobre ma juz za sobą. Tymczasem jeden niefortunny wypadek, udowodnił, że w najmniej oczekiwanym momencie wszystko może się zmienić. Wystarczy tylko dać temu szanse …”_

_@ANERISKOWO_

_„Już dawno tak dobrze się nie bawiłam! Andzia wzbudziła moją sympatię od pierwszych stron książki, a jej perypetie doprowadzały do niepohamowanych wybuchów śmiechu. To naprawdę świetna historia. Polecam!”_

_@KASIENKAJ7_

_„Choć uwielbiam Święta Bożego Narodzenia, a główna bohaterka wręcz przeciwnie, to nie mogłam oderwać się od tej historii. Jest urokliwa, zabawna, romantyczna i zdecydowanie poprawia humor.”_

_@SIEDZEWKSIAZKACH_

_„Andzie, to pełna humoru, zabawnych sytuacji, gorących scen opowieść, która skradnie Wasze serca i sprawi, że uwierzycie w magię świąt.”_

_@EVIE_CZYTA_UK_

_„Andzia i jej przygoda niejednokrotnie wywołają uśmiech na waszej twarzy a pikantne sceny sprawią, że zapłoną wam policzki.”_

_@ZACZYTANA40LATKA_— Biegniesz biała drogo, nie wiadomo jak

Jeszcze tylko jebanego śniegu brakowało. Ja wiem, że za trzy tygodnie są święta, i wszyscy fanatycy tego białego gówna, tylko wyczekiwali opadów, ale czemu akurat teraz, kiedy muszę pojechać kilkanaście kilometrów za miasto. Jechałabym powoli, ale inni kierujący na autostradzie zapewne dostaliby szału. Nie należę do dobrych kierowców. Nie wiem jakim cudem zdałam egzamin. Mój egzaminator chyba miał gorszy dzień, bo przysypiał podczas jazdy, a potem jakoś tak, bez żadnych emocji, podbił mi wszystko jako zaliczone. Mój brat do dziś śmieje się, że prawko to znalazłam w jajku niespodziance. Może się nie czuję pewnie za kierownicą, ale nigdy nie miałam stłuczki, ani mandatu za szybką jazdę. A on miał. Ostrożnie zmieniam pas ruchu wymijając jakąś ciężarówkę i widzę, że za mną mknie już jakiś wariat w srebrnym mercedesie. Niech jedzie, szerokiej drogi. Mnie się nie śpieszy.

— Mamo, niech Mikołaj dam mi pograć — odzywa się z za moich pleców mój młodszy syn.

— Miki, daj mu pograć.

— To moja gra — odpowiada, i widzę w tylnym lusterku, że nawet nie oderwał wzroku od elektronicznej zabawki. Szczepan zaczyna wyć. Nie płacze, tylko normalnie wyje, niczym syrena. Ostatnio odkrył, że to świetny sposób na osiągnięcie celu. Można by pomyśleć, że jest już na tyle duży, że nie stosuje takich sztuczek, ale jednak wyje. Jako wprawiony rodzic, powinnam to zachowanie ukrócić ignorując je i pokazać tym samym, że to kompletnie na mnie nie działa, ale teraz naprawdę muszę się skupić na drodze.

— Mikołaj, proszę cię. Daj mu na moment tę grę — błagam starszego syna. Mikołaj podnosi na mnie wzrok i ustępuje. Mądre z niego dziecko. Wręcza grę bratu, a ten natychmiast, niczym za pomocą czarodziejskiej różdżki przestaje wyć. Manipulant mały.

Mam dwóch wspaniałych synów. Mikołaj, skóra zdjęta z ojca, ma niemal piętnaście lat. Jest chłopcem bezproblemowym, spokojnym, opanowanym i diabelnie inteligentnym. Zapowiedział już w przedszkolu, że zostanie lekarzem i coś czuję, że tak będzie. Ma wielkie ambicje. Szczepan jest od niego pięć lat młodszy i stanowi całkowite przeciwieństwo brata. Urwis jakich mało. Niechętny do nauki, a pierwszy do rozrabiania. Moi synowie są efektem krótkiego małżeństwa z panem Michałem. Poznałam go kiedy kończyłam technikum, starszy ode mnie o dziesięć lat, przystojny, pociągający. Która nastolatka by się nie zauroczyła? Ja tak. To była historia niczym z bajki. Wracałam późnym wieczorem z dyskoteki, jakiś kilku chłopców mnie zaczepiało i zjawił się on. Książe z bajki w czerwonym citroenie. Przepadłam. Po dwóch spotkaniach przedstawiłam go rodzicom. Po czwartym byłam już w ciąży, a na szóstym spotkaniu planowaliśmy ślub. Szybka akcja. Samo moje małżeństwo nie było złe. Michał mieszkał w domu rodzinnym. O dziwo teściowie byli naprawdę sympatyczni. Dzięki nim zrobiłam zaocznie studia licencjackie. Pilnowali Mikołaja. Mój mąż jeździł w tamtym czasie do Norwegii. Odkładaliśmy na własny dom. Widywałam go co drugi tydzień na weekend. Wyczekiwałam tych momentów z utęsknieniem. Kiedy na świecie pojawił się Mikołaj a potem Szczepan, zdawało mi się, że jestem najszczęśliwszą mężatką na świecie. Niczego mi nie brakowało, na nic nie mogłam narzekać. Miałam wsparcie teściów. Co poszło nie tak? Michał znalazł pracę w kraju, nasz dom się budował, dzieciaki rosły. Ja też poszłam do pracy. Codzienna rutyna, mnie zdawała się czymś zupełnie normalnym. Wstawaliśmy rano, jedliśmy wspólnie śniadanie. Mikołaja zawoziliśmy do przedszkola, a Szczepana zabierali dziadkowie. Michał podwoził mnie do pracy. Pracowałam na kasie w dużym supermarkecie. On jechał do siebie. Pracował w firmie przewozowej. Dziadkowie odbierali Mikołaja. Kiedy wracaliśmy do domu, zwykle mieliśmy obiad na stole. Spędzaliśmy ze sobą trochę czasu, a potem wieczorny rytuał przed snem. On czytał chłopcom książkę na dobranoc, a ja szykowałam obiad na jutro. Było naprawdę dobrze.

— Daleko jeszcze? — zapytał Szczepan. Już się znudził graniem i oddał konsole bratu.

— Jeszcze z dziesięć minut i będziemy na miejscu — powiedziałam.

— Mam nadzieję, że babcia zrobiła pomidorową — westchnął. Sama bym zjadła pomidorową teściowej, nikt inny takiej nie potrafił zrobić. Państwo Kowalczyk są naprawdę wspaniałymi ludźmi. Mieszkają w wielkim piętrowym domu w centrum wsi. Oboje niegdyś pracowali w kolejach, Bogdan był maszynistą, a Małgorzata zapowiadała pociągi. Tam się poznali i od czterdziestu pięciu lat są małżeństwem. Tylko synek im nie wyszedł. Zwolniłam, aby nie przegapić zjazdu. Zawsze się obawiałam, że minę to miejsce. Już czułam jak kierowca ciężarówki za mną wyklina mnie od najgorszych. Płatki śniegu opadające na przednią szybę, robiły się coraz większe. Kiedy stykały się z powierzchnią samochodu, roztapiały się.

— Może pójdziemy z tatą na sanki — ucieszył się Szczepan.

— Tylko na siebie uważajcie.

— Oczywiście — odpowiedział Mikołaj. Uśmiechnęłam się do niego szeroko. Wiedziałam, że będzie mieć rękę na pulsie.

— W torbie macie ciepłe ubrania. Nie zapomnijcie też odrobić zadań na poniedziałek — przypomniałam. Zjechałam z autostrady i odczułam ulgę, że teraz mogę bezkarnie jechać sobie swoim ślimaczym tempem. Przemierzałam znaną mi drogą, jakby nie patrzeć, przez siedem lat to był mój dom. Podobało mi się życie pod miastem. Czas leciał zupełnie inaczej niż w centrum. Kraków był duży i zatłoczony. Piękny turystycznie. To prawda, ale kiedy się tam mieszkało, dostrzegało się wiele mankamentów. Moim wielkim marzeniem był mały domek, gdzieś na wsi, blisko lasu. Sad, w którym rosłyby jabłonie, różany ogródek. Siedem lat temu sadziłam róże na działce, gdzie stał już nasz dom. Byłam szczęśliwa. Planowaliśmy, jak wykończymy pomieszczenia. Zastanawialiśmy się, czy robić kominek w salonie, a ja oczami wyobraźni, widziałam już, jak spędzamy wieczory i patrzymy w tlące się drewno. Tego samego wieczoru, do domu zapukała kobieta. Kiedy otworzyłam jej drzwi, nie miałam zielonego pojęcia o co chodzi. Była bardzo młoda, a dłoń trzymała na zaokrąglonym brzuszku. W pierwszej chwili uznałam, że chce zapytać o drogę, więc powitałam ją szerokim uśmiechem. Nie pytała o drogę. Szukała mojego męża. Tak. Mój cudowny mąż okazał się, nie taki cudowny. Julka, która nas tamtego wieczoru odwiedziła, była jedną z jego przygód na boku. Po karczemnej awanturze oznajmił, że — uwaga. Nie jest stworzony do monogamii. Wykrzykiwał jakieś dyrdymały o tym, jak wielkie ma potrzeby, że nie znosi rutyny, że się dusi. Dla mnie, to był koniec. Przy rozwodzie nie robił problemów. Skończyło się na jednej rozprawie, ustaliliśmy, jak podzielimy się opieką nad dziećmi. Budowany wspólnie dom został sprzedany, a my podzieliliśmy się pieniędzmi. Wynajęłam trzypokojowe mieszkanie w Krakowie. Znalazłam pracę.

— Wreszcie — pisnął Szczepan, widząc dom dziadków. Chłopcy uwielbiali wizyty na wsi. Przywoziłam ich tutaj, co trzeci weekend. Jakkolwiek skończył się mój związek z Michałem, to był ich ojcem. Chłopcy kochali go i nie do końca rozumieli, dlaczego już nie jesteśmy razem. Byli zbyt mali by zrozumieć, że ich tatuś prowadzi bardzo rozwiązły styl życia. Wysiadłam z samochodu, i od razu sięgnęłam po papierosa. Okropny nałóg, ale za to, ile dawał przyjemności. Zaciągnęłam się mocno i westchnęłam zadowolona. Chłopcy wyskoczyli z auta i podbiegli do bagażnika po swoje torby. Szczepan już sięgnął po śnieg, który ku mojemu przerażeniu nie topniał, tylko zaczynał tworzyć cieniutką warstwę na ziemi.

— Ale super — ucieszył się, i cisnął śnieżką w brata.

— Przestań — warknął na niego Mikołaj spoglądając błagalnie.

— Szczepan — upomniałam go.

— Moje małe urwisy — usłyszałam głos teścia. Bogdan otworzył drzwi domu i uśmiechał się szeroko do wnuków. Chłopcy biegiem ruszyli ku niemu. Dziadka chyba uwielbiali najbardziej i wcale im się nie dziwiłam. Kto by go nie lubił? Mimo, że miał już swoje lata nadal był aktywny. Wymyślał chłopcom przeróżne ciekawe zajęcia. A na wsi było co robić. Leśne wędrówki, prace w ogrodzie, spacery nad pobliski staw. Ostatnim razem, pozwolił im pomalować ich pokój. Stworzyli na ścianach abstrakcyjny obraz, na którym był sad i wielki pociąg, a na niebie smok. Gdyby zrobili coś takiego u nas w mieszkaniu, dostałabym szału.

— Wejdziesz? — zagadał mnie — Nie ma Michała — dodał.

— Tylko na moment — powiedziałam. Zgasiłam papierosa i wspięłam się po schodach na górę. Chłopcy już byli w środku i zdejmowali buty. W korytarzu unosił się cudowny zapach racuszków. Małgorzata wiedziała, jak dogodzić swoim wnukom. Zdjęłam płaszcz i buty, po czym skierowałam się do kuchni.

— Andzia, jak miło cię widzieć — powiedziała teściowa i podeszła mnie uścisnąć.

— Ciebie też — odparłam. Mikołaj i Szczepan już siedzieli przy talerzu pełnym racuchów i zajadali się nimi tak, jakbym ich głodziła od tygodnia.

— Zrobię ci kawy.

— Nie. Mam mało czasu. Muszę na jedenastą być w pracy. — powiedziałam.

— Szkoda — westchnęła. Bogdan stanął przy mnie i zerknął porozumiewawczo na żonę. Od razu wyczułam, że coś jest nie tak. Popatrzyłam na nich i wycofałam się na korytarz, a teść za mną.

— Co jest?

— Rozmawiałaś ostatnio z Michałem?

— Nie. Raczej rzadko rozmawiamy i zwykle tylko ustalamy termin przyjazdu chłopców. Co się stało? — zapytałam. Bogdan nie umiał udawać. Zmartwienie miał wypisane na twarzy. Zastanawiałam się tylko czemu jego troska dotyczy mnie.

— Michał się zaręczył — oznajmił.

— Zaskakujące — powiedziałam — Dorósł do monogamii?

— Wątpię. Powiedział, że chce się ustatkować, ale zdaje mi się, że jego obecna partnerka jest w ciąży. — burknął. Teściowie dobrze wiedzieli, jaki był powód naszego rozwodu. Nie było nawet jak tego ukrywać. Miałam wrażenie, że było im wstyd za syna. Nie rozumieli go. Nikt go chyba nie rozumiał. Jak niemal czterdziestoletni facet poświęca małżeństwo i rodzinę dla chwilowych uciech.

— Kolejna?

— Niestety tak. Tyle razy z nim rozmawiałem o tym, co robi ze swoim życiem. Tłumaczyłem, że musi postępować odpowiedzialnie. A teraz niespodziewane zaręczyny — westchnął teść.

— Mam nadzieję, że tym razem mu wyjdzie — powiedziałam.

— Naprawdę? Nie jesteś zła, że to przekreśli szanse dla was?

— Dla nas, nie ma już szans — rzekłam. Bogdan nie pierwszy raz namawiał mnie na to, bym dała Michałowi drugą szansę. Zwykle powodem były dzieci i to, że potrzebują stabilnej rodziny. Pieprzenie. Moje dzieci miały cudowną rodzinę. Kochających rodziców i dziadków. Nasze bycie razem, nie było konieczne. Nie zamierzałam dawać Michałowi żadnej szansy. Nie zasługiwał na to. Czy oni naprawdę sądzili, że przez siedem lat czekałam na moment, aż mój mężuś wreszcie dorośnie.

— Cały czas mam nadzieję, że będziecie razem — westchnął Bogdan.

— Nie ma takiej opcji. Po za tym, spotykam się z kimś — wypaliłam. Było to kompletną bzdurą. Od siedmiu lat byłam na dwóch randkach, które okazały się totalnym niewypałem. Wokół mnie nikt się nie kręcił, a ja nie byłam nikim zainteresowana. Teraz poczułam potrzebę powiedzenia, że kogoś mam. Niech mi dadzą wreszcie spokój. Michał się zaręczył, to ja też mogłam kogoś mieć.

— Nic nie mówiłaś.

— Bo nie ma o czym. Może za jakiś czas będzie, ale na razie mam chłopaka. To wszystko — kłamałam. Bogdan uśmiechnął się do mnie i pogładził po ramieniu.

— Grunt, że ci się układa. Jesteś cudowną kobietą, a mój syn to kretyn, że cię stracił i kiedyś się o tym przekona — powiedział. Odpowiedziałam mu szerokim uśmiechem. Wróciłam do kuchni pożegnać się z chłopcami i przypomnieć im, że mają być grzeczni, po czym wyszłam z domu. Śnieg sypał jeszcze mocniej, ciężkie płatki zdążyły oblepić mój samochód. Wyjechałam ostrożnie na drogę i wiedziałam, że to będzie ciężka jazda. Miałam kilkanaście minut w zapasie nim miałam być w pracy. Pracowałam w jednym z takich sklepów, gdzie jest wszystko i nic. Człowiek wstępuje tam popatrzeć i wychodzi z torbą wypchaną po brzegi różnymi bzdetami. Półeczki, wazoniki, świeczki, dywaniki, a aktualnie świąteczny szał na półkach. Kiedy poszłam tam aplikować myślałam, że to tylko na chwile nim znajdę inną lepszą pracę, ale bardzo szybko awansowali mnie na kierowniczkę, więc zostałam. Finansowo nie było tak źle, w domu dorabiałam jako księgowa i rozliczałam kilka firm jako stałe zlecenie. Stać mnie było na mieszkanie i opłaty, samochód, a czasem na jakieś przyjemności.

— To robimy dziś babski wypad? — zagadnęła Pati, kiedy już po godzinie pracy wyszłyśmy na papierosa. Patrycję znałam jeszcze ze studiów. Dałam jej znać, że potrzebujemy pracownicy, kiedy nie mogła sobie znaleźć zajęcia. Po pół roku uznała, że to praca jej marzeń. Lubiłam ją z wielu powodów. Po pierwsze, tak jak ja była rozwódką, z tym, że jej małżeństwo trwało zaledwie rok i nie było w nim dzieci. Po drugie, była energiczna i bezpośrednia, a to bardzo ceniłam u ludzi, którymi się otaczałam.

— Możemy gdzieś wyjść — powiedziałam spokojnie.

— Będzie super — ucieszyła się. Z całą pewnością. Każdy nasz taki wypad, był intensywną eskapadą po krakowskich lokalach podających dobry alkohol. Może nie byłyśmy młódkami, ale potrafiłyśmy się bawić. Celebrowałam te moje wolne soboty i starałam się brać z nich jak najwięcej. Pati zwykle namawiała mnie, do jakiegoś niezobowiązującego podrywu. Nie byłam jednak w tym dobra. Na samą myśl, że mogłabym poderwać jakiegoś gościa w barze i zaprosić go na noc do domu, czułam obrzydzenie do samej siebie. Patrycja nie miała z tym problemów. Ona, po tych naszych wyjściach budziła się u boku nieznajomego, a ja z kacem gigantem. Co poradzić. Zgasiłam papierosa i wróciłyśmy na sklep. Jak to przy sobocie, były tłumy. W alejce ze świątecznymi dekoracjami był kocioł, już dwa razy donosiłam te paskudne dziadki do orzechów.

— Armagedon — westchnęła Inga, spoglądając, jak dwie kobiety kłócą się o pozytywkę w kształcie domku z piernika.

— Powiesz im, że mamy takie na zapleczu?

— Poczekam, aż się pobiją — westchnęła. Roześmiałam się. Inga była młodsza i pracowała z nami od kilku miesięcy. Należała do pokolenia osób, którym na niczym nie zależało. Pracowała, ale w sumie nie potrzebowała pracy, żyła sobie z dnia na dzień, nie rozmyślała o przyszłości, nie miała planów. Jak to często powtarzała, miała wywalone. Inga wreszcie ruszyła ku kobietom i poinformowała, że przyniesie domki z zaplecza. Obie odłożyły obiekt sporu na półkę i czekały, aż pojawią się nowe. Ludzie naprawdę dostawali szału przed świętami. Po ilości sprzedanych ozdób stwierdziłam, że to czysty obłęd. Ostatnio, jakaś kobieta kupiła piętnaście opakowań brokatowych bombek. Tak z głupia zagadałam czy to do jakiejś szkoły, a ona, że ma w domu trzy choinki. Na cholerę komuś w domu trzy choinki? Ja z jedną miałam kłopot. Obiecałam chłopcom, że gdy przyjadą jutro wieczorem, będą mogli ubrać drzewko. Trzeba je tylko kupić. Oczywiście, musiała być żywa choinka, a nie sztuczna. Wolałabym sztuczną, bo w naszym mieszkaniu było ciepło i zaraz zaczną się z niej sypać igły. Wieczny syf. Wczoraj wybrałam dwa opakowania bombek i jakiś łańcuch, a resztę ozdób zamierzałam przynieść z piwnicy, gdzie je upchnęłam w zeszłym roku. Nienawidziłam świąt. Kiedy wszyscy wpadali w ten głupawy nastrój Bożego Narodzenia, ja patrzyłam na to jakby z boku. Nie uczestniczyłam w tym. Nie kręciło mnie to w żadnym aspekcie. Święta musiałam po prostu przetrwać. Tradycyjnie na wigilie, jechałam do rodziców, gdzie wysłuchiwałam tych co zawsze rozmów na temat jakie to smutne, że nadal jestem sama i nie mogę sobie ułożyć życia po rozwodzie. Barszcz zawsze był zbyt słony, a karp miał w cholerę ości, bo mama go nie filetowała. Pod choinką czekał na mnie szalik. Zawsze dostawałam szal, którego nigdy nie zakładałam, bo był kompletnie nie w moim stylu. W zeszłym roku był taki w wielkie pomarańczowe kwiaty. Patrycji się spodobał, więc oddałam jej go z przyjemnością. Pierwszy dzień świąt spędzałam z chłopcami, a drugiego dnia zabierał ich ojciec. Spędzałam więc ten dzień samotnie, oglądając powtórki Kevina w telewizji i zjadając resztki zapiekanki rybnej. Przy kasie zrobiło się tłoczno, wiec poszłam otworzyć drugą, aby rozładować kolejkę. Druga kasjerka spojrzała na mnie błagalnie. Miała dość. Kiedy uporałyśmy się z klientami, kazałam jej iść na przerwę. Zostałam na kasie do końca zmiany. Ludzie przewijali się tłumnie i wydawali się być tacy szczęśliwi. Niektórzy już żegnali się mówiąc wesołych świąt mimo, że to dopiero za trzy tygodnie. Odpowiadałam im głupim uśmiechem. Nawiedzeni jacyś. Kiedy zbliżała się godzina zamknięcia, miałam ochotę odtańczyć jakiś taniec zwycięstwa. Zamknęłam sklep tuż przed dwudziestą. Miałam około godzinę, aby dotrzeć do mieszkania i przygotować się do wyjścia. Nie zamierzałam się jakoś szczególnie stroić. Nie należałam do kobiet przesadnie dbających o wygląd. Miałam wyjątkowo ładną cerę i mało zmarszczek, jak na mój wiek. Włosy miały naturalny słomiany kolor, a ja delikatnie rozjaśniałam je, by nadać im ładny blond odcień. Zawsze byłam szczupła i nawet po urodzeniu dwójki dzieci, nie miałam problemów z nadwagą. Oczywiście, moje ciało nie było już idealne. Biust nie tak jędrny jakbym chciała, cellulit, rozstępy. Wszystko to, jednak dawało się ukryć. Założyłam zdecydowanie zbyt obcisłe jeansy i bluzkę z wielkim dekoltem, a cycki upchnęłam w push up, w którym się czułam jak w zbroi. Włosy rozpuściłam i przeczesałam palcami. Poprawiłam makijaż oczu na trochę mocniejszy i byłam gotowa. Spotkałam się z Pati i Ingą w jednej z naszych ulubionych miejscówek przy rynku. Mały pub, był wyjątkowo przytulny i lubiłyśmy od tego miejsca zaczynać nasze eskapady. Zajęłyśmy lożę w kąciku, a młodziutki barman przyniósł nam drinki. Inga wodziła za nim wzrokiem i wcale się jej nie dziwiłam. Był naprawdę interesujący, z tymi ciemnymi włosami opadającymi na czoło.

— Chyba trochę za młody, nawet jak na ciebie — zaśmiała się Patrycja. Inga uśmiechnęła się.

— Właściciel jest w moim wieku — powiedziała, i wskazała w kierunku baru, gdzie stał właśnie on. Nie wyglądał na wiele starszego. Jasne włosy miał nastroszone w chłopięcy sposób. Nalewał piwo i rozmawiał z kimś siedzącym przy barze.

— Szymon ma żonę — powiedziała Patrycja.

— A ty skąd wiesz? — zapytałam.

— Rozmawiałam z nim kiedyś. Fajny chłopak — wyjaśniła szybko Patrycja.

— Jest w moim typie — stwierdziła Inga.

— Dobra, dajcie spokój. Nasze zdrowie — powiedziałam wznosząc toast Dziewczyny roześmiały się. Tak zaczynał się każdy nasz wypad. Kilka szybkich drinków i zmieniałyśmy lokal na inny. Ostatecznie, trafiałyśmy na jakąś dyskotekę gdzie było ciemno i tłoczno. Nikt nie zwracał uwagi na to, że nie mam dwudziestu lat. Uwielbiałam tańczyć. Na parkiecie czułam się jak ryba w wodzie. Przepadałam poddając się rytmowi muzyki. Zwykle wtedy pojawiali się przy nas faceci. Szkoda, że najczęściej byli to napaleni studenci. Nie byłam zainteresowana młodszymi facetami. Mogłam z nimi potańczyć, ale na nic więcej nie mogli z mojej strony liczyć. Nie raz i nie dwa usłyszałam od nich jaka jestem gorąca. Nie powiem, żeby mi się to nie podobało. W pewien sposób, kiedy patrzyli na mnie w pożądliwy sposób, prawili komplementy i rzucali propozycje, budowali moje poczucie własnej wartości. Nadal byłam gorącym towarem. Nie wypadłam z obiegu. Mogłam się podobać. Mimo to, do mieszkania wracałam sama. Czasem żałowałam. Wyobrażałam sobie, że daje się uwieść któremuś z tych chłopaków i idę na całość. Nie patrzę na to, że może to jest niewłaściwe. Ale to były tylko fantazje.

— Masz ochotę na drinka — zagadnął do mnie wysoki blondyn w za ciasnej koszulce, kiedy stanęłam przy barze, aby trochę ochłonąć. Nim odpowiedziałam skinął na barmana i zamówił mi coś. Zawsze to darmowy alkohol. Usiadłam przy nim i uśmiechnęłam się.

— Daniel — przedstawił się.

— Andżelika — powiedziałam i spojrzałam na trunek, który mi podsunął. Wyglądał smakowicie i drogo. Po pierwszym łyku musiałam stwierdzić, że był pyszny.

— Sama?

— Z koleżankami — odpowiedziałam.

— Też jestem z kumplami — odpowiedział i uśmiechnął się szeroko, prezentując lśniący zgryz, niczym z reklamy pasty do zębów. Mógł uchodzić za przystojnego, z tymi jasnymi włosami i mięśniami ramion podkreślonymi ciasną koszulką. Nie był jednak w moim typie. Rozejrzałam się po sali, w poszukiwaniu swoich towarzyszek, aby w razie czego szybko do nich umknąć. — Chcesz zatańczyć? — zagadnął mnie.

— Nie koniecznie.

— To może wyjdziemy i znajdziemy sobie jakieś bardziej ustronne miejsce — powiedział przechodząc tym samym do konkretów. Spojrzałam na niego, nie tyle z oburzeniem, co z zaskoczeniem. Odstawiłam drinka, z którego upiłam jedynie łyczek. Co on sobie wyobrażał, że postawi mi drinka, a ja z wdzięczności wyjdę z nim? Kretyn.

— Widzę, że nie owijasz w bawełnę?

— Lubię jasne sytuację.

— Więc, bardzo jasno mówię, że nie — odpowiedziałam. Szeroki uśmiech Daniela zgasł. Naprawdę był pewien, że dam się namówić na to wyjście. Facetom wydaje się, że są panami sytuacji. Podchodzą do kobiety zagadają, i już jest jego? Może przy tym barze siedziały takie, które by się zgodziły, ale nie ja.

— Żałuj — powiedział spokojnie, po czym wstał i odszedł zabierając ze sobą drinka, którego mi przed chwilą postawił. Przysiadł się do jakiejś długonogiej blondynki i postawił go przed nią. Nie ta to inna. Grunt, że się facet nie poddawał. Zapewne w końcu mu się uda. Obróciłam się, by widzieć parkiet. Przyglądałam się tańczącym ludziom. Parom wijącym się ciało przy ciele. Zastanawiałam się, jak wiele z nich poznało się tu dziś przy barze, i jak wiele z nich spędzi dziś ze sobą upojną noc. Ogarnęło mnie dziwne poczucie samotności. Siedziałam w lokalu pełnym ludzi, ale byłam sama. Na własne życzenie.— Hej ziemia drży

Teoretycznie byłam umówiona na randkę. Kiedy Adrian tylko wyszedł, naszły mnie wątpliwości. W sumie nie miałam się czym martwić, bo to ja miałam jego numer i byłam panią sytuacji. Miałam cały tydzień, na przemyślenie tej sprawy. Wróciłam do stołu i sięgnęłam po swój telefon. Mnóstwo wiadomości od Patrycji, która wstała przed pierwszą i chciała wiedzieć jak się czuje. Pospiesznie wystukałam jej wiadomość, w której opisałam w telegraficznym skrócie, co się stało. Pominęłam oczywiście postać Adriana, bo o tym chciałam jej już powiedzieć osobiście. Wiedziałam, że w jej opinii, powinnam była już dziś skorzystać z okazji i uwieść tego młodzieniaszka. To naprawdę nie było w moim stylu. W kwestii uwodzenia, nie byłam specjalistką. Mało tego, byłam w tym chyba beznadziejna. Zwykle kiedy szłyśmy gdzieś posiedzieć i jakiś facet zaczynał ze mną flirtować, natychmiast wpadałam w panikę. Spanikowana gadałam jakieś bzdury. Raz, opowiedziałam o wrastającym paznokciu mojego syna i tych wszystkich wizytach u specjalistów. Taki temat, był dobry na spotkania z innymi zatroskanymi mamuśkami, a nie jako wstęp do romansu. Przy mężczyznach zjadały mnie nerwy. Dziś nie byłam zdenerwowana. Adrian, zdawał się być taki swobodny i przyjacielski. A kiedy się tak uśmiechał, to czułam jak się rozpływam. Kurka wodna, on mi się naprawdę podobał. Sięgnęłam po telefon i sprawdziłam czy naprawdę się wpisał. Zobaczyłam w kontaktach jego imię. Niby czemu miałam czekać do weekendu. Mogłam do niego napisać. Tylko co miałam mu napisać? Że ledwie wyszedł, a ja już o nim rozmyślam. Odłożyłam z powrotem telefon. Westchnęłam ciężko. Upiłam ostatni łyk herbaty, a potem znowu sięgnęłam po telefon i wystukałam krótką wiadomość „Teraz też masz mój numer. Andzia”. Wysłałam. Poczułam się jak za czasów gimnazjum, kiedy niecierpliwie wyczekiwałam odpowiedzi od jakiegoś chłopaka. Ten dreszcz niepokoju. Odpisze? Jak szybko odpisze? Telefon zapiszczał i otworzyłam wiadomość” Miałem twój numer. Spisałem z telefonu, w razie gdybyś jednak się nie odezwała „Co za podstępna bestia z niego. Powinnam być zła, że grzebał w moim telefonie, ale jednak wydawało mi się to słodkie. Uparty był. W jakiś sposób mi się to podobało, sprawiało, że poczułam się adorowana. Fajne uczucie. Westchnęłam głośno. W co ja się pakowałam? Nie miałam czasu nad tym myśleć, bo zjawili się chłopcy. Zapukali, a kiedy im otworzyłam, wpadli jak szaleni do mieszkania.

— Szybko.

— Bo byliśmy już w mieście, jak zadzwoniłaś — poinformował Mikołaj.

— Ale piękna — ucieszył się Szczepan, podbiegając do drzewka. Na końcu, do mojego mieszkania wkroczył Michał. Tak, mój były mąż nie chodził, on kroczył dumnie i pewnie, z wysoko uniesioną głową. To mi się zawsze szalenie w nim podobało. Niestety, nadal robiło to na mnie wrażenie. Po za tym, Michał był przystojny. Wysoki, postawny, z perfekcyjnie ułożonymi włosami, które mimo iż już pokryte delikatną siwizną, prezentowały się znakomicie. Zawsze elegancko ubrany, jak na kierownika firmy przystało. Dziś miał na sobie bardziej swobodny strój, bo popielate spodnie i czarny sweter.

— Cześć — powiedział i położył plecaki chłopców na kanapie. — Widzę, że nic ci nie jest.

— Tylko groźnie to wyglądało — odpowiedziałam. Chłopcy byli już zajęci pudłem z ozdobami choinkowymi, wiec kompletnie mieli gdzieś, o czym rozmawiamy.

— Miałaś gościa — powiedział, wskazując na dwa kubki herbaty stojące nadal na stole.

— Uderzyłam w głowę. Facet z targu zawiózł mnie do szpitala, a potem przyprowadził mój samochód.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: