Arsène Lupin – dżentelmen włamywacz. Tom 3. Ucieczka z więzienia - ebook
Arsène Lupin – dżentelmen włamywacz. Tom 3. Ucieczka z więzienia - ebook
Zupełnie nowe przygody dżentelmena-włamywacza, wymyślonego ponad sto lat temu przez Maurice'a Leblanca, czyli adaptacje klasycznych kryminałów w wersji dla dzieci. Tom 3. „Ucieczka z więzienia”. Podkop? Przebranie? Przeskoczenie muru lub przekupienie strażników? Zbyt banalne jak na Mistrza Kradzieży i Włamań. Chcąc pozyskać dodatkowe dowody obciążające skazanego, nie trzeba ułatwiać mu ucieczki z więzienia. On i tak dokona tego wtedy, kiedy uzna to za stosowne. A w międzyczasie – obrabuje właściciela restauracji, ukradnie dorożkę i obieca prokuratorowi, że nie weźmie udziału w swoim procesie. Jak to możliwe? Zajrzyjcie między okładki i nie traćcie nadziei. Arsène Lupin zawsze dotrzymuje słowa!
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8233-691-7 |
Rozmiar pliku: | 5,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Był kwadrans przed siódmą rano, gdy drzwi do celi Arsène’a Lupin otwarto z łoskotem. Aresztant spał twarzą do ściany, słysząc więc szczęk zamka, uniósł głowę i spojrzał na strażników, ściągając brwi.
– Panie Lupin! Wstajemy! – zakomenderował pierwszy z nich.
Arsène zamrugał i przewrócił się na drugi bok. Przetarł twarz dłonią, po czym usiadł na pryczy. Przeciągnął się zamaszyście i uważniej przyjrzał się mężczyznom.
– Stało się coś? – zapytał.
– Przenosimy pana.
– Przenosicie? Dokąd? Mnie tu dobrze.
– Piętro niżej. Do celi numer dwadzieścia cztery.
– Dlaczego tam?
– Wszystkiego się pan dowie.
– Kiedy?
– W swoim czasie.
– O nie! Moi drodzy, mam prawo wiedzieć teraz. I proszę, żebyście przestrzegali regulaminu więzienia.
Strażnicy popatrzyli na siebie i podeszli bliżej.
– Znamy regulamin…
– Więc?
– Od przyszłego tygodnia będzie pan codziennie przesłuchiwany.
– Przesłuchiwany? Wydaje mi się, że złożyłem już stosowne wyjaśnienia…
Strażnik nieco się zniecierpliwił.
– To nie moja sprawa! – niemal wykrzyknął. – Takie mamy polecenie komendanta, a jak pan wie, rozkaz to rozkaz.
– Oczywiście – przyznał Lupin, ziewając. – Rozkaz to rozkaz.
Już miał się podnieść, gdy coś go zaintrygowało.
– Zaraz! – Uniósł palec wskazujący. – A gdzie jest Jerrome, mój stary druh? Chyba nie został zwolniony z pracy?
– Komendant polecił, żeby przenieść go do innego zakładu karnego.
– Co? Znowu komendant?!
Arsène poderwał się na równe nogi.
– Chcę się z nim widzieć! – zażądał.
– Z Jerrome’em?
– Z komendantem!
– Ale jest wczesna godzina…
– Nic nie szkodzi. Skoro mogliście mnie zbudzić, to i do komendanta możecie zaprowadzić. Proszę!
Zdecydowanym ruchem wskazał na korytarz za drzwiami.
– Ale pan komendant…
– Nie interesuje mnie żadne „ale”! – przerwał obcesowo. – Chcę się z nim widzieć! I to już! W przeciwnym wypadku złożę na was skargę.
Ostatnie zdanie podziałało na strażników jak kubeł zimnej wody. Wyprostowali się, poprawili służbowe pałki i otwarli drzwi na oścież.
– Prowadźcie – Lupin nie przestawał dowodzić.
Zgodnie z procedurą jeden ze strażników szedł przed więźniem, a drugi za nim. Żwawym krokiem przeszli przez korytarz, schody i część administracyjną więzienia La Santé, żeby w końcu dotrzeć do gabinetu komendanta Victora Couchy’ego. Zapukali do drzwi.
– Wejść! – usłyszeli i idący przodem strażnik nacisnął klamkę.
Komendant siedział za biurkiem i przeglądał jakieś papiery. Tuż obok stała filiżanka kawy, nad którą lewitował aromatyczny zapach gorącego napoju. Couchy uniósł głowę.
– Lupin? – zdziwił się i wstał, odłożywszy dokumenty.
Przeszedł przed biurko i skrzyżował ręce na piersiach.
– Tak, to ja – przyznał Arsène.
– Co pana do mnie sprowadza o tak nieprzyzwoicie wczesnej porze?
– Dwie sprawy.
– O! – Komendant uniósł brwi. – Aż dwie?
– Tak. Po pierwsze, chciałem zapytać, gdzie podziewa się mój dotychczasowy strażnik, brygadier Jerrome? Podobno przeniósł go pan gdzieś indziej?
Couchy odczekał pół minuty. Dał więźniowi szansę na ochłonięcie.
– To prawda – odparł flegmatycznie. – Komisja więzienna zdecydowała, żeby sprawdził się na innym stanowisku.
– Komisja? Jaka komisja? Nigdy wcześniej nie słyszałem o jakiejś więziennej komisji.
– To możliwe, drogi Lupin. Bo to było jej pierwsze posiedzenie.
– Ha! I pewnie pan był jej przewodniczącym?
– Nie myli się pan. Tak się akurat złożyło…
– Oczywiście! A biedny Jerrome…
– Chwileczkę! – komendant postanowił przejąć inicjatywę. – O co panu właściwie chodzi?
Lupin wziął głęboki oddech.
– Żal mi Jerrome’a, a poza tym dobrze się nam współpracowało.
– Tego się właśnie obawiałem.
– Czego?
– Że wciągnie go pan w swoje gierki i nawet zza murów La Santé nadal będzie pan kierował swoim syndykatem zbrodni.
Lupin wzruszył ramionami.
– Och, przesadza pan, komendancie. Jaki tam syndykat…
– Już ja wiem swoje. A kradzież w zamku Malaquis?
– Przecież baron wycofał wniosek. Czytałem w prasie, że odzyskał absolutnie wszystkie rzeczy.
– Odzyskał, odzyskał – zamruczał komendant. – Ale za jaką cenę? Detektyw Ganimard opowiedział mi to i owo.
– Poczciwy Ganimard? Ma trochę zbyt długi język. I to go gubi. Poza tym, skoro twierdzi to, co twierdzi, to dlaczego nie ściga tych moich niby-wspólników, hę? Wie pan dlaczego, komendancie?
– Dlaczego?
– Bo nie ma żadnych dowodów. Ot, cała filozofia. Opowiedziałem mu to, co mu opowiedziałem, ale on nie słucha ze zrozumieniem.
Couchy uśmiechnął się delikatnie.
– Podobno zapowiedział mu pan, że nie zamierza pan brać udziału w swoim procesie?
– Tak. I panu mogę powiedzieć to samo.
– Myśli pan o ucieczce z mojego więzienia?
– Pańskiego? – zapytał Lupin z naciskiem.
Komendant machnął ręką i włożył dłonie do kieszeni spodni.
– Jak zwał, tak zwał. Niech pan nawet nie próbuje.
Tym razem Lupin nic nie odpowiedział. Jedynie szeroko się uśmiechnął i wzruszył ramionami.
– Dobrze panu radzę – dodał Couchy. – A ta druga sprawa?
– Druga? Ach, byłbym zapomniał. – Arsène palnął się dłonią w czoło. – Chciałbym zapytać o moje przenosiny. Z czym to ma związek?
– Z tym, że od jutra, codziennie w południe będziemy pana wozić do paryskiej prokuratury, gdzie w obecności sędziego pomocniczego będzie pan przesłuchiwany. Z celi numer dwadzieścia cztery łatwiej nam będzie przeprowadzić pana do samochodu.
– Codziennie?
– Niestety. – Komendant rozłożył ręce. – Takie mamy polecenie.
– Kto je wydał?
Couchy wrócił na swoje miejsce za biurkiem, usiadł i przerzucił kilka kartek leżących luzem na blacie. W końcu odnalazł odpowiedni dokument.
– Sędzia Gerard Vendome – odczytał.
– Służbista.
– To prawda.
– I co ja mam tam niby robić?
– Pojedzie pan jedną z naszych karetek więziennych w asyście czterech moich zuchów, odpowie na pytania prokuratora oraz sędziego i grzecznie, w ten sam sposób wróci pan do La Santé. Rozumiemy się? – Wymownie spojrzał więźniowi w oczy.
– Karetką, mówi pan… – Lupin zamyślił się i chwycił się za brodę.
– Nie radzę próbować żadnych cwanych sztuczek. Niech pan sobie nie wyobraża, że uda się panu uciec – zastrzegł Couchy. – Będzie pan tu siedział…
– Panie komendancie – przerwał mu rozmówca, krzywiąc się. – Lupin siedzi w więzieniu tylko tyle, ile ma ochotę. Proszę to zapamiętać.
Couchy spoważniał. Wstał i zbliżył się do aresztanta; ręce założył za siebie.
– Wyprowadzić więźnia – wycedził przez zęby.
Strażnicy zasalutowali zgodnie z procedurą i wyszli na zewnątrz. Po drodze do celi nie odezwali się ani słowem. Pozwolili Arsène’owi zabrać jego rzeczy, a ponieważ była to w zasadzie sama drobnica – mydło, ręcznik, szczoteczka do zębów, grzebień, przybory do golenia, flakonik perfum, szmatka do przecierania monokla, blaszany kubek i taki sam talerzyk – zgodzili się, aby umieścił to we wnętrzu siedziska drewnianego taboretu. Lupin odwrócił krzesełko do góry nogami i wpakował wszystko do środka. Szczoteczka zadzwoniła, uderzając o brzeg kubka. Aresztant rozejrzał się jeszcze wokół i wyszedł na korytarz. Strażnicy poprowadzili go schodami w dół, po czym umieścili w nowej celi. W zasadzie nie różniła się niczym od poprzedniej – była prawie identycznie wyposażona i tak samo ponura.
– Poinformujemy straż zewnętrzną, że od dziś posiłki będzie pan jadał tutaj – zakomunikował jeden ze strażników.
Nim jednak skończył, za drzwiami odezwał się znajomy dzwoneczek.
– Śniadanie dla pana Lupin!
– O wilku mowa!
Strażnicy szeroko rozdziawili usta. Jak to możliwe? Lupin od dwóch minut jest w nowej celi, a już wszyscy wiedzą, gdzie go szukać? Ani chybi musi mieć nadprzyrodzone moce, żeby komunikować się ze światem zewnętrznym tak, że właściwie nie wiadomo, kiedy i w jaki sposób to robi.
Arsène rozłożył białą serwetę i wetknął ją sobie pod brodę. Na śniadanie zaserwowano omlet ze szpinakiem i herbatę z owoców dzikiej róży. Jej zapach zwalał z nóg. Lupin sam sobie życzył smacznego i wbił widelec w omlet.
A W NASTĘPNYM TOMIE...
PODKOP? PRZEBRANIE? PRZESKOCZENIE MURU LUB PRZEKUPIENIE STRAŻNIKÓW? ZBYT BANALNE JAK NA MISTRZA KRADZIEŻY I WŁAMAŃ. CHCĄC POZYSKAĆ DODATKOWE DOWODY OBCIĄŻAJĄCE SKAZANEGO, NIE TRZEBA UŁATWIAĆ MU UCIECZKI Z WIĘZIENIA. ON I TAK DOKONA TEGO WTEDY, KIEDY UZNA TO ZA STOSOWNE. A W MIĘDZYCZASIE – OBRABUJE WŁAŚCICIELA RESTAURACJI, UKRADNIE DOROŻKĘ I OBIECA PROKURATOROWI, ŻE NIE WEŹMIE UDZIAŁU W SWOIM PROCESIE. JAK TO MOŻLIWE? ZAJRZYJCIE MIĘDZY OKŁADKI I NIE TRAĆCIE NADZIEI. ARSÈNE LUPIN ZAWSZE DOTRZYMUJE SŁOWA!