- W empik go
Bądź grzeczna - ebook
Bądź grzeczna - ebook
Rachel zanurzyła się w świecie Augustusa, nie mając pojęcia, że już nigdy nie będzie chciała się z niego wydostać.
Jako autorka bestsellerowych kryminałów i w pełni samodzielna trzydziestolatka nie sądziła, że w oddaniu komuś kontroli odnajdzie spokój i wytchnienie.
Augustus zaś w chwili, w której spotkał Rachel, uświadomił sobie, że jeszcze nigdy nie poznał kogoś tak… idealnego. Jej pewność siebie i otwartość na nowe doznania zawróciły mu w głowie do tego stopnia, że w mgnieniu oka poddał się silnemu uczuciu.
Oboje byli przekonani, że wygrali los na loterii, jednak boleśnie zderzyli się z rzeczywistością. Mroczna przeszłość dała o sobie znać dokładnie wtedy, kiedy się tego najmniej spodziewali.
Bądź grzeczna to opowieść, w której nie brakuje gorących scen i słodkiego oczekiwania na więcej. Historia Ray i Gussa pokazuje, że prawdziwa miłość jest w stanie pokonać wszelkie przeciwności, a szczerość i zaufanie to podstawa zdrowego związku.
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-964959-1-4 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rachel
„Kobieta jest zdolna osiągnąć orgazm kilka razy w ciągu jednego stosunku. To nie mit…”
Zatrzasnęłam ekran laptopa, plując sobie w brodę, że przystałam na propozycję wydawnictwa. Co mnie podkusiło, żeby się zgodzić na napisanie ostrego erotyku? To, że ten gatunek staje się coraz bardziej popularny i pożądany, nie oznacza, że każdy autor musi go pisać! Nie nadaję się do tego!
Z każdą kolejną upływającą chwilą, z każdym kolejnym przeczytanym artykułem czy postem na forum o seksie utwierdzałam się w przekonaniu, że nie podołam. Moje książki wiązały się z tygodniami albo nawet miesiącami zbierania informacji, gdyż pisałam na tematy, z którymi nie było mi – delikatnie mówiąc – po drodze. Od morderców i śledczych, przez patologiczne rodziny, aż po utratę najbliższych.
Dziadkowie zmarli przed moimi narodzinami lub niedługo po nich, dlatego nie odczułam ich straty. Rodziców miałam kochanych, z siostrą jako tako się dogadywałam – i nie mogłabym zapomnieć o najlepszych pod słońcem przyjaciołach. Dlatego w każdego bohatera wczuwałam się najlepiej, jak umiałam, ale wszystko to stanowiło wynik mojej wyobraźni. Seks zaś uprawiałam! Raz przyjemniejszy, raz nijaki, a czasami beznadziejny. Jeżeli udało mi się dojść podczas stosunku, to byłam usatysfakcjonowana przez cały następny miesiąc. Jak miałam uwierzyć w wielokrotne orgazmy, skoro to w moim przekonaniu niemożliwe? Mit. Nic ponad to!
Wdech, wydech. Uspokój się, Ray.
Podjęłam się zadania i chciałam się z niego jak najlepiej wywiązać. Na powrót otworzyłam laptopa i wróciłam do czytania artykułu.
– Cholera! – krzyknęłam, usłyszawszy parkujący przed domem samochód.
Z impetem zerwałam się z fotela i sprintem pobiegłam do wyjścia, po drodze zabierając listę z zamówieniem. Gdy wypadłam przez drzwi, poprawiłam kardigan, zasłaniając się bardziej. Nie włożyłam stanika, a bluzka była zbyt prześwitująca. Nie żebym miała czym się chwalić, mimo wszystko nie zamierzałam świecić brodawkami przebijającymi się przez cienki materiał.
– Pani Love? – zapytał dostawca, spoglądając na mnie ze znużeniem znad telefonu.
– Panna Love. – Uśmiechnęłam się lekko i podeszłam bliżej.
Mężczyzna przesunął po mnie wzrokiem i – nie wiedzieć czemu – posłał mi spojrzenie pełne kpiny.
– Zakontraktowane mam tylko dostarczenie materiałów na podwórko, bez wnoszenia ich do domu, chyba że pani… – Tym razem uraczył mnie pobłażliwym tonem. – …dopłaci za dodatkową usługę.
– Poradzę sobie – odparłam pewnie. Przerzuciłam włosy przez ramię i udałam się szybkim krokiem w stronę paki.
Zza pleców dotarł do mnie chrzęst żwiru, ale nie czekałam na nieuprzejmego dostawcę. Sama otworzyłam drzwi, na co odchrząknął nieco nerwowo. Prawdopodobnie miał coś powiedzieć, sądząc po tym, jak głośno wciągnął nosem powietrze, ale uniemożliwiłam mu to.
– Dębowe deski miały mieć sześć stóp, a te są dłuższe przynajmniej o dwie! – Spojrzałam na mężczyznę z furią. – Czy to naprawdę jest takie trudne, by przywieźć towar zgodny z zamówieniem? – zapytałam pobłażliwie, odwdzięczając się za jego wcześniejsze zachowanie.
– Na rachunku… – Wyciągnął zwitek z tylnej kieszeni spodni i mi go podał. – …są deski o długości ośmiu stóp – oznajmił z wyższością. – Tak trudno kliknąć prawidłowy wymiar przy składaniu zamówienia?
Zagotowało się we mnie, ale trzymałam nerwy na wodzy. Wypuściłam powoli powietrze, wystawiając w stronę faceta wydruk zamówienia.
– To, proszę pana, jest zamówienie i dokładnie ma pan tam napisane, jaki rozmiar zaznaczyłam. Proszę więc wypakować resztę towaru, a później przywieźć odpowiednie deski.
Uniósł brew, a następnie skrzyżował ramiona na piersi i naprężył się, jakby chciał wzbudzić we mnie strach, ewentualnie respekt.
Niedoczekanie twoje!
– Albo przyjmuje pani całe zamówienie i dogaduje się z działem reklamacji odnośnie do wymiany produktu w późniejszym terminie, albo wszystko wraca do sklepu. Oczywiście należy podać powód, dlaczego nie przyjęła pani towaru, co będzie skutkować anulacją całego zamówienia, które finalnie trzeba będzie złożyć ponownie – wyrecytował poważnie, jakby wyrył sobie te słowa w pamięci.
– Czy to są jakieś żarty? I znowu mam czekać przeszło dwa tygodnie? Co to za chora polityka?!
– Jaka jest pani decyzja? – Całkowicie mnie olał.
Miałam ochotę nim potrząsnąć. Po pierwsze zachowywał się nieprofesjonalnie. Po drugie był nieuprzejmy i działał mi na nerwy. A po trzecie, cholera jasna, nie taki miałam plan!
Chociaż w sumie… Deski mogę przyciąć na odpowiednią długość, a z pozostałości stworzyć coś dodatkowego.
– Niech pan mi to wypakuje – burknęłam, poddawszy się.
Bawienie się w reklamacje i skargi nie miało sensu. Zmarnowałabym jedynie czas, energię i zapewne pieniądze.
– Ostrożniej może, co?! – wrzasnęłam, gdy praktycznie rzucił na ziemię paczkę z kafelkami, zamiast ją ostrożnie odłożyć. – Jak coś okaże się zniszczone…
– To złoży pani reklamację – wtrącił z wrednym uśmieszkiem.
Podeszłam do niego i odepchnęłam go od pudła, po czym bez komentowania wypakowałam resztę zamówienia. Facet stanął z boku, odpalił papierosa i uśmiechnął się pod nosem, kręcąc głową.
Cholera jasna! Czemu ten dzień jest taki beznadziejny?!
Powyciąganie wszystkiego i przeniesienie do domu zajęło mi ponad trzy godziny – z przerwami na odpoczynek. Kilka paczek było ciężkich – odczułam to, wspinając się z nimi po schodkach. Na szczęście jednak zdenerwowanie udało mi się przekuć w energię i dzięki temu po skończonej pracy byłam już w miarę spokojna; wysiłek oczyścił mi umysł. Wpadłam nawet na pomysł, by inspiracji do książki poszukać u źródła, czyli w klubach o tematyce BDSM. Skoro zobligowałam się do napisania ostrego erotyku, musiałam zrobić to genialnie. Inna opcja nie wchodziła w rachubę. Zamierzałam poznać środowisko od podstaw i dojść do zaawansowanej wiedzy, żeby wydawcy opadła szczęka.
Po szybkim prysznicu usiadłam przed komputerem i zaczęłam szukać danych o klubach w pobliżu. Stworzyłam listę najpopularniejszych i najlepiej ocenianych – wszystkie mieściły się na Manhattanie. Nie do pojęcia dla mnie było to, że ludzie opisywali, jak dobrze spędzają tam czas. Chociaż nie robili tego wprost, to wiele można wyczytać między wierszami. Byłam wdzięczna, że istnieją osoby bezwstydne i bezpruderyjne. To bardzo pomagało w zbieraniu informacji.
Ostatecznie po przeanalizowaniu wszystkich faktów wybór padł na klub The Deepest Desire. Ucieszyłam się podwójnie, bo znalazłam nie tylko adres e-mail, ale również numer telefonu. Nie chciałam marnować czasu, więc od razu wykonałam połączenie.
– Słucham – zgłosił się przyjaznym tonem mężczyzna.
– Dzień dobry, dzwonię w trochę niestandardowej sprawie…
– Niestandardowe sprawy to nasza specjalność. Zamieniam się w słuch.
Wydawało mi się, że rozbawiły go moje słowa.
– Jestem pisarką i w ramach zbierania informacji do najnowszej powieści chciałabym poznać środowisko BDSM – walnęłam prosto z mostu.
Po co owijać w bawełnę?
– Nawet pani nie wie, jak mnie cieszy, że szuka pani informacji u źródła. Zapewne chciałaby pani zobaczyć klub i z kimś porozmawiać, tak?
Na moich ustach mimowolnie zagościł uśmiech. Nie spodziewałam się problemów ani odmowy, ale pozytywne nastawienie do mojej prośby odrobinę mnie zaskoczyło.
– Tak. Chciałabym się dowiedzieć tak naprawdę wszystkiego. Od tego, jak wygląda klub, poprzez kontrakty w takich związkach, aż po omówienie kinków. – Nie byłam pewna, czy właśnie nie przekraczałam jakiejś niepisanej granicy, ale wolałam od razu powiedzieć, o co mi chodzi.
– A jak stoi pani z czasem? Bardzo się pani spieszy? Najbliższe dni otwarte mamy w przyszłym miesiącu, a dokładnie za niecałe trzy tygodnie. Z chęcią byśmy panią oprowadzili, ale obawiam się, że rozmowa z właścicielem nie będzie możliwa wcześniej niż za pięć tygodni. Wyjechał w delegację.
Westchnęłam ciężko i przymknęłam na moment powieki. Do tej pory sądziłam, że za pięć tygodni będę mieć pierwszy draft, a nie że będę dopiero zbierać informacje.
– Tak szczerze, to bardzo zależy mi na czasie. Wie pan, umowy wydawnicze i oczekiwania czytelników jednak dość mocno napinają harmonogram.
– Oczywiście, rozumiem. Nie będę jednak w stanie nic przyspieszyć. Przykro mi. – W jego głosie autentycznie rozbrzmiał zawód.
– Trudno. – Westchnęłam z rezygnacją. – Niemniej dziękuję bardzo za chęć współpracy – powiedziałam i wlepiłam wzrok w listę z klubami z zamiarem wybrania kolejnego, do którego zadzwonię.
– Niech pani zaczeka – rzucił mężczyzna, nim się rozłączyłam. Usłyszałam w głośniku jakiś trzask i szepty. – Dam pani namiar do właściciela The Pleasure. To nowo otwarty klub kilka przecznic od naszego. Pan Moss na pewno z przyjemnością pani pomoże.
– Z wielką chęcią – odparłam, ale trochę się skrzywiłam. Ten klub, owszem, rzucił mi się w oczy, ale nie zwracałam na niego zbytniej uwagi ze względu na to, że wydawał się zbyt elitarny. W takich miejscach ludzie raczej liczą na pełną anonimowość i dyskrecję.
Mężczyzna podyktował mi numer i dane właściciela: Augustus Moss. Nawet imienia ten facet nie miał zwykłego. Przeczuwałam raczej, że mi odmówi, wykpi się jakąś idiotyczną wymówką. Kto by miał czas na takie rozmowy, gdy prowadzi się prestiżowe miejsce przynoszące – byłam tego pewna – niesamowite zyski.
Zanim zadzwoniłam do pana Mossa, poszłam coś przekąsić. Lodówka świeciła jednak pustkami. Uderzyłam się dłonią w czoło. No przecież. Miałam po spotkaniu z wydawcą pojechać na zakupy, ale te rewelacje o erotyku wyprowadziły mnie z równowagi i zupełnie o tym zapomniałam. Takim oto zrządzeniem losu zmuszona byłam zamówić chińszczyznę, a dopiero po tym wybrałam numer właściciela The Pleasure.
– Moss. – Z głośnika wydobył się zachrypnięty męski głos.
– Dzień dobry, z tej strony Rachel Love. Dzwonię do pana w dość nietypowej sprawie, ale nie próbuję panu nic sprzedać. Jestem pisarką. Zechce mi pan poświęcić kilka minut?
Po drugiej stronie przez moment rozbrzmiewała cisza. Myślałam nawet, że facet się rozłączył, ale nie, połączenie trwało.
– Zaciekawiła mnie pani, proszę sekundę zaczekać – odparł po chwili, jakby musiał się namyślić. – Roxy, dzięki, wrócimy do tematu później – powiedział do kogoś, z kim najwyraźniej przed moim telefonem rozmawiał. Gdy tylko usłyszałam trzask drzwi, a przynajmniej tak mi się wydawało, że to były drzwi, Moss ponownie się odezwał: – Proszę kontynuować, pani Love.
Nie poprawiłam go, że nie jestem mężatką. Nie byłam jednak do końca pewna dlaczego.
– Pracuję nad powieścią erotyczną i chciałabym się jak najwięcej dowiedzieć o środowisku BDSM. Czy jest możliwość, abym zwiedziła pański klub i porozmawiała z kimś z klimatu?
Byłam z siebie naprawdę zadowolona, że wcześniej poznałam kilka „fachowych” słówek. Nie mogłam przecież wyjść na totalną ignorantkę.
– O czym dokładnie ma być ta powieść?
Odchrząknęłam. Jego pytanie zbiło mnie z pantałyku. Musiałam się zastanowić nad odpowiedzią.
– Ma to być erotyk, ale dopóki nie zbiorę odpowiedniej ilości rzetelnych informacji, nie mam zamiaru planować fabuły, więc na chwilę obecną więcej szczegółów panu nie podam.
– Rozumiem. Czy czytała już pani… Nie, zróbmy inaczej. Lepiej będzie porozmawiać twarzą w twarz. Czy ma pani jakieś plany na dzisiejszy wieczór?
Cholera, facet jest konkretny.
– Nie, wieczór mam wolny – odparłam, choć w sumie zaplanowałam sobie sprzątanie łazienki i przygotowanie jej do kafelkowania. Nie mogłam jednak przepuścić takiej okazji. Mógłby się rozmyślić, gdybym zaczęła szukać wymówek, żeby przełożyć spotkanie.
– Świetnie. Siódma pani pasuje?
Spojrzałam szybko na zegarek i przeanalizowałam, ile mam czasu.
– Najwcześniej dam radę dotrzeć do klubu gdzieś na ósmą. Mieszkam na Staten Island i dojazd trochę mi zajmie. Czy odpowiada to panu, czy jednak przekładamy spotkanie na inny dzień?
– Nie ma potrzeby, żeby jechała pani na Manhattan. Przyślę po panią kierowcę o siódmej.
Że co?!
– Nie, absolutnie – wyrzuciłam z siebie od razu. – Naprawdę doceniam gest, ale to mnie bardziej zależy na spotkaniu i to pan wyświadcza mi przysługę, nie odwrotnie, dlatego nie mogę pozwolić na nadwyrężanie pańskiej uprzejmości.
Moss chrząknął.
– W takim razie prześlę pani adres SMS-em. Proszę być o siódmej.
I się rozłączył!
Przecież nie dam rady dojechać do klubu na siódmą! To fizycznie niemożliwe! Musiałabym chyba wynająć helikopter! Cholera jasna, co za człowiek!
Sapnęłam, spoglądając na ekran telefonu.
Hilltop Terrace? Zmarszczyłam brwi, czytając wiadomość z namiarami. Przecież to na Staten Island. Może jakieś piętnaście minut drogi ode mnie. Wklepałam szybko adres w nawigację i westchnęłam z irytacją. Najwyraźniej zaprosił mnie do siebie do domu. Wytrzeszczyłam oczy z niedowierzania. O nie, nie, nie. Już napisałam jedną książkę, w której naiwna bohaterka poszła do mieszkania nowo poznanego faceta i nie skończyło się to dla niej dobrze. Nie. Absolutnie nie! Wiele mogę poświęcić, by zebrać informacje, ale nie zamierzam ryzykować własnym życiem! Może to psychopata?! I jeszcze prowadzi taki klub, bo zapewne sam ma jakieś zboczenia!
Otrzeźwiałam niemal natychmiast. Byłabym nieodpowiedzialna, gdybym do niego pojechała.
Trudno. Dziś sobie daruję, a jutro zacznę dzwonić do innych klubów. Może bardziej mi się poszczęści.DRUGI
Rachel
Wybiła siódma, kiedy mój telefon się rozdzwonił. Poznałam numer. Pan Moss. Zignorowałam go jednak i wyciszyłam urządzenie, bo systemowy dzwonek doprowadzał mnie do szału.
Dopiero później, kiedy kładłam się już spać, zauważyłam nieprzeczytanego SMS-a.
Augustus Moss: Mam szczerą nadzieję, że postanowiła Pani zrezygnować ze spotkania i Pani nieobecność nie oznacza, że leży Pani teraz gdzieś w rozwalonym samochodzie. Następnym razem proszę nie marnować mojego czasu, jeśli nie zamierza się Pani pojawić w umówionym miejscu.
Westchnęłam ciężko; poczułam ucisk w przełyku. Nie planowałam wystawiać Mossa do wiatru ani tym bardziej marnować jego czasu. Sama nienawidzę, gdy ktoś tak postępuje w stosunku do mnie. Ten facet był jednak podejrzany. Kto normalny zaprasza obcych do domu? Szczególnie mężczyzna kobietę. Przecież wiadomo, że musiałabym nie mieć instynktu samozachowawczego, by przystać na taką propozycję…
Tamtej nocy nie spałam zbyt dobrze. Na zewnątrz dość mocno wiało, a nieszczelne okna wydawały dziwne odgłosy – coś pomiędzy jęczeniem a świszczeniem. Niestety rozbujała wyobraźnia, zamiast formułować ewentualną fabułę erotyku, podsuwała mi sceny idealne na horror lub mroczny thriller.
Rankiem – i to dopiero po wypiciu dwóch kaw – oprzytomniałam na tyle, by móc ruszyć z dalszymi poszukiwaniami.
Kilka godzin później rzuciłam z frustracji telefonem. Kolejna rozmowa zakończyła się fiaskiem. Przez cały poranek próbowałam się z kimś umówić. Gdy tylko mówiłam, czego potrzebuję, rozmówcy wykręcali się na wszelkie możliwe sposoby. A to nie mieli czasu, a to klienci raczej nie zechcieliby współpracować… Byłam zła i zawiedziona. Wczorajszego dnia wyglądało to inaczej.
Żeby odreagować niepowodzenie, sprzątnęłam łazienkę i przygotowałam ją do kafelkowania. Na koniec doprowadziłam się do porządku i pojechałam do domu rodzinnego na obiad.
Już w progu mama wycałowała mnie tak, jakbyśmy się nie widziały od miesięcy, a nie zaledwie od kilku dni. Tata zaś był lekko obrażony, że nie zadzwoniłam z prośbą o pomoc przy remoncie.
– Tatku… – zaczęłam milutkim głosem, gdy skończyliśmy deser. – Wiesz, że takie prace mnie odprężają i jakoś sobie radzę. Jeśli tylko nie będę umiała czegoś zrobić, będziesz pierwszą osobą, którą poproszę o pomoc – przekonywałam. – Powinieneś się cieszyć, że tak wiele się od ciebie nauczyłam – dodałam trochę ciszej, bo ojciec wcale nie kipiał zadowoleniem z tego, że jestem niemal samowystarczalna.
Zawsze uważał, że życie w pojedynkę nie jest dobre i że powinnam kogoś mieć. A im bardziej niezależna się stawałam, tym bardziej spadały szanse na związek. Niestety mężczyźni raczej nie lubią, gdy kobieta radzi sobie ze wszystkim sama i nie oczekuje od nikogo pomocy. Nie rozumiałam tego, ale cóż… Nie potrzebowałam faceta do szczęścia.
– Powinnaś zacząć się z kimś spotykać – odezwał się tata poważnym tonem, posyłając mi karcące spojrzenie, gdy przewróciłam oczami. – W przyszłym roku kończysz trzydzieści lat – przypomniał, jakbym o tym nie pamiętała.
– Wiem, ile mam lat. Jeżeli znajdę odpowiedniego mężczyznę, to się z nim zwiążę – powiedziałam spokojnie, choć miałam już dość rozmów na ten temat.
Ojciec ponownie otworzył usta, najpewniej po to, żeby kolejny raz próbować wbić mi do głowy swoje wymagania odnośnie do mojego życia. Zacisnął jednak wargi, gdy tylko mama położyła mu dłoń na ramieniu.
– Richard, proszę. Nie kłóćmy się, dobrze? Rachel jest dorosłą kobietą i wie, czego chce od życia. Nie możemy jej go układać.
Posłałam jej pełne wdzięczności spojrzenie. Zarejestrowałam jeszcze, że ojciec wymamrotał coś pod nosem, zanim uśmiechnął się do mnie przepraszająco.
– Chcę dla ciebie dobrze, córeczko.
– Wiem, tatku. – Posłałam mu ciepły uśmiech. – Dziękuję, że się o mnie troszczysz, ja to naprawdę doceniam.
– Na pewno nie potrzebujesz żadnej pomocy przy remoncie?
– Na tę chwilę nie – odparłam szybko i uznałam, że najwyższy czas na zmianę tematu. – Nie uwierzycie, co wymyślił mój wydawca. Mam napisać erotyk – wyznałam bez cienia skrępowania. Rodzice nigdy nie mieli problemu, żeby rozmawiać ze mną i z Jodie na temat seksu.
– Ha! Wygrałam! – krzyknęła Jodie, wyciągając dłoń w stronę niezadowolonej matki. – Poproszę moje pięć dyszek.
– Już, już – mruknęła mama, wychodząc do kuchni.
Spojrzałam na siostrę spod przymrużonych powiek.
– O co dokładnie się założyłyście?
– W zeszłe urodziny założyłyśmy się, że przed trzydziestką napiszesz coś bardziej komercyjnego niż te twoje niszowe kryminały – odparła nonszalancko, odbierając od mamy pieniądze. – Dziękuję bardzo! – Złożyła banknoty i wsunęła je w stanik.
Prychnęłam głośno i pokręciłam głową.
– Może dzięki temu szybciej spłacisz kredyt – rzuciła mama, uśmiechając się nieznacznie.
– Nadpłacam raty już teraz, więc moje niszowe książki… – Uniosłam brew, patrząc na siostrę. – …i tak bardzo dobrze się sprzedają.
Jodie przewróciła oczami, na co mama skarciła ją spojrzeniem.
– Błagam, te książki są nudne jak flaki z olejem, Ray! Erotyk to jest to! Zobaczysz, że zrobisz tym furorę i podpiszesz umowę na ekranizację.
Zaśmiałam się, ale po chwili zrzedła mi mina. Ukryłam twarz w dłoniach. O ile w ogóle cokolwiek napiszę.
– Na razie nie idzie mi z researchem. Wczoraj znalazłam w teorii dwie chętne osoby do współpracy, ale jedna będzie mogła mi pomóc dopiero gdzieś za ponad miesiąc, a druga… Nieważne. – Machnęłam ręką. – Dziś zaś usłyszałam same odmowy z dziwnymi wykrętami. – Jęknęłam żałośnie.
– Oho… – Jodie zabębniła palcami o blat stołu. – Proszę wrócić do tej drugiej chętnej do współpracy. Co zrobiłaś?
Nie zaskoczyło mnie, że od razu założyła moją winę. Moja siostra już tak miała.
– Zaprosił mnie na rozmowę do swojego domu. Nie skorzystałam z propozycji. Nie jestem idiotką.
– Bardzo dobrze, że nigdzie nie pojechałaś. – Ojciec spojrzał na mnie z aprobatą. – Jest pełno wariatów na świecie.
– Och, daj spokój, tato – warknęła Jodie, nawet na niego nie patrząc, bo to mnie świdrowała spojrzeniem. – Mogę się założyć o kolejne pięć dyszek, że Ray nawet mu nie odmówiła, tylko przestała się odzywać. Mam rację?
– Nie będę utrzymywać kontaktu z prawdopodobnym zboczeńcem. Trzeba natychmiast ucinać podejrzane znajomości.
Pokręciła głową.
– Czytasz zdecydowanie za dużo kryminałów.
– Dziewczynki, proszę – mruknęła mama, gdy poczerwieniałam ze złości i otworzyłam usta, żeby nawrzeszczeć na siostrę, że jest nienormalna.
– To co teraz planujesz zrobić? – zapytał tata, jakby doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli się nie wtrąci, to Jodie dalej będzie mnie maltretować.
– Jeszcze nie wiem, ale prawdopodobnie skontaktuję się z tym pierwszym facetem i powiem mu, że poczekam te pięć tygodni. W tym czasie pomyślę nad ciekawą fabułą i na spokojnie będę remontować dom. – Upiłam łyk mrożonej herbaty.
– A może… – zaczęła Jodie, ale zamilkła i westchnęła. – Może napisz do tego drugiego kolesia, że się z nim spotkasz, ale w miejscu publicznym? Pójdę z tobą.
Potarłam palcami skronie, analizując, czy to dobry pomysł. Pojawiły się argumenty za, ale też jeden przeciw. Z jednej strony ten cały Moss mógłby pomyśleć, że jestem jakaś niezrównoważona. Z drugiej jednak strony potraktowałam go chamsko. Nie miałam przecież pewności, że chce mi zrobić krzywdę…
– Może to faktycznie nie najgorszy pomysł – wymamrotałam pod nosem i wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni.
– Widzisz, tato – zwróciła się do niego Jodie – wcale nie jestem aż taka głupia.
– Chryste… – bąknęła mama.
– Nie powiedziałem, że jesteś głupia – bronił się ojciec. – Tylko że jesteś nierozważna. Wyjazd na Hawaje z facetem, którego poznałaś trzy miesiące temu, to nie jest zbyt mądry pomysł. Prawda, Ray?
– Nierozważne zachowanie, ale dobry pomysł na fabułę jakiegoś romansu, ewentualnie kryminału, gdzie rodzina dziewczyny jest zaniepokojona jej zniknięciem, a jej kochaś zostaje odnaleziony martwy w rowie… Tak zaczyna się poszukiwanie dziewczyny, tylko pytanie, czy ją znajdą, a jeśli tak, to czy wciąż żywą – szepnęłam do siebie, ale chyba wszyscy to usłyszeli, sądząc po ich uniesionych brwiach.
– Och, błagam! – Jodie uderzyła się dłonią w czoło tak mocno, że aż poszło echo i się skrzywiła. – Weź się lepiej za ten erotyk, a nie myśl o nowym kryminale. Napisz do tego kolesia, raz-raz!
– Może Ray ma rację? – odezwał się ojciec. – Może ten facet to psychol?
– Wezmę paralizator – odparła Jodie, poganiając mnie dłonią. – Albo mój kochany kij. Obojętne. Pisz.
Mruknęłam coś pod nosem, ale finalnie wystukałam wiadomość.
Rachel: Dzień dobry, Panie Moss. Bardzo Pana przepraszam za wczoraj, ale szczerze powiedziawszy, nieco się przeraziłam, gdy zaprosił mnie Pan do (tak podejrzewam) swojego domu. Czy dałby mi Pan jeszcze jedną szansę i spotkał się ze mną w miejscu publicznym? Pozdrawiam serdecznie, Rachel Love.
Nie odpisał. Nawet dwie godziny później, gdy wychodziłam z domu rodziców, nie dostałam od niego wiadomości. Prawdę powiedziawszy, byłam zawiedziona, że nie dał mi nawet negatywnej odpowiedzi. Potem jednak skarciłam się za takie myśli – przecież potraktowałam go dokładnie tak samo.
Wracając do domu, podjechałam jeszcze do Walmartu w Bayonne. Oczywiście musiałam odstać swoje w kolejce, bo w sklepie był spory tłok. Nie pomyślałam też, by zabrać z auta reklamówki, więc wracałam na parking z ciężką papierową torbą, trzymając ją tak, że praktycznie nic przed sobą nie widziałam. Byłam tuż przy samochodzie, kiedy usłyszałam systemowy dzwonek. Miałam nadzieję, że to Moss, dlatego uniosłam nogę, by podtrzymać zakupy udem, i wygrzebałam z kieszeni telefon. Odebrałam szybko i właśnie to mnie zgubiło. Nie zdążyłam się odezwać, a komórka wyślizgnęła mi się z ręki. Próba jej złapania skończyła się upuszczeniem zakupów i zderzeniem się mojego tyłka z asfaltem.
– Cholera jasna!
Jabłka poturlały się każde w inną stronę, jaja się rozbiły, a mleko – rozlało. Ocalało chyba tylko kilka produktów… Szlag by to… Telefon! Odszukałam go pospiesznie wzrokiem i sięgnęłam po niego. Szybka strzaskana, ale wciąż był sprawny, a połączenie nie zostało zerwane.
– Pani Love?! – usłyszałam niski głos Mossa. – Halo?!
– Tak, już… Przepraszam, drobny wypadek – wymamrotałam, przykładając urządzenie do ucha.
– Co się stało?
Miałam wrażenie, że się zmartwił, co było irracjonalne, skoro mnie nie znał i najprawdopodobniej był na mnie zły.
– Nic takiego. Po prostu bywam niezdarna. Cieszę się, że jednak pan zadzwonił.
– Nie brzmiało jak nic takiego. Gdzie pani jest? – Olał moje ostatnie zdanie, zupełnie jakbym go nie wypowiedziała.
Westchnęłam ciężko, bo jakoś nie miałam ochoty tłumaczyć się obcemu facetowi z tego, gdzie jestem i co robię. Mimo wszystko wolałam odpowiedzieć na pytanie, bo uznałam, że powinnam być bardziej otwarta, żeby pokazać się z nieco lepszej strony.
– W Bayonne przy Walmarcie. Czemu pan pyta?
– Proszę się stamtąd nie ruszać – rzucił i się rozłączył.
Co? Znów to samo? Rozkazujący ton i tyle?
Zerwałam się na równe nogi, zgrzytając zębami z nerwów. Jak można rzucać rozkazami do obcych ludzi przez telefon? Jego bezczelność i arogancja były wręcz nie do opisania!
Przeklinając pod nosem, pozbierałam nadające się do czegokolwiek produkty i wsadziłam wszystko do bagażnika. Resztę zaś wyrzuciłam do kosza nieopodal, po czym usiadłam za kierownicą. Gdy sięgałam kluczykiem do stacyjki, dostrzegłam krew na dłoni.
– Cholera. – Przyjrzałam się niewielkiemu skaleczeniu. Nawet nie poczułam, że się zraniłam.
Niespodziewane pukanie w szybę od strony kierowcy spowodowało, że ze strachu podskoczyłam i przytknęłam dłoń do piersi. Odwróciłam się w stronę intruza z galopującym sercem. Chciałam krzyknąć, że nie mam drobnych, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam.
Po drugiej stronie okna stał ciemnoskóry mężczyzna po pięćdziesiątce – mocno przypominający młodego Morgana Freemana. Miał na sobie dobrze skrojony trzyczęściowy garnitur – nie znałam się na markach, ale zdecydowanie nie pochodził z sieciówki ani nawet ze średniej półki. Był czarny z równie czarnymi obszyciami. Spod marynarki wystawały grafitowa kamizelka i śnieżnobiała koszula z czarnym lśniącym krawatem. Tak, to zdecydowanie był drogi garnitur.
Opuściłam szybę do połowy – zasada ograniczonego zaufania do obcych była silniejsza niż dobre maniery.
– Coś nie tak?
– Pani Love? – odezwał się uprzejmym tonem.
– Tak – odpowiedziałam niepewnie. – Nie do końca rozumiem… – Przechyliłam głowę i zmarszczyłam brwi.
Nie miałam pojęcia, co się właśnie dzieje. Nie byłam na tyle znana i rozpoznawalna jako autorka, by ktoś na ulicy prosił mnie o autograf.
– Pan Moss prosił, żebym sprawdził, czy nic się pani nie stało. Akurat byłem w okolicy, gdyż mieszkam niedaleko. – Obrzucił mnie szybkim spojrzeniem, na dłużej zatrzymując się na mojej zakrwawionej dłoni. – Zauważyłem roztrzaskaną butelkę z mlekiem za pani autem i stwierdziłem, że to pewnie pani. Mam rację?
Kiwnęłam jedynie głową i schowałam zranioną dłoń między fotele. Pan Moss się o mnie martwi i wysłał, jak mniemam, swojego kierowcę, by sprawdził, czy wszystko ze mną w porządku…? Chyba jeszcze nigdy nic mnie tak nie zaskoczyło. W głowie mi się to nie mieściło, a przecież wyobraźni mi nie brakuje.
– Pani Love? Wszystko dobrze? Czy potrzebuje pani pomocy?
– Dziękuję za troskę, ale wszystko jest w porządku.
Uśmiechnął się nieznacznie i skinął głową.
– Cieszę się. W takim razie zostawię panią samą. Pan Moss się do pani odezwie w sprawie spotkania w ciągu następnych dwóch dni. Do zobaczenia. – Nie czekając na moją odpowiedź, odwrócił się i ruszył w stronę pojazdu zaparkowanego obok. Dopiero teraz go zauważyłam. Czarna blacha błyszczała, jakby samochód dopiero co wyjechał z myjni. I – o ile mnie pamięć nie myliła i dobrze rozpoznałam znaczek na masce – był to aston martin.
– Do widzenia – wymamrotałam, mimo że mężczyzna nie mógł mnie już usłyszeć.
Przez moment siedziałam w bezruchu. Dopiero gdy szok minął, mogłam wrócić do domu.
Jeszcze kilka takich szalonych dni, a będę mieć ciekawą historię do opowiedzenia w formie autobiografii.PIĄTY
Rachel
Najpierw byłam niesamowicie wkurzona, ale złość w okamgnieniu zmieniła się w radość. Chyba brakowało mi spędzania czasu z przyjaciółmi w luźnej atmosferze. Trudno, remont się przeciągnie, ale nie ucieknie, prawda? Dobrze, że poprzedni właściciele zostawili sporo sprzętu – dzięki temu nie musiałam prosić ojca o przywiezienie mi grilla – bo moi przyjaciele wpadli z niezapowiedzianą wizytą, jak to oni określili, na parapetówkę niespodziankę i przywieźli ze sobą tonę jedzenia, które trzeba jakoś przyrządzić.
Dodatkowym gościem była Jodie – została u mnie na noc, bo uznała, że nie chce od świtu wysłuchiwać kazania rodziców. Nie ominęła jej jednak moja reprymenda dotycząca jej zachowania w stosunku do pana Mossa. Oczywiście nic sobie nie zrobiła z tych słów, jedynie lekceważąco wzruszyła ramionami.
Kiedyś ją po prostu uduszę.
– Pomóc ci w czymś? – zapytał Jeremiah.
Jego mocny, szkocki akcent powodował, że poznałabym go zawsze i wszędzie, o każdej porze dnia i nocy. Sam głos miał jednak zwyczajny, czasami nawet trochę piskliwy. Dziwne połączenie.
– Nie, już kończę. Zaraz przyjdę – rzuciłam, wyciągając z szafki szklanki. Nawet na niego nie spojrzałam, zrobiłam to dopiero po chwili, gdy nie usłyszałam jego kroków wskazujących na to, że wrócił do reszty.
Zmarszczyłam lekko brwi, gdy dostrzegłam, że uważnie mi się przygląda.
– Naprawdę nie jestem aż tak niezdarna. Nie potłukę zastawy i będziemy mieć na czym jeść – wytłumaczyłam z uśmiechem i wróciłam do poprzedniego zajęcia.
– Nie sugeruję, że jesteś niezdarą. Po prostu lubię na ciebie patrzeć, Ray.
Zaśmiałam się głośno.
– Proszę tylko, żebyś nie wzorował na mnie kolejnej swojej bohaterki, seryjnej zabójczyni.
Jeremiah nic nie odpowiedział, przez co poczułam nieznaczny niepokój i na niego spojrzałam. Wyglądał na zakłopotanego – lekko się zarumienił i uciekł spojrzeniem w bok. Czasami nie potrafiłam zrozumieć jego toku myślenia i zachowania. Może to przez różnice kulturowe?
Wzięłam do rąk talerze, ale nie udało mi się zgarnąć za jednym zamachem wszystkich, dlatego poprosiłam go z uśmiechem:
– Weź to, co zostało. – Wskazałam ruchem głowy na blat, gdy Jeremiah nadal stał i tylko się przyglądał.
Uśmiechnął się i ruszył w moją stronę. Sądziłam, że weźmie naczynia, ale nie. Zatrzymał się tuż przede mną i spojrzał mi w oczy.
– Ray… Nie chciałabyś może zjeść…
– Augustus przyjechał! – pisnęła Jodie, wpadając z tarasu do kuchni. Pobiegła w stronę drzwi wejściowych.
– Augustus? – mruknął Jeremiah, ale nie zwracałam już na niego uwagi. Wcisnęłam mu talerze i pognałam za Jodie.
Zabiję ją.
– Jodie! Coś ty zrobiła?! – wydarłam się, gdy tylko przekroczyłam próg wejścia.
Wiedziałam przecież, że Moss po pierwsze nie znał mojego adresu, a po drugie nie miał powodu, by wpadać bez zapowiedzi.
Zatrzymałam się, napotkawszy pełne konsternacji spojrzenie jasnych oczu. Moss stał na schodach prowadzących do domu i patrzył na mnie z dezorientacją. Miał na sobie zwykły T-shirt i poprzecierane dżinsy – przeciętny strój. Przesunął powoli spojrzeniem po moim ciele – od głowy aż po stopy – a na koniec popatrzył karcąco na Jodie.
– O co tu chodzi, Jodie? – Zmarszczył brwi. – Mówiłaś coś o dachu.
– Jodie? – Spojrzałam ostro na siostrę, oczekując wyjaśnień.
Przegięła. Totalnie przeciągała strunę. Na dodatek tylko się słodko uśmiechnęła.
– Im więcej osób na parapetówce, tym lepsza zabawa – wytłumaczyła i spojrzała na Mossa. – A ty byś nie przyjął normalnego zaproszenia, więc musiałam się wykazać kreatywnością. – Wzruszyła ramionami, posyłając mu fałszywie niewinny uśmieszek.
Moss przymknął na moment powieki i chrząknął, kręcąc głową. Miałam ochotę popełnić brutalne morderstwo na siostrze, ale jakoś udało mi się opanować.
– W ramach przeprosin za ponowne… – Zerknęłam na nią z mordem w oczach. – …skandaliczne zachowanie mojej siostry zapraszam pana na grilla. Oczywiście jeżeli ma pan czas i ochotę.
Przeniósł spojrzenie z Jodie na mnie i uśmiechnął się serdecznie.
– Nie chciałbym się wpraszać. Przyjechałem, bo Jodie dała mi znać, że potrzebuje pani pomocy przy naprawie dachu.
Wytrzeszczyłam oczy i parsknęłam śmiechem.
– Dach jako jedyny nie potrzebuje naprawy w tym domu. Poza tym dziś jest dzień niezapowiedzianych odwiedzin, tak że zapraszam. – Machnęłam dłonią w stronę wejścia.
– Tak właśnie sobie pomyślałem, parkując pod…
Zamilkł, gdy rozbrzmiał za mną głos Jeremiaha:
– Ray? Potrzebujesz pomocy?
Jodie przewróciła oczami.
– Nie – odparłam. – Już idziemy.
Ruszyłam do środka, ale odwróciłam się, żeby sprawdzić, czy pan Moss za mną idzie, i przez to niemal weszłam na Jeremiaha.
– O Jezu, przepraszam – powiedziałam szybko, przytrzymując się jego ramienia, by nie wyrżnąć na środku korytarza. To by było wręcz idealnym zwieńczeniem krępującej mnie sytuacji.
– Nie szkodzi, skarbie – odparł głośno, nie patrząc na mnie, tylko za moje plecy.
– Chodź, Augustusie, przedstawię cię reszcie – rzuciła Jodie i minęła nas, ciągnąc Mossa za dłoń w głąb domu.
Westchnęłam i popatrzyłam na Jeremiaha.
– Pamiętaj, że Anglicy różnią się od Amerykanów. Tutaj takie słodkie słówka mogą być inaczej odebrane i skończy się na użyciu gazu pieprzowego, szczególnie gdy zwrócisz się tak do obcej kobiety.
Zmarszczył brwi, wyglądając na autentycznie zaskoczonego.
– Nie zwracam się tak do każdego, tylko do ciebie, Ray.
– To dobrze – powiedziałam z uśmiechem. – Ja cię gazem nie poczęstuję. A teraz chodźmy, bo wolę mieć oko na to, co robi moja mało inteligentna siostra – mruknęłam i ruszyłam szybkim krokiem za Jodie.
Gdy tylko wyszłam na taras, odszukałam ją spojrzeniem. Stała przy Alice i Lily, przedstawiając im Mossa. Po dziewczynach widziałam, że zrobił na nich wrażenie – patrzyły na niego jak sroki w gnat. Ani trochę im się nie dziwiłam. Był przystojny, a w tej koszulce i dżinsach…
– Kto to jest? – Jeremiah stanął obok. – Jodie zaczęła się z kimś spotykać?
– Mój… informator. Ma wiedzę, której potrzebuję do nowej powieści. A Jodie to zawsze z kimś się spotyka. – Machnęłam lekceważąco ręką, a po sekundzie coś wpadło mi do głowy. – Chciałbyś się umówić z Jodie? – zapytałam konspiracyjnym szeptem. – Wiesz, kocham ją, bo to w końcu moja siostra, ale ona jest szalona i nie wiem, czy na dłuższą metę byś z nią wytrzymał.
– Nie, Ray – odparł z wyraźnym zawodem. – Nie interesuje mnie Jodie.
Zmrużyłam powieki, bo już kompletnie nic nie rozumiałam.
– To czemu zapytałeś, czy z kimś się umawia?
– Miałem na myśli tego twojego informatora, Ray… – Potarł dłonią policzek z kilkudniowym zarostem. – Słuchaj… Pójdziesz ze mną na kolację? – Popatrzył na mnie z nadzieją, uśmiechając się niepewnie.
– Jasne – odpowiedziałam natychmiast. – Możemy wybrać się całą ekipą, bo dawno nie wychodziliśmy razem na miasto – dodałam trochę głośniej, ponieważ już ruszyłam w stronę Mossa i zgromadzonych wokół niego przyjaciół. Nie chciałam, żeby go zamęczali jakimiś durnymi pytaniami, szczególnie że nie miałam pojęcia, co powiedziała im Jodie.
Moss uśmiechnął się do mnie, kiedy stanęłam obok, po czym spojrzał z powrotem na Alice. Opowiadała akurat o swoim ostatnim wyjeździe do Europy – zwiedziła z narzeczonym kilka państw.
– Zazdroszczę. Też bym z chęcią pozwiedzał, ale na razie brak mi czasu – odparł.
– Ja mam za to czas, ale pieniędzy brak – wtrąciła Jodie, a ja miałam ochotę nią potrząsnąć. Wciąż byłam na nią wściekła i doprowadzało mnie do furii każde wypowiedziane przez nią słowo.
– Przepraszamy na moment – mruknęłam i zanim ktokolwiek jakkolwiek zareagował, pociągnęłam siostrę za łokieć do domu.
Musiałam przemówić jej do rozsądku; naprawdę posuwała się za daleko. Jeszcze bym zrozumiała, gdyby nie było wśród nas Mossa, bo reszta znała ją na tyle, by wiedzieć, że ona najpierw mówi, a po tym nadal nie myśli. Moss natomiast jej nie znał, a ona zdolna byłaby zaraz sobie zażartować, żeby jej zasponsorował wyjazd.
– O co ci chodzi, co? – warknęła z irytacją, wyrywając się z objęcia, gdy przekroczyłyśmy próg kuchni. Popatrzyła na mnie z oburzeniem i skrzyżowała ramiona na piersi.
– O twoje zachowanie! Skłamałaś, żeby zwabić tu Mossa! Jeśli chcesz się z nim umówić, po prostu to zrób, ale nie wykorzystuj do tego mnie! Poza tym zacznij myśleć, zanim otworzysz jadaczkę! – wyrzuciłam z siebie na jednym wdechu, po czym ze świstem wciągnęłam powietrze.
Jodie zamrugała kilkakrotnie, zaciskając coraz mocniej wargi – tak mocno, że aż zbielały. Oparła dłonie o biodra i roześmiała się kpiąco, potrząsając głową.
– Ty jesteś jakaś nienormalna, Rachel! – wrzasnęła. Użyła mojego pełnego imienia, więc już wiedziałam, że nasza kłótnia skończy się fochem miesiąca. – Ja się z nim nie chcę umówić! Ja chcę, żebyś ty się z nim umówiła, do cholery! Potrzebujesz faceta, żeby cię przetkał, bo zrobiła się z ciebie taka maruda jak babcia przed śmiercią, a przypominam, że miała demencję i raka mózgu, kretynko! – Zamilkła, dysząc ciężko.
– Co ty możesz wiedzieć o babci, skoro kiedy zmarła, to jeszcze nie było cię na świecie, idiotko?! I nie baw się w pieprzoną swatkę! Nie szukaj mi faceta! Ile razy mam ci powtarzać, że żadnego nie potrzebuję?!
– Bo co mi zrobisz? – warknęła, zaciskając palce na cedzaku z makaronem.
– Bo odwiozę twoje dupsko do rodziców i powiem im, żeby odcięli cię od pieniędzy. Może zajmiesz się wtedy czymś pożytecznym!
Roześmiała się jak wariatka i chwyciła mocno cedzak.
– Nawet się nie waż! – ostrzegłam.
– Nie boję się ciebie, siostrzyczko! – Zamachnęła się. Sekundę później na mojej głowie i bluzce wylądował makaron. Wpadł mi nawet między piersi.
Sapnęłam i jako tako się otrzepałam, po czym sięgnęłam po leżącą na blacie bitą śmietanę w sprayu. Skoro chciała wojny, to ją dostanie. Większość naszych kłótni w domu rodzinnym kończyła się zdemolowaną kuchnią.
– I tak we mnie nie trafisz! – Puściła się biegiem w stronę tarasu.
Wycisnęłam sporo bitej śmietany na dłoń i wycelowałam w siostrę, zanim zniknęłaby za drzwiami. Rzuciłam kulką i z zadowoleniem podziwiałam idealną trajektorię lotu.
Powinna wylądować prosto na jej głowie.
Tyle że Jodie w ostatniej chwili zrobiła unik, jakby doskonale wiedziała, że zaraz dostanie w łeb. Ze ściśniętym gardłem i walącym w piersi sercem patrzyłam, jak bita śmietana rozpryskuje się tuż nad kołnierzem koszulki Mossa. Jodie czmychnęła pod jego ramieniem, jakby jej tu wcale nie było.
– O. Mój. Boże. O. Mój. Boże… – wyszeptałam zduszonym głosem; panika narastała we mnie w zastraszającym tempie. Zabrałam czystą ściereczkę ze stołu i podbiegłam do Mossa, żeby natychmiast zetrzeć z niego śmietanę. – Tak bardzo przepraszam, naprawdę przepraszam, ja nie chciałam, to miało trafić Jodie… – Niemal piszczałam, biorąc szybkie, płytkie oddechy. Naprawdę, jakbym miała się zaraz rozpłakać. Nie poznawałam samej siebie.
– Hej, hej. – Unieruchomił mi nadgarstki na wysokości swojego umięśnionego torsu. – Spokojnie, Rachel. Oddychaj. Wdech, wydech – instruował mnie cichym, acz stanowczym głosem, nie spuszczając uważnego wzroku z moich, najpewniej przerażonych, oczu.
– Wdech, wydech – powtórzyłam za nim i automatycznie nabrałam głęboko powietrza, nieznacznie się uspokajając.
– Właśnie tak – pochwalił. – Świetnie ci idzie.
Nie wiedziałam, co się ze mną stało, ale gdy usłyszałam jego pochwałę, po kręgosłupie przebiegły mi dreszcze. Skumulowały się tam, gdzie nie powinny. Jednocześnie ze zdumieniem stwierdziłam, że się uspokoiłam. Nie byłam już rozedrgana jak osika.
– Grzeczna dziewczynka – szepnął, nachylając się nieznacznie w moją stronę. W jego oczach dostrzegłam błysk; przeraził mnie. Przeraził i zaciekawił, ale to pierwsze uczucie było znacznie silniejsze.
Wykonałam krok w tył, a zaraz potem kolejny. Na moment przymknęłam powieki, marząc o tym, żeby po ich otwarciu cała ta sytuacja okazała się snem lub wytworem wyobraźni.
– Przepraszam. – Moss odezwał się jako pierwszy. Brzmiał szczerze. – Nie powinienem był używać takich słów. Czasem jest to silniejsze ode mnie. – Chrząknął. – To się już więcej nie powtórzy, panno Love.
Pokiwałam głową, zaciskając usta w wąską linię. Bałam się teraz odezwać, bo nie ufałam własnemu głosowi.
– Właściwie przyszedłem się pożegnać – dodał, ruszając w stronę wyjścia z kuchni, ale obszedł wyspę, tak żeby nie przechodzić obok mnie. – Dostałem telefon i muszę pilnie pojechać na Manhattan. Dziękuję za gościnę. – Uśmiechnął się, na dłużej zatrzymując spojrzenie na mojej brodzie. Od razu przesunęłam po niej dłonią, myśląc, że może został na niej makaron, ale nie. Byłam czysta. – Mam nadzieję, że moje zachowanie pani nie zniechęci. Nie chciałbym, żeby zaprzepaściła pani możliwość dowiedzenia się czegoś wartościowego. – Uśmiechnął się raz jeszcze.
Odkaszlnęłam i przybrałam pogodny wyraz twarzy.
– Nie zniechęcił mnie pan. Raczej jestem zdziwiona, że po tym wszystkim… – Machnęłam dłonią, wskazując na kuchnię. – …nadal chce pan mi pomóc. Dziękuję.
Wzruszył ramionami.
– Jodie przypomina mi moją siostrę, więc bardziej mnie śmieszy jej zachowanie, niż irytuje – zapewnił uspokajająco. – Następnym razem, gdy do mnie napisze w podejrzanej sprawie dotyczącej pani, skontaktuję się najpierw z panią, żeby to potwierdzić.
– Zdecydowanie tak będzie najlepiej. Jeszcze raz dziękuję i kolejny raz przepraszam. – Ostatnie zdanie wyszeptałam, ale chyba usłyszał.
Uśmiechnął się, po czym odwrócił na pięcie i wyszedł. Ja zaś zgarnęłam tyle śmietany, ile tylko byłam w stanie zmieścić w dłoni, po czym udałam się na poszukiwania siostry.
– Jodie! Jesteś tak martwa, że nawet cholerny Frankenstein cię nie wskrzesi! – krzyknęłam, dostrzegłszy ją na tarasie.
Jeśli zamkną mnie za morderstwo, to chociaż sprzedaż moich kryminałów podskoczy.