Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • promocja
  • Empik Go W empik go

Aż po świt - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
20 września 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Aż po świt - ebook

Dwie różne noce, jedno przeznaczenie.
Jedna pozbawiła go wszystkiego, druga dała nadzieję.
Natan, znany playboy i hulaka, postanawia raz na zawsze porzucić swój dotychczasowy styl bycia. Próba zerwania z przeszłością kończy się jednak tragicznie – zostaje trafiony śmiercionośnym zaklęciem, które powoli, acz nieubłaganie wysysa z niego życie. Szuka dla siebie ratunku, ale bezskutecznie. Czar, który go dotknął, jest bowiem zbyt silny, a magowie, mimo swojej potęgi, ukrywają się w obawie przed prześladującymi ich niemagicznymi ludźmi.

Przeznaczenie splata losy Natana i Gai, zmieniając ścieżki, jakimi dotąd podążali. Rodzące się między nimi uczucie przyciąga ich do siebie i sprawia, że od tej pory będą razem walczyć z nienazwanym jeszcze złem. Gdy prawda o zabijającym Natana zaklęciu wychodzi na jaw, a duchy przeszłości ojca Gai powracają, muszą stawić czoła niebezpieczeństwu większemu, niż mogliby przypuszczać.

Czy miłość i determinacja wystarczą, aby pokonać mroczne siły? Czy Gaja zdoła uratować Natana i ochronić swojego ojca przed przeszłością, która nie daje o sobie zapomnieć?

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7995-791-0
Rozmiar pliku: 944 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Spis treści

- Rozdział 1
- Rozdział 2
- Rozdział 3
- Rozdział 4
- Rozdział 5
- Rozdział 6
- Rozdział 7
- Rozdział 8
- Rozdział 9
- Rozdział 10
- Rozdział 11
- Rozdział 12
- Rozdział 13
- Rozdział 14
- Rozdział 15
- Rozdział 16
- Rozdział 17
- Rozdział 18
- Rozdział 19
- Rozdział 20
- Rozdział 21
- Rozdział 22
- Rozdział 23
- Rozdział 24
- Rozdział 25
- Rozdział 26
- Rozdział 27
- Rozdział 28
- Rozdział 29
- Rozdział 30
- Rozdział 31
- Rozdział 32
- Rozdział 33
- Rozdział 34Rozdział 1

Dziecko umierało.

Oddech chłopca, na oko nie więcej niż siedmioletniego, powoli ustawał w jego piersi.

Mężczyzna powiódł wzrokiem dookoła, ale ulice o tej porze były puste. Nierówny asfalt wbijał mu się w kolana i dłonie, gdy nachylał się nad drobnym ciałem. Spojrzał na chłopca i ujrzał strużkę krwi wypływającą z kącika jego ust.

Mężczyzna miał wrażenie, że umiera wraz z nim, bo to, że chłopiec umiera, nie ulegało wątpliwości. Czuł ucisk w klatce piersiowej, serce biło mu w szalonym tempie, a jego własny oddech jakby dla kontrastu przyspieszył. Nie czuł porywistego wiatru ani padającego deszczu. Świat skurczył się do leżącej nieruchomo postaci i ulatującego z niej życia.

Nagle poczuł, że ktoś łapie go za ramię, chociaż nie widział, by ktoś do niego podchodził, nie słyszał też zbliżających się kroków. Po prawdzie szum krwi w uszach sprawiał, że nie słyszał niczego. Podniósł głowę i ujrzał starszego pana, który pochylił się i spojrzał mu w oczy.

– Proszę się odsunąć. Zrobię, co mogę.

***

Natan wstał i nieco się odsunął. Mężczyzna natomiast pochylił się nad chłopcem i przyłożył ucho do jego klatki piersiowej. Wyraz jego twarzy i ciężkie westchnienie nie wróżyły niczego dobrego. Natan rozejrzał się dookoła, ale nie zauważył ani samochodu, ani nikogo, kto towarzyszyłby mężczyźnie o tak późnej porze. Zresztą nic dziwnego, nawet we Wrocławiu o drugiej w nocy niektóre ulice pustoszeją. Pozostawało pytanie, co tu robił ten chłopiec i dlaczego wbiegł wprost pod jedyny jadący ulicą samochód? Nie jechał zbyt szybko, w sumie to przepisowo, a jednak chłopiec umierał przez niego. Ponownie spojrzał na mężczyznę i zaskoczony spostrzegł, że ten klęczy z twarzą wyrażającą pełne skupienie, oczy ma zamknięte, a dłonie uniesione kilka centymetrów nad klatką piersiową chłopca, która ledwie się unosiła. Dreszcz przerażenia przebiegł Natanowi po plecach, gdy zrozumiał, kim jest nieznajomy.

– Odsuń się od niego… – wysyczał wystarczająco głośno, żeby mężczyzna otworzył oczy i popatrzył na niego.

– Chcesz, żeby umarł? – zapytał tamten spokojnie. Powietrze pod jego dłońmi zaczęło falować, a delikatny, niebieski blask otoczył ciało chłopca.

– Chcę, żebyś się od niego odsunął… magu. – Ostatnie słowo Natan wypluł z pogardą.

Mężczyzna westchnął, ale nie przerwał czaru. Na jego czole perlił się pot, a żyły na dłoniach nabrzmiały.

– Jeśli mu nie pomogę, jeśli nie zatrzymam wewnętrznego krwotoku, to umrze. Tego chcesz? W imię nienawiści do mnie?

Natan wciągnął głośno powietrze i zawahał się. W końcu oderwał spojrzenie od maga i popatrzył na chłopca. Wciąż otaczał go niebieski blask, jego oddech stawał się mocniejszy, klatka piersiowa unosiła się miarowo, a krew przestała wypływać z ust. Minęło kilka kolejnych minut, podczas których mag wymawiał bezgłośnie kolejne zaklęcia, utrzymując chłopca w uzdrawiającym czarze. Jakaś myśl, krótka, ale brzemienna w skutki, pojawiła się w zmęczonym umyśle Natana i rozgościła niechciana. Coś szarpnęło go mocno za serce, nadzieja, że może jest szansa.

– Przeżyje? – zapytał w końcu cicho.

– Jeśli wezwiesz karetkę, to tak. Zatrzymałem krwawienie wewnętrzne i uzdrowiłem uszkodzone płuco i wątrobę. Reszta w rękach lekarzy – odparł zmęczonym głosem mężczyzna i wstał. Zachwiał się, magia zawsze wyczerpywała, zwłaszcza ta uzdrawiająca. Po chwili otrząsnął się jednak ze zmęczenia, po czym zdjął sztruksową marynarkę i przykrył nią nieprzytomnego chłopca.

Natan wybrał numer alarmowy, jednocześnie czujnie śledząc każdy ruch maga. Nienawiść do magów walczyła w nim z rozpaczliwą myślą, że jest jeszcze szansa na ratunek. Nie tylko dla chłopca, również dla niego samego.

– Pozwolisz, że nie zaczekam na karetkę, sądzę, że najgorsze już za nim, a ja…

– Nigdzie nie pójdziesz – odparł nieoczekiwanie nawet dla samego siebie Natan. – Widziałem, co zrobiłeś, i wiem, kim jesteś.

– Uratowałem życie dziecku, które TY prawie zabiłeś. Nic to dla ciebie nie znaczy? – zapytał spokojnie mężczyzna.

– Więcej niż ci się wydaje – oznajmił szczerze Natan. – Chłopiec przeżyje, ja dostanę najwyżej wyrok w zawiasach, ale ty… ty możesz tego nie przetrzymać.

Mężczyzna wzdrygnął się i otworzył usta, jakby chciał zaprzeczyć, ale zamknął je z powrotem i zrezygnowany opuścił głowę.

– Czego chcesz? Nic ze mnie nie wyciśniesz, bo nic nie mam. Ani pieniędzy, ani władzy. Nie handluję też na czarnym rynku. – Podniósł wzrok na Natana.

Ten pokręcił przecząco głową, a wtedy mag ujrzał pod rozpiętym kołnierzykiem koszuli czarne, przypominające układ krwionośny nici zaklęcia. Westchnął głośno i zrozumiał.

– Teraz pojmuję. Od dawna to masz?

Natan milczał, wpatrując się w maga. Było już za późno, żeby się wycofać, obaj wiedzieli o sobie za dużo.

– Od jakiegoś roku.

– Pogarsza się?

– Tak.

– Mogę spróbować ci pomóc, nie musisz mnie szantażować.

Natan zaśmiał się z drwiną, jego usta wykrzywiła pogarda.

– Doskonale znam wasze metody. To jeden z was poczęstował mnie tym! – warknął i szarpnął za poły koszuli, odrywając guziki, które poleciały we wszystkie strony. Na poprzecinanym czarnymi liniami torsie prawie nie było widać zdrowej skóry.

– Nie każdy był i jest zły – odparł cicho mężczyzna.

– Nie będę ryzykował. Potrafisz leczyć, chłopiec praktycznie już nie żył, a dzięki tobie zawrócił z tamtej strony. To sugeruje, że masz ogromną moc. Spróbujesz mnie uleczyć, a wtedy ja zapomnę, że się kiedykolwiek spotkaliśmy. Zamieszkasz w moim domu, z nikim się nie będziesz kontaktował, z nikim rozmawiał. Będziesz mnie leczył, a gdy ci się uda, wypuszczę cię i zapłacę, po czym zapomnę o sprawie.

– A jeśli mi się nie uda? – Mężczyzna dopiero teraz zaczął zdradzać oznaki zdenerwowania, jego ręce drżały nieznacznie. Z dala doleciał ich odgłos karetki pędzącej na sygnale.

– To nic nie ryzykujesz, ja umrę, a ty odejdziesz wolno, zadbam o to. Ale jeśli teraz spróbujesz uciec, wydam cię. Zaczną cię szukać, zaszczują, a każda osoba, którą kochasz, znajdzie się w niebezpieczeństwie.

Karetka była coraz bliżej, mężczyzna przełknął głośno ślinę. Natan popatrzył na niego, wiedząc, że postawił wszy­stko na jedną kartę.

W końcu mag kiwnął głową, a Natan wciągnął z sykiem powietrze, jakby ta milcząca zgoda jego samego zaskoczyła najbardziej.

– Idź do samochodu, usiądź z tyłu, a ja tu wszystko załatwię.

Niebieskie światła karetki rozświetliły okolicę, głośny sygnał ranił uszy. Mag wsiadł do auta, a Natan czekał, aż ambulans podjedzie i zatrzyma się koło niego. Z pojazdu wysiadło dwóch mężczyzn w średnim wieku i jeden młodszy, który z torbą w ręku podbiegł do chłopca i zadał Natanowi szereg pytań.

Mężczyzna opowiedział o tym, jak dziecko wtargnęło na ulicę wprost pod koła jego samochodu. Wiedział, że policja i tak by go znalazła, więc nie zamierzał kłamać na temat wypadku.

– Sam się zgłoszę na komisariat. Muszę odwieźć ojca do domu, ma alzheimera, wyszedł w nocy i się zgubił. To dlatego byłem tu o tej porze – skłamał bez mrugnięcia okiem Natan – Proszę, dałem wam wszystkie swoje dane, po co miałbym się ukrywać?

Kiedy chłopiec leżał już bezpiecznie na noszach, lekarz popatrzył uważnie na Natana, a następnie podszedł do jego auta. Zobaczył mężczyznę siedzącego nieruchomo i wpatrującego się przed siebie nieprzytomnym wzrokiem. Westchnął i odwrócił się do Natana, szukając w jego twarzy oznak oszustwa.

– Pewnie będę tego żałował – odezwał się w końcu zmęczonym głosem. – Ale chłopiec wymaga szybkiej pomocy, a policja nadal się nie zjawiła.

– Odstawię ojca i jeszcze tej nocy pojadę na komisariat.

– Jeśli pan tego nie zrobi…

– Wiem. Zdaję sobie sprawę z konsekwencji.

Lekarz kiwnął głową i ruszył do karetki. Wsiadł przez boczne drzwi, a kiedy zamknął je za sobą, Natan odetchnął z ulgą. Mag przyglądał mu się z zaciekawieniem.

Wsunął się na miejsce kierowcy i spojrzał na maga.

– Oddaj mi swój telefon – zażądał i wyciągnął rękę.

– Mam na imię Władysław – poinformował mag, podając posłusznie aparat.

Natan zabrał mu smartfon tknięty złym przeczuciem. Odblokował aparat, dziękując wszystkim bogom, że mag nie wprowadził PIN-u, i spojrzał na listę wiadomości. Ostatniego SMS-a wysłano do córki, kilka minut temu, gdy on rozmawiał z lekarzem. „Kochanie, stało się coś nieoczekiwanego. Nie mogę powiedzieć co. Jestem bezpieczny, ale ty nie. Ukryj się tam, gdzie szumią drzewa. Ojciec.”

Po tym SMS-ie córka dzwoniła parę razy, a potem wysłała wiadomość:

„Odbierz natychmiast albo zrobię, co trzeba, i cię odnajdę!!! Wiesz, że potrafię!”

– Rzeczywiście potrafi? Jest taka jak ty? – zapytał Natan, spoglądając na Władysława.

Ten jedynie kiwnął głową, na jego twarzy malował się strach. Ale nie był to lęk o siebie, bał się o córkę.

Natan wybrał szybko numer i poczekał na połączenie. Odebrała po pierwszym sygnale.

– Tato, co się dzieje?! – krzyknęła spanikowana kobieta. – Gdzie jesteś?! Zaraz będę, tylko powiedz, dokąd mam jechać!

– Pani ojciec jest ze mną i dotrzyma mi towarzystwa przez jakiś czas. Jeśli zacznie go pani szukać, spotka go szereg przykrych rzeczy, których zapewne chciałaby mu pani oszczędzić.

– Kim jesteś? Czego od nas chcesz? – po chwili wahania zapytała, siląc się na spokój, którego zupełnie nie czuła.

– Pani ojciec mi… pomaga w pewnej sprawie. Gdy skończy, wróci do pani i reszty rodziny.

– Nie wierzę ci! – warknęła. – Nie przetrzymuje się kogoś wbrew jego woli, kiedy nie zamierza się go skrzywdzić.

– Jeśli zrobi to, o co go poproszę, to nikomu nic się nie stanie – odpowiedział z opanowaniem. – Obiecuję.

– Twoja obietnica nic nie znaczy! Ojciec jest chory, nie pomoże ci.

– Kłamiesz. Widziałem, jego moc i to, co potrafi.

– To spójrz jeszcze raz i zobacz, jak teraz wygląda. Może i ma potężną moc, ale nie może jej już używać. Jest chory, nie pomoże ci.

Natan zerknął na Władysława, z zaskoczeniem zauważając, jaki jest blady i jak mocno ma podkrążone oczy. Nie tylko ręce maga nadal drżały po niedawnym wysiłku, trzęsło się całe jego ciało, a oddech był przyspieszony i płytki.

– Hmm… Skoro on nie da rady, to może ty zajmiesz jego miejsce? Twój ojciec wspomniał, że jesteś taka jak on.

Mag drgnął zaskoczony i popatrzył na niego szeroko otwartymi z przerażenia oczami.

W słuchawce zapadła cisza. Natan wstrzymał oddech i czekał.

– Gaja, nie! – krzyknął mag, licząc, że córka go usłyszy.

– Zamilcz! – warknął do niego Natan i wrócił do rozmowy z kobietą. – To jaka jest twoja decyzja?

– Zgadzam się. – powiedziała cicho – Gdzie mam przyjechać?Rozdział 2

Deszcz rozpadał się na dobre, gdy Natan zaparkował na podjeździe i wysiadł z auta. Otworzył drzwi od strony maga i pomógł mu wysiąść, zauważając przy okazji, jak mocno drży mężczyzna i jak lodowate ma ciało, jego chłód wyczuwał nawet przez koszulę. Podprowadził go do drzwi i zanim zdążył nacisnąć dzwonek, te otworzyły się same. Zobaczył swojego majordomusa, który był jednocześnie jego asystentem, powiernikiem, a od czasu, gdy rzucono na Natana zaklęcie, również opiekunem. Szybko weszli do środka, za nimi cicho zamknęły się drzwi.

– Kto to jest? – zapytał majordomus, podchodząc do Natana.

– To mag – odparł krótko.

Jego przyjaciel uniósł zdziwiony brew i popatrzył na Władysława.

– Nie wygląda zbyt dobrze. Chyba nic mu nie zrobiłeś?

Natan żachnął się z urazą, ale wiedział, skąd to pytanie. Westchnął i pokręcił przecząco głową.

– Uratował życie małego chłopca, który wbiegł mi pod auto. Pomyślałem, że zatrudnię go, żeby spróbował mnie wyleczyć i…

– Pomyślałeś? Że mag cię uleczy z tego, co zrobił ci inny mag? – W głosie mężczyzny pobrzmiewały równocześnie sarkazm i troska.

– No tak. Żebyś go widział, gdy ratował chłopca. Ma ogro­mną moc, ale jego córka twierdzi, że jest chory, więc to ona go zastąpi…

Natan nie dokończył, bo usłyszał, jak przed domem z piskiem opon zatrzymuje się samochód i zaraz głośno trzaskają jego drzwi. Popatrzył na majordomusa i w tym samym momencie zadzwonił dzwonek.

– Idziemy do gabinetu, wpuść tę kobietę, Alfredzie, i przyprowadź ją na górę. Weź też coś ciepłego do picia dla maga i dla mnie. Zmarzłem.

Odwrócił się do Władysława, który stał nieruchomo, jakby nie do końca pojmował, gdzie się znajduje. Złapał go za ramię i poprowadził na piętro. Weszli do gabinetu. Zapalił światło i posadził mężczyznę na fotelu. Ten pozwalał mu na wszystko, jakby nie miał sił, żeby się sprzeciwić. Natan wziął z niewielkiej, stojącej z boku kanapy gruby koc i okrył nim maga. Po chwili usłyszał głośne krzyki i kroki na schodach. Drzwi do gabinetu otworzyły się tak gwałtownie, że odbiły się od stojącego tuż obok regału. Mało brakowało, a uderzyłyby kobietę, która właśnie wpadła jak burza do pomieszczenia.

Za nią z miną wyrażającą niestosowne rozbawienie pojawił się Alfred. Kobieta była niewysoka, szczupła, ale zaokrąglona tam gdzie trzeba, co nie umknęło uwadze Natana. Miała gęste, kręcone, czarne włosy, które sięgały jej do ramion, zielone oczy i pełne usta. Jej twarz była idealnie harmonijna, w kształcie serca. Biły od niej siła i determinacja, a teraz również gniew. Wyglądała, jakby przed chwilą wyskoczyła z łóżka, co było całkiem możliwe ze względu na godzinę. Miała na sobie zwykłą koszulkę i najwyraźniej nie zdążyła założyć pod nią bielizny. Widok ten sprawił, że Natan głośno przełknął. Nie pomogły także obcisłe jeansy, uwypuklające jej krągłe biodra.

Przeszło mu przez myśl, że pewnie gapi się na nią z otwartymi ustami, nie potrafiąc skupić się na niczym innym.

Kobieta nie miała jednak tego problemu. W jej spojrzeniu nie było grama zainteresowania jego osobą, za to buzowała w niej niczym nieskrępowana wściekłość.

– A wiec to ty jesteś tą kanalią, która porwała mojego ojca? – wysyczała i podeszła do niego, zadzierając głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. – Tak mu się odpłaciłeś za pomoc?!

Popatrzył na nią z góry, jego twarz nie wyrażała już teraz niczego. Była maską opanowania. Przez chwilę zastanawiał się, skąd ona wie, że jej ojciec mu pomógł.

– Nie porwałem go, zaproponowałem pewien… układ.

– Mój ojciec na nic by się nie zgodził bez przymusu. To starszy i spokojny człowiek – odparła i minąwszy Natana, podeszła do ojca. Kucnęła przed nim i złapała go za ręce wystające spod koca.

– Jak się czujesz, tato? To ja, Gaja. Jestem tu i zabiorę cię do domu.

Władysław ożywił się na dźwięk jej głosu, zerknął na nią. W jego spojrzeniu były smutek i troska.

– Musisz wrócić do domu i wyjechać. Ja tu zostanę i pomogę temu człowiekowi. Ucierpiał… przez takich jak my.

Gaja wciągnęła głośno powietrze, ale nie spojrzała na Natana.

– To nie nasza wina. Ani nie nasza sprawa. Nie mamy wobec niego żadnych zobowiązań.

– To prawda – odrzekł Władysław. – Ale on już o nas wie i nie chcę, żeby wykorzystał tę wiedzę, aby ci zaszkodzić, dziecko. Wracaj do domu, ja się tym zajmę.

Gaja pokręciła przecząco głową, w jej oczach zalśniły łzy.

– Sam potrzebujesz pomocy, musisz być pod opieką. Twoja choroba… wiesz przecież. Nie ma niczego, z czym bym sobie nie poradziła, ojcze. To ty wrócisz, a ja zostanę.

– Gaja, córeczko. Nie chcę, żebyś tu została, to niebezpieczne.

– I właśnie dlatego ja zostanę, a ty wrócisz do domu – oznajmiła stanowczo i wstała.

Zwróciła się do Natana, który przysłuchiwał się ich rozmowie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

– Odwiozę mojego ojca i wrócę. Daję ci słowo. Zastąpię go w tym, co zamierzał dla ciebie zrobić.

Natan drgnął nieznacznie, ale szybko się opanował. Popatrzył na nią i pokręcił głową.

– Alfred odwiezie twojego ojca. Weźmie też wszystko, czego będziesz potrzebowała, żeby tu zamieszkać.

– Jak to: zamieszkać? Myślałam, że mam tylko ci pomóc, a nie…

– Nie. Zamieszkasz tu do czasu, aż mnie wyleczysz. Nie będziesz mogła stąd wychodzić, do nikogo dzwonić ani z nikim się kontaktować. Gdy wypełnisz swoje zadanie, wypłacę ci odpowiednią sumę i będziesz mogła wrócić do domu.

Gaja popatrzyła na niego zbyt zaskoczona, żeby coś powiedzieć. Kątem oka zobaczyła, jak Władysław wstaje z fotela i podchodzi do Natana.

– Pokaż jej – powiedział cicho, łapiąc mężczyznę za ramię. – Musi wiedzieć, z czym przyjdzie jej się zmierzyć.

Natan wziął głęboki oddech, ale się nie sprzeciwił. Stojący w drzwiach Alfred spojrzał na niego zaskoczony.

Gaja patrzyła na jego pokrytą kilkudniowym zarostem twarz wyrażającą teraz niepewność, jakiej kobieta się po nim nie spodziewała. W końcu podniósł ręce i złapał za poły koszuli, w której brakowało – jak zauważyła zdumiona – większości guzików. Rozchylił powoli materiał, a ona z przerażeniem zobaczyła, że cały tułów usiany jest gęstą siecią czarnych nici, rozchodzących się od miejsca nad sercem. Wzięła gwałtowny oddech, poczuła ostre ukłucie w sercu.

– Odwróć się i odsłoń plecy – powiedziała drżącym głosem.

Wykonał jej polecenie, zdjął koszulę i odwrócił się do kobiety plecami. Gęsto poznaczone czernią, wyglądały jeszcze gorzej niż klatka piersiowa i brzuch. Gaja podeszła powoli do niego i delikatnie dotknęła jego pleców. Miała drobne dłonie, ale gdy go dotknęła, odczuł to całym sobą. Jakby przez jego ciało ktoś przepuścił wiązkę prądu. Jego serce zabiło gwałtownie, krew zaszumiała w uszach, a w gardle zaschło.

Stał nieruchomo, chłonąc to doznanie i bojąc się nawet drgnąć, aby jej nie spłoszyć.

– To zaklęcie, ktoś rzucił w ciebie zaklęciem. Jak długo już z nim walczysz?

Natan poczuł nieprzyjemny skurcz w brzuchu, jak zawsze, gdy musiał mówić o tym, co go spotkało.

– Prawie rok – wyznał cicho i zmusił się, żeby włożyć z powrotem koszulę. Gdy zabrała dłonie i cofnęła się o krok, po ciele rozlał mu się chłód.

– Czy prócz tego masz jeszcze jakieś objawy? – Popatrzyła na niego uważnie.

– Tracę wzrok – odparł krótko.

– Och… – westchnęła i spojrzała mu w oczy. Śledził uważnie każdy jej ruch, nic nie wskazywało na to, że zaczyna tracić wzrok.

– To dopiero początek, zaczęło się jakieś kilka tygodni temu. Dziś było lepiej, postanowiłem się przejechać i… – urwał nagle, bo przypomniał sobie ciało chłopca leżące na ulicy.

Gaja popatrzyła na niego ze smutkiem.

– Nie wiem, czy ktokolwiek będzie umiał cię uleczyć. Taka jest prawda. Ale jeśli wypuścisz mojego ojca i zagwarantujesz, że nic mu się nie stanie, że go nie wydasz, to zostanę tu i zrobię, co w mojej mocy, żeby pomóc ci pokonać zaklęcie.

Natan kiwnął głową i wyciągnął do niej rękę.

– Masz moje słowo, Alfred mi świadkiem, że nic złego nie spotka z mojej strony ani twojego ojca, ani ciebie.

Gaja wahała się chwilę, ale złapała go w końcu za rękę i uścisnęła ją lekko. Poczuła, jak od tego dotyku przez jej ciało przetacza się gorąca fala.

– A ja daję słowo, że zrobię, co w mojej mocy, aby cię wyleczyć.

W gabinecie zapadła pełna napięcia cisza. Coś się dokonało. Czuli to oni, czuł to Władysław. Moc wyzwoloną przez przysięgę poczuł nawet Alfred.

Chwila minęła, puścili swoje dłonie, każde zaskoczone i zdezorientowane.

Natan kiwnął do majordomusa, a ten podszedł do Władysława i chwycił go za ramię. Gaja również podeszła do ojca i wzięła go za dłoń, którą przytuliła do swojego policzka.

– Nie martw się, tato, wiem, co robić. Musisz słuchać Jadzi i brać leki. Jest naszą sąsiadką od zawsze i zna cię jak nikt. Zadba o ciebie. Gdy tylko zrobię, co mam zrobić, wrócę do domu.

– Wierzę, że ci się uda, moje dziecko, ale to nie będzie łatwe. Uważaj na siebie. Przepuszczaj moc co najmniej dwa razy dziennie, zrób odpowiedni tonik do picia, listę składników przekażę kierowcy. Spakuję ci walizkę, niczym się nie przejmuj. I wracaj szybko.

Nachylił się nad nią i pocałował w czoło. Gaja westchnęła, poczuła gorące łzy pod powiekami. Nie pozwoliła im jednak popłynąć, nie chciała jeszcze bardziej martwić ojca.

– Dobrze, tato. A teraz jedź do domu i nie martw się niczym.

Władysław pogłaskał ją po policzku i wyszedł z gabinetu, prowadzony przez Alfreda. Gdy usłyszeli odgłos zamykanych drzwi wejściowych, Natan spojrzał na Gaję i zobaczył, że z jej twarzy znikła cała łagodność. Patrzyła na niego zimno.Rozdział 3

Natan wzdrygnął się pod ciężarem jej spojrzenia. Mimo że drobna i niewysoka, kobieta sprawiała wrażenie silnej i nieugiętej. Ciepło, które z niej promieniowało, gdy rozmawiała z ojcem, zniknęło bez śladu wraz z jego odejściem. Mężczyzna poczuł się nieswojo. Chociaż żałował swojego postępowania, miał świadomość, że jego metodzie daleko było do uczciwej. Szantaż to nigdy nie było dobre wyjście, ale on nie miał już czasu, nie miał pomysłu, a niedługo nie będzie miał również wzroku. Poczuł jednak ten palący wstyd, tę nagłą potrzebę, aby cofnąć to wszystko, przeprosić, wytłumaczyć. Czuł, że potrzeba wytłumaczenia się może w każdej chwili wydostać się z niego potokiem słów, których nie potrafiłby zatrzymać. Zacisnął usta i milczał. Alfred od dawna namawiał go na zakup czaru leczącego na czarnym rynku, ale Natan tego nie chciał, wzdrygał się na samą myśl o kontakcie z magią. Aż do dzisiaj, dopóki nie potrącił tego chłopca.

– Będziemy tak stać i wpatrywać się w siebie? – zapytała z drwiną w głosie Gaja. – Czy może będziesz łaskaw powiedzieć mi, jak to się stało, że zostałeś trafiony takim zaklęciem.

Mężczyzna otrząsnął się z zamyślenia i przysiadł na biurku, które miał za plecami. Popatrzył na kobietę uważnie, zauważając ze zdziwieniem, że jest bardziej opanowana niż on.

– To nie ma znaczenia jak. Ważne, że oberwałem i teraz potrzebuję leczenia. Wykorzystałem każdy sposób współczesnej medycyny, ale, jak widać, nic to nie dało.

Kobieta prychnęła rozbawiona.

– Oczywiście, że nic to nie dało. Chorobę wywołaną magią można uleczyć tylko magią.

– Ale twój ojciec wyleczył chłopca potrąconego przez samochód.

– Bo magia leczy wszystkie choroby, ale te wywołane magią może tylko ona. Nie medycyna.

– Sprytne. I to dobry sposób na zarobek: wywołać chorobę, którą wyłącznie mag może wyleczyć.

Gaję zalała gorąca fala złości. W spojrzeniu mężczyzny było tak wiele pogardy podszytej strachem, że czuła ją całą sobą, odbierała niemal jak fizyczny ból.

– Nie wiesz, co mówisz, a przy okazji mnie obrażasz. Ale czego można się spodziewać po rozpuszczonym synalku bogatych rodziców.

Natan przełknął odpowiedź, która cisnęła mu się na usta. Mimo tego, co go spotkało z rąk ludzi jej podobnych, to nie ona ponosiła winę za jego chorobę.

– Nic o mnie nie wiesz – powiedział zimno.

Patrzył na nią, a ona nie odwracała wzroku. Nie ustępowała mu na krok, nie czuła skrępowania w jego obecności. Zastanawiał się, czy zawsze taka była, czy to sytuacja, w jakiej się znalazła, wywołała w niej taką hardość.

– Wiem wystarczająco wiele o znanym z hulanek i skandali Natanie Potockim, synalku roztrwaniającym majątek rodziców. Myślisz, że skoro jestem magiem, to żyję pod jakimś kamieniem i nic nie wiem? Nie było tygodnia, żeby twoja twarz nie zdobiła okładki jakiegoś brukowca. Kolejne skandale, kolejne panienki uwieszone na twoim ramieniu… I nagle BUM, cisza. Teraz rozumiem dlaczego. Czyżby na jednej z twoich imprez ktoś nieopatrznie poczęstował cię kiepskim zaklęciem?

Zamilkła, bo w jego spojrzeniu dostrzegła krótki błysk bólu. Coś w jego twarzy kazało jej przestać, zatrzymać się, a ona usłuchała tego nakazu. Westchnęła, bo doszła do wniosku, że kłótnią niczego nie wskóra, a tu chodziło nie tylko o nią, ale przede wszystkim o bezpieczeństwo jej ojca. To o jego tajemnicę należało zadbać i nie dopuścić, aby zaczęli go nękać.

– Nieważne. Twoje życie, twoja sprawa. Muszę cię zbadać, i zobaczyć, jak wygląda zaklęcie, którym oberwałeś. Jak będę miała listę składników, trzeba będzie wysłać twojego lokaja do naszej zielarni, żebym mogła przygotować tonik. Ojciec tego sam, niestety, nie zrobi.

Natan popatrzył na nią zaskoczony tą nagłą zmianą.

– A w sumie czemu nie? Co mu dolega?

Gaja już chciała powiedzieć, że to nie jego sprawa, ale pomyślała, że może jeśli dowie się prawdy, nie będzie tak skory do wydania jej ojca.

– Gdy przeszło dwadzieścia lat temu Czarnomagiczni postanowili siłą i magią wymusić przekazanie im władzy, bóg raczy wiedzieć jakiej i po co, jednym z magów, którzy się im przeciwstawili, był właśnie mój ojciec. Jak zapewne pamiętasz, pokonali Czarnomagicznych, ale on nie wyszedł z tego starcia bez strat. Został trafiony rykoszetem zaklęcia, a jego magia oszalała. Co jakiś czas dochodzi do jej niekontrolowanych wybuchów, które go wyniszczają. Żeby nie kumulował jej w sobie, przygotowuję różne toniki, maści, leki, a ojciec wlewa w nie moc. Musi ją wydatkować, żeby wybuch nie był za silny. Ale jak sam widziałeś, niewiele to daje, choroba postępuje. Jak u ciebie…

Natan poczuł zimny dreszcz przebiegający po plecach. Nie mógł uwierzyć, że ojciec Gai to jeden z tych, którzy stanęli do walki z Czarnomagicznymi. Niewielu zostało ich przy życiu, a ci, którym się udało, zostali w ten czy inny sposób okaleczeni.

– Nie miałem pojęcia… Ale chyba handel lekami jest opłacalny, choć ryzykowny.

Gaja spojrzała na niego z pogardą.

– Ojciec nie sprzedaje tych wyrobów, rozdaje je tym, których nie stać na leczenie. Ale co ty możesz wiedzieć o robieniu czegoś bezinteresownie.

Tym razem to Natan popatrzył na nią chłodno i wykrzywił usta w szyderczym uśmiechu.

– Och, zapewne nic, wiesz o tym najlepiej, przecież znasz mnie tak dobrze. – Zauważył, że na dźwięk jego słów Gaja lekko się wzdrygnęła. – Dość tego. Chodź, pokażę ci twój pokój i rozkład domu. Wbrew temu, co myślisz, nie jesteś tu więźniem, dom jest do twojej dyspozycji. Wolę tylko, żebyś nie wchodziła do mojej sypialni.

Wstał i ruszył w stronę drzwi. Za plecami usłyszał jej prychniecie.

– O to nie musisz się martwić, nie ma takiej magicznej siły, która by mnie tam zaciągnęła.

***

Wyszli z gabinetu i ruszyli w głąb korytarza. Po prawej stronie zauważyła dwoje drzwi, które, jak się domyśliła, prowadziły do jego pokojów, bo nie poświęcił im uwagi. Natan skierował się do tych po lewej. Otworzył je i gestem zaprosił ją do środka. Gaja weszła, mijając go w drzwiach. jego zapach, mieszanina drzewa sandałowego i goździków. Pomyślała, że to dziwne połączenie, ale głęboko wciągnęła powietrze, aby zachować je na dłużej. Woń upajała, jej ciało zadrżało w odpowiedzi na nią, ale szybko zbeształa się w myślach za swoje reakcje.

Weszła do pokoju i zatrzymała się na środku. Wciąż czuła drżenie w całym ciele. Nie musiała oglądać się za siebie, żeby wiedzieć, że Natan stanął właśnie tuż za nią. Delikatne wibracje były jak ukłucia igiełek na skórze i z zaskoczeniem poczuła, że gorąco wypływa na jej policzki czerwoną plamą rumieńca.

Odchrząknęła, żeby pozbyć się z gardła guli, która naraz się tam pojawiła, i odwróciła się do niego. Stał tuż za nią i wpatrywał się w nią z wyrazem zaskoczenia na twarzy. Oczy miał szeroko otwarte, pełne usta rozchylone. Spojrzenie ciemnych oczu było tak intensywne, że Gaja odniosła wrażenie, że pali jej skórę. Zapragnęła unieść dłoń i dotknąć jego twarzy, ukrytej pod kilkudniowym, gęstym zarostem. Napięcie pomiędzy nimi, które pojawiło się tak nagle, było ciężkie i namacalne. Gorąco przeszło z policzków na resztę ciała, a chęć, aby go pocałować, rosła z sekundy na sekundę. Nagle to, że jest jego więźniem, że zaszantażował jej ojca, z jakiegoś powodu przestało mieć znaczenie. Chciała go pocałować, poczuć smak jego ust, dotyk jego rąk na sobie. Zobaczyła, jak jego spojrzenie ślizga się po jej ciele, jak zatrzymuje się dłużej na jej biodrach, wędruje przez brzuch, zahacza o pełne piersi i zatrzymuje się na jej ustach. Czuła jego pragnienie, równe jej pragnieniu. Przez jedną, długą chwilę chciała się mu poddać, widziała, że i on tego chciał. Jego oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej, wciągnął powietrze i zrobił krok w jej stronę. Był od niej wyższy o głowę, gdy zbliżał się do niej, przysłonił jej światło wpadające do pomieszczenia z korytarza. Dzieliły ich już tylko centymetry i nawet gdyby chcieli, nie potrafiliby już się wycofać. Uniósł dłoń i jakby wbrew sobie, musnął lekko jej policzek, następnie powoli zsunął ją na jej usta i delikatnie powiódł palcem po ich konturze. Doznanie było obezwładniające, Gaja jeszcze nigdy nie czuła czegoś takiego, motyle roztrzepotały się całą chmarą w jej brzuchu, pożądanie zapłonęło w każdej komórce jej ciała. Oddychała szybko, jej serce biło mocno. Podniosła dłoń i położyła na jego piersi, unosząc głowę w oczekiwaniu na pocałunek. Natan nachylał się powoli, jakby w obawie, że ją spłoszy, że go odepchnie. Gdy owiał ją jego oddech pachnący kawą, nagle do ich uszu doleciało głośne kaszlnięcie i spokojny, choć podszyty rozbawieniem głos Alfreda.

– Przyniosłem bagaże, gdzie postawić?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: