- W empik go
Bądź przy mnie zawsze - ebook
Bądź przy mnie zawsze - ebook
Pełna wzruszeń historia o miłości, wyborach i o tym, że czasem, żeby mówić o sobie „my” nie wystarczy tylko się kochać.
Laura, świeżo upieczona absolwentka psychologii, poznaje chłopaka ze wsi. Alek prowadzi odziedziczone po rodzicach gospodarstwo rolne. Choć pochodzą z dwóch różnych światów, wzajemna sympatia bardzo szybko przeradza się w głębsze uczucie. Ona, zdolna i ambitna, ma przed sobą wyjazd na zagraniczny doktorat. On, prostolinijny i wielkoduszny, nie zamierza zostawić spuścizny po nieżyjących rodzicach. Czy łączące ich uczucie będzie w stanie przetrwać rozłąkę?
Róża, urocza starsza pani, po latach emigracji powraca do ojczyzny. Z braku innej możliwości zatrzymuje się w domu u nieznajomej rodziny. Chociaż Róża nie znajduje porozumienia z właścicielką, jej wielką sympatię zyskuje nastoletni syn kobiety. Rodząca się między nimi nić porozumienia sprawia, że staruszka postanawia pierwszy raz w życiu opowiedzieć komuś swoją historię. Jest to opowieść o stracie, bólu i cierpieniu, ale także o ponadczasowej miłości przezwyciężającej nawet śmierć.
Jak splotą się te dwie historie? Czy to, co zdarzyło się kiedyś, może w jakikolwiek sposób wpłynąć na gnającą do przodu przyszłość?
„Dwie pary, które dzieli kilka pokoleń. Dwie miłości, z których nie sposób się wyleczyć. Piękna opowieść o tym, jak przeszłość miesza się z teraźniejszością i jak wielkie znaczenie ma w naszym życiu wybaczanie. Bo, żeby naprawdę kochać, trzeba się zrozumieć. Historia, która wzrusza i nie pozwala o sobie zapomnieć.” AGNIESZKA KRAWCZYK
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7976-778-6 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Konrad, pomóż pani, nie stój tak! – Kobieta przewiązana fartuchem szturchnęła chudego nastoletniego chłopca. – Pani Róża, tak?
– Tak. To ja. Róża Darska. Dziękuję bardzo. – Róża próbowała wygramolić się z auta, ale w jej wieku nie było to już takie łatwe. Dopiero pomocna dłoń chłopaka pozwoliła jej stanąć na nogi.
Jej staromodne pantofle nieznacznie zapadły się w piasku.
– Bardzo miło nam panią gościć, naprawdę! Bardzo miło! – Alberta rzuciła się do niej i starsza pani dostrzegła na jej policzku bieluchną smugę mąki. – Wyglądaliśmy pani od samego rana. Prawda, Konradzie?
Chłopiec od niechcenia wzruszył ramionami i zaczął siłować się z ogromną walizką, którą podał mu właśnie taksówkarz.
Róża uśmiechnęła się na ten widok.
– Ile płacę? – zwróciła się jeszcze do taksówkarza.
– Pięćdziesiąt wystarczy.
– W takim razie pięćdziesiąt – powtórzyła kwotę, a potem sięgnęła do portfela i podała mu gotówkę.
– Do widzenia. – Skinął służbowo w jej stronę.
– Do widzenia, do widzenia! – Uprzedzając Różę, machnęła do niego przewiązana fartuchem kobieta, a potem ujęła gościa pod ramię i pociągnęła w stronę domu. – Konrad, nie stój tak! – krzyknęła jeszcze tylko na chłopca, zanim znalazły się w pachnącym obiadem korytarzu.
Dom Alberty nie należał do najpiękniejszych i najnowszych, był brzydki i zaniedbany. Z sufitu w korytarzu patrzyła na kobiety zielonkawa pleśń, a pod drzwiami leżały sfatygowane dywaniki, które właścicielka już dawno powinna była wymienić.
– Gotuje pani? – zwróciła się do niej Róża, nie chcąc urazić gospodyni żadnym zbędnym komentarzem.
– Rosół. Z kury hodowanej własnoręcznie, można powiedzieć. I swojskie kluseczki.
– Zapowiada się apetycznie.
– Och, mój rosół to w całej okolicy chwalą. Nieskromnie mówiąc, oczywiście. – Alberta się zaczerwieniła. – No, ale zapraszam do salonu, zapraszam. Chyba że chce się pani najpierw odświeżyć, to zaraz wskażę łazienkę i…
– Nie, nie. – Róża dotknęła jej przedramienia. – Dziękuję. Ja już nie jestem w tym wieku, w którym to się trzeba odświeżać. Niestety.
Pani domu uśmiechnęła się szeroko, słysząc ten niewinny żarcik.
– No tak – odchrząknęła. – W takim razie zapraszam do salonu. Kawy, herbaty?
– Herbaty, jeśli można.
– Mam taką dobrą. Z lipy. Mąż jakiś czas temu kupił, ale okazji nie było, żeby kogoś poczęstować. Rzadko nam się zdarzają goście. Biedna okolica, to nikt nie przyjeżdża, a rodziny tu żadnej nie mamy.
– Z lipy będzie idealna. – Starsza pani skinęła głową, a potem dała się usadzić na nakrytej kocem kanapie.
– W takim razie przepraszam na moment. – Gospodyni ruszyła do kuchni i Róża została sama w pachnącym obiadem wnętrzu.
Salon w domu Alberty wydawał jej się miejscem o wiele bardziej przytulnym niż podwórze i korytarz. Jedynym, co trochę w nim przeszkadzało, były ciężkie i grube zasłony, niedbale zawieszone po obu stronach okna. Róża uwielbiała jasne i przestronne wnętrza, a kotary nie wpuszczały do pomieszczenia zbyt dużej ilości światła. No i te poprzykrywane kocami, poprzecierane meble. Wystarczyłoby przecież tylko wymienić tapicerki i…
– Tę walizkę to gdzie? – Chudy chłopaczek wpadł do salonu, przerywając Róży oględziny wnętrza. Ponieważ jednak nie zastał w nim matki, natychmiast bez słowa wycofał się na korytarz.
Róża uśmiechnęła się sama do siebie, kolejny raz widząc jego piegowatą buzię, i roztarła obolałe po podróży kolana. Jeśli kiedykolwiek wyobrażała sobie, że będzie miała syna, na pewno pojawiał się w jej myślach właśnie ktoś taki jak Konrad. Uroczy, choć trochę nieśmiały. Mały chłopiec zaklęty w ciele dorastającego mężczyzny. Najbardziej rozczulająca rzecz na całym tym świecie.
– No, jestem! – Z rozmyślań wyrwała ją Alberta, która pojawiła się w salonie, wypełniając go po chwili dźwiękiem nalewanej do filiżanek herbaty. – Proszę. – Kiwnęła głową, stawiając przed Różą aromatycznie pachnącą esencję. – Na zdrowie.
– Dziękuję.
– A może jest pani głodna, co? Do obiadu jeszcze chwila, planowałam na czternastą. Może jakaś szybka przekąska, tyle pani jechała.
– Nie, nie. Dziękuję. Wystarczy mi herbata. Nie chcę pani sprawiać kłopotu. – Róża spojrzała na nią, sięgając po gorącą filiżankę, i wsunęła dwa palce w maleńkie ucho. – Bardzo dobra. – Uśmiechnęła się po upiciu pierwszego łyku do siedzącej jak na szpilkach Alberty.
Kobieta odetchnęła z ulgą, jak gdyby od tego zdania zależało całe jej dalsze życie, i złożyła ręce na kolanach.
– A jak się jechało? – zapytała jeszcze.
– Och, dziękuję, dobrze. Niemalże przez cały czas miałam doborowe towarzystwo. W samolocie towarzyszyła mi kobieta w moim wieku, więc bardzo dobrze się dogadywałyśmy, a potem taksówkarz nie pozwalał mi nawet na chwilę znudzenia. Można nawet powiedzieć, że trochę brakowało mi podczas podróży samotności.
– A, to u nas sobie pani odpocznie, nie ma obaw! – Alberta machnęła ręką. – Większej głuszy niż u nas to już chyba nie ma. Cichutko, spokojnie. Sąsiadów też mamy niegłośnych. No, chyba że sobie trochę popiją, ale to rzadko, naprawdę rzadko. I pokój też pani dałam w takim zacisznym miejscu. Z dala od drogi. W sensie… na ogród.
Róża musiała przyznać, że zdenerwowanie Alberty powoli zaczynało ją bawić.
– Ładny salon – powiedziała, żeby nieco rozluźnić atmosferę.
– Mąż tu wszystko wyremontował. Właściwie to zupełnie sam. Kiedyś ten budynek był szopą, a tu, gdzie siedzimy, stały zwierzęta. Da pani wiarę?
– Trudno w to uwierzyć. – Róża jeszcze raz rozejrzała się po nieco pompatycznie urządzonym wnętrzu.
– Prawda? No, ale on potrafi, potrafi. Po tym, co tutaj wyczyniał, ludzie go teraz do remontów zatrudniają. Ten dom jest taką naszą, można powiedzieć, wizytówką. Znajomi byli, obejrzeli, polecili, komu trzeba – i proszę. Praca sama do niego przychodzi i aż pali mu się w rękach.
– Niesamowita historia. – Przed oczami Róży znów pojawił się zaniedbany ogród, korytarz i ganek. Nie wyglądały na wizytówkę.
– Niech pani poczeka, aż zobaczy górę! – wyrwało się jeszcze entuzjastycznie Albercie, ale szybko się opamiętała. – A pani? – zapytała po chwili. – Chciałaby mi pani w końcu zdradzić, czemu zawdzięczam tę wyjątkową wizytę? Nie będę ukrywała, że nieczęsto zdarzają mi się takie telefony, jak ten od pani. Prawdę powiedziawszy, to był to pierwszy i wszyscy tu w głowę zachodziliśmy, o co też może chodzić!
Róża popatrzyła na widniejące na czole Alberty pierwsze zmarszczki i odstawiła filiżankę na spodeczek.
– Tak – powiedziała tylko, a potem sięgnęła do leżącej tuż obok torebki.
Alberta poruszyła się niespokojnie w fotelu.
– Szukam kogoś – oznajmiła Róża, otwierając portfel. Po chwili wydobyła z niego niedużą, zalaminowaną, czarno-białą fotografię i pogładziła ją palcem.
– U nas? Matko kochana, ktoś pani coś zrobił? – Pochyliła się do przodu ożywiona Alberta.
– Nie, nie. – Róża potrząsnęła głową. – Prawdę powiedziawszy, to historia sprzed lat. W pewnym sensie szukam tego mężczyzny…Laura
– Nie mówiłaś, że to aż taka willa – wyrwało się Magdzie, gdy dotarły w końcu do niezwykle bogato urządzonej posiadłości rodziców Laury.
Pokaźnych rozmiarów dom stał na niewysokiej skarpie i ogrodzony był wysokim, murowanym płotem, który od strony wewnętrznej gęsto obsadzono żywopłotem. Wokół podwyższenia wiły się kręte, wyłożone tłuczniem alejki. Kilka z nich prowadziło do altany, inne do niewielkiego stawu, w centrum którego stała gipsowa fontanna, a te najszersze do drzwi wejściowych albo pod balkon. Magda musiała przyznać, że rezydencja wyglądała niemalże jak pałac, a jedynym, czego jej tu brakowało, była fosa i zwodzony most. I nie było w tych słowach przesady.
– Wow! – Siedzące na tylnym siedzeniu Justyna i Olga rozdziawiły usta.
– A czy to ważne? – Laura zwróciła się do Magdy i wyłączyła silnik. – Ty nie mówiłaś mi, że nie przywykłaś do takich widoków. – Zabrała torebkę i wysiadła z samochodu, mocno trzaskając za sobą drzwiami.
Kilka ptaków siedzących na gałęzi rozłożystego judaszowca natychmiast poderwało się do lotu.
– I ty dobrowolnie godzisz się na mieszkanie w tej klitce w bloku? – Justyna nie mogła pohamować zdziwienia i poprawiając okulary przeciwsłoneczne, dokładnie zlustrowała wzrokiem skąpany w zieleni dom. Jej biała sukienka odbijała promienie zachodzącego słońca, rażąc Laurę w oczy.
– Jak w bajce – szepnęła Olga.
Laura przeniosła wzrok na królujący wokół podjazdu ogród, który o tej porze roku aż tętnił życiem za sprawą wynajętego przez rodziców ogrodnika zaglądającego w to miejsce co najmniej raz w tygodniu.
– Stąd musiałabym dojeżdżać codziennie do Gdańska przynajmniej dwie godziny. Tak po prostu jest mi wygodniej – stwierdziła.
– Ja chyba śnię! Ale że twoim rodzicom nie było szkoda zostawiać takiego domu…
– Idziecie czy będziecie tu tak stać i kontemplować? – Laura roześmiała się głośno, nie mogąc się napatrzeć na zdziwione twarze przyjaciółek. Nie widziała na ich buziach takiego zachwytu od czasu, gdy wybrały się razem do baru i zagadnął je facet będący modelem w jakimś ogólnopolskim magazynie.
– Idziemy, idziemy – mruknęła Olga.
– Ale nie wiem, czy jestem stosownie ubrana – zażartowała Magda. – Na pewno macie tam same marmury.
– Nie tylko. W pokojach króluje jednak drewno.
– Słuchaj, a czy ty nie masz jakiegoś zaginionego brata bliźniaka? – Justyna nachyliła się do Laury konspiracyjnie.
Dziewczyna parsknęła śmiechem.
– Nic mi o tym nie wiadomo.
– Może powinnyśmy podpytać twojego tatę?
– Justyna!
– Dobra, dobra. – Dziewczyna uniosła ręce w obronnym geście. – Żartowałam. Ale biorąc pod uwagę to, jak wygląda twój ojciec, musiałby być niezłym ciachem.
– Kto?
– No ten twój brat! Orientuj.
Laura pokręciła tylko głową, słuchając dalszych rozważań przyjaciółek. Była najstarsza z nich i najpoważniejsza. Czasem naprawdę zachodziła w głowę, zastanawiając się, jak mogą być tak infantylne. Chociaż, gdyby głębiej się nad tym zastanowić, właśnie to lubiła w nich najbardziej.
Kiedy weszły do domu, od razu uderzył je orzeźwiający chłód, stanowiący miły kontrast dla zewnętrznego upału.
– O raju, ale przyjemnie. Gwarantuję, że nie wytknę nosa na zewnątrz, dopóki nie zrobi się ciemno – pisnęła z zachwytu Magda. Słońce wpadające przez kuchenne okna od razu oświetliło jej twarz.
Laura popatrzyła na nią i znowu się zaśmiała.
– Chcecie się czegoś napić? – zapytała. Jej torebka wylądowała na szafce pod lustrem – rzucała ją tam zawsze, odkąd tylko lata temu zrezygnowała z plecaka – a dwie torby z zakupami od razu trafiły na kuchenny stół.
– Wody. Z lodem. Zimnej.
– Nie mam pojęcia, czy w zamrażarce jest lód.
– Ach, no tak – westchnęła Olga, opadając na jedno z krzeseł w otwartej na kuchnię jadalni. – W takim razie może być bez. Najwyżej tu umrę.
Uwadze Laury nie umknęło to, że przyjaciółki czuły się u niej wyjątkowo swobodnie.
– Chcecie coś zjeść? – zapytała jeszcze, stawiając na stole niewysokie szklaneczki.
– Nie męcz nas tak! Zaraz ducha wyzionę, a ty chcesz pchać w nas kalorie? – Justyna zmarszczyła brwi. – I tak po moim sześciopaku nie ma już ani śladu.
– Wypocisz.
– Nie, dzięki. Poczekam do kolacji.
– To jeszcze kawał czasu.
– A czy to ważne? – Magda machnęła ręką i wyciągnęła przed siebie idealnie opalone nogi. – Każdy dietetyk powie ci, że nieraz warto się trochę przegłodzić.
– Jak tam sobie chcecie, ja planuję zjeść pizzę. Miałyśmy dzisiaj świętować, więc nie zamierzam sobie odmawiać.
– Pizzę? – Olga się ożywiła.
– Aha. Ale jak nie chcecie, to nie. Nie będę przecież sabotować wyglądu brzucha Justyny.
– Dobra, przekonałaś mnie. – Dziewczyna popatrzyła na nią z błyskiem w oku. – Ale tylko jeden kawałek. W końcu Filipowi i tak bez różnicy, jak wygląda mój brzuch.
Laura popatrzyła na nią, unosząc brew.
– Serio? A czy przez większość drogi nie słuchałam wywodów o tym, że…
– Czasami wolałabym, żebyś nie słuchała mnie zbyt uważnie.
– Co poradzisz, taka rola psychologa. – Laura zachichotała cicho.
– Byłoby prościej, gdybyś rzuciła te studia w cholerę, tak jak ja. Pedagogika jest dużo mniej wymagająca – odezwała się Magda. – Właściwie to nawet jest fajna.
– Halo, ziemia do Magdy! – Laura machnęła jej przed oczami. – Czy ktoś tutaj zapomniał, że wczoraj się obroniłam?!
– Jesteś niemożliwa. Nie dasz mi się nacieszyć.
Olga z Justyną głośno się roześmiały.
– Nacieszyć czym?
– Nie wiem! Ale kłujesz mnie w oczy tym swoim dyplomem.
– Spójrz na to inaczej. Kiedy ja będę harować od świtu do nocy, ty nadal będziesz świetnie się bawić na studiach. Czy to nie kuszące? Rok więcej imprez, alkoholu i przypadkowego…
– Bla, bla, bla. – Magda wywróciła oczami, robiąc przy tym zabawny ruch ręką. – Dobrze wiesz, że bez ciebie to nie będzie to samo. Na co ci ten cholerny doktorat, co? Tak to mogłybyśmy się chociaż odwiedzać. Nie możesz zrobić go tutaj?
– No właśnie – zawtórowała jej Olga.
– Rozmawiałyśmy o tym setki razy… – zaczęła Laura.
– Tak, tak! – Magda nie dała jej skończyć. – Taka szansa nie trafia się każdemu, doktorat w Kanadzie to zupełnie inny prestiż niż nauka tu, w Polsce. Proszę bardzo, bądź kimś. Tylko to my będziemy potem słuchać, że nie masz przyjaciół. – Znów wywróciła oczami.
Laura natychmiast rzuciła jej się na szyję.
– Jesteś niezastąpiona! – Cmoknęła przyjaciółkę w policzek. – Nie zaszkodzi ci, jak trochę ode mnie odpoczniesz. Czy to nie ty ciągle mi powtarzasz, że jestem naprawdę nieznośna?
– Jesteś cholernie nieznośna! I w dodatku mnie zostawiasz. – Magda wydęła usta. – Ale znam sposób, w jaki możesz się zrekompensować.
– Serio? – Laura wróciła na swoje miejsce.
– Aha! Chodź ze mną na imprezę. Będziemy chociaż miały dobre wspomnienia!
– To jest myśl. – Justyna uśmiechnęła się, odsuwając szklankę od ust.
– Do klubu? Nie ma mowy!
– Laura… – jęknęła Magda – Nie bądź nudziarą. Każdy potrzebuje trochę rozrywki, nawet taki mól książkowy jak ty. Miałyśmy przyjechać do ciebie, żeby trochę poświętować. Co to za przyjemność opijać twój sukces zamknięte w czterech ścianach?
– Dobrze wiesz, że nie cierpię takich miejsc.
– No proszę! – Zatrzepotała rzęsami. – Zrób to dla mnie. W najbliższym czasie będę tylko pracować. Pomyśl o tym, jak będzie mi przykro.
– Może przez wzgląd na pracę powinnaś przystopować już teraz?
– Jesteś okrutna.
– Nie jestem!
– To znaczy, że się zgadzasz? – Magda pisnęła głośno, wieszając się Laurze na szyi. – Czy mówiłam ci kiedyś, że jesteś niezastąpiona?
– Raczej, że jestem nieznośna, wredna i introwertywna.
– Bo jesteś, ale nieważne. W tym momencie kocham cię nad życie.
– Dobrze, już dobrze! Udusisz mnie. Powietrza!
Magda roześmiała się głośno, czując ręce Laury na swoich nadgarstkach, i ponownie opadła na krzesło.
– Mam przeczucie, że to będzie najlepsza impreza w twoim życiu!
– Mówisz tak zawsze, gdy razem wychodzimy.
– I za każdym razem mam rację. – Upiła łyk wody.
Tym razem to Laura wywróciła oczami.
– Nie marudź. Już się zgodziłaś. – Magda klepnęła ją w udo. – Lepiej pomyśl, w co możesz się ubrać.
– Nie ma mowy. Na pewno w tym nie wyjdę. – Laura popatrzyła na swoje odbicie w lustrze. Czerwona szmatka, którą na siebie włożyła, ledwo zasłaniała jej majtki.
– Wyglądasz bosko! – pisnęła Magda, podskakując na łóżku, na które rzuciły się razem z Olgą zaraz po wejściu do sypialni. Justyna została na dole, rozmawiała przez telefon. – Aż chyba zrobię ci zdjęcie!
– Bosko? Raczej skąpo i tanio. Co myślisz, Olga? – Laura zerknęła na odbicie przyjaciółki w lustrze.
– Cóż… – Ta skwitowała jej strój cichym mruknięciem.
– Ty naprawdę jesteś cholernie nudna. – powiedziała Magda. – To jedna z moich lepszych sukienek! Idziesz w tym i już.
Laura jeszcze raz spojrzała w lustro. Nie wyglądała dobrze.
– Nie ma takiej opcji. Tobie może i ona pasuje, ale ja nie będę mogła w niej nawet usiąść.
– Nie wiem, jak ty chcesz poderwać kogokolwiek w tym klubie. Chyba właśnie o to chodzi, nie? Faceci lubią, jak pokazujesz im ciało, a ty najchętniej zrobiłabyś z siebie zakonnicę.
– Magda! – Olga zganiła przyjaciółkę.
– To może powinnam iść nago – stwierdziła Laura.
– To byłby naprawdę dobry pomysł, ale najpierw musiałabyś się opalić.
– Jędza! – Laura odwróciła się w jej stronę i trzepnęła w nią leżącą na fotelu poduszką.
Magda krzyknęła i machając nogami, przewróciła się na plecy. Sypialnię wypełnił jej głośny śmiech.
– Założę coś swojego – zadecydowała Laura i ściągnęła sukienkę przez głowę.
Magda jęknęła boleśnie.
– Tylko nie to…
– Przestań, ma być jej wygodnie – wtrąciła Olga.
– No właśnie. Skoro już mam tam iść, to chociaż chcę się dobrze czuć. Masz z tym jakiś problem? – Laura spojrzała na Magdę z wyrzutem.
– Nie, nie! Skąd. Ale błagam, żadnych golfów i sukni do ziemi. Może jakaś mała czarna?
– A chciałam założyć habit – wyrwało się Laurze nieco sarkastycznie.
– Oj, nie obrażaj się. Pokaż w końcu, co masz w tej szafie.
Laura odsunęła się od mebla i otworzyła drzwiczki na oścież. Wisiało w niej co najmniej kilkanaście wyjściowych strojów, wśród których zdecydowanie dominowała czerń.
– Dawno nie chodziłam w tych sukienkach, ale może coś się nada.
– No jak by mogło być inaczej – skomentowała Magda, wstając z łóżka.
Laura zaczęła przesuwać wieszaki i przeglądać kreacje.
– Może ta? – Wyciągnęła w stronę przyjaciółek nie za długą, koktajlową sukienkę z koronkową górą.
Olga natychmiast uniosła kciuki w górę. Magda natomiast dokładnie zlustrowała sukienkę wzrokiem. Nie była aż taka zła, chociaż w życiu nie założyłaby czegoś takiego na imprezę.
– Przymierz – rzuciła, ponownie opadając na łóżko.
Laura wsunęła na siebie delikatny materiał, który ostatni raz miała na sobie podczas studniówki. Przez chwilę znów poczuła się nastoletnią królową balu.
– Całkiem nieźle, chociaż i tak widzę cię tego wieczoru w czerwieni.
– A mnie się podoba – stwierdziła Olga.
Laura obróciła się przed lustrem. Materiał opinał dokładnie to, co trzeba, a do tego sięgał jej do połowy uda. Czuła się w tym stroju o wiele bardziej komfortowo.
– Idę w tym – zadecydowała.
– No to może chociaż czerwona szminka? – Magda spojrzała na nią błagalnie.
– Zapomnij!
– Ty naprawdę jesteś cholerna nudna!
– Jeszcze słowo, a pójdziesz tam sama. – Laura posłała jej mroźne spojrzenie.
Olga znowu parsknęła śmiechem. Magda tymczasem smętnie pokręciła głową.
– Dobra, oj dobra… Przecież nic nie mówiłam…
Ciąg dalszy w wersji pełnej