Angielska żona - ebook
Angielska żona - ebook
Grecki milioner Apollo Metraxis dowiaduje się z testamentu ojca, że jeśli chce odziedziczyć rodzinny dom i firmę, musi się ożenić i mieć dziecko. To dla niego jak wyrok, ponieważ nie planował zakładania rodziny. Kilka nieudanych małżeństw ojca zabiło w nim wiarę w miłość. Wyjściem z sytuacji może być jednak fikcyjne małżeństwo. Idealną do tego kandydatką wydaje mu się podsunięta przez przyjaciół Angielka Pixie Robinson, która podobno go nie znosi. Na pewno więc się w nim nie zakocha…
Druga część miniserii.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-4062-8 |
Rozmiar pliku: | 814 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Z tarasu dochodziły męskie głosy. Holly niespokojnie krążyła w pobliżu, czekając na chwilę, gdy będzie mogła włączyć się do rozmowy. Nie było to łatwe, bo wiedziała, że nie jest szczególnie mile widziana w towarzystwie Apolla. Była jednak żoną Vita, który przyjaźnił się z Apollem. Dopiero niedawno przekonała się, jak bliska jest ta przyjaźń i jak często obydwaj rozmawiają ze sobą bez względu na to, gdzie się akurat znajdują. Przyjaźnili się od dziecka, razem chodzili do szkoły z internatem i byli sobie bliscy jak bracia. Apollo od samego początku nieufnie odnosił się do Holly, bo była biedną dziewczyną, która wyszła za bardzo bogatego mężczyznę. Wiedziała o tym i dlatego zaproponowała, że nie pojedzie na pogrzeb ojca Apolla i zostanie w domu, ale Vito nawet nie chciał o tym słyszeć.
Do tej pory pobyt w willi Metraxisów na prywatnej wyspie Nexos nie był przyjemny. Na wielki pogrzeb przybyły wszystkie byłe macochy Apolla wraz z dziećmi. Odczytano testament i Apollo wybiegł z pokoju wściekły, gdy się dowiedział, że musi się ożenić, by odziedziczyć olbrzymie imperium biznesowe, które od kilku lat prowadził w zastępstwie chorego ojca. Vito zdradził żonie tylko ten jeden szczegół i najwyraźniej uważał, że i tak powiedział jej zbyt wiele, ale dla każdego człowieka, który znał Apolla i wiedział o jego niechęci do małżeństwa, było jasne, że testament ojca postawił go w bardzo niewygodnej sytuacji.
– Wybierz sobie którąś ze swoich kobiet i ożeń się z nią – westchnął Vito. W tej chwili zupełnie nie sprawiał wrażenia kochającego męża, jakiego Holly znała na co dzień. – Dio mio, przecież masz z czego wybierać. Ożeń się, pozostań w małżeństwie, dopóki będziesz w stanie to znieść, i…
– I jak się jej potem pozbędę? – jęknął Apollo. – Kobiety trzymają się mnie jak klej. Jak mam uwierzyć, że będzie trzymać gębę zamkniętą? Jeśli rozejdą się pogłoski, że to tylko papierowe małżeństwo, wszystkie moje macochy pójdą do sądu i będą próbowały odebrać mi spadek. Jeśli powiesz jakiejś kobiecie, że jej nie chcesz, ona czuje się obrażona i pragnie się zemścić.
– Dlatego musisz wynająć sobie żonę, tak jakbyś szukał kandydatki do pracy. Musisz znaleźć taką, która nie będzie miała żadnych osobistych motywów. Ale to może być trudne ze względu na twoją reputację.
Holly uznała, że teraz albo nigdy i wyszła na taras.
– Wydaje mi się, że wynajęcie żony to najlepsze wyjście – powiedziała ze zdenerwowaniem.
Nawet w eleganckim ciemnym garniturze Apollo Metraxis wyglądał na drania. Miał czarne włosy sięgające ramion, uderzająco zielone oczy, a spod białego mankietu koszuli wyłaniał się wyrafinowany tatuaż przedstawiający smoka. Był samowolny, gwałtowny i niekonwencjonalny i stanowił zupełne przeciwieństwo konserwatywnego męża Holly.
– Wydaje mi się, że nikt cię nie zapraszał do tej rozmowy – powiedział oschle.
– Co trzy głowy, to nie dwie – odparowała Holly i sztywno usiadła na krześle.
– Tak sądzisz? – Apollo spojrzał na nią szyderczo, Holly jednak nie dała się zbić z tropu.
– Przestań tak dramatyzować…
– Holly – przerwał jej ostro Vito.
– No cóż, Apollo jak zwykle przesadza. Nie każda kobieta będzie się go trzymać jak klej.
– Wymień mi chociaż jedną, która tego nie zrobi – warknął Apollo.
Holly zamrugała i zaczęła intensywnie myśleć. Wszyscy wiedzieli, że Apollo jest przystojnym i ogromnie bogatym mężczyzną i dziewięć na dziesięć kobiet w dowolnym towarzystwie wodziło za nim rozmarzonym wzrokiem.
– Na przykład moja przyjaciółka Pixie – powiedziała po chwili z wyraźną satysfakcją. – Ona cię nie znosi. A skoro tak, to na pewno nie jest jedyna na świecie.
Na pięknie zarysowanych kościach policzkowych Apolla pojawił się lekki rumieniec.
– Pixie raczej nie spełnia kryteriów – wtrącił pośpiesznie Vito, który zauważył przerażenie w oczach przyjaciela. Nie powiedział żonie o wszystkich warunkach testamentu, toteż Holly nie mogła wiedzieć, że ten pomysł zupełnie nie ma sensu.
Pixie, przyjaciółka Holly, była biedną jak mysz kościelna fryzjerką. Apollo wiedział o niej wszystko, bo gdy tylko Holly pojawiła się nie wiadomo skąd z wiadomością, że właśnie urodziła syna Vita, kazał dokładnie sprawdzić obydwie kobiety. Pixie pochodziła z kryminalnego środowiska, a w dodatku wzięła na siebie spłatę długów, które zaciągnął jej brat. Z powodu tych długów został pobity. Pixie niepotrzebnie się w to wtrąciła i wylądowała na wózku z połamanymi nogami.
Czy można się było zatem dziwić, że Apollo od samego początku nieufnie odnosił się do Holly i nie potrafił zrozumieć, dlaczego jego przyjaciel tak chętnie ożenił się z matką swojego dziecka? Spodziewał się, że Pixie będzie próbowała wykorzystać przyjaźń z Holly i poprosić go za pośrednictwem przyjaciółki o finansowe wsparcie. Na szczęście dotychczas tego nie zrobiła. Apollo bardzo się z tego cieszył, bo Holly i tak już go nie lubiła za to, jak się zachowywał na jej ślubie.
Pixie Robinson, myślał Apollo ze zdumieniem, gdy Vito i Holly poszli się przebrać przed kolacją. Doskonale pamiętał tę drobną, podobną do laleczki blondynkę na wózku, która na ślubie Vita przez cały czas rzucała mu mroczne spojrzenia. Holly chyba zwariowała. Oczywiście nie była obiektywna, bo chodziło o jej przyjaciółkę, ale mimo wszystko… Czy naprawdę sądziła, że mógłby się ożenić z Pixie i że mogliby spłodzić razem dziecko? Apollo wzdrygnął się, po czym przypomniał sobie, że Holly nie wiedziała o najbardziej niedorzecznym żądaniu zamieszczonym w testamencie ojca.
Vassilis Metraxis zawsze miał obsesję na punkcie przedłużenia rodu. Żadna z kolejnych sześciu żon nie dała mu następnego dziecka i trzydziestoletni Apollo pozostał jedynakiem. Ojciec nieustannie napominał go, żeby się ożenił, Apollo zaś bez ogródek i szczerze twierdził, że zamierza pozostać bezdzietnym kawalerem. Pomimo intryg i manipulacji sześciu zachłannych macoch i ich chciwych dzieci, które wraz z nimi wchodziły do rodziny, Apollo i jego ojciec pozostawali zawsze we względnie bliskich stosunkach i dlatego warunki testamentu Vassilisa tak nim wstrząsnęły.
Testament stanowił, że Apollo ma prowadzić imperium biznesowe ojca i może się cieszyć wszystkim, co do niego należy, ale gwarancja tego stanu rzeczy obejmowała tylko pięć najbliższych lat. W tym czasie Apollo miał się ożenić i spłodzić dziecko, jeśli chciał zachować spadek. Gdyby nie uczynił jednego albo drugiego, majątek Metraxisów miał zostać podzielony między byłe żony jego ojca i jego przybrane dzieci, choć wszyscy oni zostali już hojnie uposażeni za jego życia.
Apollo nie mógł uwierzyć, że ojciec postanowił w ten sposób szantażować go zza grobu. Napięty jak struna, stał na tarasie i patrzył na wzburzone fale, które rozbijały się o klif. Jego dziadek kupił wyspę Nexos i zbudował tę willę dla rodziny. Od tamtej pory wszyscy członkowie rodziny Metraxisów chowani byli na cmentarzu przy wiejskim kościele. Leżała tam również matka Apolla, która zmarła przy porodzie.
Wyspa była jego domem, jedynym prawdziwym domem, jaki znał, i uświadomił sobie, że nie potrafi znieść myśli o sprzedaży tego domu. Gdyby go sprzedał, nie mógłby już nigdy więcej odwiedzać swoich wspomnień. Za późno uświadomił sobie, jak mocno jest przywiązany do rodzinnego nazwiska i rodzinnej posiadłości. Zawsze wykpiwał instytucję małżeństwa i drwił z pragnienia ojca, by odtworzyć rodzinę. Przysiągł sobie, że nigdy nie będzie miał dzieci, bo sam wiele przecierpiał w dzieciństwie i szczerze wierzył, że żadne dziecko nie powinno przechodzić przez to co on. A jednak jego ojciec powiedział zza grobu: sprawdzam.
Bo gdy nadeszła chwila próby, Apollo nie potrafił znieść myśli, że miałby stracić cały ten świat, który uważał za dany mu raz na zawsze. Wiedział jednak, że czeka go piekielna walka z własnymi skłonnościami i umiłowaniem wolności. Będzie zmuszony żyć z kobietą, chodzić z nią do łóżka i spłodzić dziecko, którego wcale nie chciał.
Co miał z tym wszystkim zrobić? Niestety Vito miał rację: najlepiej będzie wynająć kobietę – taką, która zechce wyjść za niego wyłącznie dla pieniędzy. Ale jak miał zaufać takiej kobiecie, że nie pójdzie do mediów i nie wypaple wszystkiego? Musiałby mieć na nią jakiś haczyk. Jemu samemu nigdy nie przyszłoby to do głowy, ale rzeczywiście potrzebował kogoś takiego jak Pixie Robinson. Mógł wykorzystać długi jej brata, by wywrzeć na nią nacisk. W jej najlepszym interesie byłoby trzymać gębę na kłódkę i dać mu właśnie to, czego potrzebował, by zachować rodzinne dziedzictwo.
Po sześciu macochach i niezliczonych kochankach Apollo wiedział już, że nigdy w życiu nie zaufa kobiecie. Pierwsza macocha wysłała go w wieku czterech lat do szkoły z internatem, druga biła do krwi, trzecia uwiodła, czwarta kazała uśpić jego ukochanego psa, piąta próbowała wmówić jego ojcu dziecko innego mężczyzny. A te wszystkie kobiety, z którymi Apollo sypiał przez całe życie? Piękne, odważne seksualnie, poszukiwaczki fortun, które podczas krótkich romansów z nim próbowały jak najbardziej się wzbogacić. Nie znał żadnych innych kobiet i nie wierzył, by jakiekolwiek inne istniały, chociaż z niechęcią przyznawał, że Holly była inna. Widział, że uwielbia Vita i ich dziecko. A zatem istniała jeszcze jedna kategoria: kobiety, które kochały. Ale takiej nie szukał. Miłość zamknęłaby go w pułapce, ograniczyła, zadusiła regułami. Wzdrygnął się. Życie było za krótkie, by popełnić taki błąd.
Potrzebował jednak żony na krótki okres, takiej, którą mógłby kontrolować i którą byłby w stanie znieść. Znowu pomyślał o Pixie i finansowych problemach jej brata. Musiała być całkiem głupia, skoro zrujnowała sobie życie, biorąc na siebie jego problemy. Dlaczego to zrobiła? Apollo nie miał rodzeństwa i takie poświęcenie nie mieściło mu się w głowie. Ale jak daleko Pixie Robinson gotowa była się posunąć, żeby ocalić skórę brata?
Bawiła go myśl, że wie o wiele więcej niż Holly o problemach jej najlepszej przyjaciółki. Jeszcze bardziej bawiło go zapewnienie Holly, że Pixie go nie znosi. Holly chyba była ślepa, inaczej zauważyłaby, że na jej ślubie Pixie ukradkiem obserwowała każdy ruch Apolla.
Na jego zmysłowe usta wypłynął powolny uśmiech. Może rzeczywiście powinien przyjrzeć się bliżej tej miniaturowej blondynce i zastanowić, czy mogłaby się przydać. Co właściwie miał do stracenia?Rozdział pierwszy
– Dzień dobry, Hektorze – wymamrotała Pixie, budząc się z terierem przyklejonym do żeber.
Stłumiła ziewnięcie, wzięła się w garść i poszła do łazienki, którą dzieliła z innymi lokatorami. Po chwili wróciła ubrana, przypięła smycz do spłowiałej czerwonej obroży i wyprowadziła psa na poranny spacer.
Hektor truchtał wzdłuż drogi i w jego okrągłych oczkach odbijał się niepokój. Drgnął, gdy zauważył innego psa po drugiej stronie ulicy. Hektor bał się wszystkiego – ludzi, innych zwierząt, samochodów i hałasów. Wszystkie te rzeczy budziły w nim panikę. Gdy w pobliżu nie było niczego, czego mógłby się bać, zachowywał się spokojnie i nigdy nie szczekał.
– Pewnie oduczył się szczekania jeszcze jako szczeniak – stwierdził weterynarz, który przyjmował obok salonu fryzjerskiego. – Boi się w jakikolwiek sposób ściągać na siebie uwagę. Tak się zachowują zwierzęta, które były źle traktowane. Ale pomimo urazów jest młody i zdrowy i pewnie czeka go długie życie.
Pixie sama dobrze nie rozumiała, dlaczego adoptowała Hektora, choć miała mnóstwo innych problemów. Ale podobnie jak ona, mały terier przezwyciężył w życiu już wiele trudności i hojnie odwdzięczał się jej za przygarnięcie. Dawał jej pociechę i rozgrzewał serce. Wypełnił wielką pustkę, jaka powstała w świecie Pixie, gdy Holly i Angelo przeprowadzili się do Włoch.
Straciła najlepszą przyjaciółkę z powodu małżeństwa i macierzyństwa, ale jeszcze bardziej ich przyjaźni zaszkodziły tajemnice, jakie Pixie musiała zachowywać. W żaden sposób nie mogła powiedzieć Holly o długach hazardowych Patricka, bo przyjaciółka natychmiast zaproponowałaby, że je spłaci. Holly była bardzo szczodra, ale ani ona, ani Vito nie byli odpowiedzialni za Patricka. To Pixie była za niego odpowiedzialna od dnia śmierci ich matki.
– Obiecaj, że będziesz się opiekować braciszkiem – poprosiła ją wtedy Margery Robinson. – Zawsze rób to, co najlepsze dla Patricka, Pixie. To dobry chłopak i nie został ci już więcej nikt z rodziny.
Ale opieka nad Patrickiem stała się niemożliwa, gdy rodzeństwo trafiło do dwóch różnych rodzin zastępczych. W okresie dorastania Pixie spotkała się z bratem tylko kilka razy. Nawet gdy już skończyła szkołę i osiągnęła niezależność, więź z bratem była ograniczona przez czas, przestrzeń i brak pieniędzy. Gdy zaczęła pracować, starała się to zmienić, regularnie odwiedzając Patricka w Londynie.
Na początku brat radził sobie nieźle. Pracował w dużej firmie budowlanej, znalazł sobie dziewczynę i ustatkował się. Ale zaczął grać w karty na wysokie stawki i przegrał dużą sumę na rzecz bardzo niebezpiecznego człowieka. Pixie potulnie ograniczyła własne wydatki i wyniosła się z wygodnego szeregowca, w którym mieszkała razem z Holly, do znacznie tańszej kawalerki. Co tydzień wysyłała pieniądze Patrickowi, żeby pomóc mu spłacić długi, ale odsetki rosły szybko i dług stawał się coraz większy, a gdyby kolejna rata nie nadeszła w porę, Patrick zostałby pobity albo jeszcze gorzej. Pixie naprawdę się bała, że przez te długi brat może zginąć.
Wciąż oblewał ją zimny pot, gdy przypominała sobie wieczór, kiedy go odwiedziła i pojawili się windykatorzy. Dwóch wielkich brutali wpadło do mieszkania Patricka. Żądali pieniędzy i grozili, że go zabiją. Ponieważ nie był w stanie zapłacić, pobili go. Pixie próbowała interweniować, spadła ze schodów i złamała obie nogi. Konsekwencje tego wypadku były okropne, bo Pixie przez pół roku nie mogła pracować i musiała przejść na zasiłek dla bezrobotnych. A teraz, pół roku później, zaczęła wracać do normalności, ale niestety nie było widać żadnego światełka w tunelu, bo dług przez cały czas rósł i życie Patricka wciąż było w niebezpieczeństwie. Mężczyzna, któremu jej brat winien był pieniądze, nie miał zamiaru czekać w nieskończoność na ich zwrot i gotów był wymierzyć przykładową karę jako nauczkę dla innych dłużników.
Ułożyła Hektora w koszyku i poszła do salonu fryzjerskiego. Brakowało jej samochodu, ale sprzedaż Clementine była pierwszą rzeczą, jaką zrobiła, bo w małym miasteczku w Devon prawie wszędzie mogła dotrzeć piechotą. Podczas przerwy na lunch wracała do domu, wyprowadzała Hektora i robiła sobie kanapkę.
Weszła do salonu, wymieniła pozdrowienia z koleżankami i z szefową Sally, szybko wepchnęła torbę do szafki, w przelocie zerknęła do lustra i skrzywiła się. Już od dłuższego czasu nie wyglądała dobrze. Miała zaledwie dwadzieścia trzy lata, ale z oszczędności nie kupowała nowych ubrań. Jej dżinsy i czarna koszulka pamiętały lepsze czasy. Miała ładną cerę i używała niewiele makijażu, nigdy jednak nie zapominała o szarej kredce do oczu, bo czarna była zbyt mocna przy jasnych włosach. Zrezygnowała również z eksperymentowania z różnymi stylami i kolorami włosów, bo szybko zauważyła, że większość klientek ma konserwatywny gust i niechętnie oddaje się w ręce dziewczyny o ekstrawaganckiej fryzurze.
Po trzeciej klientce posprzątała stanowisko. Niestety, kolejna pomoc właśnie odeszła i fryzjerki same musiały odbierać telefony, myć włosy i zamiatać. Sprawdziła, kto ma być jej następnym klientem. Nazwisko było nieznajome, ale męskie, i Pixie zdziwiła się, że nie zapisał się raczej do jedynego fryzjera mężczyzny w tym salonie. A potem nagle, bez żadnego ostrzeżenia, do salonu wszedł Apollo Metraxis i wszystkim dziewczynom opadły szczęki, on zaś podszedł prosto do Pixie i oznajmił:
– To ja byłem zapisany na dwunastą.
Pixie gapiła się na niego, niezupełnie pewna, czy to rzeczywiście on we własnej osobie.
– Co ty tu robisz? Czy coś się stało z Holly albo z Vitem? – zapytała niespokojnie.
– Potrzebne mi strzyżenie – odrzekł spokojnie, zupełnie obojętny na fakt, że wszyscy na niego patrzą. W czarnej kurtce motocyklowej, obcisłych dżinsach i wysokich butach wydawał się niemożliwie wysoki. W szczupłej, opalonej twarzy błyszczały zielone oczy.
– Holly? Vito? Angelo? – powtórzyła Pixie, wpatrując się w jego szeroką pierś.
– O ile wiem, wszystko u nich w porządku – odrzekł niecierpliwie.
Wciąż nie rozumiała, co grecki miliarder robi w salonie fryzjerskim w niewielkim miasteczku, gdzie chyba nikogo nie znał. A ona sama przecież się nie liczyła, bo nigdy wcześniej z nią nie rozmawiał, a w dniu ślubu Holly nawet na nią nie spojrzał. Jako drużba pana młodego wygłosił mowę, która była upokarzająca dla Holly, i przez cały czas zupełnie ignorował Pixie, jakby nie była godna jego uwagi.
– Obawiam się, że mam już umówionego klienta na dwunastą.
– To ja. John Smith. Nie wyczułaś podstępu? – zapytał drwiąco.
– Daj mi kurtkę – powiedziała niepewnie, próbując zapanować nad sobą.
Zrzucił kurtkę, ukazując nagie ramiona z tatuażem przedstawiającym smoka.
– Podejdź do umywalek.
Popatrzył na nią z góry. Była jeszcze drobniejsza, niż pamiętał, sięgała mu ledwie do piersi. Miała niemal chłopięcą figurę i zdumiewające jasnoszare oczy, które lśniły jak gwiazdy w wyrazistej twarzy. Do tego miała drobny nos i pełne różowe usta, a jej gładka cera lśniła jak najlepsza porcelana. Była znacznie bardziej naturalna niż większość kobiet, które znał – bez silikonowego biustu, opalenizny z solarium i nawet usta zapewne nie były powiększone.
Gdy usiadł, założyła mu pelerynę i ręcznik, postanawiając sobie twardo, że nie pozwoli się onieśmielić.
– Więc co ty tu właściwie robisz?
– Nigdy byś na to nie wpadła – rzekł, odchylając głowę do tyłu.
Odkręciła wodę. Chcąc nie chcąc, musiała zauważyć, że ma wspaniałe włosy, czarnogranatowe, bardzo gęste i błyszczące.
– Kiedy po raz ostatni widziałeś naszych wspólnych przyjaciół?
– W zeszłym tygodniu, na pogrzebie mojego ojca.
– Przykro mi z powodu twojej straty – powiedziała natychmiast Pixie, sztywniejąc.
– Dlaczego jest ci przykro? – zapytał lekceważąco. – Przecież nie znałaś mojego ojca i nie znasz też mnie.
Zzaczęła mu wcierać szampon we włosy.
– Tak się mówi, żeby okazać komuś współczucie.
– A ty mi współczujesz?
Miała ochotę oblać go całego wodą ze słuchawki prysznicowej.
– Współczuję każdemu, kto stracił kogoś z rodziny.
– Długo umierał – stwierdził Apollo obojętnie. – To nie było niespodziewane. Powiedz mi coś o sobie.
– Dlaczego? – zdziwiła się.
– Bo cię o to proszę i dlatego, że tak będzie grzecznie. – Teraz mówił z irytującym arystokratycznym akcentem.
– Lepiej porozmawiajmy o tobie. Co robisz w Anglii?
– Przyjechałem trochę w interesach, a trochę w celach towarzyskich. Żeby odwiedzić przyjaciół – odrzekł lekko.
Nerwowymi ruchami wmasowała mu we włosy odżywkę. Apollo mimowolnie zaczął się zastanawiać, czy robi również masaże innego rodzaju. Jego dochodzenie nie rzuciło zbyt wiele światła na jej życie seksualne ani inne nawyki, ale miała obydwie nogi złamane, więc z pewnością przez kilka miesięcy niewiele wychodziła z domu. Zirytowały go te myśli. Jego ostatni związek skończył się przed pogrzebem ojca i od tamtej pory Apollo był sam, a w przeciwieństwie do Vita nie potrafił się obywać bez seksu. Kilka tygodni to było dla niego bardzo długo. Gdyby uznał, że Pixie jest nieatrakcyjna, natychmiast by się wycofał, ale stało się inaczej. Gdy spłukiwała mu włosy i wycierała je ręcznikiem, przez cały czas miał wizje jej dłoni na swoim ciele. Z ulgą przeszedł na fotel przed lustrem.
– Jak mam ciąć? – zapytała.
– Wyrównaj trochę, ale zostaw dłuższe.
Zastanawiał się, co właściwie jest w niej takiego pociągającego. Może chodziło o efekt nowości. Był wysoki i zazwyczaj podobały mu się równie wysokie kształtne blondynki, może jednak miał już dosyć kobiet, które były tak do siebie podobne, że trudno było odróżnić jedną od drugiej. Vito zachwycał się tym, że Holly jest praktyczna i niezepsuta, Apollo jednak nie miał aż tak wygórowanych wymagań. Wystarczyłoby mu, gdyby Pixie potrafiła go zadowolić w łóżku, a gdyby szybko zaszła w ciążę, traktowałby ją jak księżniczkę. Dla niej z kolei byłby to los wygrany na loterii.
Odsunęła się na chwilę i w porę pochwyciła stojący wieszak na ubrania potrącony przez jakąś starszą kobietę. Apollo widział w lustrze, jak Pixie zbiera pozrzucane kurtki. Po chwili wyprostowała się, wróciła do niego i rozległ się szczęk nożyczek. Była bardzo pewna tego, co robi, i od czasu do czasu niemal pieszczotliwie przesuwała palcami po jego włosach. Spojrzał na nią spod rzęs, zastanawiając się, czy Pixie próbuje go w ten sposób podrywać, ale na jej twarzy w kształcie serca malowało się wyłącznie skupienie.
Gdy wysuszyła mu włosy, zerwał się na nogi. Pixie pośpiesznie podała mu kurtkę. Przystanął przy biurku recepcji, włożył rękę do kieszeni, zmarszczył brwi i wpatrzył się w jej twarz.
– Nie ma mojego portfela.
– O mój Boże – mruknęła obojętnie.
Przymrużył oczy i zapytał, przeszywając ją ostrym spojrzeniem:
– Wzięłaś go?
– Czy wzięłam twój portfel? – Pixie otworzyła usta ze zdumienia. Chyba jej nie oskarżał o kradzież?
– Jesteś jedyną osobą, która dotykała mojej kurtki – powiedział Apollo na tyle głośno, że kilka głów odwróciło się w ich stronę. – Oddaj go natychmiast, to nie zawiadomię policji.
– Chyba zwariowałeś! – wykrzyknęła Pixie z oburzeniem.
Podbiegła do nich Sally, szefowa salonu.
– Chcę, żeby wezwano policję – oznajmił Apollo ponuro.
Pixie pobladła jak ściana. Nie mogła uwierzyć, że Apollo publicznie oskarża ją o kradzież. Zaczęła się nawet zastanawiać, czy właśnie po to przyszedł do salonu, żeby zastawić na nią pułapkę. Mógł przecież wcześniej zostawić gdzieś portfel, a potem oskarżyć ją o kradzież. Kto uwierzyłby w jej słowo przeciwko słowu człowieka tak bogatego i wpływowego?
Poczuła, że robi jej się niedobrze i z jękiem wybiegła do łazienki. Apollo ożywił jej najgorsze koszmary. Pixie śmiertelnie bała się kradzieży i nieuczciwości. Jej ojciec był seryjnym włamywaczem i większość życia spędził w więzieniu, a matka kradła w sklepach na zamówienie. Gdyby Pixie znalazła portfel na ulicy, ominęłaby go szerokim łukiem, bo za bardzo by się bała wziąć go do ręki. To była pozostałość po dzieciństwie pełnym wstydu i do tej pory nie udało jej się przezwyciężyć tego lęku.