- W empik go
Autostopowicz i inne opowiadania - ebook
Autostopowicz i inne opowiadania - ebook
Zbiór opowiadań, z pozoru przedstawiający naszą codzienność w krzywym zwierciadle. Ich bohaterowie przejawiają skrajnie różne postawy - od chciwości, pogardy dla drugiego człowieka, nietolerancji po życzliwość i wrażliwość na krzywdę. Wczytawszy się jednak nieco uważniej, zaczynamy odczuwać niepokój - to aby na pewno groteska, czy jednak rzetelnie opisana rzeczywistość?
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7564-380-0 |
Rozmiar pliku: | 896 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wczoraj minął trzeci miesiąc, od kiedy mieszkam w swoim nowym mieszkaniu. Dwa małe pokoje, kuchnia, łazienka, ciemny przedpokój – typowe mieszkanko w bloku z wielkiej płyty, nic szczególnego. Widok z okien mam na niewielkie podwórko, na którym znajduje się betonowe boisko do koszykówki, śmietnik i kilka połamanych drewnianych ławek, a obok przebiega wąska droga osiedlowa. Często po pracy, zmęczony i znużony, z papierosem w ustach, staję przy oknie i obserwuję owo podwórko i drogę osiedlową. Ludzie wracający z pracy, niemogący doczekać się już powrotu do domu, młodzież wracająca ze szkół, studenci z uczelni, czasami jakaś zakochana para trzymająca się mocno za ręce – jest to najczęstszy widok na dróżce osiedlowej, którą widzę z mojego okna.
Ale od pewnego czasu moją uwagę zaprzątał pewien młodzieniec, chłopak, starzec, mężczyzna – nie wiem doprawdy, jak mam określić tę osobę. Było deszczowe popołudnie, kiedy go zobaczyłem po raz pierwszy. Stałem przy oknie i paliłem swojego kolejnego papierosa. W pracy dostałem opieprz od szefa, który akurat w tym dniu miał zły humor i na kimś musiał wyładować swoją złość. Trafiło na mnie i teraz ja byłem w złym humorze.
W każdym razie stałem przy oknie, paliłem papierosa i obserwowałem świat. Pojedyncze osoby z parasolami nad głową szybko kierowały się w kierunku swoich domów, czasami jakiś bezpański pies przebiegł przez podwórko. Deszcz mocno padał. Na chodnikach pojawiły się już spore kałuże. Nagle, niedaleko bloku w którym mieszkam, na wąskiej dróżce osiedlowej, zauważyłem dziwną postać. Postać ta miała potężną głowę i poruszała się o dwóch kulach. Nie widziałem jej twarzy, gdyż odwrócona była do mnie tyłem, poza tym mieszkam na trzecim piętrze, więc i tak nie mógłbym uchwycić wszystkich szczegółów. Jedynie z sylwetki tejże postaci mogłem wywnioskować, że jest mężczyzną. Był bowiem solidnie zbudowany, przypuszczam, iż liczył nie mniej jak sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu i ważył grubo ponad setkę, a ponadto miał szerokie bary, i w ogóle posturą przypominał boksera wagi ciężkiej.
Człowiek ten ciężko poruszał się o kulach, ale to właśnie rozmiar głowy owego osobnika robił największe wrażenie. Ubrany był w czarną przeciwdeszczową kurtkę bez kaptura oraz w niebieskie dżinsowe spodnie. Pamiętam, że patrząc tak wtedy na tego człowieka, poczułem się trochę, jakbym był w kinie na filmie fantastycznym, którego akcja rozgrywa się na innej planecie, zamieszkałej przez różne dziwne stwory.
W kolejnych dniach długie godziny spędzałem przed moim oknem, spoglądając na podwórko, usilnie pragnąc ponownie zobaczyć „dziwoląga”. Jednak nic takiego nie następowało. Wkrótce rutyna dnia codziennego rozwiała myśli kłębiące się w moim mózgu, dotyczące człowieka z wielką głową.
Mijały dni, tygodnie, a ja tradycyjnie harowałem w pracy jak wół od rana do wieczora, a w dniach, kiedy szef miał zły humor, dostawałem od niego opieprz. Po pracy starczało mi tylko sił na wypicie jednego piwa i wypalenie kilku papierosów.
Z czasem coraz lepiej zacząłem poznawać osoby mieszkające w mojej bramie – moich sąsiadów. W większości byli to starsi ludzie. Kiedy spotykałem ich na klatce schodowej, pogodnie mnie pozdrawiali, po czym natychmiast, z dużą ciekawością pytali:
– Pan spod dwunastki? To pan się niedawno wprowadził? Klucze od piwnicy już pan posiada?
Odpowiadałem cierpliwie i grzecznie na ich pytania, starając się jednocześnie zapamiętać twarze tychże ludzi, aby wiedzieć, komu mam rano mówić: Dzień dobry!
Był pochmurny ranek, gdy udając się do pracy i zamykając na klucz drzwi swojego mieszkania, usłyszałem, jak na piętrze niżej toczyła się ożywiona rozmowa pomiędzy trójką starszych kobiet.
– Pani Aniu, ja mam gołębie serce, dla mnie wszyscy ludzie są braćmi i siostrami, tak jak nauczał Pan Jezus. Ale dla dobra ogółu, i przede wszystkim dla jego dobra, powinni go zamknąć w jakimś zakładzie specjalnym.
– Zgadzam się z panią całkowicie – odezwała się druga rozmówczyni. – On się przecież męczy, nie ma odpowiedniej opieki, wszystko mu przychodzi z trudem. No, a poza tym, przykro spoglądać na takie dziwactwo. Powiem sąsiadkom tak szczerze: że jak ja go widzę, nawet z daleka, to skóra cierpnie mi na całym ciele i robi się niedobrze.
Tu wtrąciła się trzecia z pań.
– Kochane koleżanki, a przecież są jeszcze dzieci. Ile się one strachu najedzą, patrząc na takie paskudztwo. W nocy boją się same w pokoju zasnąć. Biedne maleństwa, widzą później za szybą tylko same wielkie głowy. Nie, nie, tak nie powinno być!
Stałem cichutko pod drzwiami swojego mieszkania, nie chcąc być zauważonym, dopóki kobiety się nie rozeszły. Po krótkiej chwili domyśliłem się, o kim moje sąsiadki z takim przejęciem dyskutowały.
Było około wpół do dziesiątej wieczorem, wracałem z pracy, w której w wyniku natłoku zadań musiałem zostać dłużej. Półprzytomny ze zmęczenia, marzyłem tylko o prysznicu i swoim łóżku. Wchodząc do bramy w moim bloku, na drzwiach wejściowych zauważyłem dużą białą kartkę, na której dużymi czarnymi literami wydrukowano tej oto treści informację:
Uwaga!
Szanowni lokatorzy bramy numer 8. W dniu 20 października b.r., tj. wtorek, o godzinie 17 w siedzibie zarządu osiedla przy ulicy Tolerancji, odbędzie się zebranie w sprawie człowieka z dużą głową. Obecność obowiązkowa.
Podpisał: prezes spółdzielni mieszkaniowej – Jan Zrozumienie
Mimo że ogłoszenie przeczytałem trzykrotnie, nadal nie byłem pewny, czy to, co widzę, nie jest aby czasem objawem mojego zmęczenia, w wyniku którego moja wyobraźnia tworzy omamy. Jednakże w podanym dniu, o określonej godzinie, pod wskazanym adresem, jak się osobiście przekonałem, rzeczywiście miało miejsce zebranie mieszkańców osiedla w sprawie człowieka z wielką głową.
Gdy przybyłem do siedziby zarządu osiedla, wszystkie krzesła w dużej sali konferencyjnej były już zajęte. Stanąłem pod jedną ze ścian, gdzie umiejscowiło się już kilka osób, dla których także zabrakło miejsc siedzących. Na sali znajdowało się około trzystu osób, może nawet więcej. Ludzie w większości byli niepewni i trochę niespokojni, ponieważ nie wiedzieli dokładnie, o co chodzi w całej sprawie, co to za „wielka głowa”? Rozglądali się dookoła, szeptali coś do sąsiadów siedzących obok, szukali wzrokiem swoich znajomych.
W końcu na mównicę, która stała na samym przedzie sali, wszedł pewnym krokiem mężczyzna. Mógł mieć ze czterdzieści lat, był wysoki, dobrze zbudowany, a ubrany był w elegancki popielaty garnitur i czarne, wyprasowane na kancik spodnie. Z jego powierzchowności można było odczytać przede wszystkim dwie rzeczy: to, że jest niezłym cwaniakiem, i to, że zdolny jest do wszystkiego, aby tylko utrzymać swoje stanowisko.