Baba Blaga - ebook
Baba Blaga - ebook
Jakie to uczucie, obudzić się w chacie czarownicy?
Papuga żako Szarlota mogłaby wam o tym opowiedzieć! Ale zaraz, zaraz... Czy Żelka, z odkurzaczem zamiast miotły, naprawdę potrafi rzucać uroki, a jej pokój w kolorach tęczy sprzyja uprawianiu magii? Kot Czarek upiera się, że Żelka jet prawdziwą czarownicą, zbiera nawet na to dowody i... powoli przekonuje papugę.
Bo powiedzcie sami, czy ktoś, kto tak pięknie pomaga innym, jest życzliwy i pozytywnie nastawiony do świata, może obyć się bez magii?
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8208-984-4 |
Rozmiar pliku: | 11 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
O tym, kto jest kim w tej historii
– albo kim tylko się wydaje
– Nic jej nie będzie? Na pewno nic jej nie będzie? – do papugi docierał czyjś zaniepokojony głos.
Zamrugała, spróbowała się ruszyć. Wciąż była poturbowana i obolała, poza tym widziała niewyraźnie, jakby przez mgłę.
Niepotrzebnie zwiewałam – pomyślała. – Trzeba było poczekać, aż odrosną lotki. Podkusiło mnie, nie ma co!
Ale czy naprawdę mogła się powstrzymać? Na taką chwilę przecież czekała: nieopatrznie pozostawione otwarte okno, nagły podmuch ciepłego wiatru niosący zapach świeżych, wiosennych liści… W sekundę podjęła decyzję: dziobem podważyła haczyk, na który zamknięte były drzwiczki klatki, potem krok przed siebie i fru! na zewnątrz. Tak w każdym razie miało to wyglądać.
Było jednak inaczej: machała skrzydłami rozpaczliwie, trzepotała nimi jak kura czy inny nielot – i spadała. Udało się jej spowolnić upadek (z okna na pierwszym piętrze), ale tylko spowolnić. A potem wszystko potoczyło się szybko: najpierw kot, odwieczny wróg pierzastych, rzucił się na nią i ledwo umknęła przed jego pazurami, potem tuż obok niej coś zaryczało, coś zatrąbiło, a gwałtowny podmuch raz i drugi odrzucił ją do tyłu. Fiknęła kozła w powietrzu i spadła na ziemię, a ktoś ją podniósł (człowiek!). Przed oczami zrobiło się jej ciemno i… tyle pamiętała.
– Wygląda na to, że tylko się potłukła. Solidnie. Ale kości żadnej nie złamała – usłyszała inny głos, nie ten, który dopytywał się, czy nic jej nie będzie. Ten był łagodny, kobiecy.
Poczuła dłonie przesuwające się po jej ciele wzdłuż skrzydeł. Ktoś, widać, zgarnął ją z chodnika czy ulicy i zaniósł do weterynarza. Papuga wzdrygnęła się – nie znosiła, gdy dotykali jej ludzie. A właściwie – w ogóle nie lubiła ludzi.
– Polatać się zachciało, co? – domyśliła się pani weterynarz.
A pewnie! – odpowiedziała w myślach papuga. – I polecę. Podlecz mnie trochę, odpocznę, dojdę do siebie – i bye, bye, adieu, sayonara!
– Co to za ptak? – zastanawiał się pierwszy głos, przerywając jej rozmyślania. – Trochę przypomina gołębia.
Papugę zatkało z oburzenia. Nazwać ją gołębiem. Ją! Sam jesteś gołąb, a raczej – głąb!
– Ale nie, to jednak nie jest gołąb – uznał głos. – Wielkość się zgadza, szary kolor też, ale dziób nie pasuje. I te czerwone pióra w ogonie… U gołębia takich nie widziałem.
– Śliczna papużka – kobiece dłonie pogładziły papugę po łebku. – Śliczna żako.
– Aha, żako! Żako… Nigdy nie słyszałem o takim gatunku. W każdym razie dobrze, że ją tu przynieśli.
– Dobrze, że tu trafiła – zgodziła się pani weterynarz. I dodała: – Pewnie komuś uciekłaś, co?
Nie komuś, tylko od kogoś – sprostowała w myślach papuga.
– Ale co ona taka łysa? Ktoś ją oskubał? – dopytywał ten pierwszy głos.
Papuga zastanawiała się, do kogo należał: nie przypominał męskiego, nie brzmiał jak głos kobiety, do dziecka też jakoś nie pasował.
– Martwią mnie te wyskubane pióra – przyznała pani doktor. – Goła skóra na szyi i brzuchu. Albo jest chora, albo sama je sobie wyrwała. Słyszałam, że nieszczęśliwe papugi tak robią.
– Biedactwo – pożałował jej pierwszy głos i pospieszył z zapewnieniem: – Teraz jesteś już w dobrych rękach.
Te ręce, rzekomo dobre, ujęły ją delikatnie i uniosły.
– Dobrze, że mamy klatkę po tej sowie, co leczyła złamane skrzydło. Tam ją wsadzimy, na razie niech odpocznie. A potem może warto byłoby zanieść ją do weterynarza? – zastanawiał się głos kobiety.
Papuga drgnęła. Jak to: do weterynarza? To ty nie jesteś weterynarzem?! W takim razie kim niby jesteś?
Szarpnęła się, otrząsnęła, zamrugała i mgła sprzed oczu wreszcie ustąpiła.
Pierwsze, co zobaczyła, to wpatrzone w nią oczy – niebieskie, nienaturalnie duże, za okularami w ogromnych czerwonych oprawkach. A potem zauważyła kota. Niemożliwie grubego, czarno-białego kota wlepiającego w nią miodowe ślepia.
Natychmiast zakręciło jej się w głowie.
Zemdlała.