- W empik go
Aremil Iluzjonistów: Uwikłani - ebook
Aremil Iluzjonistów: Uwikłani - ebook
Najważniejszy w życiu iluzjonisty egzamin zbliża się wielkimi krokami, jednak udział w nim nie przynosi Luv Incerno upragnionej wolności. Na terenie poligonu dochodzi do tragedii, w wyniku której życie traci jedna z uczestniczek. Jej sprawca zjawia się tam, by złożyć Luv przerażającą propozycję. Czas do namysłu szybko się kończy, a słowo nowego mocodawcy jest ostateczne. Wojna lub imię zdrajcy.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7859-856-5 |
Rozmiar pliku: | 5,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jego dotyk, zbudowany ze wspomnień, wydawał się ciepły, ale był zbyt odległy, by mogła oszukać się, że jest prawdziwy. Napawała się jednak tym złudzeniem. Jego obecnością. Echem poczucia bezpieczeństwa, które zawsze jej zapewniał.
Zbudowany ze wspomnień Daren uświadamiał jej, co miała kiedyś i co straciła. Czuła to każdą komórką swojego ciała, gdy objął ją ramieniem od tyłu i pocałował w szyję.
– Napijemy się wina? – szepnął.
– Wino straciło smak, Ren… – wyznała ze smutkiem. – Wszystko straciło smak.
– Nawet ja?
Okręciła się, by na niego spojrzeć. Był tak doskonały, jakim go zapamiętała. Jego brązowe oczy wpatrywały się w nią intensywnie.
– Tęsknię za tobą.
– Przecież tutaj jestem, Mei – zarechotał. – Obiecałem, prawda? Obiecałem, że nigdy nie zostawię cię samej.
Spojrzała na niego z tęsknotą. Wydawało się jej, że znajdował się tuż obok, ale tak naprawdę przebywał daleko stąd. A ona nie mogła do niego dotrzeć. Dzieliły ich nie tylko wieki, nie tylko czas był przeszkodą. Tak naprawdę odgradzała ich granica życia i śmierci.
– Okłamałeś mnie – zarzuciła mu i dotknęła opuszkami palców jego policzka. – Jesteś kłamcą, Darenie. – Roześmiała się gorzko. Musnęła ustami jego wargi i wtem poczuła, jak daleko stąd struktura iluzji zostaje naruszona. Odwróciła głowę. Wyczuła obecność obcego odnośnika. Ktoś się zbliżał.
– Coś nie tak, ukochana? – zaniepokoił się Daren.
Wyrocznia skupiła się na obcej aurze, która falując w iluzji, zbliżała się do komnaty. Rozpoznała ją po chwili. Zbliżało się to beztalencie, które odważyło się z nią targować. Nigdy nie pamiętała ich imion. Przychodzili i odchodzili. Zawsze pamiętała powody, dla których poddawali się jej rytuałowi. Przyjmowali cząstkę niej samej. Ich imiona jednak były bez znaczenia, zawsze jej umykały.
Przymknęła oczy na chwilę. Zmieniła się. Dopełniła warunków umowy.
Już miała odezwać się do Darena patrzącego na nią pytająco, gdy wyczuła coś jeszcze. Rozdarcie. Beztalencie naznaczone było echem obcej aury. Jakby ktoś obcy kroczył za nim w cieniu.
– Fascynujące – mruknęła sama do siebie, po czym pogłaskała Darena po policzku. – Znikaj. Mam coś do zrobienia.
Dostrzegła w jego oczach sprzeciw i rozżalenie, zanim jego twarz rozmyła się w iluzji. Odsunęła jednak od siebie wyrzuty sumienia spowodowane tym, że przegoniła wspomnienie o nim. Wyprostowała się na szezlongu, wpatrując się w zamknięte wejście do jej sali tronowej.
Gdy wyczuła, że przybysz się zbliża, w myślach nakazała wrotom się otworzyć. Do komnaty weszła ubrana w strój podróżny iluzjonistka. Wyrocznia dostrzegła krew na jej odzieniu. Jej oczy zmieniły się od ostatniej wizyty. Nie były już pełne strachu i desperacji. Tlił się w nich płomień, który przeczył chwiejnemu kroku iluzjonistki.
W rzeczywistości wszystko musiało wyglądać normalnie. Jednak w iluzji Wyrocznia dostrzegała ciekawe zjawisko. W cieniu przybyłej, pozbawiona aury odnośnika, stała ciemnowłosa dziewczyna. Najwidoczniej została rozdarta struktura rytuału.
Ile już lat upłynęło, odkąd ostatni raz widziała taką anomalię…?
– Luv Incerno – wychrypiała przybyła. – Przychodzę po cząstkę twojego talentu, Córo Iluzora.
Wyrocznia wychyliła się do przodu i zaśmiała pod nosem.
– Zaiste. Ciekawy z ciebie przypadek, Luv Incerno.ROZDZIAŁ I POTOMKOWIE ILUZORA
Wiatr strącał z mocą liście z drzew. Nieproszony hulał po uliczkach Rhuady, zrywając kaptury z głów i rozwiewając włosy przechodniów. Luv przechodziła właśnie koło kupieckiego namiotu, którego boczne płachty załopotały niebezpiecznie. Przyspieszyła kroku i o mały włos nie nadepnęła na kurę, która wystraszona zeskoczyła z żerdzi kurnika prosto na brukowaną uliczkę i zatrzepotała nerwowo skrzydłami.
Nie mogąc się powstrzymać, Luv użyła błyśnięcia, by przestraszyć ptaszysko jeszcze bardziej. Zachichotała pod nosem, gdy zobaczyła, jak spłoszona kura wskakuje na stół kupca sprzedającego biżuterię z bursztynu. Słyszała jego krzyki jeszcze poza dzielnicą kupiecką.
Niespiesznym krokiem skierowała się w stronę dzielnic klanu, choć wcale nie chciała wracać do domu. Mistrz przerwał trening, gdyż pilnie wzywały go obowiązki lidera. Ich mentor starał się, by takich sytuacji zdarzało się jak najmniej, jednak Luv musiała przyznać, że trafiały się im raczej często. Z reguły nie skarżyła się na nie. Gdy mistrz znikał, często dokańczali trening sami. Ćwiczyli we troje: ona, Ellen i Yaxiel.
Dzisiaj jednak mistrz poprosił Ellen o dostarczenie jednej przesyłki, a Yaxiel zniknął, tłumacząc, że zaoferował pomoc koledze w Kwaterach. Chcąc nie chcąc, Luv musiała wracać do domu. Jednak zamiast zmęczenia, które zawsze przychodziło, gdy kończyli ćwiczyć, czuła niedosyt. Ciągle tliła się w niej ochota na walkę. Postanowiła, że gdy tylko Ellen wróci do domu, wyciągnie kuzynkę na krótki sparing.
Dzielnice klanu Incerno mieściły się na samych obrzeżach stolicy. Łatwo więc mogły przedostać się poza obszar zabudowań, by móc poćwiczyć walkę w iluzji, bez wciągania do pola złudzenia osób trzecich.
Nestor zawsze się denerwował, gdy dziewczyny trenowały blisko domu i przypadkiem do tworzonych przez nie iluzji wpadały dzieciaki. Co prawda, jeszcze nigdy nie zdarzyło się, by Luv i Ellen niechcący wciągnęły do nich kogoś, kto był jeszcze przed testami iluzjonerskimi, ale lepiej było dmuchać na zimne. Dzieciaki, u których nie potwierdzono jeszcze talentu do sztuki iluzjonerskiej, były chronione przed iluzją do czasu, aż osiągnęły odpowiedni wiek, by przystąpić do testu. Z tego powodu kuzynki trenowały wyjątkowe zdolności zawsze „na bezpiecznym gruncie”. Zdarzało się, że odchodziły daleko od domu i zagłębiały się w zagaje, szukając miejsca, gdzie mogłyby poćwiczyć. Czasem zajmowało im to długie godziny, co również denerwowało Nestora i niepokoiło ciocię Namier.
Ojca rzadko kiedy można było zadowolić i Luv zdawała sobie z tego sprawę.
Gdy zbliżyła się do bramy wejściowej do szczelnie ogrodzonych dzielnic klanu, Luv zwolniła kroku, celowo wchodząc w kałużę. Skinęła głową kuzynowi pełniącemu wartę przy wejściu i ruszyła do domu ze wzrokiem wbitym w ziemię i kapturem naciągniętym na oczy. Miała nadzieję, że w ten sposób nikt jej nie zaczepi. Nie miała ochoty na pogaduszki. Chłodna aura pogodowa sprzyjała temu, że wszyscy spieszyli do domów, co Luv odpowiadało. Myślami była daleko i ostatnią rzeczą, jakiej teraz chciała, byłoby ściągnięcie jej na ziemię.
Ostatnimi czasy jej myśli krążyły wokół zbliżającego się egzaminu z wytrwałością drapieżnika czekającego aż jego ofiara straci wystarczająco dużo krwi, by paść. Zdanie go było celem, który sama sobie wytyczyła. Nikt poza nią nie miał wpływu na tę decyzję. Luv chciała zostać iluzjonistką klasy pierwszej i udowodnić wszystkim w klanie, że jest kowalem własnego losu.
Dom jak zwykle powitał ją mieszaniną zapachów wszelkiego rodzaju ziół, które suszyły się na werandzie. Luv nigdy nie mogła pojąć, dlaczego ludzie w klanie ufają jej matce bardziej niż innym uzdrawiaczom w całej konfraterni i zmuszają ją do prowadzenia uzdrowiska we własnym obejściu. To na prośby Incerno Namier zajmowała się suszeniem ziół, wytwarzaniem maści leczniczych i okładów. Członkowie klanu uważali za rzecz naturalną przychodzenie ze wszystkimi urazami i chorobami do domu przywódcy zamiast do konfraterni uzdrawiaczy, ale Luv poddawała tę praktykę w wątpliwość i nawet wydawało się jej, że jest jedyną osobą, która zwraca na to uwagę. W końcu przestała zabierać głos w tym temacie, bo zrozumiała, że choć była córką przywódcy klanu, jej głos w jakiejkolwiek sprawie niewiele się liczył. W końcu dopiero uczyła się, by zostać iluzjonistką. Dopiero.
Zamyślona weszła do sieni i pierwsze co zrobiła, to zsunęła nieco przemoczone buty.
– Jesteś w końcu! – usłyszała głos matki. Uniosła głowę. Namier wyjrzała z kuchni. Miała na sobie roboczy fartuch, a rękawy koszuli podwinęła do łokci. Pracowała.
– Gdzie jest Ellen? – zapytała Namier.
– Mistrz wysłał ją z przesyłką. Kazała nie czekać na siebie z obiadem.
– Pal licho obiad! – Machnęła ręką. – Jest coś ważniejszego!
Po tym jak Luv ledwie zsunęła drugi but, została zaciągnięta do pokoju dziennego. Namier wymownym gestem wskazała na blat stołu. Na kwadratowej serwecie leżały dwie identyczne koperty: białe, owinięte czerwoną wstążką i zapieczętowane czerwonym lakiem. Na obu widniała pieczątka Sztabu. Różnił je tylko jeden detal – adresat.
Luv drżącą ręką sięgnęła po tę, na której widniało jej imię. Rozczytała je bez trudu, choć napisane było zawijasem.
– Posłaniec przyniósł je dziś rano – oznajmiła Namier niemal teatralnym szeptem. – Nie otwierałam, ale i tak wiem co zawierają. – Podeszła do kredensu i sięgnęła po zieloną, otwartą już kopertę. – List z gratulacjami dla mnie i ojca.
Luv powoli obróciła w dłoniach kopertę, jakby oczekiwała, że coś kryło się pod spodem.
– Wytypowali mnie do egzaminu – szepnęła. – Mistrz pewnie dostał potwierdzenie z samego rana, przed naszym treningiem. Mógł nam powiedzieć.
Namier zaparła się pod boki.
– Chciał, żeby wszystko odbyło się tradycyjne.
Pomimo iż list w jej ręce wieńczył siedem lat ciężkiej pracy i był dowodem uznania nie tylko w oczach mistrza, ale także w oczach lidera, Luv nie odczuła prawdziwego patosu tej chwili. Dopuścili ją do egzaminu. Od tego momentu nie miała prawa nazywać się już uczniem – stała się bowiem kandydatką na iluzjonistkę. Różnica była diametralna. Środowisko rządowe patrzyło na nią pod innym kątem i stawiało ją w innym świetle. Wiedziała o tym, ale nie czuła tego. To nie radość przebiła się przez jej serce. To nie zaskoczenie odebrało jej mowę. Tylko coś znacznie bardziej pewnego i zimnego zarazem. Strach. Wiedziała, że ta zmiana miała wkrótce nastąpić. Spodziewała się, że zareaguje inaczej. Jednak zaskoczyła samą siebie.
Dlaczego list nie zrobił na niej wrażenia? Nie umiała odpowiedzieć.
Uznanie w oczach lidera miała na co dzień. Słynny Minaro Nakarde był nie tylko mistrzem ich drużyny –„złotej trójki” – jak potocznie ich nazywano, lecz także liderem. Nie sposób było o tym zapomnieć. Obowiązki rządowe często wpływały na grafik ich treningów. Luv zdążyła przyzwyczaić się do tego, że osoby niezwiązane ze środowiskiem iluzjonistów sądziły, że szkolenie u lidera uważano za bardziej prestiżowe niż pobieranie nauki od innych iluzjonistów. W zasadzie było to prawdą. „Złota trójka” wyróżniała się na tle innych uczniów, choć to nie poziom umiejętności był tu różnicują kategorią, a sam punkt widzenia. Inaczej postrzegało tę sytuację środowisko iluzjonerskie, inaczej rząd i zwykli ludzie, zaś jeszcze inaczej patrzyli na to wszystko Luv, Ellen i Yaxiel. Podczas treningów nie zapominali, że mają do czynienia z najlepszym iluzjonistą w kraju. Jednak podczas ich wspólnych spotkań czy misji Minaro był przede wszystkim ich mentorem. List, który trzymała w ręku, nie oznaczał wcale, że została doceniona i wyróżniona przez mistrza. Luv została oficjalnie dostrzeżona i przyjęta przez rząd. Była cennym nabytkiem w oczach instytucji rządowej, bo tak naprawdę o to chodziło.
Dostała zaproszenie z górnej półki. Wraz z nim trzymała w ręku szansę na przebicie się do najbardziej prestiżowej klasy społecznej w Atermii – iluzjonistów, potomków Iluzora.
Mimo że doskonale zdawała sobie sprawę z wagi tego wydarzenia, Luv nie potrafiła zdobyć się na uśmiech.
Zaproszenie było bowiem zobowiązujące. Co nie znaczy, że nie mogła zrezygnować z egzaminu. Nie chodziło o decyzję, bo ją Luv już dawno podjęła. Nie podda się.
Bardziej martwiła się o formułę egzaminu, która kojarzyła jej się z przeciskaniem się przez wąską szczelinę. Co gorsza, tylko w ten sposób mogła osiągnąć pułap iluzjonistów klasy pierwszej.
Namier przyjrzała się córce badawczo.
– Nie wyglądasz na zaskoczoną – stwierdziła.
– Mistrz złożył już papiery, prędzej czy później to musiało się stać – odpowiedziała z rzeczowością, która zaskoczyła nawet ją samą.
Przez moment przyglądała się pieczęci Komisji Rekrutacyjnej, po czym rzuciła list na blat i ruszyła w stronę kuchni. Namier pobiegła za córką, po drodze zgarniając kopertę.
– Nie otworzysz?
– Po co? Już wiem, co zawiera.
Luv stanęła przed paleniskiem i podniosła pokrywkę garnka, by sprawdzić, co w nim bulgocze. W mieszaninie zapachów trudno było określić jaka to zupa, więc sięgnęła po łyżkę i spróbowała zawartości.
Namier zatrzymała się koło niej i pomachała listem przed jej nosem.
– W środku na pewno są instrukcje. Dzień rozpoczęcia egzaminu i plan całej uroczystości.
Luv nie przejmując się słowami matki, nabrała drugą łyżkę zupy.
– Ellen z pewnością raczy mnie poinformować, jak już przeczyta swój.
Namier wyrwała jej łyżkę z dłoni i przegoniła córkę od paleniska. Zamieszała w garnku i oceniła smak. Odwróciła się, by spojrzeć na Luv.
– Myślałam, że oczekiwałaś na tę wiadomość od wielu dni.
– Bo tak było. – Luv usiadła na krześle i przygryzła wargę.
Namier zdjęła fartuch i przycupnęła na taborecie naprzeciwko.
– Boisz się?
Luv spojrzała na nią poważnie i skinęła głową.
– Od kilku miesięcy nie pragnęłam niczego więcej niż przystąpić do egzaminu. Myślałam, że już się oswoiłam z tą myślą.
Namier wstała i objęła córkę ramieniem. Pocałowała ją w czubek głowy.
– To przyjdzie z czasem. Poradzisz sobie.
– To nie o siebie się martwię.
Namier odchyliła się lekko, by widzieć twarz córki. Luv spuściła wzrok.
– Chciałabym żebyśmy wszyscy przez to przeszli. Jeśli coś się stanie Ellen… to egzamin nie będzie dla mnie zwycięstwem.
– Ćwiczyłyście u tego samego mistrza. Najlepszego lidera jakiego Atermia miała od wielu lat. Najsilniejszego iluzjonisty w dzisiejszych dniach. Jestem pewna, że zarówno Ellen, jak i ty wykorzystałyście ten czas jak najlepiej. Dałyście z siebie wszystko.
– Dzięki, mamo. – Luv uśmiechnęła się lekko.
Namier cofnęła się o krok i popatrzyła z dumą na córkę.
– Ojciec pochwalił się na porannym zebraniu – oznajmiła. – Cała starszyzna już wie.
– Co? – Luv podniosła głowę. – Po co chwali się czymś, co się jeszcze nie stało?
– Jak to nie? Wytypowano was do egzaminu. To powód do radości dla całego klanu.
– Tak, ale jeszcze go nie zdałyśmy. To, że nas wybrali o niczym jeszcze nie świadczy! – Niemal zachłysnęła się tym kłamstwem. Uznanie w oczach rządu było dla niej ważne, lecz nie równało się uznaniu w oczach klanu. Chciała móc decydować, komu powierzy tę informację. Nie dała nikomu przyzwolenia do jej rozpowszechniania. Co więcej, jeszcze sama się z nią nie oswoiła.
– Do egzaminu nie wybiera się byle kogo – odparła Namier.
– To słowa ojca, prawda?
Namier spojrzała na nią zaskoczona.
– Luv, o co ci chodzi?
– Musiał się pochwalić? Nie mógł wytrzymać, prawda? Zawsze musi to zrobić!
– Luv?
– Nie mógł poczekać aż zdam? Aż przeżyję?! – podniosła głos i zerwała się z miejsca. – Cały klan musi już wiedzieć? Wystarczy, że on wywiera na mnie presję. Nie potrzebuję, by reszta robiła to samo!
– Luv! – skarciła ją. – Nie zapominasz się?
– Nie, ja jedna wiem, co należy do moich obowiązków.
Obróciła się i szybkim krokiem wyszła z kuchni. Namier wychyliła się za próg i zdążyła tylko zobaczyć, jak Luv wbiega po schodach. Przez chwilę chciała za nią pobiec, ale powstrzymała się. Wróciła do stołu i uderzyła się fartuchem o udo. Znowu to samo. Zawsze wraz z powodem do świętowania przychodziła kłótnia.
Kłótnia, która zawsze wywodziła się z jednego wspólnego mianownika – klanu.
Z chwilą, w której Namier wchodziła do klanu Incerno, była przekonana, że jej dzieciom będzie łatwiej, skoro wyrosną w klanie od małego. Że będą miały czas na oswojenie się ze wszystkimi tradycjami. Zaakceptują, że należą do Incerno i są częścią specyficznej wspólnoty.
Pamiętała własne trudy i przykrości, które musiała znosić, zanim klan ją zaakceptował. W końcu była kimś z zewnątrz, kimś obcym, kto dopiero wchodził do rodziny. Długo musiała pracować na zaufanie Incerno. Pamiętała własne doświadczenia i cieszyła się, że jej dzieci nie będą musiały przez to wszystko przechodzić.
Den nie sprawiał, póki co, większych problemów wychowawczych. Ellen, przyszywane dziecko, które przygarnęła z Nestorem po śmierci ojca dziewczyny, była idealną córką, usłuchaną i skromną. Zawsze wiedziała, czego się od niej wymaga. Do tej pory jeszcze nigdy Namier się na niej nie zawiodła.
Ale Luv…
W przypadku pierworodnej córki się pomyliła. Ponieważ Luv była najstarszym dzieckiem przywódcy, na jej barkach spoczęły oczekiwania całego klanu. Chociaż tradycja nie wymagała, by przejęła obowiązki pierwszej w klanie, Nestor nikogo innego nie widział w tej roli.
Luv jednak nie potrafiła zaakceptować swojego przeznaczenia. Dlatego zarzewiem wywoływanych przez nią konfliktów zawsze był klan. Każda awantura, jaka wybuchała pod tym dachem, wiązała się z nazwiskiem Incerno.
Namier nie mogła wiele zrobić poza nieprzynoszącymi efektu próbami łagodzenia kłótni. Była żoną przywódcy, a tym samym – podporą dla całego klanu. Nie mogła otwarcie sprzeciwiać się mężowi. Musiała dbać o przyszłość swojej dużej rodziny. A tą przyszłością była Luv.
Rzuciła zmęczone spojrzenie za okno. Zimna i odpychająca aura pogodowa oddawała właśnie jej nastrój.
Wiele by dała, żeby Luv dojrzała już do swojej roli i potrafiła ją zaakceptować.
*
Namier rzuciła się w wir obowiązków domowych, by zagłuszyć ostatnie słowa córki, które echem odbijały się w jej głowie. W jej przekonaniu dzisiejsze wiadomości stanowiły powód do świętowania, ale po sprzeczce z Luv cała radość z niej wyparowała. Może gdyby przy tej rozmowie była Ellen, wszystko potoczyłoby się inaczej. Czasami Namier dochodziła do wniosku – który ją przerażał – że ma o wiele lepszy kontakt z przyszywaną córką niż z własną.
Ledwo zdołała uporać się z jednym problemem, na powierzchnię wypłynął drugi.
Trzasnęły frontowe drzwi. Gdy Namier pobiegła do wejścia, zobaczyła rozeźlonego syna, który pospiesznie zrzucał z siebie wierzchnie odzienie.
– Den, co się stało? – Chciała podejść i odgarnąć mu włosy z czoła, ale z góry przewidziała jego reakcję. Nie chciał być traktowany jak mały chłopiec.
– Uważają, że jestem… – Skrzywił się, jakby kazano mu przełknąć plaster cytryny. – …delikatny. – Niemal wypluł to słowo. – Traktują mnie jak cenną porcelanę.
– Kto?
Tym pytaniem wywołała tylko większy wybuch gniewu.
– Teraz już wszyscy wokoło! – Kopnął swoją torbę pod ścianę.
Namier chciała go skarcić, ale powstrzymała się. Den, odkąd tylko pomyślnie przeszedł testy iluzjonerskie, chciał być traktowany jak mężczyzna, choć wielu umiejętności jeszcze nie przyswoił. Jedną z nich było panowanie nad własnymi emocjami, czyli fundamentalna cecha iluzjonisty. Każdemu puszczają nerwy, czasem należy winić okoliczności, na które nie ma się wpływu. Iluzjoniści jednak muszą nauczyć się kontrolować gniew, irytację, stres i całe skupisko innych emocji, niekoniecznie negatywnych, które mogą rozproszyć ich skupienie na iluzji.
Namier mieszkała w domu z dwojgiem kandydatów na iluzjonistów, Den na razie pretendował do przyjęcia do Kolegium. Pomyślnie przeszedł testy i jedyne, co mu pozostało do zrobienia, to przebrnięcie przez ostatni rok szkoły elementarnej. W dniu jej ukończenia iluzjoniści z zarządu Kolegium z pewnością złożą mu wizytę, jak miało to miejsce w przypadku Luv. Przedstawiciele Kolegium zawsze osobiście składali propozycję wyłonionym przez testy kandydatom, chcąc przeprowadzić z nimi rozmowę.
W takiej a nie innej rzeczywistości, chcąc nie chcąc, Namier wiedziała o iluzjonistach więcej niż mogłaby się kiedykolwiek spodziewać.
– Opowiedz mi, co się stało – poprosiła go zamiast pouczać.
Den długo milczał, umykając spojrzeniem na boki.
– Mieliśmy dzisiaj testy sprawnościowe – wykrztusił w końcu.
– I? – Musiała ciągnąć go za język.
– I znowu to zrobili! Odsunęli mnie na bok. Każdy miał szansę się wykazać, tylko nie ja! Nie chcę, by inni uważali mnie za słabeusza! Wiedzą, że jestem kandydatem do Kolegium, ale mają mnie za mięczaka, bo to tylko słowa! Sądzą, że wszystko załatwiła mi Luv, bo ma znajomości u lidera!
Namier zmarszczyła brwi.
– Przecież to totalne bzdury.
– Właśnie! – zdenerwował się Den. – Ale to moje słowo przeciwko słowu innych. Nie mogę udowodnić, że nie jestem słabeuszem, bo nikt nie uważa mnie za wiarygodnego! Nauczyciele mi pobłażają, bo jak słyszą Den Incerno, to od razu wiedzą czyim jestem synem i nabierają wody w usta. A wszyscy myślą, że to mi na rękę. Że wykorzystuję sytuację!
Przygryzł wewnętrzną stronę policzka, ale Namier wiedziała, że jeszcze wszystkiego z siebie nie wyrzucił, nie zabrała więc głosu.
– Od początku miałem dość tych szeptów za moimi plecami, jak padało moje nazwisko – podjął po chwili. – Starałem się, żeby mnie zaakceptowali, uznali za równego sobie. A teraz wszystko na nic.
Nim Namier zdążyła coś wymyślić, do rozmowy włączył się trzeci głos.
– Potrzebujesz, żeby komuś przemówić do rozsądku? – Namier i Den odwrócili się i ujrzeli Luv siedzącą na poręczy schodów. Namier nawet nie usłyszała, kiedy córka się podkradła. – Może ja się nadam?
– A co ty możesz wskórać, siostrzyczko? – mruknął ze słyszalną ironią. – Jak się tam pojawisz, tylko pogorszysz sprawę.
– Waż słowa, Den – wtrąciła Namier, zerkając ukradkiem na córkę. Czuła, że złość jeszcze jej nie przeszła, choć Luv dobrze maskowała emocje. – Mówisz do kandydatki na iluzjonistkę.
Luv uśmiechała się coraz szerzej, w miarę jak oczy Dena rosły ze zdumienia.
– Nadal uważasz, że twoja siostrzyczka tylko pogorszy sprawę? – spytała, przedrzeźniając jego wcześniejsze słowa.
Wzruszył ramionami.
– To… zmienia postać rzeczy – mruknął niepewnie. – Ale jeśli źle to rozegrasz, wyjdę na nieudacznika, który nie potrafi nawet samemu rozwiązać własnych problemów. Poza tym wiesz w ogóle, w czym leży problem? Czy podsłuchiwałaś piąte przez dziesiąte?
– Przypadkiem usłyszałam moje imię – odparła wymijająco.
– Więc jak planujesz to rozegrać? – spytał nieufnie. – Skoro nawet nie znasz sedna sprawy?
Namier zdawało się, że dostrzegła w uśmiechu córki nutkę goryczy.
– Wierz mi, Den, znam tę sprawę aż za dobrze – rzekła i zeskoczyła z poręczy na podłogę.
– Więc…? – próbował drążyć, ale mu przerwała ruchem ręki. – Zaufaj mi, Den. Wiem, jak to rozgryźć.
Namier miała wrażenie, że potrafiłaby odgadnąć myśli córki. Przez chwilę wydawało jej się, że dostrzegła w jej oczach jakiś odległy przebłysk przeszłości i naszło ją dziwne uczucie niepokoju. Odprowadziła wzrokiem sprzeczające się dzieci i uśmiechnęła się gorzko, gdy została sama. Myślała, że jej dzieciom będzie w klanie łatwiej niż jej, skoro przetarła dla nich szlak. Od tamtego pamiętnego dnia, gdy Nestor sprzeciwił się swoim rodzicom i poprosił ją o rękę, upłynęło wiele lat, które powinny były zaważyć na losie Dena i Luv. Jak każdy rodzic chciała, by jej dzieciom było w życiu lżej niż jej samej. Jednak musiała przegapić ten moment, w którym powinna zrozumieć, że tak naprawdę nigdy nie miała na to wpływu.
*
Reakcja Ellen była dla Namier o wiele bardziej zrozumiała. Młoda Incerno ledwo przekroczyła próg domu, pognała do pokoju dziennego i rozerwała kopertę ze swoim imieniem. Dłuższą chwilę jej oczy biegały po tekście, chłonąc każde słowo. Den niecierpliwie zaglądał jej przez ramię, próbując cokolwiek wyczytać.
Gdy Namier na nich patrzyła, oczami wyobraźni widziała Luv na miejscu przyszywanej córki. Chciała umieć dogadywać się z Luv tak dobrze, jak z Ellen. Marzyła, żeby reakcje jej córki były takie naturalne jak Ellen. Gdyby Luv miała charakter swojej kuzynki, wszystko byłoby łatwiejsze…
Z zamyślenia wyrwał ją pocałunek w policzek od Nestora. Przywódca wrócił do domu jednocześnie z Ellen.
– Nie mogę w to uwierzyć – mówiła właśnie Ellen, ściskając kopertę w dłoniach – I ja, i Luv! Yaxiel też pewnie dostał list!
– Najważniejsze, że ty i Luv zostałyście wybrane – potwierdził Nestor, splatając ręce na piersi. – Zasłużyłyście na to.
Wzrok Ellen padł na zalakowaną kopertę.
– Luv jeszcze nie wróciła? – spytała zdumiona, zerkając na ciotkę.
– Jest na górze – odparła cicho Namier.
Nestor usiadł wygodnie na kanapie i spojrzał na syna.
– Zawołaj ją.
Gdy Den zniknął na schodach, Namier wróciła do kuchni. Ellen choć miała dziwne przeczucie, wróciła do czytania listu, ale litery przesuwające się przed jej oczami nie układały się w zrozumiałe słowa. Wydawało jej się, że kątem oka dostrzegła, jak ciocia nerwowym ruchem tarmosiła róg fartucha. Ten drobny gest tylko spotęgował w Ellen niepewność.
Czym ciocia się denerwowała? Egzaminem? Nie – na to było stanowczo za wcześnie. Zresztą widziała radość w oczach Namier, gdy tylko złamała pieczęć swojego listu. Ciotka cieszyła się z jej sukcesu. Więc co ją niepokoiło? I dlaczego Luv nie otworzyła swojego listu? Czyżby coś się stało?
Ellen oderwała wzrok od czytanej treści, gdy usłyszała kroki wracającego Dena. Chłopak zszedł ze schodów, przeszedł całą długość bawialni, by stanąć przy oknie. Przyglądał się bez zainteresowania temu, co działo się za szybą.
Ellen spojrzała na schody dokładnie w chwili, w której pojawiła się tam Luv. Kuzynka posłała jej ledwo dostrzegalny uśmiech, w którym trudno było doszukać się radości. Jej wzrok powędrował ku rozłożonemu listowi, który Ellen ciągle trzymała w dłoniach, zupełnie jakby nie docierało do niej, co tam jest napisane.
– Odbiera mowę, prawda?
– Nie mogę uwierzyć, że to już koniec – przyznała Ellen.
– Jeśli zdamy, to to będzie dopiero początek.
Nestor podniósł się z kanapy i wykonał ruch ręką, jakby chciał je obie objąć.
– Ciężko trenowałyście, żeby zasłużyć sobie na ten zaszczyt. Poradzicie sobie z trudami egzaminu. Jestem z was naprawdę dumny.
Ellen uśmiechnęła się szeroko i już chciała podziękować wujowi, gdy słowa wypowiedziane tuż obok niej, zmroziły jej krew w żyłach.
– Nie podchodzę do tego egzaminu, byś ty był dumny.
Ellen nie mogła uwierzyć, że ten lodowaty ton należy do kuzynki. Obejrzała się na Luv i głos uwiązł jej w gardle.
– Co proszę? – spytał chłodno Nestor.
– Nie chcę być iluzjonistką klasy pierwszej, by klan miał się kim pochwalić – wyjaśniła spokojnie Luv. – To była moja decyzja, robię to dla siebie.
– Urodziłaś się z tym talentem, to los zadecydował, że masz być iluzjonistką – odparł twardo Nestor. – Skoro już jesteś na tej ścieżce, możesz tylko piąć się w górę. Stać się najlepsza, dla klanu.
– Nie robię tego, by rozsławić nazwisko! – podniosła głos.
– Luv!
W drzwiach pokoju stanęła Namier. W dłoniach trzymała parujący gar z zupą.
– Chyba się trochę zagalopowałaś, młoda damo – odezwał się Nestor z cichym ostrzeżeniem.
– To nie ja wybiegam myślami w przyszłość! – warknęła Luv. – To nie ja chwalę się tym, co się jeszcze nie wydarzyło!
Ellen patrzyła bezradnym spojrzeniem to na Nestora, to na Luv. Kątem oka zauważyła, że Den ulotnił się z pokoju, by nie być świadkiem awantury.
– Ojciec pochwalił się tym, że obie z Ellen zostałyście zakwalifikowane do egzaminu! – wtrąciła Namier. – Podzielił się tylko nowiną. Dlaczego chcesz zepsuć to święto? Po co ta awantura?
– Po to, by ktoś w końcu mnie usłyszał! Wiem, co należy do moich obowiązków! – zawołała. – Pomimo że sumiennie je wykonuję, nikt nie szanuje mojego zdania! Nikogo nie obchodzi, co ja o tym wszystkim myślę! Jestem… będę iluzjonistką! To, że nazywam się Incerno, o niczym nie świadczy!
– Świadczy o tym, że jesteś cząstką tej rodziny! – huknął Nestor.
– Tak, ale to nie nazwisko sprawiło, że jestem iluzjonistką! Tylko moja decyzja! Chwalisz się moimi osiągnięciami, ojcze, ale nie dlatego, że jesteś ze mnie dumny! Chwalisz się, bo chcesz fałszywie dowartościować resztę tej hałastry!
Nestor uderzył otwartą dłonią w blat stołu, aż talerze zatrzęsły się, ostrzegawczo brzdękając.
– Koniec dyskusji – uciął krótko.
– Zawsze to mówisz, gdy brakuje ci argumentów. Ale nigdy nie chcesz wysłuchać moich!
Nestor zmierzył ją wściekłym spojrzeniem.
– Nie mam zamiaru słuchać głupot wyssanych z palca.
– A ja nie mam zamiaru być twoją marionetką! – odpyskowała. – Mam własny głos i mogę sama decydować, co chcę robić w życiu!
– Dosyć! Idź na górę i przemyśl to, co powiedziałaś.
Luv przetrzymała spojrzenie ojca, po czym dodała:
– Żałuję, że los zadecydował, że urodziłam się w tym żałosnym klanie.
Odwróciła się, nie zważając na krzyk Nestora. Po chwili słychać było tylko jej szybkie kroki i odległy trzask drzwi do pokoju dziewczyn. W absolutnej ciszy, jaka zapadła po tym przedstawieniu, świąteczna wizja wolnego dnia potłukła się przed oczami Ellen w drobny mak.