Ani słowa o Zosi - ebook
Ani słowa o Zosi - ebook
Tosia zabiera się z mamą i jej denerwującą koleżanką w podróż służbową. Początkowo zieje nudą, ale potem... Dziewczyna przeżywa miłosne zauroczenie i wpada na trop tajemniczej historii rodzinnej. Jednocześnie stara się zapobiec romansowi matki, która chyba nie jest z tego zadowolona. Niestety – dobre chęci Tosi doprowadzają do tego, że zakneblowana i związana siedzi w jakiejś ruderze, w dodatku z chłopakiem, z którym nie chce mieć nic wspólnego. Powiało grozą? To dlaczego zamiast gryźć palce ze zdenerwowania, czytelnik Ani słowa o Zosi tarza się ze śmiechu?
Być córką sławnej autorki piszącej dla młodzieży... uśmiech losu czy fatalny, uciążliwy, dotkliwy pech? Jak pozostać sobą, jeśli wszyscy utożsamiają cię z bohaterką maminych powieści? To niełatwe zadanie z którym musi się uporać bohaterka tej powieści, prawdziwy tor przeszkód, ale jak miło się po nim biegnie…
Joanna Papuzińska
Matka młodej dziewczyny jest znaną pisarką, co okazuje się ciężarem trudnym do zniesienia, ale też źródłem licznych zabawnych sytuacji. Zuzanna Orlińska zręcznie kreśli żartobliwe scenki rodzinne, szkolne i koleżeńskie, łączy współczesność z delikatnie wprowadzanymi reminiscencjami historycznymi, daje świetną diagnozę relacji międzypokoleniowych. Niczym nie skażona, czysta radość czytania!
Grzegorz Leszczyński
Druga nagroda w III Konkursie Literackim im. Astrid Lindgren na współczesną książkę dla dzieci i młodzieży, zorganizowanym przez Fundację „ABCXXI - Cała Polska czyta dzieciom” pod honorowym patronatem Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Ambasady Szwecji i patronatem literackim Polskiej Sekcji IBBY, przy finansowym wsparciu Fundacji PZU.
Jury Konkursu, nawiązując do najwyższych standardów literatury dla dzieci wyznaczonych przez jego Patronkę, wybrało spośród 413 nadesłanych prac i nagrodziło teksty o wysokim poziomie literackim i etycznym, które z pełnym przekonaniem można polecać do czytania dzieciom i młodzieży.
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7672-315-0 |
Rozmiar pliku: | 824 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
U mamy była jedna z tych jej koleżanek o podwójnych nazwiskach, Lena. Siedziały w salonie przy okrągłym stole i piły kawę. Przemknęłam za ich plecami do kuchni. Miałam ochotę ukręcić sobie kogel-mogel z malinami.
Lena Lisiecka-Gromek to wydawczyni książek mamy. Jej mąż, Roman, na którego w dzieciństwie mówiłam wujek Romek-Gromek, służy w wojsku i przebywa teraz na misji w Afganistanie. Ale ja uważam, że Lena bardziej nadaje się na komandosa.
Lena rozmawiała z mamą o jej ostatniej książce. Z tego co mówiła, wynikało, że Cynamon i piegi nie jest aż tak wielkim sukcesem jak Miłość z podwójnym serem, i chociaż sprzedaje się znakomicie, w rankingu bestsellerów powieść mamy wyprzedzają aż dwie książki o wampirach.
– Nie chcesz chyba, żebym zaczęła pisać o wampirach? – zaniepokoiła się mama.
– Nie, skądże – zapewniła ją Lena. – Ale myślę, że musimy ostrzej ruszyć z promocją. Książki o Zosi są na rynku już od dobrych kilku lat i nigdy nie dbałyśmy specjalnie o ich reklamowanie. To się rozchodziło samo, po blogach literackich, między dzieciakami. Teraz przyszedł czas, żeby powalczyć! – oświadczyła bojowym tonem.
– O! – powiedziała tylko mama.
Wychyliłam się z kuchni, żeby zobaczyć jej minę. Niestety, przesłaniał mi ją stojący na stole dzban ze słonecznikami.
– Mam już plan – ciągnęła Lena. – Urządzimy ci cykl spotkań autorskich. Dostaję mnóstwo zaproszeń z bibliotek i domów kultury. Zwykle odmawiałam, bo ty nie lubiłaś jeździć. A teraz pojedziesz.
– Koniecznie? – Mama nie była zachwycona tym pomysłem.
– Koniecznie. Chyba nie chcesz, żeby przegonił cię byle wampir, co?
– Ale ja nie umiem rozmawiać z młodzieżą... – mama protestowała słabo, lecz sprawa była już przesądzona.
– Umiesz, umiesz. A jak nie umiesz, to się nauczysz. Na pierwszy ogień wybrałam ci zresztą znajome strony – od piątego września ruszasz w trasę po Zamojszczyźnie. Co ty na to?
Rodzina mojej mamy pochodzi z okolic Zamościa, a ona sama tam się urodziła i chodziła do szkoły. Teraz jednak nie wyglądała na zadowoloną.
– Jak długo to będzie trwało? – spytała po chwili milczenia.
– Myślę, że około tygodnia. Dokładny plan prześlę ci mailem.
– Tydzień? – przestraszyła się mama. – A kto zostanie z Tosią?
– Jak to kto? Marcin.
– Jak oni sobie tutaj dadzą radę?
– Nic im się nie stanie, jeżeli poćwiczą samodzielność. Zwłaszcza Marcinowi. – Lena niezbyt lubi mojego tatę i zawsze jest względem niego złośliwa. – A Tosia to już nie jest niemowlę, to prawie dorosła dziewczyna!
– Jasne! – powiedziałam, wychylając się zza ściany, bo pomysł nagle mi się spodobał. Zostać przez tydzień tylko z tatą, siedzącym całymi dniami w swojej dziupli, bez terroryzującej nas nadmiernymi wymaganiami mamy – to przedstawiało się całkiem interesująco.
– Antonina? – zdziwiła się mama. – Jesteś w domu? A co ty tam robisz?
– Kogel-mogel z malinami.
– Kogel-mogel? A jajka sparzyłaś? Nie? Chcesz dostać salmonelli? Rąk pewnie też nie umyłaś, co?
Tajfun perfekcji. Cyklon porządku. Postrach mniej doskonałych członków rodziny.
„The New York Review of Books”
– wyobraziłam sobie taki tekst na tylnej stronie okładki i zachichotałam.
– Z czego się śmiejesz? Widzisz, Lena, a ty mówisz, że to dorosła dziewczyna... – westchnęła mama.
Na szczęście nie miały czasu zgłębiać kwestii mojej dojrzałości, bo zgrzytnął klucz w zamku i do przedpokoju wkroczył tata. Odpiął Klusce smycz, a pies natychmiast ruszył obtańcowywać dookoła stół i Lenę.
– Ale jest gruba! – powiedziała Lena, stanowczo odsuwając od siebie zaśliniony psi pysk. – Ty też utyłeś – dodała nie bez satysfakcji, przenosząc wzrok na tatę stojącego przy wejściu w wyciągniętych spodniach od dresu, starym swetrze i zabłoconych butach. Zwykle tak wyglądał, odkąd, zamiast integrować się z tkanką miejską, zaczął spacerować z psem po parku i działkach.
Tata zignorował uwagę Leny.
– Chodź, suka! – zawołał Kluskę i wrócił do przedpokoju wytrzeć jej łapy.
Usiadłam przy stole z moim niedokończonym koglem-moglem pełnym salmonelli, bardzo ciekawa, co będzie dalej. Mama spojrzała na Lenę z wyrzutem.
– Nie masz za grosz dyplomacji – szepnęła. – Chrobotku! – zawołała słodko. – Zrobić ci herbaty?
Ojciec aż wyjrzał z korytarza, nie wierząc własnym uszom.
– Słucham?
– Pytam, czy napiłbyś się herbatki?
– Owszem – burknął.
– Antosiu, wstaw, proszę, wodę – zwróciła się do mnie mama. – I wyrzuć wreszcie te ohydne jajka.
Chętnie wróciłam do kuchni. Doświadczenie uczyło mnie, że dorośli rozmawiają ze sobą znacznie ciekawiej, kiedy nie wiedzą o tym, że słuchają ich dzieci. Zastanawiałam się, jak tata zareaguje na wiadomość o wyjeździe mamy. Nie żeby się bardzo lubili, ale rozstawali się raczej rzadko. A poza tym mama przez całe lata skutecznie wbiła nam do głów, że jest jedyną osobą, która umie sobie w domu ze wszystkim poradzić. Była po prostu niezbędna i niezastąpiona.
Kiedy woda się zagotowała, nalałam ojcu herbaty do ulubionego kubka. Potem ukryłam się znów za ścianą, koło lodówki. Jakim doskonałym wynalazkiem jest tak zwany aneks kuchenny! I pomyśleć, że było to rozwiązanie architektoniczne, które najbardziej mi się w nowym domu nie podobało!
Tata usiadł przy stole, popijał herbatę i gryzł jabłko, a mama starała się dyplomatycznie przedstawić mu sprawę wyjazdu.
Nie było wcale łatwo.
Mój tata, który jest poetą wielkim, acz niekomercyjnym, niezbyt ceni pisarstwo mamy. Uważa, że zmarnowała talent na pisanie bzdur dla pryszczatych nastolatek. Tak kiedyś powiedział, sama słyszałam. Choć nie chce się do tego przyznać, tacie doskwiera fakt, że mama zarabia wielokrotnie więcej od niego. Myślę, że czuje się tym trochę upokorzony.
Dlatego też wiadomość, że ostatnia powieść mamy sprzedaje się słabiej niż inne, sprawiła mu pewną przyjemność, a konieczność promocyjnego wyjazdu uznał za fanaberię Leny.
– Cóż chcesz? – powiedział z grymasem na twarzy. – Rynek w końcu nasycił się młodzieżowymi czytadłami! Może to i dobrze, bo zajmiesz się wreszcie jakąś poważną twórczością.
– Wystarczy nam w domu jeden, co zajmuje się poważną twórczością! – odgryzła się mama. – Poza tym z czegoś trzeba spłacać kredyt na mieszkanie.
– Wiesz, że to nie ja podjąłem decyzję w kwestii mieszkania, więc nie wymagaj ode mnie... – zaczął tata i dyskusja weszłaby pewnie na znajome mi od dawna tory, gdyby nie Lena. Kobieta konkret.
– Tu nie ma o czym mówić – rzuciła tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Joanna ma już ustalone daty spotkań autorskich na Roztoczu, poczynając od piątego września, nie można tego odwołać. A ty, zamiast jej zazdrościć, mógłbyś zachować się jak mężczyzna i zająć przez ten czas domem i Tośką.
Ciąg dalszy w wersji pełnej