Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Apokalipsyda - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 czerwca 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Apokalipsyda - ebook

„NAUKĄ ŚWIATA NAZYWAM DOZNANIE, GDY ŚWIAT WIDZI DOBRO W SAMYM SZATANIE”.

Adam i Ela wspólnie, a zarazem oddzielnie starają poradzić sobie z trudami codzienności, a ponadto walczą w duchu o dominację pozytywnych uczuć i chcą wygrać to, co dla nich najważniejsze w życiu.

Kłopotem mężczyzny jest zrozumienie problemu matki, a poprzez to dotarcie do swojego prawdziwego ja, do uczucia miłości i spełnienia, zabranego w dzieciństwie i tak żarliwie poszukiwanego.

Powinowactwo kobiety splata ich drogi w tajemniczy sposób, ukazując jak wielką moc mają ludzkie uczucia i jakich wielkich poświęceń można dokonać za ich przyczyną.

Ostatnim wykładnikiem jest Robert – tajemniczy wytwór umysłu przemykający w prawdziwym świecie jako ktoś kogo znamy i jako ktoś komu ufamy. Prowadzi wydarzenia w sposób bliżej niezrozumiały, lecz posiadający bezkresny sens w dziejach ludzkości, nie tylko głównych bohaterów.

Jacek Gretkowski. Urodzony 5 stycznia 1983 roku. Od lat młodzieńczych do wieku dorosłego wieczny poszukiwacz i odkrywca natury – także ludzkiej. Realista potrafiący nagiąć zasady sprzeczności. Z zamiłowania filozof, teolog zainteresowany mechaniką świata i oddziaływaniem międzyludzkim. W życiu codziennym właściciel firmy remontowej oraz szczęśliwy mąż i ojciec.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7942-354-5
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wprowadzenie

Działo się wszystko tak, jak dziać się miało. Wszyscy byli, trwali, jakby ich w ogóle nie było, a jednak.

Biblie świata. Prawda – Fikcja.

Wpierw trzeba zadać sobie pytania bardziej przyziemne, a potem można rozważać, jak i co mogło się zdarzyć, a i może się zdarzyć w dzień tak spokojny jak dziś.

Czytając tę książkę, pewnie masz nieco wytchnienia i chcesz się trochę zrelaksować, ale czy po odłożeniu jej nie będziesz czegoś robić? Masz zawsze dokąd pójść? Droga życia jest niestabilna i z każdym krokiem musimy uważać na kolejne niespodzianki. Ta książka została napisana po to, bym mógł powiedzieć: „Oto coś ciekawego, spojrzenie na świat przez pryzmat wiary, domysłów i naukowych faktów, oto coś, co pomoże mi zrozumieć, na czym tak naprawdę polega ludzka świadomość… moja świadomość”. Postawione w tej powieści pytania powinny prowadzić do oczywistych odpowiedzi, ale czy na pewno to takie proste? Opowieść o świecie nadnaturalnym, opowieść o prawdziwej miłości, opowieść o znaczeniu nienawiści, o znaczeniu zła na świecie i widzianego na jego tle dobra. Historia człowieka, który nie zaznał spokoju i który go nie zazna, dopóki nie odpowie na zasadnicze pytanie, które zadać może tylko jedna osoba i które to pytanie musi być zadane właśnie jemu.

Czy dziś może się zdarzyć koniec świata? Czy teraźniejszość to tylko czas przerywany naszym oddechem? Jakie tezy postawić można, by choć spróbować odpowiedzieć na te i na pozostałe pytania?

Tak naprawdę nikt nigdy nie będzie mógł z całą pewnością odpowiedzieć, tak jak nigdy nie poznamy imienia Boga…

Nigdy? No, może z wyjątkiem tego ostatniego tchnienia ludzkości – apokalipsy.

Tym samym ciepło, z przyjemnością i z przymrużeniem oka zapraszam na chwilę relaksu z tą publikacją – autor.Rozdział 1: „WIEDZIAŁEM…”

Wiedziałem, że coś jest nie tak, jak powinno być.

Teraz zostało tylko czekać – pomyślałem, a w mojej głowie powstał obraz jak z biblijnej przypowieści o końcu świata. Co spowodowało tę sytuację? Jak mogłem na to pozwolić?

Człowiek stojący przed lustrem, trzymający ostrze brzytwy, to nie ja. Ten mężczyzna to wrogie tło na desce kreślarskiej Tego tam u góry.

Dalsze moje myśli były już bardziej przyziemne. Pobudka, poranna toaleta, śniadanie, praca, obowiązki domowe, toaleta, sen – i tak na okrągło.

Jak tu nie oszaleć? Wszystkie moje czynności okazywały się przyziemne, takie oczywiste i tak nikomu niepotrzebne. Chciałem uciec, schować się gdzieś w bezpieczne miejsce, ale nigdzie nie mogłem takiego znaleźć.

*

Urodziłem się w małym mieście. Był to rok 1973. Zima. Ojca nie znałem. Matka nie wspominała nic o nim. Nawet nie miała jego zdjęcia. Swojego czasu chciałem go nawet odnaleźć, ale okazało się, że jest to trudniejsze, niż myślałem. Tak czy inaczej, to nie jest ważne. Ważna jest tu postać mojej matki – Elżbiety. Po moim urodzeniu trafiła do szpitala psychiatrycznego, później przeniesiono ją do placówki dla umysłowo chorych w Berlinie. Próbowała tam targnąć się na swoje życie, używając plastikowego noża ze stołówki. Najwyraźniej miała to już zaplanowane wcześniej, co mogło świadczyć o tym, że miała w głowie przygotowany plan, jak to zrobić, co prowadzi nas do konkluzji – ona chciała z premedytacją i całą pewnością to zrobić i…

Nie myślała o mnie. Samolubna ucieczka w „bezpieczne miejsce”.

Wychował mnie przyjaciel matki, Robert, który nie rozmawiał ze mną o rodzicach do moich osiemnastych urodzin. Gdy po słodkiej nieświadomości ujawnił mi prawdę o tym, jak to Ela przeżyła zaginięcie męża, mojego ojca, byłem w niemałym szoku i postanowiłem dowiedzieć się, co spowodowało, że moją matkę owładnęło szaleństwo. Robert wyznał mi, że nie wie nic na temat małżonka mojej matki, że nawet nie jest pewien, czy byłem jego synem. Wyjawił mi, że był przy niej, gdy zabierali ją na oddział, wierzgającą, gryzącą i kopiącą wszystko, co znajdowało się w pobliżu. Był jedynym człowiekiem, któremu bym zaufał, więc zawierzyłem mu.

Dorosłem, zacząłem pracować w Instytucie Przetwarzania Danych w Chocimierzu.

Jako wzięty informatyk byłem dobry w tym, co robiłem. Płaca była niezła, szefowie przyjaźni, załoga instytutu wydawała się zgranym zespołem. Pracowałem w parze z kumplem – Władkiem Mierzeckim, z którym znałem się od lat szkolnych.

Jeśli chodzi o życie prywatne, to muszę przyznać, że po paru nieudanych związkach nic nie zapowiadało udanej przyszłości z jakąkolwiek kobietą. Poza tym byłem nieśmiały, zresztą nie miałem czasu. Praca pochłaniała mnie bez reszty.

Na czym to ja stanąłem… a tak. Więc stoję przed lustrem i zastanawiam się, co czterdziestojednoletni człowiek robi przed lustrem z zamiarem ogolenia się po raz kolejny. Nic nie stało na przeszkodzie, by podciąć sobie żyły i znaleźć to miejsce, do którego chciała uciec matka. Monotonia codziennych czynności przytłaczała mnie i wypalała.

Co ja tu, kurwa, robię – pomyślałem i w tym momencie wzrok utknął mi na wskazówkach zegara. – O cholera, już ósma, spóźnię się do pracy – dodałem na głos. Ubrałem się więc, dopiłem zimną kawę, którą zaparzyłem zeszłej nocy, chwyciłem kluczyki i opuściłem mieszkanie.

Dzień minął jak wszystkie inne, z wyjątkiem pewnego nieoczekiwanego zajścia z Władkiem, i po wyczerpującej dziennej batalii wróciłem do domu. Tej nocy nie mogłem spać. Parna noc. Patrzę na zegarek. 1.00. Jezu, jutro będę nie do życia. Przekładam się z boku na bok i nic, znowu próbuję zasnąć. Jezu, 1.23. Co się dzieje? Nigdy nie cierpiałem na bezsenność. Wstałem i wziąłem z kuchni szklankę z wodą. Po powrocie do sypialni spostrzegłem, że słuchawka telefonu jest odłożona.

Słychać było w niej ton oczekiwania. Przecież nawet nie dotykałem tego cholernego telefonu.

Nie zastanawiając się chwili dłużej co i jak, odłożyłem słuchawkę i usiadłem na łóżku. Popiłem łyk wody, która przepłynęła przez boleśnie wyschnięte gardło, i odstawiłem szklankę na stolik stojący obok łóżka.

– No to teraz hop do wyra – wymamrotałem.

Usnąłem natychmiast, nie zwróciwszy nawet uwagi na zegarek, na którym widniała godzina 12.00.

Mam sen.

W tym śnie widzę Ciebie.

Idziesz.

Po prostu idziesz.

Chcę biec do Ciebie.

Nie mogę, coś mnie trzyma.

Trzyma mnie coś strasznego,

przerażającego.

…nie boję się tego.

Jestem na to zły,

wściekły, że mnie trzyma,

nie pozwala biec do Ciebie.

Wyrywam się, biegnę.

Szukam Cię wzrokiem.

Szłaś. Byłaś.

Nie ma Cię.

Zimno.

Boję się, że Cię nie odnajdę.

Coraz zimniej.

Strach, jakiego nie znałem.

Przecież szłaś. Byłaś?

To coś dopada mnie.

Pożera mnie.

Wszystko mi jedno.

…nie ma Cię.

Obudziłem się ze łzami w oczach, ledwo łapiąc oddech i zaciskając pięści z bólu, który rozsadzał mnie całego od środka. Co za przerażający sen. Jaka niemoc.

Brrr – pomyślałem – co za okropieństwo. Tej nocy już nie zmrużyłem oka, myśląc o tym śnie.

**

Ranek. 7.02. Jeszcze tylko cztery dni i weekend. Odbębniłem kolejny raz poranną toaletę, śniadanie i po raz kolejny wyruszyłem na spotkanie „wielkiej przygody” – monotonnej, przytłaczającej, wręcz schizowej pracy przed wysuszającym ludzki mózg monitorem komputera.

– Gdzieś ty był, do cholery? To już ci się zupełnie w główce poprzekręcało. Myślisz, że to praca na akord, a ty możesz sobie wakacje robić. Obyś miał dobre wytłumaczenie.

Nie miałem wytłumaczenia. Nie wiedziałem nawet, o co mu chodzi. Parę razy się spóźniałem, ale żeby od razu pluć się o te parę minut? Chociaż to przerywa tę monotonię dziennego marazmu.

– Ależ panie Nowak, ja nie rozumiem?… – I w tym momencie uświadamiam sobie, że wszyscy uważnie przyglądają się tej scenie.

– Adam, jak to nie rozumiesz? Schlałeś się w jakimś pubie w weekend? Panienka cię zostawiła? Przez ciebie mamy dwa dni w dokumentacji TelKom IC do tyłu, a ty mówisz mi „nie rozumiem”?

Zimny pot zwilżył moje ciało, a nogi zrobiły się jak z waty. Chciałem coś powiedzieć, ale wyparowały mi wszystkie myśli poza tą: „jak, do diabła, to możliwe?”. Wybełkotałem tylko:

– …który dziś mamy?

Szef wykrzyknął datę 22 października, wypowiedział jeszcze parę niecenzuralnych słów, dodał ostrzeżenie… coś o ostatnim razie i opuścił pomieszczenie, trzaskając drzwiami.

Usiadłem. Koledzy z pracy podchodzili kolejno i mówili coś do mnie, żebym się nie martwił, że to to, że to tamto, a ja miałem przed oczami to wielkie zagadnienie. Jak, do jasnej cholery, to się mogło stać? Tego dnia rozmyślałem. Nie mogłem się skupić na pracy. Ostatnie, co pamiętałem z „wczorajszego wieczoru”, to szklanka wody na stoliku, a potem?

O, ten sen… O czym był ten sen i dlaczego może mieć wpływ na brakujące dni? Przecież nie zmrużyłem oka, ubrałem się i przyszedłem tutaj, a może zasnąłem?

Pytań było o wiele więcej, wiele więcej.

Tego wieczora zauważyłem, że ktoś mnie śledzi w drodze powrotnej do domu.

Wróciłem do mieszkania. Zamknąłem drzwi. Nie włączając światła, podszedłem do okna, by sprawdzić moje obawy, może żeby sprawdzić tożsamość postaci, która się mną zainteresowała.

Jest, stoi tam i wlepia gały prosto w kierunku mojego okna. Może mnie widzi? Nie, jest za ciemno i za daleko. Stoi tam. Smukła, wyostrzona sylwetka prześladowcy. Naciągnięty kaptur, który wyglądał jak te gregoriańskie. Oryginalne – pomyślałem – ubrany na czarno, jak jakiś sekciarz albo „adwokat diabła” – zachichotałem i zasłoniłem okno.

– Niech czeka – dodałem na głos z rozluźnionym już całkowicie gardłem. Gówniarz pewnie chciał mnie obrobić, ale nie wiedział, że mieszkam blisko instytutu. Pewnie ćpunek jakiś.

Z tą myślą rozsiadłem się w fotelu z burbonem w jednej ręce i z pilotem TV w drugiej.

Nie oglądałem telewizji, przerzucałem kanały, zastanawiając się nad zajściem z zeszłego już dnia i nad moimi dwoma dniami, które się po prostu nie wydarzyły.

– Mam sen… Mam sen – powtórzyłem na głos. Co to może znaczyć? Przeczuwałem, że tamtej nocy nie spałem, ale nie mogłem sobie przypomnieć, o czym rozmyślałem i kiedy upłynęły dwa brakujące dni.

Po rozgrzewającym drinku uznałem, że po prostu musiałem odespać trochę więcej czasu, odespać go na jawie. Jutro przeproszę szefa, znajdę dobre lekarstwo na sen, oprócz „burbonika”, i poświęcę więcej czasu na relaks. Z tą myślą postanowiłem zmienić tryb prowadzonego dotąd życia.

***

Do kogo mogę pójść po poradę? – pomyślała Ela, po raz kolejny zaciskając z konsternacją zęby i coraz mocniej wciskając się w łóżko, na którym leżała. Po dłuższym namyśle stwierdziła, że odwiedzi starego dobrego przyjaciela z dawnych lat.

On nie jest z nimi, oni nawet nie wiedzą o jego istnieniu. Jeśli jednak odwiedzę go – zastanawiała się dalej – sprowadzę na niego to przekleństwo i może się mu przydarzyć coś złego, nie powinnam.

W jej oczach malował się coraz większy strach, a w myślach powstawał obraz samotnego dziecka zamkniętego w ciemnym, zimnym, brudnym pokoju. Kojarzyła to uczucie z dzieciństwem. Kto mógł jej pomóc, jak nie człowiek, który był z nią zawsze, gdy potrzebowała pomocy? Może i tym razem, jeśli tylko ją pamięta, wesprze ją, doradzi, pomoże.

Postanowiła, że zaryzykuje.

Robert był starym kawalerem. Był nim z wyboru, a nie z powodu niepowodzeń z kobietami. Gentleman w każdym calu. Był to dorosły mężczyzna o krępej budowie, z silnie zaznaczonymi rysami twarzy, twarzy, która ujawniała trud jego życia, lecz z dobrocią w oczach i z ciepłym sercem. Gdy Ela zjawiła się u niego, zaprosił ją do środka i zaproponował kawę.

– Ależ oczywiście, Elu, jak bym mógł cię zapomnieć. Wciąż pijesz z mlekiem i dwiema łyżeczkami cukru? – dodał, kierując się w stronę kuchni i wskazując Eli miejsce na kanapie w saloniku.

– Tak, dziękuję – odparła Ela, z wyczuwalnym zakłopotaniem zajmując wskazane miejsce.

– Jakaż to sprawa cię do mnie sprowadza? – dało się usłyszeć z kuchni.

– Wiem, że nie powinnam zawracać ci głowy, ale nie miałam do kogo się zwrócić. Uznaliby mnie za wariatkę. – Ela, nie wiedząc, jak może zainicjować kłopotliwe wyznanie, zaczęła opowieść. – Był u mnie mężczyzna wczoraj w nocy. To po prostu było jak hipnoza. Obcy człowiek w drzwiach, a ja tonę w jego oczach. Nie wiem, skąd mnie znał. Wyszeptał moje imię, na którego dźwięk coś rozgrzało mnie od środka. Następnie zaczął powoli kroczyć w moim kierunku. Tak powoli i z opanowaniem. Miał kruczoczarne włosy i dzikie oczy, rozpalone, władcze. Jego usta poruszały się, ale nie wydobywał się z nich dźwięk. Zdawało mi się, że szepcze, ale to tak, jakby jego głos dochodził z mojej głowy. Gdy stanął już blisko mnie, poczułam dreszcze na całym ciele i rumieńce na twarzy. Nie mogłam wymówić słowa. Jego spojrzenie. Jego spojrzenie zaparło mi dech w piersiach, a dotyk całkowicie mnie rozpalił. Żądza namiętności opanowała mnie całą. Kochał się ze mną w szale i w wielkim pożądaniu, a ja byłam znieruchomiała, opanowana przez jakąś mistyczną wręcz siłę. Gdy skończył, jego ciało zaczęło się rozpływać… – tu Ela schowała twarz w dłonie i z niedowierzaniem we własne słowa kontynuowała: – …a szepty zaczęły ustępować. Jego głos był tak ciepły i namiętny, że kiedy go zabrakło, poczułam pustkę i zimno, jakiego nie czułam wcześniej. Dreszcze namiętności zmieniły się w chłodny powiew wiatru od strony uchylonych drzwi balkonowych. Zaczęłam łkać. Usłyszawszy hałas, przybiegła do mnie sąsiadka i zaczęła dobijać się do drzwi. Podeszłam do nich i otworzyłam jej, ledwo stojąc, a w mojej głowie nagle zrobiła się pustka. Wymamrotałam coś o byłym chłopaku w obawie, że zadzwoni po pogotowie i że jak im opowiem, co się naprawdę – a przynajmniej tak mi się zdaje – stało, to mnie wyślą do czubków. Robert, to był sen? – przerwała raptownie. – Czy to się mogło wydarzyć? Ja… – Ela nie wytrzymała i wybuchnęła płaczem. – Przepraszam, ale nie wiedziałam, co zrobić. To, co się stało, to ponad moje siły, pewnie zwariowałam, a teraz… Przepraszam, już nie mogę, po prostu nie mogę.

– Ja o wszystkim wiem – odpowiedział na te słowa Robert, odkładając podstawkę z poczęstunkiem na stolik obok kanapy i siadając pełen czułości dla Eli.

– Jak to wiesz? – zapytała, ocierając powoli łzy rękoma i zdając sobie sprawę, że Robert nie wygląda na zdziwionego.

– A więc… wszystko zaczęło się, gdy sfera niebieska powstawała, a na Ziemi tworzyć się zaczęły życia…

– Kim ty jesteś? – przerwała mu raptownie Ela, odsuwając się nerwowo, jakby nagle stał się obcym człowiekiem, a nie bliską jej osobą.

– Pozwól mi wyjaśnić ci wszystko. Nie bój się. To, co usłyszysz, wyjaśni, co tak naprawdę się dzieje i dlaczego akurat ty zostałaś wybrana – uspokoił ją i zaczął opowieść od początku: – Wszystko zaczęło się, gdy sfera niebieska powstawała, a na Ziemi tworzyć się zaczęły życia. Wielki stwórca nie był zły czy dobry. Tworzył galaktyki, układy słoneczne, gwiazdy i planety. Jego siła mierzyła się w ziarnku piasku, a potęga jego – nieskończona. Wy, ludzie, nazywać będziecie go różnie, ale to jeszcze nie On. Jego dzieła stworzenia świata żywego sięgały planów pozytywnych i negatywnych sił pozaziemskich, a on sam czuł się samotny i pusty. Zapragnął więc życia, lecz sam nie mógł żyć tak, jak życie dzisiaj znamy, więc postanowił stworzyć Planetę, a na niej „na własne podobieństwo” istotę, która będzie żywa. Ze stworzeniem człowieka, jak i całej istoty żywej, zaznał, czego jeszcze do tej pory nie doświadczył – miłości, ale co za tym kroczyło – gniewu i zazdrości, o to, że człowiek ma coś, czego On nigdy mieć nie będzie – życie, takie, jak życie ludzkie wyglądało. W bólu i cierpieniu zawirowało wszystko i już nie było niczego, powstało Zło i Dobro. Zło w pojęciu ludzi – Szatan i Belzebub to, ale trzeba ci wiedzieć, że dla Seta to ludzie złem i Bóg, który się w nich miłuje. Od tej pory po czasu kres będzie starał się o ludzkiej duszy kęs. Zapytasz się mnie, jaki związek z tobą ma ta opowieść. Wielki. Po strąceniu „Aniołów zawistnych” Bóg nie znający już swych sług, które Go zdradziły, i niepomny obu ich narodzin całą troskę i Miłość ku ziemi wiódł i od tej pory kroczył z każdym z ludzi poprzez ich wybory i życiowe troski. Ja sam w pełni czuję Ich zmagania i twierdzę:
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: