Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Antyerotyk - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
16 maja 2023
Ebook
39,90 zł
Audiobook
44,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,90

Antyerotyk - ebook

Dwie pisarki i przyjaciółki, Kama – wyzwolona singielka, korzystająca z uroków życia i mężczyzn imprezowiczka, ale tak naprawdę szukająca prawdziwej miłości – i Pola – mężatka z dwójką dzieci, w pozornie idealnym związku, w który już dawno wkroczyła rutyna i nuda – postanawiają napisać wspólnie erotyk, bo, jak wiadomo, erotyki są w cenie, a one chcą w końcu wydać bestseller. Okazuje się jednak, że praca nad książką wcale nie jest taka łatwa...

Losy przyjaciółek przeplatane z losami stworzonych przez nie bohaterów tworzą rollercoaster emocjonalny. Na kartach powieści łatwo było im opisać ideał – dobrego, wrażliwego, męskiego faceta, z którym uprawia się nieziemski seks – ale co innego znaleźć takiego mężczyznę w rzeczywistości.

Czy Pola zacznie od nowa? Czy Kama znajdzie miłość? Czy dziewczyny napiszą hit? Czy rzeczywistość okaże się tak kolorowa, jak w ich marzeniach i snach?

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8310-467-6
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

„To strata czasu – pomy­ślała Kama. – To cho­lerna strata czasu”.

Wie­działa to już dwie godziny temu, ale teraz była o tym świę­cie prze­ko­nana. Cze­kała tylko na tele­fon od Poli, któ­rej wysłała ese­mesa z prośbą o ratu­nek. Gdzie ona się, do cho­lery, podzie­wała? Pew­nie jak zwy­kle odło­żyła gdzieś komórkę i nie widziała wia­do­mo­ści od przy­ja­ciółki.

Dzi­siej­sza randka oka­zała się praw­dziwą kata­strofą. Makler gieł­dowy, przy­stojny, oczy­tany, zna­jący się na modzie męż­czy­zna, odgar­niał do tyłu włosy i spo­glą­dał na nią powłó­czy­stym spoj­rze­niem. Pierw­sze wra­że­nie, jakie wywarł na Kamie, przy­po­mi­nało „wow”, ale potem była już tylko rów­nia pochyła. Facet miał tak roz­dmu­chane ego, że Kama zasta­na­wiała się, jakim cudem pomie­ścili się w trójkę przy sto­liku: ona, on i jego ego. Domi­nico, bo tak miał na imię, był prze­brzy­dłym chwa­li­piętą, który cheł­pił się swoim sty­lo­wym apar­ta­men­tem na Sta­rówce, akcjami, które ulo­ko­wał na gieł­dzie, inwe­sty­cjami w bit­co­iny i…

– I u mnie wszystko tutaj gra. – Prze­wró­cił oczami i skie­ro­wał wzrok na dół.

– Co gra? – Kama począt­kowo nie zro­zu­miała alu­zji.

– No… – zro­bił wymowną pauzę – na dole wszystko gra.

Czy on mówił o tym, o czym ona myślała? Nie, nie była onie­śmie­lona, raczej chciało jej się śmiać. I robiła wszystko, by nie par­sk­nąć nie­po­ha­mo­wa­nym śmie­chem.

– To chyba dobrze – stwier­dziła, przy­gry­za­jąc język.

– Kobieto, dobrze to poczu­jesz za jakieś… – spoj­rzał na swój wypa­siony zega­rek – dwie godziny.

– Pole­mi­zo­wa­ła­bym – powie­działa. Nie była pru­de­ryjna, cza­sami wręcz zbyt szybko pusz­czały jej hamulce, ale tylko z face­tem, który ją uwiódł. A ten tutaj ze sztuką uwo­dze­nia miał ewi­dent­nie na bakier.

– Będziesz pro­siła o wię­cej. Będziesz jęczała i…

Kel­nerka posta­wiła przed nimi dania. Kama wzięła tylko sałatkę, a jej współ­to­wa­rzysz wbił nóż i wide­lec w krwi­sty stek.

– Lubię takie krwi­ste mię­cho – zako­mu­ni­ko­wał.

„Jezuuu… – jęk­nęła w duchu. – Jest gorzej, niż myśla­łam”.

– Moja mama… – zaczął mówić z peł­nymi ustami – smaży mi takie steki.

– Mhm… – mruk­nęła pod nosem. Miała ochotę uciec.

Domi­nico prze­łknął kawał mięsa. Wypił kilka łyków wody, zagul­go­tał niczym stary indor, po czym kon­ty­nu­ował swój wywód:

– Gdy wali mi się świat, to z pomocą przy­cho­dzi mi mama. To moja naj­lep­sza przy­ja­ciółka.

– Mama?

– Mama. Co w tym dziw­nego – obru­szył się i lekko wydął wargi.

– Ja nie lecia­łam z każ­dym pro­ble­mem do mamy, bo…

Nie dokoń­czyła, ponie­waż Domi­nico, Romeo z hisz­pań­skimi korze­niami, cią­gnął:

– Będziesz musiała ją poznać.

Kama się­gnęła po kie­li­szek i wypiła kilka łyków bia­łego wina. Nie miała ochoty spo­ty­kać mamy Domi­nico. Ani samego Domi­nico rów­nież.

– Nie będziemy mogli powie­dzieć mamie, że pozna­li­śmy się przez Tin­dera.

– Dla­czego? Prze­cież mamu­sia rozu­mie cię jak mało kto.

– Tin­der to zło.

– To dla­czego tam jesteś?

– Bo jak ina­czej kogoś poznać?

– Czyli aż takim złem nie jest?

– Nie zno­szę, kiedy ktoś odpo­wiada pyta­niem na pyta­nie. – Spio­ru­no­wał Kamę wzro­kiem.

– Robi się nie­zbyt miło, dla­tego może dokoń­czymy wino i skoń­czymy spo­tka­nie?

– Zaraz wra­cam – powie­dział męż­czy­zna, wstał i nie wró­cił.

Kama zapła­ciła słono za rachu­nek, klnąc w duchu na hisz­pań­skiego dupka, i wró­ciła do domu. Zdjęła nie­bo­tycz­nie wyso­kie szpilki, wyka­ra­skała się z dopa­so­wa­nej małej czar­nej, wło­żyła wygodny dres i się­gnęła po sok poma­rań­czowy. Miała ochotę pożreć też coś słod­kiego. W kry­zy­so­wych sytu­acjach potra­fiła zjeść tonę sło­dy­czy, a potem odchu­dzać się przez kolejny mie­siąc.

W lodówce oprócz soku zna­la­zła chałwę. Wyjęła ją i poło­żyła na tale­rzyk, po czym zaczęła dziu­bać widel­cem, wpy­cha­jąc do ust coraz więk­sze kawałki.

– Jezuuu, jakie dobre. Stare, ale jare – powie­działa sama do sie­bie.

„Czemu mi się nie udaje?” – zaczęła się zasta­na­wiać, prze­ły­ka­jąc sło­dycz, która oble­piła jej prze­łyk. Od dwóch lat nie była w żad­nym poważ­nym związku, a każdy męż­czy­zna, któ­rego spo­ty­kała na swo­jej dro­dze, był w jakiś spo­sób popa­prany.

I kiedy tylko pomy­ślała o hisz­pań­skim popa­prańcu, ktoś zapu­kał do drzwi. Wło­żyła ostatni kawa­łek chałwy do ust i wyszła do przed­po­koju.

W progu stała Pola, która dyszała niczym stary paro­wóz.

– Co się stało? – Kama była prze­ra­żona. Jej przy­ja­ciółka ledwo łapała oddech.

– Nie mam kon­dy­cji, to się stało – wypo­wie­działa na wyde­chu, by potem wziąć dwa głęb­sze wde­chy. – Przy­szłam cię rato­wać.

– Teraz? Mia­łaś zadzwo­nić.

– Wiem, ale znasz mnie… Nie mia­łam przy sobie tele­fonu. Kiedy tylko odczy­ta­łam wia­do­mość, pobie­głam do restau­ra­cji… – Zaczerp­nęła powie­trza, a Kama obda­rzyła przy­ja­ciółkę uśmie­chem. Wie­działa, że zawsze może na nią liczyć. Cza­sami co prawda wymaga to wię­cej czasu, ale zawsze osta­tecz­nie ura­tuje ją z opre­sji. Zwłasz­cza że za każ­dym razem, gdy Kama wybie­rała się na randkę z nowo pozna­nym męż­czy­zną, zosta­wiała przy­ja­ciółce namiary. Tak na wszelki wypa­dek.

– A mnie już tam nie było – stwier­dziła Kama.

– Wie­dzia­łam, że albo już po tobie, albo wró­ci­łaś do domu. Dzięki Bogu, jesteś.

– Jestem.

– To całe szczę­ście, bo musisz dać mi wia­dro wody. Lecia­łam, ledwo mi tchu star­czyło.

Kama nalała Poli kra­nówki do szklanki. Kobiety usia­dły na sofie, przy­kry­wa­jąc się kocem.

– Czyli klapa? – zapy­tała Pola, kiedy odzy­skała oddech i wypiła wodę.

– Nawet nie chcę o tym mówić. Nie dość, że był iry­tu­ją­cym mamin­syn­kiem, to jesz­cze zosta­wił mnie z rachun­kiem.

– Dupek!

– Mam już tego dosyć – powie­działa Kama. I naprawdę była prze­ko­nana, że ma już defi­ni­tyw­nie dosyć nie­uda­nych ran­dek i pogu­bio­nych męż­czyzn. – Zazdrosz­czę ci.

– Kama… Myślisz, że u mnie jest tak różowo? – Pola wycią­gnęła nogi i roz­ma­so­wała bolące łydki. Pod pal­cami poczuła odra­sta­jące wło­ski. Znowu nie miała czasu ogo­lić nóg. Pra­co­wała w agen­cji rekla­mo­wej, pisała też książki, które sprze­da­wały się naprawdę mar­nie. Od pra­wie dwu­dzie­stu lat była mężatką i matką dwójki dzieci. Jej życie było zwy­czajne, wręcz nudne. Cza­sami chcia­łaby się z Kamą zamie­nić. Tak na tydzień, nie dłu­żej, ale jed­nak… Pójść na randkę z nie­zna­jo­mym, na nowo poczuć motyle w brzu­chu.

– U nikogo nie jest różowo. Ale masz względny spo­kój, swoją rutynę…

– Rutyna zabija każdy zwią­zek.

– A nie­prze­wi­dy­wal­ność zabija moją duszę. – Kama pocią­gnęła łyk soku i się skrzy­wiła. Chyba się popsuł. Wstała z sofy, pode­szła do zlewu i wylała zawar­tość.

– Chcia­ła­bym to jesz­cze wszystko raz poczuć.

– Co?

– Motyle w brzu­chu, namięt­ność, sza­leń­stwo, obez­wład­nia­jącą roz­kosz, odlo­towe orga­zmy. Chcia­ła­bym odle­cieć aż do gwiazd.

– Prze­ra­żasz mnie. Mówisz jak jakaś nawie­dzona, wyposz­czona, nie­wy­żyta mężatka – powie­działa Kama, która spoj­rzała na roz­pa­lone policzki Poli.

– Wiesz, że to wszystko moje fan­ta­zje. Ale masz rację, takie z deka wyposz­czone.

– Wiem. Jesteś zbyt porządna, by zro­bić coś wię­cej, niż fan­ta­zjo­wać.

– Jestem porządna – potwier­dziła Pola i powró­ciła do tematu nie­uda­nej randki. – Ale nie­któ­rzy faceci nie są w porządku. Nie chce mi się wie­rzyć, że ist­nieją faceci, któ­rzy nie płacą rachunku i ucie­kają z restau­ra­cji. Mógł ci prze­cież zapro­po­no­wać, byście zapła­cili po poło­wie.

– Uwierz mi, jest cała masa takich dziw­nych face­tów. – Kama mach­nęła ręką. – Nie mówię, że my, kobiety, nie jeste­śmy dziwne, bo też mamy swoje odpały, ale faceci…

– Oj, już nie mów. Ten Fran­cuz, z któ­rym spo­ty­ka­łaś się przez mie­siąc, był męski i miał…

– Nie­zły sprzęt. I seks z nim był do rze­czy. Ale seks to nie wszystko.

– Uwierz mi, udany seks to naprawdę dużo. – Pola coś o tym wie­działa. Jej mał­żeń­skie poży­cie było tak prze­wi­dy­walne jak to, że po jesieni jest zima. A u niej w sypialni wiało chło­dem.

– A mój bywa nie­udany, nie­udolny i cza­sami trwa kró­cej niż trzy minuty.

– Serio?

– Życie sin­gielki nie jest tak baj­kowe, jak się wszyst­kim wydaje. A seks bywa roz­cza­ro­wu­jący.

– Podob­nie jak ten u mężatki.

– To może znaj­dziesz sobie kochanka? Wyczy­ta­łam, że kobieta, która jest wię­cej niż dzie­sięć lat po ślu­bie, ma łóż­kowe dozna­nia z mężem porów­ny­walne do tych, kiedy zmywa naczy­nia.

– A w jaki spo­sób doko­nano tako­wego pomiaru?

– Ame­ry­kań­scy naukowcy mogą wszystko.

– To jestem cie­kawa, jakie mężatka ma dozna­nia, kiedy upra­wia seks z kochan­kiem?

– Porów­ny­walne do skoku na bun­gee.

– Wiesz sama, że romanse nie są dla mnie.

– Każda tak mówi, dopóki nie spo­tka tego, dla któ­rego opłaca się zwa­rio­wać.

Pola uśmiech­nęła się pod nosem.

– Myślisz, że kie­dyś poznam jesz­cze kogoś, z kim stanę na ślub­nym kobiercu? – Kama prze­rwała roz­my­śla­nia Poli. – I będę z nim żyła długo i szczę­śli­wie?

– Po ślu­bie nikt nie żyje szczę­śli­wie.

Wybuch­nęły śmie­chem.ROZDZIAŁ 2

Mała, byłaś boska… To prze­cież moja nie pierw­sza sek­srandka, ale przy­znam, że w oso­bi­stym ran­kingu zde­kla­so­wa­łaś wła­śnie rywalki. Gdy­byś była chętna na powtórkę, wiesz, gdzie mnie szu­kać. Max.

– Ja pier­dzielę, Kama… Ale tekst! Sorry, że prze­czy­ta­łam, ale wiesz… twój tele­fon leżał aku­rat na wierz­chu. Samo się wyświe­tliło. – Pola pró­bo­wała się tłu­ma­czyć, choć tak naprawdę nie miały przed sobą żad­nych tajem­nic i nie po raz pierw­szy czy­tała pry­watną kore­spon­den­cję przy­ja­ciółki. Były jak sio­stry.

Tego dnia wybie­rały się na wspólne zakupy. Kama wycią­gnęła Polę, mówiąc, że czas odświe­żyć nieco kolek­cję bie­li­zny, bo jak stwier­dziła, patrząc przy­ja­ciółce w oczy: „Pola, jak ma być gorąco w waszej sypialni, skoro nawet nie jesteś na bie­żąco z naj­now­szymi tren­dami w świe­cie bie­li­zny? Faceci to uwiel­biają, kochana. Nawet ci, któ­rzy udają sta­rych, znu­dzo­nych zgre­dów…”.

– Po tym ese­me­sie zaczy­nam trak­to­wać cię jak eks­pertkę w tema­cie. Może dobrze, że mnie wycią­gasz na te zakupy. – Pola z uśmie­chem popi­jała kawę i nie­cier­pli­wiła się już tro­chę, bo Kama uwiel­biała dbać o każdy szcze­gół swo­jego wize­runku, a to – oczy­wi­ście – trwało. A naj­lep­sze było to, że po godzi­nie spę­dzo­nej w łazience wyglą­dała tak świeżo i natu­ral­nie, jakby po pro­stu z natury była naj­pięk­niej­szą kobietą na świe­cie. Żad­nej tapety. Żad­nego hełmu na gło­wie, utrwa­lo­nego toną lakieru…

– Hej, co jest? Dla­czego jesteś taka smutna? Miły ten ese­mes prze­cież chyba, nie?

– Czy ja wiem? Czy naprawdę powin­nam być dumna z tego, że jakiś koleś, który zali­cza tłumy panie­nek, wła­śnie wpi­sał mnie na pierw­sze miej­sce swo­jego cho­rego sek­sran­kingu? Czy o tym marzy­łam w życiu? – Oczy Kamy przez moment się zaszkliły, ale stłu­miła to w sobie, mach­nęła ręką, jakby pró­bo­wała odgo­nić muchę, i zarzą­dziła, że czas wyjść z domu. Pola dostrze­gła łzy przy­ja­ciółki, ale wie­działa, że Kama nie chce roz­wi­jać tego tematu wła­śnie teraz. To nie był odpo­wiedni moment…

* * *

Zasza­lały. Po pię­ciu godzi­nach bie­ga­nia po gale­rii han­dlo­wej – wyczer­pane, ale szczę­śliwe, bo zaopa­trzone w kilka toreb nowych fata­łasz­ków, sta­ni­ków, sek­sow­nych strin­gów, poń­czoch samo­no­śnych i tak dalej – piły sok ze świeżo wyci­ska­nych owo­ców i pod­su­mo­wy­wały swoje zdo­by­cze.

– Kurde, Kama… chyba mnie ponio­sło… Nie mogę sobie pozwa­lać na wyda­wa­nie takiej kasy – oprzy­tom­niała Pola, któ­rej roz­li­cze­nia ze sprze­daży ksią­żek nie zachwy­cały, zwłasz­cza ostat­nimi czasy.

– A myślisz, że ja mogę? Ludzie coraz mniej czy­tają, cho­lera jasna… Jak ostat­nio zer­k­nę­łam na moje roz­li­cze­nia, to myśla­łam, że to wyniki sprze­daży z mie­siąca, a nie z ostat­niego pół roku. Dra­mat. Ale nie psujmy sobie dziś humoru…

– Masz rację – przy­znała Pola i… cią­gle mając w pamięci poranny ese­mes do Kamy, wpa­dła nagle na genialny, co prawda jedy­nie w swoim odczu­ciu, pomysł: – Słu­chaj, a może byśmy napi­sały razem ero­tyk? I zaro­biły w końcu porządną kasę!

– Jezu drogi. Masz gorączkę, kocha­nie? – Kama naprawdę potrak­to­wała słowa przy­ja­ciółki jak majaki.

– Mówię zupeł­nie serio. Dziew­czyno, ja nie wiem, co ty robisz tym swoim kochan­kom, że sta­wiają cię na czele swo­ich ran­kin­gów… – zaczęła Pola, ale Kama od razu prze­rwała nie­za­do­wo­lona:

– Prze­stań do tego wra­cać. Nie nabi­jaj się ze mnie!

– Mówię serio. Ero­tyki idą jak woda… Nie oszu­kujmy się. Kobiety takie jak ja, w któ­rych sypialni od lat wieje nudą, muszą sobie popusz­czać wodze fan­ta­zji od czasu do czasu. A ero­tyki poma­gają, zwłasz­cza jeśli wyobraź­nia już nie wydala… A ty chyba naprawdę umiesz grać w te klocki, więc sko­rzy­stajmy z two­jego doświad­cze­nia, osią­gajmy topki sprze­da­żowe i róbmy sobie wypady na takie zakupy czę­ściej i bez cho­ler­nych wyrzu­tów sumie­nia! – Pola nie­mal na jed­nym wyde­chu przed­sta­wiła przy­ja­ciółce swoją coraz mniej absur­dal­nie brzmiącą nawet dla Kamy wizję.

– Ty wiesz, że to chyba nie jest głu­pie. – Kama się zamy­śliła. – Chodź, chyba po tym wszyst­kim muszę dziś wyjąt­kowo zapa­lić… Chodźmy.

Po dro­dze kupiły wino. I wpa­dły do domu Kamy, żeby jak naj­szyb­ciej opra­co­wać kon­spekt wspól­nej książki. Przy­tulna kawa­lerka na Dol­nym Moko­to­wie nie­raz była świad­kiem ich naj­bar­dziej intym­nych zwie­rzeń. I choć miesz­ka­nie Poli było zde­cy­do­wa­nie więk­sze i wygod­niej­sze, tam rzadko pano­wały cisza i spo­kój, za to u Kamy cisza zwy­kle aż dzwo­niła w uszach. No chyba że dziew­czyny aku­rat dys­ku­to­wały o swo­ich naj­now­szych pomy­słach na zdo­by­cie branży wydaw­ni­czej. I nawet jeśli ich wspólna pasja nie przy­no­siła koko­sów, dawała im satys­fak­cję, któ­rej nie miały ni­gdzie indziej.

A już na pewno nie… w sypialni.

– Jesz­cze tylko zadzwo­nię do Artura, okej? Żeby jed­nak dzi­siaj dziew­czynki miały odro­bioną pracę domową na jutro. – Pola nie mogła pozwo­lić na to, by odpły­nąć cał­ko­wi­cie. Od rze­czy­wi­sto­ści ni­gdy nie ma wol­nego wie­czoru.

Wyszła zadzwo­nić do dru­giego pokoju. Po chwili wró­ciła i z całej siły sta­rała się ukryć roz­cza­ro­wa­nie.

– Hej, hej… Co jest? – dopy­tała Kama, nale­wa­jąc wino i bacz­nie obser­wu­jąc napięte mię­śnie przy­ja­ciółki, które mimo dobrej miny do złej gry zdra­dzały praw­dziwe emo­cje Poli.

– Nie. Spoko. Nie ma sprawy. Zaj­mie się dziećmi. Ale… nawet nie spy­tał, co będziemy robić, jakie mamy plany, co mnie zatrzy­mało. A może wybie­ramy się na face­tów? A może nie wrócę na noc, bo mam zamiar upra­wiać zbio­rowy seks z bandą nowo pozna­nych gości w klu­bie? Kama, prze­cież jeste­śmy cią­gle jesz­cze dosyć mło­dzi. Jak można nie poczuć żad­nej zazdro­ści, nie­po­ko­ją­cego ukłu­cia? Nic!

Przy­tu­liły się. Bez zbęd­nych słów. Mimo dia­me­tral­nej róż­nicy ich uczu­cio­wych pery­pe­tii – żadna nie była szczę­śliwa i obie miały tego bole­sną świa­do­mość.

Po dwóch godzi­nach zarys fabuły był już gotowy, a w butelce wina – widać było dno.

Otwo­rzyły więc następną. Pola nie miała ochoty wra­cać do domu, a Kama nie miała ochoty zosta­wać znowu sama.

* * *

– Jezu­sieńku… Kama, ile myśmy wypiły? – wychry­piała Pola, chro­niąc oczy przed pro­mie­niami słońca, które zda­wały się wypa­lać jej mózg.

Kama była w nie­wiele lep­szym sta­nie. Ale jako gospo­dyni chyba czuła się w obo­wiązku coś zara­dzić, bo doczoł­gała się do kuchni, nie­mal na czwo­ra­kach. Następ­nie otwo­rzyła lodówkę, wycią­gnęła dwa kefiry i niczym elik­sir mło­do­ści nio­sła z nadzieją i dumą, że oka­zała się taka prze­wi­du­jąca, ofia­ru­jąc przy­ja­ciółce życio­dajny napój. Tro­chę pomo­gło. Godzinę póź­niej były już w sta­nie zro­bić sobie kawę, a nawet wziąć prysz­nic. Ale raczej wia­do­mym było, że ten dzień nie będzie nale­żał do szcze­gól­nie kre­atyw­nych. A tym­cza­sem tele­fon Kamy znowu pik­nął. Pola wie­działa już dosko­nale, że ten dźwięk ozna­cza wia­do­mość od jakie­goś napa­lo­nego gościa, któ­remu Kama wpa­dła w oko w rand­ko­wej apli­ka­cji.

– No dawaj. Czy­taj… – Pola od razu nie­mal zapo­mniała o kacu.

– Pola, osza­la­łaś. Nie w gło­wie mi teraz flirty na Tin­de­rze. Led­wie żyję.

– Kama, nie możesz tak. Przy­po­mi­nam, że jako odpo­wie­dzialna pisarka musisz zająć się doku­men­to­wa­niem tematu do naszej naj­now­szej książki. – Pola śmiała się ser­decz­nie, nama­wia­jąc przy­ja­ciółkę, by jed­nak weszła w kon­wer­sa­cję z tajem­ni­czym aman­tem.

– No dobra… Prze­czy­taj, ale robię to tylko dla cie­bie. Rozu­miem, że sto­pień two­jego wyposz­cze­nia jest na tyle wysoki, że nie odpu­ścisz mi tej wia­do­mo­ści.

Pola nadęła usta, uda­jąc obu­rze­nie, a nawet lek­kiego focha, ale jed­no­cze­śnie się­gała po tele­fon przy­ja­ciółki, żeby jak naj­szyb­ciej dorwać się do wia­do­mo­ści.

Witaj! Jesteś naprawdę inte­re­su­jąca… Podobno ta apli­ka­cja służy głów­nie uma­wia­niu się na seks. Jeśli z takiego powodu tu jesteś – pro­szę zlek­ce­waż tę wia­do­mość. Jestem sta­ro­świecki i szu­kam cze­goś wię­cej… A Ty nie wyglą­dasz na taką, dla któ­rej liczy się tylko szybki nume­rek. Chyba że pozory mylą. Ale jeśli nie mylą, to… mam na imię Krzysz­tof.

Z każ­dym sło­wem oczy Kamy coraz bar­dziej się powięk­szały. Nie mogła uwie­rzyć, że ktoś wysłał jej tak porządną wia­do­mość. W jed­nej chwili widocz­nie odżyły w niej nadzieje na to, że może jesz­cze świat nie spsiał total­nie.

– Jak wygląda? Mów… Jak wygląda? Jest pew­nie bez­na­dziejny, nie? – dopy­ty­wała ner­wowo, ewi­dent­nie oba­wia­jąc się tego, co zoba­czy.

– Nie powie­dzia­ła­bym, że bez­na­dziejny… – Pola nie spusz­czała oka z wyświe­tla­cza tele­fonu.

– No dawaj. – Kama rzu­ciła się na tele­fon. – Ejjj. Kurde. Fajny. – Na policz­kach poja­wiły jej się wypieki jak u mało­laty, ale zaraz potem znowu stę­piła swoje nadzieje, doda­jąc: – Taaa, jasne… na pewno pod­ra­so­wał się Pho­to­sho­pem.

– Odpisz, co ci szko­dzi…? – nama­wiała Pola.

– Nie. Nie. Bez sensu. Nie będę się już uma­wiać przez Tin­dera. Dosyć mam tych roz­cza­ro­wań. – Kama zacho­wy­wała się dziw­nie.

Pola zbli­żyła się do przy­ja­ciółki. Skie­ro­wała jej spoj­rze­nie w swoją stronę, bo Kama ucie­kała w bok, jakby bała się, że Pola wyczyta wszystko, co czuła, kiedy tylko zer­k­nie poprzez oczy w sam śro­dek jej duszy.

– Kocha­nie, nie bój się. Jesteś piękna, mądra i dobra. Zasłu­gu­jesz na faceta, który będzie chciał poznać naj­pierw cie­bie i twoją duszę, a dopiero potem ciało. Może jesz­cze nie wszystko stra­cone? Na pewno tacy ist­nieją. Są w mniej­szo­ści. Bo świat popę­dził w nie­po­ko­ją­cym kie­runku, ale ist­nieją! Co ci szko­dzi, naj­wy­żej zmar­nu­jesz wie­czór. Nie pierw­szy i nie ostatni. Posta­raj się nie mieć ocze­ki­wań. Po pro­stu bądź.

– Boże… co ja bym bez cie­bie zro­biła, Pola?

Kama roz­pła­kała się i wtu­liła głowę w ramiona przy­ja­ciółki, która, mimo że były pra­wie rówie­śnicz­kami, zawsze wyda­wała jej się tą poważ­niej­szą, mądrzej­szą i roz­sąd­niej­szą. A w takich chwi­lach jak ta przy­po­mi­nała Kamie mamę, któ­rej bar­dzo jej bra­ko­wało.

Kiedy skoń­czyły się przy­tu­lać, Kama z deli­kat­nie rodzącą się nadzieją na lep­sze jutro, wystu­kała na ekra­nie swo­jego smart­fona:

Witaj, Krzysz­to­fie… Tutaj? Taka wia­do­mość? Od chło­paka, który otwar­cie twier­dzi, że nie inte­re­suje go upojna noc na pierw­szej randce? To rzad­kość. Mogła­bym zapy­tać, co w takim razie tu robisz? Ale prze­cież mnie też to nie inte­re­suje, a rów­nież tu jestem. Pozory nie mylą. W każ­dym razie nie zawsze… Mam na imię Kama.ROZDZIAŁ 3

Pola została u przy­ja­ciółki całą sobotę. Artur napi­sał jej wia­do­mość, że wybiera się do pracy, a dzieci odwozi do mamy. Ode­tchnęła z ulgą. Potrze­bo­wała wię­cej prze­strzeni dla sie­bie, a czas spę­dzony z przy­ja­ciółką był ich świę­tem.

Tajem­ni­czy Krzysz­tof wysłał dwie kolejne wia­do­mo­ści. Był powścią­gliwy i nie chciał się spie­szyć. Pola zoba­czyła radość na twa­rzy Kamy. Wie­działa, że to ją urze­kło.

– Rozu­miesz? On ni­gdzie się nie spie­szy – powta­rzała pod­eks­cy­to­wana, zarzu­ca­jąc swoje ciemne włosy na plecy.

– Może z nim też jest coś nie tak? – deli­kat­nie zako­mu­ni­ko­wała Pola.

– Prze­cież mnie zachę­ca­łaś. O co ci teraz cho­dzi? – Kama przy­gry­zła wargę.

– Tak, prze­pra­szam, ale sama mówi­łaś, jacy są faceci, któ­rych ostat­nio spo­ty­kasz. I tak myślę, na głos, czy łodyga mu dyga, skoro tak bez pośpie­chu chce.

– Pola… – Kama zaczęła się śmiać i rzu­ciła w przy­ja­ciółkę poduszką.

– Róż­nie bywa.

– Masz rację. Ale jakoś mnie kręci.

– I dobrze. Chyba na tym polega życie, by się krę­cić na karu­zeli codzien­no­ści i wyci­skać z tego żywota to, co naj­lep­sze.

– Powie­działa matka dwójki dzieci, sta­teczna mężatka, bez kochanka na hory­zon­cie.

– Ale z wybu­ja­łymi fan­ta­zjami!

* * *

Pola wró­ciła od Kamy kilka minut po pół­nocy.

Czuła, że jest pijana. Ba, była pijana, i to bar­dzo. Prysz­nic tylko tro­chę jej pomógł. Cho­ciaż świat wiro­wał jej przed oczami, wbiła się w sek­sowny czer­wony gor­set, rodem z Moulin Rouge, który kupiła razem z Kamą. Przy­ja­ciółka zako­mu­ni­ko­wała jej, że wygląda jak rasowa sucz. Pola nie była pewna, czy to dobrze i czy to do końca jej styl, ale obie­cała sobie, że tej nocy uwie­dzie wła­snego męża. Wło­żyła poń­czo­chy i czarne szpilki, z błysz­czą­cymi kokard­kami, usta wypać­kała czer­woną szminką i ruszyła w stronę mał­żeń­skiej sypialni. Chy­bo­tała się na boki, a szpilki ryso­wały pod­łogę. Czuła każdy zgrzyt i wyobra­żała sobie te rysy na ich nowo wymie­nio­nym par­kie­cie. Kiedy jed­nak przy­po­mniała sobie, ile za niego zapła­cili, posta­no­wiła zdjąć buty. Ruszyła dalej, boso, ale za to krę­cąc zadkiem. Tak ponoć robią uwo­dzi­cielki. A ona tej nocy czuła się niczym bogini seksu, mimo że ten prze­klęty gor­set uwie­rał ją okrut­nie. Szła na wde­chu, deli­kat­nie tylko wypusz­cza­jąc powie­trze. Niech jej mąż nie myśli, że jest tylko matką, żoną, kucharką, opie­raczką, sze­fową, która nad­zo­ruje plan dnia dzieci i sza­now­nego mał­żonka, ona jest też…

„Kurwa mać!” – zaklęła w duchu, bo w dro­dze do mał­żeń­skiego łoża przy­wa­liła stopą o szafkę. Przez chwilę nie czuła dużego palu­cha u nogi. Roz­ma­so­wała go dło­nią, po czym szła dalej. Co tam palec, kiedy w łóżku, ich wspól­nym łóżku, chra­pał on. Jej mąż, od nie­mal dwóch dekad. Kro­czyła, wyma­chu­jąc na lewo i prawo bio­drami. Doszła do łoża mał­żeń­skiego. Kto do cho­lery wymy­ślił tę nazwę? Mał­żeń­skie łoże już samo w sobie spra­wiało, że tem­pe­ra­tura opa­dała i się wszyst­kiego ode­chcie­wało.

– Hej, sło­dziaku, kociaku, tygry­sie… – zaczęła, wdra­pu­jąc się nie­zdar­nie do łóżka.

Artur nic. Chrap­nął tylko. Pola zapa­liła lampkę i powtó­rzyła:

– Hej, sło­dziaku, kociaku, tygry­sie… – mówiła gło­śniej i dobit­niej.

Artur otwo­rzył oczy i pode­rwał się na równe nogi.

– Jezuuu – jęk­nął, wga­pia­jąc się w Polę.

– Cooo?

– Ale mnie wystra­szy­łaś.

Pola wygięła plecy w łuk, wysu­nęła prawą nogę w jego stronę. I choć poń­czo­cha zsu­nęła jej się do połowy łydki i wyglą­dało to komicz­nie, nie zamie­rzała bawić się w cere­giele i zaj­mo­wać takimi deta­lami. Wbiła wzrok w męża.

– Hej. – Wzięła pasmo wło­sów w dłoń i nakrę­ciła je na wska­zu­jący palec.

– A tobie co?

– Jestem tu po to…

– Upi­łaś się.

– Chodź tutaj i mnie prze­leć.

– Pola, daj spo­kój. Czy zawsze, kiedy cho­dzisz do Kamy, musisz wra­cać nawa­lona?

– Wypi­łam tro­chę wina i chcę się kochać z mężem. Co w tym złego?

– A ja chcę się wyspać. Dzi­siaj, jak­byś nie wie­działa, dopi­na­łem kon­trakt z Kore­ań­czy­kami. To był ciężki dzień. Moja pra­cu­jąca sobota. To ja zor­ga­ni­zo­wa­łem mamę do opieki nad dzie­cia­kami, bo ty poszłaś się nawa­lić do kole­żanki.

Pola spoj­rzała na Artura i zachciało jej się pła­kać. Czy to tak wygląda? Czy tak to sobie wyma­rzyła? O tym, że w związku panuje nuda, wie­działa od dawna, ale to cze­pial­stwo męża dopro­wa­dzało ją do szału.

– Chcia­łam się z tobą kochać – wydu­kała, czu­jąc, jak wielka klu­cha zatyka jej prze­łyk.

– Wyglą­dasz dziw­nie.

– Kupi­łam sobie sek­sowną bie­li­znę.

– To do cie­bie nie pasuje. Czer­wone wdzianko, jak tani Czer­wony Kap­tu­rek spod latarni w Grójcu.

– Skąd wiesz, że aku­rat pod latar­nią w Grójcu stoją tanie Czer­wone Kap­turki?

– Łapiesz mnie za słowa.

– A ty mnie za nic nie łapiesz.

– Pola… – wes­tchnął. – Mia­łem ciężki dzień w pracy.

– A ja nie mam seksu.

– Jutro.

– Będzie futro. Idź spać.

Artur wyłą­czył lampkę, a ona zeszła z łóżka. Momen­tal­nie wytrzeź­wiała. Było jej cho­ler­nie przy­kro. Weszła do łazienki, zdjęła gor­set i poń­czo­chy, zmyła czer­woną szminkę i wło­żyła koszulkę, a potem się roz­pła­kała. Zaczęła się zasta­na­wiać, jak czę­sto kobiety pła­czą przez męż­czyzn. Pew­nie więk­szość łez wylały przez tych drani. I po co te łzy? Wytarła grzbie­tem dłoni policzki, wyszła z łazienki, chwy­ciła za tele­fon i napi­sała do Kamy.

Nie napi­szemy ero­tyku, napi­szemy anty­ero­tyk, dla wszyst­kich nie­szczę­śli­wych kobiet. Dla sin­gie­lek, które bory­kają się ze swoją samot­no­ścią, odrzu­ce­niem, trzy­mi­nu­to­wym sek­sem i wszyst­kimi popa­pra­nymi gachami z Tin­dera. Dla męża­tek, które myślą, że tylko u nich w mał­żeń­skim łóżku nie ma już fajer­wer­ków, a w co dru­gim łóżku nie ma odlo­tów, są bar­dziej przy­loty.

Odpo­wiedź od Kamy przy­szła w bły­ska­wicz­nym tem­pie.

Wnio­skuję, że z Two­jego seksu nici?

Pola odpi­sała:

Jak Ty mnie dobrze znasz. Nic nie było. Artur jest zmę­czony.

Odpo­wiedź Kamy:

Są jesz­cze wibra­tory. I w naszej książce, która będzie do bólu wyuz­dana i praw­dziwa, powiemy tym naszym kobit­kom kocha­nym, że wibra­tor to też przy­rząd, któ­rego powinny śmiało uży­wać. I lep­szy sztuczny człon niż praw­dziwy dupek z człon­kiem, który nikomu nie daje przy­jem­no­ści.

Pola wybrała numer przy­ja­ciółki. Ese­mesy ese­me­sami, ale ona potrze­bo­wała praw­dzi­wej roz­mowy, takiej przez wiel­kie P.

– Nooo? – rzu­ciła Kama.

– Dzwo­nię, bo mam dosyć stu­ka­nia w kla­wia­turę. Nie było seksu. Nie było nawet miłej roz­mowy. Jest mi przy­kro. Ale posta­no­wi­łam, że trzeba dzia­łać, zamiast uża­lać się nad sobą. Napi­szemy to.

– Pola… Tylko, czy to się sprzeda? Usta­li­ły­śmy, że to będzie ero­tyk.

– Gwa­ran­tuję ci, że się sprzeda. Kobiety chcą prawdy, kawy na ławę. Spójrz na mnie, myśla­łam, że wie­dziesz odlo­towe, wręcz spek­ta­ku­larne życie.

– A oka­zuje się, że jest kwas… – dokoń­czyła za przy­ja­ciółkę Kama.

– Kwas pozba­wiony zasad – powie­działa Pola i zaczęły się śmiać. – Wra­ca­jąc do naszej książki, to wywa­limy prawdę mię­dzy oczy. Kobiety sobie myślą, tylko u mnie ten kwas, u mnie sin­gielki czy u mnie mężatki. A takich kwa­sów jest wię­cej. I zamiast być ero­tycz­nie, jest antyero­tycz­nie.

– Pozwo­lisz, że opi­szę tych wszyst­kich nie­udacz­ni­ków, któ­rzy uwa­żali się za bogów seksu, a do bogów było im zde­cy­do­wa­nie daleko?

– Tylko żeby nas po sądach nie cią­gali. Pamię­taj, że chcemy zaro­bić kasę, a nie ją stra­cić.

– Zro­bimy tak, by wie­dzieli, o kogo cho­dzi, ale tro­chę pozmie­niam ich opis. Wysoki bru­net będzie sza­ty­nem śred­niego wzro­stu i nie będzie miał czar­nych oczu, ale brą­zowe.

– No to fak­tycz­nie ogromna zmiana!

Poga­dały jesz­cze chwilę, a potem roz­łą­czyły się i Pola poszła do kuchni. Spoj­rzała na swoje kró­le­stwo, któ­rego tak naprawdę nie lubiła. Zmu­szała się do tego, by codzien­nie goto­wać. Wszystko dla dobra rodziny. I choć ani Artur, ani dzieci wła­ści­wie tego od niej nie wyma­gali, Pola była prze­ko­nana, że po pro­stu tak musi być. Jak u wielu innych kobiet poczu­cie winy sie­działo na jej pra­wym ramie­niu i pod­szep­ty­wało różne rze­czy typu: „Powin­naś być lep­szą matką, lep­szą żoną”, „posta­raj się bar­dziej”. I ona naprawdę się sta­rała, ale cza­sem jej nie wycho­dziło.

Wes­tchnęła, zaj­rzała do lodówki, w któ­rej równo na pół­kach uło­żone były pojem­niki z zupą, klop­si­kami na dwa dni, resztki maka­ronu z kur­cza­kiem, dwie sałatki. Pola kochała robić zapasy. Dzięki temu miała poczu­cie kon­troli. Spoj­rzała na butelkę bia­łego wina. Wie­działa, że jeśli wypije jesz­cze kie­li­szek, poczuje się źle. Wzięła więc do rąk pojem­nik z sałatką i usia­dła na dzie­cię­cym krze­sełku, w któ­rym ledwo się zmie­ściła. Otwo­rzyła pudełko i zaczęła poże­rać sałatkę. „Smaczna…” – stwier­dziła w myślach. – Ale powin­nam dodać wię­cej ogórka”. I kiedy tak myślała o ogórku, naszła ją ochota na seks.

„Nie­wia­ry­godne – skar­ciła sie­bie w duchu. – Naprawdę jestem jakaś wyposz­czona, nie­do­piesz­czona i nie­wy­żyta. Sie­dzę tutaj z dupą wci­śniętą w dzie­cięce krze­sełko, które już dawno powin­ni­śmy wywa­lić, bo dzie­ciaki wyro­sły, poże­ram sałatkę i myślę o sek­sie. Nawet przy sałatce myślę o sek­sie…”ROZDZIAŁ 4

Tego dnia Pola nie mogła się na niczym sku­pić, a powinna. Jak na rodzimą pisarkę przy­stało, musiała bowiem dora­biać. Bo w Pol­sce ten zawód to powo­ła­nie, misja, pasja – wszystko, tylko nie spo­sób na życie. Mróz i Bonda to wyjątki potwier­dza­jące regułę (i jesz­cze Blanka Lipiń­ska i Kró­lowa Życia – kim­kol­wiek ta pani jest…). Pola miała dziś za zada­nie wymy­ślić bły­sko­tliwe hasło rekla­mowe, pro­mu­jące nowy krem prze­ciw­zmarszcz­kowy dla kobiet 40+. I jedyne, co jej przy­cho­dziło do głowy, to: „Posma­ruj se twarz, może mąż zachwy­cony twoim gład­kim licem zechce cię w końcu tknąć”. Prze­ma­wiał przez nią żal. Zaj­rzała do gale­rii zdjęć w tele­fo­nie. Prze­le­ciała pal­cem do tych naj­star­szych. Miała jesz­cze kilka zdjęć z początku zna­jo­mo­ści z Artu­rem. Jacy byli zako­chani… Jak za sobą sza­leli… Poże­rał ją wzro­kiem i tylko cze­kał, kiedy cho­ciaż przez chwilę znowu będą sami. Nie mogła się opę­dzić od jego dłoni. A teraz? Wes­tchnęła ze smut­kiem.

– I jak z tym hasłem? Twoja kartka aż wali po oczach czy­stą bielą. – Szef groź­nie spo­glą­dał na Polę, ale ona nawet nie uda­wała, że pra­cuje.

– No nie mam weny, Grze­gorz. Sorry.

– Skar­bie, ty nie jesteś Mic­kie­wicz, że będziemy cze­kać teraz na twoją wenę… Masz godzinę i chcę widzieć co naj­mniej trzy świetne, zna­ko­mite, rewe­la­cyjne, prze­za­je­bi­ste pro­po­zy­cje. Zro­zu­miano?

Nie cze­kał na odpo­wiedź. Odwró­cił się na pię­cie i poszedł do swo­jego gabi­netu. Pola wykrzy­wiła twarz i jak mała dziew­czynka poka­zała mu język… To zna­czy poka­zała język jego ple­com, bo gdyby poka­zała jemu, to pew­nie byłby to jej ostatni dzień pracy. Po godzi­nie przy­szła do szefa. Podała mu kartkę i cze­kała na wyrok.

– „Mia Fiore. Niech Cię pożąda”, „Mia Fiore. Bo wciąż jesteś kobietą”, „Mia Fiore. Postaw na swoją sen­su­al­ność”, „Pocze­kaj na niego ubrana tylko w Mia Fiore”. – Grze­gorz odczy­tał pro­po­zy­cje Poli, spoj­rzał jej głę­boko w oczy i posta­no­wił jed­nak dopy­tać: – Pola, wiesz, że sza­nuję pry­wat­ność pra­cow­ni­ków i nie prze­kra­czam zawo­do­wych gra­nic, ale czy w twoim mał­żeń­stwie wszystko okej?

– Kurde, jesteś jakimś cho­ler­nym jasno­wi­dzem?! – Była prze­ra­żona, że tak łatwo odczy­ty­wać z niej emo­cje.

– Ciii… Nie dener­wuj się. Nie trzeba być jasno­wi­dzem. Zobacz na pro­po­zy­cje swo­ich haseł. Bra­kuje jesz­cze tylko: „Mia Fiore. Prze­leć mnie”.

Ten żart, mimo że mało ele­gancki, roz­luź­nił atmos­ferę.

– Ty, w sumie to by było naj­lep­sze! – Pola się roze­śmiała.

– To fakt! – przy­znał Grze­siek i dodał: – Zrób sobie dzi­siaj wolne. Odpocz­nij. Wróć jutro wypo­częta, kre­atywna i pełna pomy­słów. Takich, jakie tylko ty potra­fisz mieć.

Pola pra­wie się popła­kała. Wzru­szyła ją empa­tia tego faceta, który zda­wał się widzieć i czuć wię­cej, niż się po nim spo­dzie­wała. Aż jej się przy­kro zro­biło, że jesz­cze chwilę temu poka­zała mu język. Nie­mal za to prze­pro­siła, ale na szczę­ście w porę przy­po­mniała sobie, że prze­cież on tego nie widział.

Nagle dostała ese­mesa od Kamy.

Kochana, piszę… Mam już dwie hot sceny.

Pola natych­miast wystu­kała odpo­wiedź:

Dawaj je. Może popra­wią mi humor.

Cze­kaj, prze­kleję Ci na Mes­sen­gera.

Po chwili ocze­ki­wa­nia prze­czy­tała:

Widział, że tego chce. Wymie­nili ze sobą jedno zda­nie. Nawet nie znali swo­ich imion, ale w tym jed­nym zda­niu było wszystko. Zapro­sze­nie. Obiet­nica roz­ko­szy. Pożą­da­nie. Pochy­liła się nad nim, prze­cho­dząc mię­dzy sto­li­kami do toa­lety i – nie­mal nie­zau­wa­żal­nie dla innych gości wyszep­tała mu do ucha:

– Pokój pięć­set trzy.

Po chwili udał, że ma pilny tele­fon. Zresztą w restau­ra­cji hote­lo­wej było tak wiele osób z róż­nych oddzia­łów firmy, że nikt nie zauwa­żyłby znik­nię­cia Wik­tora. Szedł pew­nym kro­kiem. Wsiadł do windy. Wci­snął nr 5. Prze­cież 503 musi być na V pię­trze. Minął pokój 499, 500, 501, 502… W 503 drzwi były lekko uchy­lone. Dosko­nale wie­działa, że za nią pój­dzie. Uśmiech­nął się pod nosem. Wszedł do środka. Stała tyłem do drzwi, przo­dem do wiel­kiego okna z wido­kiem na cen­trum mia­sta. Piła drinka. Miała na sobie muśli­nowy szla­fro­czek. Tak krótki, że dosłow­nie mili­metr wyżej pod osłoną deli­kat­nej tka­niny zary­so­wy­wały się kusząco jej kształtne pośladki. Pod­szedł do niej od tyłu. Poczuła jego gorący oddech na szyi.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: