Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Angel Wings - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
24 listopada 2023
Ebook
27,99 zł
Audiobook
39,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Angel Wings - ebook

Eryk jest bystry i inteligentny. Pochodzi z zamożnej rodziny. Popołudniami gra i śpiewa w rockowym, znanym z coverów, zespole Wings. Kaja to jedna z najlepszych uczennic w szkole. Skryta i nieśmiała. Opiekuje się nią starsza siostra, Zuza. Obie wychowały się w domu dziecka. Dyrektor liceum proponuje Wingsom występ w Gwiazdkowym Przeglądzie Muzycznych Talentów, ale warunkiem jest zagranie własnej kompozycji. Eryk w poszukiwaniu inspiracji do stworzenia tekstu piosenki sięga po
poezję. Przez przypadek trafia na blog Angel Wings, którego nazwa od razu do niego przemawia. Zaczyna czytać teksty, wiersze i choć trudno mu się do tego przyznać, jest zauroczony tajemniczą autorką bloga. W końcu decyduje się napisać do niej wiadomość…

Chłopak który ma wszystko, i dziewczyna, która o wszystko musi zawalczyć sama. Czy mimo że pochodzą z różnych światów, mają szansę na miłość?

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: brak
ISBN: 978-83-8299-545-9
Rozmiar pliku: 3,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Deszcz bębni o duże okna, po­mię­dzy ka­mie­ni­cami hula silny wiatr, jest ciemno, je­dy­nie świa­tło la­tarń kła­dzie się na mo­krym, błysz­czą­cym bruku. Przez wro­cław­ski Ry­nek prze­bie­gają lu­dzie schro­nieni pod pa­ra­so­lami. Za­ta­piam się w mięk­kie po­duszki i wdy­cham aro­mat her­baty z im­bi­rem. Upi­jam łyk, roz­cho­dzi się we mnie cie­pło słod­kiego na­poju i ani my­ślę ru­szać się stąd przez naj­bliż­sze go­dziny. Już mam brać do ręki kom­pu­ter, lecz mój wzrok przy­cią­gają dwie po­sta­cie sza­mo­czące się tuż przy drzwiach ka­wiarni. Nie sły­szę ich, ale są tak bli­sko, że z ru­chu ich warg od­czy­tuję pa­da­jące z ust prze­kleń­stwa. Po bliż­szym przyj­rze­niu się oce­niam, że są to ko­bieta i męż­czy­zna. On wy­gląda na sil­nego, mimo upo­je­nia, ona na po­zba­wioną mocy. Są co­raz bli­żej okna, do któ­rego je­stem pra­wie przy­kle­jona, więc od­ru­chowo od­su­wam się i wstaję, nie prze­staję ich jed­nak ob­ser­wo­wać. Męż­czy­zna jest co­raz bar­dziej agre­sywny.

Dys­kret­nie daję znać sio­strze, by do mnie po­de­szła. Kiwa głową, za­nosi tacę z kawą i cia­stem do sto­lika, uśmie­cha się do klien­tów, a póź­niej ru­sza w moim kie­runku. Nie mó­wię nic, tylko wska­zuję jej, co się dzieje. Zuza przy­gląda się szar­pa­ni­nie przez przy­mru­żone oczy, po czym przy­sła­nia twarz dłońmi.

– Nie ru­szaj się stąd, za­raz wra­cam. – Nie ba­cząc na po­godę, otwiera drzwi i wy­biega.

Chyba osza­lała, je­śli my­śli, że ją z tym zo­sta­wię. Na­ci­skam klamkę i wy­cho­dzę na ze­wnątrz. Od razu ata­kują mnie zimne kro­ple, a wiatr oplata mi szyję. Mimo wszystko czuję na so­bie i wo­kół sie­bie go­rąco. Zuza jest o wiele bli­żej kłó­cą­cej się pary, ale nic nie mówi. W końcu z jej gar­dła wy­do­bywa się prze­raź­liwy krzyk, a ja za­mie­ram. Ni­gdy nie sły­sza­łam, żeby po­wie­działa choć słowo tak gło­śno.

– Do­rota!!! – Wi­dać, że używa do tego wszyst­kich sił, bo po chwili trudno zła­pać jej swo­bodny od­dech.

Męż­czy­zna mo­men­tal­nie wy­pusz­cza ko­bietę z sil­nego uści­sku i ucieka, a ona wpa­truje się w nas ślepo, za­ta­cza się i upada. Moja sio­stra po­maga jej wstać, a ja otwie­ram drzwi. Znają się? Ja­kim cu­dem Zuza wie, jak ta ko­bieta ma na imię? Z mo­krych wło­sów Do­roty na pod­łogę spły­wają strugi desz­czu. Jej wzrok po­zba­wiony jest kon­taktu z rze­czy­wi­sto­ścią, twarz szara. Ta twarz! Wy­gląda ja­koś zna­jomo.

– Do­ris, co ty wy­pra­wiasz? – mówi ła­god­nie, ale sta­now­czo Zuza. – Po­daj mi te­le­fon – zwraca się do mnie i wy­ciąga dłoń w moim kie­runku. Bie­gnę na za­ple­cze, prze­trze­puję jej to­rebkę i pę­dem wra­cam do niej.

Do­ris wpa­truje się we mnie uważ­nie, jakby i ona mnie roz­po­zna­wała. Nie mogę utrzy­my­wać z nią kon­taktu wzro­ko­wego. Prze­raża mnie jej wy­gląd, od­rzu­cają po­szar­pane ubra­nia i odór al­ko­holu.

– Ola bę­dzie za chwilę, za­stąpi mnie. – Zuza jest prze­jęta, wi­dzę, jak drży jej dłoń, kiedy chowa te­le­fon do kie­szeni spodni. – Przy­nieś mocną kawę i cro­is­santa.

Ro­bię wszystko, o co mnie prosi. Czuję się jak na­krę­cona. Ko­bieta do­słow­nie po­chła­nia je­dze­nie i wlewa w sie­bie całą za­war­tość fi­li­żanki. Do­ris. Do­ris? Kiedy do­ciera do mnie, kim jest ta od­py­cha­jąca po­stać, zu­peł­nie nie po­tra­fię po­łą­czyć jej wi­ze­runku z ob­ra­zem, który mam w pa­mięci. Gdy przy­cho­dzi druga pra­cow­nica ka­wiarni, moja sio­stra prosi ją je­dy­nie, by o nic nie py­tała.

– Zuza, to jest ta Do­rota? Ta, z którą...? – mó­wię dys­kret­nie, ale ona kła­dzie pa­lec na usta.

Całą drogę do domu mil­czymy. Do­ris co ja­kiś czas ły­pie na mnie krzy­wym spoj­rze­niem, lecz udaję, że tego nie za­uwa­żam. W miesz­ka­niu Zuza prosi ją od razu, by się wy­ką­pała, daje jej ręcz­nik i swoje ubra­nia.

Ko­bieta znika za drzwiami ła­zienki, po chwili do­biega mnie szum, co zna­czy, że od­krę­ciła wodę.

– Zuza. – Do­piero te­raz czuję, że za­czy­nam drżeć, jak­bym wcze­śniej była za­mro­żona, jak­bym nie mo­gła wy­ra­zić swo­ich emo­cji.

Sio­stra siada obok mnie i mocno mnie przy­tula.

– Nie wszyst­kim udało się tak jak nam – szep­cze i od­wraca się, jakby w oba­wie, że Do­rota ją usły­szy.

– Nic się nam nie udało, to twoja za­sługa – pre­cy­zuję.

Zuza ma­cha ręką i ucina te­mat.

– Chcesz, żeby tu spała? Bo ja na samą myśl o tym mam dresz­cze.

– Ona po­trze­buje po­mocy, prze­cież nie jest dla nas obcą osobą.

– Dla mnie jest. A to­bie była bli­ska dawna Do­ris, która oba­wiam się, już nie ist­nieje. Bła­gam, po­wiedz, że nic nas z nią nie łą­czy. Po­wiedz to!

Zuza za­sła­nia usta. Wstaje i za­czyna ner­wowo cho­dzić po po­koju.

– Nie łą­czy, to prze­szłość. Cho­lera, ta de­cy­zja to był im­puls. Zo­ba­czy­łam ją i nie po­tra­fi­łam ina­czej. – Pa­trzy w kie­runku ła­zienki.

Kiedy Do­ris przy­cho­dzi do nas w czy­stych ubra­niach i z wło­sami mo­krymi po ką­pieli, a nie w brud­nych i prze­mo­czo­nych desz­czem, o wiele bar­dziej przy­po­mina dziew­czynę, którą za­pa­mię­ta­łam.

– Siema, młoda. – Po­kle­puje mnie po ko­la­nie. – Czas działa na twoją ko­rzyść, cał­kiem ładna z cie­bie pan­nica. – Za­czyna się śmiać z wła­snych słów. Szkoda, że nie mogę tego sa­mego po­wie­dzieć o niej. Do­ris pod­cho­dzi do re­gału z książ­kami. – No, no, kto tu jest ta­kim mo­lem książ­ko­wym? Pew­nie ty! – Wska­zuje na mnie. – Jezu Chry­ste, same ro­manse! Już po ty­tu­łach wi­dzę! Masz chło­paka? – Pusz­cza do mnie oko. – Nie czy­taj tych bzde­tów, wi­dzia­łaś dziś na wła­sne oczy, co zna­czy mi­łość! Mój Zby­nio pięć lat temu ku­pił kłódkę, wy­gra­we­ro­wał na niej na­sze ini­cjały, za­brał mnie na Ostrów Tum­ski. Przy­pię­li­śmy ją do słyn­nego mo­stu. – Przy­myka oczy i kręci głową, jakby nie wie­rzyła we wła­sne słowa. – Most Za­ko­cha­nych... chyba tak się o nim mówi. A klu­czyk wrzu­ci­li­śmy do rzeki. Dzięki temu mie­li­śmy żyć długo i szczę­śli­wie. – Śmieje się gło­śno, uka­zu­jąc znisz­czone zęby. – Je­steś zbyt na­iwna, wi­dzę to w two­ich oczach!

Już mam jej coś od­py­sko­wać, ale Zuza wkra­cza do ak­cji:

– Zro­bię ko­la­cję. Chodź, Do­ris, po­mo­żesz mi.

– Skąd ma­cie ta­kie miesz­kanko? – pyta moją sio­strę, idąc za nią do kuchni.

– Pra­cuję – od­po­wiada jej krótko i do­bit­nie Zuza. – Od wielu lat.ERYK

Ga­bi­net dy­rek­torki to nie jest naj­lep­sze miej­sce na spę­dze­nie dłu­giej prze­rwy. W po­miesz­cze­niu unosi się za­pach drew­nia­nych me­bli i skó­rza­nej ka­napy sto­ją­cej pod ścianą. Jest duszno, mam wra­że­nie, że po­wie­trze, które w so­bie ku­mu­luję, za chwilę roz­sa­dzi mnie od środka. Naj­chęt­niej otwo­rzył­bym okno i wpu­ścił­bym tu tro­chę świe­żo­ści.

– Eryku, za­pewne wiesz, dla­czego cię we­zwa­łam. – Ko­bieta ściąga oku­lary i przy­gląda mi się uważ­nie.

– Nie – od­po­wia­dam pew­nie.

Dyrka gło­śno wzdy­cha. Składa ręce ni­czym do mo­dli­twy i wpa­truje się we mnie, jakby chciała od­czy­tać prawdę z mo­ich oczu.

– Spóź­nie­nia, opusz­cza­nie pierw­szych lek­cji. – Zerka w mo­ni­tor. – Zda­rza ci się to co­raz czę­ściej. Nasz an­gli­sta, pro­fe­sor Beck, wi­dział, jak o ósmej pięt­na­ście naj­spo­koj­niej w świe­cie sie­dzisz na ko­ry­ta­rzu, przy sto­liku, z dłu­go­pi­sem w ręku i coś no­tu­jesz, w cza­sie gdy po­wi­nie­neś już być na lek­cji. Dla­czego? – Jej wzrok jest pe­łen... zro­zu­mie­nia? Nie wiem, jak to na­zwać, ale pewne jest jedno: dyrka nie ema­nuje zło­ścią. Nie jest wku­rzona.

– Tak, by­łem wtedy spóź­niony. – Czuję, że nie obę­dzie się bez mo­jego spro­sto­wa­nia. – Aku­rat w gło­wie po­ja­wiła mi się me­lo­dia, chcia­łem za­pi­sać cho­ciaż wska­zówki, żeby póź­niej do niej po­wró­cić. Mi­nutę po by­łem już w kla­sie.

– Eryku... to o szes­na­ście mi­nut za późno. – Gło­śno wzdy­cha. – Za­nim we­zwa­łam cię na roz­mowę, prze­ana­li­zo­wa­łam dzien­nik.

Rze­czy­wi­ście, nie prze­my­śla­łem tego, pew­nie po­wi­nie­nem pę­dzić na za­ję­cia. Po pro­stu to był mo­ment, jedna chwila, brzmie­nie w gło­wie, które mo­głoby już ni­gdy nie wró­cić.

– Wiesz, co naj­bar­dziej za­sko­czyło pro­fe­sora Becka?

– Nie mam po­ję­cia. – Roz­kła­dam ręce i ro­bię skru­szoną minę.

– Na­wet po­wieka ci nie drgnęła. Spoj­rza­łeś na na­uczy­ciela i tak po pro­stu po­wie­dzia­łeś „dzień do­bry”.

– Tak się robi, kiedy spo­tyka się na­uczy­ciela albo ko­goś zna­jo­mego.

Dy­rek­torka składa usta w dzió­bek i gło­śno wy­pusz­cza po­wie­trze. Po­woli traci cier­pli­wość.

– Za­sta­na­wiam się nad po­wia­do­mie­niem two­ich ro­dzi­ców.

Tym mnie roz­ba­wia.

– Je­śli tylko znajdą czas, może za ja­kiś mie­siąc, wpadną na chwilę. – Od­wra­cam wzrok w kie­runku okna. Czuję, jak za­czy­nają mi drgać mię­śnie żu­chwy. Wolę, żeby dy­rek­torka tego nie za­uwa­żyła. Jest zbyt prze­ni­kliwa i mą­dra.

– Mam dla cie­bie pro­po­zy­cję. – Nie spo­glą­dam na nią, ale w jej gło­sie sły­szę cie­plej­szą nutę. – Wiem, że grasz w ze­spole z kil­koma chło­pa­kami ze szkoły. Wiem też, jak duże zna­cze­nie ma dla cie­bie mu­zyka.

O nie! Za­ka­zać mi nie może. To mój ze­spół, moje skrzy­dła! Moje speł­nie­nie i moja je­dyna, naj­lep­sza droga! Czuję, że szczęka drży mi co­raz bar­dziej. Zer­kam na ko­bietę, jej spoj­rze­nie po­zo­staje nie­wzru­sze­nie spo­kojne.

– Sły­sza­łeś o Gwiazd­ko­wym Prze­glą­dzie Mu­zycz­nych Ta­len­tów Ra­dia Wro­cław?

– Chyba każdy mu­zyk z Dol­nego Ślą­ska sły­szał. – Za­my­ślam się i już wi­dzę tę scenę, tłum na wi­downi.

– To ważne mu­zyczne wy­da­rze­nie. Chcia­ła­bym, abyś wy­stą­pił ze swoim ze­spo­łem. Na­zy­wa­cie się Wings, tak?

– Nie ro­zu­miem... – Wal­czą we mnie dwie siły. Jedna wy­wo­łuje uśmiech, druga każe mi szu­kać pod­stępu i ha­czyka.

Od­kąd to w sza­no­wa­nym li­ceum za prze­wi­nie­nia wrę­cza się na­grody?

– Jest jed­nak wa­ru­nek.

No tak, tak, pew­nie wy­sprzą­ta­nie wszyst­kich klas lub inne czyny spo­łeczne za spóź­nie­nia.

– Mu­si­cie mieć wła­sną pio­senkę.

– Tylko tyle? – Wle­piam w nią zdu­mione spoj­rze­nie i po raz pierw­szy pod­czas tej roz­mowy czuję, że na­prawdę po­ru­szają mnie słowa dy­rek­torki.

– A na­pi­sa­nie pio­senki to taka pro­sta sprawa? – Przy­gląda mi się ba­daw­czo.

– Ale nie musi być... gwiazd­kowa? – Uj­muję wy­raz pal­cami w cu­dzy­słów.

– Nie.

– Pani we­zwała mnie, żeby po­roz­ma­wiać o...

– Do po­nie­działku daj znać, czy was zgło­sić. – Na­kłada oku­lary i przy­ciąga wzro­kiem moje spoj­rze­nie. – I co naj­waż­niej­sze, ko­niec ze spóź­nie­niami.

* * *

Wy­cho­dzę z ga­bi­netu i sły­szę gło­śny, prze­szy­wa­jący dzwo­nek tuż nad głową. Za­rzu­cam ple­cak na ra­mię i wbi­jam się w tłum. W gło­wie wciąż mam jej słowa: gwiazd­kowy prze­gląd, wła­sna pio­senka, ko­niec ze spóź­nie­niami. Wbie­gam na schody, przy­bi­jam piątkę kum­plowi i lecę da­lej, choć nie tego stanu spo­dzie­wa­łem się po wi­zy­cie w ga­bi­ne­cie Mał­go­rzaty Le­śniań­skiej.

Do­sko­nale pa­mię­tam ten mo­ment, wła­śnie mi­jam sto­lik, przy któ­rym za­pi­sy­wa­łem brzmiącą mi w gło­wie me­lo­dię. W cza­sie lek­cji pa­no­wała tu ide­alna ci­sza... taka, jaką lu­bię naj­bar­dziej. Taka, w któ­rej naj­le­piej mi się my­śli.

Dla­czego dyrka jesz­cze nie we­zwała ro­dzi­ców? Dla­czego mimo spóź­nień chce mnie wy­słać na prze­gląd? Czyżby moje wy­niki w na­uce były wy­star­cza­jąco do­bre? Pewny je­stem tylko jed­nego: po raz pierw­szy, od­kąd je­stem w tej szkole, wręcz frunę do pra­cowni che­micz­nej znaj­du­ją­cej się na trze­cim pię­trze.

Do­pa­dam do drzwi jako je­den z ostat­nich, ką­tem oka za­uwa­żam Maksa wcho­dzą­cego do sali na­prze­ciwko.

– Maks!

Chło­pak roz­gląda się zdez­o­rien­to­wany. W końcu mnie za­uważa.

– Nie te­raz, za­raz mam spraw­dzian z ca­łego pół­ro­cza. – Wy­gląda na me­ga­zmę­czo­nego.

– Dzi­siaj na pró­bie! Pad­nie­cie, jak wam po­wiem! – Zzia­jany strze­lam do niego uśmie­chem i za­my­kam za sobą drzwi.

* * *

KAJA

Po raz pierw­szy od spo­tka­nia z Do­ris de­cy­duję się usiąść w swoim ulu­bio­nym miej­scu, po kilku ty­go­dniach prze­rwy. Wraz z jej wi­zytą ożyły wspo­mnie­nia. Ni­gdy nie chcia­łam wra­cać w te re­jony, w które za­pę­dziło mnie jedno, krót­kie spo­tka­nie. Prze­cze­ka­łam je­sień, ale nie mogę prze­pu­ścić wi­doku na jar­mark bo­żo­na­ro­dze­niowy.

Po­woli sia­dam na mięk­kiej po­duszce, jak­bym spraw­dzała, czy jest czy­sta. Czy przy­pad­kiem nie po­zo­stał na niej ża­den ślad po tam­tym dniu. Upew­niam się, że wszystko jest tak, jak było, i tak, jak lu­bię. Wy­godne opar­cie, ku­bek z cie­płą her­batą na sto­liku, otwarty lap­top, zwi­sa­jące z su­fitu po­zła­cane pa­pie­rowe gwiazdy, które po­ru­szają się i mie­nią pod wpły­wem cie­pła, Zuza krzą­ta­jąca się za ba­rem i, co naj­waż­niej­sze, wi­dok za oknem. Uwiel­biam ob­ser­wo­wać prze­chod­niów. Nie­któ­rzy gnają po nie­rów­nym bruku, jakby byli spóź­nieni na ważne spo­tka­nie, inni po­dzi­wiają ka­mie­nice oka­la­jące wro­cław­ski Ry­nek. Są wśród nich ra­do­śni, z bły­skiem i na­dzieją w oczach, oraz za­my­śleni lub po­grą­żeni w smutku. Są dzieci ucie­ka­jące ro­dzi­com oraz te po­słuszne. Są męż­czyźni i ko­biety, chłopcy i dziew­czyny, któ­rzy cho­dzą w po­je­dynkę, grup­kami albo... w pa­rach. Ci ostatni są dla mnie naj­bar­dziej za­gad­kowi.

Dys­kret­nie ob­ser­wuję chło­paka, który prze­pusz­cza w drzwiach dziew­czynę, uśmie­cha się do niej. Ona roz­gląda się i wy­biera sto­lik. Sia­dają koło mnie. Chło­pak po­maga jej zdjąć płaszcz.

– Twoja ulu­biona kawa? – pyta, a ona po­ta­kuje.

– I cia­sto, wi­dzę, że jest. – Ca­łuje go w po­li­czek.

Chło­pak pod­cho­dzi do Zuzy, ale co ja­kiś czas zerka na dziew­czynę. Pa­trzy na nią tak, jakby była je­dyną osobą w tej ka­wiarni. Lo­kal jest mały, lecz wy­daje mi się, że to nie ma zna­cze­nia. Na­wet w tłu­mie on wi­działby tylko jedną osobę.

Cie­kawe, jak długo się znają i czy to uczu­cie, które te­raz ich uskrzy­dla, kie­dyś prze­mi­nie. Od razu przy­po­mina mi się Do­ris, jej fa­cet i ich pa­skudna hi­sto­ria. Z tego, co mó­wiła, na­wet oni wrzu­cili klu­czyk do Odry, a kłódkę za­wie­sili na mo­ście.

Mi­łość. Znam ją je­dy­nie z ksią­żek, fil­mów i pio­se­nek. Znam na tyle, na ile zdo­łano mi o niej opo­wie­dzieć. Jest jak ta­jem­nica owiana ko­lo­ro­wym dy­mem, strze­żona przez tych, któ­rzy jej do­świad­czyli.

Kładę na ko­la­nach lap­topa i sły­szę nad sobą zna­jomy głos:

– Lek­cje od­ro­bione? – Zuza wpa­truje się we mnie z za­ło­żo­nymi rę­kami.

– Wszyst­kie.

– Mo­żesz już iść do domu.

– Za­cze­kam na cie­bie. – Włą­czam kom­pu­ter.

– Jest pią­tek, do tego za­czął się jar­mark. Bę­dzie dziś spory ruch, a ja nie chcę, że­byś się nu­dziła – mówi z ża­lem.

– Mam za­miar na­pi­sać opo­wia­da­nie... w ta­kiej au­rze. – Wska­zuję wi­dok za oknem.

– Niech zgadnę. – Za­baw­nie marsz­czy brwi. – Wła­śnie zo­sta­łaś świad­kiem ko­lej­nej sza­le­nie in­spi­ru­ją­cej sy­tu­acji?

– Nie mu­sisz być taka iro­niczna.

– Mar­twię się o cie­bie i o to twoje... zbie­ra­nie hi­sto­rii.

– Nie mu­sisz. Mam pra­wie sie­dem­na­ście lat, je­stem zdrowa, do­sta­łam sty­pen­dium na­ukowe.

– Wiem, wiem... – Przy­siada obok, jakby chciała mnie po­cie­szyć. – Po pro­stu je­stem je­dy­nym...

– Praw­nym opie­ku­nem. W po­rządku, Zuza. Je­steś naj­lep­szą mamą i ide­al­nym tatą w jed­nym.

– Na­prawdę? – Pa­trzy na mnie nie­pew­nie. – Ucie­kasz w książki, w filmy, w mu­zykę i w to... pi­sa­nie. Ob­ser­wu­jesz świat z da­leka, przez szybę. Zaj­mu­jesz się cu­dzymi hi­sto­riami. – Ści­sza głos, bo do­sko­nale wie, że ob­ser­wo­wa­łam parę przy sto­liku obok. – Choć tak na­prawdę nic o nich nie wiesz.

– A póź­niej na ich pod­sta­wie two­rzę wła­sne. I nie ucie­kam, ja to uwiel­biam. – Po­sy­łam jej ca­łusa. – Mogę ci po­móc, wiesz, że za­wsze chęt­nie przy­go­tuję kawę, prze­trę sto­liki.

– Nie ma mowy. To ja mam ci za­pew­nić opiekę i o cie­bie za­dbać. Twoim za­da­niem jest po pro­stu się uczyć.

Na szczę­ście do ka­wiarni wcho­dzą klienci, więc sio­stra daje mi spo­kój, a ja mogę wró­cić do kon­tem­plo­wa­nia wy­jąt­ko­wego wi­doku. Tylko przez je­den mie­siąc w roku jest tu tak ba­jecz­nie. Za­pada zmierzch, drew­niane chatki roz­bły­skują cie­płym świa­tłem lam­pek. Co­raz wię­cej lu­dzi za­gląda na sto­iska ofe­ru­jące pro­dukty spo­żyw­cze, rze­mieśl­ni­cze, odzie­żowe... wszystko, czego tylko du­sza za­pra­gnie. Spa­ce­rują, piją grzane wino albo go­rącą cze­ko­ladę, za­ja­dają osypki z żu­ra­winą. I choć jest pierw­szy grud­nia, a za­miast śniegu o szybę ude­rzają kro­ple desz­czu, ani tro­chę mi to nie prze­szka­dza. To je­den z mo­ich ulu­bio­nych od­gło­sów, który mnie wy­ci­sza i po­maga mi się sku­pić.

Tuż nade mną Mi­chael Bu­blé cza­ruje swoim gło­sem w pio­sence Win­ter Won­der­land, Zuza uwija się przy ba­rze. Chcia­ła­bym jej po­móc, ale za­wsze upiera się, że nie mogę pra­co­wać, że wzięła na sie­bie od­po­wie­dzial­ność, że sąd ją nad­zo­ruje, że... Sio­stra sta­wia przede mną ta­lerz z szar­lotką, a ja czuję za­pach cy­na­monu.

Uwiel­biam to miej­sce, za to nie lu­bię być sama w domu.

Po la­tach miesz­ka­nia w jed­nym wiel­kim cha­osie, wśród krzy­ków i dra­ma­tów, nie po­tra­fię wy­sie­dzieć w zu­peł­nej ci­szy.

* * *

ERYK

– Ci­szej, bo osza­leję! Nie mów­cie wszy­scy na­raz! – W cia­snej, piw­nicz­nej sali po chwili za­mie­sza­nia za­pada mil­cze­nie. – No! W końcu sły­szę wła­sne my­śli.

– Ty nie bądź jak Bo­ro­wik na bio­lo­gii – par­ska Maks, a reszta chło­pa­ków za­czyna mu wtó­ro­wać.

– Mu­szę wie­dzieć jedno. Albo wam się ten po­mysł po­doba, albo nie. Chcę, żeby to było ja­sne, je­śli wej­dziemy w ten pro­jekt, pio­senka sama się nie na­pi­sze.

– Eryk, cho­dzi­łeś tro­chę do szkoły mu­zycz­nej, to­bie chyba naj­bli­żej do na­pi­sa­nia pio­senki, my je­ste­śmy bandą sa­mo­uków. – Maks się marsz­czy.

– Nie umniej­szaj mi, stary! – od­zywa się Da­wid zza per­ku­sji. – Nie czuję się gor­szy od Eryka, żeby nie było.

– Do­bra, po­wiem wam, że na­pi­sać co­kol­wiek to każdy z nas by pew­nie po­tra­fił. – Chwy­tam się pod boki i mie­rzę wzro­kiem zdez­o­rien­to­wane miny swo­ich kum­pli. – Ale to ważny prze­gląd. Je­śli mamy wy­stą­pić, to z czymś...

– Moc­nym! – Maks za­ci­ska pięść.

– Tak, to na pewno, ale utwór musi być przede wszyst­kim na po­zio­mie.

– Ej! Od­kąd dyrka zło­żyła ci tę pro­po­zy­cję, pa­no­szysz się jakby bar­dziej niż my. – Per­ku­si­sta znów się bu­rzy.

– Hej! Oprzy­tom­niej! Je­ste­śmy Wings! Jedna ekipa, je­den za wszyst­kich! We­zwała mnie sa­mego, bo wie­działa, że naj­pierw mu­simy się po­ro­zu­mieć, pod­jąć de­cy­zję. – Prze­ły­kam ślinę i przy­po­mi­nam so­bie roz­mowę o spóź­nie­niach.

– Ja tam de­cy­zję pod­ją­łem, na prze­gląd chęt­nie pójdę, tylko pio­senki nie na­pi­szę, mó­wię to szcze­rze, dzię­kuję – w końcu za­biera głos Ja­siek, nasz wiecz­nie mil­czący kla­wi­szo­wiec.

Per­ku­si­sta po­stu­kuje w pod­łogę, jakby już pró­bo­wał coś zmaj­stro­wać.

– My­ślę, że to dla nas szansa. Mo­gli­by­śmy się po­ka­zać... może to sprawi, że bę­dziemy grać wię­cej kon­cer­tów... – Maks za­czyna bu­jać w ob­ło­kach.

– Chyba ja­kie­kol­wiek kon­certy, chcia­łeś po­wie­dzieć – za­uważa cel­nie Da­wid.

– Otóż to – wtrą­cam, żeby mię­dzy Mak­sem a Da­wi­dem nie do­szło do nie­po­trzeb­nej wy­miany zdań, która za­wsze koń­czy się wielką dramą. – Chło­paki, w końcu sły­szę głos roz­sądku. I wie­cie co? Ja też tak czuję. Za­leży mi na tym ze­spole. Gramy co­very od dwóch lat, ale mu­szę wam przy­znać, że...

– Masz nas już dość? – pyta Ja­siek nie­śmiało.

– Nie, wcale nie! Po pro­stu... pró­bo­wa­łem już coś pi­sać...

– Stary! To po co mą­cisz? – Maks chwyta się za głowę. – Da­waj ten ka­wa­łek, mów, ja­kie akordy, i le­cimy!

– Akordy to ja wam po­dam, chło­paki, na­wet ja­kąś tam li­nię me­lo­dyczną już sły­szę, tek­stem jed­nak niech się zaj­mie któ­ryś z was, bo wszystko, co przy­cho­dzi mi do głowy, jest po pro­stu słabe.

* * *

Przez ko­lejną go­dzinę pró­bu­jemy się zgrać w no­wym utwo­rze. To jak stą­pa­nie po roz­grza­nych ka­mie­niach. Po tłu­czo­nym szkle! Kiedy zna się utwór, ła­twiej grać, bo sły­szy się go w so­bie i je­dy­nie od­twa­rza, ale te­raz każdy z chło­pa­ków jest nie­pewny. Biorę bas od Maksa i po­ka­zuję mu, na czym do­kład­nie mi za­leży. Póź­niej pod­cho­dzę do per­ku­si­sty. Jemu naj­go­rzej prze­ka­zy­wać in­for­ma­cje, ale mimo wszystko pró­buję to zro­bić tak, aby nie czuł się po­uczany.

– Może ja­kaś prze­rwa? – wy­rywa się zza ga­rów Da­wid.

– Może nie dziś. Po pro­stu dajmy z sie­bie wszystko, zróbmy ten ka­wa­łek naj­le­piej, jak po­tra­fimy, i albo opi­jamy to pi­wem i w to wcho­dzimy, albo...

– W to nie wcho­dzimy, ale i tak opi­jamy. – Przy­kla­skuje Maks.

* * *

Sam nie wiem, czy to, na co się po­ry­wamy, nie przy­spo­rzy nam je­dy­nie pro­ble­mów. Czy się nie ośmie­szymy? Wy­stęp pod­czas Gwiazd­ko­wego Prze­glądu Mu­zycz­nych Ta­len­tów na sce­nie Ra­dia Wro­cław to po­ważna sprawa. Utwór, który wy­gra, bę­dzie emi­to­wany przez roz­gło­śnię. Na samą myśl o tym prze­cho­dzą mnie dresz­cze. I są to bar­dzo przy­jemne dresz­cze, bo chyba każdy ga­ra­żowy czy piw­niczny mu­zyk ma­rzy o tym, by usły­szeć się na fa­lach od­bior­ni­ków.

Nie wiem, jak dyrka to zro­biła i dla­czego, ale spra­wiła, że po­czu­łem się do­ce­niony. Że po dwóch la­tach tłu­cze­nia co pią­tek do­brych roc­ko­wych ka­wał­ków coś może się w na­szym ży­ciu ru­szyć. Może się zmie­nić!

– Pro­szę, dla na­szego li­dera Eryka po­my­sło­wego... – Da­wid sta­wia przede mną ku­fel wy­peł­niony zło­ci­stym na­po­jem. – Tylko się nie upij ze szczę­ścia.

– Daj spo­kój, Da­wid, ka­wa­łek wy­cho­dzi na­prawdę do­brze, do­pra­cu­jemy go. – Do­siada się do nas Maks.

– Wła­ści­wie do świę­to­wa­nia to nam da­leko. – Uno­szę ku­fel i stu­kamy się ostroż­nie, żeby nie uro­nić ani kro­pli. Biorę do ust łyk gorz­kiego, chłod­nego na­poju. Bą­belki wi­rują mi w ustach.

– Daj nam chwilę. Wy­pi­jemy po jed­nym i zo­ba­czysz, że tekst się sam na­pi­sze. – Da­wid po­ciąga dwa spore hau­sty.

– Mie­siąc do osiem­nastki, da­cie wiarę? – Maks się za­my­śla.

– Nie, nie damy! – Da­wid wy­wraca oczami. – Może gło­śniej chwal się datą uro­dze­nia – sy­czy przez za­ci­śnięte zęby.

– Zo­ba­czysz! Pierw­szy skoń­czę osiem­nastkę i...

– Do­bra, chce­cie się w to ba­wić? Pro­szę bar­dzo. – Znów trzeba coś wy­my­ślić, żeby nie do­pu­ścić do roz­lewu krwi i... piwa! Ja­siek w ostat­niej chwili chwyta ku­fel, który Maks trąca łok­ciem.

Wy­cią­gam z ple­caka kartkę i dłu­go­pis. Kładę je na środku stołu. Za­pada ci­sza.

Przez ko­lejne pięć mi­nut po pro­stu wpa­tru­jemy się w biały ka­wa­łek pa­pieru. Wo­kół pa­nuje co­raz więk­szy har­mi­der, dla mnie są to nie­moż­liwe wa­runki do pracy, nie­za­leż­nie od tego, ile piwa wy­piję.

– Oj tam! – Maks przy­suwa do sie­bie kartkę i chwyta dłu­go­pis. Ob­raca nim, kre­śli kilka szlacz­ków i od­daje kartkę mnie. – Masz. To ty bę­dziesz śpie­wał, więc naj­le­piej wiesz o czym.

– Chciał­bym, żeby to było ta­kie pro­ste. – Na­wet nie za­mie­rzam te­raz się nad tym za­sta­na­wiać.

– Jaaa, ale z was mię­czaki. – Da­wid na­chyla się nad sto­łem i przej­muje kartkę. – O czym? No o czym ma być? Je­śli chcemy przy­cią­gnąć czarne cha­rak­tery tań­czące pogo pod sceną, to o ja­kiejś dra­mie, nie­na­wi­ści... a je­śli panny mają się do nas szcze­rzyć, to nie ma wyj­ścia, mi­łość, chło­paki, i tyle.

– Chyba le­piej, że­byś nie snuł wię­cej prze­my­śleń. – Maks od razu go sztor­cuje.

– Cho­lera, Da­wid ma ra­cję – przy­znaję.

– Ej, ale ty masz Dianę – wy­pala Ja­siek, który zwy­kle za­biera głos tylko wtedy, kiedy jest do tego we­zwany.

– To bez zna­cze­nia, bo kon­cert ma być gwiazd­kowy, i na bank przyj­dzie dużo dziew­czyn. Chło­paki, mu­simy się prze­móc... na­pi­sać coś o...

– O za­ko­cha­niu? – Maks par­ska.

– No weź, to nie jest gor­szy ro­dzaj pio­se­nek. Chyba każdy to prze­żył i wie, jak to jest.

Pa­trzę po chło­pa­kach. Ich miny wska­zują obo­jęt­ność.

– Kiedy cię wi­dzę, moje serce... – za­czyna Da­wid.

– No­tuj, od razu no­tuj! – po­pę­dza mnie Maks.

– Jest go­rące jak... – Da­wid przy­myka oczy i przy­gryza wargę.

– Jak kur­czak w pa­nierce – rzuca Maks i wszy­scy wy­bu­chamy śmie­chem.

– Je­śli z KFC, to przy­naj­mniej się nie po­pa­rzymy. – Da­wid się otrząsa, jakby chciał z sie­bie zrzu­cić od­po­wie­dzial­ność. – Mnie nie wy­szło, ale pro­szę... mo­że­cie pró­bo­wać.

W po­nie­dzia­łek mam dać od­po­wiedź. Oba­wiam się, że od­mó­wię, a tak bar­dzo chciał­bym wy­stą­pić... dla nas, dla Diany, żeby była ze mnie dumna. Dla dy­rek­torki, z po­dzię­ko­wa­niem za szansę. Dla ro­dzi­ców, gdyby tylko chcieli przyjść.

* * *

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: