Atomowy szpieg. - ebook
Atomowy szpieg. - ebook
Atomowy szpieg. Ryszard Kukliński i wojna wywiadów nie jest kolejnym głosem w jałowej i trwającej bez końca dyskusji pod hasłem „bohater czy zdrajca”. Choć autorzy z sympatią spoglądają na postać i działalność „Jacka Stronga”, to ich książka jest przede wszystkim próbą rzetelnego przybliżenia szpiegowskiego rzemiosła, jakim posługiwał się Kukliński. W oparciu o nieznane i niepublikowane dokumenty z archiwów tajnych służb PRL oraz bogatej literatury z Rosji i Stanów Zjednoczonych, Sławomir Cenckiewicz i Sebastian Rybarczyk opisują szpiegowską działalność Kuklińskiego w szerszej, nigdy nie opisanej perspektywie wojny wywiadów pomiędzy KGB i GRU a CIA. Czy „Jack Strong” był rzeczywiście wyjątkowym i cennych agentem CIA? Co wiedział? Dlaczego cieszył się tak wielkim zaufaniem Jaruzelskiego, Kiszczaka i „towarzyszy radzieckich”? W jaki sposób ograł stąpającą mu po piętach WSW? I jak zdołał uciec z Polski? O tej niesamowitej historii przeczytacie w tej książce.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7785-615-4 |
Rozmiar pliku: | 11 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Uwielbiam te książki. Howard ma styl szorstki, tętniący życiem – to pisarstwo, które mieczem wycina sobie drogę wprost do serca, zaludnione naprawdę ponadczasowymi bohaterami. Z wielkim zapałem polecam je każdemu miłośnikowi fantasy.
David Gemmell, autor powieści Legenda oraz White Wolf
Wyraziste brzmienie narracji Roberta E. Howarda nadal, po tylu dekadach, oddziałuje na czytelników w równej mierze, gdy chodzi o dźwięczącą stal, grzmiący tętent końskich kopyt czy bryzgającą krew. Wykreowany przez niego Conan to prawdziwie wielka postać poszukiwacza przygód, daleka od stereotypów. Jego niesamowita muskulatura i budowa, gorący temperament oraz lubieżny śmiech stały się standardami, z którymi muszą mierzyć się wszyscy współcześni bohaterowie.
Eric Nylund, autor powieści Halo: The Fall of Reach oraz Signal to Noise
Cudowny gawędziarz Robert Howard stworzył po prostu giganta , w którego cieniu muszą znaleźć się wszystkie inne opowieści o bohaterach.
John Jakes, autor bestsellera z listy „New York Timesa” – trylogii „Północ i Południe”
Co do absolutnego, żywego strachu… Jakiż inny pisarz może równać się w swych dokonaniach z Robertem E. Howardem?
H.P. Lovecraft
Howard pisał literaturę wszelkiego rodzaju, dla każdego rynku, który tylko go zechciał, lecz jego prawdziwą miłością były opowieści niesamowite. Wniósł tyle fermentu, nowych, stałych odtąd elementów do fantasy, że zmienił kierunek jej rozwoju w Ameryce. Jego odejście od literatury szlachetnej i statycznego ukazywania rzeczywistości ma tę samą wagę co zmiany, jakie do nurtu amerykańskiej powieści detektywistycznej wnieśli Hammett, Chandler czy inni autorzy z kręgu czasopisma „Black Mask”.
Michael Moorcock, autor uhonorowanej wieloma nagrodami sagi o Elryku
Wigor, szybkość, żywotność – to elementy, w których sztukę Roberta E. Howarda trudno prześcignąć. No i jeszcze to wściekle galopujące tempo narracji.
Poul Anderson
Howard szczerze wierzył w podstawowe prawdy, na których zasadzają się jego opowieści. To tak, jakby mówił: „Tak właśnie wyglądało normalne życie w tych minionych, dzikich czasach”.
David Drake, autor zbioru opowiadań Grimmer Than Hell, redaktor antologii Dogs of War
W materii nieustannych, toczących się w szalonym tempie przygód oraz soczystych, wręcz kwiecistych scenerii nikt nawet nie zbliżył się do Howarda.
Harry TurtledoveCimmeria (Cimmeria)
Pierwsza publikacja w fanzinie „The Howard Collector”, zima 1965
Feniks na mieczu (The Phoenix on the Sword)
Pierwsza publikacja w „Weird Tales”, grudzień 1932
Córka mroźnego olbrzyma (The Frost-Giant’s Daughter)
Oryginalna wersja opublikowana po raz pierwszy w wydaniu kolekcjonerskim Rogues in the House, red. Donald M. Grant, 1976
Bóg w amforze (The God in the Bowl)
Oryginalna wersja opublikowana po raz pierwszy w wydaniu kolekcjonerskim The Tower of the Elephant, red. Donald M. Grant, 1975
Wieża Słonia (The Tower of the Elephant)
Pierwsza publikacja w „Weird Tales”, marzec 1933
Szkarłatna Cytadela (The Scarlet Citadel)
Pierwsza publikacja w „Weird Tales”, styczeń 1933
Królowa Czarnego Wybrzeża (Queen of the Black Coast)
Pierwsza publikacja w „Weird Tales”, maj 1934
Czarny kolos (Black Colossus)
Pierwsza publikacja w „Weird Tales”, czerwiec 1933
Stalowe cienie pod księżycem (Iron Shadows in the Moon)
Pierwsza publikacja w „Weird Tales”, kwiecień 1934 jako Shadows in the Moonlight)
Xuthal o zmroku (Xuthal of the Dusk)
Pierwsza publikacja w „Weird Tales”, wrzesień 1933 (jako The Slithering Shadow)
Sadzawka czarnych ludzi (The Pool of the Black One)
Pierwsza publikacja w „Weird Tales”, październik 1933
Łotrzy w domu (Rogues in the House)
Pierwsza publikacja w „Weird Tales”, styczeń 1934
Kotlina zaginionych kobiet (The Vale of Lost Women)
Pierwsza publikacja w czasopiśmie „Magazine of Horror”, wiosna 1967
Diabeł w stali (The Devil in Iron)
Pierwsza publikacja w „Weird Tales”, sierpień 1934Od tłumacza i redaktora wydania polskiego
Niniejsze wydanie opowieści o Conanie jest edycją wyjątkową, której celem jest jak najwierniejsze odtworzenie tekstów autorstwa Roberta E. Howarda w postaci pierwotnej, czyli takiej, w jakiej wyszły spod pióra albo, jak on sam to ujmuje, z jego maszyny do pisania.
Dlatego też w tej edycji zachowano pochodzące z edycji oryginalnej, choć na pierwszy rzut oka, zdałoby się, dziwne zasady tłumaczenia i redakcji, m.in. braki w numeracji niektórych rozdziałów, dodatkowy podział tekstu na bloki odpowiadające stronom maszynopisu, niektóre nazwy pisane raz wielką, a kiedy indziej małą literą, a nawet specjalnie oznaczone literówki.
Dociekliwi czytelnicy znajdą tu jeszcze więcej rozmaitych „smaczków”, które, mamy nadzieję, świadomie pozostawione, uatrakcyjnią lekturę i odkrywanie na nowo fascynującego świata epoki hyboryjskiej.Cimmeria
Pamiętam
Ciemne lasy kryjące stoki ponurych wzgórz;
Wieczne sklepienie ołowianych, szarych chmur;
Zacienione strumienie, które płynęły bezgłośnie,
I osamotnione wiatry szepcące na przełęczach.
Przechodząc od widoku do widoku, ze wzgórza na wzgórze,
Zbocze za zboczem, każde ciemne od posępnych drzew,
To nimi nasz jałowy kraj stoi. Gdy więc ktoś wespnie się
Na postrzępiony wierzchołek i rozejrzy, przysłaniając oczy,
Ogarnie niekończący się widok – wzgórze za wzgórzem,
Zbocze za zboczem, każde przybrane tak samo, jak bracia.
Była to przygnębiająca kraina, co zdaje się przygarniać
Wszelkie wichry i chmury, i marzenia, które unikają słońca,
Z nagimi konarami skrzypiącymi na samotnym wietrze
I ciemnymi połaciami lasów rozpostartymi wszędzie dookoła,
Nieoświetlonymi nawet z rzadka przez przyćmione słońce,
Które nadaje ludziom krótkie cienie; zwali ją
Cimmerią, krainą mroku i głębokiej nocy.
To było tak dawno temu i tak daleko stąd.
Zapomniałem imienia, jakim mnie wołano.
Topór i dzida z krzemiennym grotem są jak sen,
A polowania i wojny jak cienie. Wspominam
Tylko spokój tej smętnej krainy;
Zwały chmur zalegające wiecznie na wzgórzach,
Półmrok niekończących się lasów.
Cimmeria, kraina mroku i nocy.
Och, duszo moja, zrodzona na ocienionych wzgórzach,
Dla chmur i wiatrów, i duchów, które unikają słońca,
Jak wiele śmierci trzeba jeszcze, by w końcu zerwać
Z tym dziedzictwem, które spowija mnie w szarą
Szatę duchów? Badam swe serce i odnajduję
Cimmerię, krainę mroku i nocy.Feniks na mieczu
Wiedzże, o książę, iż pomiędzy czasy, kiedy oceany pochłonęły Atlantydę z jej błyszczącymi miastami, a powstaniem synów Aryasa była ongiś niewyobrażalna era. Wówczas to lśniące królestwa rozpościerały się po świecie niczym granatowa tarcza nieba pod gwiazdami – Nemedia, Ophir, Brythunia, Hyperborea, Zamora z jej ciemnowłosymi kobietami oraz pajęczą tajemnicą, Zingara żyjąca rycerskim etosem, Koth graniczące z pasterskimi ziemiami Shemu, Stygia z jej grobowcami strzeżonymi przez duchy, Hyrkania, której jeźdźcy przywdziewają stal, jedwab i złoto. Jednakowoż najdumniejszym z dumnych królestw tego świata była Aquilonia, dzierżąca władzę nad wyśnionym zachodem. Tam też dotarł Conan Cimmeryjczyk, czarnowłosy, o posępnym wejrzeniu, z mieczem w dłoni; złodziej, rozbójnik, zabijaka, raz bawiący się setnie, a kiedy indziej pogrążony w głębokiej zadumie. Przybył, by swymi obutymi w sandały stopy deptać błyszczące klejnotami trony ziemi.
Kroniki nemedyjskie
Ponad cienistymi iglicami i połyskującymi wieżami zalegała przepełniona zjawami ciemność i cisza, która pojawia się tuż przed świtem. Na przyćmioną ulicę, jedną spośród wielu tworzących prawdziwy labirynt wijących się tajemniczych szlaków, zza odrzwi otwartych ukradkiem przez smagłą dłoń wymknęły się w pośpiechu cztery zamaskowane postaci. Nie rzekły ani słowa, lecz maszerowały bystro w ciemnościach, okutane ściśle w swe obszerne płaszcze, by roztopić się w mroku niczym duchy pomordowanych. Za nimi, w częściowo uchylonych drzwiach, pojawiło się szydercze oblicze. Para przepełnionych złem oczu zalśniła złowróżbnie w spowijającym je cieniu.
– Idźcie prosto w noc, stworzenia nocy – zabrzmiał kpiący głos. – Ech, głupcy, wasz los goni swój ogon jak ślepy pies, a wy o tym nie wiecie.
Rzekłszy to, ów człowiek zamknął i zaryglował drzwi. Odwrócił się i poszedł korytarzem ze świecą w dłoni. Był posępnym olbrzymem, którego smagła skóra ujawniała stygijskie pochodzenie. Wszedł do jednej z komnat wewnątrz budynku, gdzie wysoki, szczupły człowiek w znoszonych aksamitach zaległ niczym wielki leniwy kocur na jedwabnej sofie, popijając małymi łykami wino z ogromnej złoconej czary.
– No cóż, Ascalante – rzekł Stygijczyk, odstawiając świecę – twoje marionetki wymknęły się na ulicę jak szczury ze swych nor. Posługujesz się dziwnymi narzędziami.
– Narzędziami? – odparł Ascalante. – A dlaczego to oni uważają mnie za swe narzędzie? Od miesięcy już, od kiedy Buntownicza Czwórka wezwała mnie z południowej pustyni, żyję w paszczy lwa, chroniąc się za dnia w tym sekretnym domu, a nocą skradając przez mroczne ulice i jeszcze ciemniejsze korytarze. I dokonałem tego, czego ci buntowniczy arystokraci zrobić nie umieli. Za ich sprawą oraz przez innych moich ludzi, spośród których wielu nigdy nie oglądało mej twarzy, szerząc plotki i niepokoje, podziurawiłem imperium jak sito. Wkrótce to ja, działający w cieniu, wytyczę drogę upadku króla, który zasiada na tronie w promieniach słońca. Na Mitrę, zanim zostałem wyjęty spod prawa, byłem mężem stanu!
– A te marionetki, które mają się za twych panów?
– Niech nadal myślą, że to ja im służę, dopóki nasze obecne zadanie pozostaje nieukończone. Kimże oni są, by mierzyć się na rozum z Ascalante’em? Volmana, karłowaty hrabia Karabanu; Gromel, ogromny dowódca Czarnego Legionu; Dion, opasły baron Attalusu; Rinaldo, bujający w obłokach minstrel. To ja jestem siłą, która przetopiła i zahartowała istniejącą w nich stal, i to ja skruszę tkwiącą też w nich glinę, kiedy przyjdzie na to czas. Ale to melodia przyszłości. Dziś umrze król.
– Kilka dni temu widziałem imperialne szwadrony opuszczające miasto – rzekł Stygijczyk.
– Jechali na granicę, którą zaatakowali dzicy Piktowie, oczywiście za sprawą mocnych napitków, jakie przemyciłem, aby ich ogłupić. Umożliwiły to wielkie bogactwa Diona. A Volmana pomógł unieszkodliwić resztę oddziałów imperialnych pozostałych w mieście. Dzięki jego książęcemu krewniakowi w Nemedii łatwo było przekonać króla Numę, by nalegał na obecność hrabiego Trocero z Poitain, seneszala Aquilonii. I, rzecz jasna, aby uczynić mu zaszczyt, będzie towarzyszyć mu imperialna eskorta, podobnie jak jego własne oddziały, oraz Prospero, prawa ręka króla Conana. A to oznacza, że w mieście pozostanie tylko straż przyboczna króla... oprócz Czarnego Legionu, ma się rozumieć. Jednak poprzez Gromela przekupiłem jednego z rozrzutnych oficerów straży i zapłaciłem mu, by o północy odwiódł swych ludzi daleko od królewskich drzwi. Wówczas, wraz z moimi szesnastoma gotowymi na wszystko łotrami, wejdę do pałacu tajemnym tunelem. A gdy już będzie po wszystkim, nawet jeśli ludzie nie powitają nas przychylnie, Czarny Legion Gromela wystarczy, by utrzymać miasto i koronę.
– A Dion myśli, że korona przypadnie jemu?
– Tak, ten opasły głupiec domaga się jej, bo posiada jakieś śladowe ilości królewskiej krwi. Conan popełnił ogromny błąd, pozwalając żyć ludziom chwalącym się pochodzeniem ze starej dynastii, której wydarł koronę Aquilonii. Volmana pragnie powrócić do królewskich łask, jakimi cieszył się pod dawną władzą, by podźwignąć swe zubożałe posiadłości do ich minionej świetności. Gromel nienawidzi Pallantidesa, dowódcy Czarnych Smoków, i pragnie przewodzić wojsku z całą zapalczywością Bossoniaka. Spośród nas wszystkich wyłącznie Rinaldo nie ma ambicji osobistych. Widzi w Conanie unurzanego we krwi, nieokrzesanego barbarzyńcę, który przyszedł z północy, by grabić cywilizowane kraje. Idealizuje króla, którego Cimmeryjczyk zabił dla przejęcia korony, i pamięta tylko, jak tamten od czasu do czasu wspierał sztukę, a zapomina o wszelkim złu za jego panowania. Tak też sprawia, że i ludzie zapominają. Już otwarcie wyśpiewuje Rozpacz za królem, w której wysławia tamtego uświęconego łajdaka i uznaje Conana za „przybyłego z otchłani dzikusa o czarnym sercu”. Król śmieje się z tego, ale lud sarka.
– Dlaczego tak nienawidzi Conana?
– Poeci zawsze nienawidzą tych u władzy. Dla nich doskonałość skrywa się zawsze tuż za najbliższym rogiem, albo za następnym. Uciekają od teraźniejszości w mrzonki o przeszłości albo przyszłości. Rinaldo jest płonącą pochodnią idealizmu, wzniesioną, jak uważa, dla zrzucenia jarzma tyranii i wyzwolenia ludu. Co do mnie, cóż, kilka miesięcy temu straciłem wszelkie ambicje poza napadaniem na karawany po kres mego życia. Teraz dawne marzenia odżywają. Conan umrze, a Dion osiądzie na tronie. Potem umrze także on. Jeden po drugim, wszyscy, którzy mi się sprzeciwią, będą umierać w ogniu, pod ciężarem stali albo od tych zabójczych win, które pędzisz tak znakomicie. Ascalante, król Aquilonii! Jak ci się podoba brzmienie tych słów?
Stygijczyk wzruszył swymi szerokimi ramionami.
– Był czas – rzekł z nieukrywaną goryczą – kiedy i ja miałem swoje ambicje, przy których twoje zdają się błahe i dziecinne. Do jakiegoż poziomu upadłem! Zaprawdę, moi dawni kamraci i wrogowie patrzyliby ze zdumieniem, jak Thoth-amon od Pierścienia usługuje niczym niewolnik obcokrajowcowi, do tego ściganemu przez prawo, i jak pomaga ziszczać ambicyjki magnatów i królów!
– Złożyłeś ufność w magii i maskaradzie – odparł Ascalante beztrosko. – Ja pokładam swoją w mym rozumie i mieczu.
– Rozum i miecze są jak liche źdźbła wobec mądrości mroku – warknął Stygijczyk. W jego oczach zamigotały groźne błyski i cienie. – Gdybym nie utracił Pierścienia, moglibyśmy zamienić się miejscami.
– Niemniej jednak – stwierdził banita niecierpliwie – znosisz na karku pasy po mym batogu i chętnie ponosisz je dalej.
– Nie bądź taki pewny! – Diaboliczna nienawiść Stygijczyka rozbłysła na chwilę czerwienią w jego oczach. – Pewnego dnia jakoś odnajdę znów Pierścień, a kiedy to się stanie, na zęby jadowe Seta, zapłacisz…
Obdarzony gorącym temperamentem Aquilończyk skoczył na równe nogi i zdzielił go mocno w twarz. Z ust uderzonego popłynęła krew.
– Zrobiłeś się zbyt bezczelny, psie! – ryknął banita. – Lepiej uważaj. Wciąż jestem twoim panem, który poznał twą mroczną tajemnicę. Idź i ogłoś wszem i wobec, że Ascalante przebywa w mieście, spiskując przeciw królowi! Zrób to, jeżeli się ośmielisz!
– Nie ośmielę – wymamrotał Stygijczyk, ocierając krew ze swych warg.
– Nie, nie ośmielisz – Ascalante uśmiechnął się zimno – gdyż jeśli zginę przez twe machinacje albo zdradę, kapłan pustelnik na południowej pustyni dowie się o tym i odpieczętuje pismo, jakie pozostawiłem w jego rękach. A kiedy je przeczyta, wieści rozejdą się po Stygii i wiatr z południa zawieje o północy. I gdzież wówczas uchowasz swą głowę, Thoth-amonie?
Niewolnik zadrżał, a jego smagłe oblicze poszarzało.
– Dość! – orzekł władczo Ascalante. – Mam dla ciebie zadanie. Nie ufam Dionowi. Zaproponowałem mu przejażdżkę do jego wiejskiej posiadłości i pozostanie tam, dopóki dzieło dzisiejszej nocy nie zostanie ukończone. Ten opasły głupiec nie zdołałby ukryć dziś przed królem swego zdenerwowania. Jedź za nim, a jeśli nie dogonisz go po drodze, podążaj do jego posiadłości i pozostań tam z nim, aż po niego poślemy. Nie pozwól, aby zniknął ci z oczu. Strach mąci mu zmysły i mógłby palnąć coś głupiego. Zdjęty paniką mógłby nawet pognać do Conana i wyjawić mu cały spisek w nadziei na zachowanie własnej skóry. Idź!
Ukrywszy nienawiść bijącą z jego oczu, niewolnik skłonił się i uczynił tak, jak mu kazano. Ascalante znów skierował swą uwagę na wino. Nad bogato zdobionymi iglicami wstawał brzask czerwony niczym krew.
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.NOTA BIOGRAFICZNA
Robert Ervin Howard (1906-1936) całe życie spędził w Teksasie. Jako słabowity mól książkowy, gnębiony przez rówieśników, rozpoczął ostry trening i wstąpił do klubu bokserskiego. Pod silnym wpływem matki wybrał karierę pisarską, pierwsze opowiadanie zamieścił w „Adventure Magazine” już jako piętnastolatek. Dochody z pisarstwa nie starczały z początku na utrzymanie, stąd też dorabiał jako zbieracz bawełny, znakowacz bydła, sprzedawca w sklepie, pomoc biurowa czy pisząc „wieści z pól naftowych”. Od 1925 roku współpracował z czasopismem „Weird Tales”, publikując teksty uważane do dziś za najważniejsze w jego dorobku. Tworzył opowieści wszelkiego rodzaju: horrory, opowiadania sportowe i historyczne czy westerny, ale największą sławę przyniosła mu literatura fantasy. Uważany jest za jednego z autorów, którzy zmienili jej oblicze. Wykreował wielu barwnych bohaterów: purytanina Solomona Kane’a, Pikta Brana Mak Morna i Kulla z Atlantydy, jednak poczesną sławę zapewnił mu Conan z Cimmerii, który stał się archetypem dla wszystkich twórców spod znaku magii i miecza oraz fantasy bohaterskiej. Karierę Howarda ucięła nagle samobójcza śmierć na wieść o tym, że dla jego chorej, leżącej w szpitalu matki nie ma już żadnej nadziei. Matka zmarła następnego dnia rano – pochowani zostali razem.