Antyerotyk - ebook
Antyerotyk - ebook
Dwie pisarki i przyjaciółki, Kama – wyzwolona singielka, korzystająca z uroków życia i mężczyzn imprezowiczka, ale tak naprawdę szukająca prawdziwej miłości – i Pola – mężatka z dwójką dzieci, w pozornie idealnym związku, w który już dawno wkroczyła rutyna i nuda – postanawiają napisać wspólnie erotyk, bo, jak wiadomo, erotyki są w cenie, a one chcą w końcu wydać bestseller. Okazuje się jednak, że praca nad książką wcale nie jest taka łatwa...
Losy przyjaciółek przeplatane z losami stworzonych przez nie bohaterów tworzą rollercoaster emocjonalny. Na kartach powieści łatwo było im opisać ideał – dobrego, wrażliwego, męskiego faceta, z którym uprawia się nieziemski seks – ale co innego znaleźć takiego mężczyznę w rzeczywistości.
Czy Pola zacznie od nowa? Czy Kama znajdzie miłość? Czy dziewczyny napiszą hit? Czy rzeczywistość okaże się tak kolorowa, jak w ich marzeniach i snach?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8310-467-6 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„To strata czasu – pomyślała Kama. – To cholerna strata czasu”.
Wiedziała to już dwie godziny temu, ale teraz była o tym święcie przekonana. Czekała tylko na telefon od Poli, której wysłała esemesa z prośbą o ratunek. Gdzie ona się, do cholery, podziewała? Pewnie jak zwykle odłożyła gdzieś komórkę i nie widziała wiadomości od przyjaciółki.
Dzisiejsza randka okazała się prawdziwą katastrofą. Makler giełdowy, przystojny, oczytany, znający się na modzie mężczyzna, odgarniał do tyłu włosy i spoglądał na nią powłóczystym spojrzeniem. Pierwsze wrażenie, jakie wywarł na Kamie, przypominało „wow”, ale potem była już tylko równia pochyła. Facet miał tak rozdmuchane ego, że Kama zastanawiała się, jakim cudem pomieścili się w trójkę przy stoliku: ona, on i jego ego. Dominico, bo tak miał na imię, był przebrzydłym chwalipiętą, który chełpił się swoim stylowym apartamentem na Starówce, akcjami, które ulokował na giełdzie, inwestycjami w bitcoiny i…
– I u mnie wszystko tutaj gra. – Przewrócił oczami i skierował wzrok na dół.
– Co gra? – Kama początkowo nie zrozumiała aluzji.
– No… – zrobił wymowną pauzę – na dole wszystko gra.
Czy on mówił o tym, o czym ona myślała? Nie, nie była onieśmielona, raczej chciało jej się śmiać. I robiła wszystko, by nie parsknąć niepohamowanym śmiechem.
– To chyba dobrze – stwierdziła, przygryzając język.
– Kobieto, dobrze to poczujesz za jakieś… – spojrzał na swój wypasiony zegarek – dwie godziny.
– Polemizowałabym – powiedziała. Nie była pruderyjna, czasami wręcz zbyt szybko puszczały jej hamulce, ale tylko z facetem, który ją uwiódł. A ten tutaj ze sztuką uwodzenia miał ewidentnie na bakier.
– Będziesz prosiła o więcej. Będziesz jęczała i…
Kelnerka postawiła przed nimi dania. Kama wzięła tylko sałatkę, a jej współtowarzysz wbił nóż i widelec w krwisty stek.
– Lubię takie krwiste mięcho – zakomunikował.
„Jezuuu… – jęknęła w duchu. – Jest gorzej, niż myślałam”.
– Moja mama… – zaczął mówić z pełnymi ustami – smaży mi takie steki.
– Mhm… – mruknęła pod nosem. Miała ochotę uciec.
Dominico przełknął kawał mięsa. Wypił kilka łyków wody, zagulgotał niczym stary indor, po czym kontynuował swój wywód:
– Gdy wali mi się świat, to z pomocą przychodzi mi mama. To moja najlepsza przyjaciółka.
– Mama?
– Mama. Co w tym dziwnego – obruszył się i lekko wydął wargi.
– Ja nie leciałam z każdym problemem do mamy, bo…
Nie dokończyła, ponieważ Dominico, Romeo z hiszpańskimi korzeniami, ciągnął:
– Będziesz musiała ją poznać.
Kama sięgnęła po kieliszek i wypiła kilka łyków białego wina. Nie miała ochoty spotykać mamy Dominico. Ani samego Dominico również.
– Nie będziemy mogli powiedzieć mamie, że poznaliśmy się przez Tindera.
– Dlaczego? Przecież mamusia rozumie cię jak mało kto.
– Tinder to zło.
– To dlaczego tam jesteś?
– Bo jak inaczej kogoś poznać?
– Czyli aż takim złem nie jest?
– Nie znoszę, kiedy ktoś odpowiada pytaniem na pytanie. – Spiorunował Kamę wzrokiem.
– Robi się niezbyt miło, dlatego może dokończymy wino i skończymy spotkanie?
– Zaraz wracam – powiedział mężczyzna, wstał i nie wrócił.
Kama zapłaciła słono za rachunek, klnąc w duchu na hiszpańskiego dupka, i wróciła do domu. Zdjęła niebotycznie wysokie szpilki, wykaraskała się z dopasowanej małej czarnej, włożyła wygodny dres i sięgnęła po sok pomarańczowy. Miała ochotę pożreć też coś słodkiego. W kryzysowych sytuacjach potrafiła zjeść tonę słodyczy, a potem odchudzać się przez kolejny miesiąc.
W lodówce oprócz soku znalazła chałwę. Wyjęła ją i położyła na talerzyk, po czym zaczęła dziubać widelcem, wpychając do ust coraz większe kawałki.
– Jezuuu, jakie dobre. Stare, ale jare – powiedziała sama do siebie.
„Czemu mi się nie udaje?” – zaczęła się zastanawiać, przełykając słodycz, która oblepiła jej przełyk. Od dwóch lat nie była w żadnym poważnym związku, a każdy mężczyzna, którego spotykała na swojej drodze, był w jakiś sposób popaprany.
I kiedy tylko pomyślała o hiszpańskim popaprańcu, ktoś zapukał do drzwi. Włożyła ostatni kawałek chałwy do ust i wyszła do przedpokoju.
W progu stała Pola, która dyszała niczym stary parowóz.
– Co się stało? – Kama była przerażona. Jej przyjaciółka ledwo łapała oddech.
– Nie mam kondycji, to się stało – wypowiedziała na wydechu, by potem wziąć dwa głębsze wdechy. – Przyszłam cię ratować.
– Teraz? Miałaś zadzwonić.
– Wiem, ale znasz mnie… Nie miałam przy sobie telefonu. Kiedy tylko odczytałam wiadomość, pobiegłam do restauracji… – Zaczerpnęła powietrza, a Kama obdarzyła przyjaciółkę uśmiechem. Wiedziała, że zawsze może na nią liczyć. Czasami co prawda wymaga to więcej czasu, ale zawsze ostatecznie uratuje ją z opresji. Zwłaszcza że za każdym razem, gdy Kama wybierała się na randkę z nowo poznanym mężczyzną, zostawiała przyjaciółce namiary. Tak na wszelki wypadek.
– A mnie już tam nie było – stwierdziła Kama.
– Wiedziałam, że albo już po tobie, albo wróciłaś do domu. Dzięki Bogu, jesteś.
– Jestem.
– To całe szczęście, bo musisz dać mi wiadro wody. Leciałam, ledwo mi tchu starczyło.
Kama nalała Poli kranówki do szklanki. Kobiety usiadły na sofie, przykrywając się kocem.
– Czyli klapa? – zapytała Pola, kiedy odzyskała oddech i wypiła wodę.
– Nawet nie chcę o tym mówić. Nie dość, że był irytującym maminsynkiem, to jeszcze zostawił mnie z rachunkiem.
– Dupek!
– Mam już tego dosyć – powiedziała Kama. I naprawdę była przekonana, że ma już definitywnie dosyć nieudanych randek i pogubionych mężczyzn. – Zazdroszczę ci.
– Kama… Myślisz, że u mnie jest tak różowo? – Pola wyciągnęła nogi i rozmasowała bolące łydki. Pod palcami poczuła odrastające włoski. Znowu nie miała czasu ogolić nóg. Pracowała w agencji reklamowej, pisała też książki, które sprzedawały się naprawdę marnie. Od prawie dwudziestu lat była mężatką i matką dwójki dzieci. Jej życie było zwyczajne, wręcz nudne. Czasami chciałaby się z Kamą zamienić. Tak na tydzień, nie dłużej, ale jednak… Pójść na randkę z nieznajomym, na nowo poczuć motyle w brzuchu.
– U nikogo nie jest różowo. Ale masz względny spokój, swoją rutynę…
– Rutyna zabija każdy związek.
– A nieprzewidywalność zabija moją duszę. – Kama pociągnęła łyk soku i się skrzywiła. Chyba się popsuł. Wstała z sofy, podeszła do zlewu i wylała zawartość.
– Chciałabym to jeszcze wszystko raz poczuć.
– Co?
– Motyle w brzuchu, namiętność, szaleństwo, obezwładniającą rozkosz, odlotowe orgazmy. Chciałabym odlecieć aż do gwiazd.
– Przerażasz mnie. Mówisz jak jakaś nawiedzona, wyposzczona, niewyżyta mężatka – powiedziała Kama, która spojrzała na rozpalone policzki Poli.
– Wiesz, że to wszystko moje fantazje. Ale masz rację, takie z deka wyposzczone.
– Wiem. Jesteś zbyt porządna, by zrobić coś więcej, niż fantazjować.
– Jestem porządna – potwierdziła Pola i powróciła do tematu nieudanej randki. – Ale niektórzy faceci nie są w porządku. Nie chce mi się wierzyć, że istnieją faceci, którzy nie płacą rachunku i uciekają z restauracji. Mógł ci przecież zaproponować, byście zapłacili po połowie.
– Uwierz mi, jest cała masa takich dziwnych facetów. – Kama machnęła ręką. – Nie mówię, że my, kobiety, nie jesteśmy dziwne, bo też mamy swoje odpały, ale faceci…
– Oj, już nie mów. Ten Francuz, z którym spotykałaś się przez miesiąc, był męski i miał…
– Niezły sprzęt. I seks z nim był do rzeczy. Ale seks to nie wszystko.
– Uwierz mi, udany seks to naprawdę dużo. – Pola coś o tym wiedziała. Jej małżeńskie pożycie było tak przewidywalne jak to, że po jesieni jest zima. A u niej w sypialni wiało chłodem.
– A mój bywa nieudany, nieudolny i czasami trwa krócej niż trzy minuty.
– Serio?
– Życie singielki nie jest tak bajkowe, jak się wszystkim wydaje. A seks bywa rozczarowujący.
– Podobnie jak ten u mężatki.
– To może znajdziesz sobie kochanka? Wyczytałam, że kobieta, która jest więcej niż dziesięć lat po ślubie, ma łóżkowe doznania z mężem porównywalne do tych, kiedy zmywa naczynia.
– A w jaki sposób dokonano takowego pomiaru?
– Amerykańscy naukowcy mogą wszystko.
– To jestem ciekawa, jakie mężatka ma doznania, kiedy uprawia seks z kochankiem?
– Porównywalne do skoku na bungee.
– Wiesz sama, że romanse nie są dla mnie.
– Każda tak mówi, dopóki nie spotka tego, dla którego opłaca się zwariować.
Pola uśmiechnęła się pod nosem.
– Myślisz, że kiedyś poznam jeszcze kogoś, z kim stanę na ślubnym kobiercu? – Kama przerwała rozmyślania Poli. – I będę z nim żyła długo i szczęśliwie?
– Po ślubie nikt nie żyje szczęśliwie.
Wybuchnęły śmiechem.ROZDZIAŁ 2
Mała, byłaś boska… To przecież moja nie pierwsza seksrandka, ale przyznam, że w osobistym rankingu zdeklasowałaś właśnie rywalki. Gdybyś była chętna na powtórkę, wiesz, gdzie mnie szukać. Max.
– Ja pierdzielę, Kama… Ale tekst! Sorry, że przeczytałam, ale wiesz… twój telefon leżał akurat na wierzchu. Samo się wyświetliło. – Pola próbowała się tłumaczyć, choć tak naprawdę nie miały przed sobą żadnych tajemnic i nie po raz pierwszy czytała prywatną korespondencję przyjaciółki. Były jak siostry.
Tego dnia wybierały się na wspólne zakupy. Kama wyciągnęła Polę, mówiąc, że czas odświeżyć nieco kolekcję bielizny, bo jak stwierdziła, patrząc przyjaciółce w oczy: „Pola, jak ma być gorąco w waszej sypialni, skoro nawet nie jesteś na bieżąco z najnowszymi trendami w świecie bielizny? Faceci to uwielbiają, kochana. Nawet ci, którzy udają starych, znudzonych zgredów…”.
– Po tym esemesie zaczynam traktować cię jak ekspertkę w temacie. Może dobrze, że mnie wyciągasz na te zakupy. – Pola z uśmiechem popijała kawę i niecierpliwiła się już trochę, bo Kama uwielbiała dbać o każdy szczegół swojego wizerunku, a to – oczywiście – trwało. A najlepsze było to, że po godzinie spędzonej w łazience wyglądała tak świeżo i naturalnie, jakby po prostu z natury była najpiękniejszą kobietą na świecie. Żadnej tapety. Żadnego hełmu na głowie, utrwalonego toną lakieru…
– Hej, co jest? Dlaczego jesteś taka smutna? Miły ten esemes przecież chyba, nie?
– Czy ja wiem? Czy naprawdę powinnam być dumna z tego, że jakiś koleś, który zalicza tłumy panienek, właśnie wpisał mnie na pierwsze miejsce swojego chorego seksrankingu? Czy o tym marzyłam w życiu? – Oczy Kamy przez moment się zaszkliły, ale stłumiła to w sobie, machnęła ręką, jakby próbowała odgonić muchę, i zarządziła, że czas wyjść z domu. Pola dostrzegła łzy przyjaciółki, ale wiedziała, że Kama nie chce rozwijać tego tematu właśnie teraz. To nie był odpowiedni moment…
* * *
Zaszalały. Po pięciu godzinach biegania po galerii handlowej – wyczerpane, ale szczęśliwe, bo zaopatrzone w kilka toreb nowych fatałaszków, staników, seksownych stringów, pończoch samonośnych i tak dalej – piły sok ze świeżo wyciskanych owoców i podsumowywały swoje zdobycze.
– Kurde, Kama… chyba mnie poniosło… Nie mogę sobie pozwalać na wydawanie takiej kasy – oprzytomniała Pola, której rozliczenia ze sprzedaży książek nie zachwycały, zwłaszcza ostatnimi czasy.
– A myślisz, że ja mogę? Ludzie coraz mniej czytają, cholera jasna… Jak ostatnio zerknęłam na moje rozliczenia, to myślałam, że to wyniki sprzedaży z miesiąca, a nie z ostatniego pół roku. Dramat. Ale nie psujmy sobie dziś humoru…
– Masz rację – przyznała Pola i… ciągle mając w pamięci poranny esemes do Kamy, wpadła nagle na genialny, co prawda jedynie w swoim odczuciu, pomysł: – Słuchaj, a może byśmy napisały razem erotyk? I zarobiły w końcu porządną kasę!
– Jezu drogi. Masz gorączkę, kochanie? – Kama naprawdę potraktowała słowa przyjaciółki jak majaki.
– Mówię zupełnie serio. Dziewczyno, ja nie wiem, co ty robisz tym swoim kochankom, że stawiają cię na czele swoich rankingów… – zaczęła Pola, ale Kama od razu przerwała niezadowolona:
– Przestań do tego wracać. Nie nabijaj się ze mnie!
– Mówię serio. Erotyki idą jak woda… Nie oszukujmy się. Kobiety takie jak ja, w których sypialni od lat wieje nudą, muszą sobie popuszczać wodze fantazji od czasu do czasu. A erotyki pomagają, zwłaszcza jeśli wyobraźnia już nie wydala… A ty chyba naprawdę umiesz grać w te klocki, więc skorzystajmy z twojego doświadczenia, osiągajmy topki sprzedażowe i róbmy sobie wypady na takie zakupy częściej i bez cholernych wyrzutów sumienia! – Pola niemal na jednym wydechu przedstawiła przyjaciółce swoją coraz mniej absurdalnie brzmiącą nawet dla Kamy wizję.
– Ty wiesz, że to chyba nie jest głupie. – Kama się zamyśliła. – Chodź, chyba po tym wszystkim muszę dziś wyjątkowo zapalić… Chodźmy.
Po drodze kupiły wino. I wpadły do domu Kamy, żeby jak najszybciej opracować konspekt wspólnej książki. Przytulna kawalerka na Dolnym Mokotowie nieraz była świadkiem ich najbardziej intymnych zwierzeń. I choć mieszkanie Poli było zdecydowanie większe i wygodniejsze, tam rzadko panowały cisza i spokój, za to u Kamy cisza zwykle aż dzwoniła w uszach. No chyba że dziewczyny akurat dyskutowały o swoich najnowszych pomysłach na zdobycie branży wydawniczej. I nawet jeśli ich wspólna pasja nie przynosiła kokosów, dawała im satysfakcję, której nie miały nigdzie indziej.
A już na pewno nie… w sypialni.
– Jeszcze tylko zadzwonię do Artura, okej? Żeby jednak dzisiaj dziewczynki miały odrobioną pracę domową na jutro. – Pola nie mogła pozwolić na to, by odpłynąć całkowicie. Od rzeczywistości nigdy nie ma wolnego wieczoru.
Wyszła zadzwonić do drugiego pokoju. Po chwili wróciła i z całej siły starała się ukryć rozczarowanie.
– Hej, hej… Co jest? – dopytała Kama, nalewając wino i bacznie obserwując napięte mięśnie przyjaciółki, które mimo dobrej miny do złej gry zdradzały prawdziwe emocje Poli.
– Nie. Spoko. Nie ma sprawy. Zajmie się dziećmi. Ale… nawet nie spytał, co będziemy robić, jakie mamy plany, co mnie zatrzymało. A może wybieramy się na facetów? A może nie wrócę na noc, bo mam zamiar uprawiać zbiorowy seks z bandą nowo poznanych gości w klubie? Kama, przecież jesteśmy ciągle jeszcze dosyć młodzi. Jak można nie poczuć żadnej zazdrości, niepokojącego ukłucia? Nic!
Przytuliły się. Bez zbędnych słów. Mimo diametralnej różnicy ich uczuciowych perypetii – żadna nie była szczęśliwa i obie miały tego bolesną świadomość.
Po dwóch godzinach zarys fabuły był już gotowy, a w butelce wina – widać było dno.
Otworzyły więc następną. Pola nie miała ochoty wracać do domu, a Kama nie miała ochoty zostawać znowu sama.
* * *
– Jezusieńku… Kama, ile myśmy wypiły? – wychrypiała Pola, chroniąc oczy przed promieniami słońca, które zdawały się wypalać jej mózg.
Kama była w niewiele lepszym stanie. Ale jako gospodyni chyba czuła się w obowiązku coś zaradzić, bo doczołgała się do kuchni, niemal na czworakach. Następnie otworzyła lodówkę, wyciągnęła dwa kefiry i niczym eliksir młodości niosła z nadzieją i dumą, że okazała się taka przewidująca, ofiarując przyjaciółce życiodajny napój. Trochę pomogło. Godzinę później były już w stanie zrobić sobie kawę, a nawet wziąć prysznic. Ale raczej wiadomym było, że ten dzień nie będzie należał do szczególnie kreatywnych. A tymczasem telefon Kamy znowu piknął. Pola wiedziała już doskonale, że ten dźwięk oznacza wiadomość od jakiegoś napalonego gościa, któremu Kama wpadła w oko w randkowej aplikacji.
– No dawaj. Czytaj… – Pola od razu niemal zapomniała o kacu.
– Pola, oszalałaś. Nie w głowie mi teraz flirty na Tinderze. Ledwie żyję.
– Kama, nie możesz tak. Przypominam, że jako odpowiedzialna pisarka musisz zająć się dokumentowaniem tematu do naszej najnowszej książki. – Pola śmiała się serdecznie, namawiając przyjaciółkę, by jednak weszła w konwersację z tajemniczym amantem.
– No dobra… Przeczytaj, ale robię to tylko dla ciebie. Rozumiem, że stopień twojego wyposzczenia jest na tyle wysoki, że nie odpuścisz mi tej wiadomości.
Pola nadęła usta, udając oburzenie, a nawet lekkiego focha, ale jednocześnie sięgała po telefon przyjaciółki, żeby jak najszybciej dorwać się do wiadomości.
Witaj! Jesteś naprawdę interesująca… Podobno ta aplikacja służy głównie umawianiu się na seks. Jeśli z takiego powodu tu jesteś – proszę zlekceważ tę wiadomość. Jestem staroświecki i szukam czegoś więcej… A Ty nie wyglądasz na taką, dla której liczy się tylko szybki numerek. Chyba że pozory mylą. Ale jeśli nie mylą, to… mam na imię Krzysztof.
Z każdym słowem oczy Kamy coraz bardziej się powiększały. Nie mogła uwierzyć, że ktoś wysłał jej tak porządną wiadomość. W jednej chwili widocznie odżyły w niej nadzieje na to, że może jeszcze świat nie spsiał totalnie.
– Jak wygląda? Mów… Jak wygląda? Jest pewnie beznadziejny, nie? – dopytywała nerwowo, ewidentnie obawiając się tego, co zobaczy.
– Nie powiedziałabym, że beznadziejny… – Pola nie spuszczała oka z wyświetlacza telefonu.
– No dawaj. – Kama rzuciła się na telefon. – Ejjj. Kurde. Fajny. – Na policzkach pojawiły jej się wypieki jak u małolaty, ale zaraz potem znowu stępiła swoje nadzieje, dodając: – Taaa, jasne… na pewno podrasował się Photoshopem.
– Odpisz, co ci szkodzi…? – namawiała Pola.
– Nie. Nie. Bez sensu. Nie będę się już umawiać przez Tindera. Dosyć mam tych rozczarowań. – Kama zachowywała się dziwnie.
Pola zbliżyła się do przyjaciółki. Skierowała jej spojrzenie w swoją stronę, bo Kama uciekała w bok, jakby bała się, że Pola wyczyta wszystko, co czuła, kiedy tylko zerknie poprzez oczy w sam środek jej duszy.
– Kochanie, nie bój się. Jesteś piękna, mądra i dobra. Zasługujesz na faceta, który będzie chciał poznać najpierw ciebie i twoją duszę, a dopiero potem ciało. Może jeszcze nie wszystko stracone? Na pewno tacy istnieją. Są w mniejszości. Bo świat popędził w niepokojącym kierunku, ale istnieją! Co ci szkodzi, najwyżej zmarnujesz wieczór. Nie pierwszy i nie ostatni. Postaraj się nie mieć oczekiwań. Po prostu bądź.
– Boże… co ja bym bez ciebie zrobiła, Pola?
Kama rozpłakała się i wtuliła głowę w ramiona przyjaciółki, która, mimo że były prawie rówieśniczkami, zawsze wydawała jej się tą poważniejszą, mądrzejszą i rozsądniejszą. A w takich chwilach jak ta przypominała Kamie mamę, której bardzo jej brakowało.
Kiedy skończyły się przytulać, Kama z delikatnie rodzącą się nadzieją na lepsze jutro, wystukała na ekranie swojego smartfona:
Witaj, Krzysztofie… Tutaj? Taka wiadomość? Od chłopaka, który otwarcie twierdzi, że nie interesuje go upojna noc na pierwszej randce? To rzadkość. Mogłabym zapytać, co w takim razie tu robisz? Ale przecież mnie też to nie interesuje, a również tu jestem. Pozory nie mylą. W każdym razie nie zawsze… Mam na imię Kama.ROZDZIAŁ 3
Pola została u przyjaciółki całą sobotę. Artur napisał jej wiadomość, że wybiera się do pracy, a dzieci odwozi do mamy. Odetchnęła z ulgą. Potrzebowała więcej przestrzeni dla siebie, a czas spędzony z przyjaciółką był ich świętem.
Tajemniczy Krzysztof wysłał dwie kolejne wiadomości. Był powściągliwy i nie chciał się spieszyć. Pola zobaczyła radość na twarzy Kamy. Wiedziała, że to ją urzekło.
– Rozumiesz? On nigdzie się nie spieszy – powtarzała podekscytowana, zarzucając swoje ciemne włosy na plecy.
– Może z nim też jest coś nie tak? – delikatnie zakomunikowała Pola.
– Przecież mnie zachęcałaś. O co ci teraz chodzi? – Kama przygryzła wargę.
– Tak, przepraszam, ale sama mówiłaś, jacy są faceci, których ostatnio spotykasz. I tak myślę, na głos, czy łodyga mu dyga, skoro tak bez pośpiechu chce.
– Pola… – Kama zaczęła się śmiać i rzuciła w przyjaciółkę poduszką.
– Różnie bywa.
– Masz rację. Ale jakoś mnie kręci.
– I dobrze. Chyba na tym polega życie, by się kręcić na karuzeli codzienności i wyciskać z tego żywota to, co najlepsze.
– Powiedziała matka dwójki dzieci, stateczna mężatka, bez kochanka na horyzoncie.
– Ale z wybujałymi fantazjami!
* * *
Pola wróciła od Kamy kilka minut po północy.
Czuła, że jest pijana. Ba, była pijana, i to bardzo. Prysznic tylko trochę jej pomógł. Chociaż świat wirował jej przed oczami, wbiła się w seksowny czerwony gorset, rodem z Moulin Rouge, który kupiła razem z Kamą. Przyjaciółka zakomunikowała jej, że wygląda jak rasowa sucz. Pola nie była pewna, czy to dobrze i czy to do końca jej styl, ale obiecała sobie, że tej nocy uwiedzie własnego męża. Włożyła pończochy i czarne szpilki, z błyszczącymi kokardkami, usta wypaćkała czerwoną szminką i ruszyła w stronę małżeńskiej sypialni. Chybotała się na boki, a szpilki rysowały podłogę. Czuła każdy zgrzyt i wyobrażała sobie te rysy na ich nowo wymienionym parkiecie. Kiedy jednak przypomniała sobie, ile za niego zapłacili, postanowiła zdjąć buty. Ruszyła dalej, boso, ale za to kręcąc zadkiem. Tak ponoć robią uwodzicielki. A ona tej nocy czuła się niczym bogini seksu, mimo że ten przeklęty gorset uwierał ją okrutnie. Szła na wdechu, delikatnie tylko wypuszczając powietrze. Niech jej mąż nie myśli, że jest tylko matką, żoną, kucharką, opieraczką, szefową, która nadzoruje plan dnia dzieci i szanownego małżonka, ona jest też…
„Kurwa mać!” – zaklęła w duchu, bo w drodze do małżeńskiego łoża przywaliła stopą o szafkę. Przez chwilę nie czuła dużego palucha u nogi. Rozmasowała go dłonią, po czym szła dalej. Co tam palec, kiedy w łóżku, ich wspólnym łóżku, chrapał on. Jej mąż, od niemal dwóch dekad. Kroczyła, wymachując na lewo i prawo biodrami. Doszła do łoża małżeńskiego. Kto do cholery wymyślił tę nazwę? Małżeńskie łoże już samo w sobie sprawiało, że temperatura opadała i się wszystkiego odechciewało.
– Hej, słodziaku, kociaku, tygrysie… – zaczęła, wdrapując się niezdarnie do łóżka.
Artur nic. Chrapnął tylko. Pola zapaliła lampkę i powtórzyła:
– Hej, słodziaku, kociaku, tygrysie… – mówiła głośniej i dobitniej.
Artur otworzył oczy i poderwał się na równe nogi.
– Jezuuu – jęknął, wgapiając się w Polę.
– Cooo?
– Ale mnie wystraszyłaś.
Pola wygięła plecy w łuk, wysunęła prawą nogę w jego stronę. I choć pończocha zsunęła jej się do połowy łydki i wyglądało to komicznie, nie zamierzała bawić się w ceregiele i zajmować takimi detalami. Wbiła wzrok w męża.
– Hej. – Wzięła pasmo włosów w dłoń i nakręciła je na wskazujący palec.
– A tobie co?
– Jestem tu po to…
– Upiłaś się.
– Chodź tutaj i mnie przeleć.
– Pola, daj spokój. Czy zawsze, kiedy chodzisz do Kamy, musisz wracać nawalona?
– Wypiłam trochę wina i chcę się kochać z mężem. Co w tym złego?
– A ja chcę się wyspać. Dzisiaj, jakbyś nie wiedziała, dopinałem kontrakt z Koreańczykami. To był ciężki dzień. Moja pracująca sobota. To ja zorganizowałem mamę do opieki nad dzieciakami, bo ty poszłaś się nawalić do koleżanki.
Pola spojrzała na Artura i zachciało jej się płakać. Czy to tak wygląda? Czy tak to sobie wymarzyła? O tym, że w związku panuje nuda, wiedziała od dawna, ale to czepialstwo męża doprowadzało ją do szału.
– Chciałam się z tobą kochać – wydukała, czując, jak wielka klucha zatyka jej przełyk.
– Wyglądasz dziwnie.
– Kupiłam sobie seksowną bieliznę.
– To do ciebie nie pasuje. Czerwone wdzianko, jak tani Czerwony Kapturek spod latarni w Grójcu.
– Skąd wiesz, że akurat pod latarnią w Grójcu stoją tanie Czerwone Kapturki?
– Łapiesz mnie za słowa.
– A ty mnie za nic nie łapiesz.
– Pola… – westchnął. – Miałem ciężki dzień w pracy.
– A ja nie mam seksu.
– Jutro.
– Będzie futro. Idź spać.
Artur wyłączył lampkę, a ona zeszła z łóżka. Momentalnie wytrzeźwiała. Było jej cholernie przykro. Weszła do łazienki, zdjęła gorset i pończochy, zmyła czerwoną szminkę i włożyła koszulkę, a potem się rozpłakała. Zaczęła się zastanawiać, jak często kobiety płaczą przez mężczyzn. Pewnie większość łez wylały przez tych drani. I po co te łzy? Wytarła grzbietem dłoni policzki, wyszła z łazienki, chwyciła za telefon i napisała do Kamy.
Nie napiszemy erotyku, napiszemy antyerotyk, dla wszystkich nieszczęśliwych kobiet. Dla singielek, które borykają się ze swoją samotnością, odrzuceniem, trzyminutowym seksem i wszystkimi popapranymi gachami z Tindera. Dla mężatek, które myślą, że tylko u nich w małżeńskim łóżku nie ma już fajerwerków, a w co drugim łóżku nie ma odlotów, są bardziej przyloty.
Odpowiedź od Kamy przyszła w błyskawicznym tempie.
Wnioskuję, że z Twojego seksu nici?
Pola odpisała:
Jak Ty mnie dobrze znasz. Nic nie było. Artur jest zmęczony.
Odpowiedź Kamy:
Są jeszcze wibratory. I w naszej książce, która będzie do bólu wyuzdana i prawdziwa, powiemy tym naszym kobitkom kochanym, że wibrator to też przyrząd, którego powinny śmiało używać. I lepszy sztuczny człon niż prawdziwy dupek z członkiem, który nikomu nie daje przyjemności.
Pola wybrała numer przyjaciółki. Esemesy esemesami, ale ona potrzebowała prawdziwej rozmowy, takiej przez wielkie P.
– Nooo? – rzuciła Kama.
– Dzwonię, bo mam dosyć stukania w klawiaturę. Nie było seksu. Nie było nawet miłej rozmowy. Jest mi przykro. Ale postanowiłam, że trzeba działać, zamiast użalać się nad sobą. Napiszemy to.
– Pola… Tylko, czy to się sprzeda? Ustaliłyśmy, że to będzie erotyk.
– Gwarantuję ci, że się sprzeda. Kobiety chcą prawdy, kawy na ławę. Spójrz na mnie, myślałam, że wiedziesz odlotowe, wręcz spektakularne życie.
– A okazuje się, że jest kwas… – dokończyła za przyjaciółkę Kama.
– Kwas pozbawiony zasad – powiedziała Pola i zaczęły się śmiać. – Wracając do naszej książki, to wywalimy prawdę między oczy. Kobiety sobie myślą, tylko u mnie ten kwas, u mnie singielki czy u mnie mężatki. A takich kwasów jest więcej. I zamiast być erotycznie, jest antyerotycznie.
– Pozwolisz, że opiszę tych wszystkich nieudaczników, którzy uważali się za bogów seksu, a do bogów było im zdecydowanie daleko?
– Tylko żeby nas po sądach nie ciągali. Pamiętaj, że chcemy zarobić kasę, a nie ją stracić.
– Zrobimy tak, by wiedzieli, o kogo chodzi, ale trochę pozmieniam ich opis. Wysoki brunet będzie szatynem średniego wzrostu i nie będzie miał czarnych oczu, ale brązowe.
– No to faktycznie ogromna zmiana!
Pogadały jeszcze chwilę, a potem rozłączyły się i Pola poszła do kuchni. Spojrzała na swoje królestwo, którego tak naprawdę nie lubiła. Zmuszała się do tego, by codziennie gotować. Wszystko dla dobra rodziny. I choć ani Artur, ani dzieci właściwie tego od niej nie wymagali, Pola była przekonana, że po prostu tak musi być. Jak u wielu innych kobiet poczucie winy siedziało na jej prawym ramieniu i podszeptywało różne rzeczy typu: „Powinnaś być lepszą matką, lepszą żoną”, „postaraj się bardziej”. I ona naprawdę się starała, ale czasem jej nie wychodziło.
Westchnęła, zajrzała do lodówki, w której równo na półkach ułożone były pojemniki z zupą, klopsikami na dwa dni, resztki makaronu z kurczakiem, dwie sałatki. Pola kochała robić zapasy. Dzięki temu miała poczucie kontroli. Spojrzała na butelkę białego wina. Wiedziała, że jeśli wypije jeszcze kieliszek, poczuje się źle. Wzięła więc do rąk pojemnik z sałatką i usiadła na dziecięcym krzesełku, w którym ledwo się zmieściła. Otworzyła pudełko i zaczęła pożerać sałatkę. „Smaczna…” – stwierdziła w myślach. – Ale powinnam dodać więcej ogórka”. I kiedy tak myślała o ogórku, naszła ją ochota na seks.
„Niewiarygodne – skarciła siebie w duchu. – Naprawdę jestem jakaś wyposzczona, niedopieszczona i niewyżyta. Siedzę tutaj z dupą wciśniętą w dziecięce krzesełko, które już dawno powinniśmy wywalić, bo dzieciaki wyrosły, pożeram sałatkę i myślę o seksie. Nawet przy sałatce myślę o seksie…”ROZDZIAŁ 4
Tego dnia Pola nie mogła się na niczym skupić, a powinna. Jak na rodzimą pisarkę przystało, musiała bowiem dorabiać. Bo w Polsce ten zawód to powołanie, misja, pasja – wszystko, tylko nie sposób na życie. Mróz i Bonda to wyjątki potwierdzające regułę (i jeszcze Blanka Lipińska i Królowa Życia – kimkolwiek ta pani jest…). Pola miała dziś za zadanie wymyślić błyskotliwe hasło reklamowe, promujące nowy krem przeciwzmarszczkowy dla kobiet 40+. I jedyne, co jej przychodziło do głowy, to: „Posmaruj se twarz, może mąż zachwycony twoim gładkim licem zechce cię w końcu tknąć”. Przemawiał przez nią żal. Zajrzała do galerii zdjęć w telefonie. Przeleciała palcem do tych najstarszych. Miała jeszcze kilka zdjęć z początku znajomości z Arturem. Jacy byli zakochani… Jak za sobą szaleli… Pożerał ją wzrokiem i tylko czekał, kiedy chociaż przez chwilę znowu będą sami. Nie mogła się opędzić od jego dłoni. A teraz? Westchnęła ze smutkiem.
– I jak z tym hasłem? Twoja kartka aż wali po oczach czystą bielą. – Szef groźnie spoglądał na Polę, ale ona nawet nie udawała, że pracuje.
– No nie mam weny, Grzegorz. Sorry.
– Skarbie, ty nie jesteś Mickiewicz, że będziemy czekać teraz na twoją wenę… Masz godzinę i chcę widzieć co najmniej trzy świetne, znakomite, rewelacyjne, przezajebiste propozycje. Zrozumiano?
Nie czekał na odpowiedź. Odwrócił się na pięcie i poszedł do swojego gabinetu. Pola wykrzywiła twarz i jak mała dziewczynka pokazała mu język… To znaczy pokazała język jego plecom, bo gdyby pokazała jemu, to pewnie byłby to jej ostatni dzień pracy. Po godzinie przyszła do szefa. Podała mu kartkę i czekała na wyrok.
– „Mia Fiore. Niech Cię pożąda”, „Mia Fiore. Bo wciąż jesteś kobietą”, „Mia Fiore. Postaw na swoją sensualność”, „Poczekaj na niego ubrana tylko w Mia Fiore”. – Grzegorz odczytał propozycje Poli, spojrzał jej głęboko w oczy i postanowił jednak dopytać: – Pola, wiesz, że szanuję prywatność pracowników i nie przekraczam zawodowych granic, ale czy w twoim małżeństwie wszystko okej?
– Kurde, jesteś jakimś cholernym jasnowidzem?! – Była przerażona, że tak łatwo odczytywać z niej emocje.
– Ciii… Nie denerwuj się. Nie trzeba być jasnowidzem. Zobacz na propozycje swoich haseł. Brakuje jeszcze tylko: „Mia Fiore. Przeleć mnie”.
Ten żart, mimo że mało elegancki, rozluźnił atmosferę.
– Ty, w sumie to by było najlepsze! – Pola się roześmiała.
– To fakt! – przyznał Grzesiek i dodał: – Zrób sobie dzisiaj wolne. Odpocznij. Wróć jutro wypoczęta, kreatywna i pełna pomysłów. Takich, jakie tylko ty potrafisz mieć.
Pola prawie się popłakała. Wzruszyła ją empatia tego faceta, który zdawał się widzieć i czuć więcej, niż się po nim spodziewała. Aż jej się przykro zrobiło, że jeszcze chwilę temu pokazała mu język. Niemal za to przeprosiła, ale na szczęście w porę przypomniała sobie, że przecież on tego nie widział.
Nagle dostała esemesa od Kamy.
Kochana, piszę… Mam już dwie hot sceny.
Pola natychmiast wystukała odpowiedź:
Dawaj je. Może poprawią mi humor.
Czekaj, przekleję Ci na Messengera.
Po chwili oczekiwania przeczytała:
Widział, że tego chce. Wymienili ze sobą jedno zdanie. Nawet nie znali swoich imion, ale w tym jednym zdaniu było wszystko. Zaproszenie. Obietnica rozkoszy. Pożądanie. Pochyliła się nad nim, przechodząc między stolikami do toalety i – niemal niezauważalnie dla innych gości wyszeptała mu do ucha:
– Pokój pięćset trzy.
Po chwili udał, że ma pilny telefon. Zresztą w restauracji hotelowej było tak wiele osób z różnych oddziałów firmy, że nikt nie zauważyłby zniknięcia Wiktora. Szedł pewnym krokiem. Wsiadł do windy. Wcisnął nr 5. Przecież 503 musi być na V piętrze. Minął pokój 499, 500, 501, 502… W 503 drzwi były lekko uchylone. Doskonale wiedziała, że za nią pójdzie. Uśmiechnął się pod nosem. Wszedł do środka. Stała tyłem do drzwi, przodem do wielkiego okna z widokiem na centrum miasta. Piła drinka. Miała na sobie muślinowy szlafroczek. Tak krótki, że dosłownie milimetr wyżej pod osłoną delikatnej tkaniny zarysowywały się kusząco jej kształtne pośladki. Podszedł do niej od tyłu. Poczuła jego gorący oddech na szyi.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki