- W empik go
Arlekin Mahomet albo latająca taradajka - ebook
Arlekin Mahomet albo latająca taradajka - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 188 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Scena pierwsza
Teatr oznacza ogród. Po jednej strome altana mająca siedzenia z darnin.
ARLEKIN
zamyślony, przy każdej dziurce od guzika przypięty pozew, także na kapeluszu i na sprzączkach od trzewików.
Gdyby nad tym łeb suszył Sokrates, Seneka, Zoroaster, Konfucy, ba, sam diabeł, skoro długów po uszy, a manca denari, wszystkich mędrców rozumy… zła ich hipoteka,
Ale kiedy nabita pełna złota kiesa,
Zapędzisz w kozi róg i Arystotelesa!
O ke sziagura! Każdy człek ma swojego móla, co go gryzie. Wzdycham i nie bez ważnych przyczyn. Uregulowałem się raz na zawsze spać do godziny dziesiątej dla utrzymania świeżej i zawsze czerstwej cery mojej. Obudzono mnie o siódmej, a to dlaczego? Dla oddania pozwu. Zasypiam, budzą mnie znowu. Dlaczego?
Zachodzi obligacja, abym przyjął pozew. A tak cały dzień zasypiałem i budziłem się. Poprzypinałem je na sobie w ten sposób, gdyż słyszałem, że człowiek uczciwy powinien zawsze baczyć na swoje interesa. (poziera po sobie) Szanowna i osobliwsza manuskryptów biblijoteko! Ja jeden więcej uczyniłem skarbowi intraty niż tysiąc liczykrupów, harpagonów. Fircyk powiedziałby, że to są słodkie bilety uwiedzionych kobiet, dworak, że listy szukających protekcji jego. Ja nad to oboje wyższy, podobnej nie szukam chluby. Prócz tych pozwów mam na sobie kilkanaście już przewiedzionych procesów, kondemnat, kaptywacji, infamii, banicji, a w kieszeni?… Il diavolo! cóż, robić? Patienca! Aby ulżyć umartwieniu, potrzeba komu zwierzyć się dolegliwości swoich. Dobra myśl, ale komu? Przyjaciołom? Nie mam ich teraz, wszyscy wzięli kurs swój z utraconymi pieniędzmi moimi. Panu tego domu? Od kilku dni zamknął się w swoim warstacie, zabawny jakąś mechaniki sztuką. Ha! nareszcie wezmę mojego sługę,
Pierro. Głupi jest, tym lepiej, tacy też to najlepsi na konfidentów. Pierro!
Pierro!
Scena druga
Pierro, Ariekin
PIERRO
poziewając wsparty na kulisie
Kto mnie woła?
ARLEKIN Otóż odezwał się i zasnął.
Pierro!
PIERRO
uczyniwszy kilka kroków, opiera się na nim i drzemie
Jestem, mospanie.
ARLEKIN
Przypiął się do mnie jak pozew, (wrzeszczy mu do ucha ) Pierro!
PIERRO
łypając oczyma
Słucham… słucham…
ARLEKIN
Zamknij oczy, zamknij, pozwalam ci bez tego, uszu mi tylko twoich potrzeba.
PIERRO
Obie masz waćpan dla siebie.
ARLEKIN
Czynię cię moim konfidentem, a co za tym idzie, poufam ci niektórych moich ważnych sekretów, opowiem ci nieszczęścia moje.
PIERRO
Nie dopiero wiem całą waćpana na pamięć historią. Tyle razy jej nasłuchałem się od niego samego.
ARLEKIN
Nie ze wszystkim. Myśl sobie, że pierwszy raz ją słyszysz. (Pierro poziewa ) Na zdrowie! Poziewaj, pozwól sobie, nie uważaj nic. Są to zwyczajne konfidentów specjały poziewać słuchając swoich pryncypałów. Prócz tego poziewanie ściąga
ARLEKIN
Bravo, bravo, maestro!
PIERRO
Powiedzże mi, waćpan…
ARLEKIN
Tamto basta, sinior mio! Poczekaj! Domyślam się, co chcesz powiedzieć. Spytasz mnie pewnie o imiona mojej familii, mojego ojca chrzesnego, jego syna świszczypały… w gorącej wodzie jesteś kąpany, mój bracie, dowiesz się o tym, ale nie pierwej aż po długich awanturach, wielkich przypadkach, nadspodziewanym zjachaniu się, da Bóg tam kiedy… Dopiero wtenczas będziemy się poznawać po znamionach, po pierścieniach, po portretach i tam dalej.
Tymczasem non plus ultra.
PIERRO
No, to więc potrzeba będzie płakać?
ARLEKIN
A juści, płakać, ale razem i śmiać się, zwyczajnie jak to bywa, wszak radość równie jak smutek łzy wycisnąć może, to jest łzy czułości. Słuchajże mnie dalej. Przebywszy wiele krajów, osiadłem tutaj. Po kilku latach bawienia się przemysłem obrałem na koniec jedne profesją. Nie udała mi się. Wszystkie mnie zgoła odbiegały środki, jeden pozostał tylko i tego chwycić się muszę.
PIERRO
Któryż to?
ARLEKIN
Zapłacić moim kredytorom monetą dziadowską: "Bóg zapłać", kiedy chcecie, albo modną: sentymentem i wykrętem. Pójdź prędzej i ułóż się w drogę.
PIERRO
Cóż mam ułożyć? Nic nie mamy.
ARLEKIN
Chcesz mówić: mało mamy. To co innego. Wszakże zostało jeszcze pół funta parmezanu. Jest makaron, jest sałata, alboż tym nie żyliśmy tak długo? Co jest, to jest. Lepszy rydz jak nic – tak powiadają. Spiesz się.
Pierro wychodzi
Scena trzecia
ARLEKIN
sam
Andaremo dunkwe… adadżio, syniore Arlekino! Grzeczność każe pożegnać się.
Okażmy w tym obce, a zatem nie lada jakie wychowanie nasze. Addio kuchnio! ke piaczere, kuchnio luba, w której tyle i z rondla, i z pieca smacznych najadałem się łakoci, kwestre menestre perduti, salcesoni, makaroni. Addio piwnico! Wino de Montepulczyano, z którego nieraz piano e piano dobrze w gardło nalano. Kari uczelli, ptaszeczki, i was nie zapominam.
Fraszka nasze kastraty,
Alty, basy i tenory,
Wirtuozy, karykaty.
Naturo! bodaj twoje kantory!
Co są nasze orkiestry, opery?
Niech zawyje wilk za górą,
Milsze dla mnie takiego echa rewerbery.
Niech, kto chce, wielbi sztukę, ja zawsze z naturą.
Karo mio dżiardyno! Addio, ke ty piango! Co za smutne rozstanie się, żalośniejsze nierównie niż było Dydony i Kajfasza, Tytusa i Weroniki. Im szło o miłość, a mnie o piwnicę, kuchnię, o ten ogród i kwesto belwedere.
Wzdycha
Scena czwarta
Pierro, Arlekin
PIERRO
Ach, syniore, padrone mio!
ARLEKIN
Ke diavolo?
PIERRO
O veduto…
ARLEKIN
Un diavolo?
PIERRO
Gorzej jeszcze, kredytory e zbirry!
ARLEKIN
O! sziagura maledetta! Otóż moja grzeczność! I to pożegnanie! Chwilę prędzej wszystkiego by się uniknęło. Idźże prędzej, zamknij…
PIERRO
Co?…
ARLEKIN
Pysk najpierwej, a potem bramę, furtkę, drzwi, okna!
PIERRO
Ale…
ARLEKIN
Presto, via via bestia! (popycha go) Leźże, rozdziawiu przeklęty, chce il diavolo ky porty!
Scena piąta
ARLEKIN sam
O anima troppo infelicze! Ke krudo destyno! esser sentza denari, bez sposobu, jak niedźwiedź w łowie od strzelców, tak ja obegnany od kredytorów, którzy tam mnie zaprowadzić zechcą, gdzie nikt sam nie chodzi, al castro delia koza, gdzie przyjdzie umrzeć, a nie doczekać się litości – umrzeć w publicznym więzieniu… o, nic z tego, kto ma męstwo, większy jest nad wszystkie przypadki, wyższy nad śmierć samą. Umierajmy! Dajmy okoliczność wspomnienia na owe wielkie a rzadko wspominane przykłady mężnych Katonów, Kurcjuszów,
Kartuszów. Niech potomność wie o tym, niech z wdzięcznością wspomina:
Arlekin waleczny, znakomity Arlekin pozbawił zwierzchności ukontentowania z śmierci swojej i sam się na tamten świat wyprawił. Ke fama d'onestate, ke viva morte! Dalej (drży ) śpię… śpię… śpieszmy się. Jakże się zabić? Nie mam pistoletów. Utopić się? Którędyż wyjdę? Wszędzie kredytorowie… a potem, pływać umiem, nie mógłbym się determinować iść na dno, chybaby kamień
przywiązawszy do szyi, którego jak na to w ogrodzie nie ma. Zatruję się. Jest to zwyczajny rodzaj śmierci wielkich ludzi. Dalej do flaszki! Umierajmy śmiercią modną! (dobywa butelki, niesie ją do ust drżącą ręką, czyni grymasy, jak gdyby wzdrygając się obmierzłego napoju) O poltrone! O Romano! Drżysz, czyś się już nie namyślił? Czyś się raz nie odważył? Koradżio! (pije)
Ekspedyta! Co za śmierć przykra! ( czyni lazy stosowne do bojazni śmierci i do
idei trucizny) Oho, trucizna już plądruje… diable jadowita… atakuje wnętrzności, piszczałki grają, (świszcze) Otóż już ręka jedna obumarła…
kłaniam uniżenie! Alvive-rysko! Już po niej… już i druga… wieczny odpoczynek! Nogi zdrętwiały… zaćmienie oczów. śmierć… Morte bru-taf Nic pewniejszego… gdybym przynajmniej miał kanapę do czynienia kontorsji konającego… (kręci się) Jak ciężkie ducha z ciałem rozstanie się. Już mi to drugi raz nie trafi się, głupi byłbym chyba umierać drugi raz. Diavolo! ke maramlia! Cóż to, jak żyję nie czułem się tak mocnym. Ani chybi ta trucizna porozumiała się z kredytorami mymi. (wącha butelkę) Kospet-to di Bakko! Wszak to rosolio di rosa! Czy można? Ke gran bestia bestiaczia io sono! Będęż tak nieszczęśliwym, że sobie śmierci zadać nie potrafię? Otóż nic z tego! Umrę…
moriro! o moriro! Alboż nie mam przy sobie mojego pałasza, owego pałasza, który tyle głośnych w Europie sprawił z siebie widoków? I tyle odniósł zwycięstw?
Spiera się na swojej łopacie, jakby chciał się zabić
Scena szósta
Arlekin, Pierro
PIERRO
wpadając bardzo prędko
Po diable, mospanie, kredytorowie drzwi wybijają!
ARLEKIN
Posłańcze gorzej jak piekielny! Bądźże mi choć w czym jednym przydatniejszy, naraj mi rodzaj śmierci. O nic cię już nie proszę, nic więcej od ciebie nie chcę.
PIERRO
Rodzaj śmierci? Chybaby powiesić się na której gałęzi.
ARLEKIN
Tyleż jest pewniejszych, a uczciwszych i lżejszych. (myśli) Przedziwna myśl…