Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość
  • promocja

Apteka pod Paprociami - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
3511 pkt
punktów Virtualo

Apteka pod Paprociami - ebook

Renesansowy Kraków w autentycznej scenerii: dwór królewski, zaraza pustosząca miasto, żacy i rzemieślnicy, a jako miejsce, w którym skupiają się ludzkie losy, słynna apteka na Grodzkiej.

Główna bohaterka Maria, pochodząca z Gdańska siedemnastolatka o całkiem nowoczesnych zapatrywaniach na życie, rzuca wyzwanie epoce i społeczeństwu. Jej marzeniem jest zostać alchemiczką, a pomóc jej w tym może tajemniczy i uwodzicielski mistrz Twardowski.

Intrygi i prawdziwa miłość, postaci autentyczne i wymyślone (ale zawsze pełnokrwiste i przekonujące)… Czy nie tak wygląda naprawdę historia? Zwłaszcza jeśli opowiedziana przez nie byle jaką Autorkę, związaną tyleż z Krakowem co z Meksykiem – Susanę Osorio-Mrożek.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-08-09314-6
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

W KTÓRYM MARIA I PANI URSZULA SPROWADZAJĄ SIĘ
DO DON FLORIANA CARBORTO

Kraków, 7 maja 1548 roku
Godzina trzecia po południu albo godzina miłosierdzia

– Ojciec nie żyje. Statek, którym wiózł towar z Amsterdamu, zatonął. Sztorm, niedaleko Ribe. Jego wspólnicy stracili wszystko, a ja nie mogę spłacić długów. Nie mam się gdzie podziać – zawołała Maria, padając w objęcia don Floriana.

Aptekarz przygarnął dziewczynę. Serce mu się ścisnęło.

– Wessel! Niech Bóg przyjmie go do swojej chwały. Pani Urszulo! – zawołał łamiącym się głosem, wyciągając rękę do towarzyszki Marii, która zbliżyła się, oparła głowę na jego piersi i wybuchnęła tłumionym od dawna szlochem.

– Witam was serdecznie – mówił dalej. – Wchodźcie, wchodźcie. Marcinie, zanieś kufry – polecił obserwującemu całą scenę praktykantowi.

Wpółobjęci, weszli do środka i przez aptekę skierowali się do gabinetu don Floriana Carborto. Obok pojawiła się klucznica Stasia.

– Dobry wieczór – zwróciła się do przybyłych, pomagając im zdjąć peleryny podróżne i szale.

– Stasiu, to pani Urszula Schumacher, a to Maria. Trzymałem ją do chrztu. Jej ojciec był moim pierwszym przyjacielem w Polsce. Niech odpoczywa w pokoju!

Don Floriano przeżegnał się i hamując łzy, dodał:

– Przybywają z Gdańska. Zamieszkają w pokojach mojej nieboszczki małżonki.

– Wszystko tam pozostało, jak było. Moje najszczersze wyrazy współczucia, drogie panie – powiedziała klucznica, ściskając obie. – Bądźcie łaskawe pójść za mną.

Kobiety ucałowały don Floriana i weszły po wąskich, przylegających do ściany schodach. Piętro obejmowało cztery prostokątne izby połączone między sobą. Od strony podwórka znajdowała się kuchnia i pokój don Floriana, od ulicy – pokój stołowy i alkowa, będąca kiedyś sypialnią jego małżonki. W ścianę dzielącą pomieszczenia wbudowany był ogromny piec z zielonych kafli.

Stasia zdjęła pokrowce z mebli i rozsunęła story. Gasnące światło popołudnia wypełniło pokój, z tapicerką w odcieniach błękitu i żółcieni, przydając mu pogodnego nastroju. Kobiety przeszły do alkowy i uśmiechnęły się zachwycone na widok ogromnego łoża z baldachimem. Po raz pierwszy od wielu dni zzuły buty i zdjęły długie podbite futrem kubraczki, uświadamiając sobie z zażenowaniem, że czuć je obie potem i wilgocią.

– Siądźcie, proszę. Przygotuję wam do picia napar ziołowy – zaproponowała Stasia. – Teresa, służąca, przyniesie miednicę z ciepłą wodą. Musicie być bardzo zmęczone.

– Tak – potwierdziły obie. – Będziemy wdzięczne.

Urszula zajrzała do stołowego i wskazując krzesła, zaproponowała:

– Może siądziecie z nami na chwilkę, Stasiu.

Klucznica nie dała się długo prosić.

Ula ciągnęła dalej:

– Proszę mówić mi po imieniu. Jestem ciotką Marii. Po tym jak jej matka zmarła przy porodzie, zamieszkałam z jej ojcem, a moim kuzynem. Tam poznałam don Floriana. Odwiedzał nas, kiedy przyjeżdżał do Gdańska. Wessel podziwiał jego wiedzę. Był mu wdzięczny za opiekę nad żoną i za wsparcie w trudnych chwilach, kiedy został sam, podczas pogrzebu i chrztu Marii.

– Nikogo wtedy przy sobie nie miał? – zdziwiła się Stasia.

– Prócz mnie – wyjaśniła Ula. – Był wysłannikiem Ligi Hanzeatyckiej, nie wiem, czy słyszeliście o niej. Liga prowadzi interesy również w Krakowie.

Widząc, że kobieta kręci głową, dodała:

– To związek bardzo bogatych kupców. Kupują, sprzedają, przewożą wszystko: zboże, metale, sól, tkaniny, żywność, dzieła sztuki. Trzymają się razem i w większości są protestantami. W Gdańsku byliśmy jedynymi katolikami wśród rodzin kupców należących do Ligi.

– Matko Najświętsza! To ziemia heretyków.

– Nie, pani Stasiu – wtrąciła się Maria. – Gdańsk jest pobożnym miastem, w którym żyją obok siebie katolicy, luteranie i Żydzi. Tyle że członkowie Ligi to na ogół Niemcy, luteranie, bardzo nieufni wobec nas, katolików. Mają nas za złodziei, ponieważ księża...

– Don Floriano i ja zostaliśmy poproszeni na chrzestnych Marii – przerwała jej Ula. – To już siedemnaście lat.

– Ciotka Ula jest najlepszą matką, a don Floriano najlepszym ojcem chrzestnym – oświadczyła Maria. – Mam nadzieję nie być dla pani ciężarem.

– Chętnie pomożemy we wszystkim – dorzuciła Ula, kładąc dłoń na ramieniu Stasi.

– Dziękuję – odparła klucznica, wzruszona. – Bardzo się tutaj przydacie. Od śmierci starego króla Zygmunta, niech odpoczywa w pokoju, don Floriano chodzi przygnębiony. Już przeszło miesiąc pielęgnuje ciało króla. Poza tym służy królowej – królowa Bona jest taka kapryśna! – i biednym królewnom, o które nikt się nie troszczy. Z waszym przybyciem dom się ożywi. Dziękujmy Bogu i nieboszczce pani, która czuwa z nieba nad małżonkiem i nad swoją biedną Stasią! Synowie wyjechali do Lublina, uczyć się aptekarstwa, i rok mija, jak zmarła pani Anna. Zostałyśmy tylko Teresa i ja. Są jeszcze praktykanci i uczniowie. Ale to co innego. Tu nie ma domowego ogniska, przekonacie się same. Jestem do waszych usług. Teraz, za pozwoleniem, pójdę przygotować wieczerzę.

Stasia poleciła służącej zająć się nowo przybyłymi, sama zaś rozpaliła pod kuchnią. Wyjęła haftowany misternie biały lniany obrus i porcelanowy serwis. Przetarła sztućce i nakryła pięknie w stołowym. Sprawdziła, czy kapusta jest dobrze przyprawiona i czy kaczka się dopiekła, ułożyła na półmisku śledzie, pokroiła wędliny. Potem obmyła w misce twarz i ręce. W swojej schludnej izdebce przebrała się w czystą suknię, przepasała wkładanym na świąteczne okazje nakrochmalonym fartuchem i nałożyła koronkowy czepek. Słysząc dobiegający z sąsiedniego klasztoru dzwon na nieszpory, weszła do jadalni z ostatnią tacą. Stanęła obok don Floriana i popatrzyła na Ulę i Marię, promienne mimo żałoby. Obie były wysokie, Maria śmigła, jakby wyciągnęła się tak szybko, że nie zdążyła nabrać ciała; tylko rysunek brody i policzków zachował dziecięcą krągłość. Miała długie jasne włosy, a w jej zielonych oczach migotały złote ogniki. Ula, szatynka o dużych piwnych, lekko skośnych oczach, była raczej mocniejszej budowy, ramiona miała toczone, biodra obfite, smukłą kibić i długą szyję. Czarny czepiec podkreślał owal jej twarzy.

Wreszcie mogły posilić się spokojnie. Don Floriano wypytywał je o podróż, przy okazji wspominając czasy własnej młodości, jak to ojciec wysłał go do Konstantynopola, żeby się zapoznał z medycyną arabską i zaopatrzył w medykamenty. Kobiety słuchały go z zainteresowaniem, toteż nie omieszkał się pochwalić:

– W ciągu pół roku opisałem ponad pięćset specyfików wraz z działaniem i dawkowaniem. Lekarze muzułmańscy wykonują niezwykłe operacje i leczą choroby u nas uważane za śmiertelne, ponieważ znają pracę ludzkich organów. Eksperymentują z nowymi substancjami i opisują w księgach ich medyczne zastosowanie. Eksperyment to podstawa nauki, a nauka nie może zawieść, gdyż podlega prawom wszechświata.

– Wszechświat rządzi się jakimiś prawami? – spytała Maria.

– Prócz woli Bożej? – pospieszyła z uzupełnieniem Urszula.

– Wolą Boga jest, by istniały planety, ale świat stworzony żyje sam dla siebie, według praw, które nadał mu Bóg, a które znamy dzięki astrologii. To jest pierwsze, co powinien wiedzieć medyk! Lekarstwo, aby zwiększyło moc działania, winno zostać zastosowane w momencie, kiedy gwiazdy wchodzą w koniunkcję.

– Ojcze chrzestny, czy da się poznać siły rządzące naszym życiem? – spytała Maria.

– I uniknąć nieszczęścia? – dopowiedziała Urszula.

– Nie, to nie jest możliwe. Wpływ gwiazd sprowadza takie udręki jak choroby i wojna. My możemy tylko przewidywać je, by łagodzić ich skutki.

– Chętnie bym ten wpływ poznała właśnie dlatego, że złego losu nie da się ominąć – powiedziała Maria.

– Skoro jest on nie do uniknięcia, to lepiej o nim nie wiedzieć – skomentowała Urszula.

– Czasem też tak myślę – odparł don Floriano. – Ale wiedza to jedyne, co mamy do dyspozycji, gdy pragniemy złagodzić zło. Teraz na przykład wykorzystałem to, czego się nauczyłem w Konstantynopolu, żeby oddać ostatnią przysługę umiłowanemu królowi. Jak wiecie, stary król Zygmunt umarł pierwszego kwietnia. Jego syn ruszył co koń wyskoczy i za kilka tygodni będzie w Krakowie. Pogrzeb przewidziany jest na koniec lipca, tak by mogli w nim wziąć udział królowie, książęta, diukowie, wysłannicy papieża i cesarza. Przez te cztery miesiące oczekiwania ciało króla powinno zachować majestat otaczający je za życia. Przypadł mi w udziale wielki zaszczyt zabalsamowania go.

– Wysuszyliście ciało, jak niedźwiedzia? – spytała Urszula.

– Wypełniłem je mieszanką goździków, mirry i aromatycznych ziół. Dzięki olejkom eterycznym udało mi się zachować wyraz powagi oblicza. Co dzień na nowo namaszczam ciało; skóra ciemnieje i trzeba pociągać twarz barwiczką. W jednej z zamkowych komnat urządzono kaplicę pogrzebową i członkowie różnych zakonów czuwają przy nim po kolei. Ciało króla jest świętością i troska o nie to nader smutny obowiązek, który spełniam z nabożeństwem. A teraz jeszcze Wessel... – głos mu zadrżał.

Urszula ujęła go za rękę. Podziękował uśmiechem.

– Jutro muszę tam być przed świtem na laudesach. Przykro mi, że przyjmuję was pośród żałoby. Jednak, mimo smutku, mieć was obok będzie dla mnie szczęściem. Spodziewałem się ulgi w związku z koniunkcją Słońca, Wenus i Merkurego. Ale wasza obecność to coś więcej: to błogosławieństwo. Niech będzie Bóg uwielbiony!

Maria wstała, aby go ucałować. Urszula skinęła głową wzruszona.

W swojej alkowie, już w nocnych koszulach, uklękły przed obrazem Matki Boskiej Nieustającej Pomocy, by podziękować Bogu. Łoże wydało im się najlepsze, w jakim kiedykolwiek spały: wysokie, z grubym materacem z dobrze ubitej wełny, prześcieradłem i powłoczkami z haftowanego lnu oraz puchowymi kołdrami. Ula zasnęła natychmiast. Maria rozmyślała, zapatrzona w palącą się świecę. Rozpacz z powodu śmierci ojca, strach, cierpienie, niemożność odzyskania jego ciała pochłoniętego przez morze, wszystko to oddaliło od niej myśl, że pozostały bez środków do życia. Gorzej, nie odpowiedziały na żądania dłużników i znalazły się w sytuacji kogoś, kto ucieka przed wymiarem sprawiedliwości. Świadoma tych kłopotów, leżąc teraz pod kołdrą lekką jak obłoczek, czuła się przepełniona wdzięcznością wobec ojca chrzestnego.

Spotkała don Floriana kilka razy, kiedy przyjeżdżał do Gdańska zaopatrzyć się w towary dla dworu. Przybywał karetą z herbem królewskim, odziany w purpurę i czarny aksamit, z niewielką kryzą, w otwartym gronostajowym płaszczu i czarnym skórzanym kapeluszu. Na palcu serdecznym miał pierścień z lapis lazuli ze swoją pieczęcią, na małym inny, z agatem, na drugiej dłoni zaś pierścień z turkusem i rubinem, swoimi kamieniami ochronnymi. Była zachwycona tym, że jest chrześniaczką tak niezwykłego mężczyzny – te ciemne włosy, głębokie spojrzenie, białe zęby, melodyjny głos – ale dopiero teraz czuła się członkiem jego rodziny.

Ona sama podczas konwersacji zazwyczaj słuchała uważnie i odpowiadała z powagą. Jeśli chodzi o spotykanych ludzi, najbardziej ciekawił ją ich charakter. Mimo że rozmawiała chętnie, zachowywała na ogół dystans, póki interlokutor nie zyskał jej zaufania. A jeśli do zaufania dołączał się podziw, pozostawała absolutnie wierna w przyjaźni. Uważała się za panią swoich czynów i była głęboko przekonana, że pod względem wiedzy może zajść równie daleko jak mężczyzna, choć był to sekret dzielony jedynie z Ulą. Fascynacja wiedzą tajemną stanowiła inny sekret, którym jeszcze nie odważyła się podzielić z nikim.

Zgasiła świecę i zasnęła.

Wessel, jej ojciec, nie ożenił się powtórnie i całą swoją miłość przelał na córkę, poświęcając się jej wychowaniu. Uczył ją rachować, czytać i pisać po niemiecku, polsku i łacinie, opowiadał jej o Erazmie z Rotterdamu, a nawet powierzał księgi buchalteryjne. Na zlecenie Ligi Hanzeatyckiej kupował miedź, jęczmień, żyto i owies. Często zabierał córkę na inspekcje. Kiedy był w rozjazdach, Maria zostawała w domu z Urszulą, jego daleką kuzynką, bezdzietną wdową, która, gdy został sam, zamieszkała u niego, żeby zająć się dzieckiem.

Ula miała wówczas dwadzieścia cztery lata, była kobietą szlachetną i samotną. Opieka nad niemowlęciem sprawiała, że czuła się potrzebna. Maria uwielbiała słuchać, jak ciotka śpiewa, akompaniując sobie na lutni, i opowiada różne historie, choćby o świętych, chociaż wolała te o duchach. Kiedy opiekunka się gniewała, to nie tyle jej słowa trafiały do Marii, ile ton głosu. Dziewczynka starała się zmienić swoje postępowanie, ponieważ pozostawiano jej wybór. Inaczej, niż działo się w przypadku ojca, dla którego zasady były nienaruszalne.

Ula czytała i pisała po polsku eleganckim charakterem pisma chętnie naśladowanym przez Marię. W ciągu miesięcy, które Wessel spędzał na trasie Kopenhaga – Ribe – Amsterdam, uczyła podopieczną gotować, wprowadzała w arkana muzyki, malarstwa, kształciła w dobrych manierach, ale nie kazała jej szyć, prząść, haftować czy szydełkować, ponieważ ją samą takie zajęcia nużyły. Za to z zapałem pielęgnowały obie przydomowy ogródek i chodziły na długie spacery po lesie.

Była gorliwą katoliczką, jakkolwiek przyznawała, że luteranie mieli powody, by oskarżać Kościół o kupczenie odpustami, i coś się w niej burzyło, kiedy słyszała z ambony, że kobiety mogą zmartwychwstać tylko przemienione w mężczyzn, ponieważ w rzeczywistości są jedynie niedoskonałymi mężczyznami. Uważała, że jest przeciwnie: więcej warte było ciało zdolne wydać na świat dziecko. Matka Boża została wzięta do nieba ze swoim ciałem kobiety. I tam króluje, obok Boga, ponieważ jest jego matką.

Maria słuchała tych rozważań pełna podziwu. Ciotka wydawała jej się bardzo piękna, ze swoimi ciemnymi oczyma i pełnymi ustami. Dziewczyna czuła się dumna, gdy szła z nią ulicą Długą w Gdańsku, słuchając o nowinach, modach, wynalazkach i herezjach, i gdy przystawały przy kramach, aby podziwiać aksamity, jedwabie, klejnoty, meble, książki, obrazy. Miała do ciotki zaufanie. Gdyby nie ona ojciec nie pozwoliłby, aby córka w wieku siedemnastu lat nie była przynajmniej zaręczona. Wydać córkę za mąż było jego obowiązkiem i miał przygotowaną sumę na jej posag. Z tych pieniędzy zwróciły po katastrofie statku najpoważniejsze długi i opłaciły podróż. Zostało im tylko to, co uciułała ciotka przez całe swoje stateczne życie. Jadąc do Krakowa, Urszula obmyślała plan. Luźne obrazy, wyłaniające się w jej myślach podczas męczącej podróży i stukotania kół powozu, wyklarowały się z czasem w konkretne pragnienie. Za swoje oszczędności i dzięki pomocy don Floriana kupi gospodarstwo pod Krakowem, gdzie będzie uprawiać potrzebne mu rośliny lekarskie. Maria zaś będzie mogła uczyć się mieście, mając ognisko domowe na wsi.

ROZDZIAŁ 2

W KTÓRYM JEST MOWA O POTAJEMNYM ŚLUBIE ZYGMUNTA AUGUSTA I O TYM, CO SPOTKAŁO MARIĘ W APTECE

Don Floriano wsiadł do powozu w chmurnym nastroju. Bona, królowa wdowa, i jej dwór zamienili kaplicę pogrzebową w kocioł intryg. Wyczuwana tam nieżyczliwość dusiła go, pogarda wywoływała niesmak. Zdążył zapomnieć o swoich gościach, tak że poczuł się zaskoczony, widząc obie kobiety w jadalni, oczekujące go przy nakrytym stole. Wdzięk Urszuli, uśmiech Marii obudziły w nim dawno zapomnianą radość. Dom zdał mu się większy, a wieczór nie tak szary. Podczas kolacji opowiedział im o swojej pracy i o tym, co się działo w królestwie.

– Ale skoro nowy król, Zygmunt August, został koronowany jako dziecko i nic się nie ma zmienić w sposobie rządzenia krajem, to czemu intrygują? – pytała Maria.

– Jedni żeby zapewnić sobie nowe przywileje, inni żeby odzyskać stare. Król wziął potajemnie ślub z Barbarą Radziwiłłówną, wdową z Litwy, bez majątku. Królowa Bona nie chce zaakceptować małżeństwa syna. Zorganizowała sieć szpiegów, tak że dwór przypomina gniazdo żmij. Sejm, który powinien zatwierdzić ten akt, również zgłasza sprzeciw. Szlachta uważa Barbarę za kobietę niewiele lepszą od nierządnicy.

– A są ku temu powody?

– Jest piękną wdową i...

– Uroda nie czyni kobiety od razu nierządnicą – wypaliła Maria.

– Ani wdowieństwo – dodała Ula.

– Miała wielu kochanków. Krąży fama o rozwiązłości jej matki i siostry, również bardzo pięknych. Ale teraz liczy się jedno: trzeba bronić granic w obliczu naporu Turków. Król powinien ożenić się z księżniczką austriacką dla przypieczętowania przymierza z Habsburgami. Tak uważają wszyscy.

– I król unieważni swoje małżeństwo?

– Nie. Gotów jest abdykować, jeśli sejm nie zatwierdzi Barbary jako królowej. To byłoby straszne: nowy król, który nie szanuje naszych ustaw.

– Tak, dostalibyśmy się pod wpływy Niemców – zawyrokowała Ula.

– Wiecie, że kiedy stary król Zygmunt, niech odpoczywa w pokoju, wydał prawo zakazujące mężom bicia żon, mieszkający w królestwie Niemcy wyrazili sprzeciw? Król okazał się jednak nieugięty.

– Mężowie stracili prawo, ale nie poniechali obyczaju – zauważyła Ula z goryczą.

– A co mówią gwiazdy? – spytała Maria.

– Pojawiły się złe przepowiednie. Nieszczęściom nie nadszedł kres. Jedno wydaje się pewne. Król nie odstąpi od swojej miłości. Tak mówią gwiazdy. I wskazują też, że Barbara zostanie królową, ale w smutnych okolicznościach.

– Planety czasem są dla nas łaskawe, a czasem nie. Czy możemy coś zrobić, żeby zyskać ich przychylność? – indagowała Maria.

– Charakter planet się nie zmienia. To ich pozycja na nieboskłonie i układy względem siebie zmieniające się w ciągu cyklu rocznego sprawiają, że mogą wywierać na nas wpływ korzystny bądź niekorzystny. Tylko ta wiedza jest nam dostępna: wiedza o naszym otoczeniu. Zło nigdy nie przestaje być złem. I trzeba ten fakt zaakceptować.

– Pogodzić się, jak mówią księża – w głosie Marii dał się wyczuć bunt.

– Nie. We wszystkim ma udział twoja wola. Na przykład Saturn narzuca granice. Weźmy kogoś, kto miał wielkie wydatki, a dowiaduje się, że pozostając w sferze wpływów tej planety, osiągnie zmniejszone zyski. Otóż człowiek taki, jeśli pogodzi się z ograniczeniami i nie zaciągnie pożyczki, zdoła uniknąć nędzy, w którą by popadł, gdyby żył dalej na wysokiej stopie. Tego, kto zdaje się na przypadek, ponieważ działa według niepewnego planu, stawiane przez Saturna przeszkody doprowadzą do ruiny. Astrologia pomaga podejmować decyzje, nadaje nam orientację. To droga naszej przemiany, naszego opus magnum. Jutrzenka światła słonecznego, które w sobie nosimy, zapowiedź stanu, kiedy duch jaśnieje sam z siebie niczym złoto.

Zapadło głębokie milczenie. Po czym odezwała się Maria:

– Chciałabym pójść tą drogą. Ojcze chrzestny, niech ojciec przyjmie mnie na naukę do apteki. Nie zawiodę ojca.

Don Floriano Carborto miał czterdzieści pięć lat i pochodził ze szlachty włoskiej. Uciekając przed Turkami, którzy najechali jego rodzinne miasto, Otranto, schronił się w Polsce, gdzie królowa Bona Sforza przygarniała swoich rodaków, dając im zajęcie. Do tamtego czasu rodzina Carborto zdążyła opanować handel medykamentami na Adriatyku, ponieważ dzięki dobrym stosunkom z aptekarzami muzułmańskimi otrzymywała opium z Konstantynopola, który stał się portem tureckim.

Don Floriano przybył do Polski jako świeżej daty mistrz aptekarski, z listami uwierzytelniającymi. Miał nadzieję, że pozwolą mu one nabywać pochodzące ze Wschodu lekarstwa – które docierały do Gdańska z Portugalii – i otworzyć aptekę. Ponieważ jednak pieczę nad handlem sprawowała Liga Hanzeatycka, on zaś był katolikiem, a na domiar złego Włochem, uznano go za oszusta i odmówiono kontaktów z nim. Tyko ojciec Marii, katolik i Polak, okazał mu zaufanie i zaoferował przyjaźń. Carborto, zapewniwszy sobie zaopatrzenie w leki i mając poparcie Włochów mieszkających w Krakowie, a przede wszystkim królowej, osiadł w tym mieście i tam się ożenił.

Otworzył aptekę i doczekał się dwóch synów. Został członkiem Akademii, nawiązał przyjaźń z najznakomitszymi lekarzami, przestudiował wielkich autorów i zgromadził wspaniałą bibliotekę obejmującą dzieła od Hipokratesa po Plutarcha. Jako że jego pasją było destylowanie olejków, zyskał sławę najlepszego perfumiarza w królestwie.

Apteka znajdowała się przy ulicy Grodzkiej. Nazywała się Pod Paprociami, ponieważ witrynę zdobiły dwie piękne donice z tymi roślinami przywiezione z Gdańska. Wnętrze było jasne, z wysokim sklepieniem opartym na dwóch łukach krzyżowych. Wzdłuż ścian stały półki, a na nich słoiczki z pięknie dekorowanej majoliki, z etykietkami po łacinie, oraz ponad sześćset pudełek – złotych, miedzianych, drewnianych, zależnie od zawartości. Z sufitu zwieszały się wypchane zwierzęta: krokodyl, kobra, żółw i pięć nietoperzy. W kątach piętrzyły się ogromne skrzynie zaopatrzone w herb królewski. Pachniało olejkiem eukaliptusowym i alkoholem. Medycy polecali aptekę swoim pacjentom, magowie na dworze i profesorowie w Akademii zaopatrywali się w niej w narzędzia i rozmaite ingrediencje, możni panowie kupowali tam pomarańcze, marcepan i cukier, eleganckie szlachcianki perfumy i pomady, a mieszczanie wino i świece.

Skromną pensję serwitora, czyli sługi królewskiego, przyznaną przez Zygmunta Starego, Carborto uzupełniał zyskami ze sprzedaży medykamentów na dworze. Zaopatrywał w leki i opatrunki króla i jego rodzinę, a także dworzan, urzędników, służbę, kucharzy, masztalerzy – by nie wspomnieć o samych koniach, jako że zarówno Zygmunt Stary, jak i Zygmunt August byli miłośnikami koni czystej krwi. Aptekarz dostarczał też na królewski stół włoskie owoce i przysmaki, a cały dwór kupował u niego świece, mydło, ręczniki, pachnidła i cukier.

Nadany przez Zygmunta Starego tytuł serwitora wiązał się z wieloma przywilejami, ale nakładał na posiadacza obowiązek kształcenia potrzebnych w państwie nowych aptekarzy. Carborto wypełniał swoje zadanie z przyjemnością, przekonany głęboko o pożytkach płynących z wiedzy. Nauczał w Akademii, a młodzi adepci uważali go za mistrza w swoim fachu.

------------------------------------------------------------------------

ZAPRASZAMY DO ZAKUPU PEŁNEJ WERSJI KSIĄŻKI

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij