Atlas motyli i ciem - ebook
Lgniemy do miłości jak ćmy do światła.
Krzysiek i Robert. Adam i Marcin. Dwa związki, w których od dłuższego czasu nie układa się najlepiej.
Pierwszą parę dopadła rutyna, a skrajnie różne charaktery mężczyzn utrudniają im znalezienie wspólnego rytmu. Druga – balansuje na granicy lojalności i zdrady. Gdy ich drogi krzyżują się na wrześniowej domówce, niespodziewana fascynacja przeradza się w coś więcej. Spotkania, wyjazdy, coraz śmielsze gesty oraz zbliżenia wywołujące motyle w brzuchu tworzą skomplikowaną więź.
Zawiła relacja skłania czterech mężczyzn do zawarcia układu, który już wkrótce przedefiniuje ich podejście do związków, miłości oraz samych siebie. Ale… czy więcej zawsze znaczy lepiej?
– A jak układa się tobie i Robertowi? – zapytał Adam.
Z chwilowego zamyślenia wyrwał go brodacz. Nawet nie zauważył, gdy zawieszony w swojej głowie wpatrywał się w ćmę, która spacerowała po ścianie w kącie pokoju.
– Nam? No chyba w porządku. – Wzruszył ramionami i dokończył drinka.
– To nie jest mocna odpowiedź.
– Bo to nie był mocny drink – zaśmiał się Krzysiek. Mocny czy nie mocny, powinno być mu już w tym stanie wszystko jedno.
– A teraz tak szczerze? – dopytał Marcin. – Nie mówmy o tych, których nie ma, więc powiedz, czego na przykład ci brakuje.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Obyczajowe |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8373-793-5 |
| Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dziwne napięcie, które towarzyszyło mu podczas tego chłodnego wieczoru, musiało znaleźć ujście. Otoczony przez delikatną mgłę, stojąc na drewnianym pomoście z papierosem w ustach, czuł, że jest blisko osoby, która go rozumie. Takiej, która zawsze jest nieopodal, gdy dzieje się źle. Ubrany tylko w zarzuconą na siebie kurtkę i krótkie spodenki, czuł chłód, ale i ciepło, które rozgrzewało go w środku. Stał dosłownie kilka centymetrów od osoby, którą uważał za niezwykle piękną, ułożoną, ale i taką, która ma zarazem szalone pomysły na życie i siebie. Imponowało mu to. Od czasu, gdy spotkali się pierwszy raz i poczuł to ukłucie w sercu, nie mógł przestać o nim myśleć. Przyjazd w to miejsce pośrodku lasu sprzyjał zacieśnieniu ich kontaktów. Nie musiał martwić się o pracę, pieniądze. Nie byli tu sami, ale wiedział, że przyjechał tam tylko ze względu na niego. Przy nim wszystkie bolączki dnia powszedniego odchodziły gdzieś w cień. Gdyby tylko zawsze mógł mieć go bliżej siebie. Gdyby tylko mógł czuć ten błogi stan ukojenia znacznie częściej niż co weekend.
Przez chwilę rozmawiali o mało istotnych sprawach, ale to mu nie przeszkadzało, bo chciał jak najdłużej słyszeć jego głos. Chciał, by inni zniknęli i by mogli tu zostać sami. Patrzył na niego i fascynował się nim. Chciał powiedzieć mu coś ważniejszego niż tylko to, że go lubi i ceni każdą wspólnie spędzoną chwilę. Tymczasem jedynym odgłosem, który dało się usłyszeć, było skrzypienie starych desek pomostu i rechot żab gdzieś w zaroślach obok jeziora. W końcu zdobył się na odwagę i gdy zrobiło się znów między nimi cicho, wykrztusił to.
Nie był zaskoczony jego reakcją na to, co przed chwilą mu wyznał. Widział, jak bierze głęboki oddech. Ciemność, którą przebijało żółte światło naściennych latarni, dało się również widzieć w jego oczach. Wiedział, że odpowiada na jego wyznanie, ale nic nie zrozumiał z jego słów. Słyszał jedynie pękające drewno i poczuł mocne szarpnięcie gdzieś w dół.