Ashes falling for the sky. Tom 1 - ebook
Ashes falling for the sky. Tom 1 - ebook
Zaczynając naukę na uniwersytecie, Sky postanawia zrzucić z siebie kostium grzecznej dziewczynki. Jej uwagę przykuwa Ash – równie atrakcyjny, co nieznośny chłopak. Gotowa wplątać się w relację bez przyszłości, Sky podejmuje uwodzicielską grę, ale… ponosi porażkę.
Ash ucieka, pozostawiając po sobie niezatarty ślad – ciemność, jaką nosi w sobie ktoś, kto widział już wszystko, co najgorsze…
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67931-11-3 |
Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– SKY –
Game over
„I don’t know why, I don’t know why
We need to break so hard”.
_Let It All Go_, Birdy + Rhodes
Jestem oszołomiona. Niemal sparaliżowana. Wierzchołki drzew skąpane są w popołudniowym słońcu, które ma odcień pomarańczy. Cały czas mam w głowie to, że jesteśmy na cmentarzu. W miejscu symbolizującym tylko jedno: koniec.
_Jednak wciąż mam nadzieję._
– Nie rozumiem, Ash… Jak możesz nadal trzymać mnie na dystans?
Jestem zrozpaczona. Ash spogląda na mnie wyzywająco. Najwyraźniej myśl o odepchnięciu mnie nie budzi w nim żadnych emocji. Ukrył gdzieś głęboko rozpacz i przeszedł do defensywy.
– Podaj mi przynajmniej jeden powód, dla którego nie powinienem tego robić.
– Mówisz serio?
Jego słowa mnie ranią. Nie przypuszczałam, że sprawy przybiorą tak dramatyczny obrót, że Ash brutalnie mnie odepchnie. I że sprawi mi to taki ból. Moje dłonie drżą. To zbyt trudne.
– Nie jestem ci nic winien. Zero uczuć. Pamiętasz?
Usiłuję stać prosto, tłumiąc szloch. To prawdziwa tortura. Tak, pamiętam. Spoglądam na jego tatuaże. Mam wrażenie, że ze mnie kpią, a dzisiejsze wydarzenia nadają im nowe znaczenie. Przywołują na myśl momenty, w których odkrywałam jego ciało, pokrywałam je pocałunkami, poznawałam je. Tatuaże opowiadały pewną historię, a ja nie umiałam jej odczytać. Teraz one również wydają mi się obce. Przede mną stoi nowy Ash. Sylwetka chłopaka, którego znałam, znika jak we mgle. Każdy, kto kiedyś był dla mnie ważny, w końcu ujawnił swą prawdziwą naturę. Fałsz, manipulacje, interesowność. Teraz Ash, usiłując się ode mnie odsunąć, tak samo mną manipuluje. Ta myśl jest nie do zniesienia.
Jestem gotowa to zaakceptować, ponieważ wiem, że ma ku temu powody, i jestem świadoma jego cierpienia. Ale dlaczego znów mnie odpycha?
– Nieuczciwość nie była częścią umowy, Ash.
– Nigdy nie kłamałem. Najwyraźniej nadal nie pamiętasz reguł gry.
– Daj spokój z tą cholerną grą!
Mimowolnie podnoszę głos. Wiem, że Ash tego nie lubi, ale napięcie, strach, złość, ból, to miejsce i słowa, które padają pod moim adresem – to dla mnie za wiele. Przez chwilę czuję, że jest wstrząśnięty, że zaskoczyła go agresja w moim głosie. Przerasta mnie, że okazuje taką obojętność po tym wszystkim, przez co razem przeszliśmy. Mimo to muszę stawić czoła faktom: od kiedy się pojawiłam, wciąż mnie odrzuca. A może nigdy nie wpuścił mnie do swojego życia?
– Liczyłaś na coś więcej niż gra?
Ledwo śmiem spojrzeć mu w oczy. Jego głos przybiera dziwny ton. Czy naprawdę o to pyta? Czego on się spodziewa?
Ciężar tego, co nie zostało wypowiedziane, budzi bolesne uczucia, których nie chcę już doświadczać. Podsumowuję w myślach swoje cierpienia. Nie podejrzewałabym, że z powodu Asha ich lista się wydłuży. Mam dość manipulacji, które zdominowały moją młodość. Ash także powielił ten schemat.
Wziął ode mnie to, co chciał, chwile szczęścia i wolności, by potem delektować się goryczą i upadkiem. _Nie chcę_, dłużej tego nie zniosę. Instynktownie robię krok w tył, by się chronić, i mój umysł też się wycofuje.
– Jasne, że nie. Nie zakochujemy się w nieznajomych.
Nie rozpoznaję już jego głosu. Patrzy na mnie swoim cholernym, przenikliwym spojrzeniem. Przez ułamek sekundy się waham. Czy ktoś zauważył, że złamane serce bije mocniej? Cóż za ironia. Czuję ból w piersi. Nie będę już grać w tę głupią grę. Nigdy więcej. Nie wiem już, kim jestem. Odwracam się, gotowa odejść, bez żalu i wyrzutów sumienia.
– Nic już dla mnie nie znaczysz, Ash. Naprawdę nic – rzucam, odwracając się. – Dzięki za rozgrywkę.I WANNA GET LOST WITH YOU
– SKY –
I wanna get lost with you
„I wanna get lost with you
It’s the only thing I wanna do”.
_I Wanna Get Lost With You_, The Stereophonics
Z szeroko otwartych okien imponującego budynku Beta Tau Gamma dobiega opętańcza muzyka, a ja stoję przed wejściem, gotowa stawić czoła pierwszej imprezie roku akademickiego jako świeżo upieczona studentka Uniwersytetu Indiany Bloomington.
Zapada zmierzch, ale późnosierpniowe powietrze wciąż jest przyjemnie rozgrzane. Założyłam zwiewną, letnią sukienkę i płaskie buty, by czuć się swobodnie. Spoglądam na werandę domu, na drewniane filary w stylu greckiej świątyni. Widniejące nad nimi trzy litery tworzące symbol bractwa wyrzeźbiono, a następnie pomalowano na złoto.
Rozlegają się okrzyki zachęty, gdy honorowa warta studentów ustawia się po obu stronach holu. Chłopak o nagim torsie rozpędza się, przelatuje nad trzema stopniami prowadzącymi do wejścia i ląduje na plandece zanurzonej w wodzie z mydłem, po czym wchodzi w ślizg i zatrzymuje się tuż przede mną. Kropelki mydlin spadają na moje sandały. Akrobata podnosi się, mruga do mnie porozumiewawczo, posyła mi szelmowski uśmiech, po czym sięga po szota i wypija go jednym haustem. Następnie rusza ku nowym przygodom. Zapowiada się obiecujący wieczór.
Wysyłam SMS-a do mojej współlokatorki z informacją, że jestem na miejscu. Mam nadzieję, że ma przy sobie telefon. Wygląda na to, że tak, ponieważ chwilę później wychodzi mi na spotkanie z drinkiem w dłoni.
Pierwszoklasiści mają przydzielone akademiki. Dzielę pokój z Veroniką, zdrowo postrzeloną studentką drugiego roku, która jest na bieżąco ze wszystkim, co dzieje się w okolicy. Uosabia to, czego potrzebowałam po przybyciu na kampus. Gdy wyjechałam z Libertyville, postanowiłam, że będę korzystać: z życia, ze studiów, z nowych doświadczeń. Niemniej jednak nie sądziłam, że drastyczna zmiana, otwarcie się na nieoczekiwane wydarzenia, wyjście poza strefę komfortu będą wymagać tak wielkiej odwagi. _Ale mogę to zrobić. Muszę to zrobić. Chcę to zrobić._
– Dobra, szybki briefing przed imprezą: nie zbłaźnij się, Sky, bo w przeciwnym razie…
– Przekreślę swoje życie towarzyskie na rok – kończę zdanie.
Zbłaźnić się, czyli popełnić błąd, który zepsuje mój wizerunek na nadchodzące miesiące. A jeśli, tak jak ja, nie jest się przyzwyczajonym do imprez studenckich – do imprez w ogóle – nie będzie o to trudno. Muszę przyznać, że Veronica trochę dramatyzuje. Chce mnie nastraszyć, ale chyba się nie myli.
_Mogę to zrobić._
Moim kolejnym krokom towarzyszą szaleńcze oklaski zagrzewające kolejnego śmiałka, ja jednak odnoszę wrażenie, że są one dla mnie, że dodają mi otuchy. Veronica odciąga mnie na bok i prowadzi do bramy ogrodu. Główne wejście jest zarezerwowane na wodne atrakcje. Nad trawnikiem, między drzewami a dachem werandy, zawieszono girlandy kolorowych światełek. Mimo ich nastrojowości atmosfera jest imprezowa. Tańce, piwny ping-pong, gorące dyskusje, basen pełen piany i namiętnie całujące się pary to jedynie namiastka dzisiejszego wieczora.
Docieramy do kuchni, w której stoją beczki piwa i butelki różnego rodzaju alkoholi. Jest też kilka salaterek z cheetosami dla tych, którzy potrzebują przyspieszyć metabolizm alkoholu. Veronica podaje mi czerwony kubek wypełniony po brzegi piwem, po czym rozgląda się wokół.
– Szukasz Parkera?
Przyjaciółka w odpowiedzi ciągnie mnie za rękę. Dołączamy do grupy imprezowiczów stłoczonych na kanapie. Veronica bezceremonialnie siada na kolanach Parkera, a następnie przedstawia mnie reszcie znajomych.
Przyjechałam tu dwa tygodnie temu. Veronica podobnie, ale z innego powodu niż ja. Musiała zdać egzamin, do którego nie mogła przystąpić w pierwszym terminie przez kłopoty ze zdrowiem. Miałam szczęście, że poznałam ją zaraz po przeprowadzce. Jest piątek, do początku roku zostało jeszcze kilka dni, a ja już odbyłam przyspieszony kurs wprowadzenia do życia studenckiego.
Impreza powitalna Beta Tau Gamma jest pierwszą oficjalną w kalendarzu bractwa. Według Veroniki to świetna okazja dla nowicjuszy. Większość studentów pojawi się w miasteczku dopiero w ciągu najbliższych dwóch tygodni. Dzisiejszy wieczór jest jedyną szansą, aby zostać zauważonym, wyróżnić się z tłumu. A to jest mój cel na ten rok akademicki.
Jason, wysportowany chłopak o sylwetce koszykarza, proponuje, by zagrać w alko-grę. Sądząc po stanie upojenia graczy, nie jest to ich pierwsza rozgrywka. Wygląda na to, że Veronica też zaczęła chwilę temu. Jest lekko wstawiona. Dostaję dwie kostki do gry, ktoś wyjaśnia mi pokrótce zasady: mam trzy próby. Jeśli wyrzucę pięć oczek, piję, jeśli siedem, też piję. Do dna. Szanse na uniknięcie picia są nikłe. Chucham w kostki do gry i wyrzucam je na mały stolik.
Pięć oczek. Przegrałam.
– Do dna! Do dna! – rozlega się werdykt.
Sięgam po szota, którego podaje mi uśmiechnięty od ucha do ucha Parker, po czym wypijam go jednym haustem, a moja twarz wykrzywia się w grymasie. Przekazuję kości Carry, którą poznałam w akademiku. Będzie następną ofiarą gry.
Runda wokół stolika dobiega końca. Wszyscy ponosimy sromotną klęskę. Choć najwyraźniej celem nie było zwycięstwo.
Gra schodzi na drugi plan, rozmowa staje się coraz bardziej ożywiona, kilka osób idzie na parkiet. Jestem wstawiona, ale jeszcze nie _całkiem_ pijana.
– Sky, nie miałaś czasem znaleźć sobie faceta? – pyta Veronica w chwili, gdy kości wracają do mnie. Jej pytanie mnie zawstydza.
– Słucham?
– Jak to „słucham”? Od tygodnia o niczym innym nie mówisz! „Chcę zmiany, do diabła z konsekwencjami, chcę żyć chwilą”. Mówię o chłopaku na jedną noc.
Niemal krztuszę się piwem. Piana cieknie mi nosem, co wywołuje ogólną wesołość.
– Ciszej! – błagam, mając nadzieję, że nikt nie zauważył mojego skrępowania.
– Spokojnie. Musiałabym krzyknąć „Sky szuka partnera seksualnego”, by ktokolwiek usłyszał.
Czuję na sobie spojrzenia. Gdybym mogła utopić się w kuflu z piwem, zrobiłabym to. Gdybym mogła utopić Veronikę w jej drinku, również bym to zrobiła. Wiem, że nie chodzi tylko o seks, ale w moim przypadku sedno problemu leży właśnie tam… Pragnę przygody na jedną noc, bez przyszłości, bez historii i przede wszystkim bez konsekwencji. Do moich uszu dobiega śmiech, odwracam więc głowę. Dwie dziewczyny wykonują lap dance przed chłopakiem o wyglądzie rockowca. Nie przejmują się tym, że wzrok imprezowiczów spoczywa na nich. Zazdroszczę im, że potrafią się wyluzować.
Po chwili mój wzrok pada na niego. Ma ciemne włosy, dłuższe na czubku głowy. Kosmyki opadają mu na czoło, a boki są starannie wygolone. Tatuaże na szyi sięgają powyżej kołnierza skórzanej, czarnej ramoneski. Wydaje mi się, że w górnej wardze ma piercing, ale nie widzę dokładnie z miejsca, w którym się znajduję. Na jego dziecięcej twarzy maluje się tajemniczy uśmiech, z którego można wywnioskować, że podoba mu się scena rozgrywająca się przed jego oczami. Przyglądam mu się dokładniej. Zauważam, że jego ręka dyskretnie utrzymuje dystans między nim a studentkami. Zaczynam ostentacyjnie się w niego wpatrywać.
– To zły pomysł – ostrzega Veronica, sprowadzając mnie na ziemię.
– Dlaczego?
– To jedyny chłopak, którego powinnaś unikać. Ash to największy kolekcjoner dziewczyn na kampusie – mówi. W tym miejscu robi pauzę i stara się utrzymać równowagę. Na próżno, za dużo wypiła. – I Ned też. Z powodu higieny osobistej.
Ash musiał poczuć, że mu się przyglądałam, albo usłyszał Veronikę, która nie jest zbyt dyskretna, bo teraz patrzy prosto na mnie. To niezwykle krępujące, zwłaszcza że jedną ręką obejmuje w talii obie dziewczyny, ich biodra przywarły do siebie. Nagle, zapewne znudzony tym, co mam do zaoferowania, odwraca wzrok, po czym unosi kufel do ust. Sposób, w jaki trzyma szklankę z piwem, w jaki ją opróżnia… Wlewa w siebie alkohol, jakby liczył na to, że wraz z nim znikną wszystkie jego problemy. Nie bierze aktywnego udziału w rozmowach, poprzestaje na konwencjonalnym uśmiechu, który tuszuje kompleksy. Czy znajomi to dostrzegają? Na pierwszy rzut oka wygląda na typowego uwodziciela. W jego wzroku dostrzegam natomiast pustkę, samotność i znużenie.
Mój telefon wibruje. Nowa wiadomość. Otwieram ją bez namysłu. Serce mi pęka, gdy widzę imię Adriena Clarksa.
_Jak on śmie?_
Żegnaj, beztrosko. W ułamku sekundy dopada mnie widmo przeszłości. Do oczu napływają mi łzy. Nie będę płakać z jego powodu. Unoszę głowę, szukając rozrywki. Lekarstwa. Czegokolwiek, co pozwoli mi się zatracić w chwili i zapomnieć. Podnoszę wzrok i spoglądam na Asha. To szalone, nierozsądne, _niespodziewane_.
– Tylko nie mów, że cię nie ostrzegałam! – rzuca Veronica w stronę moich pleców, gdy podchodzę do bad boya, gotowa złamać wszelkie zasady.NEW PLAYER
– ASH –
New player
„You’re never gonna get it
I’m a hazard to myself
I’ll break it to you easy”.
_We Don’t Have to Dance_, Andy Black
Dziewczyna, która bezwstydnie mi się przed chwilą przyglądała, przeciska się między ciałami tańczących i zmierza w moją stronę. Rzuca mi wyzwanie. Nie pasuje do otoczenia, jest jak kolorowy piksel w czarno-białym filmie. Nie należy do tego świata. Wcale czy jeszcze nie? To jest pytanie, na które lada moment dostanę odpowiedź.
– Napijesz się czegoś? – pyta prosto z mostu.
Moje towarzyszki, których imion już nie pamiętam, lustrują ją od stóp do głów, nie kryjąc oburzenia. Przywodzą na myśl psy broniące swojego terenu. Bawi mnie jej śmiałość. Może nie ma doświadczenia, ale ma jaja. Jest tylko jeden problem. Nie jestem nią zainteresowany.
– Proponujesz mi drinka na imprezie z darmowym alkoholem? Nie stać cię na nic lepszego? Poza tym mam już piwo i dwie kelnerki.
– Ty też prezentujesz rażący brak klasy – odpowiada, nie spuszczając ze mnie wzroku – ale nikt nie jest idealny. Co do obsługi nie byłabym taka pewna, czy mi dorównuje.
W odpowiedzi unoszę brew z podziwem. Podoba mi się, że dziewczyna się ze mną droczy. Na moich oczach nabiera piwa w usta i zbliża się do mnie. Obejmuje mnie za szyję. Jej dłonie lekko drżą, zdradzając obawę. Naprawdę chce mnie w ten sposób napoić? Ma odwagę, ale brak jej piątej klepki. Nie mam najmniejszej ochoty stawić czoła jej wyzwaniu, ucierpi na tym moja ramoneska. Poza tym z napęczniałymi policzkami wygląda jak chomik, który zamierza pocałować mnie z języczkiem.
Kładę dłoń na jej twarzy i delikatnie ją odpycham. Dziewczyny, które zabiegały o moje względy, zaczynają się z niej nabijać – i tracą moje zainteresowanie.
Nowa zawodniczka nieco stopuje, otwiera oczy i wybucha śmiechem, niechcący opluwając piwem blondynki. Wygląda na to, że jest przebiegłą lisicą, która nie lubi przegrywać, i że zemściła się na moich towarzyszkach za to, że dostała kosza. Nic bardziej mylnego. Jej śmiech jest szczery. Naprawdę się ubawiła.
– Sorry, dziewczyny. Wyobraziłam sobie to, co chciałam zrobić, i nie mogłam się powstrzymać. Cholera, co ja sobie myślałam? Przecież mogłam się udławić.
Blondynek nie interesuje jej tłumaczenie. Jeszcze przed momentem śmiały się w najlepsze, a teraz wrzeszczą wniebogłosy. Są całe w piwie. Ruszają do toalety, więc liczba zawodniczek spadła. Na placu bitwy została tylko spryciara. Tym razem dokładnie się jej przyglądam. Ma delikatnie kręcone, ciemne włosy do ramion i jasne oczy. Jej dziecięca twarz wyraża świeżość i waleczność. Ma smukłą sylwetkę. Dlaczego uparła się grać rolę, która do niej nie pasuje?
Spoglądam na nią i nie mogę powstrzymać uśmiechu. Odzywa się jako pierwsza.
– Słowo, którego szukasz, brzmi „dziękuję” – oświadcza, po czym sięga po moje piwo i wypija duszkiem. – Przykro mi, nie miałam sposobności skosztować mojego.
_Ma tupet._
– Dziękuję? Właściwie za co?
– Pomyliłam się? Dobrze się bawiłeś w _ich_ towarzystwie? Bo z mojej perspektywy wyglądało, że niezbyt.
Muszę przyznać, że jej odwaga mnie zdumiewa. Idzie na całego.
– Laski na jedną noc.
Nie odpowiada. Trafiłem w samo sedno. Bezlitosna prawda. W tym momencie zaczyna się bać. Nie jest gotowa. Mógłbym ją znokautować i zakończyć tę maskaradę, która ciągnie się w nieskończoność, ale nie robię tego.
– To nie wyglądało na wyzwanie.
– Co dwie laski, to nie jedna – ucinam, stawiając na arogancję.
– Uprzedzano mnie, że jesteś kolekcjonerem, ale po rozmowie z tobą stwierdzam, że jesteś raczej padlinożercą, prawda?
– A pijana ptasia mama chcąca nakarmić z dzióbka padlinożercę to dobry pomysł na wyzwanie?
Dziewczyna milknie. Lekko marszczy brwi, zastanawiając się nad odpowiedzią.
– Jaki jest twoim zdaniem dobry pomysł na wyzwanie?
– Nie chcesz wiedzieć. Ale na pewno nie chodzi o zakład z kumplami o podryw na imprezie.
– Słucham?
– Przecież powiedziałaś, że cię przede mną uprzedzano.
– Nie, ja… Oni nie mają z tym nic wspólnego. Tu nie chodzi o żaden zakład. Mylisz się.
Po raz pierwszy dziewczyna unika mojego spojrzenia. O czym myśli? Jej przyjaciele nie spuszczają z nas wzroku. Pewnie myślą, że zaraz skutecznie ją spławię, a ona podziela ich zdanie. Stchórzy, jeśli powiem, żebyśmy poszli do mnie?
– Kurwa, gdzie ja miałam rozum? – mówi nagle. Unoszę brew, nie spuszczając z niej wzroku. – Czy możemy uznać, że odpowiedzialność za moje zachowanie ponosi alkohol?
Interesujący wybieg. Daję jej kredyt zaufania, a dziewczyna kontynuuje wywód:
– Przykro mi, że się pomyliłam. Dam ci spokój, możesz wrócić do swoich koleżanek.
Szach i mat. Odpuściła. Jednak nie odchodzi. Co więcej, ciągnie wywód:
– Może się trochę zapomniałam w ferworze akcji, ale jestem zdania, że dziewczyny nie można sprowadzić do wyzwania lub nagrody. To dotyczy zarówno ich, jak i mnie.
Tym razem obraca się na pięcie, ale w ostatnim momencie zatrzymuje się w pół kroku. Przez chwilę stoi w bezruchu, zaciskając pięści. Resztki waleczności? Zerka ponad ramieniem, ale nie patrzy mi prosto w oczy.
– To dotyczy również ciebie.
Koniec rozgrywki. Ale dlaczego, skoro od początku chciałem ją znokautować, mam poczucie przegranej? _To dotyczy również ciebie_.
– No to cześć – mamrocze na odchodnym.
– Wiesz, nie mam o sobie wysokiego mniemania. Mogę być chłopakiem na pocieszenie.
Nasze oczy się spotykają i widzę, jak w jej źrenicach rozbłyskuje tysiące sprzecznych uczuć. Jak się skończy ten Wielki Wybuch? Wyciągam do niej dłoń, chcąc uprzedzić moment, w którym do głosu przemówi jej rozsądek i dziewczyna ucieknie w podskokach. Spogląda na moją dłoń, na moją twarz, po czym zagryza górną wargę. Waha się, wbrew oczekiwaniom. I kiedy już mi się wydaje, że nie zdobędzie się na odwagę, znów mnie zaskakuje, podając mi dłoń.FIRST GAME
– SKY –
First game
„All he wants to do is party
With his pretty baby, yeah”.
_Cola_, Lana Del Rey
Przez ułamek sekundy wpatruję się w niego. Mówi poważnie czy się ze mnie nabija? Wpatruje się we mnie tak intensywnie, że widzę w jego oczach chęć zakończenia wyzwania na piętrze. A ja? Czy pójdę z nieznajomym do jego pokoju? Po tym, jak powiedziałam, że nie można sprowadzać kobiet do przedmiotów, do wulgarnych nagród pocieszenia? Czy Ash chce mi uświadomić, że moje słowa i zachowanie sobie przeczą? Serce bije mi jak oszalałe. Mam wrażenie, że wpadłam we własne sidła.
Przez chwilę się waham. Nie spodziewałam się, że sprawa przybierze taki obrót. Jego ostatnie zdanie – „Nie mam o sobie wysokiego mniemania” – brzmiało szczerze. Trudno mi go ocenić.
„Mogę być chłopakiem na pocieszenie”. Na pocieszenie. Wracam myślami do SMS-a od Adriena. Pocieszenie: dokładnie tego szukałam, gdy postanowiłam z nim porozmawiać. Nieważne, czy kierował mną egoizm. Nie jestem mu nic winna. Jutro rano będzie tylko mglistym wspomnieniem. Gdy wyciąga ku mnie ramiona, odpowiedź mojego ciała zagłusza zdrowy rozsądek. Ash bierze mnie za rękę i przyciąga ku sobie.
Składa na moich ustach pocałunek. Jestem zaskoczona, że nie czuć w nim woni alkoholu. Jego oddech jest świeży, równie miękki jak język, którym mnie pieści. Ten dotyk mnie rozpala, niesiona namiętnością pragnę delikatnie ugryźć wargę Asha. Tracę nad sobą kontrolę. Pocałunek… chwila uniesienia. Drugą ręką pieści moje udo, dociera do koronkowej bielizny. Podciąga wysoko moją sukienkę, przekraczając granice przyzwoitości. Wokół nas rozlegają się wymowne gwizdy, ale to nie na nich skupiam uwagę. Jego dłonie namiętnie pieszczą moje krągłe pośladki. Robi się gorąco, tracę oddech.
– Idziemy na górę?
Jeszcze sonduje sytuację, chce potwierdzenia. Pewnie myśli, że jestem pruderyjną, zagubioną dziewczyną, wystawioną na próbę przez przyjaciół. Czy nie dałam mu wystarczająco dużo dowodów? Łagodny ton jego głosu, dojrzalszy, niż mogłaby na to wskazywać chłopięca twarz, zahipnotyzował mnie od pierwszych słów. Wpadłam w sidła Asha, choć chciałam sobie udowodnić, że jest inaczej. Gdyby wiedział, do jakiego stanu mnie doprowadził. Z moim eks nie było mowy o manifestowaniu uczuć w miejscu publicznym. Nawet na osobności mało kiedy zapalaliśmy światło. Ale on… jestem gotowa się mu oddać, tu i teraz, na środku salonu. Pokój brzmi nieźle. Przytakuję bez słowa.
Nonszalancko prowadzi mnie za rękę na klatkę schodową. Kciukiem pieści wnętrze mojej dłoni – opiekuńczy i dziwny jak na grę wstępną gest. Chyba że fizyczny kontakt, który rozpala moje pragnienia, nie jest jego celem.
Znajduje dla nas wolny pokój. Idę za nim. Zamykam za sobą drzwi, przekręcam zamek i włączam światło. Chcę go widzieć. Spogląda na mnie, podchodząc do łóżka. Rozpina ramoneskę, wyjmuje z wewnętrznej kieszeni prezerwatywę, odkłada ją na łóżko i rzuca kurtkę na podłogę. Jest w samej koszulce bez rękawów. Jego ramiona są pokryte tatuażami.
Pożera mnie wzrokiem. Delikatnie zsuwam, jedno po drugim, ramiączka sukienki, która opada na moje kostki. Stoję przed nim topless, tylko w figach. Po raz pierwszy w życiu nie obchodzi mnie, jak ocenia mnie chłopak, czy widzi moje wady, które codziennie rano dostrzegam w lustrze. Pewnie dlatego, że nie zależy mi na nim, jutro już nie będzie „nas”. Albo może dlatego, że nie widzę w jego spojrzeniu oceny.
_Niespodziewane… zaczynam lubić to słowo._
Podchodzę do niego. Ujmuje moją twarz w dłonie i znowu mnie całuje, prowadząc w stronę łóżka. Moja noga opiera się o jego brzeg. Opadam na miękki materac, a Ash zawisa nade mną. Patrzymy sobie prosto w oczy. Koniuszkiem języka zmysłowo zwilża kolczyk na wardze, po czym znów mnie całuje. Mój oddech przyspiesza, gdy jego tors ociera się o moje piersi.
Dotyka mojego ciała, odkrywając je niczym nieznane terytorium. Obsypuje pocałunkami moje policzki, koniuszek ucha, szyję, zostawiając na nich wilgotny ślad. Miękkość jego ust w kontraście z zimnym, stalowym kolczykiem sprawiają, że niemal tracę zmysły. Gdy dociera do moich piersi, głęboko wzdycham.
Jutro już mnie tu nie będzie. On jest tego świadom, dlatego niespiesznie poznaje moje ciało. Potrafię docenić to, co dostaję, nie jestem egoistką. Poza tym mam swój honor. Nie chcę, by wspomnienie wspólnej nocy zostało w okamgnieniu wymazane przez kolejną, pierwszą lepszą laskę, która wyląduje w jego łóżku.
Lata spędzone na łonie rodziny potępiającej seks przedmałżeński i były chłopak wywodzący się z podobnego środowiska zrobiły swoje. Niejednokrotnie eksperymentowałam z granicami „nie-seksu”. Jeśli miałabym pochwalić się jakąś umiejętnością z tej dziedziny, byłaby to właśnie gra wstępna.
Delikatnie przewracam go na plecy i zaczynam całować. Czuję, że się uśmiecha. Bawi go ten zwrot akcji? Unosi ramiona, pozwalając, bym przejęła kontrolę. Rozpinam mu pasek, zsuwam spodnie i bokserki, zdejmuję buty, po czym zrzucam je na podłogę.
Przesuwam się na skraj łóżka i zaczynam pieścić dłońmi jego uda. Chłopak odchyla głowę do tyłu, przez chwilę spogląda w sufit, po czym patrzy mi w oczy, podpierając się na łokciach. Kładę dłoń na jego penisie i delikatnie, ale zdecydowanym ruchem zaczynam go pieścić. Pragnę przywłaszczyć sobie te chwile pożądania. Powoli wypracowujemy rytm, dostosowuję się do przyspieszonego oddechu, a gdy biorę go w usta, chłopak wydaje głębokie westchnienie rozkoszy. Podnoszę głowę. Jego niebieskie oczy, na które opadają kosmyki włosów, wpatrują się we mnie. Jest pociągający, nic dziwnego, że cieszy się taką reputacją. Dłonią pieszczę jego wyrzeźbiony tors, czuję, jak jego mięśnie napinają się przy każdym oddechu rozkoszy.
– Zaczekaj.
Podnoszę głowę, a on obraca mnie na bok i całuje… z wdzięcznością? Wodzi językiem po moim ciele. Gdy dociera do koronkowej bielizny, chwyta dłońmi moje figi i je zsuwa. Bezustannie pokrywa moje ciało pocałunkami, zbliżając się do łechtaczki. Wyginam się z rozkoszy w łuk, tracę oddech. Jak może dokonywać takich cudów tylko przy pomocy…
Pragnę go. Nic innego się nie liczy. Zanurzam dłoń w jego włosach, a gdy podnosi głowę, na widok jego pełnych pożądania oczu niemal mdleję. Przyciągam go do siebie.
– Kochaj się ze mną – mruczę.
Jego ciało się spina. Dociera do mnie, co powiedziałam. Idiotka ze mnie! Przeklinam w duchu wrodzoną romantyczkę. Ash spogląda na mnie, pożądanie w jego oczach zgasło. Cholera! Bez słowa wstaje i zbiera ciuchy.
– Zaczekaj! Przecież nie o to mi chodziło. Mogę wyjechać ze standardowymi świństewkami, chcesz?
Wkłada tylko bokserki, nie tracąc czasu na resztę. Chcę mu uświadomić, że to głupota, że moje słowa nic nie znaczą.
– Weź mnie! Zerżnij mnie! Przeleć mnie! – trajkoczę jak automatyczna sekretarka.
– Chciałaś grać, to masz. Przyzwyczajaj się.
– Chyba mnie nie zostawisz z powodu różnic semantycznych. To tylko słowa!
– Na twoją obronę powiem tylko, że nie znasz reguł gry. Nie obwiniaj się.
To mnie dobija. Nie wiem już, co myśleć. Chyba nie wyjdzie z powodu jednego głupiego zdania? A jednak.
Patrzę, jak opuszcza pokój, oszołomiona nagłym zwrotem akcji. Upokorzona, sama, naga, usiłuję stłumić pożądanie, które we mnie rozpalił. Dostrzegam nową towarzyszkę, która rozgościła się w pokoju. Frustrację.
No cóż, zdecydowanie się zbłaźniłam.TIE GAME
– ASH –
Tie game
„I lost all my defenses this morning
Won’t you show me the way it used to be?”
_Morning_, Beck
Nad Bloomington, niewielkim miasteczkiem otaczającym kampus, wstaje słońce. Nieśmiałe promienie subtelnie rozświetlają uliczki centrum miasta. Village Deli przy Kirkwood Avenue jest niemal opustoszałe. Tylko nieliczni weekendowi pracownicy jedzą śniadanie. Siedzę przy stoliku i popijam kawę, delektując się ciszą, której tak potrzebowałem po wczorajszej gwarnej imprezie. Nie mogę przestać myśleć o dziewczynie. Od początku powinienem był być dla niej bardziej surowy. Nie byłbym zmuszony zachować się tak, jak się zachowałem. Uniknęlibyśmy niekomfortowej dla niej sytuacji. Staram się zrozumieć, dlaczego dałem się wciągnąć w tę grę. Dziewczyna ma charakter, muszę przyznać. Choć przecież sama się okłamuje, to jasne jak słońce.
Z zamyślenia wyrywa mnie rosnący cień przechodnia człapiącego chodnikiem niczym niewyspane zombie. Też jestem w podobnym stanie. Upijam łyk czarnej kawy. Nagle ktoś wali w szybę tuż obok mnie. Podskakuję w miejscu, omal nie krztusząc się napojem. Moje oczy z trudem przyzwyczajają się do światła, które otacza twarz osoby przyklejającej nos do szyby, by mi się lepiej przyjrzeć. I w tym momencie ją rozpoznaję.
– Niech mnie ktoś uszczypnie.
To ona. Dziewczyna z imprezy.
– To ty! – woła. Szyba nieco tłumi jej głos.
Dziewczyna wparowuje przez drzwi wejściowe. Odnoszę wrażenie, że knajpa się skurczyła, a ja wpadłem w pułapkę. Dziewczyna ma zmierzwione włosy i rozmazany makijaż. Jedno ramiączko sukienki zwisa jej na ramieniu. Jest boso, sandały trzyma w dłoni. Najwyraźniej odzyskała bojowy nastrój, bo jak gdyby nigdy nic siada przy moim stoliku. Pojedynek na spojrzenia? To nie dla mnie. Unoszę filiżankę do ust, przenosząc wzrok na przejeżdżające samochody. Dziewczyna milczy. Na pewno nie podoba się jej, że ją ignoruję. Po dłuższej chwili zerkam na nią. Uważnie studiuje menu.
– Czego chcesz? – pytam, chcąc mieć to za sobą.
– Naleśników z jagodami i syropem klonowym.
– Nie. Pytam, czego chcesz ode mnie?
– Przecież ci powiedziałam! Chcę naleśniki.
– Co takiego?
– Obiecałeś, że mnie pocieszysz. Póki co wygląda na to, że stać cię jedynie na dołowanie mnie. Więc jeśli szanowny pan nie potrafi zaspokoić mojego popędu seksualnego, mam nadzieję, że będzie tak uprzejmy i postawi mi śniadanie. Chociaż tyle możesz zrobić, prawda?
– Nie jestem ci nic winien.
– Co to za hałasy w mojej restauracji? – warczy stara Parks, właścicielka Village Deli. – Kim jest ta dziewczyna?
– No właśnie, Ash – podchwyciła dziewczyna, kładąc nacisk na moje imię. W zasadzie jak ona się nazywa?
Lustruje mnie, na jej ustach pojawia się triumfalny uśmiech. Koniuszkiem języka zwilżam kolczyk w wardze i wzdycham rozbawiony, co ona uznaje za przyznanie się do porażki.
Przykro mi, że znów cię zawiodłem.
– Pani Parks, oto Sky. Obecnie prowadzi desperackie poszukiwania partnera seksualnego.
Celowo zaakcentowałem dwa ostatnie słowa, by przyciągnąć uwagę obecnej w restauracji klienteli. Moja prześladowczyni kurczy się na kanapie i zasłania twarz menu, a na jej policzkach wykwita rumieniec.
– Dlaczego…
– Myślałaś, że nikt nie słyszał słów twojej przyjaciółki?
Odkłada menu na stół.
– Pytam, dlaczego musicie wrzeszczeć, gdy poruszacie ten temat?
– Temat twojego partnera seksualnego?
– Ciii!
– Oj, Ash, twoja sprawa, jeśli byłeś na tyle głupi, żeby przejść obojętnie obok takiej ślicznotki. Ale choć raz zachowaj się jak dżentelmen i przygotuj jej śniadanie, i to migiem! – rzuca pani Parks.
– Nieźle się wkurzyła – mruczy Sky tak, bym tylko ja usłyszał. – Czekaj, pracujesz tu?
– A myślisz, że czemu cię jeszcze nie przegoniłem?
Dziewczyna wybucha niepohamowanym śmiechem.
– No co? – pytam poirytowany.
– Musiałeś rozgniewać karmę! Nie dość, że postawisz mi śniadanie, to jeszcze mi je przygotujesz! Czy to nie jest romantyczne, panie Nie-Chcę-Zobowiązań?
– Uciekam nie od zobowiązań, tylko od komplikacji. A ty jesteś piękna – rzuciłem i skierowałem kroki do kuchni.
Znad blatu, przy którym przygotowuję naleśniki, posyłam jej przelotne spojrzenie. Sky usiadła na krześle barowym przy kontuarze i obserwuje każdy mój ruch. Przypuszczam, że na widok mnie w poplamionym fartuszku i starej bandanie na głowie poprawia się jej humor.
– Dlaczego tu pracujesz?
– A ty nigdy nie musiałaś na siebie zarabiać?
– Myślałam, że studiujesz.
– Bo studiuję.
– Podziwiam.
– Jest mi niezmiernie miło, że przeszliśmy od niechęci do podziwu. Proszę, twoje naleśniki.
– Mało jagód. Powinnam była się tego po tobie spodziewać.
– Otóż to.
– Posłuchaj. Wiem, że nie jestem w twoim typie. Uznaj mnie za świętoszkę, romantyczkę, córeczkę tatusia. Nie będę zaprzeczać. Chciałabym tylko postawić kropkę nad i. Wczoraj nie chodziło mi o zakład. Byłam szczera, wiesz? Pewnie nie jestem jak dziewczyny, które potrafią zapomnieć się na jedną noc i nie myśleć o konsekwencjach, ale dążę do tego. To będę nowa ja.
– Jeśli potrzebujesz sesji terapeutycznej, możemy wrócić na kanapę.
Dziewczyna rzuca mi wymowne spojrzenie.
– Chcę powiedzieć, że mimo tego, że źle to rozegrałam, ja też nie chcę konsekwencji.
– Powiedziała dziewczyna, która napastuje mnie w pracy, by „postawić kropkę nad i”.
Sky zwiesza głowę nad talerzem i w milczeniu pałaszuje naleśniki. Nie mam nic więcej do dodania. Zerkam na nią w przerwach między przygotowywaniem kolejnych zamówień. Iskierka, która wczoraj rozpalała jej twarz, zgasła. Zmęczenie? Zmartwienie? Pochylam się nad barową ladą i zabieram jej pusty talerz.
– Jeśli chcesz się zmienić, musisz być pewna, że będzie to zmiana na lepsze.
– Nie rozumiem. Taki jesteś na co dzień? Beztroski, zrelaksowany, trzymający się z dala od problemów?
– Obecnie dzieli mnie od nich jedynie kontuar.
Mój docinek wywołał grymas na jej twarzy, co dodało jej oczom nieco blasku.
– Poza tym nigdy nie uważałem się za dobrego człowieka. Skończyłaś?
Obserwuje mnie w milczeniu. Jej oczy są szare, z domieszką błękitu, czego wczoraj nie zauważyłem. W odcieniu dzisiejszego lazurowego nieba. Jej imię idealnie do niej pasuje. _Sky_.
– Tak, dziękuję. Było pyszne.
Z uśmiechem wyciąga ku mnie dłoń. Jej twarz jest rozpromieniona. Nie wiem, czy to wpływ śniadania, czy naszej rozmowy. Ani wczoraj, ani dziś rano podczas sprzeczki nie wydawała się bardziej szczęśliwa. Odwzajemniam jej uścisk, mimo wszystko zachowując formalizm.
– Cześć, Ash.
– Cześć, Sky.
W końcu remis.A TASTE OF ASHES
– SKY –
A taste of ashes
„But there’s no way I’m giving in (…)
To their lies I’m gonna fight (…)
Let’s burn it all into ashes”.
_Empire to Ashes_, Sleeping With Sirens
O świcie wyszłam z imprezy sama, bo Veronica przepadła gdzieś z Parkerem. Ruszyłam Kirkwood Avenue w stronę akademika. I wtedy go zobaczyłam. Siedział w knajpie przy oknie, popijając kawę. Bez namysłu zaczęłam wrzeszczeć i walić pięścią w szybę. Nie spodziewałam się, że tak szybko go zobaczę. A już na pewno nie przy śniadaniu. Cały ranek rozmyślałam o naszym spotkaniu i o tym, jak zostawił mnie w pokoju. Nie oczekiwałam, że całkiem straci apetyt czy coś w tym stylu, ale cholera, żeby siedzieć sobie jak gdyby nigdy nic i ze stoickim spokojem raczyć się kawką?
Wbrew pozorom nie czułam do niego wrogości. Dobrze wiedziałam, że choć zareagował przesadnie, to ja wszystko spieprzyłam. Dostałam szansę, by przywrócić naszej relacji równowagę, być może usłyszeć przeprosiny, ponieważ nie dotrzymał obietnicy, oraz by samej przeprosić za niedotrzymanie tej, którą złożyłam.
„Jeśli chcesz się zmienić, musisz być pewna, że będzie to zmiana na lepsze”.
Nie jest typem, za jakiego go uważałam. Jasne, to kobieciarz, ale uczciwie uprzedza, co ma do zaoferowania. W końcu sama tego chciałam, prawda? Noc bez zobowiązań. Ale czy na pewno chcę zmienić się na lepsze? Mam dość tego układnego wizerunku dziewczynki, który narzucono mi od urodzenia. Mam dość reprymend za to, że byłam szczera, śmiałam się za głośno lub opowiadałam niestosowne żarty. Przez osiemnaście lat zachowywałam się tak, jak tego ode mnie oczekiwano, i z jakim skutkiem? Te czasy już minęły.
Wczoraj się upokorzyłam, ale cieszę się, że stało się to z Ashem.
Wyciągam ku niemu dłoń. Po chwili wahania ją ujmuje. Uśmiecha się do mnie. Nie jest to uśmiech, który widziałam wczoraj, grymas podrywacza. Nie. Wygląda dużo młodziej, pogodniej, po prostu milej. Żegnamy się, a ja mam wrażenie, że na krześle barowym w Village Deli została cząstka dawnej mnie. Zapewne nigdy nie stanę się beztroską puszczalską, która będzie się zapominać w ramionach nieznajomego, kiedy tylko zechce, ale na pewno nie będę już dziewczyną, która nie podejmuje żadnego ryzyka i nie potrafi korzystać z życia. Właściwa droga leży gdzieś pośrodku. A czy ty, Ash, zmienisz się na lepsze? Tego ci życzę, jeśli do tego dążysz.
Wkładam sandały i opuszczam knajpę, po raz ostatni spoglądając za siebie. Ash przykłada dwa palce do czoła i salutuje mi na pożegnanie niczym żołnierz. Niereformowalny pozer. Popycham drzwi i wychodzę, gotowa ruszyć w dalszą drogę. Oddycham pełną piersią, rozkoszując się rześkim, porannym powietrzem. Chcę zacząć nowe życie.
Nagle rozbrzmiewa dzwonek wiszący nad drzwiami Village Deli. Ash wyszedł za mną? Odwracam się. Na chodniku jest pusto, ale zza wpółotwartych drzwi dobiega śmiech dziecka. Mały chłopczyk z brunatnymi włosami podbiega do baru, Ash wychodzi mu na spotkanie i bierze go w ramiona. Tryska radością. Chłopcu towarzyszy kobieta w letnim kapeluszu z szerokim rondem. Podchodzi do nich, a Ash pochyla się nad nią i ją całuje. Oślepiające promienie słońca, kapelusz, zmęczenie. Nie widzę ich dokładnie, ale jestem pewna, że ta scena nie była wytworem mojej wyobraźni. Elementy układanki zaczynają do siebie pasować.
I właśnie ten scenariusz odbiera mi oddech.
„Nigdy nie uważałem się za dobrego człowieka”.
Zadziwiające … Ash jest w związku, ma syna, ale zalicza kolejne dziewczyny. Może to jego eks? Ale skoro się rozstali, to dlaczego ją całował? Nie dziwię się, że tak się wczoraj zachowywał, że nie chce konsekwencji, a moje najście w restauracji nie wzbudziło w nim entuzjazmu. Wzbiera we mnie gniew. Dlaczego? Nie powinno mi na nim zależeć, a jednak…
Powinnam wrócić do knajpy i zrobić scenę, upokorzyć go na oczach dziewczyny / żony / byłej dziewczyny / czy cholera wie kogo. Ale ma syna, który na to nie zasłużył; nie musi widzieć ojca w złym świetle. Czuję ucisk w żołądku. Że też skusiłam się na jego naleśniki! Czuję się zdradzona. To kłamca, manipulator, taki jak wszyscy inni. Nie powinnam była się z nim zadawać. Veronica miała rację.
Z sercem pełnym żalu kieruję się do akademika, przyspieszając kroku. Chcę jak najszybciej zamknąć kolejny rozdział życia, w którym znów zapisały się kłamstwa.A FRESH START
– SKY –
A fresh start
„It’s a new life for me
And I’m feeling good”.
_Feeling Good_, Muse
Mechanicznie odkurzam czerwono-brązowy dywan w Magic Theater. To stare kino w Bloomington jest miejscem, w którym zaczęłam pracować dwa tygodnie temu. Nie lubię tego przyznawać, ale decyzję o podjęciu dorywczej pracy zawdzięczam Ashowi. Uświadomił mi – choć nie znał mojej sytuacji – że korzystam z pieniędzy, które dostaję, a nigdy nie starałam się znaleźć innego rozwiązania, podczas gdy on, podobnie jak wielu innych studentów, ma trudności z opłaceniem czesnego. Nie obchodzi mnie, że uważa mnie za bogatego dzieciaka – to nieprawda. Natomiast ciągłe uzależnianie się od fortuny Clarków przyprawia mnie o mdłości. Wtedy zgodziłam się, by rodzice wzięli na siebie opłacanie moich studiów, ponieważ za wszelką cenę chciałam wyjechać z Libertyville. Ale teraz mogę się od tego uwolnić. Praca na pół etatu w Magic Theater rzecz jasna nie pozwala mi na bycie w pełni samowystarczalną, ale to dobry początek. Jedynie półtora miesiąca rozłąki z rodziną i Adrienem wystarczyły, bym poczuła się lepiej. Po raz pierwszy od długiego czasu czuję, że żyję we własnym rytmie i dokonuję własnych wyborów. Jest połowa października, jesień na dobre zadomowiła się w mieście.
Liście drzew w parku na kampusie mienią się odcieniami miedzi i złota, podobnie jak lasy otaczające Bloomington.
Początek semestru był intensywny, ale dobrze sobie radzę. Znalazłam równowagę w natłoku zajęć, między pracą w kinie, nauką i imprezami. Nie liczę już, że znajdę przygodę na jedną noc na imprezach, na które wyciąga mnie Veronica – w zupełności wystarczył mi niewypał z Ashem. Wpadłam na niego kilkakrotnie na kampusie, ale nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa. Veronica natomiast opowiedziała mi o nim w szczegółach, przedstawiając mi go jako dziwnego i niezrównoważonego faceta, którego jedyną interakcją społeczną jest zaciąganie dziewczyn do łóżka. W pierwszej chwili myślałam, że ona także była jedną z jego ofiar, ale tak się nie stało. „Po moim trupie” – powiedziała, gdy ją o to zapytałam. Jej była współlokatorka spotykała się z Ashem, ale gdy tylko zrozumiał, że się do niego przywiązała, odprawił ją z kwitkiem. Doszłam do wniosku, że to typ faceta, który ucieka od zobowiązań, co jest nieco paradoksalne, gdy myślę o kobiecie i małym chłopcu, których widziałam w Deli.
– Cześć, Sky.
Wyłączam odkurzacz i odwracam się, żeby odpowiedzieć.
– Cześć, Sybille. Wybacz, nie słyszałam cię.
– Nie szkodzi. Prosiłam, żebyś włączyła maszynę do popcornu. Niedługo otwieramy.
– Tak. Już kończę odkurzać.
– Okej, otworzę kasę. Dziś ty zajmujesz się słodyczami.
– W porządku.
Sybille też jest studentką, ale pracuje tu już dwa lata. To ona mnie szkoliła, gdy się tu zatrudniłam, i sprawiła, że poczułam się swobodnie. Uwielbiam, gdy mamy razem dyżur, bo w jej towarzystwie czas się nie dłuży. To energiczna metyska, która nawet w chwilach powagi i skupienia zawsze się uśmiecha.
Ledwo skończyłyśmy przygotowania, a już pojawili się pierwsi klienci. Dzisiejszy wieczór poświęcony jest Jamesowi Deanowi. W repertuarze Magic Theater znajdują się głównie seanse tematyczne i kino niezależne. Leżące na obrzeżach miasta multipleksy wyświetlają popularne blockbustery. Powinnam była u nich starać się o pracę, ciągle szukają ludzi, ale zakochałam się w tym magicznym miejscu, pełnym wspomnień.
Gdy ostatni klienci weszli na salę, odetchnęłyśmy z ulgą. Przed nami dwie godziny spokoju.
– Dziś przyszło dużo ludzi, szef będzie zadowolony. Wieczorny klub filmowy zawsze cieszy się powodzeniem – wzdycha Sybille, opierając się łokciami o ladę ze słodyczami. – Ty organizujesz wieczorek Halloween? Denerwujesz się?
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki