Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • promocja

Artefakty Uranosa. Losy króla Słońca. Tom 3 - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Format:
EPUB
Data wydania:
9 maja 2025
3298 pkt
punktów Virtualo

Artefakty Uranosa. Losy króla Słońca. Tom 3 - ebook

 

Migotliwe królestwa Fae. Ich pełne przepychu oraz intryg dwory w trzecim tomie serii "Artefakty Uranosa".

"Nigdy nie pomyślałabym, że kiedyś poczuję się tak, jak czułam się dzięki niemu. Bezpieczna. Pożądana. Piękna".
Lor ma już w posiadaniu zagubiony Artefakt, ale to nie oznacza końca jej problemów. Kolejny żądny władzy monarcha pragnie jej krwi i mocy. Gdy dziewczyna wróci do Afelionu, żeby zgłębić tajemnicę swojej przeszłości, dotrze do niej najboleśniej to, co już przeczuwała – że w lśniącym królestwie Słońca nie wszystko złoto, co się świeci. Lor będzie musiała odwiedzić kolejne królestwa i odkryć jeszcze wiele sekretów dotyczących swojej rodziny, aby zrozumieć, jaki los jest jej pisany. I jak ma poradzić sobie z własnymi uczuciami, które budzi w niej mroczny książę.

Artefakty znalazły się na liście 10 moich ulubionych serii wszechczasów, a to dopiero trzeci tom. Intryga polityczna i totalnie gorące napięcie między Lorem i Nadirem. Po prostu nigdy nie mam dość! Nie mogę się doczekać, aż przeczytam wszystko, co napisze Nisha J. Tuli.
Danielle Pulliam, Goodreads

Poprzednie książki były fantastyczne, ale Losy króla Słońca są NIESAMOWITE. Nie czytałam serii, która z każdym wydanym tomem zwiększałaby moje podekscytowanie, niepokój i ból serca. Zakochiwałam się i odkochiwałam, odkrywając przeszłość każdej postaci i historię Uranosa.
Joy, Amazon

Cierpiałam. A jednocześnie czułam się z tego powodu szczęśliwa. Przyznałabym nieskończoność gwiazdek.
Erica, Goodreads

Nisha J. Tuli - kanadyjska autorka powieści romantasy. Czerpie pisarskie inspiracje ze swojego hinduskiego dziedzictwa, tworząc barwne scenerie i pociągające postaci. Pragnie, by podczas lektury jej książek czytelnicy nie mogli złapać tchu, więc jej bohaterowie muszą wycierpieć swoje, zanim dotrą do happy endu. Seria Artefakty Uranosa stała się hitem BookToka.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8387-893-5
Rozmiar pliku: 3,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OD AUTORKI

Drogie Czytelniczki,

witajcie z powrotem w Uranosie! Wiem, że niektóre z Was czekały na tę książkę bardzo długo, jestem więc niesamowicie podekscytowana, mogąc w końcu się nią z Wami podzielić. Dziękuję za Wasze cierpliwość, entuzjazm i uprzejmość, zwłaszcza że na tę część musiałyście poczekać trochę dłużej.

Dziękuję wszystkim, którzy pisali do mnie, by przekazać, jak bardzo pokochali tę historię. Doceniam każdą wiadomość – dzięki nim staram się, by moje książki były tak dobre, jak tylko mogą być. Ta część okazała się dla mnie najtrudniejsza do napisania, ale wy sprawiacie, że warto.

A teraz, gdy jest już w Waszych rękach, palę się do tego, by podzielić się z wami Losami króla Słońca. Znajdziecie tutaj akcję i wysoką stawkę, które pokochaliście w Tronie królowej Słońca, jak również napięcie, niepokój i żart z Dworu Króla Zorzy. Przelałam na te strony swoje serce i duszę, i mam nadzieję, że spodoba się Wam dalszy ciąg przygody Lor i jej przyjaciół.

Jak zwykle poniżej znajdziecie listę ostrzeżeń dotyczących treści, jeśli macie ochotę się z nimi zapoznać. Jeśli nie, przejdźcie od razu do spisu bohaterów, a następnie do rozdziału 1, w którym nasza opowieść rozpocznie się z powrotem w Afelionie.

Uściski

Nisha

Ostrzeżenie dotyczące treści: W tej książce znajdziecie te same treści i tematy co w poprzednich tomach: wspomnienie napaści seksualnej, trochę przemocy, śmierć, tortury i krew. Bohaterowie przeklinają i uprawiają seks, pojawiają się wątki rozmyślania o samobójstwie i nadużywania alkoholu.SPIS BOHATERÓW

Lor: Nasza główna bohaterka i główna twardzielka naszego świata, nie trzeba jej przedstawiać. Przez dwanaście lat była więźniarką w Nostrazie. Zmuszona do udziału w Próbach mających na celu wyłonienie nowej królowej Słońca. Ma sporo sekretów – być może jest nawet zaginioną członkinią rodziny królewskiej. Nie ma zamiaru znosić zaborczych zachowań fae. Nie dotykaj jej mydła!

Nadir: Książę Zorzy. Porwał Lor z pałacu Słońca w Afelionie tuż po Próbach. Pomógł jej odnaleźć Koronę. Podczas ucieczki przed jego ojcem uratowała go magia Lor. Odrobinę porywczy i cierpiący z powodu uczuć, które być może żywi do naszej bohaterki.

Tristan: Brat Lor – najstarszy z trójki rodzeństwa. Również żył w Nostrazie, gdzie za wszelką cenę chronił swoje siostry. Słabo włada magią, dopiero go poznajemy. Ale i on opowie nam swoją historię.

Willow: Starsza siostra Lor – środkowe dziecko, ta spokojna. Lor i Tristan chronili ją zawsze i wszędzie. Zasypia, nie myśląc o krwawej zemście. Właśnie zapoznała się z pewną księżniczką Zorzy.

Amya: Księżniczka Zorzy i młodsza siostra Nadira. Ta miła. Nasza księżniczka-gotka, z pasemkami w kolorach zorzy i szafą pełną ubrań, za które gotowe byłybyśmy zabić.

Mael: Kapitan gwardii Nadira. Jego najlepszy przyjaciel i „ten zabawny”.

Atlas: Jeśli zapomniałyście, kim jest Atlas… Nie, to niemożliwe. Król Słońca. Mistrz manipulacji. Wyciągnął Lor z Nostrazy, by – z jakiegoś tajemniczego powodu, który być może poznacie w tym tomie – wzięła udział w Próbach. Nie jest blondynem, choć wszyscy porównują go do pewnego władcy Dworu Wiosny (kto wie, ten wie).

Gabriel: Znacie go i kochacie, a teraz do was wrócił. Jeden z członków straży króla Słońca i opiekun Lor podczas Prób. Jest gburowaty, ale na swój sposób uroczy. Ma skrzydła i pretensje do całego świata, ale kto wie, może nie bez powodu. To on jest blondynem.

Rion: Król Zorzy. Możecie go pamiętać z tego, że zamknął Lor i jej rodzeństwo w więzieniu i przez jakiś czas ją torturował. Ciągle jej szuka. Jej i swojego syna. W zasadzie wszyscy są na jego czarnej liście.

Meora: Matka Nadira i Amyi. Królowa Zorzy. Jej jedynym błędem było poznanie Riona, który ukarał ją za urodzenie ich pierwszego dziecka – Nadira. Rion, wiążąc się przelotnie z Meorą, chciał jedynie wywołać zazdrość u swojej ówczesnej dziewczyny. W efekcie Meora przestała mówić, a my musimy pozbyć się Riona, by ją uwolnić.

Cœur: Babka Lor i dawna królowa Serca, która zniszczyła świat. Władza uderzyła jej do głowy. Nie żyje.

Wolf: Dziadek Lor i dawny król Arborii, który pomagał Cœur w jej niszczycielskich planach. Wydawał się miłym gościem, ale pozwalał jej się rozszaleć, więc nie jest bez winy. Również nie żyje.

Daedra: prababka Lor. Matka Cœur. Dawna królowa Serca, która robiła co mogła, ale rola matki jest niewdzięczna, a dzieci czasem nie są takie, jakie byśmy chcieli. Również… nie żyje.

Cloris Payne: Wysoka Kapłanka Zerry, która pomagała Cœur i Wolfowi, dopóki nie postradała zmysłów, zmuszona do noszenia kajdanek z arkturytu. Chyba już wiecie, co teraz powiem. Nie żyje.

Apricia: Ona z kolei niestety żyje. Tak, tak. Podczas Prób wyłaniających kolejną królową Słońca odegrała rolę naczelnej suki. No i wygrała, zostając tym samym królową Afelionu. Czy jego mieszkańcy nie wycierpieli już wystarczająco dużo?

Callias: Najpopularniejszy stylista Afelionu, posiadacz bardzo długiego członka. Chyba więcej nie trzeba mówić.

Halo: Upadła trybutka. Zaprzyjaźniła się z Lor podczas Prób.

Marici: Kolejna upadła trybutka. Dziewczyna Halo i przyjaciółka Lor. No dobrze, na początku nie były może zbyt miłe dla Lor, ale w końcu się dogadały. A teraz Halo i Marici pragną jedynie być razem.

Hylene: Przyjaciółka Nadira. Ma długie rude włosy, nie bierze jeńców. Wkrótce poznacie ją lepiej.

Etienne: Kolejny członek kręgu Nadira. Nie mówi zbyt wiele, ale jest przydatny. Przekonacie się.

Zerra: Bóg/bogini (używamy tych słów zamiennie, bo czemu nie?) Uranosa. Istota najwyższa. Ta, która rządzi wszystkimi.

Cedr: Król Arborii, znajdującego się na wschodzie leśnego królestwa, władający magią drzew. Prawuj Lor i jej rodzeństwa.

Elswyth: Królowa Arborii. Praciotka.

Cyjan: Władca Alluvionu, królestwa wody. Ma niebieskie włosy i błękitną skórę. Na razie nie wiemy o nim zbyt wiele. Obecnie szuka partnerki, z którą się złączy.

Bronte: Władczyni Toru, królestwa gór. Złączona z Yaelem.

D’Arcy: Władczyni Celestrii, królestwa nieba. Miała kilku złączonych partnerów. Na razie.ROZDZIAŁ PIERWSZY. GABRIEL

Afelion, pałac Słońca

Za lewym okiem pulsował ból, przypominając mi o chwili, w której mój wściekły kochanek ścisnął mnie za jaja, gdy znalazł mnie między udami swojej siostry. Powiedziałem mu, że z zazdrością mu nie do twarzy, co oczywiście tylko pogorszyło sprawę.

Miałem wrażenie, jakby ktoś dźgał mnie nożem w skroń. Złote klucze zabrzęczały mi w dłoni – cóż za okropny dźwięk. Były zbyt błyszczące i jasne w słabym świetle korytarza. Wyglądały, jakby kpiły z tego, co mieszka w tym opuszczonym kącie pałacu, pilnie strzeżone pod kurtyną cieni.

Moje kroki odbijały się w ciszy, niczym żyletki przecinające bębenki w moich uszach. Każdy krok był bardziej złowróżbny od poprzedniego.

Nienawidziłem mojego zadania i jednocześnie nie mogłem się go doczekać.

Gdy dotarłem do drzwi, zatrzymałem się i wziąłem głęboki, uspokajający oddech, po czym włożyłem klucz do zamka i przekręciłem go. Drzwi otworzyły się na dokładnie naoliwionych zawiasach, ciche jak drobinki kurzu unoszące się w promieniu słońca. Choć znajdowałem się daleko od ciekawskiego, ostrego słuchu wysokich fae, trzeba było uważać na niezliczone warstwy zakopanych tu sekretów.

Dzięki swoim mocom tworzenia iluzji Atlas sprawił, że przechodnie nie zwracają uwagi na ten zakątek; ich oczy przesuwają się po sklepionym ciemnym korytarzu. Są pewni, że coś dostrzegli, ale chwilę później to znika, a oni przecież mają lepsze rzeczy do roboty niż się nad tym zastanawiać.

I tak już było od prawie stu lat.

Po drugiej stronie korytarza prowadziły w górę kamienne spiralne schody. Moje zawzięte kroki uderzały o ziemię jak gwoździe o stal, a schowane w ciasnym kącie schody przyprawiły mnie o zadyszkę. Na półpiętrze znajdowały się kolejne drzwi – cięższe i mocniejsze, wzmocnione żelaznymi zasuwami i ryglami oraz barierą z magii ochronnej. Nawet dorosły królewski fae miałby problemy z wejściem.

Wyjąłem inny klucz z pęku i otworzyłem je – te drzwi również naoliwiono tak, by nie wydawały żadnego dźwięku. Pokój w wieży był wystarczająco duży, by znalazło się w nim miejsce dla jedynego wrzuconego tam mieszkańca. W przeciwieństwie do pozostałych części pałacu Słońca nie było tu żadnych złotych sideł, olśniewających ozdób czy powierzchni wypolerowanych na wysoki błysk. Tutaj podłogi i ściany zrobiono z kamienia, a wszystko było szare i wypłowiałe, jak wspomnienie, które próbuje się wymazać.

Biegnące wokół pomieszczenia okna oferowały zapierający widok na Afelion z każdej strony świata. Prowokujący błękit oceanu. Połyskujące kopuły miejskich budynków. Cień leżącej na południu Umbry.

Nie mogłem zdecydować, czy król uznawał dostęp do tej panoramy za uprzejmość ze swojej strony, czy może kolejną karę za grzech, który popełniono wyłącznie w jego głowie. Podejrzewam, że to drugie. Bycie zamkniętym w tym miejscu, zmuszonym oglądać świat zewnętrzny, którego nie można dotknąć, samo w sobie było jak więzienie.

Kompas moralny Atlasa od zawsze był chwiejny, ale wiele lat temu opuścił go na dobre. Zapomniałem wręcz, że kiedyś w ogóle go posiadał.

Dałem sobie chwilę, by zebrać się w sobie, po czym przeniosłem spojrzenie na postać na łóżku. Tyr leżał na boku z kolanami podciągniętymi pod brodę. Wychudzonymi dłońmi ściskał pościel, a jego spojrzenie było odległe i puste. Niegdyś jego oczy były błyszczące i błękitne jak morze, ale dekady spędzone w zamknięciu sprawiły, że przygasły, wyglądały na udręczone i poszarzałe. To samo stało się z jego niegdyś lśniącymi blond włosami – zniszczyły je czas, udręka i lata spędzone bez słońca.

Podszedłem do niego i kucnąłem, tak by znaleźć się twarzą w twarz z królewskim fae, który kiedyś był władcą Afelionu. I który nadal nim jest, ale wie o tym zaledwie jedenaście osób na świecie – a dziesiątka z nich za pomocą magii została zmuszona do milczenia.

– Jak się dzisiaj czujesz? – zapytałem, choć nie spodziewałem się odpowiedzi.

Spojrzenie Tyra padło na mnie na krótką chwilę. Słuchał, gdy do niego mówię, ale rzadko odpowiadał. Robił to tylko wtedy, kiedy miał dobry dzień, jeśli można tak to nazwać. A te zdarzały się coraz rzadziej i minęły już tygodnie, od kiedy ostatnio się odezwał.

– Planujemy już ceremonię złączenia – powiedziałem, po czym wstałem i przeszedłem przez pokój, by rozładować przyniesioną torbę. Włożyłem jej zawartość do komody stojącej przy przeciwległej ścianie.

Atlas nie ufał pałacowej służbie, więc opieka nad Tyrem przypadła mnie i dziewięciu innym wartownikom. Ale Tyr wprawiał moich braci w zakłopotanie, więc głównie ja się nim zajmowałem. To jedno z niewielu zadań, które wykonywałem bez urazy, bo nie ufałem, że inni robiliby to we właściwy sposób.

Jak zwykle przyniosłem mu sporo suszonej żywności, kilka bochenków chleba, wielkie kawały sera, owoce i warzywa, wino, piwo i wodę. Wiedziałem, że zaczeka, aż odejdę, a potem zje wszystko, co odrobinę mnie pocieszało. Przynajmniej się nie głodził. Musiałem doceniać każde małe zwycięstwo.

– Lista gości królowej będzie pewnie tak długa, że można by nią dwukrotnie owinąć całe miasto – mówiłem dalej.

Nikt na pewno nie nazwałby mnie gadułą, ale nienawidziłem ciszy czającej się w kątach tego pokoju, kiedy Tyr nie był w nastroju do rozmowy, więc bełkotałem w próżnię jak idiota.

– Zrobiła straszną aferę, bo znów zanosi się na opóźnienie.

Gdy tak trajkotałem, pomyślałem o tym wszystkim, co wydarzyło się przez ostatnich kilka miesięcy. O tych wszystkich niezrozumiałych dla mnie częściach planu Atlasa, by się z nią złączyć. Nie jest Pierwszorzędnym ani władcą po ceremonii wywyższenia, nie byłem więc pewien, co chce osiągnąć. Jednocześnie nie rozumiałem również, na co czeka. Zorganizował Próby, by znaleźć partnerkę, przynajmniej tak mi się wydawało, a Lustro wybrało Apricię. Powinno więc być już po wszystkim.

Jednak Atlas cały czas wszystko odkładał, a piskliwe wrzaski Apricii słychać było zapewne nawet w Zorzy. Cała ta sytuacja doprowadzała mnie do szewskiej pasji. Rozumiałem, że to wszystko miało coś wspólnego z Lor, ale po miesiącach spędzonych na poszukiwaniu odpowiedzi ani trochę się do niej nie zbliżyłem.

Jedyne, co było dla mnie jasne, to to, że musiałem czegoś nie dostrzec w kobiecie, która podczas Prób zamieniła moje życie w piekło, choć niechętnie muszę przyznać, że pod sam koniec zacząłem zmieniać o niej zdanie. Była jak irytujący zwierzak, którego trudno byłoby wyrzucić na bruk, chociaż ciągle gryzł twoje buty.

Wyczułem, że Tyr słucha mojej paplaniny o królestwie i najnowszych wieściach z miasta. Raporty z Umbry mówiły, że na ulicach coraz częściej dochodzi do zamieszek. Niscy fae domagają się prawa do zakupu nieruchomości we wszystkich dwudziestu czterech dzielnicach, ale na rozkaz Atlasa ich oferty zakupu domu w wyższych dzielnicach nie są akceptowane przez radę miasta. Pomimo że wszystko sprzysięgło się przeciwko nim, wielu z niskich fae udało się zebrać wystarczającą sumkę, by kupić dom poza Umbrą, jednak Atlas ignoruje ich prośby.

Nigdy nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego nadal mieszkają tutaj, zamiast udać się do Arborii lub Alluvionu, gdzie żyliby na równych warunkach z wysokimi fae. Wiem jednak, że porzucenie miejsca, które nazywa się domem, nie jest tak proste, jak może się wydawać. Poza tym to niesprawiedliwe, że się ich stąd wypycha.

Nie mówiąc już o tym, że wędrowni kłusownicy króla Zorzy są wystarczającym zagrożeniem, by niscy fae zostali za murami naszego królestwa. Może i w Afelionie nie mają zbyt wielu praw, ale tu i tak czeka ich lepszy los niż w kopalniach Zorzy.

– Głodny? – zapytałem Tyra, nakładając mu jedzenie na talerz. Pokroiłem kilka plastrów jego ulubionego sera, dodałem parę krakersów i eklera, które uwielbiał. Nalałem mu też hojną szklaneczkę dobrej whisky, którą mu kupiłem – kosztowała niemal tyle co mieszkanie w jednym z niższych dystryktów, ale przecież nie powinno mu się zabraniać, by od czasu do czasu sobie dogodził.

Położyłem jedzenie na stole przy łóżku i zerknąłem na niego, zastanawiając się, czy ma dobry, czy raczej kiepski dzień. Prawie nie reagował na moją obecność, co chyba powinno wystarczyć mi jako odpowiedź.

Przesunąłem wzrokiem na kajdany z arkturytu, które zaciskały się na jego szyi i nadgarstkach. Roziskrzony niebieski kamień wykopany z Gór Beltza daleko na północy odciął Tyra od magii w dniu, kiedy Atlas zamknął go w tym pokoju.

Atlas użył przysięgi wartownika przeciwko mnie i moim braciom i przekonał Tyra, by oddał mu władzę nad Afelionem. Zostaliśmy zmuszeni pojmać Tyra wbrew naszej woli, zakuć go w kajdany i zamknąć – prawdopodobnie na zawsze albo dopóki… nie dojdzie do jakiejś drastycznej zmiany.

To wspomnienie nawiedzało mnie w koszmarach i na jawie, ale nie miałem wyboru. Nadal go nie mam. Sprzeciwienie się woli króla równa się niewyobrażalnej ilości bólu, który w końcu prowadzi do śmierci. Rozważałem to wiele razy. Chciałem, by moja niesubordynacja doprowadziła mnie do końca. Ale wtedy Tyr zostałby sam, a ja nie mogłem polegać na innych, nie dbaliby o niego tak, jak robię to ja. W ten sposób przynajmniej jestem w stanie zrobić cokolwiek, choć pogardzam samym sobą, gdy tylko tu przychodzę.

Tyr obserwował, jak siadam na krześle w kącie pomieszczenia, podnoszę leżącą na stoliku książkę i odnajduję stronę, na której skończyliśmy czytanie dwa dni temu. Przez lata przeczytałem mu setki książek. Nie chciał robić tego sam, zawsze czekał, aż przyjdę. To kolejny mały gest, który mogłem mu zaoferować. Może dzięki temu jego życie będzie choć odrobinę mniej nędzne.

Czytając, kątem oka zauważyłem, że jego oczy poruszają się tak, jakby podążały za słowami na kartce. Byłem pewien, że słucha każdej sylaby, ale kiedy zdarzało mu się odezwać, martwiłem się, że słyszę jego głos po raz ostatni.

Czasem leżał tak nieruchomo, jakby już go nie było. Ostatnio miałem wrażenie, że jego stan pogarsza się szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. Już dawno temu udało mi się potwierdzić, że przedłużony kontakt z arkturytem powoduje powolną erozję zmysłów wysokich fae. Nie miałem pojęcia, co planuje Atlas. Nie mógł zabić Tyra – Lustro przeniosłoby magię na prawdziwego Pierwszorzędnego, a on straciłby wszystko, co od wieków próbował zdobyć.

Po godzinie zamknąłem książkę i wstałem, wiedząc, że czekają mnie setki innych obowiązków.

Tyr jak zwykle jedzenia nawet nie tknął. Nigdy nie rozumiałem, dlaczego nie chciał jeść przy mnie, ale nie wypytywałem go o to. Człowiek zmuszony do takiej egzystencji ma prawo do swoich dziwactw. Przynajmniej wiedziałem, że w ogóle coś je. I to musiało mi na razie wystarczyć.

Stanąłem nad nim, żałując, że nie mogę zrobić nic więcej. Założyłem mu za ucho kosmyk suchych, szorstkich włosów. Wkrótce trzeba będzie je przyciąć, podobnie jak gęstniejącą brodę. Następnym razem przyniosę nożyczki i brzytwę. Z oczywistych względów nie mogłem ich tutaj zostawić. Zauważyłem też, że jego tunika wygląda na znoszoną. Może przyszedł czas, by przynieść mu nowe ubrania.

– Wrócę jutro – powiedziałem, starając się ukryć rozrzewnienie. – Zjedz coś.

Tyr zamrugał, jakby chciał dać mi do zrozumienia, że mnie usłyszał. Przynajmniej taką miałem nadzieję. Tęsknię za nim i za tym wszystkim, czym niemal byliśmy.

Raz jeszcze omiotłem pokój spojrzeniem, kiedy nagle podłoga zaczęła drżeć. Kolejny wstrząs. Zaczęły się kilka tygodni temu, ale nadal nie mamy pojęcia, co jest ich źródłem.

Nieważne. To nie moje zmartwienie. Miałem teraz setki innych.

Gdy dudnienie ustało, zamknąłem delikatnie drzwi i zszedłem po schodach, kierując się do komnat Atlasa.

Minąłem straże i zapukałem do królewskiego gabinetu.

– Atlasie? – zawołałem.

– Wejdź – odezwał się głos po drugiej stronie.

Król stał przy oknie, trzymał w dłoni kubek z herbatą i spoglądał na miejski krajobraz.

– Właśnie u niego byłem – szepnąłem. Gabinet miał założone osłony przeciwko podsłuchom, ale nie mogłem powstrzymać się przed ściszeniem głosu, kiedy rozmawiałem o sprawach sekretnych. Niewłaściwym byłoby mówienie o nich na głos. Jakbym normalizował coś, co nigdy nie powinno zostać uznane za normalne.

– Hmm – odparł Atlas, nadal skupiony na widoku za oknem.

Całe szczęście nie zauważył, jak zacisnęła się moja szczęka na widok jego obojętności. Fakt, że absolutnie nie przejmował się bratem, któremu ukradł całe życie, przyprawiał mnie o taką wściekłość, że niemal zaczynałem widzieć na czerwono.

W końcu Atlas odepchnął się od okna i usiadł na lśniącej skórzanej kanapie pośrodku pokoju. Upił długi łyk herbaty, po czym rozsiadł się wygodnie i przesłał mi spojrzenie mówiące: „Czy masz zamiar zawracać mi głowę czymś jeszcze?”.

– Jest z nim coraz gorzej – naciskałem. – Kajdany…

– Zostają na miejscu – dokończył Atlas tonem sugerującym, że nie będzie tolerował powrotu do tego tematu.

– Ale one go zabijają.

Atlas uniósł brew i przesłał mi zimne spojrzenie.

– A co mam według ciebie zrobić? Zdjąć je, żeby on zabił mnie?

Król przeszył mnie wzrokiem, jakby rzucał mi wyzwanie. Znamy się od dawna. Atlas może i nazywa nas przyjaciółmi, ale trudno mi postrzegać tę relację w taki sposób. Kiedy jedna strona trzyma całą władzę, a druga jest ledwie sługą będącym na każde zawołanie, jest to coś o wiele bardziej skomplikowanego niż przyjaźń.

Oparłem się pokusie, by uwolnić prawdę, która żarła mnie w język jak kwas – że owszem, z przyjemnością bym zobaczył, jak Tyr się uwalnia i karze Atlasa za to wszystko, co ten zrobił.

– Nie – odpowiedziałem szorstko. – Ale to zabija jego.

Podkreśliłem ostatnie słowo, mając nadzieję, że uda mi się tym zwrócić uwagę Atlasa. W oczach Lustra śmierć przez zaniedbanie jest traktowana tak samo jak poderżnięcie gardła sztyletem.

– Jeśli czegoś nie zrobisz… – Nie dokończyłem zdania, pozwalając, by zawisła nad nami groźba tego, co może się wydarzyć.

– Wszystko będzie w porządku, gdy się złączę – odpowiedział Atlas, machając ręką, a ja zapragnąłem domagać się wyjaśnienia tych słów.

– A właśnie – zapytałem zamiast tego, choć wiedziałem, że Atlas nie odpowie – słyszałem, że znów przesunąłeś datę ceremonii. Jeśli złączenie ma rozwiązać tę sytuację, to dlaczego wciąż je odraczasz?

W co on pogrywał? Odmawiał złączenia się z Apricią, jednocześnie wychwalając jej zalety. To nie miało żadnego sensu.

– Mam swoje powody – odpowiedział, jak zwykle unikając prawdy. – Masz już jakieś informacje na temat tego, gdzie teraz jest Lor?

– To wszystko jest z nią jakoś związane – powiedziałem. Nie pierwszy raz odbywaliśmy tę rozmowę, i z całą pewnością nie ostatni. – Powiedz mi, co się dzieje. Dlaczego ona jest taka ważna?

Atlas przeciągnął się i upił łyk herbaty.

– Im mniej wiesz, tym lepiej, Gabrielu. Robię to, by cię chronić. Mam na uwadze wyłącznie twoje dobro.

Zignorowałem to wyjątkowo absurdalne wyjaśnienie i naciskałem dalej.

– Ale gdybym wiedział, łatwiej byłoby mi ci pomagać. Nie szukałbym na ślepo.

To była prawda, ale stanowiąca tylko część powodów, dla których chciałem to wiedzieć. W rzeczywistości pragnąłem zrozumieć, po której stronie powinienem się opowiedzieć.

Atlas westchnął przeciągle, jakbym to ja się tutaj mylił.

– Wiedza, dlaczego jej potrzebuję, nie pomoże ci jej odnaleźć. Masz jakiekolwiek informacje, gdzie ona się, kurwa, znajduje?

Pokręciłem głową. Miałem pewne myśli i teorie na temat miejsca jej pobytu, ale coś powstrzymywało mnie przed podzieleniem się nimi z Atlasem. Przeczucie głęboko w środku podpowiadało mi, że postępuję właściwie.

Nadir zjawił się na balu królowej Słońca, wypytując o zaginioną dziewczynę. Zaniepokojony, że Atlas zrobi z Lor coś lekkomyślnego, wyjawiłem jej obecność Nadirowi, a przynajmniej się starałem. Zobaczył tatuaż na jej ramieniu, zanim Atlas wyrzucił go z pałacu? Czy to Nadir ją zabrał? Dlaczego w ogóle miałby się nią przejmować i dlaczego ja się nią przejmuję?

Mimo wszystko moim obowiązkiem jest chronienie Atlasa nie dla niego samego, a dla Tyra.

Lor zniknęła tamtej nocy i nie pozostał po niej żaden ślad, a ja zaczynałem się zastanawiać, czy nie rozpłynęła się w powietrzu. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby jakimś cudem udało się jej uciec. Niemal od początku byłem pewien, że coś ukrywa. Przechodząc przez Próby, udowodniła też, że jest zaradna, nawet biorąc pod uwagę, że miała pomoc.

– Musisz ją znaleźć – kontynuował Atlas. – Od tego zależy przyszłość królestwa.

– Dlaczego? – spróbowałem raz jeszcze. – Przecież to była tylko więźniarka Zorzy. Dlaczego jest tak ważna?

– Proszę cię, Gabrielu. Przez cały ten czas na pewno dotarło do ciebie, że jest kimś znacznie więcej.

Zacisnąłem zęby, słysząc protekcjonalny ton króla. Byłem bliski przekroczenia granicy i pobicia go na miazgę. Ale to byłoby bezcelowe. Znów trafiłbym do lochów albo czekałoby mnie coś jeszcze gorszego. Wzdrygnąłem się na myśl o tym, co spotkało Tyra, na zawsze zamkniętego w wieży. Od razu w mojej głowie pojawiają się wspomnienia, o których wolałbym zapomnieć.

Całe szczęście przed poddaniem się morderczym impulsom uratowały mnie gwałtownie otwierające się drzwi.

– Atlasie! – warknęła Apricia, wpadając do gabinetu. Jej długie ciemne włosy upstrzone były złotymi pasmami. Miała na sobie wyjątkowo ekstrawagancką złotą suknię, która wyglądała absurdalnie o tej porze dnia. – Właśnie mi powiedziano, że znów przełożyłeś ceremonię złączenia!

Jej głos był wysoki i piskliwy, na tyle przeszywający, że byłby w stanie potłuc kryształ. Pasował do jej zaczerwienionej twarzy. Oczy jej błyszczały, jakby miał z nich polecieć wodospad wściekłych łez. Dlaczego to ona musiała zostać zwyciężczynią Prób? Dosłownie każda inna trybutka byłaby lepsza!

– Mój skarbie – powiedział Atlas, którego ciepły ton podszyty był fałszem. – Nic nie mogłem zrobić.

– Żadnego „skarbie” – odpowiedziała Apricia, unosząc palec. – Mój ojciec jest wściekły!

– Hmm… – odpowiedział i odstawił kubek na stół.

– Odpowiedz mi! – Apricia niemal wrzeszczała. – Dlaczego znów ją przełożyłeś?

Atlas wyprostował długie nogi, wstał i podszedł do Apricii. Obdarował ją swoim najbardziej czarującym uśmiechem, który tak dobrze znałem. Praktycznie czułem, jak bielizna Apricii topnieje na jego widok. Nie miałem pojęcia, jak on nadal może się jej podobać.

Atlas chwycił ją delikatnie za podbródek.

– Moja królowo. Chcę, by ta ceremonia była wyjątkowo doniosła. Imponująca. Żeby stała się najbardziej pamiętnym wydarzeniem w całym Uranosie. By pisano o niej ballady. By unieśmiertelniono ją w książkach historycznych. Pragnę, by historia naszej miłości i naszego złączenia była czymś, o czym pokolenia wysokich fae będą opowiadać swoim wnukom przez następne wieki.

Apricia spojrzała na niego z tak łagodną nadzieją w oczach, że prawie zrobiło mi się jej żal. Prawie.

– Naprawdę? – szepnęła, starając się powstrzymywać szloch wzruszenia, bo to zniszczyłoby jej pieczołowicie namalowane kreski na oczach.

– Przecież wiesz, że tak. Pragnę, by wszyscy zrozumieli, jak ogromnym ogniem płonie moja miłość do ciebie, królowo. Ile to znaczy i dla mnie, i dla Afelionu. Będziesz najwspanialszą królową, jaką znali. A do tego wszystkiego, moja droga, potrzeba sporo czasu.

Atlas wytarł kciukiem łzę z jej policzka. Prawie odgryzłem sobie język, chcąc powstrzymać się przed pogardliwym parsknięciem.

– Mam nadzieję, że to rozumiesz i dasz mi trochę czasu na dopracowanie każdego szczegółu. Nie chcę, by jakakolwiek część ceremonii została pozostawiona w rękach losu. Hmm?

Przechylił głowę, patrząc na nią błagalnie, a ja z fascynacją obserwowałem kolejny przykład tego, że Atlas zawsze był w stanie przekonać innych, by zrobili dla niego wszystko, czegokolwiek zapragnie, choć często sami przez to cierpieli.

Nawet jego własny brat.

I ja.

Gdy Lor wściekła się na Atlasa w sali tronowej po czwartej próbie, przyglądałem się temu z ogromną satysfakcją. Chciałem wstać i zacząć ją oklaskiwać. W końcu ktoś przejrzał ten jego urok, chociaż trochę to zajęło. Ale to, że jej się udało, sprawiło, że byłem jeszcze bardziej podejrzliwy co do tego, kim lub czym była Lor.

– W porządku – powiedziała w końcu Apricia, pociągając nosem. – Rozumiem. Po prostu bardzo chcę się już z tobą złączyć.

– Wiem, mój skarbie – odpowiedział gładko. – Ja też. Niczego nie pragnę bardziej, ale odmawiam przeprowadzenia ceremonii, dopóki wszystko nie będzie tak idealne jak ty. Rozumiesz mnie?

Powoli pokiwała głową, a Atlas puścił jej podbródek i delikatnie pocałował ją w policzek.

– Wracaj do swoich apartamentów, później do ciebie przyjdę. Zamówiłem dla ciebie trochę ekskluzywnych wypieków od Aurena.

Oczy Apricii rozpogodziły się. To trochę żałosne, jak łatwo można ją było kupić.

– W porządku – odpowiedziała, w pewnym stopniu udobruchana, i otarła łzę z policzka. – Zjesz ze mną kolację?

– Oczywiście – odparł Atlas. – Muszę jedynie dokończyć rozmowę z Gabrielem i zająć się kilkoma zadaniami.

– A czy… – Jej spojrzenie padło na mnie, ale musiała dojść do wniosku, że z mojego powodu nie warto się cenzurować. – Zostaniesz na noc?

Atlas obdarzył ją kolejnym cierpliwym uśmiechem i stuknął ją palcem w nos.

– Wiesz, że chcę, ale uzgodniliśmy, że poczekamy do ceremonii złączenia, prawda? Proszę, nie wracaj więcej do tego tematu.

Kiwnęła głową, a jej chwilowy optymizm wyparował, jakby ktoś przekłuł ją tysiącem maleńkich pinezek.

– Oczywiście. No tak. Przepraszam.

Ostatni raz spojrzała przeciągle na króla, po czym odwróciła się i wyszła.

Obaj patrzyliśmy, jak zamknęły się za nią drzwi.

A potem Atlas odwrócił się do mnie gwałtownie i spojrzał na mnie surowo.

– Znajdź Lor, Gabrielu. Natychmiast. Nie obchodzi mnie, co musisz zrobić. Znajdź ją albo nie ręczę za to, co się stanie.

Po tych słowach odwrócił się i ruszył do wyjścia. Przy drzwiach znów na mnie popatrzył.

– Dowiedziałem się również, że Erevan znów robi gnój w Umbrze. Zajmij się tym – powiedział, po czym trzasnął drzwiami, zostawiając mnie samego w swoim gabinecie.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij