Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Autoportret z okruchów - ebook

Format:
EPUB
Data wydania:
23 maja 2025
104,00
10400 pkt
punktów Virtualo

Autoportret z okruchów - ebook

„Autoportret z okruchów” można bez wątpienia nazwać dziełem monumentalnym, w którym ujawniają się różne twarze jednego z najwybitniejszych polskich krytyków literackich, historyków literatury, a jednocześnie wyjątkowego eseisty, którego teksty ukształtowały wiele pokoleń pisarzy oraz akademików. Tomasz Burek (1938-2017), bo o nim mowa, debiutował jako krytyk w wieku dziewiętnastu lat i nieprzerwanie do śmierci, przez niemal sześćdziesiąt lat, był aktywnym uczestnikiem życia literackiego – tę wielką spuściznę uporządkował i wyjaśnił w błyskotliwym wstępie Andrzej Skrendo.

W ujęciu profesora Skrendy, między innymi, nazwisko Tomasza Burka kojarzy się z doświadczeniem wielkiego rozłamu: rozłamu kultury nowoczesnej i rozłamu, dzięki któremu kultura ta się wyłoniła; rozłamu, który Burek opisywał w swoich dziełach – i rozłamu, który opisuje jego własne dzieło, przebiega przez jego wnętrze.

Jest to książka, którą powinna posiadać każda osoba wrażliwa na historię literatury polskiej i nie tylko.

Spis treści

SEKRET OJCZYZNY

I

Powieść wobec „przeklętych pytań” współczesnej historii 49

Rolland, Dada, Lenin 61

1905, nie 1918 78

Lekcja rewolucji

O znaczeniu rewolucji 1905 roku w procesie historycznoliterackim 98

W oczach Stefana Żeromskiego 156

Demokratyczne tworzywo literatury 180

Po balu maturalnym 208

Pamiątki marcowe 217

Marszruty i manowce świadków epoki 228

1863 po 1905 242

Wierzyński – objawienie życia i sekret ojczyzny 274

„Iskra narodowej pamięci, piekąca, tragiczna” 281

Coście z tym marzeniem zrobili? 289

Herbert nie na czasie? 296

NOWE DZIEŁO?

II

Przewleka rewolucja 307

Proza na brudno 314

Arcydzieło niedokończone 341

Wacław Nałkowski

1851–1911 396

Przybyszewski kusiciel 427

Janusowe oblicze modernizmu 448

Na manowcach „powrotu do natury” 474

Powieść utajona 501

Nieczyste formy Różewicza 521

Pisarz, demony, publiczność, Jerzy Andrzejewski 539

Herlinga-Grudzińskiego profil z chimerą 557

Ostatni krzyk tamtej młodości 578

Z dziennika kwarantanny

Z umiarkowaną radością 595

Pod patronatem „Gazety Wyborczej” 598

Amiel: skromna wycinanka 601

Dno 604

Ofiarom laicyzacji 606

Próżnowanie z Claudelem 608

Nareszcie powieść 610

Czy kultura się skompromitowała? 612

Perspektywy dojrzałości 615

Jak być kochanym poetą 618

Co jest mocniejsze od gitane’ów 620

W przesileniu 623

KRYTYKA LITERACKA I DUCH NOWOCZESNOŚCI

III

Nowe zadania krytyki literackiej i jej sytuacja na początku dwudziestolecia

międzywojennego 629

Wiedźmy historii i kształt swobody

Idee estetyczne a krytyka literacka w pismach Stanisława

Brzozowskiego 655

Spór między likwidatorami Młodej Polski 719

Bolesław Miciński: zwycięstwo nad rozpaczą 747

Jak wyjść z rupieciarni 773

Rozmyte tradycje 786

Umysł nienasycony 810

Literatura, niepoważne zajęcia 853

Pragnienie ładu 865

Nota bibliograficzna 868

Indeks nazwisk 872

Kategoria: Esej
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8196-935-2
Rozmiar pliku: 2,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Zróbmy teraz eksperyment, ułóżmy, bez oglądania się na wydawców, książkę – jej tytuł brzmieć mógłby Autoportret z okruchów – z następujących różnych fragmentów spuścizny pisarskiej Brzozowskiego: z przedmowy do Idei, studium o Amielu, eseju o Lambie, z urywków nieukończonych powieści, mianowicie młodzieńczych Wirów i pisanej w ostatnich latach Książki o starej kobiecie oraz niektórych luźnych rozdziałów Płomieni, takich jak Sielskie-anielskie i Ulica świętego Marcina, wreszcie z satyrycznych Widm moich współczesnych i kilku szkiców na temat duchowych i umysłowych skutków rewolucji 1905 roku (jak np. Nim się rozproszy mgła). Powstanie w ten sposób pasjonująca książka, jedna z najważniejszych w literaturze polskiej XX wieku, okaże się też jasno, że w swoich wielorakich wcieleniach Brzozowski był jeden (od artykułu o Avenariusie, „myślowego prologu działalności”, do tuż przed śmiercią rozpoczętego eseju o Conradzie). Okaże się, iż z dziejów dojrzewania własnego umysłu uczynił on przedmiot i filozoficznej, i artystycznej wypowiedzi.Powieść wobec „przeklętych pytań” współczesnej historii

„Powieść w Polsce podnieca do walki lub przed nią ostrzega, maluje przepastne wiry, w które zapaść mogą różni ludzie bezdomni i ludzie podziemni – opiekuje się przemysłem wielkim lub małym albo uczy strajkować – zwalcza emigrację albo buduje placówki obronne – szerzy antysemityzm, budzi ducha wśród arystokracji czy wśród ludu – wskrzesza kult oręża lub kult organicznej pracy – zatapia się wreszcie w różne tajemnicze lochy, poszukując mniemanych źródeł duszy polskiej, której w tych lochach znaleźć nie sposób – i tak bez końca”.

Zniecierpliwione i poniekąd autokrytyczne słowa, wypowiedziane przez Stefana Żeromskiego w sierpniu 1915 r. w Zakopanem w odczycie Literatura a życie polskie i opublikowane następnego roku w zbiorku Sen o szpadzie i sen o chlebie, zabrzmiały dla ich słuchaczy, a później czytelników, jak nieoczekiwana zapowiedź likwidacji najżywotniejszej dotąd tradycji polskiej literatury. Tradycji sięgającej stanisławowskiej epoki piśmiennictwa politycznego, doprowadzonej do szczytu przez romantyzm w poetyckim dramacie historiozoficznym i politycznym oraz prozie publicystycznej, a przeniesionej w prozaiczne warunki społeczeństwa mieszczańskiego i zarazem odnowionej przez wielkich powieściopisarzy doby pozytywizmu, Orzeszkową i Prusa. Tradycji, której chronologicznie jednym z ostatnich – obok Wyspiańskiego, Brzozowskiego i Berenta – a przy tym najuważniej słuchanym spośród wszystkich pisarzy młodopolskiego pokolenia, najbardziej konsekwentnym i wpatrzonym w jej ideały kontynuatorem, był właśnie sam Żeromski.

Zaledwie dwa lata przed bulwersującym opinię odczytem zakopiańskim, przystępując – w roku 1913 – do pracy nad Walką z szatanem, pisarz oznajmiał w liście do żony Oktawii: „Ciągle mi się wydaje, że cały świat nowoczesny stoi na progu wielkiej społecznej rewolucji i wyrazem tego uczucia będzie moja powieść. Jest to powieść przede wszystkim narodowa i społeczna, a nade wszystko rewolucyjna” (cyt. za książką Hanny Mortkowicz-Olczakowej: O Stefanie Żeromskim. Ze wspomnień i dokumentów, 1964). I oto programowi tej powieści narodowej i społecznej, i równocześnie rewolucyjnej, a więc nasyconej aktualnymi treściami ideowymi życia zbiorowego, zaangażowanej w walkę współczesnych racji politycznych – programowi literatury jawnie lub skrycie tendencyjnej, będącej czynnikiem obywatelskiego dydaktyzmu oraz narzędziem kształtowania opinii publicznej w kierunku wyznaczonym przez narodowe potrzeby bądź klasowe interesy – Żeromski w swym zakopiańskim odczycie przeciwstawił biegunowo różny wzorzec działalności pisarskiej. Niespodziewanie odwołał się do zupełnie innego modelu literatury, mianowicie takiej, „która by miała na oku cel jedynie artystyczny”. Wskazywał na zaniedbane w Polsce nowoczesne odmiany gatunku powieściowego: Anglii więc zazdrościł filozoficznej powieści w stylu Chestertona, Rosji – metafizycznych koncepcji powieściopisarskich Dostojewskiego, Francji – romansu psychologicznego i znajomości „tych głębokich zagadnień, które dręczą duszę współczesnego człowieka”. Porównanie specyficznie ograniczonego charakteru powieści polskiej z wszechstronnie rozwiniętą postacią i ogólnym znaczeniem powieści w innych, niepodległych krajach Europy, wypadło w odczycie Żeromskiego zdecydowanie na niekorzyść artystycznie pośledniejszej powieści polskiej. Tej powieści, w której „wszystko niemal bez wyjątku przesiąknięte jest na wskroś troską o byt polityczny”. Stąd wynikał gorzki wniosek o niemożliwym do odrobienia zapóźnieniu i kulturalnej izolacji: „dla gustów cudzoziemskich nasza powieść współczesna, przepojona uczuciem patriotyzmu, nabrzmiała i przeładowana kwestiami natury społecznej, jest niezrozumiała i, co gorsza – jałowa”.

Surowy inwentarz stanu posiadania powieści polskiej, sporządzony w drugim roku wojny światowej przez najbardziej wpływowego powieściopisarza okresu przedwojennego, stać się miał dla następnej generacji pisarzy, debiutujących już w odrodzonym państwie, usprawiedliwieniem i utajoną przesłanką ich niektórych programów twórczych. Usprawiedliwieniem przede wszystkim ciekawości wobec dorobku literatur zagranicznych oraz podatności na wielorako krzyżujące się wpływy kulturalne Zachodu i Wschodu (w myśl odrabiania wskazanych przez Żeromskiego zapóźnień na polu powieści psychologicznej i filozoficznej). Zarazem przesłanką (to prawda, że krótkotrwałego) złudzenia programowego, że imperatyw społeczny w literaturze został unieważniony wraz z odzyskaniem niepodległości państwowej, że miejsce człowieka publicznego zajmie jako bohater literacki człowiek prywatny, organicznie wtopiony w dzień powszedni ojczyzny, a temat piekła narodu ustąpi miejsca kameralnym tematom z domeny jednostkowych przeżyć psychicznych, że możliwa odtąd będzie jedynie powieść wolna od balastu przestróg, napomnień, jeremiad, profetyzmu i zapędów pedagogiczno-reformatorskich, powieść nieutylitarna, i że w związku z takim kierunkiem generalnym procesu literackiego droga do rodziny wielkich literatur europejskich, zapoczątkowana już przez generację modernistyczną, będzie wiodła nie przez ponowne spętanie zobowiązaniami społecznymi bądź etycznymi, ale przeciwnie: przez swobodną grę estetycznych wyobrażeń, przez przygodę zmysłów i „święto metafizyki”. Tak daleko oczywiście nie szły sugestie Żeromskiego, choć można było w jego głośnej rozprawie znaleźć expressis verbis wyrażoną pochwałę uzewnętrznienia przez literaturę „najbardziej skrytych, zawiłych, perwersyjnych fenomenów zmysłowej miłości – tajemniczej potęgi muzyki – geniuszu – obłąkanej żądzy panowania”.

W istocie rzeczy jednak rozprawa Żeromskiego Literatura a życie polskie nie stanowiła aktualizującego powtórzenia tak zwanych herezji modernizmu. Krytyka przeprowadzona przez pisarza szła w innym kierunku. W swym wystąpieniu atakował on głównie uproszczenia narodowej dydaktyki literackiej, poddawał krytyce zbyt jednostronny i naśladowczy – a przez to płytki – charakter literatury użytkowej, wąsko utylitarnej, tendencyjnie patriotycznej, wskazywał na „czczość patosu bez wewnętrznego ognia”, na niestosowność „barokowej prozy” i kompromitację jej teatralnych stereotypów i rekwizytów „w świetle pogorzeli, w huku bitw, wobec czarnych piecowisk, pól nędzy, szeregu mogił i przed rozpaczą skamieniałą w milczeniu”. Ów krajobraz społecznego losu ludzi doświadczonych przez wojnę i wizja wartości zachwianych lub uległych rozpadowi, wszystko to nie przemawiało za odesłaniem do lamusa literatury wielkich zagadnień społecznych, a raczej za zrewidowaniem sporej liczby ułatwień tematycznych i nadużyć konwencjonalnej sztuki powieściowej.

Żeromski nie przekreślał więc, jak w pewnych kręgach odbiorców jego odczytu myślano, możliwości istnienia powieści zaangażowanej w spór współczesnych idei politycznych, narodowych czy rewolucyjnych, powieści-pytań o los zbiorowy. W jego rozumieniu wydarzenia wojenne stwarzały nowe bodźce dla literatury, ale bodźce trudniejsze do artystycznego zużytkowania; wojna bowiem i jej nieprzewidziane konsekwencje wprowadziły zamieszanie we wszystkie zastane idee, uwieloznaczniły je, pomnożyły problemy i pytania, i praktycznie rzecz biorąc, uniemożliwiły znajdywanie jakichkolwiek prostych i zadowalających odpowiedzi. W ten sposób, okolicznościowy w zamyśle odczyt zakopiański zarysował główny tor, jakim poszła twórczość Żeromskiego w jej ostatniej fazie: od Walki z szatanem, która w swych trzech nieharmonijnie zespolonych tomach (Nawracanie Judasza, 1916, Zamieć, 1916, Charitas, 1919) odzwierciedliła zamęt panujący w ideowych hierarchiach epoki, po Przedwiośnie (1925), gdzie struktura polifonicznego dialogu wyparła strukturę lirycznego monologu, a myślenie niejednoznacznymi obrazami zastąpiło myślenie gotowymi doktrynami, gdzie triumfowała dialektyka prawd i kontrprawd, gdzie rozwój tematu miał przejmującą intonację pytania. Powieściowa twórczość Żeromskiego, poczynając od rewolucji 1905 r., poprzez okres porewolucyjnego kryzysu i lata wojny, aż do niespokojnych fermentów pierwszych lat niepodległości, była czułym miernikiem procesów ideowo-literackich epoki.

Dominanta tych procesów, przy różnorakich możliwych odchyleniach decyzji pisarskich – czy to w stronę komercyjnych pokus literatury sensacyjnej i rozrywkowej, czy w stronę indywidualistycznej i heroicznej przygody duchowej, czy w stronę czystej estetyki i kreacjonistycznego artystostwa – polegała na rosnącym nacisku polityki i ideologii społeczno-politycznych na literaturę. Nacisk ów przejawiał się wielorako. A więc zarówno w coraz częstszym podejmowaniu przez powieść polską tematyki aktywności politycznej, odmalowywaniu postaci żyjących w środowisku głęboko przenikniętym ideami i namiętnościami polityki (działacze ruchu socjalistycznego, bojownicy rewolucji), jak i w swego rodzaju „upartyjnieniu” literatury, w politycznym rozwarstwieniu kierunków literackich, w forsowaniu i obronie przez utwory literackie określonych stanowisk i programów ideologicznych, we wpisywaniu w strukturę artystyczną narracji mniej lub bardziej zamaskowanych treści klasowych, zamiarów apelujących, perswazyjnych bądź polemicznych. Pozostawało to w związku z klimatem życia w tym dwudziestoletnim przedziale czasowym (licząc od rewolucji 1905 r. do Przedwiośnia), wypełnionym w całości szeregiem wstrząsów i przełomowych wydarzeń historycznych: socjalistycznymi i ludowymi ruchami masowymi, wrzeniem rewolucyjnym, zbiorowymi doświadczeniami wojny światowej, walką o niepodległość, dramatyczną konfrontacją z rewolucją bolszewicką, zaognionym antagonizmem różnych odłamów burżuazji polskiej, rywalizujących ze sobą o wpływy i władzę w państwie, wreszcie kryzysem państwowych instytucji demokratyczno-republikańskich, lękiem klas posiadających przed komunistycznym przewrotem, pierwszymi sygnałami faszyzmu. Wynikła z sumy wymienionych zjawisk wysoka w przekroju lat aktywność polityczna oraz idące z nią w parze, jeśli nie powszechne pogłębienie samowiedzy politycznej, to co najmniej poczucie zaangażowania lub niedobrowolnego uwikłania w politykę i jej problemy wpływało też na charakterystyczną orientację literatury, sprawiało, że ukazujący się oczom pisarza – czy był nim „społecznik” Żeromski, czy „psychologistka” Nałkowska, czy „formista-absurdalista” Witkacy, czy „futurysta” Jasieński – współczesny świat ludzki musiał być przezeń rozpoznawany, przeżywany i odzwierciedlany jako świat z natury polityczny.

„Gdyż nie cieszyć się, mógł w tych czasach chyba potwór, ale w istocie nie cieszył się nikt”. Tak napisał Andrzej Strug w Mogile nieznanego żołnierza (1922), burząc za jednym zamachem iluzję niepodległościowej sielanki i ujmując w paradoksalnej formule istotę psychologii pokolenia, które w długim marszu przez organizacje socjalistyczne, rewolucję 1905 r., związki strzeleckie i Legiony doszło do wolnej Polski – by jej nie odnaleźć. „Dziwnie poważna i posępna była nasza młodość” – wtórował starszemu pisarzowi Józef Wittlin w tomie esejów i rozważań moralnych Wojna, pokój i dusza poety (1925). Ów najwybitniejszy, obok Jana Sturga, przedstawiciel ekspresjonistycznego i pacyfistycznego kierunku w twórczości debiutującej po wojnie generacji, wskazywał na dwa aktualne wydarzenia w historii, które, wraz z trwającą w psychicznych skutkach tragedią wojenną, wymodelowały ideowy kształt życia młodych ludzi w nowej epoce. Życia doznawanego ciężko, przeżywanego nie jako festyn, lecz jako labirynt pełen politycznych zasadzek i przygniatających dylematów moralnych. Jednym z tych wydarzeń było odrodzenie państwa polskiego, drugim natomiast – rosyjska rewolucja. „Te dwa wydarzenia dziejowe miały wycisnąć ślad i ukształtować wrażliwość młodego pokolenia Polaków. Z obu tych przemian dziejowych miały nadpłynąć nowe strumienie idei, zdolne do użyźnienia naszej ojczystej twórczości. Stało się jednak tak, że obie te ideologie w drodze do polskiej umysłowości nie przeszły obojętnie mimo siebie, lecz starły się z sobą jak dwaj groźni wrogowie. Idea wyzwolonej Polski nie mogła się pogodzić z wszechświatową ideą rosyjskiej rewolucji. Przeto, zaledwie nastała dla narodu nowa epoka, zaledwie umysły mogły się zorientować w nowym położeniu, już poczęły czyhać na nie potężne sprzeczności. Trzeba się było zdecydować, którą pójść drogą i dlatego takie smutne były pierwsze lata nowego życia, tak niespokojny, dreszczami przerywany, był pierwszy sen narodu. Zapewne, zaślubiny Polski z polityczną wolnością nie mogły się odbyć hucznie a strojno w obliczu kilkudziesięciu milionów trupów wielkiej wojny i wśród najrozmaitszych gwałtów. Na pobojowisku tańczy się niewygodnie”. Na pobojowisku – i na rewolucyjnym wulkanie.

Z podniosłą moralistyką rozważań Wittlina sąsiadowały liczne broszury, poświęcone centralnym problemom współczesnej epoki – wojnie światowej, rewolucji, kryzysowi cywilizacji zachodniej, a także trudnościom odbudowy niepodległego państwa polskiego, wyczerpanego walką o granicę, wojną z Rosją Radziecką, wewnętrznymi konfliktami narodowościowymi i klasowymi. Broszury te, układające się wedle zróżnicowanej skali znaczenia, od obywatelskiej publicystyki Żeromskiego (Snobizm i postęp i in.) aż po eklezjastyczne kaznodziejstwo ks. Feliksa Mieszkisa (Wojna, Rewolucja, Upadek mieszczaństwa, Noc nad Europą), operowały identyczną lub bardzo zbliżoną symboliką, tymi samymi motywami przewodnimi i powtarzającymi się figurami politycznej profecji. A więc ostrzegały przed „poczwarką przewrotu”, wykluwającą się z podłoża nierówności socjalnych i walk klasowych, z chronicznej gorączki kryzysów ekonomicznych; rejestrowały „przyczyny, łzy wywołujące”, i stwierdzały, iż „miażdżące troski, które stanowiły główny motyw wojny”, nie znikły w dniu oficjalnego zawieszenia broni; opisywały, przeciwnie, świat aktualny jako ustawiczne wigilie z bronią w ręku, ponure obozowisko, pełne frustracji, a kulturę współczesną jako kulturę przemocy; stawiały znaki zapytania nad ojczyzną i nad Europą, przepowiadały – „Noc przed krwawym dniem, kiedy na nowo zaczną mówić karabiny”.

Publicystyczne wróżby i niepokoje z jednej strony, powieściowe obrazy i interpretacje rzeczywistości z drugiej, były ze sobą zgodne w przekazywaniu emocjonalnego i ideowego klimatu epoki i jej głównych hierarchii tematycznych. W dwu najwybitniejszych utworach pierwszego roku niepodległości, w Charitas Stefana Żeromskiego i Łuku Juliusza Kadena-Bandrowskiego, tematem stał się rozpad moralnego porządku świata, rozluźnienie aż po perwersję „naturalnych” norm psychologicznych i obyczajowych, katastrofa obłudnie-burżuazyjnych (stary Granowski w Charitas) i sentymentalnie-mieszczańskich (Maryśka Miechowska w Łuku) systemów pojęciowych, będące częścią ogólnoludzkiej katastrofy wojny. W oryginalnej konfiguracji powieści politycznej i polityczno-społecznej, którą przyniosły lata 1923–1925, w powieści stanowiącej rodzaj ideowego bilansu i krytycznego obrachunku z państwem niepodległym, z jego strukturą socjalną, metodami rządzenia i elitą władzy (Generał Barcz Kadena, Romans Teresy Hennert Nałkowskiej, Przedwiośnie Żeromskiego, Pokolenie Marka Świdy Struga) przełamały się również ogólne problemy dezintegracji kapitalistycznego społeczeństwa, depersonalizacji i anonimowego charakteru współczesnych procesów historycznych, braku szans na działanie w myśl wielkich ideałów. W związku z tą diagnozą postawiony został, w formie dramatycznego znaku zapytania, problem rewolucji – czy mianowicie jest ona nadzieją na restytucję humanistycznego porządku wartości, czy też pogłębieniem śmiertelnej choroby współczesnego świata.

Po owym przypływie i kulminacji powieści ideologicznej – powieści o załamaniach i kryzysach idei polskiej w zetknięciu z komunistycznymi ideami rewolucji rosyjskiej z jednej strony, z realiami wewnętrznego kryzysu ustrojowego z drugiej – i po śmierci twórcy Przedwiośnia, ukształtowała się w następnej fazie omawianego okresu inna wielka i znamienna konfiguracja powieściowa. Otwarty kryzys ustroju społecznego, nietrwałość struktur ekonomicznych i kulturalnych, polityczny bezład, zatrata perspektywy dziejowej w losach zbiorowości wypowiedziały się w niej szeregiem metaforycznych moralitetów i mitów o świecie współczesnym (Czarne skrzydła i Mateusz Bigda Kadena, Palę Paryż Jasieńskiego, Pożegnanie jesieni i Nienasycenie Witkiewicza, Fortuna kasjera Śpiewankiewicza i Żółty krzyż Struga).

W pierwszej konfiguracji utworów, skupionych wokół Przedwiośnia jako najwybitniejszej powieści politycznej całego okresu, struktury socjalne, procesy i wydarzenia historyczno-polityczne ujmowane były z intelektualną dynamiką, wzdłuż osi śmiałych konstrukcji ideowych, w istocie przy zachowaniu realistycznej perspektywy poznawczej (choć z możliwymi od niej odchyleniami, z czego najbardziej skorzystał Kaden w ekspresjonizującym Generale Barczu, i Strug, zafascynowany w Pokoleniu Marka Świdy tyleż ideową sytuacją pokolenia, co psychopatologicznym pograniczem przeżyć wewnętrznych i liryką pokoleniowych nerwic). W konfiguracji drugiej natomiast, zjawiska historii i mechanizmy społeczne, ukazane środkami fantastyki, hiperboli i groteski, w poetyce koszmaru (Żółty krzyż), wizji sennej (Fortuna kasjera Śpiewankiewicza), ostrzegawczej przypowieści (Palę Paryż), totalnej drwiny (Nienasycenie), jawiły się jako wyalienowane, wrogie i niszczycielskie moce, jako demoniczne fatalizmy i potężne mity zbiorowe, władające człowiekiem i kwestionujące dotychczasowe kształty, dotychczasowe racjonalne podstawy jego osobowej i ludzkiej tożsamości. Był to więc mit Pieniądza – w Fortunie kasjera Śpiewankiewicza; mit Walki Klas – w Czarnych skrzydłach; mit wszechogarniającej Polityki – w Mateuszu Bigdzie; mit Wojny – w Żółtym krzyżu; mit Upadku Zachodu w powieściach Witkiewicza; mit kolektywistycznej Rewolucji – u tegoż Witkiewicza i u Jasieńskiego.

Wychodząc poza realistyczne środki wyrazu, ta przeniknięta ekspresjonizmem konfiguracja powieści społeczno-ideologicznej drugiej połowy lat dwudziestych i początku trzydziestych, pozostawała jednak realistycznie znamienna. Pozostawała realistycznie znamienna w katastroficznym zabarwieniu ogólnej diagnozy politycznej, historycznej i cywilizacyjnej. Odpowiadała nastrojom zawiedzionych nadziei i pogłębiającego się rozczarowania, poczuciu bezwyjściowości, atmosferze martwoty ideowej, jaką usiłowały przełamać – w rezultacie jeszcze bardziej ją pogłębiając – rządy Piłsudskiego. Zamach majowy 1926 r., dokonany przez ludzi obozu legionowego przy początkowym poparciu lewicy, zarówno socjalistycznej, jak i skrajnej, komunistycznej, zamiast spodziewanego zwrotu na lewo – doprowadził rychło do faszyzacji kraju, do antydemokratycznych i antyparlamentarnych sposobów rządzenia, do brutalnej rozprawy ze stronnictwami opozycji i ich przywódcami. (We wrześniu 1930 r. kilkunastu wybitnych posłów Centrolewu bezpodstawnie aresztowano, osadzono w twierdzy brzeskiej i następnie – zmaltretowanych fizycznie i moralnie – skazano w toku fikcyjnego procesu). Szumnie zapowiadana „sanacja moralna” ustroju, w praktyce okazywała się anachroniczną i niebezpieczną próbą oparcia życia społecznego na micie wojskowej siły. Dyktatura „ludzi drygu, drygu i awantury, i krwi” – tych, co w młodości bili się o Polskę, tych samych, w których Kaden chciał widzieć polityczną alternatywę dla rządów parlamentaryzmu z epoki przedmajowej – prowadziła cały naród na skraj przepaści. Kadenowscy „ludzie drygu” przegrywali przyszłość Polski.

Powieść polska znalazła się ponownie w obliczu szeregu palących, lecz nierozwiązalnych – w ramach półdyktatorskiego państwa burżuazyjnego – problemów społecznych, i jednocześnie w obliczu kryzysu światowego i wojny, która może powrócić.ROLLAND, DADA, LENIN

Nawet rzeczy przebrzmiałe i otępiałe zyskują przy pożegnaniu łagodną barwę żalu, och, czasie miniony! (…) tak powstaje ponownie przeszłość, przytulny ład ziemskich symboli (…).

Lecz oto okazuje się jaskrawie, że wszystko jest zniwelowane, obrazy niepowiązane i nieruchome od pędu przestają być symbolem, skończone i nieskończone jednocześnie, pośród gróźb przywołujące dysonans. Nieznośnym staje się trójdźwięk i śmiesznym, tradycją, wedle której już żyć nie można, Elisium i Tartar zapadają się wzajem w siebie, stają się nierozróżnialne. Żegnaj, Europo; piękna tradycja skończona.

Hermann Broch, Niewinni

Kiedy w parę lat po drugiej wojnie światowej Hermann Broch komponował swoich Niewinnych – „powieść w jedenastu opowiadaniach” – dał tej powieści ramy epicko-czasowe, sięgające jednym końcem roku 1913 i szerzej: okresu przed pierwszą wojną światową. Drugi bok ramy powieściowej stanowił rok 1933 i domyślnie to, co miało po nim nastąpić. Kompozycja ta przypomina Ludzi dobrej woli Jules’a Romainsa, ów wielotomowy cykl publikowany w latach 1932–1946, powieściowy fresk historyczny, który wypełnia życie epoki rozciągającej się między 6 października 1908 a 7 października 1933.

W ogóle całe pokolenie pisarzy europejskich, którego młodość przypadła na przełom dwu ostatnich stuleci i które miało być w dalszym ciągu świadkiem gigantycznych kataklizmów i przemian, chętnie powraca w swoich późniejszych dziełach do epoki przed pierwszą wojną światową. Czy żeby odbudować mit swej młodości? Raczej żeby pokazać jedność pewnego doświadczenia.

Czy to będzie Broch w trylogii Lunatycy, czy Stefan Zweig w autobiograficznej opowieści Świat wczorajszy, pisarz tego pokolenia chce zawsze wydobyć i powiązać przesłanki i konsekwencje moralne lub umysłowe historycznego procesu, który rozpoczął się w tamtej epoce. Zweig przyznaje, że gwałtowność przeobrażeń zachodzących w ciągu półwiecza, jakie przeżył, była tak wielka, że – jak powiada: – „Moje »dziś« jest tak odmienne od mojego »wczoraj«, moje wzloty od moich upadków, iż chwilami wydaje mi się, że przeżyłem nie jedno życie, lecz kilka, a każde jest inne”. Lecz opowiadanie ze stanowiska świadomości jeszcze nierozbitej, odwołującej się do stałego wzoru (choćby po to, żeby na jego tle ukazać odmienność nowego doświadczenia ludzkiego), pozwala połączyć te różne czasy życia i w świecie „rozpadających się wartości” uratować wartość ostatnią: jasną i maksymalnie pełną świadomość kryzysu, rozpadu, końca.

Istnieje olbrzymia różnica między tymi dwoma generacjami pisarzy nowoczesnych, z których jedna pamięta jako własne przeżycie pozytywne ów „świat wczorajszy”, przeszłość umiejscowioną i zapełnioną wartościami, podczas gdy druga zdobywa świadomość duchową siebie samej w oku pustoszącego cyklonu: w latach zamętu wojennego. To drugie pokolenie nie ma się już do czego odwołać, nie zna nawet „przeczucia całości”, w elementarnym i konstytuującym je doświadczeniu ludzkim „wszystko jest zniwelowane”, świat odczuwa ono jako wielką pustkę i przeciwstawiając się pustce nie aktem konstrukcji, lecz negacji, samo musi na pustce skończyć. Na pustce albo na pewnym rodzaju pustki, który ostatecznie, ponieważ świat się jeszcze nie skończył ani wtedy, ani dziś nawet, także okazał się wartością: stanem odmowy umysłu wobec wszelkiego zaangażowania fałszującego.

Mówimy o ruchu, który narodził się z wojny i przeciwko niej, i przybrał imię Dada. Nie będąc ani zjawiskiem czysto artystycznym, ani kierunkiem ideowym, a raczej będąc po trosze tak jednym, jak drugim, Dada był przede wszystkim wyrazem krańca, do jakiego doszła świadomość europejska: był jej „punktem zerowym”. Dada nie zrywał z tradycją, gdyż jej nie znał. Zerwanie dokonało się wcześniej, w pierwszej fali nowatorstwa europejskiego, u kubistów i futurystów, u pokolenia „wygnańców”, jak Kafka czy Joyce, a u nas St. I. Witkiewicz. W doświadczeniu ich wszystkich pojawia się nuda i zmęczenie „tradycją, wedle której już żyć nie można”, ale tradycja jako taka nie znika (nie znika przeszłość, historia, pamięć wzoru), występuje poczucie pustki, ale na tle pełni utraconej. I niemożliwej do odzyskania? Czy niemożliwej naprawdę, o tym to pokolenie będzie się chciało przekonać, pisząc Poszukiwanie straconego czasu, Ulissesa, Zamek, Człowieka bez właściwości, atakując uporczywie problem „renesansowej”, złożonej i jednolitej osobowości (negatywnie u Pirandella, parodystycznie u St. I. Witkiewicza, ale zawsze w związku z „wielkim wzorem”), podejmując wreszcie zarówno środkami tradycyjnej powieści, jak i metodami bardziej unowocześnionymi zadanie stworzenia ideowej syntezy epoki, powieści – summy współczesnego życia. Czarodziejska góra i Doktor Faustus Tomasza Manna, Jan Krzysztof i Dusza zaczarowana Romaina Rollanda, Rodzina Thibault Rogera Martina du Garda. Do możliwości podjęcia tego rodzaju wysiłku Dada nie chciał doprowadzić: rzecz charakterystyczna, uczestnikowi ruchu Dada, André Bretonowi, jeszcze w pierwszym Manifeście Surrealizmu pisanie powieści wydawać się będzie zajęciem bezsensownym.

Dla Dada, gdy rodził się w jednym z kabaretów Zurychu, wszystko było równie bezużyteczne, bezsensowne, obojętne: tradycja i rewolucja, historia i psychologia, powieść i samo życie. „Dada jest unieruchomieniem i wyklucza namiętności. Powiecie, że jest to paradoks, skoro Dada ujawnia się przez czyny gwałtowne. Tak, w jednostkach zarażonych destrukcją reakcje bywają gwałtowne, ale kiedy reakcje te wyczerpią się, kiedy zostaną zniszczone przez sataniczny napór pytania: »po co?«, wtedy pozostaje już tylko obojętność. (…) Starajcie się być pustymi i wypełniać wasze komórki mózgowe, czym się zdarzy” (Tristan Tzara). A więc nie krytyczny rozrachunek z tradycją, nie kontynuacja tradycji, i tym bardziej nie dialektyczne przerastanie tego, co dojrzałe i skończone, w to, co nowe i nieznane, ale nieobecność wszelkiej ciągłości, sprzeczność praktykowana i prowokowana na każdym kroku: oto jest Dada.

Hasło „starajcie się być pustymi” i funkcja przypadku w sabotowaniu ducha powagi, wszelkiego w ogóle ducha, który ze stanu wykolejenia i dezorganizacji zamierza przejść w stadium określoności ideowej, psychologicznej bądź artystycznej, uczyniły z Dada szczególnego typu zjawisko. Likwidacja sensu świata miała się w ramach tego ruchu wyrazić nie w literackim temacie bezsensu, bo to byłoby jednak mimowolną kontynuacją śmiechu wartych „mąk tworzenia”, „powagi geniuszów”, filozofii i literatury. Dada pragnął ukazać swoją obecność w samej formie przeprowadzenia tej likwidacji. Ogłosić upadłość wszystkiego, od pojęć rozumu i humanizmu począwszy, na pojęciu literatury skończywszy, to w gruncie rzeczy nie powinno znaczyć, że trzeba pisać czy czynić coś przeciwko temu, co utraciło znaczenie. Raczej nic nie czynić i nic nie pisać. Ewentualnie: pisać cokolwiek; będąc utalentowanym literacko, pisać tak, jakby się umiało tylko bełkotać etc. Zapewne, antyliterackie czy słuszniej by należało powiedzieć: aliterackie, a także apsychologiczne i ahistoryczne nastawienie nie pozwoliło ruchowi Dada sformułować dyskursywnie swojej oceny sytuacji duchowej, w jakiej znalazł się człowiek razem z bagażem swych pomieszanych i wymykających mu się z rąk (bądź przywalających go) tradycji; napisać Zmierzch Zachodu albo Człowieka bez właściwości byłoby czynnością niezgodną z postawą i programem Dada. Ale właśnie ta postawa paraliżująca wszelką aktywność sensowną miała głęboki sens historyczny: ludzie tych czasów nie mieli istotnie czemu ufać, młodzi ludzie otrzymywali widmowe dziedzictwo.

„Żal mi tych wszystkich – pisze Zweig we wspomnianym Świecie wczorajszym – którzy nie przeżyli za młodu ostatnich lat ufności do wspólnoty europejskiej (…) jakże kochaliśmy naszą Europę! (…) Ufaliśmy Jauresowi, wierzyliśmy w socjalistyczną Międzynarodówkę…” Tymczasem – pisze Albert Camus we wstępie do Rodziny Thibault – „wybucha wielka wojna i wykrwawia się społeczeństwo, które sądziło, że może zarazem modlić się i handlować”. W trzecim roku wojny, na początku drugiego roku istnienia Dada (sięgam jeszcze raz po świadectwo Zweiga): „Pełna rozgoryczenia nieufność zaczęła szerzyć się stopniowo wśród całej ludności – nieufność do pieniędzy, które coraz bardziej traciły na wartości, nieufność do generałów, oficerów i dyplomatów, nieufność już na samo napomknienie o państwie lub sztabie generalnym, nieufność do gazet i podawanych przez nie wiadomości, nieufność do samej wojny i jej konieczności”.

Pierwsze tomy Rodziny Thibault, które ukazały się w latach dwudziestych, podobnie jak pierwsze tomy powstającej w tym samym czasie Duszy zaczarowanej – że poprzestaniemy na tych dwu najbardziej znamiennych przykładach – zdają się odmalowywać con amore ów „piękny czas” sprzed kataklizmu wojennego, epokę ufności i bezpieczeństwa, rozsądku i umiarkowania, harmonijnego, spokojnego, „młodego lata”. Jak mówi Broch, „nawet rzeczy przebrzmiałe” tchną przy pożegnaniu „łagodną barwą żalu”, nawet doświadczenia okrutne i posępne – jak zapisane na kartkach Szarego zeszytu i Pokuty doświadczenie kilkunastoletniego Jakuba Thibault – ozłaca promienny czar przyzwolenia i artystycznej afirmacji:

tak powstaje ponownie przeszłość,
przytulny ład ziemskich symboli…

Jednakże nie powstaje on naprawdę. Twórcom ideowych syntez epoki w formie powieści towarzyszy bowiem również świadomość, że „kosmos zachodniej cywilizacji” już nie istnieje, rozbity przez hipokryzję społeczeństwa mieszczańskiego, przez wojnę i rewolucję, przez kryzys świadomości europejskiej, przez nadciągający faszyzm: między dziełami w rodzaju Duszy zaczarowanej czy Rodziny Thibault a epoką, którą one w swoich początkowych partiach ewokują, leży rewolucja rosyjska i zdobycie władzy przez bolszewików, leży okres artystycznego eksperymentu, lata 1908–1925, leży Ulisses i leżą pocięte skrawki gazet, z których uczestnicy ruchu Dada układali swe poematy. Zaś między intencją ożywiającą te dzieła a nami, między aktem ich narodzin a przyszłością, do której się zwracają, leży niepewność. „Boleści świata! W tej samej chwili narody konają w nędzy i ucisku. Wielki głód pożera ludy Wołgi. Nad Rzymem wisi topór i rózgi czarnych liktorów. Więzienia Węgier i Bałkanów głuszą krzyk torturowanych. Stare kraje wolności: Francja, Anglia, Ameryka, pozwalają ją gwałcić i tolerują rozpruwaczy. Niemcy pomordowały swych »prekursorów«¹. W brzozowym lesie pod Moskwą gaśnie jasna źrenica Lenina, świadomość jego zamiera. Rewolucja traci swego pilota. Noc zda się zapadać nad Europą” (Dusza zaczarowana).

Toteż pożegnanie Europy przez pokolenie tych wielkich humanistów mieszczańskich, spadkobierców liberalnych i demokratycznych tradycji XIX wieku, nie nosi znamion mitologizujących, nie jest odbudowywaniem „złotej legendy” europejskiej, zagłębianiem się w czasie minionym w poszukiwaniu utraconych wartości ładu, wolności i szczęścia. Powrót do „pięknej epoki” jest w ich dziełach powojennych powrotem do źródeł choroby, do przyczyn kryzysu; Rodzina Thibault na przykład stanowi rozwinięcie pewnych diagnoz i rozpoznań, i całej krytyki społecznej, zawartej na stronicach Jana Barois.

Ta ostatnia książka – jedna z wiecznie aktualnych książek XX wieku – ukazała się za pięć dwunasta pierwszego konfliktu wojennego na skalę światową: w roku 1913. Dotycząc głównie sprawy Dreyfusa, ostrzegała równocześnie – już w obliczu wzmocnionego nacjonalizmu, prącego do wojny – przed tymi, którzy są prawomyślni, gdyż nie stać ich na to, aby sami myśleli. Martin du Gard stwierdzał w tej książce, że „ukryty strach przed nieznanym spadł na większość istot cywilizowanych”, co nie było może największym odkryciem, ale zarazem widział dobrze niebezpieczeństwo tam, gdzie go nie szukano: w „szarym człowieku”, sentymentalizowanym i obłudnie idealizowanym przez współczesną literaturę; w utajonej energii drobnomieszczańskiego anonimatu, w nieobliczalnej sile jego przywiązań, jego tradycji, jego bezkrytycznie kultywowanych złudzeń. Są tam jeszcze ważniejsze konflikty. Przy końcu książki, postarzały Barois, sam nurtowany przez wątpliwości co do zasięgu ideałów nauki i postępu, stawić musi czoła w dyskusji ideowej owym młodym tradycjonalistom, których oblicze ukazała głośna ankieta przeprowadzona w roku 1912 przez H. Massisa wspólnie z A. de Tardem i ogłoszona pod pseudonimem Agathona. Les jeunes gens d’aujourd’hui. Czego chcą młodzi ludzie z roku 1912? Dyscypliny, autorytetu, wiary, ołtarza, na którym pragną złożyć ofiarę ze swego życia. Dość mają XIX wieku, który „jest zatruty romantyzmem”, a jego myśl – „czcza gadanina”, jak szydzą – pozbawiona jest „idei przewodniej i sensu”. Dość mają buntu, prawa do niezależnej myśli i indywidualizmu. Stąd miłość do narodu i pociąg do katolicyzmu. Taka jest elita mieszczańskiej młodzieży francuskiej w przeddzień Sarajewa. Z entuzjazmem pójdzie potem do okopów. Zanim to nastąpi, Barois mówi im, że ideologia, jaką wyznają, da się określić tylko mianem reakcyjnej i że reakcja ta ma charakter nagły, bezwzględny, zachowawczy: poczuli mianowicie, „że rozmach XIX wieku zachwieje w końcu podwalinami, na których opiera się dzisiejszy ład społeczny” i dlatego instynktownie uchwycili się tego, co ma podtrzymać ich równowagę. Haseł powrotu do tradycji, władzy, siły, porządku. „To jedyne tamy dla swobód innych ludzi” – mówi Barois. „Postęp dokonywał się zbyt szybko: naciskacie hamulce…” Nacjonalistyczny ruch przybierający gwałtownie na sile w ostatnich latach przed wojną i zdobywający dla siebie serca młodzieży jest więc w rozpoznaniu humanisty mieszczańskiego, Martina du Garda, akcją, która ma zapobiec dalszemu postępowi; powiedzielibyśmy: która ma położyć kres przerastaniu burżuazyjno-demokratycznej rewolucji XIX wieku w socjalistyczną rewolucję wieku XX. Na taki charakter nacjonalizmu jako „przewrotu zapobiegawczego”, „rewolucji prewencyjnej” wyraźnie wskazuje dyskusja wolnomyślnego i liberalnego Barois z jego młodymi oponentami.

Jeden z uczestników tejże ankiety Agathona, Ernest Psichari, wnuk Renana, konwertyta, prekursor nacjonalistycznie usposobionej młodzieży, napisał w swej odpowiedzi: „Nasze pokolenie – ludzi, których wiek męski zbiegł się z początkiem stulecia – jest pokoleniem ważnym. Ześrodkowały się w nim wszystkie nadzieje i my o tym wiemy… Wszystko spoczywa w naszych rękach…”. „Wydaje mi się – pisał dalej – że młodzi niejasno czują, iż zobaczą rzeczy wielkie, że za ich pośrednictwem rzeczy wielkie się dokonają. Nie będą dyletantami ani sceptykami. Nie będą przechodzili przez życie jak turyści. Wiedzą, czego się po nich oczekuje”. Jak wielu innych z jego pokolenia, Psichari poległ już na początku wojny, w sierpniu 1914.

Czy właśnie tego po nim oczekiwano?

„Miejmy odwagę powiedzieć prawdę starszemu pokoleniu, przewodnikom moralnym tych młodych ludzi, panom opinii, ich zwierzchnikom duchowym czy świeckim, kościołom, myślicielom, socjalistycznym trybunom. Mieliście przecież w rękach takie żywe bogactwo, skarby bohaterstwa! Na co je trwonicie? Jaki cel postawiliście przed tą młodzieżą, tak wspaniałomyślnie ofiarną, żądną poświęcenia? Wzajemne mordowanie się tych młodych bohaterów! Wojnę europejską, potworny zamęt, który jest obrazem obłąkanej Europy”.

Tak pisał Romain Rolland w słynnym artykule Ponad zamętem, ogłoszonym przez „Le Journal de Geneve” z 22–23 września 1914 roku. Jeśli Dada stanie się wyrazem zbiorowej rozpaczy młodego pokolenia, ruchem, który „burzy wszystko” (to o nich powie Rolland w Duszy zaczarowanej: „była różnica między tą zabawą w nicowanie wartości, której w każdej epoce oddawali się młodzieńcy z inteligencji, mający z czasem zostać profesorami, prokuratorami, adwokatami, stróżami jutrzejszego porządku moralnego czy karnego, a konwulsyjnym buntem owego przychówku wielkiego Oszustwa, wojny o Prawo… Nie potrafili już nic czytać, widzieć lub słyszeć, by nie węszyć w tym trucizny wmieszanej w pokarm cywilizacji: religię, moralność, historię, literaturę i sztukę, frazesy przemówień, codzienny idealizm. Wypluwali ją z błazeńskim i wściekłym grymasem pogardy dla głupkowatego spokoju poprzednich pokoleń. We wszystkich formach buntu, czy literackich, czy intelektualnych, czy socjalnych, przejawiała się ta sama negacja wartości ducha ludzkiego, czterdziestu wieków cywilizacji, samego życia, racji istnienia… A jednak, ponieważ młodzież ta nie była wcale skłonna do samobójstwa, jej instynkt życiowy znajdował tylko jedno wyjście: niszczenie. Zabierali się do burzenia z diabelską furią…”), to Rolland, człowiek 1848 roku, jak go zwano, indywidualista romantyczny, próbujący godzić kult wielkich geniuszów ludzkości z demokratycznymi ideałami rodem z Tołstoja i Nędzników Wiktora Hugo, postanawia pozostać „Kasandrą, której nikt nie słucha”: człowiekiem, który samotnie (lub nieomal samotnie) podejmuje walkę o utrzymanie ponadnarodowego ideału Europy, o zachowanie jej duchowych fundamentów i moralnego oblicza. Pasjonującym dokumentem postawy i walki Rollanda jest Dziennik z lat wojny 1914–1919. Dzień po dniu rozwija się tu przed nami nie teatr działań wojennych, ale „tragiczna historia umysłowości europejskiej podczas wojny narodów”.

Dwa fakty tragedii uderzają już na pierwszych stronach tego Dziennika. Pierwszy – to, że za wojną narodową opowiedziały się bez wahania ideologie masowe, których istota i głoszone ideały powinny były uczynić głównymi przeciwnikami tej wojny: socjalizm i chrystianizm. Drugi fakt – to, że intelektualiści wszystkich krajów poparli również wojnę i postarali się znaleźć dla niej najróżniejsze i wzniosłe usprawiedliwienia: w ten sposób zadano cios ideologii europejskiej i przekreślono z takim trudem zdobywane prawo do swobody sumienia i niezależności umysłu. Ileż goryczy!

Do socjalistów: „Ładne to przekonania, które się załamują przy pierwszej próbie! Jak to? Nie ma wśród nich nikogo, kto będzie wolał śmierć w obronie tych przekonań niż ginąć w bitwie narodów!… I widzę wielką słabość wszystkich tych inteligentnych, szczerych ludzi, którzy poświęcili życie dla międzynarodowego socjalizmu i którzy przy pierwszej okazji wyrzekają się go myślą i czynem; bo nie są żarliwi, bo wyznają go tylko z rozsądku; a rozsądek nie wystarcza do zwalczania nierozsądku”.

Do papieża, tego autorytetu moralnego milionów wiernych: „Papież rzuca klątwę na biednych liberalnych księży, umieszcza na indeksie liche utwory, a nie jest zdolny skierować do swej trzody słów protestu przeciwko wojnie. Wie, że jego słowa przekonałyby tylko mniejszość, a nie ma odwagi przekładać tego czystego i wiernego kościółka nad wielki kościół kompromisów i combinazioni; i zadowala się melancholijnym pobekiwaniem, jakby nie dysponował sankcjami natury duchowej”.

A intelektualiści? Nie biorąc pod uwagę tych, którzy już od dawna podżegali do wojny, jak Barrès, co za bogactwo odcieni kompromisu z wojną. Dla jednych – są to zwykle retoryczni Francuzi – jest to wojna rewolucji i demokracji przeciw feudalizmowi (pruskiemu, ale już nie rosyjskiemu). Inni: np. niejaki pan Couvreau, syndyk z Vevey. „Couvreau żartobliwym tonem mówi o wszystkich okropnościach, jakie nas czekają. Mówi, że ta potworna wojna była nieunikniona, że młodzież we wszystkich krajach, nawet w Szwajcarii, pragnęła jej od kilku lat, że była zmęczona problematyką intelektualną i marzyła już tylko o akcji”. Na dalszych stronach Dziennika przychodzi potwierdzenie, że pan Couvreau miał jednak rację: największym entuzjastą wojny okazał się we Włoszech bynajmniej nie lud, lecz „sentymentalni i szaleńczy intelektualiści”, jak Papini, Prezzolini, kierownicze postacie europejskiego wrzenia umysłowego około roku 1910, jak Gabriele d’Annunzio, modernistyczny esteta. Wszyscy zdradzają swe powołanie, filozof Bergson po jednej stronie linii ognia, historyk Lamprecht po drugiej, i „każdy twierdzi, że jego sprawa jest sprawą obrony wolności przed barbarzyństwem”, cywilizacji przed regresem, szlachectwa ducha przed siłą i zdziczeniem moralnym; i tak w nieskończoność. Rolland cytuje artykuł Friedricha Gundolfa: „Kto ma siłę tworzyć, może także niszczyć. (…) Nasz naród jest jedynym, który jest jeszcze młody i ma prawo i obowiązek odrodzenia Europy”. Odpowiada: „Każdy naród sądzi, że jest narodem wybranym. Europa jest wydana na pastwę patologicznej egzaltacji, po której niebawem nastąpi głęboka depresja”. Wreszcie czara goryczy przepełnia się za sprawą Tomasza Manna. Gedanken im Kriege, podnoszące ideał militaryzmu do ideału kultury, stanowią wstrząs dla Rollanda²: „gdy za 20 lat – powiada – spotkam Tomasza Manna, nie podam mu ręki”.

„…ale co za odkrycie przyniósł mi ten kryzys na temat ludzi, a zwłaszcza na temat elity intelektualnej! Myśliciele, tak dumni, tak zazdrośni o swój rozum, tak przejęci wielkimi zasadami wolności, ludzkości, jakże prędko całkowicie się ich wyparli, jakże prędko je zdeptali!”

Trzeba czytać Rollanda. Czytając go, rozumie się powody „czarnego humoru” Dada i widzi się dobrze, dlaczego się narodził w „Cabaret Voltaire” w Zurychu, przy Spiegelgasse N° 1, gdzie, według kronikarza, z początku pod przewodem Hugo Balla, idealisty i sceptyka, „panny Hennings i Leconte śpiewały francuskie i duńskie piosenki, Tristan Tzara recytował rumuńskie wiersze, a zespół bałałajek grał pełne uroku melodie ludowe i taneczne”. Czyż nie był to bardziej godziwy i bardziej europejski sposób spędzania czasu przez młodych ludzi? Czyż nie lepiej było być Dada niż pisać Gedanken im Kriege? Kto tu siał spustoszenie moralne, a kto zbierał jego owoce? Wyznam, że dopiero nad Dziennikiem z lat wojny Rollanda polubiłem naprawdę humor, mądrość i determinację Dada.

„I to było nieuniknione, że cywilizacja tak do gruntu egoistyczna, drapieżna, kalkulująca na zimno, głosząca idealizm tylko w słowach, zebrała plony odpowiednie do siewu. Ach! nie można być dumnym z miana Europejczyka”.

Trzeba czytać Rollanda także po to, żeby zrozumieć konsekwencję i logikę akcji rewolucyjnej Lenina. Zamykając Dziennik z lat wojny, sięga się z ciekawością po pisma Lenina z tego okresu: co myślał, jak przeżywał tragedię europejską, której najważniejszym bodaj elementem okazała się zdrada rewolucji przez socjalistyczne partie II Międzynarodówki, ich odstępstwo od własnej tradycji internacjonalistycznej, od programu, od wiary, od ustalonej taktyki, i to w okolicznościach, które decydowały o dalszym biegu świata. Lenin po przyjeździe do Szwajcarii na początku września 1914 roku nie jest mniej samotny od Rollanda. On także ze swoją negatywną oceną wojny i udziału w niej socjalistów idzie od pierwszej chwili pod prąd powszechnych nastrojów. Mieszkając najpierw w Bernie, później w Zurychu (przy Spiegelgasse 12, czyli o dwa kroki od nocnego kabaretu dadaistów; „wydaje mi się – wspomina Hans Richter – że władze szwajcarskie o wiele bardziej nieufnie traktowały dadaistów, zdolnych do postępków nieobliczalnych, niż tych spokojnych, pogrążonych w studiach Rosjan… chociaż to ci drudzy nosili się z projektem światowej rewolucji”), przesiadując w bibliotekach i pojawiając się w zuryskich kawiarniach, Lenin dokonuje w ciągu dwu i pół roku olbrzymiej pracy teoretycznej, politycznej i w końcu duchowej: aby uporać się z zagadnieniami narzuconymi socjalizmowi przez wojnę, przez rozbicie i zamęt, z zagadnieniami organizacyjnymi, zapewne, ale i intelektualnymi, na to trzeba było tych wszystkich trudnych do nazwania władz, których posiadanie czyni z człowieka bohatera epoki. Takim bohaterem jest Lenin w swoich latach emigracji szwajcarskiej, niezależnie od tego, czy eksterytorialny wagon dowiezie go w kwietniu 1917 ze Szwajcarii przez Niemcy do Dworca Finlandzkiego w Piotrogrodzie i czy w parę miesięcy później zdoła przekonać swoich towarzyszy o konieczności rozpoczęcia powstania zbrojnego; teraz jest dopiero jesień 1914.

Lenin pisze: „Imperializm postawił na kartę los kultury europejskiej: po tej wojnie, jeżeli nie będzie szeregu zwycięskich rewolucji, nastąpią wkrótce nowe wojny – bajka o »ostatniej« wojnie jest pustą i szkodliwą bajką, mieszczańską »mitologią« według słusznego określenia pisma »Gołos«”. Z trzech odpowiedzi, jakie nie zatruta czadem nacjonalizmu umysłowość europejska daje na problem stosunku człowieka do wojny, z trzech postaci wolności, dwie pierwsze są na pierwszy rzut oka bardziej „humanistyczne”, ale bez trzeciej formy wolności pozostają całkowicie nietrwałe i bezsilne. Szlachetny idealizm Rollanda, równie nieustraszona rozpacz Dada jako dwie postacie niezależności ducha wobec praktyki, którą słusznie gardzi (skoro jest to praktyka zguby milionów i ruiny najcenniejszych wartości kulturalnego dziedzictwa), nie stałyby się wartościami w porządku historii, gdyby nie ostatnia forma wolności, która tworzy samą historię i zapewnia w niej trwanie poprzednim postawom: gdyby nie wolność rewolucyjna.

Bez inicjatywy rewolucyjnej nie byłoby wyjścia z kryzysu światowego i historia europejska w sensie, jaki zdołały utrwalić wysiłki wielu wieków kultury, przestałaby prawdopodobnie istnieć. W refleksji Lenina nad stosunkiem socjalizmu do wojny, w jego walce o odcięcie nurtu rewolucyjnego od socjalszowinizmu i oportunizmu, to jest tak głęboko ujmujące i godne podziwu, że mimo krachu II Międzynarodówki – i poprzez wyświetlenie społecznych i historycznych przyczyn tego krachu – Lenin w dalszym ciągu widzi w socjalizmie siłę odpowiedzialną za losy ludzkości. Socjalizm jest dla niego organizacyjną i techniczną kwestią przeobrażenia imperialistycznej wojny narodów w rewolucyjną wojnę domową narodów z ich rządami, jest kwestią nowej partii socjalistycznej zrywającej z oportunistycznym „legalizmem”, który w sytuacji rewolucyjnej doprowadzić może tylko do zdrady rewolucji, jest wreszcie wysnutą z analizy mechanizmów osłabiających imperializm teorią możliwości zwycięstwa socjalizmu w jednym kraju. Jest jednak czymś poza tym jeszcze, zgodnie zresztą ze swoją autentyczną i starą tradycją: jest obowiązkiem wobec ludzkości.

W artykule Uczciwy głos francuskiego socjalisty Lenin z aprobatą cytuje wypowiedź Paula Golaya:

„W okolicznościach tak tragicznych, gdy chodzi o istnienie milionów ludzi, wszystkie działania rewolucyjne są nie tylko dopuszczalne, są one – uprawnione. Są one więcej niż uprawnione, są – święte. Kategoryczny obowiązek proletariatu wymagał podjęcia próby dokonania rzeczy niemożliwych, ażeby uratować nasze pokolenie od wydarzeń, które zalewają Europę krwią.

Nie było ani energicznego wystąpienia, ani prób rewolty, ani działań zmierzających do powstania…

To, co umiera w tej chwili, to – nie socjalizm w ogóle, lecz pewna odmiana socjalizmu, a mianowicie socjalizm ckliwy, bez zapału do ideałów, bez namiętności, posiadający maniery urzędnika i brzuszek poważnego ojca rodziny, socjalizm pozbawiony odwagi, pozbawiony szaleństwa…”.

W Pożegnalnym liście do robotników szwajcarskich, napisanym w przeddzień wyjazdu do Rosji, Lenin oświadcza: „Gdy w listopadzie 1914 roku partia nasza wysunęła hasło »przekształcenia wojny imperialistycznej w wojnę domową« uciemiężonych przeciwko ciemięzcom o socjalizm – socjalpatrioci odpowiedzieli nań wrogością i złośliwymi kpinami…

Teraz, po marcu 1917 roku, tylko ślepy może nie widzieć, że hasło to jest słuszne. Przekształcenie wojny imperialistycznej w wojnę domową staje się faktem”.

I stawia kropkę nad „i”:

„Ale to nie nasza niecierpliwość, nie nasze pragnienia, lecz obiektywne warunki stworzone przez wojnę imperialistyczną wpędziły całą ludzkość w ślepą uliczkę, postawiły ją wobec dylematu: albo pozwolić zginąć jeszcze milionom ludzi i ostatecznie zburzyć całą kulturę europejską, albo przekazać władzę we wszystkich krajach cywilizowanych w ręce rewolucyjnego proletariatu, dokonać przewrotu socjalistycznego”.

Stanąć u władzy, zdobyć ją, znaczyło dla Lenina uratować Europę.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij