Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Armia w ruinie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
17 lipca 2024
Ebook
36,90 zł
Audiobook
49,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
36,90

Armia w ruinie - ebook

Lektura tej książki powinna nas poważnie zaniepokoić. Jesteśmy państwem przyfrontowym, a wysocy rangą oficerowie oceniają stan polskiej armii jako katastrofalny. Przez osiem lat karmieni byliśmy propagandą sukcesu przez Macierewicza i Błaszczaka o trzystutysięcznej armii, wyposażeniu wojska w najnowocześniejszy sprzęt. Autorka, najlepsza ekspertka wojskowa wśród dziennikarzy, powiedziała: sprawdzam. Dzięki swoim unikatowym kontaktom dotarła do kilkudziesięciu generałów, dowódców, pracowników Biura Bezpieczeństwa Narodowego, współpracowników prezydenta. Wszyscy mówią jedno: za swoich rządów PiS zrujnował wojsko. I podają przykład za przykładem. Nazwisko za nazwiskiem.

Wszystko podporządkowane zostało polityce. Dobrzy dowódcy zostali zdymisjonowani, na ich miejsce wyznaczono miernych, ale wiernych. Dawne ścieżki kariery, kiedy trzeba było żmudnie pracować na kolejny awans, zostały odwołane. Oficerom zaoferowano błyskawiczne kariery za lojalność albo koniec kariery za brak lojalności. Osobiste osiągnięcia, misje wojskowe w Iraku czy Afganistanie zeszły na drugi plan. Nie one decydowały o losie oficerów, nie one się liczyły. To była rewolucja. Zawsze układy personalne miały jakieś znaczenie, teraz stało się inaczej – tylko one miały znaczenie. Dawniej intrygi były marginesem, teraz były prowokowane od góry przez samego ministra obrony. W strukturze wojska nastąpiło trzęsienie ziemi. Hierarchię zastąpiła wojna o władzę. Usłużni generałowie walczyli o swoją pozycję intrygą, donosem, dyspozycyjnością. Te praktyki z czasem wędrowały w dół. Przez osiem lat rządów PiS apolityczna z zasady armia została przeżarta rakiem polityki.

Nawet wojna w Ukrainie nie zmieniła praktyki zarządzania wojskiem. Wpływ polityki stał się jeszcze bardziej widoczny. Wszystko stało się pijarem, nawet wielkie zakupy uzbrojenia. Dość powiedzieć, że wojsko zostało całkowicie odsunięte od zakupów. To nie generałowie zgłaszali ministrowi, jakiego sprzętu potrzebują do obrony kraju. To minister Błaszczak podejmował decyzje. Kupował nie to, co było potrzebne, ale to, co było pod ręką, i co mogło zrobić wrażenie na wyborcach. Wojna zamiast opamiętania, doprowadziła polityków do zatracenia. Wizja nadchodzących wyborów sprawiła, że realne bezpieczeństwo zeszło na daleki plan. Nie szukali sprzętu, który jest w stanie skutecznie bronić Polski, ale takiego, który buduje w społeczeństwie iluzję siły.

Czy nasza armia posiada jeszcze zdolności bojowe? Tego nie wie nikt. Jak mówi w książce doświadczony oficer, wykładowca akademii wojskowej: Po wybuchu pełnospektaklowej wojny na Ukrainie, wszystkie kraje europejskie zmieniły lub poprawiły swoje dokumenty strategiczne. Także NATO wydało wówczas nową strategię. W polskim państwie nic się nie zadziało. Wojsko nie przeprowadziło nawet przeglądu obronnego, żeby sprawdzić, na czym stoimy. A nie zrobiono tego, bo wyszłyby wtedy wszystkie błędy, niedostatki, niedoinwestowania, a to psułoby obraz wojska. Mijają dwa lata wojny, a armia nadal nie ma własnego przeglądu obronnego.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66219-99-1
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

O woj­sku piszę od pra­wie dwu­dzie­stu lat. Armia prze­żyła w tym cza­sie wiele ekip rzą­dzą­cych. Ale żadna z nich nie zruj­no­wała woj­ska tak, jak zro­bił to PiS.

Kiedy zaczy­na­łam roz­ma­wiać z żoł­nie­rzami do tej książki, nie zda­wa­łam sobie sprawy ze skali znisz­cze­nia. Wie­lo­krot­nie pisa­łam o róż­nych afe­rach w woj­sku, o nie­prze­my­śla­nych decy­zjach Macie­re­wi­cza czy Błasz­czaka. Ale to nie dawało obrazu cało­ści. Dopiero te roz­mowy uzmy­sło­wiły mi roz­miar kata­strofy. Wszystko pod­po­rząd­ko­wane zostało poli­tyce. Dobrzy dowódcy zostali zdy­mi­sjo­no­wani, na ich miej­sce wyzna­czono mier­nych, ale wier­nych. Dawne ścieżki kariery, kiedy trzeba było żmud­nie pra­co­wać na kolejny awans, zostały odwo­łane. Ofi­ce­rom zaofe­ro­wano bły­ska­wiczne kariery za lojal­ność albo koniec kariery za brak lojal­no­ści. Oso­bi­ste osią­gnię­cia, misje woj­skowe w Iraku czy Afga­ni­sta­nie zeszły na drugi plan. Nie one decy­do­wały o losie ofi­ce­rów, nie one się liczyły. To była rewo­lu­cja. Układy per­so­nalne zawsze miały jakieś zna­cze­nie, teraz stało się ina­czej – tylko one miały zna­cze­nie. Daw­niej intrygi były mar­gi­ne­sem, teraz były pro­wo­ko­wane od góry przez samego mini­stra obrony. W struk­tu­rze woj­ska nastą­piło trzę­sie­nie ziemi. Hie­rar­chię zastą­piła wojna o wła­dzę. Usłużni gene­ra­ło­wie wal­czyli o swoją pozy­cję intrygą, dono­sem, dys­po­zy­cyj­no­ścią. Te prak­tyki z cza­sem wędro­wały w dół. Przez osiem lat rzą­dów PiS apo­li­tyczna z zasady armia została prze­żarta rakiem poli­tyki. I jak mówią sami żoł­nie­rze – nikt już nie wie, czy posiada jesz­cze zdol­no­ści bojowe.

A wszystko to w momen­cie, kiedy Pol­ska stała się pań­stwem przy­fron­to­wym.

_Edyta Żemła_OFI­CER, WYKŁA­DOWCA AKA­DE­MICKI W AKA­DE­MII SZTUKI WOJEN­NEJ: Za PiS stało się coś, co zaszo­ko­wało nas wszyst­kich, całą armię. Macie­re­wicz prze­jął wła­dzę i na dzień dobry zli­kwi­do­wał naj­więk­szą uczel­nię woj­skową – Aka­de­mię Obrony Naro­do­wej w Rem­ber­to­wie. W jej miej­sce powo­łał Aka­de­mię Sztuki Wojen­nej. Cho­dziło o pozby­cie się sta­rej kadry i zastą­pie­nie jej zaufa­nymi ludźmi. Do aka­de­mii wkro­czyła wtedy jego gwar­dia, łamiąc ludziom krę­go­słupy, wyrzu­ca­jąc na bruk doświad­czo­nych ofi­ce­rów, zdej­mu­jąc por­trety byłych komen­dan­tów uczelni. To była rewo­lu­cja.

OFI­CER SIŁ POWIETRZ­NYCH: W 2016 roku koń­czy­łem dok­to­rat w aka­de­mii w Rem­ber­to­wie. Jesie­nią jesz­cze jeź­dzi­łem na ostat­nie egza­miny. Docho­dziło tam do sytu­acji tak żenu­ją­cych, że oso­bi­ście ciężko mi było to znieść. Moim pro­mo­to­rem był bar­dzo sza­no­wany i ceniony pro­fe­sor Julian Skrzyp. Star­szy czło­wiek, dobrze po sie­dem­dzie­siątce. Kie­dyś chciał wejść na obrony dok­to­ratów i zatrzy­mał się na bram­kach. Wyłą­czyli mu prze­pustkę. Wielu takich było. Uznani pro­fe­sorowie nagle się dowia­dy­wali, że nie są mile widziani w tej nowej Aka­de­mii Sztuki Wojen­nej. Przy­kro się robi, gdy stu­dent wcho­dzi do gabi­netu pro­fe­sora, któ­rego zna lata, który wpa­jał mu wie­dzę woj­skową, który jest dla niego auto­ry­te­tem, i patrzy, jak ten star­szy czło­wiek pakuje swoje rze­czy do kar­to­nów i po cichutku, bez nale­ży­tego poże­gna­nia, wycho­dzi, bo mu kazano natych­miast opu­ścić aka­de­mię, w którą wło­żył całe swoje życie.

OFI­CER WOJSK LĄDO­WYCH: Gdy Macie­re­wicz wszedł do MON-u, byłem na stu­diach gene­ral­skich w aka­de­mii w Rem­ber­to­wie. Nasz rocz­nik był ostat­nim, który ten kurs skoń­czył nor­mal­nie, a nie zaocz­nie czy week­en­dowo. Jesie­nią 2015 roku dotarła do nas infor­ma­cja, że nasz kurs zosta­nie roz­wią­zany, że zosta­niemy wyco­fani do jed­no­stek.

EDYTA ŻEMŁA: Dla­czego?

OFI­CER SIŁ POWIETRZ­NYCH: Dla­tego że na kurs skie­ro­wał nas poprzedni mini­ster obrony Tomasz Sie­mo­niak. Nie­ważne, że mie­li­śmy doświad­cze­nie, speł­nia­li­śmy kry­te­ria, mie­li­śmy dobre opi­nie, zda­wa­li­śmy egza­miny – uznano nas za ludzi Sie­mo­niaka i PO.

OFI­CER WOJSK LĄDO­WYCH: Na fali tych czy­stek pozbyto się wtedy więk­szo­ści pro­fe­so­rów bel­we­der­skich, któ­rzy wykła­dali na Aka­de­mii Obrony Naro­do­wej. Naukowcy, zwy­kle rów­nież doświad­czeni żoł­nie­rze, sami odcho­dzili, bo w gło­wach im się nie mie­ściło, że można pro­du­ko­wać ofi­ce­rów na week­en­do­wych kur­sach.

EDYTA ŻEMŁA: Jak to na week­en­do­wych kur­sach?

OFI­CER WOJSK LĄDO­WYCH: No tak. Przy­szedł bowiem taki moment, że wła­dza zro­biła potężną czystkę w armii, więc trzeba było szybko te luki uzu­peł­niać. I zaczęto się­gać po mło­dych lub przy­chyl­nych sobie ofi­ce­rów – nazwijmy ich „aktu­al­nie uta­len­to­wa­nymi”. Jed­nak stu­dia gene­ral­skie są cza­so­chłonne i bar­dzo wyma­ga­jące. Wcze­śniej ofi­ce­ro­wie, któ­rzy mieli być gene­ra­łami, musieli nie tylko spę­dzić mie­siące na pogłę­bio­nych szko­le­niach, ale też odbyć sze­reg podróży stu­dyj­nych po Pol­sce i świe­cie, patrząc, jak sys­tem bez­pie­czeń­stwa jest zbu­do­wany, pró­bu­jąc go zro­zu­mieć. Nagle oka­zało się, że w „armii Macie­re­wi­cza” czasu na stu­dia, które trwają pra­wie rok, nie ma. Pil­nie trzeba było napro­du­ko­wać kan­dy­da­tów na gene­rał­ków. Zro­biono więc w aka­de­mii tzw. WUML, czyli, jak to było za komuny, „wie­czo­rowy uni­wer­sy­tet mark­si­zmu-leni­ni­zmu” lub „tajne kom­plety”.

BYŁY OFI­CER SZTABU GENE­RAL­NEGO: Pol­ska była jedy­nym kra­jem NATO, który kształ­cił swo­ich przy­szłych gene­ra­łów na nie­sta­cjo­nar­nych kur­sach. Cho­dzi o pody­plo­mowe stu­dia poli­tyki obron­nej w Aka­de­mii Sztuki Wojen­nej. Muszą je ukoń­czyć wyżsi ofi­ce­ro­wie, aby móc awan­so­wać na pierw­szy sto­pień gene­ral­ski. Za Macie­re­wi­cza wybrani ofi­ce­ro­wie mogli je skoń­czyć zaocz­nie. W gło­wie nam się to nie mie­ściło. W dodatku okro­jono liczbę godzin na tych „taj­nych kom­ple­tach” i zre­zy­gno­wano z wyjaz­dów stu­dyj­nych. To była fik­cja, a nie rze­telne przy­go­to­wa­nie ofi­ce­rów do pia­sto­wa­nia naj­wyż­szych sta­no­wisk dowód­czych.

PUŁ­KOW­NIK, BYŁY PRA­COW­NIK AKA­DE­MII SZTUKI WOJEN­NEJ: Poziom kształ­ce­nia na tych kur­sach to był dra­mat. Kiedy Macie­re­wicz i nowe wła­dze uczelni pozbyli się naj­bar­dziej doświad­czo­nej kadry naukowo-dydak­tycz­nej, oka­zało się, że przy­szłych gene­ra­łów uczą porucz­nicy i kapi­ta­no­wie, sami zie­loni jak pie­truszka na wio­snę. Czego oni mogli nauczyć przy­szłych gene­ra­łów? Naj­za­baw­niej­sze, kto te „tajne kom­plety” skoń­czył. Dziś to „elita” pol­skiej armii. Absol­wen­tem „WUML” są na przy­kład sam rek­tor-komen­dant Aka­de­mii Para­fia­no­wicz, gen. Maciej Klisz, prawa ręka gen. Kukuły oraz oczy­wi­ście sam gen. Kukuła, obecny szef Sztabu Gene­ral­nego Woj­ska Pol­skiego i „zasłu­żony” twórca WOT-u.

EME­RY­TO­WANY GENE­RAŁ: W woj­sku o absol­wen­tach tych kur­sów mówiło się, że to „week­en­dowi gene­ra­ło­wie Macie­re­wi­cza”. Z dru­giej strony tych, któ­rzy zostali przez niego usu­nięci z armii, nazy­wało się „gene­ra­łami PO”. To wła­śnie wtedy woj­sko stało się upo­li­tycz­nione i podzie­lone.

PUŁ­KOW­NIK, BYŁY PRA­COW­NIK AKA­DE­MII SZTUKI WOJEN­NEJ: Nie­kom­pe­ten­cja i brak przy­go­to­wa­nia do służby nowych dowód­ców zaczęły odbi­jać się wkrótce na jako­ści szko­le­nia żoł­nie­rzy. Trudno się dzi­wić, gdy dowódcą bry­gady powietrz­no­de­san­to­wej zosta­wał ofi­cer, który ni­gdy nie ska­kał ze spa­do­chro­nem, dowódcą wojsk spe­cjal­nych ofi­cer z wojsk lądo­wych, a komen­dan­tem naj­więk­szej uczelni woj­sko­wej histo­ryk z dok­to­ra­tem o żoł­nier­zach wyklę­tych.

BYŁY OFI­CER SZTABU GENE­RAL­NEGO: Kiedy rek­to­rem Aka­de­mii, naj­więk­szej i naj­waż­niej­szej uczelni woj­sko­wej, został ppłk Ryszard Para­fia­no­wicz, nastą­pił cał­ko­wity jej upa­dek, bo Para­fia­no­wicz był cał­ko­wi­cie ste­ro­walny. Nie potra­fił się posta­wić poli­ty­kom.

URZĘD­NIK W MON-IE: Z wyzna­cze­niem Para­fia­no­wi­cza histo­ria była dość zabawna. Kiedy Macie­re­wicz przy­szedł do resortu, on był mło­dym pod­puł­kow­ni­kiem. Słu­żył chyba w Cen­trum Zarzą­dza­nia Kry­zy­so­wego przy mini­strze. Dwa lata wcze­śniej obro­nił dok­to­rat pod tytu­łem „Pod­zie­mie nie­pod­le­gło­ściowe na Suwalsz­czyź­nie 1944–1952”. Macie­re­wicz od kogoś zaufa­nego usły­szał, że ma u sie­bie ofi­cera, który napi­sał pracę o żoł­nier­zach wyklę­tych. Zła­pał Para­fia­no­wi­cza na kory­ta­rzu i z miej­sca zapro­po­no­wał mu sta­no­wi­sko rek­tora.

OFI­CER Z MON-U: Macie­re­wi­czowi Para­fia­no­wi­cza pod­su­nął płk Gaj. Wcze­śniej rek­to­rem aka­de­mii był płk dr hab. Dariusz Koze­raw­ski. Macie­re­wicz naci­skał na Koze­raw­skiego, by wyzna­czał na wykła­dow­ców ludzi zwią­za­nych z PiS-em. Darek odmó­wił i zło­żył wnio­sek o odej­ście do cywila. Wtedy ekipa Macie­re­wicza na gwałt zaczęła szu­kać następcy. W tej łapance wypły­nął Para­fia­no­wicz.

PUŁ­KOW­NIK, WYKŁA­DOWCA W AKA­DE­MII SZTUKI WOJEN­NEJ: Pod­puł­kow­nik, bez zna­jo­mo­ści języka angiel­skiego, bez doświad­cze­nia dowód­czego, ze świe­żym dok­to­ra­tem o żoł­nier­zach wyklę­tych zastą­pił płk. Koze­raw­skiego, pro­fe­sora bel­we­der­skiego, cenio­nego na świe­cie fachowca z dzie­dziny bez­pie­czeń­stwa mię­dzy­na­ro­do­wego oraz kon­flik­tów zbroj­nych, który brał udział w misjach woj­sko­wych w Koso­wie, Bośni, Moł­da­wii, Iraku i Afga­ni­sta­nie. Prze­cież to kpina.

OFI­CER WOJSK PAN­CER­NYCH: Sku­tek czy­stek Macie­re­wi­cza jest taki, że zro­biła się ogromna luka poko­le­niowa. Dziś już pra­wie nie mamy tych sta­rych ofi­ce­rów po praw­dzi­wych szko­łach ofi­cer­skich. Są tylko ci z nad­pro­duk­cji na bły­ska­wicz­nych kur­sach. Ten pro­blem dopiero zaczyna wycho­dzić. Jest takie powie­dze­nie, moim zda­niem naj­bar­dziej trafne w odnie­sie­niu do tego, co teraz mamy: „Stara armia to tra­ge­dia, młoda armia to kome­dia”. Dla­tego cią­głość poko­le­niowa musi być zacho­wana. Żoł­nie­rze powinni natu­ral­nie z woj­ska odcho­dzić i natu­ral­nie do niego prze­cho­dzić, natu­ral­nie obej­mo­wać kolejne sta­no­wi­ska, nie z pomi­nię­ciem jed­nego czy dwóch stopni. Nie powinni też awan­so­wać w try­bie przy­spie­szo­nym. Rozu­miem, gdyby wybu­chła wojna, tak jak na Ukra­inie. Wtedy takie przy­spie­szone awanse są uspra­wiedliwione. Nato­miast w cza­sie pokoju żoł­nie­rzy należy awan­so­wać zgod­nie z prag­ma­tyką, a prag­ma­tyka to mini­mum dwa, trzy lata na sta­no­wi­sku. W tym cza­sie żoł­nierz może zali­czyć pełny cykl szko­le­niowy, nabiera doświad­cze­nia. Prze­cież nie wszystko da się wyczy­tać z ksią­żek. Nie­któ­rych rze­czy trzeba samemu doświad­czyć, trzeba zmar­z­nąć, trzeba się spo­cić, trzeba się tro­chę „nabać”, trzeba się tro­chę nade­ner­wo­wać, trzeba tro­chę poznać ludzi, żeby to, co wyczyta się w książ­kach, można było spraw­dzić w prak­tyce, zoba­czyć, jak ludzie reagują.

EME­RY­TO­WANY GENE­RAŁ: Muszę powie­dzieć, żeby być w sto­sunku do sie­bie uczci­wym – psu­cie woj­ska nie zaczęło się nagle w roku 2015. Nega­tywne symp­tomy miały miej­sce i wcze­śniej. Ale skala i zakres były nie­po­rów­ny­walne z tym, co zro­bił PiS. Oni potrze­bo­wali tylko i wyłącz­nie swo­ich gene­ra­łów. Nie­ważne, że nie­kom­pe­tent­nych. Wła­dza dała nam wszyst­kim jasno do zro­zu­mie­nia, że ten czy ten to nasz gene­rał, nasz ofi­cer, nasz szef sztabu gene­ral­nego. Reszta była do uty­li­za­cji.

GENE­RAŁ, OD NIE­DAWNA W CYWILU: Jed­nego nie rozu­miem. Gdyby tak pana Macie­re­wi­cza czy pana Błasz­czaka zapy­tać, czy mając na oddziale czte­rech chi­rur­gów, a na stole ope­ra­cyj­nym leża­łaby ich żona albo córka, powie­rzy­liby ope­ra­cję sani­ta­riu­szowi? Podej­rze­wam, że do ope­ra­cji wyzna­czy­liby chi­rurga z naj­wyż­szymi kwa­li­fi­ka­cjami. Pytam więc, dla­czego do dowo­dze­nia woj­skiem skie­ro­wali sani­ta­riu­szy?

EME­RY­TO­WANY GENE­RAŁ: Doszło do tego, że młodsi stop­niem puł­kow­nicy zaczęli dowo­dzić gene­ra­łami. Przede wszyst­kim zakłó­cone zostały rela­cje. Każde woj­sko na świe­cie opiera się na hie­rar­chii. Hie­rar­chia w woj­sku to święta rzecz.

BYŁY OFI­CER SZTABU GENE­RAL­NEGO: Na dobre roz­po­czął się czas wielu nie­po­trzeb­nych emo­cji. Woj­sko zostało skłó­cone. Zamiast pod­no­sze­nia zdol­no­ści bojo­wych, zaczęły się ide­olo­giczne wojny mię­dzy ofi­ce­rami w służ­bie a tymi, któ­rzy ode­szli lub zostali usu­nięci. Sku­tecz­nie zresztą pod­sy­cane przez poli­ty­ków. To coraz bar­dziej obni­żało morale woj­ska i zaufa­nie spo­łe­czeń­stwa do sys­temu bez­pie­czeń­stwa pań­stwa.

OFI­CER Z DOWÓDZ­TWA GENE­RAL­NEGO: Nie­długo po tym, jak tra­fi­łem do dowódz­twa, wezwał mnie prze­ło­żony. To był nie tylko prze­ło­żony, ale też kolega. Kiedy wsze­dłem do gabi­netu, miał włą­czony TVN24, nie­po­jęte, bo wtedy nikt by się nie odwa­żył mieć w pracy włą­czo­nego innego kanału niż TVP Info. To było, jak PiS wpro­wa­dzał ustawę o obro­nie Ojczy­zny, a wice­pre­mie­rem do spraw bez­pie­czeń­stwa był Jaro­sław Kaczyń­ski. Kolega patrzy na mnie, potem wska­zuje ekran tele­wi­zora, na któ­rym jest Kaczyń­ski, i mówi: „Tego dziada trzeba by było zastrze­lić”. Wie pani, mnie, ofi­ce­rowi, jeśli żoł­nierz mówi takie słowa, od razu zapala się czer­wona lampka. Patrzę wokół, szu­kam urzą­dzeń, które przy­po­mi­nają nagry­wajkę, bo docho­dzi do mnie, że to jest pro­wo­ka­cja. Odpo­wie­dzia­łem: „Co ty mówisz? Mamy demo­kra­cję, takich rze­czy nie wolno mówić”. Myślę, że on wtedy zała­pał, że pro­wo­ka­cja im się nie udała, ale ja już prze­sta­łem tam wie­rzyć komu­kol­wiek. Teraz, z per­spek­tywy czasu, sądzę, że nas wszyst­kich obser­wo­wano i w ten spo­sób testo­wano. Spraw­dzali, kogo da się zła­mać, kto się nadaje do reso­cja­li­za­cji, a kto nie i trzeba go znisz­czyć.

BYŁY OFI­CER SZTABU GENE­RAL­NEGO: Jak przy­szedł PiS do MON-u, to atmos­fera zro­biła się gęsta, pełna stra­chu, pod­pier­da­la­nia. Śro­do­wi­sko woj­skowe jest małe. Każdy każ­dego gdzieś spo­tkał w woj­sko­wym życiu. Jeżeli ludzie widzą, że naj­pierw z kimś gadali, a nagle ten ktoś dostaje zwol­nie­nie, że kręci się wokół niego aferę, to się od niego odwra­cają. To nic, że na koniec wycho­dzi, że to zwy­kła ściema, że przy­szedł z góry roz­kaz, żeby żoł­nie­rza znisz­czyć, bo jego postawa wobec wła­dzy była nie­od­po­wied­nia. Mleko się już roz­lało i było po żoł­nie­rzu. Takie przy­kłady miały woj­sku poka­zać, że żoł­nie­rze muszą sie­dzieć cicho. Doświad­czy­łem tego na wła­snej skó­rze. Poszła plota i w ciągu jed­nego dnia wszy­scy się ode mnie odwró­cili. Wszy­scy. Dosta­łem zakaz posia­da­nia tele­fonu, nie brali mnie na strzel­nicę. Byłem total­nie wyklu­czony z życia jed­nostki. Choć nic złego nie zro­bi­łem, nie mam żad­nych zarzu­tów czy wyro­ków. Takich histo­rii było wtedy mnó­stwo, całe mnó­stwo.

OFI­CER WOJSK POWIETRZ­NO­DE­SAN­TO­WYCH: Opo­wiem pani pewną histo­rię. PiS przy­cho­dzi do wła­dzy i w struk­tu­rze jest dwóch pod­puł­kow­ni­ków: Bryś i Grodzki. Jeden jest sze­fem sztabu, drugi sze­fem szko­le­nia po aka­de­mii w NATO. Nagle dzwoni tele­fon z góry i na roz­mowy kadrowe do War­szawy jedzie nie Grodzki, a Bryś, bo Bryś ma zna­jo­mego w krę­gach wła­dzy. Zaczyna się jego „trans­port do góry”. Czemu tak? Ponie­waż ofi­ce­ro­wie pod­dają się wła­dzy. Myślą: „Jak już tutaj jestem, to może jesz­cze wyżej się­gnę, może jesz­cze przy­milę się tym albo tam­tym?”. I się przy­mi­lali. Aż żal było na to patrzeć.

Kie­dyś grupa ofi­ce­rów z gen. Jaro­sła­wem Miką, dowódcą gene­ral­nym, poje­chała do biskupa polo­wego Lecho­wi­cza. Biskup zebrał nas w pomiesz­cze­niu i powie­dział: „Czy pano­wie gene­ra­ło­wie oglą­dali TVP Info?”. Wszy­scy zaczęli przy­ta­ki­wać. Biskup pero­ro­wał, że jak to pięk­nie, jak to ład­nie ta nasza wła­dza rzą­dzi, że trzeba ją wspie­rać, i że to nasz, woj­sko­wych, obo­wią­zek. Nikt się nie zająk­nął, że mamy słu­żyć Pol­sce, bro­nić jej nie­pod­le­gło­ści i stać na straży Kon­sty­tu­cji, a nie wspie­rać taką czy inną wła­dzę poli­tyczną. Nikt nic nie powie­dział. Wszy­scy kiwali tylko gło­wami z Miką na czele. To poka­zuje, że część ofi­ce­rów naprawdę żyła tym zaszczu­ciem tele­wi­zyj­nej pro­pa­gandy, naprawdę nie­któ­rzy łykali ten prze­kaz.

OFI­CER ZE SZTABU: Zro­bił się duży ruch w inte­re­sie. Jed­nych zdej­mo­wano, innych wyzna­czano. Każ­dego, kogo zdjęto ze sta­no­wi­ska, a potem chciano przy­wró­cić, wcze­śniej wysy­łano na druty.

EDYTA ŻEMŁA: Czy ja dobrze sły­szę? Dowódcy prze­cho­dzili bada­nie na wykry­wa­czu kłamstw?

DOWÓDCA DYWI­ZJI: Tak, wła­dza do tego stop­nia nie ufała gene­ra­łom, że byli­śmy badani na wario­gra­fie przez służby. Zaczęło się od gen. Krzysz­tofa Motac­kiego, który był pierw­szym dowódcą Wie­lo­na­ro­do­wej Dywi­zji Pół­noc-Wschód w Elblągu. Pol­ska zobo­wią­zała się wyzna­czyć dowódcę elblą­skiej dywi­zji i część jej składu na szczy­cie NATO w War­sza­wie w lipcu 2016 roku. Dla Europy Wschod­niej to ważna struk­tura. Dywi­zja koor­dy­nuje dzia­ła­nia bata­lio­nów NATO na wschod­niej flance. Two­rze­nie tej struk­tury bar­dzo się jed­nak opóź­niało. Macie­re­wicz długo nie wyzna­czał żoł­nie­rzy. W końcu zaczęło naci­skać na nas NATO. Z Bruk­seli do Pol­ski moni­to­wano, że zgod­nie z har­mo­no­gra­mem jed­nostka ma osią­gnąć wstępną zdol­ność do połowy 2017 roku, a pełną goto­wość bojową do 2019 roku. Dopiero w poło­wie paź­dzier­nika 2017 roku Macie­re­wicz wyzna­czył dowódcę tej dywi­zji. Został nim gen. Motacki. Doświad­czony, dobry żoł­nierz. Dowódca dywi­zji, słu­żył w szta­bie gene­ral­nym, był w Afga­ni­sta­nie i Iraku. Skoń­czył zagra­niczne kursy, m.in. w NATO Defense Col­lege, US Naval Post­gra­du­ate School. Pro­blem w tym, że w 1989 roku jako młody ofi­cer został wysłany na kurs roz­po­zna­nia do ZSRR. Sprawa wyszła w mediach. Zro­biła się afera.

OFI­CER ZE SZTABU: Kiedy oka­zało się, że mini­ster, który za każ­dym drze­wem widzi Rusków, nagle wyzna­cza ofi­cera, który skoń­czył kurs orga­ni­zo­wany przez GRU, to w resor­cie zro­biło się gorąco. Chło­paki od Macie­re­wi­cza zaczęli kom­bi­no­wać, jak to przy­kryć. No i wymy­ślili. Wyszedł Macie­re­wicz do mediów i powie­dział, że gen. Motacki na wła­sną prośbę pod­dał się bada­niu wario­gra­fem i prze­szedł je pozy­tyw­nie. Nie wiem, czy zro­bił to rze­czy­wi­ście na wła­sną prośbę, ale potem wysy­ła­nie ofi­ce­rów na druty stało się wła­ści­wie powszechne. Jak chcieli kogoś udu­pić, to go naj­pierw o coś oskar­żali. Jak nie chcia­łeś prze­paść, to mówili, że musisz iść na druty. To było masa­kryczne. Mie­li­śmy wtedy dwa wyj­ścia: albo dać się upo­ko­rzyć i pójść na te druty, ale na­dal funk­cjo­no­wać, albo zabrać swoje zabawki i już z tym woj­skiem nie mieć nic wspól­nego. W ten spo­sób wykoń­czyli kilku ludzi. Dobrych porząd­nych ofi­ce­rów.

OFI­CER Z MON-U: Raz doszło do sytu­acji para­no­icz­nej. Na druty miał iść nawet płk Gaj. Kie­dyś Macie­re­wicz powie­dział, żeby się już nie odzy­wał, bo jest z WSI i mu już nie wie­rzy. Gaj powie­dział, że to bzdura, że ni­gdy w WSI nie był i ni­gdy z nimi nie współ­pra­co­wał, a jak mini­ster mu nie wie­rzy, to on może iść na druty. Macie­re­wicz, wście­kły, wtedy rzu­cił: „No dobrze, dobrze. To niech go Bączek weź­mie na wario­graf”. Temat na chwilę ucichł. Po dwóch tygo­dniach odbywa się odprawa kie­row­nic­twa resortu. Pod koniec spo­tka­nia, w punk­cie „sprawy różne”, głos zabiera szef SKW, Piotr Bączek. „Panie mini­strze – zwraca się do Macie­re­wicza – od dwóch tygo­dni codzien­nie pięć po siód­mej rano do mojego sekre­ta­riatu dzwoni jakiś puł­kow­nik Gaj i pyta, kiedy ma się zgło­sić na bada­nia wario­grafem”. Nie wiem, czy służby go prze­ba­dały, czy nie, ale bar­dzo się tego doma­gał.

OFI­CER DOWÓDZ­TWA OPE­RA­CYJ­NEGO: Wykań­cza­nie „nie swo­ich” gene­ra­łów zaczęło się za Macie­re­wi­cza, ale za Błasz­czaka przy­jęło już kurio­zalne roz­miary. Te ostat­nie trzy lata rzą­dów PiS-u, kiedy do MON-u wszedł Błasz­czak, już nie miały nic wspól­nego z woj­skiem. To były wojny pol­sko-pol­skie. Odsu­nięto wtedy na bok masę doświad­czo­nych gene­ra­łów. Jed­nym z nich był gen. Jaro­sław Gro­ma­dziń­ski. Na pole­ce­nie Błasz­czaka two­rzył „Żela­zną Dywi­zję”. Począt­kowo myśle­li­śmy, że to ulu­bie­niec mini­stra, czło­wiek nie do rusze­nia, a tu nagle z dnia na dzień zdej­mują go ze sta­no­wi­ska i prze­no­szą do rezerwy kadro­wej. Oka­zało się, że do Błasz­czaka tra­fiły wtedy jakieś ano­ni­mowe donosy na gene­rała. Podobno te ano­nimy pisali ludzie z krę­gów Kukuły, który czuł, że w oso­bie Gro­ma­dziń­skiego rośnie mu kon­ku­ren­cja. Błasz­czak i jego oto­cze­nie byli już wtedy pod wiel­kim wpły­wem Kukuły. Wycięli Gro­ma­dziń­skiego bez mru­gnię­cia okiem. Wcze­śniej jesz­cze strasz­nie go prze­czoł­gali. Naj­pierw służby zro­biły mu postę­po­wa­nie kon­tro­lne. Nic nie zna­la­zły. Potem wysłali go na druty, żeby spraw­dzić, czy na pewno nie kła­mie. On to wszystko prze­szedł. Ale dla Błasz­czaka i tak był spa­lony.

Wtedy do gen. Gro­ma­dziń­skiego rękę wycią­gnęli szef BBN-u Jacek Sie­wiera i Ame­ry­ka­nie. Tra­fił do ich Mię­dzy­na­ro­do­wego Zespołu do spraw Pomocy Ukra­inie w nie­miec­kim Wies­ba­den. Z tego, co sły­sze­li­śmy, robił tam dobrą robotę. Zresztą dostał za to naj­wyż­sze ukra­iń­skie odzna­cze­nie. To o czymś świad­czy. Gro­ma­dziń­ski, cokol­wiek by o nim mówić, to bar­dzo pra­co­wity i ambitny czło­wiek. Daje z sie­bie sto pro­cent. To też jeden z ostat­nich Mohi­ka­nów. Dowo­dził bry­gadą, dowo­dził dywi­zją, był w struk­tu­rach NATO, był w szta­bie, skoń­czył nor­malny kurs gene­ral­ski. Dla­tego, jak oka­zało się, że mamy obsa­dzić sta­no­wi­sko dowódcy Euro­kor­pusu, to Błasz­czak, chcąc nie chcąc, się­gnął po Gro­ma­dziń­skiego.

OFI­CER WOJSK LĄDO­WYCH: Gro­ma­dziń­skiego w końcu i tak wycięli, gdy był dowódcą Euro­kor­pusu. Zro­biły to jed­nak służby już za nowej wła­dzy, choć w sto­sunku do niego ni­gdy nie było żad­nych zarzu­tów natury kontr­wy­wia­dow­czej. Ale przez pry­watne ani­mo­zje w armii naj­waż­niej­szego pol­skiego gene­rała za gra­nicą obrzu­cono bło­tem. A prze­cież wystar­czy zoba­czyć prze­bieg służby gen. Gro­ma­dziń­skiego, jego aktyw­ność. On ni­gdy nie pra­co­wał przez osiem godzin i do domu. To jest ktoś, kto się poświęca ponad­stan­dar­dowo. Obecna ekipa chce się na nim ode­grać, bo wszedł z nimi w publiczną pole­mikę. W ten spo­sób usu­nięto jedy­nego czło­wieka, który mógłby zapro­wa­dzić porzą­dek w armii, jedy­nego, który jest ide­alny na te czasy. Takich dowód­ców jak Gro­ma­dziń­ski już pra­wie w armii nie mamy. Dziś zostali tacy, któ­rzy boją się żoł­nie­rzy, gdyż żoł­nierz może o coś zapy­tać. A jak zapyta, to dowódca nie odpo­wie, bo brak mu kom­pe­ten­cji. Więc lepiej nie dopusz­czać do sie­bie żoł­nie­rzy. A gen. Gro­ma­dziń­ski potra­fił powie­dzieć: „Nie wiem, ale się dowiem”. Zawsze też mówił: „Dzię­kuję, żoł­nierzu, za pyta­nie, bo jest to dla mnie sygnał, że muszę się tym zająć”. Do tego trzeba mieć IQ.

OFI­CER ZE SZTABU: Dobrym przy­kła­dem nisz­cze­nia przez PiS karier dobrych dowód­ców jest histo­ria gen. Grze­go­rza Grodz­kiego, który był dowódcą 6. Bry­gady. On nie wyczu­wał poli­tycz­nych drgań. Żoł­nierz z krwi i kości – jest roz­kaz, jest zada­nie, wyko­nać. Gość kom­plet­nie nie wie­dział, jak ta gra z mini­ster­stwem wygląda. Wpadł w taki kanał, że w kon­se­kwen­cji nie tylko zdjęli go ze sta­no­wi­ska z dnia na dzień, ale jesz­cze nasłali na niego pro­ku­ra­turę i służby. Do dziś nie wie, o co cho­dziło, o co jest oskar­żany. Nie wiem, czy pro­ku­ra­tor, który sta­wiał mu zarzuty, to wie. Przy­szło zle­ce­nie i tyle. Aż przy­kro patrzeć, jak Grze­siek do dziś, bo po wybo­rach nic się nie zmie­niło, despe­racko wal­czy o spra­wie­dli­wość i swoje dobre imię.

EME­RY­TO­WANY GENE­RAŁ: Leciały gene­ral­skie głowy, a PiS mia­no­wał swo­ich. Dobrym przy­kła­dem pisow­skiej kariery jest gen. Krzysz­tof Radom­ski, który za Macie­re­wi­cza został sze­fem Zarządu Wojsk Pan­cer­nych i Zme­cha­ni­zo­wa­nych w dowódz­twie gene­ral­nym.

OFI­CER SŁU­ŻĄCY W MON-IE: Mini­ster Macie­re­wicz nie kon­sul­to­wał kan­dy­da­tury Radom­skiego z gen. Miro­sła­wem Różań­skim, który był wtedy dowódcą gene­ral­nym. Różań­ski ni­gdy by się nie zgo­dził na tę kan­dy­da­turę, bo Radom­skiego nie cenił. Macie­re­wicz jed­nak nie pytał dowód­ców. Sam odwo­ły­wał ze sta­no­wisk i na nie wyzna­czał. Tak zaczęło się psu­cie woj­ska.

Potem gen. Różań­ski kil­ka­krot­nie pod­czas odpraw ośmie­szył gen. Radom­skiego. Udo­wod­nił, że szef Zarządu Wojsk Pan­cer­nych i Zme­cha­ni­zo­wa­nych nie wie, jak wygląda dru­żyna zme­cha­ni­zo­wana, nie wie, z czego się składa, w jaką broń jest wypo­sa­żona. Różań­ski tej nie­chęci nie ukry­wał nawet póź­niej, kiedy był już w cywilu, za co Radom­ski chciał się z nim nawet sądzić.

OFI­CER Z DOWÓDZ­TWA GENE­RAL­NEGO: To było pod­czas odprawy z pre­zy­den­tem Andrze­jem Dudą i mini­strem Macie­re­wi­czem. Przed­sta­wia­li­śmy wtedy poli­ty­kom zada­nia, jakie reali­zuje dowódz­two gene­ralne, i per­spek­tywę roz­woju woj­ska. Gen. Radom­ski, jako świeżo wyzna­czony przez mini­stra szef wojsk pan­cer­nych i zme­cha­ni­zo­wa­nych, sam się wtedy ośmie­szał. Dostał kilka pytań z poziomu dowódcy dru­żyny, a nie potra­fił na nie odpo­wie­dzieć. Nasz dowódca, gen. Różań­ski zapy­tał go na przy­kład, jaki jest skład dru­żyny. Nawet tego nie wie­dział. W tej odpra­wie uczest­ni­czyło kil­ku­na­stu ofi­ce­rów i wszy­scy tę kom­pro­mi­ta­cję nowego szefa inspek­to­ratu widzieli. Myślę, że Różań­ski nie chciał wtedy ośmie­szyć nomi­nata mini­stra, a jedy­nie wyka­zać jego nie­kom­pe­ten­cję do pia­sto­wa­nia sta­no­wi­ska, na które został wyzna­czony. Co cie­kawe, po tej odpra­wie gen. Radom­skiemu, choć się dość mocno skom­pro­mi­to­wał, włos z głowy nie spadł. Nato­miast sta­no­wi­sko stra­cił bar­dzo kom­pe­tentny dowódca gen. Tomasz Drew­niak, ówcze­sny inspek­tor sił powietrz­nych. Nie zgo­dził się z Macie­re­wi­czem, żeby kupo­wać dla pol­skiego lot­nic­twa stare F-16, które stały gdzieś na pustyni w Sta­nach Zjed­no­czo­nych. Opto­wał za tym, by Pol­ska weszła w pro­gram F-35. Na drugi dzień po odpra­wie ofi­ce­ro­wie z dowódz­twa gene­ralnego poje­chali do Dęblina i tam się dowie­dzieli, że gen. Drew­niak nie jest już inspek­torem sił powietrz­nych. Nato­miast kariera gen. Radom­skiego od tego momentu zaczęła roz­kwi­tać. Ta histo­ria dobrze poka­zuje, na jakich dowód­ców sta­wiał PiS. Sła­bych, niekom­pe­tentnych, mier­nych, ale usłuż­nych i wier­nych.

EME­RY­TO­WANY GENE­RAŁ: Radom­ski, który chciał szybko robić karierę, naprawdę roz­krę­cił się przy Błasz­czaku. Został wtedy sze­fem Inspek­to­ratu Kon­troli Woj­sko­wej, który żoł­nie­rze nazy­wali NKWD, a samego Radom­skiego „Berią”. Co prawda Kosi­niak-Kamysz zdjął go ze sta­no­wi­ska i prze­niósł do rezerwy kadro­wej, ale for­mal­nie słu­żył przez jakiś czas w woj­sku. Teraz już odszedł, ale nie został nawet uka­rany za to, że jako czynny żoł­nierz wystar­to­wał z list PiS-u w wybo­rach samo­rzą­do­wych.

GENE­RAŁ OD NIE­DAWNA W CYWILU: Możemy się tylko cie­szyć, że nie doświad­czamy tego, co Ukra­ina. Życie nie spraw­dziło, czy ludzie, któ­rzy są na sta­no­wi­skach w woj­sku wyzna­czeni przez PiS, nadają się, czy są sku­teczni i przy­czy­nią się do tego, żeby zdol­ność bojowa armii była z każ­dym dniem więk­sza. Tego nie wiemy, bo od momentu, kiedy PiS doszedł do wła­dzy, nie było spraw­dzia­nów goto­wo­ści bojo­wych jed­no­stek typu bry­gada, już nie mówię o dywi­zji.

EDYTA ŻEMŁA: Jak to nie było? Żad­nych? Mimo że tuż obok trwa peł­no­wy­mia­rowa wojna?

GENE­RAŁ OD NIE­DAWNA W CYWILU: Wiem, trudno w to uwie­rzyć, ale naprawdę ich nie było. Za goto­wość i zdol­ność bojową jed­nostki odpo­wiada każdy żoł­nierz na każ­dym sta­no­wi­sku, z dowódcą na czele. Dowódcy nie robią takich spraw­dzia­nów, bo jest im tak wygod­nie. Naj­waż­niej­sza stała się poka­zu­cha, a nie fak­tyczne ćwi­cze­nie woj­ska. Liczą się słupki na papie­rze. Komu­ni­katy, że mamy dwu­stu-, trzy­stu­ty­sięczną armię. Pytam, kto da wię­cej?

Kie­dyś mie­li­śmy trzy dywi­zje, teraz mamy ich niby sześć. Tylko że kie­dyś wszyst­kie były w pełni ukom­ple­to­wane, nasy­cone sprzę­tem i żoł­nie­rzami, a teraz żadna nie jest gotowa do wyj­ścia. To już nie jest woj­sko, tylko oby­wa­tele w mun­du­rach. Nie­stety to ofi­ce­ro­wie zhań­bili te mun­dury, zasto­so­wali się do wyma­gań poli­tycz­nych, nie mieli odwagi mieć innego zda­nia niż poli­tycy. Woj­sko to widzi, dla­tego morale leci na łeb na szyję. Nato­miast jeżeli nie ma morale w woj­sku, to nie ma woj­ska. Morale to jest goto­wość fizyczna i psy­chiczna do pono­sze­nia wszel­kich ofiar, z ofiarą życia włącz­nie. Ale nikt nie będzie gotowy, jeśli nie jest prze­ko­nany, że ta ofiara nie będzie nada­remna i w słusz­nej spra­wie pono­szona.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: