Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Apokalipsa czytana dzisiaj - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
23 marca 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Apokalipsa czytana dzisiaj - ebook

Apokalipsa pełna jest tajemniczych opisów, które mogą budzić obawy, a chwilami nawet przerażać. Jednak autorka książki traktuje ostatnią księgę Pisma Świętego bez uprzedzeń i bez paniki. Z jej łagodnie poetyckiej, ale zarazem konkretnej opowieści bije spokój osoby głęboko zakorzenionej w Bogu. Swobodnie przechodzi od symbolu do symbolu, nie pomijając żadnych szczegółów. Próbuje je odczytać i zrozumieć z perspektywy człowieka XXI wieku.

Jestem głęboko przekonana, że wieść ukryta w Apokalipsie, jest wieścią możliwą i przeznaczoną do odczytania. Bóg nie bawi się tu z nami w grę jakby z harcerskiego biwaku, gdzie zadaniem Jednej Strony jest jak najszczelniej zaszyfrować hasło, a drugiej mimo wszystko jakoś się do niego dobrać. (…) Gdy działanie Boga wydaje się nam dziwne, to zawsze w końcu kluczem do niego okazuje się miłość…

(fragment książki)

Kategoria: Wiara i religia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7906-312-3
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Sporo już lat temu, gdy należałam do grona studentów jednej z wyższych polskich uczelni, w duszpasterstwach akademickich panowała moda na tak zwaną formację intelektualną. Wyrażała się ona niekończącymi się cyklami konferencji na temat konfliktu nauki i wiary. Do dziś, jako żywo, nie znam ani jednego „twardego” faktu naukowego, który dowodziłby istnienia tego konfliktu, to znaczy niezbicie wykazywałby, że Boga nie ma, a cała sfera religii i religijności należy do żałosnych potknięć ludzkości. Nas jednak utrzymywano w tej cokolwiek schizofrenicznej wizji wiary narzuconej przez obowiązującą ideologię marksistowską, co i raz każąc nam uczestniczyć w kolejnej próbie przelania odrobiny splendoru, jaki wówczas otaczał naukę, na wiarę.

Z grubsza biorąc, chodziło o to, by posługując się schematami myślowymi zaczerpniętymi z metodologii naukowej, wykazać, że wiara w Boga nie jest czymś niepoważnym. Jak mówi znane porzekadło: najtrudniej dowieść, że nie jest się wielbłądem. Tak i to zadanie okazało się niezwykle trudne. Próba przynęcenia do Kościoła ateizujących intelektualistów spaliła na panewce, co zresztą było do przewidzenia od początku. W tych rejonach bowiem decydujące okazuje się to, co podpowiada serce i sumienie. Wszystkie inne czynniki i argumenty tworzą tylko rodzaj zasłony dymnej, za którą ukrywa się rzeczywisty decydent. Wiara, odmiennie niż matematyczny lemat, nie rodzi się z chwilą skonstruowania dowodu, ale czerpie przede wszystkim z woli człowieka.

Wspominam o tych sprawach tytułem usprawiedliwienia. To właśnie tamten klimat zakompleksienia wobec nauki sprawił, że samo hasło „Apokalipsa” brzmiało w moich uszach jak nieznośny pisk hamulca. Pamiętam taką rozmowę w gronie studenckim, gdy jeden z kolegów stwierdził, że Apokalipsa jest najkomiczniejszą z ksiąg Pisma Świętego. I pamiętam tamto uczucie piekącego wstydu i zażenowania, bo w gruncie rzeczy odczuwałam podobnie.

Przez długie lata żywiłam rodzaj pretensji do Pana Boga za tę księgę, w której to, co najdroższe, Jezus-Baranek i Jego Matka, umieszczeni zostali w groteskowym towarzystwie rogatych smoków harcujących po firmamencie niebieskim i szarańczy o lwich zębach. Czyż nie byłoby lepiej, by te surrealistyczne obrazy podzieliły los zaginionych „Wojen Jahwe” albo po prostu nie weszły do kanonu?

Niewypowiedziane też męki cierpiałam, gdy wśród czytań niedzielnej liturgii pojawiały się fragmenty Apokalipsy. Siedziałam wtedy skulona na ławce, ze wzrokiem wbitym w ziemię, nasłuchując, kiedy usłyszę pospieszny tupot nóg ludzi z szyderczym śmiechem wybiegających z kościoła. No bo jak współczesny, jakoś tam wykształcony człowiek mógłby zaakceptować i włączyć w gmach swej wiary Zwierzęta o czterech twarzach albo włóczące się po świecie ku jego zgubie bestie podobne do pantery, a przy tym porośnięte rogami? I jak poważnie mógłby potraktować naiwne opisy klęsk i nieszczęść, i kolejnych straszydeł rodem z głupawego komiksu, skoro żyje w uporządkowanym, prognostycznym i technologicznym świecie? I czy można pragnąć przyjścia Oblubieńca, który zabija mieczem wychodzącym Mu z ust, a stopy ma z drogocennego metalu? Chrystusa tak, ale kogoś takiego?

Mam pewne podstawy, by podejrzewać, że te moje odczucia nie były i nie są odosobnione. Nieraz obserwuję, jak chrześcijanie próbują dać sobie radę z drażliwym charakterem apokaliptycznych symboli, ignorując ich istnienie. A przecież Jan mówi na samym wstępie, iż jest to objawienie, które Syn otrzymał od Ojca po to, by przekazał je swoim sługom, to jest Kościołowi. Przez trzy lata działalności Jezus zdążył pouczyć nas o wszystkim, o czym chciał nas pouczyć On i Ojciec. Tylko treścią Apokalipsy obdarzył Kościół już po powrocie do Ojca. Sam ten fakt podpowiada, że jest to treść niebagatelna dla Kościoła i dla każdego człowieka wierzącego. Nie wolno więc traktować jej z pełną zakłopotania ignorancją, spychając cichcem na margines świadomości.

Głębokie przekonanie o istotności tego objawienia dla kształtu naszej współczesnej wiary dodaje mi odwagi i dopinguje mnie do podjęcia próby zrelacjonowania treści tej księgi. Niech pozostanie tajemnicą Bożej wspaniałomyślności, skąd wzięłam klucz do takiego, a nie innego jej odczytania. Zdaję sobie sprawę, że niedostatek fachowego przygotowania pociągnie za sobą liczne niedoskonałości, a nawet poważne błędy w pracy. Jest to główny powód, dla którego zabieram się do niej z ociąganiem i z naprawdę ciężkim sercem. Błędy jednak dają się poprawić, a co do zasadniczego przesłania tego niezwykłego tekstu – wydaje mi się, że zostało prawidłowo odczytane, choć może nie w całym swym bogactwie i głębi.

Pewnej otuchy dodaje mi spostrzeżenie, że w samej konstrukcji tekstu Apokalipsy występują jakby trzy odrębne poziomy, na których jej tekst się samopotwierdza, a jego interpretacja samouzgadnia. Najważniejszym z nich jest układ samej księgi, który okazuje się mieć charakter warstwowy. Terminem tym określam fakt, że na treść Apokalipsy (na poziomie literalnym, tj. dosłownym) składa się pewna sekwencja wydarzeń, która w tej księdze zostaje opisana parokrotnie i jakby z różnych punktów widzenia. Te różne opisy mają odmienną wnikliwość i charakter, obejmują też ciągi zdarzeń o rozmaitej długości. Niemniej nałożone na siebie tworzą przejrzysty, logiczny schemat, na podstawie którego można krytycznie skorygować zbyt daleko idące próby interpretowania poszczególnych obrazów. Zamieszczona na końcu książki tabela ilustruje, mam nadzieję, dość przejrzyście ten warstwowy układ treści Apokalipsy.

Drugi poziom, który z jednej strony determinuje charakter interpretacji, a z drugiej pozwala na jej korygowanie, wyznacza logika i charakter zdarzeń. Apokalipsa jest proroczą wizją duchowych losów ludzkości. Te dzieje, zapoczątkowane w Księdze Rodzaju, a dokładniej: pod drzewem poznania dobra i zła, znajdują swe dopełnienie, swój ostatni akord w Apokalipsie. „To, co musi się stać”, musi się stać jako nieodwracalna konsekwencja upadku Adama, a nie dlatego, że Bóg stracił do nas cierpliwość. Chociaż w wielu miejscach Apokalipsa mówi o świecie materialnym, historycznym, jaki znamy, w jakim żyjemy, to jednak jej treścią zasadniczą jest rzeczywistość duchowa. W tej księdze świat ducha, jego epifanie wytłaczają swe piętno na świecie materii, a człowiek, egzystując jakby na wspólnej miedzy obu tych światów, nieustannie odczytuje obecność jednego ze znaków w drugim. Światem ducha rządzi swoista logika i prawa nie mniej niepodważalne niż prawo ciążenia. Świadectwo ojców pustyni i mistyków, a i wymowa samej Apokalipsy nie pozostawiają co do tego wątpliwości. Skoro więc Apokalipsa odnosi się do świata duchowego, a ten świat podlega właściwym mu prawom, to wszelka próba interpretacji tej księgi musi te prawa (tę swoistą logikę zdarzeń) uwzględnić i uszanować. Obowiązkiem interpretującego tekst jest więc w pierwszym kroku ustalenie charakteru zdarzeń, o których opowiada dany fragment, a następnie wykrycie logiki następstw.

Jest jeszcze trzeci poziom, może najsłabszy, a wśród znanych mi prób interpretacyjnych traktowany ze szczególną nonszalancją. Dość oczywista intuicja, że Apokalipsa, jak cała zresztą Biblia, odsłania przede wszystkim świat ducha i dla wzrostu tegoż ducha została dana Kościołowi, skłania wielu autorów do odczytywania Janowych wizji w sposób „na siłę” duchowy. Dla przykładu, znajdujący się w rozdziale dziewiątym opis szarańczy wymienia pewną liczbę jej atrybutów z osobna, które dopiero zestawione razem pozwalają ustalić charakter tej istoty, uchwycić jej duchowe oblicze, a w konsekwencji odczytać ten symbol. Tymczasem najczęściej spotykamy się z próbami narzucania głębokich, metafizycznych treści i znaczeń każdemu z tych atrybutów, co skutkuje daleko idącymi asocjacjami (skądinąd wartościowymi), a w konsekwencji interpretacją przegadaną i niespójną. Taka interpretacja, ze względu na różnorodność ścieżek, którymi biegnie, nie zbliża do odczytania symboli zasadniczych dla danego opisu, w tym wypadku symbolu szarańczy. A ponieważ symbol ten ma istotne znaczenie dla całości przekazu, to bez odczytania go nadal nie potrafimy objąć wzrokiem całego obrazu i miast wspaniałej mozaiki widzimy jedynie zbiór kolorowych kamyczków. Trzecim więc poziomem, na którym interpretacja się samouzgadnia, jest „struktura subtelna” tekstu. Chodzi tu o specyficzny rozkład akcentów ustalony w tekście oryginalnym, którego w toku interpretacji nie wolno zacierać. Symbol centralny danego opisu musi zachować swe centralne miejsce, zaś symbole towarzyszące swą pozycję pośledniejszą i rolę uzupełnień, dopowiedzeń. Ten wymóg staje się niewykonalny, gdy tekst podzieli się na małe cząstki, ignorując tym samym jego naturalną konstrukcję i hierarchię.

Jestem głęboko przekonana, że wieść ukryta w Apokalipsie jest wieścią możliwą i przeznaczoną do odczytania. Bóg nie bawi się tu z nami w grę jakby z harcerskiego biwaku, gdzie zadaniem Jednej Strony jest jak najszczelniej zaszyfrować hasło, a drugiej mimo wszystko jakoś się do niego dobrać. Ta wieść została dana Kościołowi dla jego dobra, a nieprzejrzysta, czy raczej niebezpośrednia forma, w jakiej została podana, jest, być może, podyktowana tym, że jest to wieść trudna, nawet bolesna i, co ważne, przeznaczona na konkretny czas. Gdy działanie Boga wydaje się nam dziwne, to zawsze w końcu kluczem do niego okazuje się miłość…

By człowiek był w stanie tę apokaliptyczną wieść odczytać, Bóg przekazuje ją w obrazach i symbolach dostosowanych do naszej umysłowości. Dlatego tak liczne są odniesienia i zapożyczenia tego tekstu w stosunku do innych ksiąg Pisma Świętego, w szczególności ksiąg prorockich. Nie do przyjęcia jest dla mnie stanowisko, że – to cytat z komentarza w Tysiąclatce – „koncepcje tych proroków były bliskie koncepcjom Jana”. To prawda, że Jan przywołuje obrazy znane z Księgi Izajasza, Ezechiela czy Daniela, ale robi to dlatego, że na nich ukształtował się jego system pojęć. Jego i Izraela. Bóg dostosowuje przekaz do tego, co Jan potrafi zrozumieć. Inaczej nie byłby on w stanie przekazać tak skomplikowanej i niezwykłej treści. Nie oznacza to jednak, że był autorem jakiejś koncepcji, którą wykłada w Apokalipsie. Wizja dziejów jako procesu ujawniania się Prawdy i misterium czci Ojca, którą prezentuje Apokalipsa, nie mogła pochodzić od niego, ani nie mógł jej zapożyczyć od proroków. Jest zbyt monumentalna i zbyt odległa od ich przekazu.

Podobnie nie można mówić, że na przykład „wiara u Jana to…”. Wiara u Jana jest tą samą wiarą, którą głosili pozostali uczniowie, i tą samą, której domagał się Jezus. Różnica polega tylko na tym, że Jan najbardziej ze wszystkich ukochał Mistrza i najlepiej Go zrozumiał, dlatego mógł niejako uzupełnić i nieco inaczej rozłożyć akcenty w tym, czego nauczali pozostali. Ale to wszystko odnosiło się do tej samej rzeczywistości, nie jakiegoś osobnego konstruktu, który stworzył.

Jan otrzymał bardzo trudne zadanie przelania na papier, a najpierw oddania w słowach tego, co zobaczył i usłyszał. A wizja to nie film, gdzie zespół ludzi, dopieszczając wszelkie szczegóły, trudzi się nad tym, by jak najdoskonalej, najprzystępniej przekazać to, o co chodzi. Wizja to najczęściej (choć nie zawsze) wiedza plus widzenie aspektowe, fragmentaryczne. W taki sposób zapewne zostały ukazane Janowi apokaliptyczne bestie: osobno głowa, osobno zęby, osobno łapy… Z jednoczesnym przeświadczeniem, że chodzi o jedną i tę samą istotę. Święty Hieronim wyznał kiedyś z rozbrajającą bezradnością, że bardzo trudno sobie taką istotę wyobrazić. Sądzę, że i Jan jej nie widział w całości. Bardziej wiedział, że to ona, niż ją widział.

Tym większy podziw budzi jego przekaz. Zdołał zachować w nim cechy wizjonerskie, co mało komu się udaje. W pismach innych autorów o podobnym charakterze zawsze natrafia się na zgrzyty. Biorą się one stąd, że autor nieświadomie podporządkowuje się zasadzie kompletności i ilustratywności opisu, i nie zdając sobie nawet z tego sprawy, dokomponowuje pewne detale, uzupełnia wypowiedzi… Uważna analiza tekstu zawsze wyłapie takie miejsca. Ten zarzut nie dotyczy św. Jana. Tutaj każde słowo jest znaczące, każde coś istotnie wnosi, a jednocześnie jest wystarczające. Jest właściwe. Nie wymaga dopowiedzenia. Dlatego: „Jeśliby ktoś do nich cokolwiek dołożył, Bóg mu dołoży plag zapisanych w tej księdze”… (Ap 22,18).

Ta doskonałość tekstu kryje w sobie żądanie pod adresem każdego, kto próbuje go odczytać: żądanie kompletności. Wobec takiego tekstu nie można godzić się na interpretacje cząstkowe. Bardzo często dzieje się tak, że coś tam rozbłyśnie, że symbol przemówi, ale nie do końca wyraźnie, nie do ostatniego szczegółu. Choć generalnie intuicja jest trafna, nie każde słowo tekstu można z nią wtedy związać albo nie wiadomo jak mają się do niej występujące obok symbole. Przykładem może tu być interpretacja losów Wielkiej Nierządnicy w oparciu o fakty znane z historii Rzymu. Fragment tekstu, który w ten sposób można zinterpretować, urywa się dość gwałtownie mniej więcej przy końcu siedemnastego rozdziału i nie sposób tej interpretacji związać z następną partią tekstu, to jest rozdziałem osiemnastym, który jawnie odwołuje się do treści poprzedniego. Taka sytuacja każe postawić pytanie, czy jest to właściwy, a nawet czy jest to dopuszczalny sposób odczytania tego fragmentu.

Jestem głęboko przekonana, choć z braku dostatecznie ugruntowanej wiedzy historycznej i historiozoficznej nie potrafię tego dowieść, że każdy czas pozwalał na prawidłowe zinterpretowanie przesłania Apokalipsy, ale przesłania, które dotyczy rzeczywistości duchowej, a nie kontekstów historycznych. Dlatego tak my, jak i obywatel Cesarstwa Rzymskiego, jak i wierzący każdej epoki, jeśli tylko należy do tych, którzy nasłuchują Ducha, może to przesłanie odczytać. Dla nas jest to o tyle łatwiejsze, że żyjemy później od nich, w cywilizacji starej, na jej zaawansowanym etapie rozwoju, i po prostu wiele ze zjawisk duchowych w tym tekście odmalowanych (a znajdujących swój wyraz w kulturze) już się skonkretyzowało, już je znamy, chociaż niektóre dopiero w stadium niemowlęctwa. Co zaś tyczy kontekstów historycznych, żeby te móc odczytać, trzeba się po prostu w odpowiednim kontekście znaleźć. Czwartą więc zasadą, która pozwala w pewien sposób zweryfikować poprawność interpretacji, jest zasada – nazwijmy to – tła: nie wolno akceptować interpretacji, której nie potrafimy włączyć w kontekst stworzony przez pozostałe partie tekstu.

Nie mam pojęcia, czy wymienione tu przeze mnie reguły w jakikolwiek sposób korespondują z regułami, jakimi kierują się egzegeci. Przedstawione w tej pracy odczytanie Apokalipsy nie powstało w wyniku uporczywego wysiłku intelektualnego. Dlatego zasady, na jakich się oparło, pełnią bardziej rolę argumentów za dopuszczalnością takiego odczytania, niż wyznaczają kierunek myślenia. Zostały one wyłuskane post factum, sprawiając mi swą obecnością ogromną ulgę i radość.

I jeszcze słowo wyjaśnienia co do układu tekstu w tej pracy. Księga Apokalipsy rozpoczyna się, pomijając Prolog, od Listów do siedmiu Kościołów (rozdziały 1–3). Pod względem treści stanowią one poniekąd odrębną, wydzieloną całość. Jednakże wiele użytych tu wyrażeń i pojęć odsyła wyraźnie do rozdziałów następnych i w nich znajduje swe wyjaśnienie. Postanowiłam skorzystać z tego faktu i rozpocząć komentarz od rozdziału czwartego, a opuszczony fragment skomentować dopiero na końcu, zachowując w ten sposób porządek, w jakim dla mnie samej „otworzyła się” ta księga. Zabieg ten powoduje wprawdzie, że wspaniałe, monumentalne zakończenie – owo żarliwe Marana tha – brzmi jakby odrobinę słabiej, mniej zdecydowanie, ale za to zupełnie inaczej widzi się Listy. Czytane w kontekście wieści, jaką niosą pozostałe rozdziały, nagle emanują ciepłem i serdeczną troską o Kościół, stanowiąc bardziej prośbę, wskazówkę, jakiej Pan udziela Kościołowi, niż zbiór nagan i gróźb pod jego adresem. Listy są ciągle aktualnym wezwaniem do Kościoła, wezwaniem na dziś, na teraz. Wezwaniem, którego nie wolno zlekceważyć, a jednocześnie rodzajem antidotum na trudne objawienie Apokalipsy. Antidotum w tym sensie, że indywidualny, osobisty ton Listów pozostaje w całkowitym przeciwieństwie do skali procesów odmalowanych w tej księdze. Dzięki temu jakby przywrócona zostaje właściwa miara zdarzeń. Taka, jaką człowiek jest w stanie zarejestrować i jakiej jest w stanie dać wyraz w swym jednostkowym losie.

Na koniec uwaga na temat tekstu, na którym się opieram. Korzystam z Biblii Tysiąclecia (wydanie czwarte), żywiąc przekonanie, że ta właśnie Biblia została nam dana na ten właśnie czas. Wierzę i widzę, że Bóg opiekuje się tą świętą Księgą. Skoro więc mamy Tysiąclatkę, to jest to najwłaściwsza dla nas wersja (przy wszystkich jej niedoskonałościach). Gdyby przedstawiona tu praca miała aspiracje naukowe, takie stanowisko byłoby nie do przyjęcia. Obowiązkowo należałoby skonfrontować tekst wielu źródeł. Jednakże zadanie, które sobie stawiam, jest o wiele skromniejsze. A jest nim próba odczytania Księgi Apokalipsy z poziomu realiów i mentalności końca XX wieku. Próba podjęcia w myśl instrukcji udzielonej przez proroka Izajasza: „Nie wspominajcie wydarzeń minionych, nie rozstrząsajcie w myśli dawnych rzeczy. Oto Ja dokonuję rzeczy nowej: pojawia się właśnie. Czyż jej nie poznajecie?” (Iz 43,18–19).

Fragmenty biblijne cytowane za: Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Biblia Tysiąclecia Online, wyd. czwarte, Pallottinum, Poznań 2003 – przyp. red.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: