- W empik go
Baby it's cold outside - ebook
Baby it's cold outside - ebook
Mówi się, że trzepot skrzydeł motyla na jednym krańcu świata może wywołać huragan na drugim. Czy w takim razie jeden wieczór w Brighton może zmienić bieg czyjegoś życia w Londynie?
Iris Birdwhistle ucieka od ojca alkoholika i niewiernego ukochanego. Przypadkiem trafia do kawiarni, w której poznaje Raquel Cabrán. Od pierwszej chwili czuje do niej coś więcej niż zwykłą sympatię, a jednak traumatyczne doświadczenia z dzieciństwa sprawiają, że nie potrafi jej zaufać. I słusznie, bo Raquel skrywa sekret, o którym Iris nigdy nie powinna się dowiedzieć…
Raquel przez dłuższą chwilę patrzyła na moje usta, potem poprawiła dłonią kosmyk włosów, który wypadł mi zza ucha. Czułam palące ciepło w miejscu, gdzie jej ręka zetknęła się z moją skórą. Przymknęłam powieki, czując na ustach jej oddech i niemalże słysząc bicie jej serca. Tak bardzo pragnęłam, żeby mnie pocałowała. Chciałam chociaż raz w życiu ponownie poczuć ciepło, jakie wywołuje gorący pocałunek. Wydawało mi się, że ona pragnie tego samego, byłam tego prawie pewna…
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8313-370-6 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Listopad malował pejzaże miast na biało, pokrywał szyby szronem i zamrażał gałęzie drzew tak, że zastygały w bezruchu. Niebo było spowite szarymi obłokami, przez które tylko co jakiś czas wynurzały się pełne nadziei, radosne promienie słońca. Wiał zimny wiatr, czerwieniąc policzki i nosy przechodniów, a potem leciał dalej, nie oglądając się za siebie. Pierwszy raz od kilku lat Londyn pokrył się śniegiem. Założyłam na głowę kaptur. Dłonie mi zamarzały, bo nie miałam przy sobie rękawiczek. Nie czułam zupełnie nic, tylko pustkę, która pokryła moje serce niczym śnieg w ciemną, bezwietrzną noc.
Myślałam, że już gorzej być nie może, że los zaoszczędzi mi więcej smutków i łez, że jakoś znajdę wyjście z sytuacji, która uczyniła mnie całkiem bezsilną. Nie miałam dokąd pójść, straciłam pracę i nie chciałam wracać do Brighton, bo w tym podłym mieście wszyscy byli tacy sami – fałszywi, zawistni i bezduszni. To miejsce wysysało z ludzi ostatnie cząstki ich człowieczeństwa, nie pozwalało żyć w spokoju i w pełni skupić się na swojej, i tak bezsensownej już, egzystencji.
Sięgnęłam do kieszeni brązowego płaszcza, który zdążyłam na siebie zarzucić, w pośpiechu wybiegając z domu, i wyciągnęłam skórzany portfel, który dostałam od Christiana. Chciałam cisnąć nim pod koła nadjeżdżającego auta. Przeklęty los! Miałam wrażenie, że nad moim istnieniem ciąży jakieś fatum, przez które nie mogę zaznać spokoju, a potem zaczęłam zastanawiać się, czy to wina głupich błędów z młodości.
W portfelu znalazłam resztki ostatniej wypłaty, co też mnie nie usatysfakcjonowało, i po prostu pozwoliłam gorzkim łzom kreślić drogę po policzkach. Poczułam ich słony smak, gdy spłynęły w wąską dolinę ust, i chciałam krzyczeć, bo serce tak boleśnie obijało się o żebra, że nie mogłam zrobić już nic więcej. Przez dwa tygodnie mieszkałam w hotelu i pozwoliłam sobie trochę odpocząć, jednak z każdym dniem moje wydatki się powiększały, a pieniądze powoli kończyły. Chciałam jak najszybciej znaleźć pracę, inaczej musiałabym wrócić do Brighton i prosić o pomoc rodziców, a to najgorsze rozwiązanie ze wszystkich możliwych. Nie chciałam dać im tej satysfakcji, pozwolić, żeby ich najbardziej przykre przepowiednie się ziściły. Przecież zawsze, kiedy mówili, że z niczym sobie nie poradzę, wybiegałam z domu ze łzami w oczach.
Ciągnęłam za sobą granatową walizkę, po brzegi wypchaną ubraniami, i po prostu szłam przed siebie. Rozglądałam się dookoła w poszukiwaniu jakiejś informacji o pracy, lecz wszystkie sklepy były pełne obsługi, w restauracjach także nie było dla mnie żadnego zajęcia. Nikt mnie nie potrzebował, nikt nie chciał mi pomóc. Byłam zdana na swój własny okrutny los, który nie pierwszy raz w życiu pokazał mi, jak bardzo jest mściwy. Nie umiem opisać żalu, jaki wtedy czułam. Mogę jedynie porównać go do ogromnej ulewy, która spada z nieba, z każdą sekundą rosnąc w siłę i niwecząc wszystko, co stanie jej na drodze. Dopiero kiedy słońce wyjdzie zza chmur, cały świat się zmienia, a ostatnie krople deszczu błyszczą, odbijając promienie. Niestety ja nie miałam wewnętrznego słońca, które mogłoby przepędzić chmury wątpliwości.
Przeglądałam kontakty w telefonie, szukając kogoś, do kogo mogłabym się odezwać. Niestety wszyscy moi znajomi byli też znajomymi Christiana, o którym nie chciałam nawet myśleć. Pomimo buntu w sercu myśli zeszły na najbardziej krzywy i zniszczony tor, wprawiając mnie w jeszcze gorszy nastrój. Przypomniałam sobie chwilę, w której dowiedziałam się o zdradzie.
Kiedy miałam sześć lat i umarł mój kochany, stary kotek, byłam przekonana, że nie ma nic gorszego od śmierci kogoś, do kogo byliśmy bardzo przywiązani. Myślałam tak przez długi czas, nawet w obliczu spotykających mnie nieustannie nieszczęść. Jednak dopiero kiedy bliska osoba złamie niemą przysięgę wierności, którą złożyła jako fundament wspólnej budowli, świat rozpada się na milion małych kawałków. I nie ma żadnej cholernej mocy, która mogłaby go poskładać. Wtedy okazuje się, że to najgorsze, co mogło cię kiedykolwiek spotkać.
Szłam dalej przez zatłoczone ulice Londynu, szukając wytchnienia w martwym świecie ludzkich mieszkań, dzieł sztuki i kruchych fundamentów tego, co budowali latami. Wszystkie domy były przystrojone kolorowymi światełkami. Wydawało mi się to nadgorliwe, ponieważ do świąt zostało jeszcze trochę czasu, a zawsze uważałam, że im wcześniej coś zaczynamy, tym szybciej chcemy to skończyć. Czy więc było możliwe, że ci wszyscy ludzie, którzy miesiąc wcześniej przygotowywali się do świąt, w dniu ich nadejścia poczują jakąkolwiek magię?
Z nieba zaczęły sypać małe płatki śniegu, pokrywając rozdrażnioną ziemię białą warstwą, a ja nie mogłam zrozumieć, jak to możliwe, że nawet natura przygotowuje się do świąt tak szybko.
Dostrzegłam blask kolorowych światełek, odbijających się w szybie kawiarni, obok której właśnie przechodziłam. Przystrojone choinki mieniły się ich światłem, a prezenty pod nimi czekały, aż ktoś w końcu ściągnie z nich czerwony papier, którym były owinięte.
Marzyłam o tym, żeby usiąść w takim miejscu i choć na chwilę zaznać spokoju, o którym moje serce już dawno zapomniało. Westchnęłam cicho i znów poczułam, jak gorzkie łzy spływają po zaczerwienionych policzkach. Zacisnęłam dłoń na rączce od walizki, a drugą ręką mocniej owinęłam szalik wokół szyi. Pogoda była piękna, choć mroźna, wiatr po drodze zamrażał wszystko, co stworzyła natura, a ja poczułam, jak gruby, zimny lód wypełnia moje serce, a potem zatrzymuje je na zawsze w swoich bezdusznych objęciach.
Przechodzący obok ludzie byli zajęci swoimi sprawami. Na twarzy każdego z nich szczęście malowało nieśmiały uśmiech. Cieszyli się z nadchodzących świąt, z czasu, który spędzą w gronie najbliższych. Chyba to dobiło mnie najbardziej, bo wtedy ostatecznie zrozumiałam, że moim jedynym towarzyszem jest teraz żal. Samotność oplatała szyję zimnymi, kościstymi dłońmi i nie pozwalała nawet przełknąć śliny, a potem paraliżowała wszystkie mięśnie, toteż stałam na zimnie bez ruchu, wciąż wpatrując się w witrynę kawiarni, od której biło przyjemne ciepło. Wydawało mi się, że to wszystko dzieje się gdzieś poza mną, w odległej czasoprzestrzeni, a ja jestem cieniem śmierci, snującym się pomiędzy duszami szczęśliwych osób.
Stałam tak przez dłuższą chwilę, aż nagle drzwi od kawiarni się otworzyły. Średniego wzrostu szatynka stanęła przed budynkiem, owinęła się kurtką, której nie zdążyła jeszcze porządnie założyć, po czym sięgnęła do kieszeni czarnych spodni i wyciągnęła paczkę papierosów. Ze środka kawiarni dobiegały dźwięki _Last Christmas_ i kobieta zaczęła poruszać się w wesołym rytmie tej jakże smutnej piosenki.
Odpaliła papierosa, unosząc spojrzenie na wysokość moich oczu, więc momentalnie odwróciłam wzrok. Nie chciałam nawet wyobrażać sobie, jak żałośnie muszę wyglądać i co mogła sobie o mnie pomyśleć. Po chwili dostrzegłam jej życzliwy uśmiech i poczułam, jak zapomniane przeze mnie przyjemne ciepło przynosi mojemu sercu upragnione ukojenie.
Szatynka patrzyła na mnie przez chwilę, rzuciła skończonego papierosa na chodnik i zdeptała go podeszwą buta, a potem westchnęła cicho. Znowu na mnie spojrzała, a moje serce zaczęło bić jak oszalałe, ponownie obijając się o żebra, jednak tym razem nie tak boleśnie jak wcześniej.
Jej delikatne oczy były podkreślone mocnym makijażem, dodającym spojrzeniu swego rodzaju ponętności, a usta – pomalowane delikatnym odcieniem czerwieni, lśniącym niczym płatki kwitnących róż. Miała długie zgrabne nogi, odziane w czarne jeansy, a jasny, bawełniany sweter spowijał jej chude ramiona. Gdy tak na mnie patrzyła, o kilka sekund za długo, przygryzłam lekko dolną wargę, a moje policzki oblały się palącym rumieńcem.
– Czekasz na kogoś? – zapytała. Nerwowo rozejrzałam się dookoła z myślą, że nie mówi do mnie. Jej hiszpański akcent odbił się echem w moich uszach, a aksamitny głos przywrócił umysł do stanu uspokojenia, w którym tak dawno się nie znajdował. Była delikatna, lecz stanowcza, jej usposobienie nosiło w sobie wiele kontrastów, które paradoksalnie do siebie pasowały.
– Nie – odpowiedziałam krótko, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa więcej. Szatynka nie odrywała ode mnie wzroku i miałam wrażenie, że jej palące spojrzenie przeszywa mnie na wylot, odkrywając moje wszystkie tajemnice, smutki, przykrości, żale.
– To dlaczego stoisz tu od dobrych piętnastu minut? – Mimo że jej pytanie wywołało u mnie raczej negatywne uczucia, sposób, w jaki je zadała, sprawił, że uśmiechnęłam się w duchu. Moje serce palił lekki wstyd, bo nie umiałam jej tego wyjaśnić. Nie miałam pieniędzy, nie miałam domu, nie miałam nic. Czy coś takiego da się w ogóle wytłumaczyć? Jeśli tak, to na pewno nie obcej osobie, która wywarła na mnie tak dobre wrażenie. – Wejdź, na dworze jest zimno – dodała po chwili zachęcająco. Spojrzałam na nią ze zdziwieniem, lecz kiedy zobaczyłam jej ciepły, życzliwy uśmiech, zrozumiałam, dlaczego moje serce zaczęło tak szybko bić.2
Przeszłość
Dzień spędzony z Kelly był bardzo udany. Lato prezentowało swoje uroki, barwiąc niebo na wszystkie odcienie różu o zachodzie słońca i malując gwiazdy pośród księżyca późną nocą. Kiedy miałyśmy po dwanaście lat, lubiłyśmy chodzić nad jezioro obok małego lasu i przesiadywać tam godzinami. Z oddali słychać było szum morza i hałas kutrów rybackich, lecz poza tym nikt nie zakłócał naszego spokoju, mogłyśmy rozmawiać o sekretach, które dzieliłyśmy tylko między sobą, i śmiać się ze wszystkiego, co wpadło nam do głowy.
Te beztroskie dni sprawiały, że po przeprowadzce z Bedford do Brighton próbowałam się odnaleźć, czasami miałam nawet wrażenie, że wszystko się ułoży. Kelly Johnson była pierwszą dziewczyną, z którą zaczęłam rozmawiać w tym mieście. Mój brat Joe też znalazł nowych znajomych. Przychodziło mu to z łatwością, zawsze był uśmiechnięty i pogodny, a ludzie lgnęli do niego. Nigdy nie pojęłam sztuki bycia popularnym, którą pielęgnował każdego dnia. Miał wtedy czternaście lat i pamiętam, że tamtego lata nasze relacje zaczęły się poprawiać. Wyrośliśmy już z kłótni i głupich sprzeczek, byliśmy dla siebie bardziej wsparciem niż konkurencją. Zaczęłam lubić sposób, w jaki traktował mnie przy swoich kolegach. Oprócz tego, że był moim bratem, stał się także najlepszym przyjacielem. Kiedy pierwszy chłopak, który mi się podobał, okropnie mnie zranił, Joe złapał go po szkole i trochę postraszył. Nie chciałam, żeby to robił, i byłam na niego zła, przecież trafił na młodszego od siebie, ale potem oboje się z tego śmialiśmy. Joe lubił mieć poczucie władzy, uwielbiał, gdy wszystko szło po jego myśli, dlatego też robił się bardziej nerwowy, kiedy życie stawiało na jego drodze nowe, trudniejsze przeszkody.
Gdy rodzice szli spać, przychodziłam do jego pokoju i razem graliśmy na konsoli. Najczęściej kończyliśmy na poważnych rozmowach, podczas których zazwyczaj mnie wspierał, i kładliśmy się spać po pierwszej w nocy. Wtedy zrozumiałam, że zawsze mogę na niego liczyć, i w moim sercu obudziło się nowe uczucie ciepła, którego wcześniej nie znałam. Pojęcie braterskiej miłości do tej pory było mi zupełnie obce, ale początek tamtego lata to zmienił. Byłam młodsza od Joego o dwa lata, ale tej nocy, gdy rozmawialiśmy do późna, poczułam niepohamowaną potrzebę troszczenia się o niego. To wszystko łączyło się również z uczuciem strachu, które wtedy stało się częścią mnie. Joe niedługo miał wejść w dorosłe życie, podczas gdy ja nadal byłam dzieckiem. Bałam się, że porzuci wszystko, co udało nam się zbudować, wyprowadzi się i po prostu o mnie zapomni. Gdybym tylko wtedy wiedziała, jak mało czasu nam zostało, może podjęłabym inne decyzje.
Kelly wyciągnęła swój szkicownik i wzięła do ręki ołówek, po czym, patrząc przed siebie, zaczęła rysować krajobraz, który rozciągał się przed naszymi oczami. Słońce rzucało promienie na błękitną taflę jeziora. Wiatr tworzył małe fale, przecinające toń. Dookoła rosły wysokie drzewa z rozłożystymi koronami, które rzucały cień swojego majestatu na miejsce, w którym siedziałyśmy. W oddali można było dostrzec brzeg morza. Cisza, spokój, natura. To wszystko znajdowało się obok nas, więc chciałyśmy chłonąć to całym sercem.
Nie przeszkadzałam przyjaciółce w pracy, lecz z niecierpliwością czekałam na efekt.
– Skończone – powiedziała, a ja od razu wyrwałam jej szkicownik z rąk. To, co narysowała, było piękne. Doskonale odzwierciedliła krajobraz, który znajdował się przed nami. Cienkie linie ołówka tworzyły kontury drzew, jeziora i sunących po niebie chmur.
– Jest cudowny – skomentowałam szczerze, czując, jak duma z przyjaciółki porusza moje serce. Szczerze życzyłam jej sukcesu, bo już wtedy wiedziałam, jak bardzo lubi rysować.
– Sama nie wiem. – Jej twarz wykrzywiła się w grymasie niezadowolenia. Kelly zawsze oceniała się niżej, niż powinna. – Muszę nanieść dużo poprawek.
– Kelly, no co ty! – Ponownie spojrzałam na rysunek. – Nie musisz nic poprawiać, nie ominęłaś żadnego szczegółu. Patrząc na twoje dzieło, widzę to, co znajduje się wokół nas. Masz ogromny talent!
Wiatr rozwiał jej rude włosy, a ona uśmiechnęła się lekko. W słońcu rysy jej twarzy były łagodne, a zielone oczy zlewały się ze szmaragdowym cieniem drzew. Była skromna i nie lubiła, gdy ktoś ją chwalił. Wiedziałam, że moje słowa podniosły ją na duchu.
Wróciłam do domu późnym wieczorem i pierwszą rzeczą, na jaką zwróciłam uwagę, był zapach wódki, drażniący mój nos. Roznosił się po całym domu, zamykając mnie w klatce strachu, bo dobrze wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Przekroczyłam próg salonu i zobaczyłam ojca, śpiącego na kanapie. Obok stała pusta już butelka. Telewizor ciągle grał, na stole stały brudne talerze po obiedzie. Pralka wydawała z siebie rytmiczne pikanie, wołając, żeby ktoś wyciągnął z niej pranie. Mamy nie było w domu, na podjeździe nie stało też jej auto. Zacisnęłam mocno zęby i skierowałam się w stronę schodów, najciszej, jak tylko potrafiłam, żeby nie obudzić ojca.
Odkąd się przeprowadziliśmy, alkohol był nieodłączną częścią jego wolnych popołudni. Nie mogłam znieść tego, że cały nasz świat uległ zmianie. Każdy boi się zmian. Budujemy wokół siebie kokon, który ma zapewnić nam bezpieczeństwo. Chowamy w nim wszystkie rzeczy stałe, bo nie chcemy, aby ktoś nam je odebrał. Przytulamy je do siebie tak mocno, że w końcu tracą swoją moc i całe nasze życie ulega zmianie. Wychodzimy z kokonu, który do tej pory nas chronił, i musimy od nowa poznawać świat, otwierający przed nami kolejne drzwi.
Stanęłam na pierwszym stopniu, jeszcze mocniej zaciskając zęby. Pod moimi stopami rozległo się skrzypnięcie. Wciągnęłam gwałtownie powietrze. Serce galopowało coraz szybciej, chcąc wydostać się z tej żałosnej klatki, w której zostało uwięzione. Niestety ojciec otworzył oczy i od razu podniósł się z kanapy. Miał tłuste włosy, przyklejone do spoconego czoła. Brudna koszulka zwisała z jego kościstych ramion. Zastanawiałam się, kiedy stracił swoją męską postawę, która zawsze była gotowa ochronić nas przed złem całego świata. Mruknął coś pod nosem i posłał mi groźne spojrzenie. Bałam się go, gdy był w takim stanie. Alkohol obezwładniał jego umysł i nie wiedziałam, kim stał się ten człowiek; człowiek, który dał mi życie i pielęgnował mnie od samych narodzin. Przebłyski chwil z dzieciństwa czasem malowały się w mojej pamięci, jednak zasłoniła je szara mgła rozpaczy i wtedy zastanawiałam się, czy to wszystko naprawdę się kiedyś wydarzyło.
– Wyciągnij pranie – burknął, a ja starałam się go ignorować. Powtórzył to jeszcze raz, tym razem głośniej, więc skierowałam się do łazienki i rozwiesiłam czyste ubrania. Krzątał się po kuchni, gdy ja tłumiłam w sobie płacz, nie chcąc okazywać słabości. Skrajne uczucia rozrywały moje serce na milion kawałków. Matt Birdwhistle był mężczyzną, którego z jednej strony tak bardzo nienawidziłam, a z drugiej kochałam. Zastanawiałam się, po co dawać komuś szczęście, skoro później chce się je odebrać. Bardziej od ojca nienawidziłam alkoholu. W przypływie złości miałam ochotę rozwalić wszystkie butelki, które stały w naszym domu. Chciałam wykrzyczeć ludziom cały ból, który zalągł się gdzieś w moim kruchym sercu.
Położyłam się na łóżku i pozwoliłam popłynąć łzom, które tak bardzo pragnęły wyrwać się z moich oczu. Moja ręka znalazła się na klatce piersiowej, w miejscu, w którym biło serce. Nie mogłam się uspokoić, nie rozumiałam, dlaczego tata tak źle nas traktuje, i myślałam, że już nas po prostu nie kocha.
Pukanie do drzwi wyrwało mnie z transu. Szybko otarłam łzy wierzchem dłoni i zobaczyłam Joego, który wszedł do mojego pokoju. Spojrzał na mnie ze smutkiem, a ja dopiero wtedy zobaczyłam siniaka pod jego prawym okiem. Nie musiałam nawet pytać, co się stało. Rozumieliśmy się bez słów, dlatego brat po prostu usiadł na łóżku i mocno objął mnie swoimi umięśnionymi ramionami, w których znalazłam ukojenie. Chciałam powstrzymać cisnące się do oczu łzy, jednak po chwili usłyszałam, że Joe także cicho szlocha, i dałam upust emocjom. Trwaliśmy w tym uścisku przez długi czas, wylewając swoje smutki i żale, lecz one i tak znalazły drogę powrotną do naszych zagubionych serc.