Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Ave Maria. wzruszająca opowieść - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
9 kwietnia 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ave Maria. wzruszająca opowieść - ebook

Przepiękna, wzruszająca opowieść o ludzkiej niesprawiedliwości, zawiści, o niesprawiedliwym ocenianiu i traktowaniu drugiego człowieka, o kupcach, mnichach, klasztorach, średniowiecznej Moguncji, o Bezimiennym i o cudzie Bożym. Książeczka polecana zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych. Naprawdę warta przeczytania, jak wszystkie inne książki tej zapomnianej już dziś może nieco, ale na pewno wartej przypomnienia autorki.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7950-238-7
Rozmiar pliku: 587 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Ave Maria

Ren, który od Moguncji rozlewa swe wody szeroko i płynie aż do Bingen, w kierunku południowo-zachodnim, tutaj robi nagły zakręt ku północy; a dostawszy się między strome, wysokie skaliska, szumi gniewnie w ścieśnionem korycie. Przed wiekami spienione wiecznie fale kryły w swej głębi urwiska granitowe, zabójcze dla wszelkiej żeglugi. Bingerloch, czyli wir Bingeński, dla flisaka i rybaka postrachem śmiertelnym.

Dziś rzeka uregulowana; przemocne złomy kamienne usunął mocniejszy od nich dynamit... Dziś parowce przerzynają bezpiecznie fale Renu, gdzie w zamierzchłych czasach galary, tratwy, a nawet łodzie ledwie się przesuwały wąskim pasem, tuż przy lewym brzegu.

_______

W roku Pańskim...

Mocna wielka bryka, wyładowana skórami, suknem, narzędziami rolniczymi i innym drobniejszym towarem, a zabezpieczona od słoty rogóżkami, wlokła się powoli traktem, wiodącym brzegiem Renu z Bingen do Heimbachu. Gościniec zwężał się i rozszerzał, w miarę, jak przybrzeżne olbrzymie skały pozostawiały mniej albo więcej równej przestrzeni nad rzeką. W niektórych miejscach niepodobna było dwom wozom wyminąć się; to też podróżny albo kupiec, ktokolwiek dojeżdżał do takich przesmyków, wysyłał przodem pachołka, by ostrzec jadących z przeciwnej strony i zatrzymać ich, póki sam nie wydostanie się na miejsce swobodniejsze.

Lipcowe słońce przypiekało.

Na przodzie bryki siedział właściciel towarów, zakupionych na jarmarku w Sprenlingen, sławetny Pieter z Heimbachu, wójt miasteczka i bogaty kupiec. Przy trzech koniach, zaprzężonych w pojedynkę dla wąskości drogi, szli jego słudzy, zachęcając to dobrem słowem, to batem zmęczone szkapy do pośpiechu. Zaś tuż przed końmi i tuż za wozem postępowało po sześciu najemnych zbrojnych pachołków. Oprócz kuszy i sajdaka ze strzałami każdy z nich miał jeszcze ostry toporek, zawieszony u pasa.

— Spory szmat drogi mamy już za plecami — odezwał się Hans, jeden ze służby. — Daj Bóg pogodę, przed zachodem słońca staniemy na miejscu.

— A gdybyśmy wyjechali z noclegu raniej — zauważył drugi.

— To co? Foitsbergu tak nie ominiemy — mruknął majster Pieter i westchnął ciężko.

— Nie trapcie się, panie, po próżnicy — rzekł Lebrecht, najstarszy z parobczaków. — Toć ów kumoter wasz, coście go w Bingen spotkali, musiał wiedzieć, co gada, kiedy nas tak zapewniał, że rycerz Heribert wyjechał wczoraj do lasów rüdesheimskich na trzydniowe łowy.

— Bóg by dał, żeby to prawda była... ja ludzkiemu gadaniu nie wierzę.

— Chyba nie siedzi cięgiem w norze jak puchacz w dziupli — ze śmiechem rzucił Jakub, a Hans dodał:

— Juści, pies by tego nie wytrzymał, a nie dopiero człowiek.

— Wy mi tu gadacie nicpotem, a ów przeklętnik ze swymi druhami już tam na nas może czyha u zakrętu — furknął pan Pieter i obejrzał się.

— Cobyście się wasza miłość lękali... odkąd ino mury Foitsbergu zamajaczyły w dalekości, nie spuszczam oka z baszt, a zwłaszcza z onej Córuchny zatraconej; spokojno tam, nijakiego ruchu, widno wyjechali naprawdę.

— Powiadajcież jasno, na wyrozumienie — wtrącił się do rozmowy jeden z łuczników — słowa słyszę, a nijak się wyznać nie zdolę, co chcecie rzec.

— Jakoż to ma być? — drwiąco zawołał Hans — czupryna szpakowata, a ludzkiego gadania nie rozumiecie?

— Phi... toli słyszę, chodzi wam o jakiegoś rycerza, o jakiś zamek, o córuchnę...

— Tedy, co wam jeszcze więcej potrza? — Nie złapiliście nitki?

— My ta od Helweckich gór, nie tutejsi; cóż się dziwujecie, że waszych stron nie znamy? Wynajęliście nas do obrony przed zbójcami, to i poszliśmy. A więcej nie wiemy nic.

— Otóż właśnie o zbójach mowa; raczej o jednym, najmocniejszym, najniegodziwszym. Rycerz to, pan całą gębą; włości ma, winnice, lasy, a jeszcze mu się cudzej krwawicy zachciewa. Bodaj go ziemia żywcem pochłonęła! Bodaj z piekła nie wyjrzał przez wieki wieków!

— O psi syn jeden!... Wolej bym się spotkał w boru ze zgrają opryszków, niźli... A cóż ta córuchna? Dopomaga właścicielowi, czy jak?

— Juści, srodze mu dopomaga. Widzicie tę basztę smukłą, co na skalistym występku niemal prosto z rzeki wyrasta?

— Aha; rzekłbyś, że lada chwila przegibnie się i runie w wodę.

— Bodajby runęła! Ta ci jest właśnie Córuchna rycerza Heriberta z Foitsbergu. Sam ją tak przezwał z wdzięczności serca. Bowiem z tej wieży najłacniej i najdalej wokół wyzierać może. Płyną Renem szkuty sowicie wyładowane, a z gorzkiego musu Bingerloch wymijający, popod same mury grodu się przesuwają, z nagła zalewa głowy przewoźników kipiąca smoła i parzy śmiertelnie. Zbiry wypadają jakoby istne potępieńce, flisów nieszczęsnych wrzucają we wodę, gdzie największa głębia, a statek biorą jak swój i wynoszą łupy na górę, do czartowskiego gniazda. Ino marny rybak śmiele krąży po rzece w swej ubogiej łodzi; a i ten jeszcze rybami się musi opłacać drapieżnikowi.

— Gdy noc ciemna, deszcz leje, a wicher huczy, to się niekiedy przemknie jakowy galar wedle murów Foitsbergu — dorzucił, mim owoli głos zniżając, Lebrecht — zwłaszcza, gdy tamci na górze opiją się niczem bydlęta i chrapią, miasto pilnować swego bezecnego rzemiosła.

— Z dwojga złego wolą już ludziska gościńcem; przecie łacniej obronić dobytku i siebie; a przynajmniej drogo człek życie sprzeda, miasto zdychać jak baran.

— Jakoż to być może? — pytali łucznicy. – A sprawiedliwość?

— A sądy cesarskie?

— A topór katowski?

— Diabeł z Foitsbergu drwi ze sądów. Jużci go skazano zaocznie na gardło, mało dziesięć razy; a on gada: „To mię bierzcie!” Któż się ważyć będzie podstąpić pod gródek tak srodze obronny?

— Głodem go wziąć.

— I tego próbowano, ale na próżno. Maja ci podziemne korytarze na wsze strony świata i ze wszech stron żywność prowadzą. Ponoś zapasów na lata starczy.

— Złapać w szczerym polu, albo w lesie.

— Byli i tacy. Obławę nań czynili, jako nie przymierzając na odyńca. Zawżdy umknął niesamowitym sposobem, jakby w ziemię zapadł. Czeluści jakoweś ma, jemu samemu wiadome. Onego zasię, który nań zasadzki czynił, albo z żołnierstwem go poszukiwał, najdowano do trzech dni obwieszonym na wierzbie u rozstaja, albo we własnym domu z rozpłataną na poły głową.

— Tedy sędziowie Bogu pomstę ostawili, a rycerz Heri...

Wrzask nieludzki zagłuszył ostatnie słowa... Ze stromych schodów, wykutych w skale, a skrytych za wystającą basztą Córuchną, zbiegło dwudziestu pachołów rycerza z Foitsbergu, z dobytymi krótkimi mieczami w rękach. Ustawili się w porządku, po czterech i czekali rozkazów.

Kilka kroków zaledwie dzieliło ich od łuczników majstra Pietra. O naciąganiu kusz mowy już być nie mogło, więc i najemni Szwajcarowie i parobcy porwali za topory.

Ostatni zeszedł ze schodów człek młody, średniego wzrostu, silnie zbudowany. Na płowych, krętych włosach miał kołpak sukienny z odwiniętymi szeroko kresami. Odziany był w kaftan z łosiowej skóry, nogawice skórzane i takież grube ciżmy, sznurowane rzemykiem. Zwrócił się do podróżnych, podniósł miecz w górę i krzyknął:

— Stać! Ani kroku! Topory o ziem!... Nie pilno mi kalać rąk waszą podłą posoką, daruję was zdrowiem. Idźcie do tysiąc diabłów, albo gdzie wam dogodno.

Hans uchylił czapki i podciął konie.

— Oho, ho... nie udawaj błazna, boś i tak nad potrzebę głupi! — zawołał rycerz Heribert, śmiejąc się rubasznie. — Konie i wóz ostawić, a sami precz... na złamanie karku!

Przywódca łuczników dał umówiony znak swoim ludziom, rzucili się piorunem na zbójeckie szeregi; dwunastu silnych, odważnych chłopów zwarło się ze zbirami z Foitsbergu...

Z jednej i z drugiej strony padło od razu dwóch czy trzech ciężko ranionych... walczący podniecali się hukaniem i wrzaskiem, powietrze brzmiało jękami konających, a skaliste ściany przeciwległego brzegu powtarzały te straszne głosy kilkakrotnym echem. Pod ciosami toporów i mieczów bluzgała krew na szary proch gościńca.

Stary Pieter zarzucił na twarz kaptur od opończy i siedział na bryce skurczony, nieprzytomny ze strachu.

Walka trwała niedługo. Ktoś krzyknął gromko:

— Uprzątnąć drogę... trupy do wody! Hej, dziadu, zbieraj manatki; szczęście twoje, iżeś się nie przeciwił mej woli; tamci nie chcieli słuchać, zapłacili drogo... No, złaź z woza i kwap się co żywo, abyś za dnia w domu stanął. A to się trzęsie, stare próchno... Cha, cha, cha! Nie zasłaniaj oczu, bo się na którym cielsku przewrócisz. Po sprawiedliwości godziłoby się i tobie łeb roztrzaskać; moich ludzi padło dziewięciu. Alem jest dobry; znaj pana: wybierz sobie jednego konia, cobyś z wygodą wracał. Przyznaj sam, dziadu, jako niesłusznie oczerniają ludzie rycerza z Foitsbergu; nie ino cię zdrowo i żywo puszczam, jeszcze z podarunkiem. Bierz konia śmiele, który ci się zda najzacniejszy, a zachowaj mnie we wdzięcznej pamięci.

Nieszczęśliwy kupiec, odarty z mienia, przerażony widokiem krwi i trupów, jeszcze musiał kłaniać się nisko zbójcy, że go puścił wolno.

_______

W komnatach Heriberta z Foitsbergu wrzała uciecha. Zjechali sąsiedzi i przyjaciele. Choć żaden z nich nie dorównywał gospodarzowi w chuci zbójeckiej i okrucieństwie, już to samo, że radzi z nim przebywali, dowodziło, co byli warci: hulaszcza zgraja rozpustników, niegodna szlachetnych imion, wsławionych przez pradziadów.

Po prawicy gospodarza siedział rówieśnik jego, Ulrich ze Spitzensteinu, chciwiec, wyciskający ostatni grosz ze swych poddanych; po lewej Kuno z Rothenfelsu, co wino pił ino garncem. Dalej Götz z Braubachu, zawołany kostera, Jörg ze Starkenburga, Albrecht z Giesenheimu, bracia Benno i Dietrich z Alt-Rüdesheimu i kilku innych. Naprzeciw gospodarza, na honorowem miejscu w pośrodku stołu, zasiadł wuj Heriberta, Konrad z Assmanshausen, którego poważne oblicze i długa siwa broda dziwnie odbijały od zaczerwienionych pijaństwem twarzy i szklistych oczu reszty gości.

Rycerz Konrad nie byłby przyjął zaproszenia; niecne czyny siostrzeńca, głośne w całym kraju, przepełniały jego serce wstrętem i oburzeniem. Ale Heribert podszedł go oszukańczo, udając wyrzuty sumienia i chęć zupełnej odmiany życia. Kilkakrotnie jeździł do Assmannshausen i układnie okłamywał starca fałszywą skruchą. Miał w tem postępowaniu cel upragniony gorąco, zdobycie ręki pięknej i posażnej córki rycerza Konrada, Hildegardy. Nie zdradzał się odrazu z temi zamysłami, chcąc pierwej przejednać wuja. Znając jego namiętność myśliwską, ściągnął go do swych borów na łowy; a potem, ze względu na zapadającą noc i zmęczenie prosił pokornie, by raczył spocząć do jutrzejszego rana pod jego dachem. Uczestnicy polowania podążyli również na zamek Foitsberg, a kilku bliższych sąsiadów nadjechało niespodzianie.

Gdyby się rycerz Heribert wystrzegał kielicha, może byłby zdołał utrwalić ufność w sercu Konrada z Assmannshausen i przekonać go o swej rzekomej poprawie. Tymczasem pił bez miary i pod koniec wieczerzy myśli mu się plątały, zapominał, o jak ważną sprawę chodziło.

Przez otwarte okna wykuszu zaglądało do komnaty niebieskawe światło księżyca i walczyło z brudnoczerwonymi płomykami olejnych kaganków, rozwieszonych u stropu i dokoła ściany.

Rycerz Konrad powstał od stołu i skinął ręką na gospodarza. Heribert wypróżnił kielich i podskoczył uprzejmie.

— Co rozkażecie, miłościwy wuju?

— Znużonym jest srodze. Rad bym się już usunąć do izby, krórąś mi przeznaczył.

— Dwie kazałem przysposobić, bo nie wiem, która wam się lepiej uda. Tu na dole alkierz z oknem na wirydarzyk, albo komnatka w Córuchnie na górnym piętrze, skąd szeroki widok na rzekę.

— Prowadź mnie na górę; lubię zasypiać przy szumie wody.

Wyszli do przedsionka, potem na ciasne podwórze, otoczone grubymi murami, dalej długim sklepionym korytarzem, który łączył basztę na skalistym cyplu z głównym budynkiem. Niezbyt wygodne schody wiodły na sam szczyt, a co pięterko, to jedna izba.

Heribert wprowadził starego rycerza do sześciobocznej salki o dwóch oknach, wąskich jak strzelnice, i drzwiach otwartych na kamienny ganeczek. Jakkolwiek lato było upalne, w niezamieszkałej komnacie czuć było chłód wilgotny.

— Kazałem przepalić na kominie, coby zimno z murów wygnać; za to drzwi sobie ostawcie otworem; łoże wymoszczone świeżym tegorocznym sianem, kaganek i krzesiwo na stole, pod ręką; tuszę, iż dobrze wam tu będzie — rzekł gospodarz z serdeczną troskliwością.

Wyszli na ganeczek; ostry podmuch nocnego powietrza owionął obu. Rycerz Konrad przeciągnął się, wyprostował kości i odetchnął głęboko.

— Woda wonieje, lasy wonieją, łąki wonieją, aż radość!

Heribert milczał.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: