- W empik go
Aniele Mój - ebook
Aniele Mój - ebook
Nastoletni Paweł jest znudzony swoim życiem. Cierpi z powodu braku swojej drugiej połówki. Pewnego dnia przybywa do niego „Anioł”, który wygląda dość specyficznie. Jego zadaniem jest pomoc w odnalezieniu sensu życia i oczywiście miłości. Chłopak zakochuje się w koleżance z klasy, a jego uczucie zostaje odwzajemnione. Nastoletnich kochanków czeka wiele wspaniałych przygód, jednak pewne złośliwości losu robią wszystko, aby ich rozdzielić.
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8104-528-5 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jak wszyscy należę do „zwykłych” nastolatków, którzy wiodą „zwykłe” życie, lubią „zwykłe” rzeczy i marzą o „zwykłych” przyjemnościach. W pędzie dzisiejszego świata zapominamy, iż sam fakt, że dano nam życie, jest zwykłym „czymś”. Jest to wielki dar tak samo jak każda minuta, sekunda… Dokładnie wszystko, co nas otacza, jest NIEzwykłe, więc używając słowa „zwykły” nie mamy pojęcia o pięknie świata. Przynajmniej połowa ludzi na świecie nie zdaje sobie z tego sprawy.
Kiedyś należałem do tej grupy, aż w końcu pojąłem, że kocham kwiaty, drzewa, poranną rosę, wschodzące słońce, kocham świat pełen barw, kocham życie! Nazywam się Paweł Skalski i na wszystko patrzę z nadzieją. Wierzę, że każde życie ludzkie jest tak samo cenne, tyle samo warte. Wystarczy tylko je dobrze przeżyć. To od nas zależy czy je wykorzystamy należycie, czy skażemy na zatracenie. Los daje nam wiele wskazówek, choć są one perfidnie ukryte, ale to MY decydujemy. Najłatwiej jest żyć marzeniami i dążyć do ich realizacji. Ja mam tylko jedno… A właściwie dwa… Chciałbym znaleźć pawdziwą miłość i przyjaźń.
2 lata później
Kończę siedemnaście lat, a przecież w tym wieku powinno się już kogoś mieć. Trzy czwarte moich znajomych odnalazło swoją drugą połówkę i są bardzo szczęśliwi. Jednak ten fakt sprawia, że najpierw chcę wszystko zniszczyć co tylko mam pod ręką, a później chcę usiąść w kącie i pozwolić smutkowi ujrzeć światło dzienne. Tak właśnie działają na mnie związki nastolatków, moim zdaniem większość nie powinna w ogóle istnieć. Dla niektórych to tylko zabawa i seks, a nie coś bardziej poważnego. A gdzie uczucia? Bardzo mnie denerwują te nic nie znaczące pocałunki i przytulańce. Przecież w miłości każdy czyn, gest powinien coś oznaczać.
Czasami myślę, że nie ma sprawiedliwości na tym świecie. Osoby, które na miłość nie zasługują, mają ją, a osoby, które jak nikt inny zasługują na maksimum szczęścia nie mogą jej znaleść. Tak właśnie wygląda życie… Dla mnie osoba, którą mógłbym kochać byłaby najważniejszą częścią mojego życia. Troszczyłbym się o nią, dawał jej szczęście, pomagał, wspierał, zrobił wszystko, nawet oddałbym życie jeśli zaszłaby taka potrzeba. Bo miłość jest dla mnie najważniejsza i wszystko dałbym, żeby móc spotkać taką osobę, którą pokocham raz na całe życie.
Niestety, ale nie możemy mieć wszystkiego czego tylko sobie zażyczymy. Los nie bardzo chce pomagać szczęściu, dlatego to MY sami musimy sobie pomagać.
Przed siedemnastymi urodzinami w październiku zdałem sobie sprawę, że popadłem w rutynę. Moje życie już od dawna było nudne, ciągle stałem w miejscu, nic nowego się nie pojawiało. Wstawałem, szedłem do szkoły, wracałem, odrabiałem lekcje, oglądałem telewizję albo śledziłem swoich znajomych w internecie. T-O-T-A-L-N-A rutyna! (Czasami tylko zdarzało się coś ciekawego, ale po tym zostały mi jedynie wspomnienia.)
Czas jednak idzie do przodu i w żaden sposób nie da się go zatrzymać. Nie mamy na to wpływu, ale możemy sprawić, że życie minie nam całkiem przyjemnie, wystarczy tylko odważyć się żyć!
W końcu nadszedł dzień moich siedemnastych urodzin. Nie ukrywam, że nie lubię ich obchodzić, nie cierpię tej sztucznej atmosfery i życzeń, które są nieszczere, a nawet jeśli są to i tak się nie spełnią.
Całe szczęście to sobota, więc nie muszę iść do szkoły. Mimo to wstałem bardzo wcześnie, bo z natury nie lubię długo spać. Po co tracić czas na spanie, jak można w tej chwili porobić coś ciekawego? Na przykład obejrzeć poranny program śniadaniowy, zjeść przy nim śniadanie (zazwyczaj jem płatki z mlekiem). Później jak się skończył już ostani żart prowadzącego, poszedłem do siebie. Moi rodzice ciągle jeszcze spali, a moja młodsza siostra już przejęła ich telewizor w sypialni i oglądała jakąś durną bajeczkę. Jak na ośmiolatkę była całkiem mądra.
Położyłem się na łóżko i ze wzrokiem wpatrzonym w ścianę analizowałem przebieg mojej dzisiejszej uroczystości. Standardowo ojciec najpierw zabierze mnie na ryby, a tego bardzo nie lubię. Przywykłem do życia miejskiego i nawet wyjazd na głupie ryby gdzieś w lesie tego nie zmieni. Jednak zwykle się godzę, jak nas nie ma, mama z siostrą o imieniu Natalia, dekorują cały dom, robią tort i wszystkie inne zbędne rzeczy, które i tak nie wniosą niczego nowego. Bardzo nie lubię takich urodzinowych wypadów. Ale jeśli nie w ten, to w inny sposób próbowaliby się mnie pozbyć, więc chyba lepiej jest uciec w dzicz.
W zasadzie na ryby jeździ się bardzo wcześnie, ale tata wstał dopiero o dziesiątej i już o jedenastej był gotowy na wyjazd.
— Naprawdę sądzisz, że o tej porze jeszcze biorą? — spytałem z niedowierzaniem.
— Oczywiście, że biorą. — odpowiedział wkładając gumiaki — Jak byłem w twoim wieku to z twoim dziadkiem zawsze wracaliśmy z kilkoma wiadrami.
— Jasne — zakpiłem.
— Lepiej włóż coś odpowiedniego — dodał — nie sądzę, że jeansy są dobre w takie miejsca.
I wyszedł z całym ekwipunkiem, gwizdając pod nosem jakąś biesiadną piosenkę. Wkurzało mnie to. Wbrew jego uwagom i naleganiom mamy nie włożyłem tego śmiesznego stroju rybackiego. Mama żeby nie psuć urodzinowej atmosfery odpuściła i dała mi kosz pełen kanapek.
— Mamo, przecież tego wszystkiego nie zjemy.
— Oj, zdziwisz się. Twój ojciec taką porcję wciąga w parę sekund. Miejmy nadzieję, że zostawi coś dla ciebie. — Pocałowała mnie w czoło i dodała — bawcie się dobrze. („I nie wracajcie tak szybko” dokończyłem za nią w myślach.)
Tata siedział już w samochodzie i z niecierpliwością trąbił w kierownicę raz za razem.
— Już idę! — krzyknąłem.
Pogoda zapowiadała się obiecująco, świeciło słońce, było ciepło. Wymarzona pogoda na stratę czasu, ale bez marudzenia wsiadłem do samochodu.
— No to gdzie jedziemy? — spytał tata.
— Może tam gdzie ostatnio? — odparłem obojętnie.
— Ach tak. Jezioro Morsa jest najlepsze. Pamiętasz jak rok temu złowiłem takiego suma? — położył lewą dłoń na końcu prawej.
Darmowy fragment