ArchiKod - ebook
ArchiKod - ebook
To książka o architekturze nie tylko dla architektów. „ArchiKod” jest podróżą po 72 miejscach. Od znanych przestrzeni publicznych, takich jak Regent Street w Londynie, Rynek Główny w Krakowie, osiedla takie jak Za Żelazną Bramą w Warszawie czy Gropiusstadt w Berlinie, po słynne budowle, jak Pont du Gard w Prowansji czy lotnisko w Hongkongu. Jest próbą utworzenia pomostu i wspólnej płaszczyzny dyskusji między różnymi grupami interesu, które mają realny wpływ na kształt przestrzeni, lecz na co dzień nie znajdują wspólnego języka.
Zdaniem Czesława Bieleckiego patrząc w przyszłość, warto spoglądać również w przeszłość i przywrócić ArchiKod – kod kulturowy w architekturze.
Czesław Bielecki — architekt, publicysta i projektant, absolwent Architektury na Politechnice Warszawskiej i doktor urbanistyki na Politechnice Krakowskiej, założyciel jednej z pierwszych prywatnych pracowni architektonicznych w komunistycznej Polsce — DIM’84 Dom i Miasto.
Wydawca: Narodowy Instytut Architektury i Urbanistyki, Warszawa 2021
Kategoria: | Budownictwo i nieruchomości |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66955-15-8 |
Rozmiar pliku: | 22 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pomysł tej książki dojrzewał we mnie długo. Gdy pokazałem – jeszcze przed lockdownem – wstępny szkic Józefowi Rykwertowi, miał wątpliwości, co jest jej prawdziwym tematem. Nasza londyńska rozmowa się przeciągała. Profesor sięgał do swojego przepastnego księgozbioru i wyjaśniał mi cierpliwie różnicę między pięknem jako _venustas_ a pięknem jako _pulchritudo_. Dopiero pytanie: „Czy nie myślisz, że ostatnie stulecie jest stracone dla architektury?”, Profesor skwitował westchnieniem i odpowiedział: „Boję się, że masz rację”.
Nie napisałbym ArchiKodu, gdyby nie rozmowy z Józefem Rykwertem i obcowanie z jego książkami.
Mój syn Maks, bardzo krytyczny wobec moich zrywów pisarskich na marginesie pracy projektowej, przestrzegał mnie, żebym się nie śpieszył. To Jemu mogę podziękować za rozjaśnienie wstępu i zaproszenie Czytelnika do wędrówki po książce.
Bolesławowi Stelmachowi dziękuję za to, że jako szef Instytutu zdecydował się wydać książkę w tak rozbudowanej formule. Jako kolega – architekt rozumiał, że ten esej może bez odwołań do rysunków i widoków zostać odebrany jako konstrukcja intelektualna, a nie – spojrzenie praktyka borykającego się z rzeczywistymi wyzwaniami architektury i urbanistyki.
Tak rozbudowana struktura książki mogła powstać tylko dzięki współpracy z twórczymi i rozumiejącymi mnie grafikami. Jackowi Ebertowi, Andrzejowi Budkowi i Wiktorowi Gościckiemu ArchiKod zawdzięcza zarówno okładkę, jak i cały układ graficzny.
Za redakcję pierwszego szkicu książki chcę podziękować Pani Agnieszce Łodzińskiej, a za finalną redakcję i opracowanie indeksu – Panu Tomaszowi Karpowiczowi.
Z ramienia Wydawnictwa stroną koordynującą zajmowała się Pani Karolina Andrzejewska-Batko i dzięki niej cykl wydawniczy książki zamknął się w rok.
Nawet mając tak znakomitych i oddanych partnerów, nie poradziłbym sobie bez grona współpracowników, którzy mnie wspomagali. Dziękuję więc Katarzynie Sikorskiej, Piotrowi Kołakowskiemu, Angelice Andrzejewskiej i Joannie Skonecznej. Oni towarzyszyli mi w wielomiesięcznych trudach zgrania tekstu i ilustracji.
Ta książka przeszła długą drogę testowych lektur moich znajomych spoza profesji, kolegów – architektów i historyków sztuki. Nie sposób tu wszystkich wymienić, ale bardzo Im dziękuję za krytycyzm i wsparcie. Profesorom Marcie Leśniakowskiej, Waldemarowi Baraniewskiemu i Piotrowi Majewskiemu zawdzięczam uniknięcie paru faktograficznych potknięć, za co jestem im zobowiązany. Podziękowania niech przyjmą Marta Poślad i Marcin Olender z firmy Google, która zdecydowała się być partnerem tego projektu.
Na końcu jeszcze raz dziękuję mojej żonie Ilonie Łepkowskiej, której cierpliwość w znoszeniu wszechobecnych stosów papierów i książek, z którymi przenosiłem się na kolejne poziome powierzchnie, nie ma sobie równych. To Ona przekonała mnie, że choćby naukowcy od architektury pisali w sposób, którego nie rozumie, to mnie tego robić nie wolno.
_Czesław Bielecki_
S. Steiberg, Papierowa architektura
_Trzeba być absolutnie nowoczesnym._
Arthur Rimbaud, Sezon w piekle, 1873
_Dzisiaj jedynym modernizmem godnym tego miana jest_ _modernizm antynowoczesny._
Milan Kundera, Zasłona, 2005
Jak to się stało? | Wstęp
Już na przełomie XIX i XX wieku miasta zaczęły piąć się wzwyż, a jednocześnie – gubić swoje granice. Istotniejsze niż rozlewanie się miast ku peryferiom stało się rozmywanie roli architektury wśród sztuk wizualnych. Im bardziej miała być śmiałą grą brył w słońcu, tym bardziej stawała się chaotycznym upychaniem w przestrzeni kontenerów pokrywanych – coraz bardziej powtarzalnymi – lub zaskakującymi tapetami.
Penetrujemy architekturę dzięki jej wnętrzom publicznym. Przestrzeń budynków i miast składa się z tego, co puste i pełne. Rozumiemy dziś, na przekór funkcjonalistom, jak różna treść może wypełniać tradycyjne formy. Powietrzny negatyw architektury odczytujemy przez materialny pozytyw.
W domach są to hole i salony prowadzące do pomieszczeń prywatnych. W mieście – ulice i place, skwery i pasaże prowadzące do gmachów i domów. Kiedy budynki stały się zestawem funkcjonalnych pomieszczeń o nieokreślonej formie, a przestrzenie między nimi straciły siłę geometrii – zgubiliśmy kanon, który pozwalał odczytywać przestrzeń nie tylko dzięki numerom domów i nazwom ulic. Gdy GPS prowadzi nas do celu nawet w chaosie, zapominamy, że tylko my jako ludzie rysujemy formy, o których wcześniej myślimy. W miarę jak badamy społeczności naczelnych, uzyskujemy pewność, że znaczenia i kształty tworzą jedność. Właśnie ten abstrakcyjny zamiar i umiejętność dyskusji, w którą wprowadzam Czytelnika, odróżnia nasze i ich działania.
Mural z K. Deyną w Warszawie
Relacją domu do miasta zajmuję się całe życie. Nie dzielę architektury na historyczną i współczesną. Na teorię i praktykę. Zacząłem od eseju _Ciągłość w architekturze_ (1978), potem napisałem _Grę w miasto_ (1996), wreszcie – _Sztukę budowania. Współczesny paradygmat_ (2013). W tej książce chcę rozważyć, jak to się stało, że znaleźliśmy się w miejscu, w którym jesteśmy. I to na przekór genialnym twórcom i wspaniałym dziełom, które będziemy rozważać. Na czym polegały tajemnice naszych przyszłych niepowodzeń? Podróż zaczynamy od zachwycającego Domu nad Wodospadem F.L. Wrighta, a skończymy w aglomeracji tokijskiej, liczącej tylu mieszkańców, ile ma cała Polska.
Cztery projekty C.R. Mackintosha o różnej skali
Nie ma granicy, która biegłaby pomiędzy domami, ulicami, ogrodami. To są kolejne warstwy form i znaczeń w świecie, który już niemal nie zna dziewiczej natury. Paradoksalnie, tak gęsto zaludniony kontynent jak Europa najbardziej troszczy się o środowisko, bo najwcześniej poczuł pułapkę wzrostu rozumianego jako postęp. Dawniej architekturę oddzielano od banalnego budownictwa, dziś, gdy niemal każdy obiekt budowlany podpisuje architekt, coraz rzadziej dotykamy sztuki. Na naszych oczach przywrócono do świetności zabudowę Łodzi przemysłowej, w czasach mojej młodości uważaną za ponure dziedzictwo XIX wieku. W _Ziemi obiecanej_, ekranizacji powieści Władysława Reymonta, hale fabryczne są jeszcze industrialnym piekłem. U schyłku komunizmu wciąż trwała w nich produkcja przędzy i tkanin – dopiero zaczynano wymieniać stare maszyny. Film Andrzeja Wajdy nie wymagał budowy dekoracji. Dzisiaj lofty u Scheiblera czy Manufaktura w dawnym kompleksie fabrycznym Izraela Poznańskiego jaśnieją blaskiem architektury. Natomiast szare bloki z lat 70. XX wieku są tylko banalnym budownictwem – kubaturą zamykającą powierzchnie użytkowe powtarzalnych pięter. Standardy budowlane epoki przemysłowej uzyskały status zabytków, a nasze współczesne osiągnięcia sczezły za mojego życia. Może niejedna ikona współczesnej architektury kryje w sobie tajemnice przyszłych klęsk? I tylko umyka to potocznemu oglądowi, zarówno twórców, jak i inwestorów oraz polityków?
Jak to się stało? Dlaczego XIX wiek wrócił do łask, natomiast prekursorska konstrukcja Supersamu na warszawskim placu Unii Lubelskiej została wyparta przez standardowy _development_, skądinąd wpisany lepiej w kontekst niż zburzony, modernistyczny pawilon? Właśnie – _development_. Budynek to tylko część nieruchomości. Gdy staje się mniej wart niż teren, na którym stoi, dzisiaj – jak i niegdyś – trudno go uratować. Takie ostańce starej zabudowy, jak świat światem, padały ofiarą rozwoju. Kiedy ta przemiana jest zgodna z zasadą dobrej kontynuacji, a kiedy stanowi tylko dowód na nieopanowanie żywiołu rynku? I jak mechanizm rynkowy pogodzić z planowanym rozwojem miasta? Tym bardziej – myślę – warto rozważyć, kiedy w bliższej lub dalszej przeszłości udało się dzięki ponadczasowym regułom łączyć piękno, pieniądz i ład przestrzenny.
Supersam w Warszawie projektu J. Hryniewieckiego, M. Krasińskiego i E. Krasińskiej
Gdy pisałem _Ciągłość w architekturze_ i upomniałem się o rewizję naszej oceny architektury XIX wieku, Polska była za żelazną kurtyną. Zalewała nas produkcja wielkiej płyty z fabryk domów. Z tych betonowych prefabrykatów architekci „odklockowywali” osiedla mieszkaniowe, nazwane wkrótce potem blokowiskami. Co bardziej przewidujący zastanawiali się już wówczas, jak je rehabilitować. Trwałość prefabrykowanej konstrukcji znacznie przekraczała doraźne walory użytkowe. Wkrótce przekroczyła trwałość ustroju, w którym powstała.
Jak to się stało? Jak do tego doszło? Te pytania stawiali już sobie w Rosji w końcu lat 20. ubiegłego wieku zarówno zwolennicy awangardy rewolucyjnej, jak i liberalni postępowcy. Ich rozterki, przerażenie i paraliż woli opisała w swoich wspomnieniach Nadieżda Mandelsztam. Rozdział poświęcony sowieckiej awangardzie nosił znamienny tytuł: _Kapitulacja_. Sto lat później, patrząc na ruch nowoczesnych, który miał być końcem historii architektury, zadaję sobie wraz z milionami jej odbiorców – użytkowników i tysiącami projektantów to samo pytanie: jak to się stało, że piękno wyparowało, że królują nuda i banał, których nie mogą zdominować nieliczne budynki – ikony? Dlaczego dawna tkanka miejska wprowadza nas w świat architektury przez wielkie „A”, natomiast dzisiejsza architektura tła – choć ma autorów – jest śmietnikiem form pozbawionych harmonii? Dlaczego w czasach, kiedy nikt nie mówił o planowaniu przestrzennym, powstawała przestrzeń publiczna, w której możemy realizować nasze rewolucyjne strategie _smart cities_? Tymczasem w zaprojektowanym chaosie form przepychających się w kolejce do sławy okazuje się to znacznie trudniejsze. Częściej dziś piszemy rozprawy o miastach dla ludzi i miastach szczęśliwych, niż takie miasta umiemy budować. Jakkolwiek doskonały byłby nasz software miejski, architekci są od hardware’u.
M. Utrillo, Paryż: ulica Ravignan
Ta książka jest próbą opisania kanonu wartości i zasad, o których nie tyle zapomnieliśmy, ile je zagubiliśmy. Przeprowadziliśmy niemal całkowitą destrukcję języka architektury poprzez nowomowę: o sztuce kształtowania przestrzeni, społecznych celach projektowania, dostosowaniu formy do funkcji, ochronie zabytków przeszłości, inteligentnych miastach. Historia architektury nie tylko przestała być nauczycielką życia, ale wręcz stała się cmentarzem form i treści odklejonych od banalnej współczesności.
W tej książce nie przywołuję żadnego z moich projektów. Ani takiego, który budzi kontrowersje, ani też takiego, który stał się znakiem miejsca. Jeśli jestem autotematyczny, to w tym tylko sensie, że mój warsztat architekta i urbanisty jest świadomie eklektyczny: i poprzez tę metodę i system pojęć oceniam sytuację, problemy, wyzwania twórcze. Nie przyjmuję do wiadomości, że jest jedna w danej chwili obowiązująca droga rozwiązywania problemów współczesnej architektury. Jak to trafnie ujął Józef Rykwert, staram się „z dżungli form, którymi publikacje architektoniczne zalewają nas (…) z tygodnia na tydzień i z miesiąca na miesiąc (…), wybrać to, co odpowiada obranemu celowi, (…) przyswoić i uczynić własnym”1).
Czytelnika nie namawiam do sentymentalnego imitowania przeszłości w proteście przeciw współczesnej brzydocie architektury i chaosowi miast. Nie mam złudzeń. Piękno nie jest i nie było wszechobecne. Na holenderskich obrazach sprzed dwustu czy trzystu lat oglądamy wpół zrujnowane domostwa w cieniu wielkich drzew. Na perspektywach podmiejskich uliczek Maurice’a Utrilla króluje banał. To geniusz malarzy dźwigał tę przeciętność ku pięknu.
Linią mojego wywodu nie oddzielam przeszłości od teraźniejszości, a tym bardziej – od przyszłości. Coraz szybciej podróżujemy po coraz mniejszym świecie i każdy z nas, gdy zsumuje obraz przestrzeni stworzonych przez człowieka, może powtórzyć za Williamem Faulknerem: „Przeszłość nigdy nie umiera. Właściwie to nawet nie jest przeszłością”2). Jednak początki sztuki nie są też __ – jak chciał Sigfried Giedion, ojciec chrzestny modernizmu – „wieczną teraźniejszością”, _eternal present._ Skoro wciąż nie porzuciliśmy złudzeń nowoczesności i wiary w wieczny postęp w antropocenie, postanowiłem spojrzeć na nasze dzisiaj tak, jakby teraźniejszość była historią, która już się wydarzyła. Taką właśnie była dla autora _Wojny peloponeskiej_. Mam poczucie, że w architekturze nastąpił właśnie moment Tukidydesa. Jeśli ma ona przetrwać jako sztuka, musi odnaleźć kanon, który zagubiła. Ta teraźniejszość nie może trwać wiecznie – przecież doprowadziła do obecnego kryzysu.
Mój ArchiKod jest zbudowany z czterech triad.
Ideogram treści książki
Pierwszą triadę tworzą: miejsca, sieci i życie. Nawet nieświadomy użytkownik architektury przez te trzy pojęcia widzi przestrzeń.
Piękno, proporcje, forma i treść tworzą triadę najważniejszą dla architektów i designerów.
Część i całość, budowanie, własność i rozwój – oto triada inwestorów, deweloperów, właścicieli nieruchomości.
Ostatnią, czwartą triadę tworzą: przestrzeń publiczna, prawo i plan oraz przemiany. Na niej skupiają się planiści i politycy.
Ideogram treści książki
Te cztery triady pojęć pozwalają tworzyć architekturę siedlisk dla ludzi, jeśli połączymy je węzłami życia w sieci – tej, która obejmuje dziś całą przestrzeń świata. Cywilizacji człowieka nie da się już oderwać od natury. Właśnie dlatego próbuję odtworzyć zagubiony kanon dwunastu pojęć. To one tworzyły przez wieki kod kulturowy. Pozwalał znaleźć wspólny język wtedy, gdy interesy jednostek i grup były tak samo (albo i bardziej) rozbieżne jak dzisiaj, gdy nasz ślad węglowy okazuje się silniejszy niż ślad kulturowy.
Wprowadzam Cię jak najprostszą drogą w skomplikowane cztery światy, które formują architekturę i krajobraz w skali budynku, miasta, regionu i globu. Prześledzimy wspólnie, jak cztery grupy interesariuszy okazują się współzależne w swoich działaniach, choć mają też własne kryteria oceny skuteczności, sukcesów, satysfakcji. Jedni sądzą, że budynki kształtują architekci, a miasta – urbaniści. Drudzy zauważają dyktat pieniądza i rynku: za kształt przestrzeni czynią odpowiedzialnymi inwestorów oraz deweloperów. Ci ostatni za większość swoich niepowodzeń winą obarczają trzecią grupę, narzucającą im ramy działania: prawodawców, polityków, planistów i urzędników. _Last but not least_ media i krytycy, w imieniu obywateli i użytkowników winią pozostałych interesariuszy za wszelkie nieszczęścia w przestrzeni: za nudę, chaos, brzydotę. Według własnych kryteriów odczytywania sztuki i rzeczywistości pokazują pierwszym trzem grupom, że to z powodu ich ignorancji i braku rozumienia współczesnej cywilizacji narasta konflikt tak rozumianej urbanizacji z przyszłością globu.
Zaczynamy podróż w czasie i przestrzeni od miejsca dla człowieka. Czworościan i rozłożona sieć czterech trójkątów, które tworzą tę najprostszą bryłę platońską, to dobry model. Nie sugeruję, która z czterech triad pojęć jest najważniejsza. Czworościan można postawić na każdej z nich i spojrzeć na pozostałe. Nie jest to jedyny możliwy model odczytywania skomplikowanych sieci powiązań między tymi czterema grupami wpływającymi na bieg wydarzeń. Jednak w moim przekonaniu jest to schemat zależności możliwie prosty oraz łatwy do zapamiętania i stosowania.
Wieże londyńskich kościołów projektu Ch. Wrena wg R. Scrutona
Każdy z dwunastu problemów ilustruję sześcioma przykładami, a zaczynam zawsze od ikonicznych dzieł architektury ostatniego stulecia. Pokazuję je z ukrytej, zwłaszcza dla entuzjastów, strony, która odsłania jakiś odwieczny problem. Na następnych czterech przykładach – wciąż w kręgu jednego z kluczowych dwunastu pojęć – przedstawiam zapomniane aspekty architektury. Szósty przykład – historyczny bądź współczesny – ma nas zbliżyć do rozwiązania problemu. Nagle okazuje się, jak wiele łączy starożytne Priene i dzisiejsze San Francisco. Próbuję odsłonić tajemnice miejsca, przemian, własności czy życia. Architektury i w architekturze. Przed nami dwanaście stacji, a na każdej – sześć peronów. Z ostatniego odjeżdżamy do następnej, na której znowu jest sześć peronów. Jeśli wspólnie spędzimy tę podróż, odsłoni się przed nami możliwość innych tras. Nie uprzedzajmy jednak wydarzeń i artefaktów, które warto przestudiować.
Mam przekonanie, że minione stulecie 1920–2020 było dla architektury stracone. Zwłaszcza dla architektury miast, a przecież to w nich żyje już ponad połowa ludzkości. Nawet dzieła – ikony z tego okresu kryją w sobie zapowiedź niepowodzeń. U progu XXI wieku stanęliśmy wobec globalnych zagrożeń środowiska – naturalnego i budowanego. Podróżujemy w zawrotnym tempie w przyszłość. Nie znamy mapy rozwiązań, nasze kody kulturowe często się wykluczają, brak nam wspólnego języka, którym moglibyśmy się porozumiewać. Cztery grupy decydentów, dla których napisałem tę książkę, współpracują tylko wtedy, gdy muszą – gdy łączy ich wspólny interes. Na ogół – tylko taktyczny. Wymieńmy je jeszcze raz. Pierwszą grupą są obywatele, użytkownicy, klienci. Drugą – architekci, projektanci, urbaniści, którzy z tytułu swojej profesji mają tworzyć przestrzeń użyteczną, piękną i trwałą. Trzecią grupą są właściciele, deweloperzy, inwestorzy, którzy konstruują, przekształcają, unowocześniają i rozwijają nieruchomości. Z natury aktywności gospodarczej ich celem jest przede wszystkim zysk. Czwartą grupą są politycy krajowi i lokalni – samorządowcy, planiści, administratorzy, którzy decydują o przemianach, tworzą i egzekwują reguły ładu przestrzennego. Każda z tych grup ma swoją strategię i taktykę, interesy długofalowe i doraźne, swoich teoretyków i praktyków, krytyków i media. Mimo faktycznej dostępności danych o środowisku naturalnym, kulturowym, czy też o potrzebach społecznych – komunikacja między nimi jest fatalna. Na przekór cyfryzacji i kontaktom _online_.
Spójrz na miejsce, w którym znajdujesz się w tej chwili, gdy czytasz tę książkę. Na bliższy i dalszy plan. Czy siedzisz akurat w kawiarni i odrywając wzrok od tabletu, dostrzegasz perspektywę ulicy, czy patrząc na drzewa za oknem, czujesz nadchodzącą jesień i wolisz zostać w domu? Pytanie o architekturę to pytanie o przestrzeń, w którą wchodzimy, o wnętrza, elewacje, o bryły i sposób ich zestawienia. Chcę razem z Tobą odkryć sekret coraz rzadziej w niej obecnego piękna. A przynajmniej urody życia, dla której architekci mają budować ramy. Choć zmieniają się teorie estetyczne, to nadal w różnych epokach i sytuacjach właśnie dążenie do piękna, ów wybór estetyczny, decyduje o tym, co już jest architekturą, a co pozostaje tylko budownictwem. Z pewnością John Nash, proponujący różne zwieńczenia wież, nie uznałby za twórczość, a nawet za rzemiosło artystyczne, prostej repetycji form, znanej w ostatnim stuleciu.
Obserwuj, a potem filtruj swoje wrażenia. Staraj się odczytać własne emocje. Nie wstydź się, że wolisz kamienną ramę okna i patynę na tynku od niekończących się rastrów tworzących skórę wielu dzisiejszych budynków. Jeśli bardziej cieszy cię koloryt cotygodniowego ulicznego bazaru niż tłum w spożywczym markecie na przedmieściu, nie ma w tym nic anachronicznego. To ludzkie. Niedawno nazwano to trzecią przestrzenią, w której każdy z nas może odczytać to, co dla niego najważniejsze. I wspólne – bo łączy bez słów.
Jak do tego doszło, że znaleźliśmy się tu, gdzie jesteśmy? W miejscach, które leżą wszędzie i nigdzie? Gdy Gertruda Stein przed stu laty odwiedzała Oakland, powiedziała: „Kiedy przyjeżdżasz tam, nie ma tam żadnego tam” (_When_ _you get there, there isnt’t any there there_)3). Kiedy już wydawało się nam, że wszystkie problemy mają wymiar globalny i miliardy ludzi penetrują świat za pośrednictwem Google Earth, okazało się, że rozwiązania pozostały narodowe i zawęziły się jak nasz świat w kwarantannie 2020 roku.
Piazza del Campo w Sienie i wieżowiec z Plan Voisin Le Corbusiera
Kiedy wchodzimy na Piazza del Campo w Sienie, widzimy jego jedność w różnorodności, cudowne miejsce spotkania ludzi sztuki i pieniądza, to nie możemy już bezkrytycznie patrzeć na minione stulecie. Zaiste, renesans był wspólnotą języka i pojęć. Do dziś podziwiamy miejsce, w którym materializował się kod kulturowy tej epoki – zakorzeniony w przeszłości i otwarty na przyszłość. Zestawienie przestrzeni tego placu z ogromem wieżowca z Planu Voisin Le Corbusiera pokazuje pomyłkę skali. Z tego punktu widzenia ostatnich sto lat nie było ani ewolucją, ani reformą, lecz – rewolucją. Totalitarną, ponieważ wszędzie, gdzie utopia – lewicowa, prawicowa czy neoliberalna – znalazła się u władzy, następowało nieuchronne standaryzowanie się myśli architektonicznej i urbanistycznej. Tam, gdzie rządy utopii upadały, wracał zagubiony kanon. Niestety, wyrastał na skażonym podglebiu: chaosu własnościowego, zdruzgotanych obyczajów wspólnotowych, braku ograniczeń dla spekulacji gruntowej i budowlanej. Doświadczenie żywiołowego wzrostu miast w XIX wieku niewiele nauczyło nas w minionym stuleciu.
Tę książkę można czytać strona po stronie, tak jak uszeregowałem triady problemów dla każdej z czterech grup aktorów współtworzących miejsca w przestrzeni. Można też poruszać się przeskokami od skojarzenia do skojarzenia. Czytelnik, a tym bardziej – krytyk moich poglądów, zacznie od pytania o liczbę problemów i będzie podważać ich uszeregowanie. Aby uprzedzić te wątpliwości, przyznaję, że pociągała mnie prostota i elegancja konstrukcji. Tak aby ktoś przekonany do wywodu mógł łatwo je zapamiętać, a przeciwnik moich poglądów miał trudność w ich zapomnieniu.
Jeszcze prościej w kwestii ilustracji: jeżeli nie zaznaczono inaczej, rysunki są mojego autorstwa.
------------------------------------------------------------------------
1) Józef Rykwert, przedmowa do _Więcej niż architektura. Pochwała eklektyzmu_ Czesława Bieleckiego
2) William Faulkner, _Requiem dla_ _zakonnicy_
3) Gertruda Stein, aforyzm3. ŻYCIE
_Nie znoszę kubistów, ich interesuje tylko forma, nie życie, które formę daje.
_Amadeo Modigliani
Nowoczesność miała trzech proroków: Marksa, Nietzschego i Tocqueville’a. Każdy z nich inaczej widział źródła gwałtownych przemian. Marks przedkładał byt nad świadomość. Uważał, że sfera ekonomiczna jest ważniejsza niż polityka, religia czy kultura. W ocenie Nietzschego – jest dokładnie na odwrót. Jak pisze filozof Jan Tokarski: „wszystko zaczyna się w ludzkich głowach, z chwilą gdy dawną wiarygodność traci religijny absolut (…), z ludzkiego życia znika wymiar transcendencji”11). Dla Tocqueville’a najważniejsza stała się przestrzeń polityki, w której rozgrywa się spór o to, jak rozumieć _res publica_ _–_ nową rzecz wspólną, łączącą jednostki wolne i niezależne. „Marks – pisze Tokarski – pyta o ludzkie koszty rozwoju, Nietzsche o jego duchowe fundamenty, Tocqueville – o możliwą formę polityczną”12). Te pytania, zdaniem współczesnego filozofa, nie straciły na aktualności. Między innymi dlatego jesteśmy nowocześni, że nadal żyjemy w ich cieniu.
Schody pod Grande Arche, Paryż, La Défense
Co za szkoda, że nikt z proroków nowoczesności nie powiedział za Oscarem Wilde’em, że „tajemnica życia leży w poszukiwaniu piękna”. W miarę jak fenomenolodzy zgłębiali sposoby naszego przeżywania i pojmowania świata, w społecznym i naukowym dyskursie słowo _piękno_ stawało się wstydliwe lub zakazane. A już na pewno nie było rzeczą wspólną i tym, czym skutecznie zastąpi się poczucie transcendencji. Fundamentem życia epoki industrialnej stała się nauka. Choćby – jak twierdził Jan Patočka, kontynuator Heideggera – wyjaławiała ona współczesne życie i powodowała „zniknięcie całego uchwytnego sensu w abstrakcji bez dna”. Ten praktycyzm – użyteczność, wypreparowana z triady Witruwiusza – __ „odbiera nam wszystkie _vivendi causas_ wyższego rzędu, pozostawiając nas samotnymi w obliczu chaosu instynktów i tradycji oraz bez innych więzi jak tylko czysto powierzchowne”. Nowoczesna forma, jeśli nawet podążała za treścią, to z dziwną obojętnością dla urody życia.
Wydany jak Biblia i na biblijnym papierze, _Język wzorców_ __ Christophera Alexandra nie stał się wulgatą architektów całego świata. Zapewne dlatego, że tajemnica rodzenia się architektury i życia w architekturze nie jest tylko zbiorem wzorów społeczno-przestrzenno-psychologicznych. Świat życia – _Lebenswelt_ – można analizować jako organizm, jednak nie da się go imitować poza kulturą na podstawie znajomości modelu i jego części. To, jak odnajdujemy się w świecie, jak go odkrywamy, zamieszkujemy, a potem z niego odchodzimy, jest procesem. Na ten proces składają się akcja i reakcja w społecznej rzeczywistości. Aby świat życia nie rozmywał się w dyskursie, trzeba – zdaniem Habermasa – zadbać o trzy rzeczy. Po pierwsze – zapewnić ciągłość tradycji kulturalnej. Po drugie – integrować grupy przez normy i wartości. Po trzecie – umożliwiać socjalizację dorastających pokoleń.
Sto minionych lat architektury nowoczesnej było nieustannym budowaniem od nowa, zgodnie z kolejnymi „izmami”, których tak bardzo wystrzegał się Modigliani. I dlatego jego motto przywołałem na początku rozdziału. Nietzscheańska krytyka kultury ostrzegała przed zredukowaniem człowieka do „znormalizowanego czystego zwierzęcia stadnego”. Mrówki tworzą mrowiska, termity budują termitiery, ale Arystotelesowski _politikon zoon –_ istota społeczna, jest kimś więcej. To obywatel _polis_ rozumiejący, co to _politea –_ obywatelstwo z jego uwarunkowaniami i prawami. W tym rozdziale zastanowimy się, jak i dlaczego na przestrzeni ostatnich stu lat architekci, tworzący przestrzenne ramy życia, zapominali o jego pozautylitarnych wymiarach.
Scjentystyczne uzurpacje, z którymi walczył Husserl, polegały na tym, „że za prawdziwy byt uznajemy to, co istotnie jest metodą”. Dlatego częścią składową fenomenologicznej terapii Husserla „miała być rehabilitacja _codziennego doświadczenia._ (…) Świat życia, który należy restytuować, jest światem na wskroś socjo-kulturowym”13). W podejściu fenomenologicznym widzimy, że architektura funkcjonuje trojako: jako świat życia, jako atmosfera miejsca i jako otoczenie przestrzenne tworzące holistyczny związek budowli i jej użytkownika.
W świecie Zachodu środowisko budowane okazuje się podstawowe dla ludzkiego życia – 90% czasu ludzie spędzają w budynkach, z czego ⅔ w domach lub mieszkaniach. Pandemia 2020 roku boleśnie uświadomiła nam, czym jest życie w przestrzeni, którą skonstruowaliśmy.
Centrum Pompidou
Centrum Pompidou projektu R. Piano i R. Rogersa, widok z lotu ptaka
Zobacz o tym w internecie
Doskonale pamiętam moment, gdy powstawało Centrum Pompidou. Kończyłem studia w Warszawie i pierwszy raz – jeszcze przed dyplomem – pojechałem do Paryża. Był rok 1972, budowa jeszcze nie ruszyła. W samym centrum Paryża, w IV dzielnicy, niedaleko Le Marais, w gęstej tkance historycznych kamienic ziała…
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej
------------------------------------------------------------------------
11) Jan Tokarski, _Czy liberalizm umarł?_
12) _Ibidem_.
13) Bernhard Waldenfels, _Świat życia niegdyś i dzisiaj_