- W empik go
Aristo - ebook
Aristo - ebook
Miasto uniwersyteckie w Polsce, rok 2019. Na ławce w parku budzi się wybitny komediopisarz grecki, Arystofanes. Nie wie, gdzie się znajduje ani jak tu trafił. Jednak szybko okazuje się, że w swojej nowej ojczyźnie czuje się niemal jak w domu. A to dlatego, że sytuacja polityczna nieznanego mu do tej pory kraju łudząco przypomina tę, która panowała kilka tysięcy lat temu w Atenach… Dzięki Irenie, studentce filologii klasycznej, Arystofanes odkryje w Polsce inspirację dla swojej nowej komedii, która stanie się przełomowym dziełem najbardziej feministycznego pisarza starożytności. Czy za pomocą swojej twórczości uda mu się wpłynąć na los kraju, w którym przyszło mu żyć?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8219-316-9 |
Rozmiar pliku: | 786 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
15 czerwca 423 r. p.n.e.
Promienie słońca podświetliły sylwetkę Akropolu, robiąc z niego wycinankę na tle błękitnego nieba. Arystofanes uwielbiał ten widok. Mimo że nie miał natury skowronka, w czerwcu zawsze wstawał wcześnie, żeby popatrzeć na podświetlony Akropol. Lubił swoje ateńskie mieszkanie. Było dobrze położone, w niezłej dzielnicy, niecałe tysiąc kroków od Agory i tyle samo od teatru. Wynajmował je tylko na parę miesięcy w roku, resztę czasu spędzał na wsi. Jedyną wadą była wysokość czynszu. Kiedyś musiał się nieźle napocić, żeby uskładać wystarczającą kwotę do końca miesiąca, ale odkąd jego komedie zaczęły wygrywać, miał pełną sakiewkę i nie przejmował się pieniędzmi. Jak na swój młody wiek, miał dopiero dwadzieścia trzy lata, był już bardzo utytułowanym komediopisarzem. Cztery razy z rzędu wygrał na Dionizjach i Lenajach, a swoje starsze kawałki musiał wystawiać pod nazwiskiem jednego z aktorów, bo nie miał jeszcze dwudziestu lat.
Kobiety uważały go za przystojnego mężczyznę. Nie wyróżniał się wzrostem spośród innych Ateńczyków, nie był ani bardzo wysoki, ani niski. Miał czarne włosy i brodę oraz wyraziste oczy. Prawie zawsze był uśmiechnięty. Nie miał żony, choć nie narzekał na brak powodzenia, zwłaszcza odkąd stał się zamożnym człowiekiem. Lubił natomiast towarzystwo heter i często spędzał z nimi czas przy winie i rozmowach. Ateńskie kobiety nie miały wykształcenia i to go do nich zniechęcało.
Nie śpieszyło mu się do zakładania rodziny, uważał, że zdąży jeszcze spłodzić wystarczająco dużo dzieci. Lubił rozmawiać z kobietami o sztuce i polityce, a to możliwe było tylko z heterą. Rano najczęściej spacerował chwilę po uliczkach otaczających Akropol, odwiedzał znajomych sklepikarzy, a później szedł na agorę, gdzie zawsze można było spotkać kogoś interesującego, z kim można było pogadać, dowiedzieć się czegoś o polityce, poszukać tematu do nowej komedii. Jeśli była to hetera, była to często uczta nie tylko duchowa, ale i cielesna.
Dziś jednak Arystofanes nie podziwiał wschodu słońca ani nie cieszyło go wygodne mieszkanie. Umierał. Ręce mu drżały, w obolałej głowie wirowało, a żołądek przewracał się przy każdym ruchu. Miał gigantycznego kaca, kaca-mordercę. Miał wrażenie, że wybiła jego ostatnia godzina.
Nie był alkoholikiem, nawet rzadko szukał okazji do picia. Oczywiście nie był też abstynentem. Lubił mówić o sobie, że mieści się w greckiej normie. Wczoraj jednak urżnął się na umór. Nie, to nie był przypadek, nie chodziło o to, że przesadził na imprezie z kumplami. Urżnął się zupełnie świadomie, po prostu chciał się wyłączyć, i to mu się udało. Pierwszy raz w życiu zrobił coś takiego. Poszedł sam do karczmy i chlał tak długo, aż urwał mu się film.
Spróbował wstać, ale uderzenie bólu w głowie spowodowało, że z jękiem zwalił się z powrotem na łóżko. Pomyślał, że zawoła niewolnika i da mu trochę pieniędzy, żeby sprowadził medyka. Chwycił sakiewkę. Była pusta. Nie, nie całkiem. Został jeden obol.
Akurat wystarczy na Charona – pomyślał gorzko. Wszystko przepiłem czy mnie okradli? Cholera wie, ale jakie to ma znaczenie? Nie mam na medyka, zaraz umrę na kaca. Ale będą mieli ubaw. Wielki Arystofanes umarł na kaca!
Odrobinę rozjaśniło mu się w głowie. Po cholerę się tak schlał? Co się wczoraj działo? Co go tak zdołowało, że postanowił się wyłączyć? Pamiętał, że po obiedzie wybrał się do pewnej ładniutkiej hetery, ale tam nic nie pił. Zawsze uważał, że seks jest najlepszy na trzeźwo. Potem poszedł do teatru. Nie mógł sobie przypomnieć po co. Chyba chodziło o rezerwację aktorów. Ostatnio było z nimi trudno i trzeba było płacić z góry na kilka miesięcy naprzód, żeby nie musieć samemu grać w swoich komediach.
Komedia. Cholera, teraz sobie przypomniał. Musi napisać komedię i to już na lipiec.
I wtedy sobie uświadomił, co go tak zdołowało. Wychodząc z teatru, spotkał tego starego nudziarza Eurypidesa.
– Cześć, Aristo! – powiedział Eurypides. – Jak idzie komedia, masz już coś napisane?
– Jasne, mam już całość – wypalił bez zastanowienia. – Wszystko mam w głowie, tylko tekst trzeba dopisać, ale z tym nie mam problemu, wiesz przecież! A ty coś już zacząłeś?
– Oczywiście, już kończę. Zacząłem pół roku temu.
– Rozumiem. Nudzisz tak, że po dwóch zdaniach sam zasypiasz, więc czasu musisz mieć dużo!
Właściwie to sam nie wiedział, czemu tak z niego zakpił. Eurypides był nudziarzem, ale nic mu nie zrobił, tylko grzecznie spytał. Prawda była taka, że był wściekły. Wściekły na siebie, dlatego wyżył się na niewinnym Eurypidesie. W dodatku go okłamał. Nic nie miał. Nie o to chodzi, że nie miał nic napisane, bo to u niego było normalne. Zawsze układał sobie wszystko w głowie, potem siadał, zamykał się na kilka tygodni i wszystko spisywał. Zawsze tak pracował. Tym razem nie miał niczego w głowie! Gorzej. Nie miał żadnego pomysłu, kompletnie nic, _tabula rasa_.
Dlatego poszedł się uchlać. Męczyło go to od dłuższego czasu, ale Eurypides wbił gwóźdź do trumny. Nie miał weny, nie miał pomysłu, nie miał nic. A Lenaje już w lipcu! Niech to cholera, co ja zrobię?
Wszystkie dotychczasowe komedie pisał o polityce. Zawsze działo się coś śmiesznego, nie było problemu z tematem, było ich aż za dużo. W zeszłym roku pojechał po bandzie. Napisał komedię o Kleonie, w której przegrał wybory z kiełbaśnikiem. Komedia była super, ludzie pękali ze śmiechu, zarobił kupę kasy, ale Kleon był wściekły. Teraz pewnie szuka pretekstu, żeby go wykończyć, jednak jesienią będą wybory, więc siedzi cicho. Schował się tak, że od kilku miesięcy nikt go nie widział. Wystawia tylko swoich urzędasów, którzy podlizują się ludziom. Nawet ze Spartą zawarli rozejm i tak im słodzą, że rzygać się chce. Wszystkie afery wyciszyli, nic się nie dzieje, o czym tu pisać? Zastój w polityce, wojny nie ma, ceny spadły, do wyborów będzie nudno jak flaki z olejem.
Arystofanes znów spróbował wstać z łóżka i wtedy żołądek przewrócił mu się na lewą stronę. Ledwie dobiegł do drzwi i oddał bogom cały wczorajszy obiad. Z najwyższym trudem dowlókł się z powrotem do łóżka i stracił przytomność.OLIMP
15 czerwca 423 r. p.n.e.
Zeus nie miał najlepszego humoru. Bolała go głowa i miał chandrę. Do niedawna cieszył się, że niebawem powstanie nowa komedia Arystofanesa i się trochę pośmieje, ale właśnie przed chwilą dowiedział się, że może z tym być problem. To go dodatkowo rozdrażniło.
– Coś taki dzisiaj wściekły, stary? – Hera spojrzała podejrzliwie na swojego małżonka. – Jakieś problemy z twoimi licznymi kochankami?
Jak to miała w zwyczaju, podeszła do Zeusa i zaczęła uważnie mu się przyglądać, szukając dowodów na kolejną zdradę.
– Ja? Nie, wydaje ci się – tym razem Zeus postanowił zignorować jej insynuację. – Chociaż właściwie to masz rację. Jestem wkurzony. Łeb mi napieprza, jakbym miał drugą Atenę urodzić, a Hefajstos pojechał na jakiś zjazd wulkanologów i nie wiadomo, kiedy wróci. W dodatku Hermes właśnie mi powiedział, że Arystofanes pije zamiast pisać.
– Arystofanes? A co cię ten śmiertelnik obchodzi? Pogięło cię? – Hera usiadła na złoconym fotelu i zaczęła przeglądać się w lustrze. Wyjęła złoty grzebień i zaczęła rozczesywać włosy.
– Lubię go. Fantastyczne komedie pisze, boki można zrywać. A teraz właśnie chciałbym się z czegoś pośmiać. Podobno nie ma pomysłu na nową, a tu _deadline_ za pasem. Ostatnio podpadł Kleonowi, który nie może mu zapomnieć kiełbaśnika, i jak nie napisze komedii na Lenaje, to jak nic oskarży go o obrazę uczuć religijnych i wywali z Aten. A wtedy na pewno już nic nie napisze i z czego będę się śmiał?
Zeus chwycił dzban i skrzywił się paskudnie, kiedy zobaczył, że jest pusty.
– To zrób coś, Gromek! Walnij piorunem w Kleona albo wyślij Arystofanesowi jakiś pomysł i z głowy.
– Nie mów do mnie „Gromek”! Wiesz, że tego nie lubię! Nic nie mogę zrobić, mamy demokrację, wybrali go, dostał pięćdziesiąt dwa procent czy coś koło tego.
– No dostał, ale głosowała tylko jedna trzecia ludzi – Hera odłożyła grzebień i zaczęła przyczerniać sobie rzęsy. – Skoro demokracja taka wspaniała, to czemu z niej nie korzystają?
– Wiesz, była ładna pogoda, wszystkich wywiało do Pireusu na plażę. Poza tym Perykles miał w sondażach prawie osiemdziesiąt procent, wszyscy byli pewni, że i tak wygra. No i Kleon obiecał, że da pięćset oboli na każdego syna.
Zeus rozejrzał się po komnacie i zauważył drugi dzban. Niestety też był pusty.
– I nawet dał, tylko zaraz wywołał wojnę i wszystko musieli wydać na zbroje – powiedziała Hera. – A jak komuś parę oboli zostało, to poszły na Charona dla synów.
– Zgadza się, ale kto to mógł przewidzieć.
– Ty mogłeś!
– Nie ma mowy, nie będę ingerował w demokrację, żadnego _Zeus ex machina_! Chcieli demokrację, to niech mają. Zresztą dla nas to o wiele lepiej. Pamiętasz, jak było za tyranów? Jak tylko coś nie wyszło, to „Zeus tak chciał”. Ludzi straszyli, że walnę w nich piorunem. Zrobili ze mnie Gromowładnego. Dlatego nie lubię, jak mnie nazywasz „Gromek”. A jak im się zaczynał palić grunt pod nogami, to „Zeusie ratuj!”. Pamiętasz, ilu tyranom tyłki ratowałem, żeby ich ludzie nie zlinczowali? A teraz święty spokój. Nie podoba się? Wybierzcie sobie lepszego! Wiesz co teraz Pytia mówi, jak ją pytają o przyszłość?
– Nie mam pojęcia.
– Chcesz żyć lepiej niż do tej pory, idź na wybory!
– No właśnie, wybory się zbliżają i strasznie nudno się zrobiło – Hera ziewnęła i sięgnęła po szminkę. – Każdy boi się z czymś wyskoczyć, żeby nie podpaść.
– Pewnie dlatego Arystofanes nie ma o czym pisać. Tylko co ja mogę z tym zrobić? Jak mam mu podrzucić temat, skoro nic się nie dzieje? On pisze o polityce, nie o dupie Maryni.
Zeus jeszcze raz sprawdził zawartość obu dzbanów i nie znalazł w nich ani kropli wina.
– Słuchaj, zawołaj Dionizosa, niech przyniesie trochę wina, zrobimy burzę mózgów, może coś się z tego urodzi.
Hera z ociąganiem wstała od toaletki i wyszła z komnaty. Po chwili pojawił się wezwany przez nią Dionizos.
– Cześć, Zeusie, co cię trapi? – spytał.
– Nalej! – rzucił krótko Zeus.
Przez chwilę pili w milczeniu.
– Musimy ratować Arystofanesa. Masz jakiś pomysł?
– Ale o co chodzi? Przecież podobno ma już komedię na moje święto, na pewno znowu wygra, jest w świetnej formie – Dionizos ponownie napełnił dzbany winem.
– Brednie. Nic nie ma. Chwali się tylko. Wczoraj uchlał się i powiedział barmanowi, że nie ma nawet cienia pomysłu. Hermes wszystko słyszał – Zeus uderzył ze złością w stół, z którego posypały się iskry.
– O rany, Kleon się wścieknie i go wywali! – krzyknął Dionizos.
– Będziemy pić na smutno, słuchając Eurypidesa. No właśnie, napijmy się – Stuknęli się dzbanami.
– Coś trzeba wymyślić. Tylko teraz posucha w polityce. Nudy na pudy. Może by coś napisał z przeszłości. Jakąś retrospekcję? – spytał nieśmiało Dionizos.
– Nie ma mowy, ludzie tego nie kupią. On już wszystko opisał, od razu się kapną, że to już było.
– To może z przyszłości?
– Fantasy ma pisać czy science fiction?
– Nie, prawdę. Mam pomysł. Nie dość, że wygra zawody, to jeszcze zrobimy z niego proroka. Będzie sławny do końca życia.
– Dawaj! Co wykombinowałeś? – Zeusowi zaświeciły się oczy.
– Zeusie, nie mówiłem o tym, bo to prototyp, jeszcze nie było testów klinicznych. Prometeusz z Hefajstosem wynaleźli maszynę do przenoszenia się w przyszłość. Brałem udział w próbach, działa super.
– Przenosiłeś się w przyszłość?
– Nie, to działa tylko na śmiertelników.
– To kogo przenieśliście? – spytał zaciekawiony Zeus.
– Na razie testowaliśmy na szczurach. Wszystkie wróciły bez szwanku. Spróbujmy przenieść Arystofanesa o parę lat do przodu. Będzie już po wyborach, Kleon na pewno wygra, zacznie robić głupoty i Arystofanes będzie miał o czym pisać. Napisze świetną komedię, która za parę lat okaże się prawdą, pomyśl tylko! To będzie hit!
Dionizos znów sięgnął do przyniesionej ze sobą beczułki, ale okazała się pusta. Wyjął z kieszeni syringę i dmuchnął w nią trzy razy. Dało się słyszeć stukot kopyt i do komnaty wbiegł Pan z dwiema pełnymi beczułkami. Dionizos odszpuntował jedną z nich i ponownie napełnił dzbany.
– A jak coś nie pójdzie? W końcu człowiek jest trochę bardziej skomplikowany od szczura – spytał Zeus.
– To najwyżej wyciągniesz go z Hadesu. Chyba ci tam nie odmówią?
– Dobra, spróbujmy, kto nie ryzykuje, ambrozji nie je, dawaj tę maszynę.
– Zaraz Pan przyniesie, jest tylko jeden kłopot. Hefajstos jest na Islandii. Jakieś wulkany podobno ogląda. Prometeusz właśnie stracił wątrobę i zanim mu nie odrośnie, nie da się z nim pogadać, a ja nie wiem dokładnie, jak to działa.
– Daj tę maszynę, na pewno sobie poradzimy. Jak to robił Hefajstos, to na pewno nie jest skomplikowane. W końcu to kowal, fantazji za dużej nie ma. A ty, Hermes, śmigaj po Arystofanesa, tylko tak, żeby się nie zorientował, co się dzieje.
– Nie ma obaw, śpi jak zabity po wczorajszym przepiciu – zapewnił Hermes i pofrunął do Aten.
– Zeusie, to jest ta maszyna – powiedział Dionizos, kiedy Pan pojawił się ponownie, niosąc na grzbiecie urządzenie. – Tutaj kładzie się delikwenta, tu są jakieś dwa pokrętła, które nie wiem, do czego służą, a tu jest przycisk do włączania.
– Tak jak mówiłem, nic skomplikowanego. Gdzie ten Hermes? O, jest. Masz gościa?
– Mam. Strasznie śmierdzi. Chuch ma taki, że się prawie upiłem po drodze. Wziąłem jego sakiewkę jako gratyfikację za szkodliwe warunki pracy – Hermes potrząsnął skórzanym woreczkiem, który odpiął od paska Arystofanesa.
– A dużo tam miał?
– Obola.
– Co ty, w Charona się bawisz?
Zeus z Dionizosem wybuchli śmiechem. Niewzruszony Hermes ciągnął dalej:
– Wiem, że to mało, ale chociaż symbolicznie mi się należy.
– Dobra, kładź go tutaj. Faktycznie wali jak cholera. Naciskaj szybko ten przycisk.
Syknęło i Arystofanes zniknął. W tym momencie pojawił się Hefajstos. Miał buty pobrudzone świeżą islandzką lawą i roztaczał zapach siarki. Machnął młotem, jak to miał w zwyczaju, i pociągnął haust wina wprost z beczułki Dionizosa.
– Witaj, Zeusie, słyszałem, że boli cię głowa. Rozbić?
– Dzięki, już przestała. Wino Dionizosa pomogło.
– O, widzę, że bawicie się moim urządzeniem – zauważył Hefajstos, wskazując młotem na maszynę do przenoszenia w czasie.
– No testowaliśmy na takim jednym artyście. Przy okazji może opowiesz nam, jak ona działa?
– Tak dokładnie nie wiem, bo to projekt Prometeusza. Ja byłem tylko wykonawcą – Hefajstos potarł czoło w zamyśleniu. – Z tego, co mówił, zakrzywia czasoprzestrzeń. Widzicie, tu są dwa pokrętła. Tym się ustawia czas, a tym przestrzeń, czyli odległość. Naciśnięcie tego przycisku powoduje zakrzywienie czasoprzestrzeni i delikwent ląduje w ustawionym czasie i odległości od nas.
– Mówisz, że te pokrętła są do ustawiania czasu i odległości, tak? – spytał Dionizos.
– No tak.
– A możesz zobaczyć, na ile są ustawione?
Dionizos i Zeus poczuli lekki niepokój.
– Jasne. Dwa tysiące czterysta czterdzieści dwa lata i dwa tysiące dwieście kilometrów. Wysłaliście gościa przy takich ustawieniach?
– Na to wygląda. Arystofanes wyląduje dwa tysiące kilometrów stąd za tyle lat… – stwierdził Zeus ponuro.
– Zeusie, co tam jest? – spytali jednocześnie Dionizos i Hefajstos.
– Nie mam pojęcia, to nie moja jurysdykcja. Ale jest szansa, że też coś ciekawego się będzie tam działo…