Anna i Jarosław Iwaszkiewiczowie. Listy 1944-1950 - ebook
Anna i Jarosław Iwaszkiewiczowie. Listy 1944-1950 - ebook
Tom zawiera 162 listy Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów z lat 1944–1950 i obejmuje całą zachowaną korespondencję z tego okresu. Pierwszy powojenny tom jest kontynuacją edycji listów z lat 1922–1939. Tom został przygotowany do druku przez znakomitą znawczynię epistolografii Iwaszkiewiczów – Ewę Cieślak, edytorkę korespondencji międzywojennej. Lata wojny Iwaszkiewiczowie spędzili na Stawisku, dopiero w jej końcowych miesiącach i zaraz po zakończeniu działań wojennych powrócili do tradycji stałego pisania do siebie w czasie wyjazdów związanych z zawodowymi i rodzinnymi obowiazkami.
Ten tom jest pierwszym z planowanej do wydania pełnej korespondencji z lat 1944–1979, dokumentujacej życie rodzinne, domowe, artystyczne i literackie jednego z najlepszych polskich pisarzy XX wieku, aktywnego społecznie w Polsce i zaangażowanego w różne przedsięwzięcia europejskie. Listy pokazują uczucia łączące Iwaszkiewiczów i charakter ich związku, który trwał 57 lat. Portretują nie tylko Jarosława, ale i Annę, osobę uzdolnioną artystycznie i literacko, a jednocześnie konkretną, praktyczną, zajmującą się tłumaczeniami literackimi, domem i gospodarstwem. Wątki ukazujące aktywny udział Jarosława Iwaszkiewicza w powojennym życiu literackim i społecznym Polski, z narzuconym jej ustrojem politycznym, ujawniają konteksty ważne dla zrozumienia nastrojów i procesów społecznych tego czasu, a także pomagają lepiej poznać i rozumieć twórczość Iwaszkiewicza. Jak napisała prof. Grażyna Borkowska: „Już dla samej historii małżeńskiej, okraszonej tysiącem drobiazgów z życia wziętych, korespondencja ta jest warta publikacji”. W „Listach” pojawia się cała plejada pisarzy, muzyków i działaczy – z kraju, emigracji i z zagranicy, bliższych i dalszych znajomych obojga Iwaszkiewiczów – aktywnych w różnych sferach krajowego i międzynarodowego życia artystyczno-literackiego. Znaczna część korespondencji dotyczy także podróży obojga małżonków.
W korespondencji nie dokonano żadnych skrótów. Publikacja jest opatrzona licznymi przypisami, ułatwiającymi zrozumie¬nie intencji autorów, kontekstów towarzyskich, rodzinnych, politycznych czy literackich oraz przybliżającymi pewne wydarzenia kulturalne i polityczne, a także dyskusje literackie.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7963-110-0 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
RÓWNORZĘDNI PARTNERZY
Tom Anna i Jarosław Iwaszkiewiczowie Listy 1944–1950 otwiera edycję powojennej korespondencji Pisarza i jego Żony. Poprzednie listy, te przedwojenne, opracowane przez Małgorzatę Bojanowską i piszącą te słowa, zostały wydane przez Spółdzielnię Wydawniczą „Czytelnik” w latach 1998–2014. Tom obejmujący listy z lat 1922–1926 był w ogóle jednym z pierwszych publikowanych zbiorów listów Jarosława Iwaszkiewicza. Książkowe wydania twórczości epistolarnej poety zainaugurowały w 1991 roku publikacje dwu muzeów: Muzeum Miasta Ostrowa wydało Listy z Ostrowa – tomik zawierający listy Jarosława Iwaszkiewicza z 1920 r. do matki i sióstr, relacjonujące jego pobyt na szkoleniu wojskowym w tym mieście podczas wojny polsko-bolszewickiej. Oddział Literacki Muzeum Okręgowego w Sandomierzu opublikował natomiast Listy Jarosława Iwaszkiewicza i Romana Koseły z lat 1934–1941. W 1997 roku ukazał się tom Mieczysław Grydzewski, Jarosław Iwaszkiewicz Listy 1922–1967 w opracowaniu Małgorzaty Bojanowskiej. W okresie minionych trzydziestu lat zbiorów korespondencji Jarosława Iwaszkiewicza ukazało się już wiele. Pojedyncze listy pisarza drukowane były także za życia autora, często z jego inicjatywy i w jego opracowaniu, w czasopismach – m.in. w redagowanej przez niego „Twórczości”, w „Ruchu Muzycznym”, „Odrze” czy „Kronice Warszawy”. Dotychczas opublikowano 16 tomów zbiorów jego listów: trzy tomy korespondencji przedwojennej z żoną, korespondencja z Jerzym Andrzejewskim, Mieczysławem Grydzewskim, Wincentym Burkiem, Czesławem Miłoszem, listy do córek Marii Iwaszkiewicz-Wojdowskiej i Teresy Markowskiej, korespondencja z wychowankiem Wiesławem Kępińskim, listy do Jerzego Błeszyńskiego, korespondencja z Konstantym i Reną Jeleńskimi, z Andrzejem Wajdą, po dwa tomy korespondencji z Pawłem Hertzem i z Jerzym Lisowskim. Mniejsze i większe zbiory korespondencji pisarza z różnymi osobami publikowane są co i raz w czasopismach, m.in. w „Twórczości”, „Res Publice”, w „Zeszytach Literackich”, „Odrze” czy „Kamertonie”. Wziąwszy pod uwagę liczbę korespondentów pisarza i zasobność stawiskiego archiwum korespondencyjnego, a także fakt, że coraz więcej archiwów korespondencyjnych pisarzy trafia do zbiorów Muzeum Literatury, Biblioteki Narodowej, Biblioteki Zakładu Narodowego im. Ossolińskich i Instytutu Badań Literackich, można sądzić, że publikowana epistolarna spuścizna Pisarza będzie się nieustannie powiększała.
Listy Anny Iwaszkiewiczowej, która była równie jak Mąż wytrwałą epistolografką, o czym świadczy spis jej korespondentów liczący 346 nazwisk – ukazują się sporadycznie, jakby „przy okazji”. Dotąd ukazały się w wyborze jej listy do wnuków (Anna Iwaszkiewiczowa – w setną rocznicę urodzin. Stawisko: Almanach Iwaszkiewiczowski, t. 3, Podkowa Leśna 1997, s. 255–282) oraz do Ireny Kramsztykowej w opracowaniu Roberta Papieskiego („Podkowiański Magazyn Kulturalny” nr 74, 2015). Wyjątkiem potwierdzającym regułę są listy Anny do Pawła Hertza (Paweł Hertz, Anna i Jarosław Iwaszkiewiczowie, Korespondencja t. 1–2 („Zeszyty Literackie” 2015) oraz do Jerzego Lisowskiego (Anna i Jarosław Iwaszkiewiczowie, Jerzy Lisowski, Listy 1947–1979, t. 1–2, Wydawnictwo Akademickie SEDNO 2020), obie edycje w opracowaniu Agnieszki i Roberta Papieskich, stanowiące integralną część wspaniale opracowanej korespondencji wymienianej między tymi jakże ważnymi przedstawicielami polskiej literatury. W najbliższym czasie planowane jest wydanie francuskojęzycznej korespondencji obojga Iwaszkiewiczów z ich francuską przyjaciółką Hélène Kahn-Casellą w tłumaczeniu i opracowaniu Małgorzaty Zawadzkiej i Doroty Chłandy.
Listy Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów są świadectwem rzadko spotykanej więzi Autorów. Wciąż zadziwia wzajemne przywiązanie małżonków, ich tęsknota, nieodzowność codziennego kontaktu, wysoka temperatura ich relacji. Oboje są silnymi indywidualnościami. W korespondencji powojennej odnajdujemy takiego samego Jarosława Iwaszkiewicza, jakiego znamy z korespondencji przedwojennej – kapryśnego, egocentrycznego, impulsywnego i wiecznie oczekującego czułej uwagi żony. Ale też pojawia się i stała troska o jej zdrowie i dobrostan psychiczny. Dla tych, którym bliska jest postać Anny Iwaszkiewiczowej, którzy znają jej dzienniki i wspomnienia, którzy wiedzą o jej chorobie, trwającej od 1935 roku prawie do wybuchu drugiej wojny światowej, zaskakująca może wydać się jej energia życiowa, która emanuje z jej listów powojennych. Rzeczywiście, tak jak wielokrotnie podkreślała starsza córka, Maria Iwaszkiewicz-Wojdowska, Anna wyszła z okupacji wzmocniona, świadoma swoich możliwości nie tylko intelektualnych, ale też moralnych i organizacyjnych. Wszyscy okupacyjni bywalcy Stawiska podkreślali równowagę ducha obojga gospodarzy, ich zmysł praktyczny i nieuleganie nastrojom zniechęcenia i beznadziei, mimo że czasy okupacji, a i pookupacyjne, tym nastrojom sprzyjały.
Koniec wojny oznacza zaangażowanie się Jarosława w życie społeczno-kulturalne w warunkach nowej rzeczywistości. Pisarz po raz pierwszy zostaje wówczas prezesem Związku Zawodowego Literatów Polskich, a następnie uczestniczy w kongresach związków pisarzy w Europie i w Ameryce Południowej, współorganizuje też I Kongres Intelektualistów w Obronie Pokoju we Wrocławiu, redaguje tygodniki literackie. Jego podróże po Polsce i świecie stanowią z jednej strony pretekst do oderwania się od codziennej rutyny (zawsze źle wpływającej na jego wenę twórczą), z drugiej – dają inne spojrzenie na przemiany, którym podlega Polska i Europa. Iwaszkiewicz spogląda na wszystko z perspektywy jedności kultury europejskiej. Wątki zachłyśnięcia się odzyskaną wolnością przeplatają się z pytaniami o przyszłość Europy i świata po kataklizmach i politycznych przełomach. Pisarz ma świadomość wyjątkowości tego czasu. Świadom jest też, że podziały, które powstały w wyniku drugiej wojny światowej, mogą na zawsze rozdzielić go z przyjaciółmi – w liście z 5 kwietnia 1948 pisał np.: „ odwieźli mnie do hotelu samochodem i tutaj, tak jak w Londynie z Grycem i Bormanem, ta chwila milczenia przed rozstaniem i to pożegnanie takie bolesne, bo mimo wszystko uczucie, że przepaści, jaka jest między nami, nic już nie potrafi zapełnić. Ciężkie uczucie i jednak radość, że jestem tam, gdzie jestem, po stronie konstruktywnej, a im już pozostaje tylko to, że «Warszawa brzidka» ”. Spotyka się z wieloma ludźmi kultury europejskiej, śledzi nowe prądy filozoficzne i literackie. Listy do żony są często zaczynem jego twórczości stricte literackiej lub publicystycznej – tak jest w przypadku listów pisanych z Argentyny i Brazylii, dokąd podróżował w 1948 roku. Warto podkreślić, że listy Anny są często inspiracją do nowych przemyśleń i przewartościowań. Listy są pełne ploteczek, złośliwostek, narzekań na trudy życia, na przyjaciół, ale i tęsknoty do żony, do Stawiska, do córek i wnucząt. Pisząc do żony, Jarosław Iwaszkiewicz często odsłania te swoje emocje, których próżno by szukać w listach kierowanych do innych osób – pozwala sobie w nich na okazywanie złości, zniecierpliwienia, zazdrości. Anna, dobrze go znająca i rozumiejąca, łagodziła złe nastroje, ale też pozwalała sobie na udzielanie nauk moralnych. Przyjmował je czasem z pokorą, czasem buntował się, podkreślając jednak zawsze jej wyższość moralną i wrażliwość, siebie nazywając często „niskim duszkiem”.
Anna Iwaszkiewiczowa prowadzi życie dużo spokojniejsze, jest zdumiewająco konkretna, praktyczna, zajmuje się sprawami Stawiska, które obojgu przysparza wielu zmartwień i kłopotów, ale jednocześnie jest ukochane, niezbędne, daje poczucie ciągłości i możliwość oderwania się od zgiełku nowych czasów. 3 maja 1948 roku Anna pisze do męża: „Wczoraj chwilkę przyłapałam Ulatosia na Głównej i błagałam, żeby się starał o plac, bo to już nie tylko ogrodzenie i pieniądze dla Marysi na wyjazd potrzebne, ale już i węgiel trzeba teraz w maju kupić, a podatek gruntowy znowu łupnęli o 20 tys. więcej niż zeszłego roku! Chcę nawet pogadać o tym w gminie”. Stawisko to nie tylko oaza sztuki i przystań dla wielu rozbitków, to także gospodarstwo rolne, zatrudniające pracowników, obarczone obowiązkowymi dostawami, to dom, który trzeba ogrzać i zaopatrzyć, którego funkcjonowanie trzeba tak zorganizować, żeby wszystkim jego mieszkańcom było wygodnie, w którym trzeba stworzyć warunki do twórczej pracy męża, do wychowywania wnuków. Co jakiś czas Anna wraca do pomysłu wydzierżawienia Stawiska, żeby nie musieli zajmować się sprawami gospodarstwa: „Jestem również, i z dawniejszych powodów, i z powodu stanowiska Stacha, absolutnie zdecydowana na wydzierżawienie Stawiska, nie chcę robić tego wbrew twojej woli, ale sądzę, że mam w tym ostateczne słowo i że mi w tym nie przeszkodzisz”.
Zajęta codzienną krzątaniną, Anna w tym samym czasie dużo czyta, interesuje się nową literaturą, w listach komentuje dyskusje, które toczą się w prasie (do 1948 roku dyskusje światopoglądowe były jeszcze możliwe!). Patrzy na bieżące życie polityczne i kulturalne, wymieniając z mężem dociekliwe i celne rozpoznania. Jej listy pisane są często z punktu widzenia tłumaczki i krytyczki, a przede wszystkim – wrażliwej czytelniczki. Mąż co i raz podrzuca jej nowości zagraniczne, często prosząc o opinię lub o przekład do redagowanych przez siebie czasopism. 22 lipca 1946 roku napisał: „Największym wrażeniem w Moskwie było przeczytanie Sartre’a. Za mało mi mówiłaś, że to takie genialne. Najprzyjemniejsze jest wyjście z impasu dla powieści, jakie stworzył Proust i Joyce”. Myśl tę rozwinął później w jednym z Listów do Felicji.
Tak jak Jarosławowi liczne podróże dawały możliwość oderwania się od spraw codziennych, tak i Anna znalazła dla siebie oazę spokoju – od 1947 roku stałym miejscem jej letniego wypoczynku stała się Ustka – którą nazwała Moje „Fontainebleau”. To właśnie listy z Ustki dają wyobrażenie o niebywałym bogactwie przemyśleń Anny – poczynając od spraw bardzo przyziemnych, poprzez literackie do politycznych, filozoficznych i religijnych. Podczas pobytu nad morzem odbyła skomplikowane rekolekcje u księdza Ziei – były one dla niej definitywnym rozliczeniem się z chorobą, która wyłączyła ją na kilka lat z normalnego życia, a której przyczyn upatrywała we własnej niedoskonałości.
W liście z 29 sierpnia 1949 roku pisze do męża: „Chciałabym Ci z całego serce użyczyć mojego szczęścia, które zawsze Cię dziwi, ale ja naprawdę nie mogę tego określić inaczej jak tak, że człowiek jest wtedy szczęśliwy, kiedy czuje się szczęśliwy sam ze sobą. Nawet w okresie trosk, zmartwień, nieurojonych smutków (jak wiosną miałam ze Stachami), jeśli znajdę się sama w pokoju, przeczekam jakiś czas, żeby to wszystko «się ustało» jak zmącony płyn – wchodzę od razu w ten zakamarek, gdzie jestem szczęśliwa. Nie myśl, że to tylko skutek odejścia od kłopotów, które teraz odczuwam, na takie szczęście pozwalać sobie nie wolno, ale człowiek musi dokopać się w sobie do tego pokładu, gdzie już nic z zewnątrz dotknąć go nie może; musi być, jak mówi St.Exupéry, «inattaquable»”.
Anna i Jarosław żyją czasem w zupełnie innych światach, zaangażowani są w różne sprawy, ale są wciąż razem mimo oddalenia, wyjazdów, pogłębiających się z czasem różnic w ocenie sytuacji. Mają dzieci i wnuki, kochają je, mają przyjaciół, ale wciąż to ich miłość jest pierwszoplanowa. Są bardzo różni, zmieniają się, ale łącząca ich więź jest wciąż tak samo silna. Lektura listów wymienianych przez Iwaszkiewiczów nie pozwala do końca odkryć tajemnicy ich małżeństwa. Próbowali tego zarówno Tomasz Burek, pisząc wstęp do listów przedwojennych, próbował i Piotr Mitzner, pisząc książkę Hania i Jarosław. Esej o małżeństwie.
Iwaszkiewiczowie znają swoje wady i słabości, ale nie one przecież decydują o trwałości ich związku. Co zatem o niej przesądza? Wzajemny szacunek, zainteresowanie, podziw? Nie wiemy, czytając z zachłannością kolejne listy, liczymy na to, że tajemnica być może się odsłoni, ale ona wciąż pozostaje niedostępna dla nas, obserwatorów.Rok 1944
1.
Kraków, 18 XII 1944
Najmilszeczku!
Piszę zaraz dziś wieczorem, żeby z rana pocztówkę wysłać, może dojdzie na wilię. Podróż mieliśmy doskonałą1, przede wszystkim nie było mi zimno ani chwili, nawet w nogi. Tłok z Grodziska do Skierniewic potworny, ale to tylko godzina, stałam oparta o ścianę, co już jest zupełnie możliwe, a Stach2 w komórce! W Skierniewicach na peronie spotkaliśmy Malinowskiego3, który gdzieś zgubił Krysię4 i Piotrusia Perkowskiego5! Do Krakowa właściwie cały czas siedziałam, a Stach trochę na zmianę podsiadywał, bo jacyś byli uprzejmi ludzie w wagonie. Przyjechaliśmy bez spóźnienia. Horzycowie6 poczciwi czekali mnie i bardzo czule przyjęli; w pół godziny po moim przyjeździe zjawił się Roman7, który szalenie jakoś ucieszony był z tego, że się zdecydowałam na wyjazd. Wypiliśmy razem z nim herbatę i obiecał, że w tygodniu świątecznym przyjedzie do Rabki. Tu zupełnie nie ma tego nastroju, co u nas; nikt się niczego ważnego w tych czasach nie spodziewa8, i zdaje się, mają rację.
Maluśki, mnie się potwornie serce ściska, jak myślę o Tobie i Stawisku w ogóle, a głównie o spaniu z Ciupaseczkiem w łóżku, ale kiedy się już znalazłam w wagonie, miałam też uczucie wielkiej radości, że jadę do naszej Żaby najdroższej. W dodatku Roman, który był u nich, od razu mówił mi, że się szalenie cieszy na mój przyjazd, czego się nie spodziewałam. O Heli9 mówi mi Roman, że na pewno nie zdecyduje się jechać przed świętami, że się czuje lepiej, zresztą w tych dniach tłok będzie najgorszy, a sama rzeczywiście jechać nie może. Wszystko zresztą napiszę ci z Rabki. Jutro od rana idziemy ze Stachem i Stasią na miasto – idę zaraz spać.
Całuję cię, Malupki, tysiące razy i Tereskę10. Będę z wami myślą cały czas przy wilii. Cioci11 rączki ucałuj i pociesz ją.
Twoja Żonka
2.
Rabka, 22/XII
Mon petit garçonnet chéri!
Il y a trois heures, c’est à dire à sept heures du matin un beau petit garçonnet est arrivé pour jouer avec le grand frère. Son voyage a été sans incident mais très long et très pénible. Sa maman est ravie, certainement fière et malgré sa pâleur elle a elle-même l’air d’un grand bébé. Comme j’avais raison de ne pas vouloir attendre plus longtemps, dire qu’il s’en fallait de peu que nous arrivions trop tard! La pauvre chérie m’a dit quand c’était fini „c’est bien que tu étais là!”. Tout le monde ici a été vraiment touchant, surtout la patronne qui n’a pas éteint la lumière de toute la nuit et demandait de temps en temps si nous avions besoin de quelque chose. J’oublie de te dire que l’événement a eu lieu chez nous, car la quasi clinique où nous devions aller est occupée par des locataires en uniforme qui foisonnent à Rabka en quantité effroyable. Je me sens très fatiguée mais je suis bien contente que ce soit déjà fini. Le temps est admirable, 12 degrés de froid, mais pas de vent et un soleil délicieux. J’écris en français à cause de la cuisine, dont on ne peut pas être très sûre. J’écrirai demain à tante en lui disant que Marysia a eu des douleurs (ce qui du reste est vrai) et rien de plus. Je suis bien triste sans toi mon chéri et sans Thérèse, mais maintenant je peux déjà faire des projets de retour. Je passe la plume à la jeune maman12.
Całujemy b. mocno
Stach i Marysia
3.
23/XII
Najmilsi moi, tj. „chopczyk” i Teresko!
Dziś wigilia13, ciągle mimo tak wielkich zdarzeń myślę o was, a szczególniej myśleć będę, jak zacznie się ściemniać. Bardzo mi wtedy będzie tęskno i smutno, w dzień, prawdę powiedziawszy, nie mam chwilki czasu, bo jestem tu za praczkę, a trochę pielęgniarkę. Cieszę się niewymownie z tego, że przyjechałam i że Marysi bardzo tu się przydaję, ale na dłuższy czas padłabym trupem ze zmęczenia. Zwłaszcza to, że nie bardzo wyspać się można. Marysia dobrze się czuje. Zmizerniała, ale ma zupełnie dziecinną buzię, co bardzo jest zabawne w pewnych okolicznościach (pokarmowych).
Mam nadzieję, że pierwsza moja kartka z Krakowa, stąd i najważniejsza wczorajsza szybko doszły, bo były rzucane na poczcie. Dziś wielkie przygotowania na wieczorną wigilię i drugie śniadanie (śledź i pieczone kartofle) było o pierwszej zamiast o dwunastej i w domu zamieszanie gorsze niż u nas. Ciupaseczek by się tu uśmiechał na niepunktualne jedzenie, trzy kwadranse spóźnienia to normalne; ale poza tym jest tu idealnie. Łazienką się rozkoszuję i ciepłem w pokoju. U Jadwini14 byliśmy przedwczoraj z Helą i wczoraj Hela była sama, żeby oznajmić o nowinie. Dziś Jadwinia przyjdzie po południu i wilię zjemy w pokoju przy Marysi. W ogóle każda rodzina ma wilię u siebie. Pogoda prześliczna, ale dużo powietrza nie czuję.
Całuję was, najdrożsi moi. WSZYSTKICH ode mnie pozdrówcie.
H.
Całują mocno
Marysia i Maciuś
4.
24 XII 44
Moja najdroższa, wczoraj przed wilią przyszła twoja pierwsza kartka z Krakowa, a także miła i serdeczna karteczka od Marysi. Byłyście ze mną myślami w ten wieczór, zresztą dość dobrze wszystko poszło, wilia była dobra, tylko Wanda15 wpakowała cały miód do maku i nie było topionego. Ryb nie było, tylko śledzie i kulebiak. Byliśmy na rybce „Pod Lipami”16 z Teresą, Suchorzewskimi17 i Ireną K.18 Tak bym już chciał mieć twoją kartkę z Rabki i wiedzieć, że przebrnęłaś przez Scyllę i Charybdę Krakowa, cieszę się, że wzięłaś adres Romana, Marysia także o nim pisze. Miałem wczoraj dużą pocztę, jak zawsze Hala I.19 wróciła z gruźlicą! pisała mi Matahari20. Bardzo mi tęskno do ciebie a jednocześnie dużo pracuję i zmieniłem tryb życia, wcześnie wstaję, biorę prysznic itd. Teres ma wspaniałe, znakomite stopnie i chodzi bardzo dumna i głównie przejęta nauką. Poza tym wszystko zwyczajnie, kot wczoraj (na wigilię) zjadł pasztet Babetce21 i stłukł jej słoik ze smalcem. À propos jest świetny pasztet ze zdechłego zająca, którego znalazł Marek22, i ze zdychającej kury, którą trzeba było dorżnąć. Boję się, że przerwa w naszej korespondencji będzie teraz długo trwała, a w każdym razie o częste wiadomości proszę. Pisz, jak tylko możesz. Czy Hela przyjedzie? Uściskaj serdecznie obie siostry, nie kłóćcie się przy tym, Marychę moją po sto razy ucałuj, nareszcie zdaje się zrozumiała, czym jest (może trzeba pisać „było”) Stawisko i jej rodzice. Bardzo mi tęskno, powtarzam, ale to może i lepiej. Ściskam cię i całuję mocno. Ciocia dobrze się ma i w dobrym humorze, za to Śliwińska23… Całuję, całuję mocno.
Jarosław
Były karty od Andrzejów24 i p. Mickiewicz25.
P. Wodz. Zandbangowa w lipcu umieściła w przytułku, gdzie zginęła razem z innymi26.
5.
25/XII 1944
Malupki najdroższy mój!
Ciągle myślę, czy już dostałeś wiadomości stąd, co myślicie ty i Teresa o tym, co tu się dzieje. Tak dużo mam do opowiedzenia, a na tych pocztówkach przecież nic napisać nie można, teraz już nie tylko z braku miejsca. Marysia ma się doskonale i ślicznie wygląda. Le petit est très fort, il pèse plus de 3 ½, il ressemble à son père comme deux gouttes d’eau. J’ai une grande déception à cause de mes sentiments; mais en somme je prévoyais que les petits enfants ce n’est pas à comparer avec les enfants. Je n’ai aucune passion pour lui, peut-être parce qu’il ne me rappelle en rien son maman et parce qu’il était la cause de ses horribles souffrances. Je pense du reste que je l’aimerai beaucoup plus quand il sera plus grand. Par contre Hélène est folle de lui, elle trouve monstrueux qu’on le laisse crier, qu’on ne lui donne pas à manger plus tôt quand il a faim etc.27 Hela wygląda dość mizernie, ale na razie czuje się zupełnie dobrze. Mam największe w świecie trudności, żeby ją przekonać o konieczności wyjazdu stąd. Ciągle o tym mówimy ze Stachami, którzy też bardzo się tym kłopoczą. To nawet oni rozumieją, ce qui est beaucoup dire28, bo choć dość mieliśmy dowodów ich dziecinności, to jeszcze wciąż wprawiają mnie w zdziwienie. Mówiłam o tym chwilę z Jadwinią, do której wybieram się na dłuższą rozmowę, ale nie bardzo jest kiedy, bo po obiedzie jeśli jest ze dwie godziny wolne, to chcę się przespać. Cette nuit le Papa se levant, mais il s’endort en une minute29, a ja długo oka zmrużyć nie mogę. Pogoda w dalszym ciągu przepiękna; ciekawa jestem, czy u was też było „po lodzie”. Ciekawa jestem, czy Przelaskowski30 przysłał ten węgiel. Malupki, choć zdaje się wszelkie nasze obawy na razie są bez podstaw, przypominam o moim płaszczu od deszczu i ważna rzecz: zapomniałam wziąć mój brom na noc, w okrągłym, szklanym pudełku. Nie zapomnijcie o nim w razie czego, to jest b. cenne, po prostu na wagę złota (ale proszę, polecam nie próbować). Szalenie jestem ciekawa, jak wszystko się udało w domu i czy nie było nieoczekiwanych osób. Strasznie mi tęskno do Cioci i Teres i pocztówki doczekać się nie mogę. Całuję.
H.
6.
29/XII 1944
Najmilszeczku!
Już prawie dwa tygodnie od mego wyjazdu, a jeszcze nic od ciebie nie dostałam; wczoraj i przedwczoraj na pewno już spodziewałam się pocztówki! Ja już do Ciebie pisałam pięć razy. Marysia ma się dobrze i wygląda ślicznie. Maciuś pięknieje stanowczo i dziś nareszcie był dość cichy w nocy. Obawiam się, czy to nie chwilowe tylko, oby nie był tak wrzaskliwy jak Terenia. Dziś przyjechał Roman , bardzo elegancko wyglądający, w nowej kurtce ciepłej i marynarce, którą mówi, że dostał na gwiazdkę od p. Grzybowskiej31. Możesz sobie wyobrazić, jaki był efekt, bo on też mi twierdził w Krakowie, że na pewno będę czekała ze trzy tygodnie! À propos, nie pisałam ci, kogo spotkałam w Krakowie: w Sukiennicach Tadzia Brezę32 a zaraz potem na obiedzie Kasię33, która się pytała, czy nie wiem, co z Tadziem się dzieje, na linii A - B Ekiera34, który mnie zaczepił i bardzo się do mnie wyczulił, następnie widziałam Wrześniakową35, a do Horzyców przyszła Janka Cękalska36, która mówiła mi bardzo ciekawe rzeczy o Czesiu37, zupełnie inne, niż można się było spodziewać po ostatnich rozmowach z nim. Poza tym mówiliśmy dużo o Cegielni38 i o możliwościach filmu.
Chciałabym już zdecydować dzień wyjazdu, ale przedtem musi tu wszystko jakoś się ułożyć; w dalszym ciągu nie mają nikogo do prania, ani do pomocy, i w ogóle zastanawiam się nad tym, jak oni to sobie wyobrażali. Siedzą tu dwa i pół miesiąca i nic absolutnie nie było przygotowane. Że oni głupie dzieciaki, to jeszcze rozumiem, ale że Hela o tym nie pomyślała. Poza tym musi się coś zdecydować co do Heli, a jest taka uparta, że nie można jej przekonać! Jeszcze pomówię z Jadwinią, która jest najrozsądniejsza. W każdym razie myślę, że wyjadę 8-ego albo 9-ego39. Proszę cię bardzo usilnie, pójdź zaraz do Welmana, jest zawsze między 12 a 1-ą w ambulatorium, dowiedz się, czy jest tam klinika, o której mówił, a jeśli nie, umów się na operację i zrobimy w Żyrardowie w połowie stycznia, bo to będzie dobry czas po choróbce.
Malupki, kocham cię strasznie i tęsknię. Pisz i ucałuj Tereskę –
Żonka.
Rok 1945
7.
2/I 1945
Malupki mój najdroższy!
Strasznie mi tęskno do Ciebie i Tereski i wczoraj cały dzień o was myślałam. Przedwczoraj dostałam twoją kartkę pisaną w dzień wilii, szalenie się nią ucieszyłam i byłabym zaraz odpisała, gdyby nie to, że przede wszystkim nie było w domu pocztówki (tu są we wszystkim niemożliwe trudności), a po drugie i tak przez dwa dni poczta nie odeszłaby. Marysia wczoraj obeszła w szlafroku dwa razy stołowy pokój i co dzień już myje się poza łóżkiem. Jutro pójdzie do łazienki, ale zasadniczo będzie leżała do dwóch tygodni, czyli że wstanie na Trzech Króli. Stach ciągle już chciałby ją podnosić, ale na szczęście jakoś ich przekonałam. Maciuś teraz znacznie cichszy i jest bardzo ładniutki; szalenie uroczy bachorek, widać, że matka była dobrze odżywiana.
Wczoraj byłam na sumie w dużym kościele, bo rano zaspaliśmy, a nie w kapliczce, która jest o parę kroków od nas, msza tylko o 9 ½. Szalenie wzruszyło mnie nabożeństwo i śpiewanie kolęd. Cały czas myślałam o tym wszystkim, co działo się tamtego roku, na który tak się liczyło, o tych wszystkich, którzy odeszli, o Nuci40, o Staszku41, Żance42, i płakałam jak bóbr. W tym całym ogromie bólu i nędzy żłobek z dzieciątkiem jeszcze bardziej niż zwykle był wzruszający i wydało mi się, że to Dziecko zrodzone w nędzy na mękę i śmierć to rzeczywiście najpiękniejsza postać boskości.
Od paru dni bez przerwy pada śliczny suchy i gęsty śnieg, bardzo się z tego cieszę, bo lubię śnieżną zimę; zwłaszcza w górach to konieczne. Roman był u nas półtora dnia, bardzo było z nim przyjemnie. Ustaliliśmy z nim ostatecznie datę naszego powrotu, bo mamy się znów spotkać; otóż niestety przyjadę trochę później, ale sama jechać nie mogę, a nie chcę znów popędzać Stacha, który mówi, że mogą być prawie do 20-go. Więc wyjedziemy stąd 14-go w południe, 15-go będziemy w Krakowie, a 16-go przyjadę znów na noc do Grodziska. Jeszcze Ci napiszę, o której przyjadę, bo trzeba, żeby ktoś przyszedł po mnie. Do Tereski napiszę oddzielnie, jak zdobędę pocztówki.
Strasznie za nią tęsknię. Całuję Was jak kocham.
Twoja Żonka
8.
5/III 1944
Mój malupki najdroższy!
Jestem okropnie niespokojna, że tak nic nie piszesz. Od paru dni poczta nie przychodziła, komunikacja z wiadomych powodów była zerwana, ale dziś przyszła cała masa kartek, a w tym tylko kartka od Cioci do Marysi i kartka od ciebie do Marysi, tylko dawniejsza! Od ciebie w ogóle dostałam tylko kartkę pisaną w dzień wilii. Spodziewałam się już dziś na pewno odpowiedzi na wiadomości o dziadostwie!! W ogóle nie wiem, czy moje kartki dochodzą. W ostatniej pisałam ci, że ustaliliśmy dzień wyjazdu stąd na 14-ego, tzn. że 16-go rano wyjedziemy z Krakowa, a 17-go przyjadę na Stawisko, bo znów muszę nocować w Grodzisku. Z Helą jest duży kłopot, bo w ogóle ruszyć się stąd nie ma ochoty, a do Jadwini, mimo że nieraz o tym była mowa, przeniosła się dopiero przedwczoraj! Jadwinia dwa razy już ze mną mówiła o Heli, że widzi w niej po prostu jakieś starcze zahamowania, co rzeczywiście jest możliwe. Uważam, że Hela powinna bezwarunkowo jechać z nami, bo sama jechać nie może. Mieliśmy już dwie najęte pielęgniarki, ale przez to zwlekanie właśnie przepadły, teraz ma przyjść nie fachowa (co i tak wobec karmienia piersią nie jest konieczne), ale podobno bardzo porządna i miła osoba, którą tu dobrze znają. Będę dopiero spokojna, jak już będzie zgodzona.
Malupki, strasznie mi tęskno do Was i mam tyle do powiedzenia, że wprost nie wiem, jak to będzie, jak wrócę. Tu są we wszystkim nieprzezwyciężone trudności, między innymi o pocztówki. Gdyby nie to, pisałabym co drugi dzień.
Marysia ma się dobrze, ale teraz, kiedy zaczyna trochę wstawać, widać, że jest mizerna. Miło jest popatrzeć na jej szczęście, ale straszno, że to takie dzieciaki, i co tu dużo gadać, takie głupie.
Nic nie wiem, co w domu. Czy znaleźli coś z wełny, o czym pisałam do Wandy, czy Malinowscy43 siedzą, w ogóle „zupełnie nic”. Proszę cię, przyślij mi zaraz do Horzyców adres Suchorzewskich. Chcę się z nimi zobaczyć w Krakowie. Nie zapomnij, proszę. Jeszcze zdążysz.
Cieszę się z tego, co piszesz o Tereni; strasznie do niej tęsknię i ciągle myśląc o niej pokładam w niej wszystkie zawiedzione przez Marysię nadzieje… Ale kto wie, jak to będzie!
Czy dostałeś kartkę, w której już pisałam o kremie do twarzy i bromie, który w razie czego można wziąć ze sobą, ale zdaje się, że o tych rzeczach mowy nie ma.
Malupki, jak jutro nie będzie kartki, to się powieszę. Całuję milion razy. Do Tereski napiszę.
Twoja Żonka
9.
6/I 1944
Najmilszeczku!
Rozpacz mnie już ogarnia z powodu tej korespondencji. Od ciebie miałam tylko kartkę pisaną w dzień wilii, a wczoraj przyszła kartka od Ciebie i kartka od Cioci również z dnia wilii. Teraz korzystam z uprzejmości pani Borucińskiej44, która obiecała kartkę wrzucić w Krakowie. Nic nie wiem, co się dzieje w domu, i ogromnie się niepokoję. Marysia ma się dobrze i ślicznie wygląda. Projektowaliśmy wyjechać ostatecznie 14-go, być w Krakowie 15-go, w drodze 16-go, nocować w Grodzisku i 17-go byłabym na Stawisku, ale teraz znowu Stach wynalazł kombinację z jakimś samochodem ciężarowym45, a to ma się dopiero zdecydować w poniedziałek. Uważam za zupełne szaleństwo, żeby teraz zabierać Marysię, ale niech robią, jak chcą, uważam tylko, że doktor musi o takiej rzeczy zadecydować. Nie wiem, jak Ci dam znać o przyjeździe, bo podobno jeden do dwóch tygodni poczty nie będzie, bo duży most jakiś jest zerwany już od tygodnia. Do Tereski szalenie mi tęskno i pisałabym do niej, gdyby nie szalone wprost trudności z dostaniem pocztówek, a potem znów ta historia z pocztą, więc nie warto pisać, bo jeśli od was nic nie przychodzi, to i do was nie dojdzie. Ucałuj ją ode mnie i powiedz, że się cieszę z tego, co o niej piszesz. Jeśli jeszcze zdążysz odpisać mi, to pamiętaj, przyślij mi do Horzyców adres Suchorzewskich, którzy mają być w Krakowie przez cały styczeń; nie zapomnij nalepki, dobrze? Nic nie wiem, czy Malinowscy się wybierają, wiem tylko z kartki cioci, że byli w wilię. Stach chciałby skombinować z nimi ten samochód, jeśli jeszcze mają zamiar jechać; to byłoby dobrze, gdyby oni tym samym samochodem wracali do Krakowa. Do Wandy pisałam prosząc, żeby wreszcie dali Jesionkowej46 wełnę do zgremplowania i żeby resztę wyprali. W ogóle ogromnie mnie irytuje, że nic nie wiem, co się dzieje w domu. Gdyby to były inne warunki, to taki pobyt tu byłby rozkoszny. Tutto mi piace in quanto vasone47; Rabka jest po prostu zachwycająca, pensjonat b. miły, pogoda rozkoszna, przez parę dni padał suchy, gęsty śnieżek, dziś jeszcze się nie wypogodziło, ale wyobrażam sobie, jak teraz prześlicznie, jak się słońce pokaże. Ciekawa jestem, jak stoicie z węglem, czy ten od Przelaskowskiego nareszcie dostaliście, czy w domu nie zimno. Malupki, czy byłeś u Welmana? Bardzo chciałabym zrobić tę operację zaraz po przyjeździe. Hela jakoś nie chce jechać, Jadwinia twierdzi, że ona ma starcze dziwactwa, bo inaczej trudno to wytłumaczyć. Z Jadwinią ugadujemy się, jest ze wszystkich najrozsądniejsza.
Malupki, całuję ciebie i Tereskę jak kocham. Napisz zaraz do Andrzejów .
Żonka
10.
Łódź, 5 III 45
Moja kochana!
Wszystko w porządku, mieszkam u Poli48 i bardzo mi jest dobrze. Łódź o wiele ładniejsza, niż była. Muszę ZOSTAĆ DO NIEDZIELI, bo jest jakiś poranek literacki, w którym muszę wziąć udział. Przyjadę więc w poniedziałek lub wtorek (najpóźniej). Staś Dygat49 przyjechał z Krakowa; widział tam Stacha, myślę, że już jest w Grodzisku. Zdaje się, że przywiozę trochę pieniędzy – i na to też muszę poczekać.
Ściskam cię wiele razy –
Twój Jarosław
Kartkę wiezie Gienia p. Zofii Nał50.
Adres: Do Pani Anny Iwaszkiewiczowej
Grodzisk Mazowiecki
Skład Apteczny p. Włodek
11.
6 III 45
Moja najdroższa!
Jeszcze kartka przez Waldorffa51 – czy otrzymałaś przez Iwanowskiego? Przyjadę dopiero w poniedziałek lub wtorek – bo czekam na pieniądze i mam poranek literacki w niedzielę. Bardzo mi dobrze w Łodzi.
Ściskam Cię bardzo serdecznie i Teresę też.
Jarosław
Czy Stach już przyjechał z Krakowa?
Ręcznie dopisane: Bandurskiego 71 m. 4]
12.
9/III 1945
Malupki!
Piszę parę słów przez Jaźwia52, który zdaje się słusznie robi, że jedzie, ale mi go bardzo szkoda na Stawisku, i Andrzejeczka też. Dziś był Iwanowski, który mi opowiadał o Twoich tryumfach w Łodzi, z czego bardzo się cieszę. Dużo pewnie będziesz miał do opowiedzenia, ale ja też trochę. Karski53 dziś rano wyjechał nastraszony mocno przez Bola54, ale obawiam się, że wróci.
Mój drogi, przychodziło mi do głowy, czy czasami nie udałoby ci się w Łodzi kupić płótna na prześcieradła, choćby na trzy; może są jakie poniemieckie, albo wyszabrowane z fabryk!
Jeśli teraz będziesz miał trochę forsy, to byłoby cudnie, bo strasznie tego brak, tym bardziej, że teraz muszę oddać meyerowskie Wandzie55.
Władek czeka, więc się spieszę. Całuję mocno.
Żonka
P.S. Prześcieradło musi być szerokie, bo wąskie są.
13.
Poznań, 13 V 45
Moja najdroższa!
Bardzo tęsknię do was, chociaż w Poznaniu56 jest mi dobrze, ale trochę obco; mam trochę znajomych, a w tych dniach ma przyjechać Roman – wyobraź sobie! – i to na stały pobyt57. Jadłem dziś obiad ze Stefanem Sojeckim58, przy czym zaśmiewałem się trochę przypominając sobie rzeczy, które opowiadał mi Stach – i sposób, w jakim to opowiadał taki zabawny. Przybyły mi jeszcze powody do niepokoju o was – mianowicie Maciuś, o którym myślę bardzo dużo, nawet nie myślałem, że będzie mnie tak obchodzić – jak mamcia o nas w stosunku do Marysi – uważam Stachów w stosunku do niego za bardzo lekkomyślnych. Napisałem zresztą wiersz Na narodziny wnuka59, wydrukuję go tutaj, nie wiem, czy będzie ci się podobał, bo jest pod wpływem Jastruna60, którym coraz bardziej się zachwycam.
Bardzo się jakoś niepokoję o dom – i tak chciałbym być na Stawisku w te cudowne, ciepłe dni, jakie teraz mamy. Poznań cały w kwiatach, masa bzów i tulipanów, całe wiadra narcyzów, kasztany w pełnym kwiecie. Ciekawym, jak jest u nas. Niespokojny jestem także o Polę, zostawiłem ją w stanie trochę lepszym, ale w „Rzeczpospolitej” Kraty61 w dalszym ciągu nie ma. Tak się boję, że ona już jej nie skończy. Hala tam teraz pojechała, ma wrócić w tych dniach. W czwartek mam wieczór literacki, na którym będę czytał trochę prozy, trochę wierszy – i coś za to dostanę62. Myślę, że podróż nie będzie mnie wiele kosztowała. Taki jestem stęskniony, że nie pojadę już do Łodzi, jak to miałem zrobić, tylko już direct63 do Stawiska na święta, może Paweł64 przyjedzie tam. Czy go nie wygnasz? Bo to pewnie i Babetka będzie i Gucio65 jeszcze nie wyjedzie. Jak pożycie ze Stachami66?
Moja najmilsza, całuję Cię bardzo serdecznie, tak przykro mi, że nie będę na urodziny Tereski, uściskaj ją ode mnie w ten dzień – zresztą piszę już do niej razem.
Bardzo, bardzo cię całuję
Jarosław
14.
Telegram
odpis. 15.05.
IWASZKIEWICZ KOSSAKA 9 POZNAN
SZCZESLIWA KONIEC WOJNY CZEKAMY CALUJE ANNA
15.
Poznań, 21 VI 45
Moja najdroższa!
Dojechałem bardzo dobrze, względnie prędko, towarzystwo Krzysia67 ułatwiło mi wiele, chociaż on mało energiczny i gapa, niestety! Zastałem Poznań w pełnym rozkwicie lata, upał, lipy w kwiecie, niebo niebieskie… Dziś rano w parku Wilsona było prześlicznie, a jak u nas? Zastałem drugi numer „Życia” wydany, wszystkim się bardzo podoba, mnie najmniej. Raczej wygląda na jakiś magazyn, niż na to pismo, jakie ja chciałbym robić. Widziałem wczoraj z rana zaraz po przyjeździe Romana, który jest w bardzo kiepskiej formie – jedyna pociecha, że starsza jego siostra wróciła z Niemiec, pojechała teraz do Warszawy i będzie mieszkała w ich mieszkaniu, tak, że będzie mógł Roman pozostawić Jankę68 pod jej opieką. To już jest coś! Ciągle myślę o tobie, o Teresie i o tych biednych trzech starcach wpakowanych do jednej ciupki na Majątkach!69 Serce mi się kraje. Niespokojny jestem trochę o Stacha, czy on aby już wrócił nareszcie? Tymczasem kończę, bo mam jeszcze masę rzeczy do napisania i załatwienia.
Całuję Cię mocno.
Jarosław
16.
22 VI 1945
Mój najmilszeczku!
Kiedy wyjechałeś, uświadomiłam sobie, że nie zostawiłeś mi adresu w Krakowie, a przecież list może Cię już nie zastać w Poznaniu. Na wszelki wypadek napiszę jeszcze do Katowic.
Udało nam się złapać dr. Lewickiego. Był jeszcze raz wczoraj rano, a jutro rano mamy być w szpitalu w Milanówku. Prawdopodobnie będzie przecinał, ale miejsca skoncentrowania nie ma, więc pewno będzie cięcie na krzyż, albo i więcej jeszcze, bo muszą znaleźć siedlisko ropy. Przez dwa dni temp była poniżej 38 stopni, ale dziś znowu 38,3, tak że pewno bez zabiegu się nie obejdzie. Tak straszliwie mi Tereski żal, że wyrazić tego nie mogę. Jest okropnie mizerna, prawie nic nie chce jeść, popłakuje, coś okropnego. Myślę, że zabieg radykalny najlepiej jej zrobi. Od Lewickiego uzyskałam cenne informacje dla mnie. Otóż okazuje się, że Czerwony Krzyż jest w Milanówku stale i Dembowska70 ma tam oddział chirurg-ginekologiczny. Jestem już zupełnie zdecydowana na operację tam, bo to najwygodniej. Chcę to zrobić w połowie lipca, jak tylko wrócimy z Łodzi. Tereska dużo sobie po tej podróży obiecuje! Ale przedtem czeka nas wielka uroczystość, mianowicie chrzciny Maciusia, bo „Sytek”71 parę dni temu szczęśliwie powrócił i jest wielka radość w rodzinie. Stach, co prawda, jeszcze nie przyjechał i Marysia rozpacza i niepokoi się (teraz zaczyna mnie rozumieć, jak wyczekuję ciebie), ale sądzę, że jutro (w sobotę) będzie na pewno. Ponieważ postanowiliśmy, że chrzciny my urządzamy, chcą koniecznie, żeby byli Piwowarczykowie72. Trzeba się już z nimi porozumieć. Ten wydatek teraz nie na rękę, ale ze względu na to, że obiad poślubny Marysi był u Włodków, musimy to zrobić. To już wszystko jedno, czy będziemy mieć na życie do września czy do 20 sierpnia!
Irena załatwiła mi już szczęśliwie interes, o którym mówiliśmy. Od Łempickich znowu był list z pewną zmianą dla nas raczej dobrą. Byłam dzisiaj u Bola 73, wygląda nieźle, łazi po ogródku. Jedli przy mnie niezłą kolację, ze sporą ilością masła. Może zrobi się coś z mieszkaniem, bo u Sawickiej jest pokój i lokatorzy mogliby go wziąć, a wtedy siostry miałyby pokój dla siebie. Matka jak zawsze. Przyjedź choć na pierwszego.
Całuję.
H.
17.
27 VI 45
Moja najdroższa!
Niestety nie mogę widać inaczej wyjechać z domu, jak co najmniej na dwa tygodnie. Jeszcze jestem w Poznaniu, a dopiero pojutrze wyjeżdżam do Katowic i do Krakowa, tak, że przed wtorkiem nie mogę być na Stawisku. Za to tak wszystko urządzam, żeby już potem długo siedzieć na miejscu. W niedzielę byłem w Koninie74, gdzie spędziłem czas b. przyjemnie i dobrze, przyjmowano mnie co najmniej jak biskupa i noszono na rękach. Miałem tam parę zabawnych spotkań z b. dawnych czasów i w ogóle było dobrze. Kąpałem się w Warcie, i nic mi to nie zaszkodziło, raczej przeciwnie, nareszcie mniej kaszlę. Myślałem, że będę miał jakąś wiadomość od was, wciąż bardzo a bardzo niepokoję się o Tereskę, troska o Maciusia też przybyła. Jaś Iwański75 depeszuje po prostu do Ali co parę dni i depesze dość prędko przychodzą. W Poznaniu tym razem jest mi gorzej niż poprzednio, Hala bardzo chora, a Roman tak straszny śledziennik, że wytrzymać nie można, ale jeszcze bądź co bądź się z nim gada.
Do widzenia tymczasem, całuję mocno a mocno.
Twój stary Jarosław