- W empik go
Any Border. Tom 1 - ebook
Any Border. Tom 1 - ebook
Anastazja ma dwadzieścia siedem lat, pięcioletnie bliźniaki, a za sobą burzliwe małżeństwo z ich ojcem. Pracuje w międzynarodowej agencji modelingowej, dzięki której otrzymuje półroczny kontrakt w Mediolanie. Jej włoska przygoda zaczyna się od spotkania Giorgia. Włoch nie wyobraża sobie życia bez towarzystwa pięknych kobiet. Miłość, wierność i uczciwość małżeńska, ślubowane żonie, są dla niego jedynie mitami narzuconymi przez rodzinną tradycję. Wzajemna fascynacja prowadzi Any i Giorgia w sidła silnej namiętności, zmierzającej w ryzykownym kierunku. A kiedy do gry wkroczą głębsze uczucia, zrobi się naprawdę niebezpiecznie…
Pochłaniająca powieść z erotyczną nutką w tle. Młoda, ambitna Polka po przejściach poznaje na lotnisku tajemniczego i bogatego Włocha. To historia o tym, że czasem w życiu trzeba zaryzykować, a los sam ułoży dla nas niesamowitą historię.
Agnieszka Malinowska, @LaSenioritaa
Historia Any i Giorgia pochłonęła mnie od pierwszych stron. To opowieść o miłości, lojalności, wychodzeniu poza schematy oraz – przede wszystkim – o tym, jak wiele potrafi zmienić jedna krótka chwila, jedno przypadkowe spotkanie na lotnisku, jeden śmiały gest. Autorka stawia bohaterów przed trudnymi wyborami, fundując czytelnikowi niezwykle emocjonującą podróż.
Poznaj włoską gościnność, odkryj moc pożądania i wyrusz do magicznego Mediolanu razem z "Any Border".
Gorąco polecam!
Katarzyna Bester
Gabriela L. Orione
Urodziła się w Warszawie. Studiuje politykę oświatową na Uniwersytecie Warszawskim, na którym wcześniej ukończyła animację społeczno-kulturalną. Pracuje w branży transportowej. Od trzynastu lat jest szczęśliwą żoną, a razem z mężem wychowuje trójkę chłopców. Zdominowana męskim światem pisze o kobietach dla kobiet w taki sposób, by każda Czytelniczka odnalazła w głównej bohaterce część siebie.
Nierzadko inicjuje wydarzenia społeczne na terenach wiejskich, na które uciekła z centrum stolicy. Pasjonuje się stosunkami międzynarodowymi i zdrowym odżywianiem. Uwielbia kawę i wieczorny jogging.
Publikuje pod pseudonimem. W 2020 roku debiutowała bestsellerowym romansem mafijnym Grzech, który jest pierwszym tomem serii Wodząc na pokuszenie. W 2021 roku jej opowiadanie ukazało się w antologii walentynkowej Niegrzeczna Miłość.
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8219-495-1 |
Rozmiar pliku: | 790 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przekraczając próg klubu nocnego Willa, Giorgio zawsze odnosił wrażenie, że trafia do innego świata. Blichtr, któremu wierny był Nino, od zawsze bawił mężczyznę. Czuł się co najmniej jak w Bollywood, a nie na ich małej wielkiej wyspie, na której kiedyś wspólnie kradli motory, napadali na regionalne oddziały banków i jak przystało na rodowitych Sycylijczyków, wbrew prawu łupy przekazywali w ręce najbiedniejszych instytucji zaniedbywanych przez państwo. To z Nino popalał zawijane ojcu z auta papierosy, z nim zapalił pierwszego skręta, przez niego pisał egzamin po amfie i stracił dziewictwo z opłaconą przez przyjaciela rumuńską prostytutką. Wspólnie przemycali kokainę i handlowali nią. W zasadzie bez większej potrzeby – pochodzili z rodzin, w których było wszystko, a nawet więcej. Była także tradycja, którą Giorgio często przeklinał. Kiedy na dobre wkroczył w okres dojrzewania, jego ojciec dostał potężny kontrakt na północy Włoch i wyjechali. Nino został i po śmierci swojego ojca stał się panem wyspy, tworząc na niej swój mały prywatny raj na kształt marzeń z okresu wczesnej dorosłości.
Giorgio zamówił whisky z lodem, usiadł na tarasie, zapalił papierosa i zaczął się przyglądać nagim dziewczynom pływającym w podświetlanym basenie.
– Gio! Już myślałem, że dopadła cię emerytura – rzucił mężczyzna z lekkim zarostem, w pomarańczowej koszuli i kremowych bermudach, podchodząc do stolika.
– Nino, nie każdy ma pracę jak twoja – zaśmiał się Giorgio, witając przyjaciela uściskiem dłoni. – Słyszałem, że utknąłeś w pozwoleniach na budowę. Jakbyś potrzebował wsparcia, wystarczy, że dasz znać – powiedział, zapalił cygaro i skinął na niewysoką brunetkę, która wyszła właśnie z basenu. Miała na sobie jedynie skąpe stringi, a kiedy zmierzała w ich stronę, kręcąc biodrami, jędrny biust rytmicznie unosił się i opadał.
– Gio, to jest Julia, najmłodsza stażem w naszej gwiezdnej ekipie. Chętnie dla ciebie zatańczy – przedstawił ją Nino, puszczając mężczyźnie oko. – Zostawię was samych, obowiązki wzywają – poinformował, wstając. Klepnął przyjaciela w ramię i wskazał grupkę mężczyzn przy basenowym barze.
Giorgio kiwnął głową ze zrozumieniem.
– Usiądź – zwrócił się do dziewczyny, która posłusznie zajęła miejsce przy stoliku.
Julia była zjawiskowa. Uśmiechnęła się i kokieteryjnie założyła nogę na nogę. Woda z mokrych włosów spływała jej po szyi i klatce piersiowej, a lekki wiatr drażnił sutki.
Spojrzał na telefon. Any milczała.
– Czego się napijesz? – zapytał, odchrząkując i odganiając od siebie myśli niepotrzebnie zajmujące jego głowę.
– Cuba libre, proszę – odpowiedziała Julia i prowokacyjnie zwilżyła językiem górną wargę.
Wypili swoje drinki i przeszli do wnętrza klubu. Giorgio zajął miejsce na wygodnej skórzanej sofie na wprost podestu z rurą, na którym chwilę później znalazła się jego towarzyszka. Zaczęła się zmysłowo poruszać. Mężczyzna widział w swoim życiu wiele tancerek, ale Julia była naprawdę niezła. Miała piękne ciało i doskonale wiedziała, jak nim pracować. Kusiła każdym dopracowanym do perfekcji gestem. Bardzo przekonująco sygnalizowała, że ten wieczór może należeć do wyjątkowych. Zdjęła majtki i bez zbędnej pruderii wabiła zadowolone spojrzenie mężczyzny.
Kiedy muzyka ucichła, podeszła do Giorgia i usiadła mu na kolanach. Ugryzła Włocha w płatek ucha i wykonując nieśpieszne ruchy, jakby go ujeżdżała, złapała za krawat, delikatnie go poluzowując. Mężczyzna mimowolnie położył swoje dłonie na jej nagich pośladkach i docisnął ją do siebie. Uwodzicielsko rozchyliła usta i zaczęła się o niego ocierać nagim biustem.
– Masz ochotę na więcej? – wyszeptała, patrząc Giorgiowi prosto w oczy.KILKA TYGODNI WCZEŚNIEJ
Włochy, Mediolan
I.
– Trochę się śpieszę na lotnisko – powiedział, zapinając spinki przy mankietach koszuli.
Dziewczyna przeciągnęła się leniwie na łóżku, obróciła na brzuch i mrucząc cicho, zatopiła dłonie w satynowej pościeli. Zawiesił spojrzenie na jej nagich pośladkach, które prowokacyjnie uniosła do góry, i przymrużył delikatnie oczy.
– Zawsze „po” gdzieś się śpieszysz – powiedziała z wyrzutem w głosie.
– Nie dramatyzuj. Czas to pieniądz, chyba nie muszę ci tego tłumaczyć – rzucił, uśmiechając się pod nosem. – Zdaje się, że żyjemy w myśl tej samej zasady – dodał oschle, rozglądając się w poszukiwaniu krawata.
– Czuję się zaniedbywana – nie dawała za wygraną.
Podniosła się i usiadła na łóżku. Opuściła stopy, wsunęła je w szpilki stojące obok i podeszła do mężczyzny. Złożyła dłonie na nagich piersiach, wygięła pełne usta w podkowę i z miną cocker spaniela podjęła próbę walki o jego uwagę.
Wygrały guziki od koszuli, które zapinał jeden po drugim w pełnym skupieniu. Następnie, przelotnie spojrzawszy na jej niezadowoloną twarz, chwycił krawat, który zlokalizował na welurowym oparciu fotela.
– Stałaś się sentymentalna czy tylko tak mi się wydaje? – zapytał, podnosząc wzrok i krzyżując go ze spojrzeniem dziewczyny.
– Może po prostu zależy mi bardziej niż tobie – stwierdziła, teatralnie wywracając oczami.
– Na czym, Iza? Na czym ci zależy? – zapytał z ironią w głosie.
– Na naszej relacji – odpowiedziała z powagą.
– Nie bądź śmieszna – burknął, wiedząc, że nie chodzi o żadne sentymenty czy uczucia, tylko o pieniądze.
Znali się dobrych kilka lat, ich układ był czysto biznesowy. Więcej spotkań w hotelu Madame Milano równało się większej liczbie wycieczek po butikach przy Corso Venezia. Dziewczyna lubiła, kiedy był obecny w jej życiu, ale nie potrafiła znaleźć żadnego sposobu, żeby oczarować go na tyle, aby pragnął jej częściej, a ich spotkania mogła wpisać w roboczy kalendarz jako regularne. Podejrzewała, że może mieć więcej kochanek, i drażniła ją myśl, że ktoś jeszcze poza nią może korzystać finansowo z układu z nim. Ich relacja była dla niej jedną z lepszych i korzystniejszych, które utrzymywała. W czasie każdego spotkania starała się podkreślać, jak bardzo jest dla niej ważny i wyjątkowy. Faktycznie – jej usta i inne części ciała znakomicie potwierdzały jej oddanie, uległość i pragnienie posiadania go dużo częściej i na wyłączność.
Ale on nie szukał żony, miał ją w domu. On nie szukał nawet kochanki, w stosunku do której mógłby mieć skrupuły, z którą mogłoby łączyć go coś więcej. On potrzebował jedynie od czasu do czasu kobiety do łóżka, co każdej solennie wynagradzał, kiedy naszła go ochota na spotkanie. Nie nadużywał nigdy tego słowa, ale kobiety, z którymi spotykał się na swoich warunkach, były dla niego zwykłymi dziwkami. Dziwkami kwalifikującymi się do układu obciążonego ustalonymi przez niego twardymi regułami. Taka forma dawała mu poczucie fałszywego bezpieczeństwa, dalekiego od emocjonalnego zaangażowania. Czuł się zaspokojony, kobiety były usatysfakcjonowane finansowo, a w oczach rodziny pozostawał prawym mężem i ojcem, zgodnie z tradycją.
– A ty nie bądź nieuprzejmy – skarciła go z udawanym oburzeniem, obróciła się na pięcie i ruszyła w stronę stolika, na którym leżały pieniądze. Uniosła prawy kącik ust z satysfakcją. _Zostawił więcej_ – pomyślała zadowolona. Sięgnęła po papierosy leżące obok i kiedy chciała wyciągnąć jednego z paczki, mężczyzna przejął opakowanie i schował je do kieszeni marynarki, którą na siebie założył.
– Nie pal tych, bo są moje, to raz, a dwa: te są dla ciebie za mocne. Kup sobie jakieś, nie wiem, mentolowe, skoro koniecznie musisz palić – powiedział, wskazując wzrokiem banknoty pozostawione na stoliku. – Zostawiłem więcej. Myślałem, że poza kolejną parą butów kupisz sobie jakąś książkę o historii miasta – powiedział, odchrząkując – ale na „Vogue” też powinno starczyć – dodał.
– Po co niby mam kupować książki o Mediolanie? – zapytała, wybuchając infantylnym śmiechem.
– Żeby, kurwa, wiedzieć, gdzie mieszkasz – wycedził, nie wytrzymując.
– Ejjj! – rzuciła z wyrzutem, bo tym razem słowa mężczyzny naprawdę ją dotknęły. Jego też bolało i przerażało, że choć dziewczyna, z którą uprawiał seks, wizualnie była idealna, to ciału doskonale pięknej kobiety towarzyszył rozum dziecka i poziom wiedzy sięgający szkoły elementarnej.
– Iza, nawet uczniowie szkoły podstawowej wiedzą, że przy Piazza del Duomo znajduje się katedra, a nie zamek – poinformował tonem uniwersyteckiego wykładowcy.
– Przy tobie czuję się jak księżniczka i to była zwyczajna pomyłka – powiedziała, próbując się usprawiedliwić. Położyła dłoń na ramieniu mężczyzny i kciukiem sięgnęła jego delikatnego policzka. – Zresztą zamek czy kościół, jakie to ma znaczenie? – zapytała, śmiejąc się nerwowo i nie rozumiejąc powodu, dla którego poczuł się tak bardzo urażony jej pomyłką.
Przecież ona była od czegoś innego, a na to nie mógł narzekać. _Miałam być próżna, bez zahamowań, dyskretna i na telefon, a nie wyedukowana i rozprawiająca o kraju i świecie_ – pomyślała, odganiając ostatecznie niewygodne uczucie, które się pojawiło, gdy wypomniał jej dzisiejszą wpadkę. On zdecydowanie za często chciał z nią rozmawiać na tematy, które jej nie interesowały i o których nie miała pojęcia.
– Masz rację, to absolutnie nie ma znaczenia – westchnął, kapitulując. – Różnica jest niewielka, i jedno, i drugie wznoszono zawsze ku niebu – dodał po cichu.
– Sam widzisz! Od razu mi lepiej, gdy wiem, że się zgadzamy – uśmiechnęła się, nachylając do mężczyzny, żeby go pocałować.
– Iza, błagam! – skarcił dziewczynę, robiąc unik głową. – Wiesz, że tego nie lubię – dodał oschle.
– Ale ty również wiesz, że ja tylko ciebie… – tłumaczyła się, bo ze swojego grona dwóch w porywach do trzech stałych sponsorów tylko jego ust zawsze pragnęła. Może dlatego, że on od samego początku informował, co będą robić, nie wymagając przy tym żadnych udziwnień. Zaznaczył, że ma go obsługiwać bez całowania, i tego się konsekwentnie trzymał.
– To i mnie nie musisz, spokojnie, nie pogniewam się – zapewnił, łapiąc dziewczynę za ramiona i ostatni raz patrząc jej w oczy.
Była zjawiskowa. Szkoda, że nie bawiły go jej żarty, nie rozumiał też potrzeby dokumentowania w social mediach cały czas tego samego grymasu na twarzy, z witrynami różnych butików w tle. Porozumienie osiągali jedynie nago, kiedy rozkładała przed nim nogi bądź klękała, przenosząc go w inny wymiar, robiąc mu dobrze ustami. Chciał mieć do niej więcej szacunku, ale nie potrafił. Pożądał jej fizycznie i nie znosił mentalnie, co teoretycznie nie powinno stanowić problemu. Nie musiała być nikim więcej, ona miała stanowić jedynie niezobowiązujący kaprys do łóżka, miała być właśnie jego dziwką. Mimo wszystko czegoś mu w tym układzie brakowało. Westchnął.
– Idę, odezwę się – powiedział, wychodząc, i zatrzasnął za sobą drzwi od pokoju hotelowego. Na dole czekał samochód z kierowcą.
Ulice Mediolanu tego dnia były wyjątkowo łaskawe i przejezdne. Miał zapas czasu, więc postanowił napić się kawy przed wylotem. Zakupił też gazetę i zajął miejsce na wygodnej kanapie w lotniskowym barze.
Ze znudzeniem śledził kolejne afery korupcyjne partii rządzącej, kiedy nagle na stoliku, tuż obok jego kubka z kawą, pojawiła się duża sportowa torba. Jej zdenerwowana właścicielka gorączkowo czegoś w niej poszukiwała. Dziewczyna zdawała się nie zauważać, że stolik jest zajęty, a Giorgio nie miał w zwyczaju upominania kobiet. Przerzucił stronę w gazecie na wydarzenia sportowe i z zadowoleniem oddał się lekturze relacji ostatniego zwycięstwa Interu Mediolan z Juventusem Turyn.
Dziewczyna, szepcząc coś pod nosem, wydobyła w końcu portfel, zapięła torbę i przewiesiwszy ją sobie przez ramię, ruszyła szybkim krokiem w stronę baru. Giorgio uśmiechnął się pod nosem, gdy poczuł znajomy zapach perfum, dokładnie tych samych, które w czasie ostatniego wspólnego shoppingu z entuzjazmem prezentowała mu Izabella.
Złożył gazetę, zerknął na zegarek i kiedy sięgał w stronę kubka z kawą, zorientował się, że dziewczyna pozostawiła na stoliku czarną teczkę. Spojrzał w stronę kolejki przy barze, ale nie dostrzegł kobiety wśród oczekujących. Minęło kilka dobrych minut i mimo że obsługa tego dnia była fatalna, wyglądało na to, że zamówienie nieznajomej zostało już zrealizowane. Wstał, rozglądając się po okolicy, i dostrzegł ją przy tablicy informującej o odlotach.
– Coś pani zgubiła – powiedział, wbiegając za dziewczyną do windy i przekazując jej teczkę z dokumentami.
– Matko Boska! – skarciła się, uderzając dłonią w czoło. – Dziękuję! Strasznie się spieszę i to pewnie dlatego jestem taka roztargniona – dodała i wyciągnęła rękę w stronę mężczyzny. Gdyby zostawiła te dokumenty w lotniskowym barze, całą jej podróż diabli by wzięli.
– Pośpiech to największy wróg człowieka… – zaczął, ale nie pozwoliła mu skończyć. Przejęła dokumenty i spojrzała na niego zirytowana.
– Jestem wdzięczna, już powiedziałam! Pogadanką mi pan nie pomoże. Za chwilę odlatuje mój samolot i jeżeli nie znajdę się na jego pokładzie… – powiedziała podniesionym głosem. – Będzie fatalnie – dodała nieco łagodniej.
Giorgio nie ponosił przecież nawet minimum winy w związku z tym, że od kilku dni była w ciągłym biegu, a jedyne, o czym marzyła tego dnia od rana, to kawa, mocna kawa. Jak tylko wpadła na lotnisko, stwierdziła, że nie je, nie sika, tylko pije kawę. Nie przewidziała niestety baristy fajtłapy, przez którego jej standardowe bycie na styk przeistoczyło się w ewidentne spóźnienie.
– A gdzie bagaż? – zapytał dociekliwie.
– Dziś lecę, jutro wracam, więc tylko podręczny – powiedziała, nie do końca przekonana o konieczności tłumaczenia się zupełnie obcej osobie. Wskazała wzrokiem sportową torbę.
– Pytam na wypadek, gdyby się okazało, że mamy podobny poziom roztargnienia i poza teczką powinienem dostrzec również pozostawioną gdzieś obok mojego stolika walizkę – zaśmiał się lekko. Dziewczyna jednak zmierzyła go surowym wzrokiem i widać było, że nie ma ochoty na żarty.
– I jeszcze ta karta pokładowa – dodała pod nosem, patrząc jednocześnie na zegarek, który brutalnie uświadamiał jej, że ma coraz mniejszą szansę na dotarcie do samolotu na czas.
– No dobrze, pogadanką może faktycznie nie pomogę, ale w inny sposób mogę spróbować – powiedział poważnie, zanim drzwi do windy zdążyły się całkowicie otworzyć.
– Jak to „pomogę”? – zapytała, mierząc się ponownie z jego spojrzeniem.
– Pomogę pani zdążyć na samolot – odrzekł, wskazując ręką kierunek, w którym pośpiesznie ruszyli. – Dokąd lot?
– Do Warszawy, ale znam lotnisko, myślę, że mogę iść sama.
Nagle przystanęła, a mężczyzna niemal na nią wpadł. Zatrzymał się w ostatniej chwili tak blisko, że otwarte klapy jego doskonale skrojonego płaszcza delikatnie otarły się o jej puchaty beżowy dres. Dzięki Bogu, że jedyne, co udało jej się zrobić przed wyjazdem na lotnisko, to przebrać z wyjątkowo niewygodnego kostiumu, w którym spędziła cały dzień w pracy, w swój ulubiony szeroki i wygodny dres w kolorze kawy z mlekiem. Praca wymagała od niej oficjalnego looku i to była jedyna rzecz, której w niej nie lubiła.
Poczuła, jak obejmuje ją zapach perfum mężczyzny. Był słodki z pieprzową nutą. Spojrzała na Giorgia, robiąc krok w tył. Ubrany był w brązowe spodnie od garnituru i białą koszulę, a do tego miał wąski ciemnobrązowy krawat zawiązany z najwyższą precyzją pod samą szyją. Sięgnęła wzrokiem jego twarzy, natrafiając na skupione na niej, uśmiechające się filuternie, czarne jak węgiel oczy. Zamrugała szybko, łapiąc się na tym, że tracenie cennego czasu, którego nie miała, na przyglądanie się obcemu mężczyźnie jest niedorzeczne.
– Proszę mi zaufać – odrzekł i ponaglił ją, wskazując kontrolę bezpieczeństwa lotów międzykontynentalnych, z którymi niewiele miała wspólnego.
Pasażerowie udający się do Warszawy właśnie zaczęli wchodzić na pokład, więc postanowiła zaryzykować i skorzystać z jego propozycji. Sama była bez szans, bo lotnisko jest jednym z większych w Europie.
Zatrzymali się przy niewysokiej, korpulentnej brunetce, której Włoch na powitanie puścił oko.
– Margo, jak zwykle pięknie wyglądasz – zaczął, a twarz kobiety oblała się rumieńcem. – A ja jak zwykle nie poradzę sobie bez twojej pomocy – dodał. – Potrzebuję na już kartę pokładową i ekspresowe przejście na lot LO324567N do Warszawy – dyktował, patrząc na tablicę informacyjną. – Rozpoczęli już wejście na pokład, a moja znajoma zapomniała się trochę przy kawie ze mną.
To mówiąc, ponownie spojrzał na dziewczynę. Popielate włosy upięte w kok na czubku głowy podkreślały jej zimne oczy. Śniada, perfekcyjna cera i ten śmieszny strój. Wyglądała trochę jak wygłodzony niedźwiedź, była wysoka i bardzo szczupła, ale ubranie nie zdradzało jej kształtów. Złapał się na tym, że przeszła mu przez myśl ochota, by zobaczyć ją topless, bosą, w tych właśnie beżowych spodniach zawieszonych na biodrach. Skarcił się w myślach i wrócił całą uwagą do Margo.
– Dla ciebie wszystko – odrzekła kobieta, układając usta w dzióbek i wyciągając rękę w stronę dziewczyny. – Dokumenty proszę – powiedziała zdecydowanie bardziej oficjalnie.
Anastazja grzecznie podała dowód, skubiąc ze zdenerwowania dolną wargę, chociaż właśnie pojawiło się światełko nadziei, że jednak dołączy do pasażerów lotu do Warszawy. Kobieta wklepała dane dziewczyny w komputer, wydrukowała jej kartę pokładową i odsłoniła przejście, wskazując ręką pustą kontrolę bezpieczeństwa.
– Najpierw tędy, a następnie _gate_ numer 21. Udanego lotu, Anastazjo Border – dodała nieco przyjaźniej.
– Dziękuję! – Dziewczyna niemal pisnęła ze szczęścia, posyłając buziaka pulchnej pracownicy lotniska, a następnie spojrzała na mężczyznę, który wyglądał na rozbawionego jej przejęciem… zupełnie nie mając świadomości, jak bardzo ta podróż była dla niej ważna.
– Nie wiem, jak ci dziękować za to – uniosła kartę pokładową – i za tamto – wskazała na teczkę leżącą na puchowym płaszczu, przerzuconym przez bagaż podręczny. Chwyciła swoje rzeczy, żeby ruszyć w stronę bramki.
– Cała przyjemność po mojej stronie – odparł, nie odrywając od niej wzroku, a jego spojrzenie miało w sobie coś hipnotyzującego. Powodowało, że dziewczyna, mimo całej siły, której próbowała użyć, żeby się ruszyć z miejsca, trwała w bezruchu. Dopiero kiedy spuścił z niej wzrok, poczuła, jakby uwolniła się spod obezwładniającego ją czaru.
– Gdybyś jeszcze kiedyś czegoś potrzebowała, polecam się, a teraz biegnij – powiedział, podając jej zwinięty kawałek papieru. Opuszki ich palców delikatnie się zetknęły, a dziewczyna poczuła przeszywający całe jej ciało dreszcz. _Mało profesjonalna wizytówka_ – pomyślała, uśmiechając się w duchu i otrząsając z intymnego doznania. Pośpiesznie schowała kartkę do kieszeni spodni. Przelotnie zerknęła jeszcze w stronę mężczyzny, nie pozwalając ponownie dać się złapać nietypowemu spojrzeniu. Obróciła się szybko na pięcie i ruszyła żwawym krokiem w stronę bramek kontrolnych.
Zdążyła. Zniecierpliwiona obsługa pokładowa szykowała się już do udzielania instrukcji bezpieczeństwa w czasie lotu, kiedy dziewczyna zajęła swoje miejsce. Zamknęła oczy i odetchnęła.
Godzina i czterdzieści pięć minut lekkich zimowych turbulencji pomogła jej się zregenerować po ostatnich intensywnych dniach w pracy. Wysiadła z samolotu jak nowo narodzona. W pierwszym lotniskowym salonie prasowym zakupiła świeże gazety i kilka nowych edycji magazynów modowych. Wyszła na zewnątrz i machnęła na taksówkę.
W mgnieniu oka była w domu. Mieszkanie było wysprzątane. Anastazja przez chwilę zastanawiała się, czy na pewno jest pod właściwym adresem – w przedpokoju nie było porozrzucanych klocków ani resoraków, a dodatkowo panowała cisza.
– Chłopaki z pewnością są u babci – szepnęła sama do siebie, wzdychając.
Przeszła przez długi korytarz, mijając sypialnię dzieci. Zajrzała do niej, czując, jak ogarnia ją przeszywająca tęsknota. Nie widziała chłopców raptem kilkanaście dni i niespecjalnie miała czas za nimi tęsknić, ale teraz, kiedy była w pustym domu, poczuła smutek. Chwyciła za telefon i wybrała numer do swojej matki.
– Halo, Any, wylądowałaś? – zaświergotała wesoło Barbara.
– Mamo, gdzie jesteście? Przecież mieliście być w domu. Tymczasem jedyne, co mnie tu oczekiwało, to nieskazitelny porządek, za którym bynajmniej nie tęskniłam – odpowiedziała z wyrzutem w głosie.
– Kochanie, przyjechaliśmy do mnie. Pomyślałam, że będziesz chciała sobie odpocząć, a porządek to zasługa Bernadetty. Nie byłam w stanie przy chłopakach zapanować nad dziejącą się w waszym mieszkaniu apokalipsą, więc się zapakowaliśmy, a do akcji wkroczyła Bernadetta. Przyznaj, że jest nieoceniona – chichotała matka.
– Tia… – skomentowała dziewczyna. – Jak chłopaki? – zapytała zniecierpliwiona.
– Doskonale. Byliśmy dziś w nowej sali zabaw i na łyżwach, wyszaleli się, a teraz śpią – oznajmiła Barbara dumnym głosem.
Anastazja miała z matką zdecydowanie komfortową sytuację – kobieta zawsze chętnie zostawała z wnukami. Co nie zmieniało faktu, że na półroczny kontrakt we Włoszech Any zgodziła się jedynie pod warunkiem, że będzie mogła zabrać ze sobą dzieci.
– Czyli dziś ich nie zobaczę? – zapytała, podsumowując.
– No raczej nie. Odpocznij sobie tak, żebyś jutro była w formie. Pamiętaj, że lada dzień mamy rozprawę – przypomniała matka, zmieniając ton głosu na zimny i wyniosły.
Poza koniecznością dopełnienia formalności związanych z kontraktem w agencji dziewczyna od rana miała spotkania z adwokatami rodziców, którzy po trzydziestu latach postanowili się rozstać. Początkowo starała się przekonać matkę i ojca, że taka decyzja w ich wieku jest absurdalna, ale na światło dzienne zaczęły wychodzić fakty, o których nie miała pojęcia. O kochankach ojca, o romansie matki z prezesem klubu sportowego, do którego byli zapisani całą rodziną… Machnęła więc ręką na sprawy rodziców i postanowiła się skupić na własnym życiu, które też nie należało do najłatwiejszych.
– Tak, pamiętam. Muszę sobie rozpisać logistycznie jutrzejszy dzień. Twoja mecenas, kino i lunch z chłopcami – wyliczyła. – Następnie zawiozę ich na zajęcia językowe, a sama pojadę na spotkanie do adwokata ojca. Odbiorę dzieci z zajęć i pewnie niewiele czasu zostanie nam na przytulasy, ale… – zawiesiła głos. – Mam nadzieję, że w najbliższym tygodniu znajdę nam w Mediolanie jakieś mieszkanie, zorganizuję przedszkole i wraz z dziewczynami, po które przylecę na fashion week, zabiorę do siebie również chłopaków.
– Plan napięty jak guma w gaciach – skomentowała Barbara, śmiejąc się. – Czy jesteś pewna, że chcesz ich znowu ze sobą ciągnąć? Wiesz, że ja chętnie z nimi zostanę – zaproponowała.
– Mamo, to nie jest tydzień czy dwa tygodnie. Kontrakt mam półroczny i nie wyobrażam sobie spędzić tego czasu bez dzieci – oznajmiła Anastazja.
– Jak uważasz. Teraz odpocznij, a ja zaczynam swój serial na Netfliksie. Paaa, kochanie – powiedziała, rozłączając się.
_Ech, znowu będę sama_ – pomyślała dziewczyna i udała się do łazienki. Zdjęła dres i włożyła go do pralki, a w samej bieliźnie ruszyła do kuchni, żeby napić się wina, z którym postanowiła spędzić resztę wieczoru.
Wzięła do ręki telefon, zamierzając włączyć pralkę za pomocą aplikacji, kiedy przypomniała sobie o wizytówce w kieszeni spodni. Nie dlatego, że miała ochotę na kontynuowanie lotniskowej znajomości, ale bała się papierowych farfocli na wypranej garderobie. Sięgnęła do bębna pralki i z kieszeni spodni, ku swojemu wielkiemu zdziwieniu, wyciągnęła banknot o nominale pięciuset euro z zanotowanym numerem telefonu. Uniosła go pod światło, z lekka zdziwiona.
_Pięćset euro_ – zaśmiała się w myślach, z niedowierzaniem wzruszając ramionami. _Tani chwyt_ – dodała. W zasadzie cała ta sytuacja na lotnisku była dla niej na tyle stresująca, że poza tym, że mężczyzna miał hipnotyzujące czarne oczy, które wywoływały u niej bliżej niezidentyfikowane uczucie, i brązowy garnitur, niewiele więcej zapamiętała. Nie był to chłopak, z którymi zwykła się spotykać.
Nastawiła pralkę i spojrzała na zegarek. Dochodziła dwudziesta. Był zatem czas na siłownię i lampkę wina, ale w towarzystwie Pauliny.
Anastazja szybko doszła do wniosku, że na samotne wieczory będzie miała jeszcze czas w ciągu najbliższego tygodnia we Włoszech, a z przyjaciółką dawno się nie widziała, więc zadzwoniła do niej i po chwili były już umówione.
Cały czas na bieżni i trenując nogi z bardzo modnymi ostatnio gumami, próbowała nie myśleć o Panu Pięćset Euro, ale mężczyzna nie opuszczał jej głowy. W saunie opowiedziała o całym zajściu Paulinie, która to była królową sytuacji nie do uwierzenia, a ta właśnie zasługiwała na najwyższe miejsce na podium w skali miesiąca.
– Napisz do niego – nalegała przyjaciółka.
– Ale co mam napisać? Poza tym nie bardzo rozumiem ten gest. Mam dość facetów, ich kasy, bajerowania. Mam to na co dzień w pracy, zapomniałaś? Jestem tym już zwyczajnie zmęczona – oznajmiła Any, przekręcając się na brzuch.
– No wiem, ale to brzmi zupełnie inaczej. Poza tym to lotniskowa znajomość, więc może okazać się przelotna – rzuciła Paulina, chichocząc. – Niewinny romans raczej ci nie zaszkodzi – dodała poważniej.
Anastazja uświadomiła sobie, że nawet nie pamięta, kiedy ostatnio łączyły ją z kimś stosunki damsko-męskie. Oddana roli pracującej matki zupełnie zapomniała, że istnieją fizyczność, intymność i namiętność. Każdego kolejnego kandydata, który próbował podchodów w jej stronę, odprawiała z kwitkiem. Czasem tłumaczyła się dziećmi i ich ojcem, ale najczęściej zwyczajnie grała na tyle zimną i niedostępną, że zainteresowany sam prędzej czy później rezygnował.
Z uwagi na stres w pracy i wieczny brak czasu jej organizm szwankował na tyle, że nawet przy tabletkach antykoncepcyjnych hormony niespecjalnie dawały o sobie znać i nie czuła uwierającej konieczności zaspokajania swoich potrzeb seksualnych, które kiedyś często determinowały jej relacje z partnerami. Na myśl o nieznajomym poczuła jednak delikatny ścisk w dole brzucha. Był to dojrzały mężczyzna i może dlatego jej podświadomość podpowiadała, że taka przygoda byłaby atrakcyjniejsza od powrotu do flirtowania ze swoimi rówieśnikami. Chłopakami często bez specjalnego doświadczenia i pragnącymi jedynie szybkiego zaspokojenia własnych potrzeb za jej sprawą.
– A był chociaż przystojny? – zapytała nagle Paulina, przerywając rozmyślania Any.
– Problem w tym, że poza ciemnymi oczami nic więcej nie pamiętam, ale spojrzenie miał… – zawiesiła głos – takie dziwne – dodała, wspominając stan, w którym się znajdowała, kiedy na nią patrzył. Czuła, jakby świdrował jej myśli, wręcz próbował ją zniewolić, a jej to w pewien sposób sprawiało przyjemność.
– To znaczy? Miał zeza? – dociekała rozbawiona przyjaciółka.
– Nieee – zaprzeczyła Anastazja, śmiejąc się. – To spojrzenie było raczej – ponownie zawiesiła głos – czarujące – odparła, przygryzając dolną wargę. Z dezaprobatą pokręciła głową. Rozmyślanie o mężczyźnie nie miało zbyt wiele sensu. Nie praktykowała nigdy podobnej formy znajomości i nie zamierzała zaczynać.
– Chodź, zwijamy się, jestem strasznie głodna i mam ochotę na wino. Ten dzień to dla mnie zdecydowanie za dużo wrażeń – powiedziała, przeciągając się leniwie i owijając w ręcznik. – A jutro, sama wiesz, od rana zaczynam meksyk, z którym muszę się wyrobić, żeby wrócić do mojej włoskiej idylli, nie spóźniając się na samolot – zakomunikowała, wzdychając.
Z poziomu minus dwa przejechały na dwudzieste pierwsze piętro do ich „rezerwowego” baru. Nie przepadały za tym miejscem, bo zwykle pełno w nim było sąsiadów, ale o tej godzinie szykowanie się i wychodzenie gdzieś do centrum było zupełnie bez sensu, poza tym kelnerzy zawsze dobrze wiedzieli, na co dziewczyny mają ochotę. Deska serów Any i talerz wędlin Pauliny momentalnie pojawiły się na stole wraz z butelką ulubionego białego wina.
Po kolacji Paulina pomknęła do siebie i czekających na nią tekstów do tłumaczenia, a Anastazja zaraz po powrocie do domu wrzuciła torbę z rzeczami z siłowni do łazienki, w sypialni uchyliła lekko okno i włączyła telewizor, a następnie przeszła do kuchni i napełniła winem przygotowany wcześniej kieliszek. _Ta włoska tradycja nieustannego towarzystwa wina bardzo do mnie przemawia –_ pomyślała, upijając łyk. Wraz z butelką powędrowała do sypialni. Usiadła na łóżku i zajrzała do teczki z dokumentami. Umowy dla dziewczyn były przygotowane, przetłumaczone i podbite notarialnie. Należało je tylko bezpiecznie dostarczyć do biura i przekazać menedżerce.
Na toaletce leżało pięćset euro, lekko unoszone podmuchami wiatru wpadającego przez uchylone okno. Dziewczyna przez chwilę przyglądała się banknotowi, po czym wstała i zamknęła okno. Było zimno. Zdecydowanie wbrew sobie chwyciła banknot i telefon. Napisała: „Myślałam, że zapisałeś mi numery wygranej w totolotka, więc zagrałam, sprawdziłam i pudło. Any”. Wysłała, bez wahania. Nie minęła minuta i otrzymała odpowiedź: „Właśnie się zastanawiałem, jak tam lepienie bałwanów w stolicy, ale nie miałem jak zapytać. W telewizji o zabawach na śniegu cisza, a widzę, że ty jesteś zajęta hazardem…”.
Mężczyzna zaraz z lotniska, na którym osobiście odebrał przekazane przez współpracownika z Sycylii pozwolenia na budowę, pojechał do swojego biura, w którym czekała na niego kolejna góra planów do przejrzenia i odrzucenia bądź zaakceptowania. W najbliższych miesiącach poza pracami na Sycylii mieli zaczynać budowę nowego dziecięcego szpitala onkologicznego w Mediolanie. Wszystkie procedury zajęły dużo więcej czasu, niż się spodziewali, tym samym goniły go terminy. Poza szpitalem cały czas pozostawały otwarte również inne zlecenia. Powinien kogoś zrekrutować do zespołu, ale miał wrażenie, że coraz trudniej o dobrze zorientowanych i kreatywnych architektów. Niezmiennie więc od lat działali w stałym składzie, jedynie czasem dołączając do teamu zwycięzców ministerialnych konkursów architektonicznych na zagospodarowanie wolnej przestrzeni miejskiej.
Tego dnia poza pracą głowę zajętą miał rozmyślaniami o poznanej na lotnisku dziewczynie w puchatym dresie. Wspólnie z kolegami raz na jakiś czas chodził do nocnych lokali, w których za butelkę szampana i solidny napiwek dziewczyny spełniały jego życzenia. Przy czym jego nigdy specjalnie nie kręciły jednorazowe przygody. Preferował „seksualną stabilizację w związku bez zobowiązań”.
Teoretycznie była Izabella, ale od dłuższego czasu czuł potrzebę posiadania w łóżku takiej dziewczyny, która poza sprawami seksualnymi usatysfakcjonuje go również pod względem intelektualnym. Był wymagający, ale kobiety, które wybierał, czuły się z nim dobrze, wiedział to. Nie miał perwersyjnych potrzeb. Lubił ostry seks, ale kiedy kobieta preferowała delikatne traktowanie, nie miał z tym problemów. Oczekiwał czystego układu, bez możliwości emocjonalnego zaangażowania, o czym zawsze uczciwie informował. Kobiety jednak, nawet wchodząc w relacje za pieniądze, potrafią wierzyć, że taki układ może przekształcić się w prawdziwe uczucie. Każda chce być jak Julia Roberts z _Pretty Woman_. On nie wierzył w miłość, tylko w silną chemię i przyzwyczajenie, przy czym tego drugiego bynajmniej nie szukał.
Kiedy dochodził do wniosku, że któraś z kobiet za bardzo zaczynała zajmować mu głowę, bezwzględnie kończył znajomość. Rodzinna tradycja wyraźnie nakreśliła drogę jego życia, w której nie było miejsca na zaangażowanie inne poza tym w zawartym już związku małżeńskim. Nie potrzebował więc żadnego uzależnienia emocjonalnego, jak każdy facet chciał jedynie dobrego seksu, a przy okazji trochę zabawy. Dlatego trwał przy Izabelli. Jedyną osobą, którą darzyła uczuciem, była ona sama. Resztę świata postrzegała w kategorii zysków i strat, i to, zaraz obok jej bardzo atrakcyjnego wyglądu, mężczyzna uważał za olbrzymi atut. Solidnie wynagradzał dyspozycję, dyskrecję i pełne oddanie fizyczne bez zbędnych emocji. Zaplanował jednak, że jeżeli wejdzie w jakiś kolejny stały układ, to do swych standardów dopisze intelekt.
Odpowiedź mężczyzny rozbawiła Anastazję. Upiła kolejny łyk wina.
„Lubię hazard i spóźniać się na samoloty, to takie podniecające. Prawie tak samo jak nauczanie pand skakania przez płotki. Próbowałeś kiedyś?” – odpisała, zainspirowana newsami o pandach wielkich, które akurat stanowiły przewodni temat wiadomości wieczoru. _Proszę, jaka ja potrafię być beztroska w konwersacji z obcymi ludźmi –_ zaśmiała się sama do siebie, czując lekkość ducha, w którą wprowadził ją alkohol. Przecież zupełnie na trzeźwo nie podjęłaby się takiej rozmowy, a może właśnie paradoksalnie tego potrzebowała. Może włoski kontrakt powinna wykorzystać maksymalnie, odbudowując w sobie namiastkę femme fatale. Zacząć żyć jak dwudziestoparoletnia dziewczyna. Była matką, ale była również kobietą, o czym, miała tego świadomość, czasem zapominała.
„Osobiście wolę nauczać kangury skoków o tyczce, ale z pandami też kiedyś chętnie spróbuję. Jeśli jutro zdążysz wsiąść do samolotu, mogę Cię odebrać…” – napisał.
_Szybki jest_ – pomyślała Any. Ale w sumie nie wyglądał na seryjnego mordercę… „Możesz” – odpisała bez zastanowienia.
„Będę o 20.15”.
_Ciekawe, skąd wiedział, o której ląduję_? – zastanowiła się. Lotów z Warszawy do Mediolanu było kilka, ale podejrzewała, że poznana dziś Margo maczała w tym palce.
„Bądź” – odpisała.