Arabski mąż - ebook
Arabski mąż - ebook
Kontynuacja dotychczasowych powieści Tanyi Valko. Ulubieni bohaterowie powracają: Dorota, jej dwie córki − Marysia i Daria − oraz ich mężowie: Hamid Binladen, bojownik ze światowym terroryzmem, główny antagonista fundamentalisty dżihadiego Johna, życiowego partnera Darii. Tym razem śledzimy losy dwóch arabskich mężów, ludzi diametralnie różnych, których pokochały pół-Arabki. Nie będzie już wątpliwości, kto jest zły, a kto dobry.
Jak radzą sobie europejskie kobiety w świecie ogarniętym krwawą wojną? Jak wygląda codzienność kalifatu, który powstał na terenach Syrii i Iraku? Jakie jest miejsce kobiety w Państwie Islamskim – czy wszystkie są uciemiężone i pokrzywdzone, czy może niektóre popierają okrutny porządek, narzucony przez szalonych fundamentalistów?
Czy Darii uda się uciec z piekła na ziemi? Czy dżihadi John, morderca i sadysta, a zarazem człowiek wybitnie inteligentny, ma jeszcze szansę zejść z przestępczej ścieżki? Czy Marysia i Hamid znów wyruszą na poszukiwania krewniaczki? I co na to wszystko Dorota? Dokąd zmierza nasz świat i czy to już jego koniec czy dopiero początek przemian?
Tanya Valko to pseudonim absolwentki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Była nauczycielką w Szkole Polskiej w Libii, a następnie długoletnią asystentką ambasadorów RP. Przez ponad dwadzieścia lat mieszkała w krajach arabskich, w tym w Libii i Arabii Saudyjskiej, a obecnie w największym kraju muzułmańskim na świecie – Indonezji. Jest autorką bestsellerowej „Arabskiej sagi”, na którą złożyły się następujące tomy: „Arabska żona”, „Arabska córka”, „Arabska krew” i „Arabska księżniczka”. Sukces sagi skłonił autorkę do rozpoczęcia następnego cyklu powieściowego pod zbiorczym tytułem „Azjatycka saga” („Okruchy raju” i „Miłość na Bali”), która jest kontynuacją losów bohaterów poprzedniego cyklu. Wydana w 2016 r. „Arabska krucjata” prowadzi nas z Azji do krajów arabskich, do Państwa Islamskiego i współczesnego kalifatu. Nowa książka jest kontynuacją całej orientalnej serii.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8234-458-5 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Moi Drodzy Czytelnicy,
Stało się tradycją, że co roku – od 2010 – oddaję w Państwa ręce kolejny tom mojej sagi. Najpierw była to saga arabska, potem azjatycka, później znów arabska, więc nazwijmy moje powieści z tej serii (a jest ich już osiem) Sagą Orientalną.
Wszystko zaczęło się w Libii od Arabskiej żony. Później powstała Arabska córka, której akcja też toczy się w tym kraju, ale i w Ghanie, Arabska krew, opowiadająca o arabskiej wiośnie na Bliskim Wschodzie i w Libii, oraz Arabska księżniczka, która jest owocem mojego pięcioletniego pobytu w Arabii Saudyjskiej. W 2012 roku przeniosłam się z krajów arabskich do Azji i zamieszkałam w Indonezji. Postanowiłam umieścić moich bohaterów w tutejszym świecie i ukazać dzięki nim realia życia panujące w tej części globu. Tak powstała azjatycka saga, na którą składają się dwie powieści: Okruchy raju oraz Miłość na Bali. Lecz zarówno ja, jak i moi bohaterowie tęskniliśmy za arabskimi klimatami i kulturą, nawet za zapachem pyłu w powietrzu, dlatego nadszedł czas na powroty. Najlepsze scenariusze pisze samo życie, wystarczy umieć je czytać. Stąd też Arabska krucjata, w której nie tylko opisuję obecną sytuację w Syrii, gdzie arabska wiosna przerodziła się w bratobójczą wojnę domową, ale też ukazuję rezultaty tego, co się dzieje na Bliskim Wschodzie, rozprzestrzeniające się na cały świat, a szczególnie na Europę.
Tegoroczna premiera to Arabski mąż, książka, która jest kontynuacją moich dotychczasowych powieści. Nasi ulubieni bohaterowie nadal są z nami: Dorota, jej dwie córki – Marysia i Daria, oraz ich mężowie: Hamid Binladen, bojownik z terroryzmem, obecnie główny antagonista fundamentalisty dżihadiego Johna, życiowego partnera Darii. Na kartach mojej książki przedstawiam dwóch arabskich mężów, których pokochały pół Arabki, pół Polki – ludzi diametralnie różnych. Aktualnie nie będzie już wątpliwości, kto jest zły, a kto dobry, i mam nadzieję, że nie zrodzą się opinie, iż generalizuję, ukazując tylko podłych Arabów. Hamida Binladena wszyscy moi czytelnicy dobrze już znają i wiedzą, że to najporządniejszy Arab pod słońcem, choć nosi dość zniesławione nazwisko. Wokół niego pojawią się inni, tak samo dobrzy i poczciwi muzułmanie, którzy pragną przywrócić swojej nacji i religii dobre imię, odzyskać wolność i własny kraj.
Czy europejskie kobiety mogą dać sobie radę w świecie ogarniętym straszliwą, krwawą arabską wojną? Jak wygląda codzienne życie w kalifacie, który powstał na terenach Syrii i Iraku? Jakie jest miejsce kobiet w Państwie Islamskim i czy wszystkie są uciemiężone i pokrzywdzone, czy są też takie, które popierają ten okrutny porządek, stworzony i narzucony przez szalonych fundamentalistów? Oto pytania, na które postaram się udzielić odpowiedzi.
Świat przedstawiony w mojej powieści jest oczywiście fikcją literacką, lecz buduję go na autentycznych zdarzeniach i faktach. Jak wszystkie moje książki, tak i Arabski mąż jest efektem długich studiów nad sytuacją w regionie Bliskiego Wschodu i próbą zrozumienia nietypowych, wręcz anormalnych zachowań i charakterów ludzkich. Opieram się na licznych raportach Obserwatorium Praw Człowieka2, reportażach, wspomnieniach pokrzywdzonych osób, w tym relacjach naocznych świadków ze zgromadzenia misjonarzy, księży i sióstr zakonnych, którym cudem udało się ujść z życiem. Informacje czerpałam też z wiadomości prasowych, telewizyjnych i internetowych czy szokujących obrazów umieszczonych w internecie – Państwo Islamskie lubuje się bowiem w rozpowszechnianiu ich, by przerazić i zastraszyć ludzi na całym świecie. Tam zetknęłam się z dżihadi Johnem, który jest osobą autentyczną, człowiekiem wychowanym w zachodniej kulturze i mającym wyższe wykształcenie. Na filmie z wielką satysfakcją i szaloną nienawiścią obcina maczetą głowy Brytyjczykom – obywatelom państwa, na łonie którego się wychował. Na YouTubie oglądałam nagranie ze straszliwej zbrodni spalenia żywcem jordańskiego pilota przez dżihadystów oraz inny film, ukazujący bestialskie zamordowanie dwunastoletniego chłopca, który mieszkał w Aleppo, oskarżonego o szpiegostwo. Poznałam też realia panujące w kalifackich więzieniach dla kobiet i w haremie, przybytku stworzonym przez fundamentalistów, gdzie dokonuje się gwałtów, morduje bezbronne kobiety i otwarcie handluje się żywym towarem. Wszystkie te informacje tak mną wstrząsnęły, że postanowiłam je sfabularyzować i ukazać polskiemu czytelnikowi ten wynaturzony świat. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że gehenna panująca na Bliskim Wschodzie niedługo się skończy, o co modlą się nie tylko Syryjczycy i Irakijczycy, ale także wszyscy ludzie dobrego serca. Czytając Arabskiego męża, życzmy zatem sobie i im, by zapanował pokój i by każdy mógł bezpiecznie mieszkać we własnym domu.
2 Human Right Watch – pozarządowa organizacja zajmująca się ochroną praw człowieka, powstała w 1988 r. z przekształcenia Helsinki Watch. Początki organizacji sięgają roku 1978. Organizacja zajmuje się monitorowaniem przestrzegania praw człowieka w różnych rejonach świata.Prolog
Daria co tchu biegnie przed siebie po nierównych ulicach Palmiry. Delikatne różowe światło świtu otacza zrujnowany świat lekką mgiełką. Świeże, orzeźwiające powietrze płynie prosto z Pustyni Syryjskiej. Jest cicho jak makiem zasiał, tylko czasami z oddali dobiega słaby głos dzikiego psa czy wilka. Trzeba się spieszyć przed pierwszym wezwaniem na modły, gdyż nawoływanie muezzinów z wysokich wież minaretów wypędzi sen spod powiek mieszkańców i obudzi miasteczko.
Na rogu przy sąsiedniej kamienicy kobieta widzi wypchaną ludźmi półciężarówkę, która powoli rusza. Nie może zatrzymać ich krzykiem, bo jeśli mąż ją usłyszy, na pewno ruszy za nią w pościg. Podnosi więc wyżej czarny arabski długi do ziemi płaszcz i pędzi, ile sił. Auto staje, a z paki wychylają się do niej przyjazne twarze i braterskie ręce. Chwytają ją, wciągają do środka i teraz już wie, że jest prawie uratowana. Byle dotrzeć do granicy, byle znaleźć się w obozie dla uchodźców. Byle być dalej stąd, jak najdalej od terrorystów i Jasema – zwanego dżihadi3 Johnem – jej męża, ojca jej nienarodzonego dziecka, największego zbrodniarza naszych czasów.
– Masz telefon. Napisz SMS-a do siostry. – Zaprzyjaźniona sąsiadka podsuwa jej komórkę.
– Ale nie wiem… Może zabiorę pani ostatnie impulsy… – Daria się waha, bo w tym kraju możliwość kontaktu jest na wagę złota.
– Nie przejmuj się. Doładowaliśmy, ile się dało. – Kobieta śmieje się serdecznie, a jej mąż potwierdza skinieniem.
„Marysiu! Uciekłam od niego! Jednak jeszcze nie jestem wolna”, drżącymi palcami Daria szybko wystukuje wiadomość do ukochanej siostry, a łzy napływają jej do oczu. „Jedziemy do granicy z Jordanią. Jakoś ją przekroczymy, choć nie mam paszportu. Czekaj gdzieś tam na mnie. Proszę! Wiem, że ty mnie z tego wyciągniesz. Już niedługo będziemy razem”. Patrzy na tekst i już chce go skracać, lecz Syryjka pokazuje jej na migi, żeby wysyłała. Kiedy w końcu wieści poleciały przez pół świata do Arabii Saudyjskiej, Daria składa skroń na puszystym ramieniu matki Jasema, Muniry. Przeżycia ostatnich miesięcy zniszczyły ją fizycznie i wykończyły nerwowo, a ostatnia noc na długo pozostanie w jej pamięci. Nie może sobie samej wytłumaczyć, jak mogła tak żarliwie kochać się ze swoim sadystycznym mężem, z potworem i mordercą. Z człowiekiem, który nie tylko pragnie wyplenić niewiernych, co w jego chorym umyśle oznacza wszystkich niemuzułmanów, ale też znęca się nad własną rodziną, a życie każdego, kto znajduje się w jego zasięgu, wisi na włosku. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów Daria czuje się prawie bezpieczna i prawie uratowana. Chybotanie ciężarówki na lejach i wybojach drogi kołysze ją i po chwili kobieta wpada w objęcia Morfeusza. Uporczywe rozpamiętywanie przeszłości znajduje odbicie w marach sennych.
Po paru godzinach uciążliwej jazdy w pyle i kurzu, w spalinach wdzierających się do płuc pasażerów na pace wozu, wszyscy uciekinierzy trochę się uspokajają. Dzieci leżą w objęciach matek, które tulą się do swoich dobrych, choć biednych i nieszczęśliwych mężów. W grupie około pięćdziesięciu osób są młodzi i starzy, zamożniejsi i całkiem biedni, odważni i tchórzliwi, ale wszyscy są mniej lub bardziej doświadczeni przez wojnę, która wyniszcza ich kraj od ponad pięciu lat. Ten, kto nawet przed arabską wiosną był bogaty, teraz ledwo ma co na grzbiet włożyć i musi się cieszyć, że jeszcze żyje. Droga jest niemal pusta, jedynie od czasu do czasu pojawia się na niej jakiś samochód, przeważnie transportowy lub wojskowy. Obywatele mają stare pojazdy, a że nie stać ich na benzynę i unikają niebezpieczeństw, starają się nie podróżować, nigdy bowiem nie wiadomo, na kogo mogą się natknąć i w co się wplątać. Wszyscy wiedzą, że bezpieczniej jest w mieście, w domu, we własnych czterech ścianach, a już najbezpieczniej – wyjechać stąd. Nagle za nimi pojawia się ściana kurzu. Z daleka słychać warkot silnika auta jadącego na najwyższych obrotach. Po chwili z tumanów wznieconego piachu wyłania się wielki szary pikap z zamocowanymi stelażami na dachu. Towarzysze podróży zostają wyrwani z błogiego snu pierwszą rakietą, która przelatuje tuż nad nimi i wybucha obok ciężarówki. Z tak małej odległości nie można było nie trafić, więc widocznie strzelec nie miał takiego zamiaru. Chodziło tylko o zatrzymanie transportu. Wóz hamuje z piskiem opon, wpada w lekki poślizg, by na koniec stanąć na piaszczystym poboczu. Pikap zwalnia i powoli do nich podjeżdża. Widać już, kim są jego pasażerowie. To dżihadyści4! Uciekinierzy wstrzymują oddech, bo każde dziecko w Syrii wie, na co stać tych opryszków i w czym się lubują. Wszyscy są ubrani na czarno, czarnymi szalami zawinęli też głowy i zasłonili twarze. Ich gorejące, przeważnie czarne oczy lustrują zbiegów. Daria, przyodziana w abaję5 i zakutana w chustę, nadal śpi, mocno wtulona w miękką pierś teściowej. Munira rozpoznaje jedno szalone, wściekłe spojrzenie i z przerażenia nie może złapać oddechu, a spanikowane serce podskakuje jej do gardła. Ściska swoją synową, aż ta powoli podnosi powieki. Nie ma siły krzyczeć i tylko patrzy w twarz znienawidzonego mężczyzny. Już się nie boi, nie ma zamiaru uciekać, bo i dokąd. Jej los został przesądzony i pozostaje jej tylko poddać się temu, co nieuniknione. To dżihadi John, podły zabójca i kat chrześcijan, człowiek ścigany przez Interpol, wszystkie agencje wywiadowcze i brygady antyterrorystyczne. Twarz Państwa Islamskiego. Mąż Darii.
Sza’a Allah! Sza’a Allah!6, powtarza starsza kobieta w duchu. Jasem najpierw chwyta za kark swoją matkę i zrzuca ją z paki ciężarówki. Munira pada jak worek na pobocze. Jej pulchne ciało nie jest w stanie zamortyzować upadku i kobieta boleśnie obija swoje stare kości. Daria, nie czekając, aż mąż wyrzuci ją siłą, sama zgrabnie zeskakuje z paki samochodu i usiłuje podnieść teściową. Munira jęczy i zalewa się łzami. Jasem wyławia z tłumu życzliwą sąsiadkę, która pomogła jego kobietom w ucieczce, wyciąga pistolet i bez wahania strzela do niej. Następnie wykonuje wyrok na jej mężu i dziesięcioletnim synu.
– Zostaw jej córeczkę! – krzyczy Daria. – Zostaw dziewczynkę! Proszę!
– Pewnie, że zostawię. – Obrzydliwie śmieje się Jasem. – Dostanę za nią niezłe pieniądze na targu. Saudyjczycy będą się o nią zabijać. – Rechocze.
– Ona ma dopiero dziewięć lat! Jak możesz?!
– Idealny wiek na żonę dla prawowitego muzułmanina – stwierdza mężczyzna. Daria już z nim nie dyskutuje; odrywa przerażone zapłakane dziecko od broczącego krwią ciała matki i bierze je w ramiona.
– Młode i ładne kobiety zabrać, reszta w piach! – Jasem wydaje polecenie swoim kompanom. – Niech mi się zwróci za benzynę – dowcipkuje, lecz nikomu z zatrzymanych nie jest do śmiechu.
W grupie prawie pięćdziesięciu uciekinierów wybucha panika. Żony nie chcą dać się oderwać od mężów, dziewczyny od chłopaków, dzieci czepiają się ubrań rodziców.
– Litości, ja said7! Wybaczenia, ja ustaz8! – błagają, wyciągając do niego ręce i patrząc pokornie w jego oczy. Nie widać w nich jednak żadnego ludzkiego uczucia. Wzrok Jasema jest jak ze stali.
– Czemu chcesz zabić małych chłopców? – Daria nie wytrzymuje i postanawia interweniować. – Przecież oni też mogą ci się na coś przydać!
– Z małych chłopców wyrosną dorośli mężczyźni, którzy będą nosić zemstę w sercu – mąż wyjaśnia jej swoje postępowanie.
Jasem Alzani, o dziwo, nie okazuje jej nadmiernej wściekłości. Odnalazł ją i kobieta znów należy do niego. Lecz Daria i Munira wiedzą, że jego natura jest jak chorągiewka na wietrze, a zniewagi i porzucenia na pewno nigdy im nie zapomni. Mężczyzna jest bardzo z siebie zadowolony. Pokazał tym głupim, krnąbrnym babom, że od niego nie można się uwolnić i nie mają możliwości ucieczki. Już się cieszy na to, co im wyszykuje. Aż śmieje się w duchu, myśląc o tym, jaką będą miały minę, kiedy zobaczą, gdzie trafią.
Po podzieleniu Syryjczyków na dwie grupy oprawcy jedną ustawiają na poboczu, a drugą zaganiają z powrotem na ciężarówkę, co chwilę częstując ich razami kolb karabinów i kułaków. Skazańcy idą na śmierć bezwolnie, bez oporu, jak baranki prowadzone na rzeź. Wiedzą, że nie mają już żadnych szans, cud się nie zdarzy, i godzą się z tym, że przegrali walkę o życie. Mężczyźni przesuwają między palcami tasbih9 i oddają się modlitwie, tylko paru nastoletnich chłopców nie potrafi pohamować łez i oglądają się za swoimi matkami. Padają pierwsze strzały, które zaraz przechodzą w serie. Kobiety na ciężarówce szlochają bezgłośnie, jedne zasłaniają oczy, by nie widzieć śmierci najbliższych, inne wytrzeszczają je, bo nie mogą uwierzyć w to, co się dzieje.
Po chwili zapada martwa cisza, nieprzerwana nawet szumem wiatru, szelestem przesypującego się piasku czy świergotem ptaka. Z ciał porozrywanych kulami leje się krew i uchodzi życie. Nagle rozlega się cienki krzyk małej dziewczynki, który przecina powietrze jak nożem. Mała myśli zapewne, że to koniec świata i że właśnie spotyka ją najgorsze, co mogło jej się przydarzyć. Nie wie, biedna, w czyje łapska wpadła i co jeszcze przed nią. To jedynie pierwsza z najgorszych chwil w jej życiu.
Z dorosłych Arabek, doświadczonych przez wojnę, które jadą w nieznane, ulatuje nadzieja.
– Na Rakkę! – komenderuje przywódca Jasem i teraz już wszyscy wiedzą, że ich dni są policzone.
3 Dżihadi (arabski) – od słowa dżihad – zwolennik dżihadu, dżihadysta; Dżihad (arabski) – walka w imię propagowania islamu, zarówno poprzez akcję zbrojną, nawracanie niewiernych, pokojowe działania, jak i wewnętrzne zmagania wyznawcy; w obecnych czasach dżihad jest rozumiany przez Zachód tylko jako święta wojna.
4 Dżihadysta (arabski) – zwolennik dżihadu (świętej wojny); jednym z fundamentalnych zadań dżihadysty jest unicestwienie wszystkich innowierców na kuli ziemskiej.
5 Abaja (arabski) – wierzchnie tradycyjne okrycie w krajach muzułmańskich; szeroki, luźny płaszcz noszony przez kobiety i mężczyzn.
6 Sza’a Allah (arabski) – Bóg tak chce.
7 Ja said (arabski) – Panie (wołacz).
8 Ja ustaz (arabski) – Nauczycielu (wołacz); w przenośni oznacza kogoś mądrego, wykształconego.
9 Tasbih (arabski) – muzułmański różaniec o 33 koralikach, niejednokrotnie wykonany z kamieni półszlachetnych lub szlachetnych.Zabójcza miłość
Jadąc do Rakki, stolicy utworzonego przez dżihadystów kalifatu, Daria ma wiele czasu, by powrócić myślą do swojego krótkiego, acz treściwego życia. Wspomina wielką miłość do Johna-Jasema, zaślepienie i uzależnienie od tego mężczyzny. Potępia własną głupotę i naiwność.
Jakże byłam łatwowierna i nieodpowiedzialna, krytykuje siebie. Lekkoducha panienka z dobrego, bogatego domu! A przecież moja matka i siostra przez niejedno przeszły i doskonale o tym wiedziałam. Nie wyciągnęłam żadnych wniosków z ich doświadczeń, bo cały czas żyłam pod kloszem. Moja kochana mama i tata, który de facto jest moim ojczymem, ale kocha mnie i traktuje jak ojciec, zawsze mnie wspierali, zawsze chronili i pomagali. Tylko mi się wydawało, że jestem taka niezależna, samodzielna i wyemancypowana, podsumowuje swoje, tak odległe, szczęśliwe rodzinne życie. Najpierw żyłam sobie jak pączuś w maśle w Rijadzie, uczęszczając do najlepszej i najdroższej brytyjskiej szkoły, by potem pojechać do Anglii i udawać, że studiuję i jestem kowalem własnego losu. Infantylna debilka! Z wściekłości gryzie do krwi swoje młode wargi, lecz na zewnątrz nie widać jej frustracji i złości, bo według kalifackiej modły twarz ma zakrytą nikabem10, a odsłonięte brązowe, przepełnione smutkiem oczy skrywa pod długimi rzęsami, wbijając wzrok w podłogę wozu.
Siedzi wyprostowana, jakby kij połknęła, bo razem z teściową i Isrą, córką zamordowanej sąsiadki, dostąpiły zaszczytu jazdy z Jasemem jego wojskowym dżipem. Spod oka obserwuje swojego męża, który wygląda na bardzo zadowolonego, choć cały czas wykrzykuje wściekłe polecenia do telefonu satelitarnego. Jednak co chwila, niby mimochodem, spoziera na żonę. Odzyskał swoją Darin – znów należy do niego i to jest najważniejsze. Nie dał jej uciec i nigdy nie pozwoli odejść. Chyba że po jego trupie, ale mężczyzna wierzy, że szybko do tego nie dojdzie. W końcu jest numerem dwa w całym kalifacie; jego osoba jest święta dla dżihadystów, a dla wrogów nietykalna, bo nieosiągalna. Na kres ich panowania też się nie zanosi, bo odnoszą jeden spektakularny sukces za drugim. Niedługo cała Syria i Irak zjednoczą się pod naszymi sztandarami i cofniemy głupi podział tych terenów, którego ponad sto lat temu dokonały zepsute europejskie mocarstwa. Wrócimy do źródeł, planuje w myślach, a jego kamienne serce przepełnia duma z dobrze wykonanego obowiązku prawowitego muzułmanina i dżihadysty. Będę miał syna, mojego następcę i spadkobiercę, a to dla mężczyzny jest najważniejsze, cieszy się na swój chory sposób. Będzie kontynuował moje dzieło, dzieło ponownego zjednoczenia i podbojów arabskich. A ta moja głupia, narowista jałówka nie jest taka zła, wymaga jedynie utemperowania. I ja tego dokonam. Jeszcze będzie dobrą arabską żoną, podsumowuje, wierząc w to głęboko. Czuje, jak przyspiesza mu puls – nie wiadomo, czy z podniecenia spowodowanego wcześniejszą egzekucją czy ze względu na chore uczucie do nieszczęsnej wybranki.
Daria zasłania oczy czarną siateczką. Nie widać już nawet rąbka jej białej skóry ani też żadnych namiętności. Wygląda jak czarny bezosobowy kopiec, lecz w tej chwili cieszy ją jej strój, pod którym może ukryć wściekłość, nienawiść i pogardę do niebezpiecznego, szalonego męża. Czemu byłam taka dziecinna? Zupełna cielęcina!, po raz kolejny dręczy się dywagacjami. Czyż nowoczesna europejska kobieta może być tak zaślepiona przez miłość? Może dać się tak omamić? Jak to możliwe? To się w głowie nie mieści! Przyspieszony z nerwów oddech podnosi czarną zasłonę na jej twarzy, co oczywiście zauważa matka Jasema, Munira, i mocno chwyta ją za rękę, jak zawsze chcąc wesprzeć dobrą dziewczynę. Do tej pory w naszej rodzinie to mama, Dorota, robiła wyjątkowo głupie rzeczy i podejmowała nieprzemyślane decyzje, począwszy od wyjścia za mąż za mojego tatusia Libijczyka Ahmeda, a skończywszy na australijskim kochasiu, przez którego siedziała w azjatyckim więzieniu na Bali. W jej ślady poszła Marysia, którą uważałam za czarną owcę w familii, bo przerosła naszą rodzicielkę w swoich bezmyślnych czynach. Zdrada saudyjskiego, dobrego i nieziemsko przystojnego męża z młodocianym kuzynem, który na dokładkę dał się zabić podczas arabskiej wiosny w Libii, to dopiero początek jej występów. Potem wkopała się w jakiś przekręt z finansowaniem organizacji terrorystycznych z saudyjską księżniczką Lamią, ktoś porwał jej córkę Nadię, której ta idiotka poszukiwała w Tajlandii, gdzie poznała kolejnego porządnego frajera, który zechciał się z nią na dokładkę ożenić. Ależ ona ma szczęście w nieszczęściu! Wprawdzie Karimowi mój małżonek obciął głowę maczetą w Palmirze, ale moja siostrzyczka na pewno znów spadnie na cztery łapy. Ona nie kocha i nigdy nie kochała żadnego faceta poza Saudyjczykiem Hamidem, któremu sama przyprawiła rogi. Może dzięki śmierci Karima znów się zejdą i będą żyli długo i szczęśliwie? Ktoś musi umrzeć, żeby żyć mógł ktoś. Daria kpiarsko podsumowuje poplątane losy Doroty i Marysi, a łzy rozbawienia płyną jej po policzkach. Czasami reakcja na stres i załamanie jest zupełnie odwrotna od ogólnie przyjętej i objawia się wesołością zamiast smutkiem. Ale i tak one dwie razem wzięte nigdy nie wkopały się tak, jak ja uczyniłam na własne życzenie – po same uszy. Jak to możliwe?!, wykrzykuje w duchu. Niech mnie licho weźmie! Teraz już zalewa się łzami czarnej rozpaczy i pogrąża się w melancholii, a jej ciałem wstrząsają spazmy. Munira przytula ją do siebie, a mała przerażona Isra tuli się do obu swoich opiekunek, bo teraz one stały się jej jedynymi bliskimi duszami, opoką na całym wielkim i złym świecie.
Daria pamięta pierwsze spotkanie z Johnem w poczekalni na lotnisku w Dubaju. Wyglądał na typowego mieszkańca Wysp – krępy mężczyzna, na oko trzydziestolatek, o jasnoróżowej karnacji, ryżych włosach i oczach błękitnych jak bławatki. Co mnie w nim zauroczyło?, pyta samą siebie. Był od niej dużo starszy, nieciekawy, opryskliwy, wręcz chamski. Młoda kobieta nie ma pojęcia, jak mogła się w nim tak bez pamięci zadurzyć. Zachowywała się wtedy jak głupia koza, na którą zresztą wyglądała. Teraz zaś czuje się tak, jakby nosiła na karku brzemię pięćdziesięciu lat ciężkich doświadczeń.
W samolocie z Dubaju do Rijadu Daria zrobiła takie zamieszanie, tyle szumu i hałasu, że koniec końców John zamienił się miejscem z jakimś uprzejmym Saudyjczykiem i wylądował na siedzeniu koło młodej rozrabiary.
– Szampana? – zapytała uśmiechnięta stewardesa, pochylając się z tacą nad każdym pasażerem klasy biznes. Daria jeszcze teraz czuje na języku rozkoszne bąbelki napoju bogów.
Była wtedy tak pogrążona w rozmowie z Johnem, że nie wiedziała, co się dookoła niej dzieje, i co chwilę wybuchała podekscytowanym, niepohamowanym śmiechem.
– Ja poproszę szampana! – Zamachała na stewardesę, a ta popatrzyła na nią z pewnym niezdecydowaniem, zaciskając wargi, bowiem młoda, niewinna buzia sugerowała, że dziewczyna ma nie więcej niż szesnaście lat. – Ha! Dawaj, dawaj! Nawet dwa! – wykrzyknęła Daria. Wypity na lotnisku alkohol już dawał się jej we znaki, przez co zachowywała się głośno, niezdrowo błyszczały jej oczy, a język trochę się plątał. – Hej, mój mahramie11! – zwróciła się do Karima, ówczesnego męża Marysi. – Jestem dorosła czy nie? – Znowu zachichotała, na co mężczyzna tylko niemo potwierdził skinieniem.
Taki uroczy i spolegliwy facet… Dziewczyna myśli o swoim szwagrze i tak bardzo jej żal, że stracił życie z rąk oprawców. Co on im zawinił?, zastanawia się. A co ja zawiniłam, że dżihadi John właśnie mnie wybrał na swoją żonę? Musiałam mu się wydać taka głupia, że postanowił pójść na łatwiznę i wziąć sobie kobietę bezmyślną i tym samym niesprawiającą kłopotów. I tu się przeliczył! Daria ma drobną satysfakcję z tego, że sprawia dżihadyście same kłopoty, choć z powodu swojego postępowania nie może być pewna dnia ani godziny.
Jednak potem zdarzały się w naszym chorym związku momenty piękne i cudowne, usprawiedliwia samą siebie, lecz ostatecznie dochodzi do wniosku, że cały jej romans, cała miłość bazowała na ułudzie i łatwowierności. Widziałam to, co chciałam zobaczyć, każde, nawet najgorsze słowo skierowane do mnie byłam w stanie wytłumaczyć, a każdy niegodny czyn odebrać jako dobrą monetę. Pamięta jak dziś ich pierwsze wspólne wyjście na taneczną imprezę w Rijadzie, która odbywała się na strzeżonym brytyjskim osiedlu Salwa. Tam po raz pierwszy jej wybranek – na jej oczach – z niezwykłą łatwością przeobraził się z Araba w stuprocentowego Brytyjczyka. Że też ta transformacja nie dała jej do myślenia! Zakochane kobiety bywają ślepe. Gospodarze przyjęcia do wielkiego klubu zaprosili z dwustu gości. Ależ jej się to podobało! Taka wielka zabawa pod nosem wahabitów i policjantów obyczajowo-religijnych, ścigających zepsucie jak Saudia długa i szeroka! A tam wódka, whisky, piwo, wino i bimber lały się strumieniami; z ogromnych kolumn dobywały się ogłuszające rytmiczne dźwięki, co było jak zastrzyk adrenaliny w kraju, w którym słuchanie muzyki i dyskoteki są surowo zabronione. Nie wspominając o alkoholu, bo przecież w Saudi obowiązuje całkowita prohibicja. John przedstawił Darię chyba setce ludzi. Okazało się, że znał prawie każdego. Czuł się w tym środowisku jak ryba w wodzie; dziewczyna nigdy nie widziała go tak szczęśliwego i życzliwego dla otoczenia, bo przy niej przeważnie zachowywał się odpychająco. Wówczas poznała jego drugie oblicze. Jest jak kameleon, zauważyła już wtedy i powinno jej to było dać do myślenia. Ale nie dało. Raz dumny i antypatyczny Brytyjczyk, innym razem szarmancki i uroczy europejski żigolak. Co za człowiek?! Doktor Jekyll i mister Hyde, zachwycała się. Strach się bać, żartowała w duchu, nie zdając sobie sprawy, że właśnie wtedy powinna była przejrzeć na oczy i uciekać, gdzie pieprz rośnie. Zamiast tego z dumą trzymała pod ramię postawnego, przystojnego faceta, co chwilę wyłapując zazdrosne spojrzenia otaczających ich kobiet. Błękitne oczy Johna robiły furorę i czarowały piękną płeć, a jego uśmiech powodował dreszcz i falę pożądania. W tym momencie Daria pragnęła tego mężczyzny najbardziej na świecie; podpisałaby pakt z samym diabłem, żeby był jej i tylko jej. Tak bardzo chciała być blisko niego, bez żadnych barier i ograniczeń. Gdyby wtedy, po tak krótkiej znajomości, oświadczył się jej, bez wahania by się zgodziła. Farbowany Brytyjczyk jednak tego nie zrobił, bo postanowił poczekać i jeszcze bardziej uzależnić od siebie dziewczynę. Jako pierwsi poszli wtedy na parkiet i przestępowali z nogi na nogę w rytm wolnej piosenki. Ich ciała jeszcze nigdy nie były tak blisko, jeszcze nigdy nie ocierały się o siebie, nie czuli aż do bólu tak wielkiej żądzy. John bez skrępowania przyciskał Darię do siebie i dziewczyna czuła jego twarde, wielkie prącie, które prawie rozsadzało mu spodnie. Jego oddech pieścił jej szyję, namiętne usta dotknęły jej ucha, ciepły, śliski język przesunął się po karku. Świat dookoła przestał dla nich istnieć. Byli tylko oni i ich pożądanie.
Tego dnia przełamali barierę obcości i w małym obcym mieszkaniu na piętrze mieszkalnego bloku na brytyjskim osiedlu pod Rijadem Daria oddała się swojemu przeznaczeniu bez oporów, z wielkim zaangażowaniem i ogromną wiarą i ufnością w szczere zamiary mężczyzny, którego praktycznie nie znała. Ale skąd mogła przypuszczać, że terrorysta może się aż tak dobrze maskować?!
Wspominając te odległe czasy, kobieta nie znajduje dla siebie usprawiedliwienia. Doskonale pamięta, jak nawet nieznajoma żebraczka z podłej rijadzkiej dzielnicy, gdzie umawiała się na schadzki ze swoim kochankiem, ostrzegała ją.
– Pani tu nie pasuje, kochana moja – twierdziła biedna, ale niegłupia jejmość. – Czemu mąż nie wynajmie czegoś w lepszej dzielnicy?
– To tymczasowe. Na początek – zbyła ją, jak każdego, kto próbował interweniować w jej życie.
– Jakieś dziwne towarzystwo odwiedza tego twojego chłopa… – kobieta zawiesiła głos – …kiedy ty wychodzisz na noc z domu. – Patrzyła kaprawymi oczami na dziewczynę, ale bez przygany, jedynie z głębokim współczuciem i troską.
– Powiadasz? – Do Darii nagle dotarło, że tutaj ściany mają oczy i uszy. Mocno ją to zaniepokoiło.
– Wiesz, moja dobra pani o gołębim sercu… – kontynuowała nędzarka. – Ja też kiedyś wiodłam normalne życie, mieszkałam w pięknym domu z ogrodem. Ale mój stary zadał się nie z tym, z kim trzeba, i wszystko przepadło.
– Kogo masz na myśli?
– Tych, którzy zagrażają naszemu Królestwu, a nazwy tych ugrupowań nawet nie wspomnę. Strzeż się i przemyśl swoje postępowanie. – Kobieta mówiła jak osoba mądra i wykształcona, a przecież wyglądała, jakby wyciągnięto ją z rynsztoka. – Obyś nie wpadła w ciężkie tarapaty, kochanieńka.
– Dziękuję za radę, matko. – Daria dwoma palcami poklepała kobiecinę po przygarbionych plecach, po czym popędziła do mieszkania Johna.
Wtedy powinnam była się wycofać, stwierdza teraz, jadąc w nieznane do stolicy fundamentalistycznego państwa ze swoim mężem, jawnym już terrorystą i dumnym dżihadystą z Państwa Islamskiego. To była moja ostatnia szansa, ale ją zaprzepaściłam. Dałam się nabrać na czułe słówka, uwierzyłam w jego miłość i hojność. Obietnica cudownych wakacji z ukochanym mężczyzną przy boku była taka kusząca…
Zamyśla się głęboko, przez co nie zauważa mijanych ruin, zgliszcz i zniszczeń, ciągnących się wzdłuż drogi wiodącej na północ Syrii. Tam, gdzie kiedyś były osady czy miasta, teraz zieje pustka. Pozostały tylko leje po bombach, gruzy i pogorzeliska, bowiem tereny ciągle przechodzą z rąk do rąk i są niszczone to przez rządową armię Baszara Asada, wspieraną obecnie przez międzynarodową koalicję, to przez rebeliantów z Frontu Narodowego lub ostatecznie eksterminowane przez dżihadystów. Wszystko, co wpada w ręce ekstremistów, ci niszczą dokumentnie, wszędzie spodziewając się zasadzki, w każdym człowieku widząc przeciwnika lub szpiega. Ich bojownicy potrafią wybić w pień ośrodki życia z czterystu czy nawet ośmiuset mieszkańcami. Rzeki krwi płyną przez piękny syryjski kraj. Tam, gdzie jeszcze w antycznych czasach kwitła kultura i sztuka, dziś panują chaos, przemoc i bezprawie. Nie ma już żadnych zasad, przekazywanych ludzkości od prawieków przez święte księgi, Koran czy Biblię, nic już nie znaczą słowa „Nie kradnij”, „Nie zabijaj”, „Kochaj bliźniego swego jak siebie samego”. W obu tych księgach takie same treści były zapisane tymi lub podobnymi słowy, lecz dziś już nikt o tym nie pamięta. Nie tutaj. Wrogość i żądza mordu opanowały serca złych, szalonych lub jedynie tchórzliwych ludzi.
Szkielety domów straszą wybitymi oknami i dziurawymi ścianami, tak jakby przy drogach postawiono trupy z wybebeszonymi wnętrznościami. Przez wyrwy widać jeszcze resztki pokoi, tu i ówdzie pozostał jakiś fragment łóżka, część spalonej szafy. Na rurach kanalizacyjnych wiszą umywalki, gdzieś wystaje wanna, w której nikt już nie weźmie kąpieli. Klimatyzatory wyglądają jak wyłupione oczy, zwisające na żyłach kabli w zmiażdżonych frontonach budynków. W miejscu gajów palmowych, które dawały jedne z najsmaczniejszych daktyli na świecie, rozciągają się ugory, a uschnięte drzewa – ostatni świadkowie powszechnego nieszczęścia – stoją smętnie jak słupy. Niemi obserwatorzy zbrodni, gwałtów, przemocy czy ucieczki szczęściarzy, którzy zdążyli ujść z życiem. Tylko nieliczni mieli na tyle odwagi i instynktu samozachowawczego, by wziąć ze sobą jakikolwiek dobytek, lub nawet nie brać nic, i uciec ze swego domu, który dla tak wielu stał się grobem.
Jeśli chodzi o osobę dżihadiego Johna, pół Syryjczyka, pół Brytyjczyka, głos wewnętrzny nic Darii nie podpowiedział, jej intuicja została uśpiona przez szaloną miłość i dziką namiętność, które całkowicie zawładnęły młodą kobietą. Albo rzeczywiście nie widziała, co się dzieje dookoła niej, albo nie chciała dopuścić do swojej świadomości i zakochanego serca żadnych podejrzeń. Bo czyż wakacyjna trasa, którą John Smith vel12 Jasem Alzani przygotował dla swojej kochanki, nie była wspaniała i oszołamiająca?
Dubaj, Paryż, Barcelona i Tossa de Mar… Wylicza w myślach miejsca ich pobytu i ogarniają ją wspomnienia niewyobrażalnego szczęścia. John na niczym nie oszczędzał i ukazał jej blichtr wielkiego świata. Mieszkali w najdroższych pięciogwiazdkowych hotelach, jadali w najbardziej znanych restauracjach, kawior zapijali szampanem, pogryzając dojrzałe, aromatyczne truskawki. Rejs prywatnym jachtem, lot prywatnym odrzutowcem… Było tego aż nadto, by wywrócić życie zwykłej dziewczyny do góry nogami i uśpić jej intuicję. A drobne zgrzyty? Nieścisłości i kłamstewka? Niknęły w przepychu i bogactwie oraz podczas szalonych nocy, pełnych namiętności. Sielanka trwała do momentu, aż przyjechali do Egiptu. Wówczas rozmowa z córką obalonego prezydenta fundamentalisty, Mursiego, trochę wstrząsnęła nieświadomą Darią, choć nie przyczyniła się do podjęcia jakichkolwiek asekuracyjnych kroków. Bo czyż można sobie wymarzyć coś bardziej romantycznego niż ślub zawarty przed szejkiem w meczecie w Hurghadzie, modnej turystycznej miejscowości? Pary, by powiedzieć sakramentalne „tak”, jeżdżą na Bali, na Haiti czy Fudżi, ale dla kobiety, która przez płynącą w niej krew ojca Libijczyka z krajami arabskimi była związana od zawsze, to właśnie Egipt i miejscowość nad Morzem Czerwonym były wymarzonym miejscem na taką ceremonię. W cieniu minaretu, przy pełni księżyca, cykaniu cykad i szumie fal pan młody czule całował jej usta. Nie pomyślała wtedy, że ślub muzułmański mogą zawierać tylko muzułmanie… Ona „po mieczu” była odpowiednią kandydatką, bo przecież kiedyś nosiła nazwisko Salimi, jednak John uchodził wówczas za stuprocentowego Brytyjczyka. Nawet tak oczywista kwestia nie zasiała ziarna nieufności w sercu zakochanej młódki. I na tej wspaniałej ceremonii cała magia ich związku się zakończyła. Chociaż jeszcze przez chwilę serce mężatki nie chciało uwierzyć w to, co niezaprzeczalne, niedające się usprawiedliwić i widoczne gołym okiem. Nie dopuszczała do siebie myśli, że spośród setek, tysięcy czy milionów mężczyzn na całym świecie wybrała tego najgorszego – mordercę i sadystę, międzynarodowego zbrodniarza i szaleńca. Nie dawała wiary nawet słowom Muniry, oskarżając ją o obłęd i na jej barki zrzucając całą winę. Sprawę przesądziła zbrodnia dokonana własnoręcznie przez jej ukochanego w starożytnym teatrum w Palmirze. O, zgrozo! O, perfidio losu! To właśnie on ściął niewinnego doktora Karima, męża jej siostry, Marysi. A ona, Daria, była tego świadkiem.
Teraz młoda wiekiem, lecz stara duchem kobieta nie ma już nadziei. Nie ma też złudzeń co do tego, że Jasem nie podaruje jej ucieczki, w życiu jej tego nie wybaczy i zemści się na niej w swój nikczemny, szatański sposób.
Fiasko exodusu mieszkańców Palmiry nastąpiło z winy Darii. Kobieta zdaje sobie sprawę z tego, że to przez nią transport został tak łatwo i szybko namierzony. Czuje się winna śmierci ponad trzydziestu osób. Krew niewinnych ludzi jest na moich rękach, powtarza sobie w duchu. To ja sprowadziłam na nich kostuchę. Jak mam z tym żyć? Jak chodzić po świecie? Jak przebaczyć samej sobie? Moja krótka i beznadziejna egzystencja jest w najwyższym stopniu szkodliwa, wręcz toksyczna, całkowicie przegrana i skończona… Kobieta opuszcza wzrok i zaciska mocno powieki. Nie chce nic więcej zobaczyć, nic jej nie interesuje, nawet to, gdzie będzie mieszkać, bo nie widzi już przed sobą żadnej przyszłości, żadnej szansy i nadziei. Jest tylko czarna dziura, której nie ma ochoty niczym zapełniać. Sama sobie zgotowałam taki los, podsumowuje.
Opanowuje ją całkowita apatia, lecz po godzinach rozmyślań podczas uciążliwej jazdy w słońcu, żarze i spiekocie, melancholia pierzcha i przechodzi w słaby, utajony bunt. Postanawia być tak samo twarda i odważna jak jej matka i siostra. Tak je zawsze krytykowała, a teraz dołączyła do ich klubu złamanych serc i głupich decyzji, choć z drugiej strony również nietuzinkowych poczynań i woli walki. Nie może się poddać ze względu na dziecko, które ma się urodzić. Nie chce, by przyszło ono na świat w takim strasznym miejscu, w samym sercu piekła na ziemi, więc teraz to ona musi coś zrobić. Ona, niedojrzała trzpiotka, musi wziąć na siebie odpowiedzialność za maleńkie, bezbronne istnienie. Pragnie podjąć to wyzwanie. Nie poddam się!, krzyczy jej buntowniczy charakter, który do tej pory krył się głęboko w jej genach. Dla mojego dzidziusia jestem w stanie nawet zabić!
Wjeżdżają do miasta, pseudostolicy pseudokalifatu. Jest ono całkiem spore, drogi dojazdowe wprawdzie są wyboiste i zniszczone, ale dwupasmowe, a w centrum znajduje się wielki plac z dużym rondem. Po nierównych chodnikach przemykają mieszkańcy, nieliczni mężczyźni chodzą w dżinsach i koszulkach polo lub kraciastych koszulach, na które narzucają wyświechtane marynarki albo kurtki, jednak większość nosi galabije13 lub białe toby14 i ma islamskie – zapuszczone i postrzępione na boki – brody. Kobiet zaś, oczywiście całych w czerni, jest jak na lekarstwo. Niby Rakka jest zwykłym miasteczkiem z charakterystyczną dla Syrii zabudową, jednak widok wisielców na balustradach balkonów i przydrożnych lampach, trupy leżące pod ścianami zburzonych domów, zrujnowane domostwa, wszechobecne wściekłe wojsko, uzbrojone po zęby, i góry śmieci świadczą o sile, która tu rządzi. Obraz ten wstrząsa kobietami, jadącymi pod eskortą. Niektóre chwytają się za usta, inne za głowy, a z ich piersi wydobywa się cichy szloch lub westchnienie.
– Nie patrz, kochanie. – Munira zasłania oczy małej Isrze, która z przerażenia kuli się i zastyga, jakby przestała oddychać. – Wszystko będzie dobrze – pociesza ją jak dobra babcia, którą bardzo chciałaby być.
– Damy radę. – Daria dodaje otuchy swoim towarzyszkom, bo w oczach Syryjki też widzi strach i rozpacz. – Będziemy trzymać się razem i wspierać we wszystkim – obiecuje, a matka potwierdza jedynie skinieniem.
Dżip i półciężarówka z ludzkim ładunkiem zjeżdżają z głównej drogi i zaczynają przeciskać się węższą ulicą pomiędzy starą tradycyjną jednopiętrową zabudową, by po chwili wjechać do całkiem zadbanej dzielnicy, z dużą, ogrodzoną metalowym solidnym płotem posesją, na środku której stoi ruina niegdyś okazałego budynku. Dopiero po chwili przybyłym rzuca się w oczy przerażający obraz – ludzkie czaszki ponabijane na sztachety. Wyglądają upiornie, bo w większości są już nadgnite, poszarzałe lub wręcz czarne. Twarze zamordowanych są zmasakrowane, mają półprzymknięte, wyłupione lub wydziobane przez ptactwo oczy, często połamane, zakrwawione nosy, a z półotwartych, wykrzywionych w ostatnim spazmie ust wystają pożółkłe zęby. Gdzieniegdzie widać profesjonalną robotę kata, a gdzie indziej fuszerkę, gdyż z szyj ofiar zwisają pofałdowane płaty poszarpanej skóry lub ciągną się fioletowoczarne żyły. Na podwórzu ustawiono krzyże, kilka najwyraźniej zrabowanych ze zniszczonego kościoła, bo gładkich drewnianych, a parę skleconych z nieoheblowanych desek lub metalowych rur. Z nich, przybici lub przywiązani, zwisają martwi pątnicy. Daria i Munira już wiedzą, jaki znajdował się tu przybytek. Wierni chrześcijanie zginęli śmiercią męczeńską, idąc w ślady Jezusa Chrystusa. Lecz ich śmierć nikogo nie zbawi. Ich konanie było bezcelowe, stanowiło jedynie rezultat zbrodniczych instynktów, obudzonych u ich braci muzułmanów, z którymi od wieków żyli w zgodzie i przyjaźni.
Auta jadą jeszcze kawałek dalej, a następnie gwałtownie zatrzymują się przed dużym gmachem w kolorze piaskowca. Kobiety ocalałe z rzezi są bezwzględnie zrzucane z paki półciężarówki i jak bydło zaganiane rózgami do wejścia. Jasem nie odzywa się do swoich pasażerek, a widząc ich płonące przerażeniem oczy, uśmiecha się półgębkiem. Doskonale wie, jak to miejsce musi na nie oddziaływać.
Mężczyzna wygląda teraz jak typowy islamski bojownik: ma gęstą krętą strzępiastą brodę, brudne przydługie rudawe włosy, a jego brązowe oczy, okolone długimi płowymi rzęsami, są zimne jak stal. Nie ma w nich żadnych uczuć, żadnych emocji. Szarobura galabija, którą ukochał sobie chyba już w Damaszku, jest pomięta i poplamiona, a skórzane klapki na nogach zdeptane. Prezentuje się jak zwyczajny arabski biedak, pastuch lub uliczny sprzedawca. Nikt nie rozpoznałby w nim eleganckiego żigolaka z Dubaju, ubranego w najmodniejsze markowe ciuchy. W człowieku, którego dziś ma przed sobą, Daria nigdy by się nie zakochała, w życiu nie dałaby mu się uwieść. Obecnie jest dla niej odpychający, nie mówiąc o lęku i grozie, które wzbudza w jej sercu.
Słyszą kanonadę z pola walki, które widocznie znajduje się niedaleko. Isra, dziewczynka nad wyraz mądra i bystra, zaledwie dziewięcioletnia, a już boleśnie doświadczona przez wojnę i rozumiejąca rzeczy, o których dzieci nie powinny mieć pojęcia, ukradkiem wręcza Darii telefon komórkowy, który najpewniej jej matka upuściła przed śmiercią, a ta od razu pisze do Marysi: „Nic z tego, kochana siostrzyczko. Nie udało się. Jestem w Rakce. Nie mów mamie. Błagam, znajdź mnie i zabierz stąd. Wierzę, że ty i Hamid wszystko możecie”.
CIĄG DALSZY DOSTEPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI
PEŁNY SPIS TREŚCI:
Przedmowa
I. KALIFAT RZĄDZI
Prolog
Zabójcza miłość
Tylko rodzina
Największa strata
II. NAJLEPSZĄ BRONIĄ – ATAK
Na pohybel kalifatowi
Więzienie dla kobiet
Słoneczne Dziewczyny
Na Rakkę
III. DLA ŻOŁNIERZY ALLAHA
Seksniewolnice
Szczenięta kalifatu
Handel żywym towarem
Narzeczona dżihadysty
IV. METAMORFOZY
Dwa oblicza
Jakże łatwo zabić
Exodus
Epilog
Słowniczek obcych słów, zwrotów i nazw
Kto rozdaje karty na Bliskim Wschodzie i jest odpowiedzialny za powstanie ISIS?
Historia regionu w pigułce – węzeł gordyjski Bliskiego Wschodu
10 Nikab (arabski) – tradycyjna muzułmańska zasłona zakrywająca twarz kobiety i odsłaniająca jedynie oczy, czasami kawałek czoła; używany głównie w Arabii Saudyjskiej i Jemenie, ale też w Kuwejcie i Katarze. Obecnie jest to obowiązujący strój w kalifacie powstałym na terytorium Iraku i Syrii.
11 Mahram (arabski) – męski opiekun muzułmańskich kobiet; ojciec, brat, kuzyn, dziadek.
12 Vel (łacina) – lub, albo, raczej; często stosowane pomiędzy nazwiskami, co oznacza, że dana osoba znana była pod dwoma nazwiskami lub przezwiskami.
13 Galabija/dżalabija (arabski) – męski lub damski strój w formie długiej sukni/płaszcza z rozcięciem pod szyją.
14 Toba (thoba) (arabski) – rodzaj długiej do ziemi męskiej koszuli, z tradycyjnym kołnierzykiem lub stójką i manszetami, zapinana na guziki tylko do pasa.