Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Bądź zawsze - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 listopada 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Bądź zawsze - ebook

Historia opowiada o kobiecie po przejściach, która próbuje ułożyć swoje życie po zaginięciu męża. Wychowuje samotnie syna i oprócz przyjaciółki która mieszka po sąsiedzku nie ma nikogo. Monika, bo tak ma na imię bohaterka próbuje pokonać swoje demony, jednak po ciągu kolejnych niefortunnych zdarzeń po raz kolejny dotyka dna swojego człowieczeństwa.... Wtedy pojawia się iskra nadziei w postaci przypadkowej internetowej znajomości. Czy to wystarczy aby kobieta, która sama w sobie nie widzi już nic wartościowego "stanęła na nogi" i odnalazła w sobie wystarczająco dużo siły by zawalczyć o własną przyszłość? Czy pośród wszechobecnego fałszu można jeszcze spotkać kogoś wartościowego po drugiej stronie ekranu? Na te i wiele innych pytań możesz odpowiedzieć sobie razem z Moniką. Zapraszam do wspólnej podróży między miłością, żalem i walką o to, co warte jest życia.

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-963459-0-5
Rozmiar pliku: 770 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I

Sięgam dna, by wznieść się na chwilę. Wznoszę jedynie po to, by za chwilę upaść…

– Hej! Mogę jakoś pomóc?

– Nie. I nie potrzebuję niczyjej pomocy, zwłaszcza od pierwszego lepszego faceta.

– Okej, spokojnie. Tylko zapytałem.

– To więcej nie pytaj! – Spojrzałam na niego z nienawiścią i żalem, jakie żywiłam w tym momencie do wielu osób. – Jak już skończyłeś, to zjeżdżaj!

– Już jadę… Co za wariatka – powiedział półgłosem i odjechał.

Dopiero gdy zobaczyłam jego plecy, zrozumiałam, co właściwie nastąpiło. Godziny spędzone w samotności sprawiły, że zupełnie zatraciłam się w oceanie smutku, który zdawał się o wiele głębszy niż rozpościerające się przed moimi oczami morze. Nie poznawałam samej siebie. I to nie od dzisiaj, a od dłuższego czasu. Nie poznawałam swoich reakcji, emocji ani niczego, co miałam teraz w głowie. Nie poznawałam swojego odbicia w lustrze i z utęsknieniem spoglądałam wszędzie tam, gdzie mogłaby być ukryta choć mała cząstka tej samej kobiety, którą byłam przed trzema laty.

Postać mężczyzny, który się mną przed chwilą zainteresował, zniknęła już bezpowrotnie, a ja płakałam. Moje łzy mieszały się z drobnymi kroplami wody spadającymi z nieba. Nie zapamiętałam nawet jego twarzy. Czy ją w ogóle dostrzegłam? Zamroczona swoim niebytem, prawie nie istniałam.

Spojrzałam na zegarek. Dochodziła piętnasta. Wpatrzona zamglonym wzrokiem w nicość otaczającego mnie świata nie liczyłam godzin, które spędziłam w tym miejscu. Jaka to ironia, że mimo tego, co właściwie chciałam zrobić, było ono dla mnie jedynym schronieniem. Pochyliłam głowę i oparłam ją o ręce ułożone na przyciągniętych kolanach, a kasztanowe włosy opadły na twarz, zasłaniając jej znaczną część. Po raz kolejny odpłynęłam myślami w głąb czeluści, z której nie tyle nie chciałam, co nie umiałam się wyrwać. Biłam się z myślami, ściskając w dłoni fiolkę, w której znajdowało się moje wybawienie. Zamknęłam oczy, a wraz z tym straciłam kontakt z otaczającym mnie światem.. Nie wiedziałam, czy to strach, czy resztki zdrowego rozsądku powstrzymywały mnie przed zażyciem alprazolamu, który raz na zawsze miał rozwiązać moje problemy.

„Cholerna egoistka” – pomyślałam w chwili, gdy zdobyłam się na odwagę, by otworzyć fiolkę. Rozpłakałam się i wysypałam tabletki na piach, zakopując je jednym ruchem dłoni. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak wiele czasu tutaj spędziłam. Spojrzałam na szare niebo, gdzie z trudem można było dojrzeć muskające horyzont słońce. Żałowałam, że nie mogłam chociaż przez chwilę być nim i zatopić się w objęciach Morza Tyrreńskiego, do którego jeszcze chwilę temu tęskniłam najbardziej na świecie. Niegdyś myślałam, że na widok tego miejsca będę płakała ze szczęścia, a tymczasem każda z łez wypalała na mnie znamię nieszczęścia.

– Boże! – krzyknęłam głosem tak zmęczonym od płaczu, że był ledwie słyszalny. – Gdziekolwiek jesteś i jeśli w ogóle istniejesz, pomóż mi. Nie chcę żyć! Nie chcę tak żyć! Rozumiesz?!

Do tej pory nie wiem, czy była to modlitwa, okrzyk rozpaczy, czy sięganie po ostatnią deskę ratunku. Pamiętam jedynie, że zaczekałam, aż mrok dokładnie otulił ziemię swoim płaszczem, i dopiero pod jego osłoną wróciłam do hotelu, w którym oprócz pustki, dwóch ręczników, szklanki wody i biletu do domu nic na mnie nie czekało.

Następnego dnia opuściłam tak samo piękną, jak i tragiczną dla mnie włoską ziemię i wróciłam porannym samolotem do domu. Doskonale wiedziałam, że gdyby nie syn, który jako jedyny naprawdę na mnie czeka, razem ze łzami na San Vito lo Capo pozostawiłabym swoje nic niewarte zwłoki.

– Mamo! Mamo! – usłyszałam, gdy tylko otworzyłam drzwi taksówki.

Podając taksówkarzowi garść brzęczących monet, z uśmiechem spojrzałam w stronę syna. Wzięłam głęboki oddech. Udając najszczęśliwszą kobietę na świecie, wysiadłam z auta.

– Witaj, kochanie. – Przytuliłam syna mocno do siebie.

– Tęskniłem bardzo.

– Wiem, Aleks, ja za tobą też – odpowiedziałam bez zawahania, choć wiedziałam, że nie do końca było to prawdą. – Byłeś grzeczny?

– Tak. Jak zawsze – odpowiedział i szybko złapał mnie za rękę, prowadząc w stronę domu.

– Witaj, kochana. Mam nadzieję, że podróż się udała. – Sabina, która stała na progu domu, wzięła ode mnie niewielką torbę podróżną i wniosła ją do środka.

Była to jedyna kobieta, na której mogłam polegać w ostatnim czasie. Dzieliło nas kilka lat, ale mimo jej młodego wieku była na tyle odpowiedzialna, że mogłam jej zaufać w niemal każdej kwestii.

– Witaj. Tak. Udała się. – Weszłam do środka. – Choć gdyby nie ty, zapewne nigdzie bym się nie wybrała. Aleks nie sprawiał ci problemów?

– Przecież to anioł. Lepiej opowiadaj, jak było. Pogoda dopisała?

– Tak. Zresztą sama wiesz, jak jest we Włoszech o tej porze. Jeździsz tam co roku.

– Racja… Nieco deszczowo, ale pięknie. A ty się wahałaś. Dobrze, że cię w końcu namówiłam na wyjazd, bo inaczej nigdzie byś się nie ruszyła.

– Dobrze wiesz dlaczego… – odpowiedziałam i nie chcąc kontynuować tego tematu przy Aleksie, zaproponowałam kawę.

– Monisia, z wielką przyjemnością napiłabym się kawy, ale obiecałam rodzicom, że pomogę w ogrodzie, jak tylko przyjedziesz. Mój tato wymyślił sobie nową altankę i muszę im pomóc wszystko zaplanować, bo za godzinę przyjeżdża fachowiec… Ale chętnie wpadnę do ciebie wieczorem. Może będziesz miała ochotę na jakieś wino i ploteczki?

– Sama nie wiem…

– Miałam nadzieję, że minie ci to niezdecydowanie. – Spojrzała na mnie nieco karcąco.

– Wybacz, to chyba zmęczenie. Przyjdź wieczorem. Z chęcią spędzę z tobą trochę czasu.

– I to mi się podoba. Zatem rozpakuj się i zajmij Aleksem, a ja przyjdę, jak tylko będę mogła. – Pocałowała mnie w policzek. – Pa, Aleks! – Pożegnała się i opuściła mój dom.

Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi, wróciłam do rzeczywistości. Z jednej strony poczułam radość, że jestem blisko syna, ale z drugiej ogromny niepokój, który wiązał się z niepewnością co do dalszego życia. W jednej chwili przytłoczył mnie ciężar odpowiedzialności, żalu i wszystkiego, z czym przyjdzie mi się jeszcze zmierzyć.

– Mamo! Chodź! Pokażę ci, co dla ciebie zrobiłem. – Głos Aleksa wyrwał mnie z pułapki myśli.

Bez chwili namysłu poszłam po schodach na piętro, gdzie znajdował się pokój syna.

– Co tam masz dla mnie, kochanie?

– Zobacz! – Z ekscytacją wskazał miejsce, w którym znajdował się model statku wycieczkowego.

– Czy to jest…? – Zamarłam na chwilę.

– Tak to ten statek od taty. W końcu postanowiłem go złożyć. Jak ci się podoba?

– Jest piękny, kochanie.

– Tata mi mówił, że popłyniemy kiedyś takim w podróż dookoła świata…

– I tak będzie, skarbie. – Pocałowałam go w skroń.

– Mamo?

– Tak?

– Myślisz, że naprawdę uda nam się kiedyś zwiedzić cały świat?

– Aleks. – Uśmiechnęłam się. – Co ci zawsze powtarzałam?

– No… że jak człowiek bardzo mocno czegoś chce, to może wszystko.

– Więc trzymaj się tych słów, skarbie, a wszystko będzie możliwe.

– Wiesz co, mamo? Jestem zmęczony. Chyba się położę. Nie będziesz się gniewać?

– Oczywiście, że nie. W sumie ja również chętnie udam się na drzemkę. Muszę odpocząć po podróży.

Po tych słowach opuściłam pokój syna. Pomyślałam o tym, jak bardzo go kocham. Od zawsze był moim największym skarbem. Zadziwiał mnie na każdym kroku – nawet teraz. Ogarnęło mnie przez moment wielkie poczucie winy, z powodu tego, co chciałam zrobić. Zmęczona udałam się do salonu, aby choć na chwilę przymknąć oczy, zanim teraźniejszość uderzy we mnie jeszcze bardziej.

– Gotowa na pogaduchy? – Głos Sabiny postawił mnie na równe nogi. – Chyba żartujesz? – dodała na mój widok. – Nawet nie myśl, że wymigasz się od rozmowy ze mną.

– Nie czepiaj się – odpowiedziałam z uśmiechem, próbując poprawić potargane włosy. – Przecież widzisz, że podróż mnie wykończyła.

– Tak, jasne. Teraz to się podróż nazywa – zażartowała, stawiając na niewielkim szklanym stoliku butelkę czerwonego wina.

– Przecież mnie znasz…

– No znam, znam i dla odmiany chciałabym usłyszeć jakąś pikantną hotelową historię z tobą w roli głównej.

Chyba nie dało się nie zauważyć, jak w tej chwili przewróciłam oczami.

– No dobra, żartuję tylko – rzuciła od niechcenia.

– Daj mi pięć minut i zaraz na spokojnie usiądziemy.

– Jasne. No stres – odparła, siadając w fotelu.

Pospiesznie złożyłam koc, którym byłam przykryta, i wbiegłam po schodach na piętro, aby sprawdzić, co u Aleksa. Spał w najlepsze. Zegar znajdujący się obok jego łóżka wskazywał osiemnastą trzydzieści pięć. Poprawiłam kołdrę, która okrywała jego ciało, i pocałowałam w czoło. Wyszłam, zamknęłam drzwi pokoju i udałam się do Sabiny.

– Przepraszam, że musiałaś na mnie czekać.

– Nie szkodzi. Co robi Aleks?

– Właściwie to śpi. – Uśmiechnęłam się. – Chyba całą ostatnią noc nie zmrużyliście oka?

– Tak, to prawda. Znasz go. Wiesz, że jak coś sobie ubzdura w tej małej główce, to nie sposób go odciągnąć od zajęć. Chyba się nie gniewasz za to, że nie dopilnowałam, aby szybciej poszedł spać?

– Nie. – Uśmiechnęłam się, stawiając na stoliku dwa kieliszki i rozlewając do nich wino.

– Skoro Aleks śpi, to może porozmawiamy już na poważnie? Jak się czujesz? Odpoczęłaś trochę? – Sabina patrzyła na mnie badawczo.

– Chyba tak – odpowiedziałam, unikając jej spojrzenia, i wzięłam do ust pierwszy łyk wina.

– O nie, kochana. Mnie nie oszukasz. – Zabrała mi kieliszek.

– Co robisz? – Roześmiałam się, wyrażając sprzeciw.

– Monika. – Jej głos zabrzmiał nieco surowo. – Przestań unikać tematu. Postanowiłaś już coś?

Nastała chwila niezręcznego milczenia, w którym szukałam odpowiednich słów na to, by określić wszystkie emocje.

– Nie wiem, Sabina. Nie wiem, co ci powiedzieć. Myślałam, że odetchnę, jak wyjadę stąd, i chociaż na chwilę zapomnę o problemach, a tymczasem będąc tam, rozkleiłam się jak dziecko. W dodatku mam wrażenie, że wszystko spadło na mnie ze zdwojoną siłą, gdy tylko przekroczyłam próg domu.

– Postanowiłaś już, co zrobisz ze sklepem?

– Raczej będę musiała go zamknąć. Nie stać mnie już na to, aby dokładać do interesu. Czy mogę dostać swoje wino?

– Racja. Proszę. – Podała mi kieliszek. – Serio myślisz, że to będzie najlepsza droga?

– Myślę, że w tym momencie nie mam już innego wyjścia.

– Wiesz, miałam nadzieję, że ten sklep z ubraniami będzie dla ciebie szansą na lepsze życie i poukładanie wszystkiego. Przykro mi, że tak wyszło. Widać, że nawet w mieście ludzie nie mają gustu…

– Dobrze wiesz, że to nie o gust chodzi… Wydaje mi się, że po prostu źle wybrałam profil klienta. Nie znam się na tym i powinnam się bardziej zastanowić, zanim otworzyłam sklep odzieżowy w takim miejscu. Powinnam otworzyć gabinet terapeutyczny, a nie jakieś szmatki sprzedawać. Nie wiem, co mi strzeliło do głowy, że się na to zdecydowałam…

– Wybacz, ale pieprzysz od rzeczy. Ja uważam, że to był bardzo dobry pomysł, bo na ubraniach znasz się jak nikt inny, i miał szansę na powodzenie, gdyby nie…

– Tak, wiem. Gdyby nie pożary, które zniszczyły dwie największe fabryki w okolicy…

– Dokładnie. Zresztą, kochana, ja wierzę, że to tylko chwilowe komplikacje i za moment wszystko się ułoży. Za dużo ludzi stąd wyjechało szukać pracy gdzie indziej, a nie oszukujmy się, ani ty, ani ja nie znamy się na marketingu sieciowym wystarczająco dobrze, aby móc sobie poradzić ze sprzedażą ubrań w internecie. Może rzeczywiście powinnaś wrócić do tego, co umiesz robić najlepiej?

– Szczerze mówiąc, to nie wiem i chyba nie mam głowy do tego, aby teraz o tym myśleć.

– Racja. Opowiedz lepiej, czy dałaś się porwać emocjom i poznałaś kogoś na wyjeździe? – Patrzyła na mnie przenikliwie, a wyraz jej twarzy dawał do zrozumienia, że jest gotowa usłyszeć jedną z najbardziej pikantnych historii w swoim życiu.

– Już do reszty zwariowałaś?! – Roześmiałam się. – Ja i faceci?

– No co? Młoda, piękna, przedsiębiorcza…

– Raczej przeciętna mamuśka na skraju bankructwa…

– Ty to jak czasem coś powiesz, to naprawdę nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać. Przydałby ci się w końcu jakiś facet.

– Wiesz, co myślę na ten temat. – Uśmiechnęłam się z przekąsem i uniosłam kieliszek do ust.

– Może i masz jakieś tam swoje błędne myślenie, z którym ja zupełnie się nie zgadzam, i nadal jesteś zapatrzona bez pamięci w obraz swojego byłego męża, którego od dawna już z nami nie ma, dlatego chciałam ci coś pokazać. – Sabina wyciągnęła ze swojej torebki notebooka. – Zaraz zobaczysz, co ostatnio odkryłam.

– Kolejny portal randkowy? – Wyprzedziłam jej zamiary, chcąc uniknąć niewygodnych tematów, na które się zanosiło. – Dobrze wiesz, że Igor żyje, i to kwestia czasu, aż pojawi się w tym domu!

– Nie unoś się tak. – Spojrzała na mnie karcąco. – To niezupełnie portal randkowy… Poczekaj jeszcze momencik, a zaraz wszystko ci pokażę…

– Okej. To ty mi pokazuj, a ja doleję wina – odpowiedziałam z czystej uprzejmości, chcąc poświęcić chwilę na pohamowanie wzburzonych emocji.

Nie miałam ani ochoty, ani siły na kolejne pomysły Sabiny. Fakt, była kochana i troskliwa, ale jej chęć poznania mnie z jakimkolwiek przedstawicielem płci przeciwnej czasami doprowadzał mnie do szału. Sama się dziwię, z jakim spokojem potrafiłam słuchać jej kolejnych pomysłów, które doprowadzały mnie momentami do szewskiej pasji.

– Spójrz!

– I co to jest? – zapytałam z wyraźną niechęcią.

– Grupa społecznościowa.

– Ale…

– Żadne „ale” – przerwała mi pospiesznie. – Zanim cokolwiek powiesz, najpierw posłuchaj. Sama na początku byłam sceptycznie do tego nastawiona – kontynuowała – ale po kilku dniach stwierdziłam, że jest to świetny sposób na rozrywkę i oderwanie się od codzienności. Poznałam tutaj wielu ciekawych ludzi i myślę, że tobie szczególnie pomogłoby takie oderwanie. Prawie nie wychodzisz z domu… Jesteś taka zamknięta, dosłownie i w przenośni.

– Dobrze wiesz, że mnie takie rzeczy nie bawią.

– Wiem, wiem. I jeśli mam być szczera, to ostatnio nic cię nie bawi… Ale chociaż zobacz, co to jest… Zaproszę cię do kilku grup i sama ocenisz, czy ci się to podoba, czy nie. – Mimo mojego sprzeciwu dodała mnie do grup, w których brylowała, i zamknęła laptop.

– Nie sądzę, że mi się spodoba, bo już mi się to nie podoba. – Spojrzałam wymownie na przyjaciółkę. Nastała chwila niezręcznej ciszy, podczas której każda z nas dokończyła swoją lampkę wina.

– Późno już. Najwyższy czas, abym poszła do domu i dała ci odpocząć. Ucałuj ode mnie Aleksa.

– Nie gniewaj się na mnie… – Sama nie rozumiałam, dlaczego powiedziałam to z takim poczuciem winy.

– Nie gniewam. Wiem, że masz swoje spojrzenia na pewne sprawy i ciężko cię przekonać do nowych rzeczy, ale nie chcę, abyś się tak zamykała. Najwyższy czas wyjść do ludzi, Monia.

– Tak, wiem… I dziękuję za troskę, ale teraz naprawdę mam masę innych rzeczy na głowie…

– Rozumiem, kochana. Trzymaj się i odpocznij. – Pocałowała mnie w policzek i objęła, a następnie wyszła.

Bez namysłu wzięłam kieliszki i wyniosłam je do kuchni. Przez chwilę odpłynęłam myślami zbyt daleko, by móc je kontrolować. Zatraciłam się w nicości, w której nie było nic prócz ciszy. Dopiero po chwili powróciła do mnie świadomość. Zaparzyłam sobie herbatę, jeszcze raz zajrzałam do syna i poszłam do swojej sypialni. Położyłam się na łóżku i sama nie wiem, kiedy zasnęłam. Obudził mnie przeraźliwy krzyk – krzyk, który wydobył się z moich ust.

Kolejne demony, które władały moim umysłem, ujawniły się właśnie tej nocy pod postacią najgorszych koszmarów. To już trzy lata, odkąd zaginął mój mąż, a ja nadal nie umiałam sobie tego ułożyć w głowie. Śniły mi się jego zmasakrowane zwłoki, choć w głębi duszy pragnęłam wierzyć w to, że nadal żyje. Czułam, jak po moim czole spływa pot, jak nadal jestem niemal odrętwiała z przerażenia. Z trudem zeszłam z łóżka i poszłam sprawdzić, co u Aleksa. Otworzyłam drzwi do jego pokoju i zorientowałam się, że mój krzyk musiał go obudzić. Podeszłam do jego łóżka i usiadłam. Bez słowa zaczęłam głaskać go po buzi. Spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczami, które były dla mnie całym światem.

– Wszystko dobrze, mamo? – wyszeptał.

– Tak, kochanie. Obudziłam cię?

– Nie, sam się obudziłem i później usłyszałem twój krzyk. Znowu miałaś zły sen?

– Tak, Aleks, ale to nic. Spróbuj jeszcze zasnąć.

– Zostaniesz ze mną?

– Tak. Jasne.

Położyłam się obok niego i czekałam, aż uśnie w moich objęciach, myśląc jednocześnie o tym, co mi się przyśniło. Przerażające było, że za każdym razem, gdy zamykałam oczy, widziałam zwłoki Igora. Oddałabym wiele za to, aby ten obraz zniknął z mojej głowy i pozwolił mi spokojnie zasnąć.

Wybiła szósta. Mimo ciężkiej nocy należało wrócić do codzienności. Jak zwykle o tej porze, wstałam, wzięłam prysznic i wyszykowałam Aleksa do szkoły.

Wszystko było jednak nieco inne niż zawsze. Czułam w sobie napięcie i stres związany z tym, co postanowiłam dzisiaj zrobić. Zostawiłam syna przed szkolną bramą i zmierzałam w kierunku swojego sklepu. Im bliżej byłam celu, tym mocniej ściskałam kierownicę. Mój wzrok błądził gdzieś pomiędzy ulicą a ludźmi, których mijałam, szukając jakiegoś znaku. Znaku, który byłby dla mnie inspiracją lub nadzieją na to, że mogę zmienić swoją decyzję. Na próżno. Minąwszy kilka przecznic i wąskich uliczek, znalazłam się przed sklepem. Wzięłam głęboki oddech, wysiadłam z samochodu i z ciężkim sercem złapałam za klamkę wielkich, kolorowych drzwi. Zanim jednak weszłam do środka, spojrzałam na oklejone szyby. Przypomniałam sobie moment, kiedy stojąc na drabinie, z radością przyklejałam nadruki. Zrobiło mi się jeszcze smutniej.

– Dzień dobry, pani Moniko. – Gdy weszłam, z entuzjazmem przywitała mnie pracująca tutaj Aldona.

– Dzień dobry – odpowiedziałam, uśmiechając się sztucznie. Nie sposób było nie zauważyć, że była to jedynie maska przykrywająca to, co za chwilę miało nastąpić. – Musimy dzisiaj poważnie porozmawiać – dodałam po krótkiej chwili milczenia.

Teraz cisza zdawała się coraz bardziej niezręczna.

– Ale coś się stało? Zrobiłam coś nie tak?

– Nie, Aldono, wszystko robisz dobrze. Pozwól, że zdejmę płaszcz i zaparzę nam kawę. – Po tych słowach wyszłam na zaplecze.

Udałam, że nie widzę zmartwienia, które zagościło w oczach mojej pracownicy. Z racji tego, że zaplecze nie stanowiło całkowicie odrębnej części sklepu, a było jedynie odgrodzone częściową zabudową, przez cały czas czułam na sobie wzrok Aldony. Starając się ukryć zakłopotanie, wyłożyłam na talerzyk ciasteczka, które zdążyłam kupić z samego rana, i zaniosłam je na niewielki stolik stojący w sklepie. Zajęłam miejsce na zielonym welurowym fotelu, zastanawiając się, w jaki sposób rozpocząć rozmowę.

– Proszę, zamknij drzwi na klucz i powieś kartkę z napisem, że dzisiaj sklep jest nieczynny – poprosiłam.

Aldona, najwyraźniej jeszcze bardziej zaniepokojona, starała się z jak największą gracją wykonać powierzone zadanie, po czym zajęła miejsce naprzeciwko mnie.

– Proszę, częstuj się. – Wskazałam na stół. – Dobrze wiesz, że sklep w ostatnim czasie nie przynosi żadnych zysków. Postanowiłam go zamknąć. – Wyrzuciłam z siebie bez ogródek. Aldona nie odpowiedziała, tylko spojrzała na mnie z ogromnym smutkiem w oczach. – Wiem, że masz ciężką sytuację osobistą, ale niestety jest to jedyne rozsądne wyjście – dodałam, chcąc uargumentować swoją decyzję w jak najprostszy sposób.

– To kiedy zamykamy? – Jej smutek dawało się wyczuć na kilometr.

– Dzisiaj. – Nastała chwila ciszy. – Ale nie martw się. Jesteś dobrą pracownicą i nie chcę zostawiać cię bez niczego, dlatego odbyłam rozmowę ze swoim znajomym, który ma sklep obuwniczy w centrum. Chciałby zaoferować ci stanowisko kierownika działu dziecięcego, o ile oczywiście będziesz tym zainteresowana.

– Naprawdę? – Nieśmiało zapytała, a w jej oczach pojawiła iskra nadziei. – To wiele dla mnie znaczy.

– Wiem i nie miałabym serca zostawiać cię bez środków do życia. Proszę. – Podałam jej wizytówkę. – Tutaj masz wszystkie dane kontaktowe. Powiedz, że jesteś ode mnie. Pan Stefan czeka na twój telefon.

– Dziękuję bardzo.

– Nie dziękuj. I najwyższy czas, abyśmy przeszły na ty, obustronnie.

– Z przyjemnością. To co dzisiaj robimy, skoro sklep jest zamknięty?

– Właściwie to chciałam, abyś mi pomogła w… – Zamilkłam na moment, zastanawiając się, czego właściwie bym chciała, po czym dodałam: – Albo nie. Mam inny pomysł. – Z uśmiechem na ustach rozejrzałam się po sklepie. – Wypijemy kawę i możesz wracać do domu.

– Ale na pewno? Mogę zostać i pomóc, tylko powiedz, co mam robić.

– Na pewno. Ty już się napracowałaś wystarczająco w tym sklepie. Wracaj do dziecka, zwolnij dzisiaj szybciej nianię i spędź miło czas.

– A jutro?

– Umówmy się, że jak będziesz mi potrzebna, to dam wcześniej znać.

– Skoro tak mówisz…

– Trzymaj. – Podałam jej pieniądze, które wyciągnęłam z czerwonego, skórzanego portfela. – To jest twoja wypłata plus wynagrodzenie za ten tydzień i premia za to, że pomogłaś mi ostatnio przy reklamie. Przelicz, czy się zgadza.

– Nie muszę. Nigdy mnie nie oszukałaś. – Schowała pieniądze i dopiła resztę kawy.

– Jak chcesz, to możesz już iść do domu.

– Dzwoń, jak będziesz potrzebowała pomocy.

Kilka minut później byłam już sama. Jeszcze raz spojrzałam na wnętrze sklepu i zdecydowałam, że tym razem również szybciej wrócę do domu.

Dzień był całkiem ciepły, dlatego też postanowiłam zostawić samochód przed domem i udać się do szkoły syna na pieszo.

– Mamo! – Kilka chwil później usłyszałam głos Aleksa.

– Witaj, skarbie. – Przytuliłam go mocno do siebie.

– Co tutaj robisz? Myślałem, że mam wrócić autobusem.

– Chciałam ci zrobić niespodziankę i dzisiaj szybciej zamknęłam sklep.

– Ale tylko dzisiaj? Czy już w ogóle zamknęłaś?

Spojrzałam na niego wymownie.

– Co masz na myśli?

– Słyszałem, jak wczoraj rozmawiałaś z ciocią Sabiną.

– Przecież spałeś…

– No nie do końca…

– Ty mały oszuście! – Uśmiechnęłam się i poczochrałam jego ciemną czuprynę.

– Oj tam, mamo. Przecież wiesz, że nie jestem już taki mały. Poza tym chciałem do łazienki i tak przez przypadek wyszło.

– No tak, zapomniałam, że masz już dwanaście lat i jesteś niezwykle dorosły.

– To jak z tym sklepem? Bo ja się cieszę, że go zamykasz, i myślę, że to dobra decyzja.

– Naprawdę? – spytałam, nie dowierzając temu, co usłyszałam. – Dlaczego tak uważasz?

– Bo teraz będziesz miała więcej czasu dla mnie.

Uśmiechnęłam się delikatnie, wiedząc, że Aleks po części ma rację. W ostatnich tygodniach zupełnie nie mieliśmy dla siebie czasu. Nasze dni przepełniała ciągła gonitwa między szkołą, treningami piłki nożnej i moją pracą. Stres, który mi towarzyszył, przyćmiewał radość z prostych chwil i sprawiał, że nie miałam wystarczająco dużo czasu, aby być kreatywną mamą.

– Wiesz co, kochanie? Masz całkowitą rację. Od dzisiaj będziemy spędzać ze sobą więcej czasu. Co powiesz na wspólne pieczenie babeczek?

– Świetny pomysł, mamo!

Pocałowałam go w policzek i objęłam ramieniem.

– Kocham cię – wyszeptał.

– Ja ciebie też, skarbie.

Idąc wzdłuż ulicy Piłsudskiego, patrzyliśmy na kolorowe witryny sklepowe, które rozjaśniały szare popołudnie. Do wiosny było jeszcze daleko, ale już dzisiaj chciałam poczuć, jak rodzi się nadzieja. Pragnęłam cieszyć się tym dniem i nie myśleć o zmartwieniach, które od długich miesięcy gościły w moim życiu i sprawiały, że byłam bliska kolejnego załamania nerwowego.

Po powrocie upiekliśmy czekoladowe babeczki, których zapach wypełnił każdy zakątek domu, graliśmy w gry planszowe, odrabialiśmy lekcje i szczerze cieszyliśmy się każdą wspólną minutą. Bawiliśmy się tak dobrze, że żadne z nas nie zauważyło upływających godzin. Gdyby nie stary zegar, który swoim donośnym tonem ogłosił godzinę dwudziestą pierwszą, zapewne nadal bawilibyśmy się bez opamiętania.

Położyłam Aleksa spać, nalałam sobie mały kieliszek wina i uruchomiłam laptop. Weszłam na swoje konto, aby dokładnie sprawdzić stan funduszy. Nie było tego za wiele. W sumie było tak niewiele, że niepokój związany z dalszym życiem skutecznie przyćmił moją radość. Po raz kolejny próbowałam myśleć logicznie i znaleźć rozwiązanie problemu, jakim był brak pieniędzy.

Znalezienie pracy na etacie w mojej sytuacji momentami graniczyło z cudem. Nie każdy chciał zatrudnić samotną matkę, a jak już ktoś był chętny, to oferował wynagrodzenie, które nie starczyłoby na pokrycie życiowych kosztów. Tego, w jaki sposób czułam się za każdym razem, gdy otwierałam portfel, nigdy nie zrozumie ten, kto nie był w podobnej sytuacji.

Biorąc do ust kolejne łyki wina, przeglądałam oferty pracy zdalnej. Nie było jednak nic konkretnego. Moje kwalifikacje odbiegały zupełnie od potrzeb rynkowych. Czułam się beznadziejnie, a moja frustracja rosła z każdym kolejnym ogłoszeniem, które czytałam. Ostatecznie zupełnie zirytowana, energicznym ruchem zamknęłam laptop, poszłam do kuchni i wylałam do zlewu niedopite wino.

– I co teraz? Nawet do tego się nie nadajesz. Małżeństwo ci nie wyszło, własna działalność nie przetrwała nawet trzech lat, schudłaś, zmartwienia zostawiły kilka zmarszczek, kot od ciebie uciekł, kwiatki na parapecie ci więdną i nawet lampki wina nie umiesz dopić… – wyszeptałam sama do siebie i zrezygnowana poszłam pod prysznic.

Rano budzik zadzwonił nieco później niż zwykle. Leniwym ruchem ręki sięgnęłam leżący na stoliku nocnym telefon i wyłączyłam drażniącą uszy melodię. W tym samym czasie w progu sypialni stanął Aleks. Był już ubrany w jasne spodnie i czarny T-shirt, miał uczesane włosy i zdawał się w pełni przygotowany do wyjścia do szkoły.

– Mamo? – powiedział nieco rozbawiony. – Ile teraz będziesz spała? – Podszedł do mnie i mocno się przytulił, po czym dodał: – Dawno nie widziałem cię w takich potarganych włosach.

Przez chwilę bawił się moimi niesfornymi kosmykami.

– Dawno nie spałam tak długo… Ale teraz trzeba wstawać i uszykować śniadanie mojemu mężczyźnie.

– Ale ja już wszystko zrobiłem! Wystarczy, że pójdziesz szybko do łazienki, ubierzesz się i przyjdziesz do kuchni.

Jego słowa zaciekawiły mnie tak bardzo, że nie miałam zamiaru siedzieć w łóżku ani minuty dłużej. W zawrotnym tempie odbyłam poranną toaletę i niemal zbiegłam po schodach, by znaleźć się jak najszybciej w kuchni.

– Jak pięknie pachnie! – zawołałam, wchodząc do pomieszczenia. – Jak udało ci się zrobić tak idealny omlet?

– Miałem dobrą nauczycielkę… – powiedział i mrugnął do mnie.

– Nawet nie wiem, co powiedzieć… – Z dumą patrzyłam na syna.

– Nic nie mów, tylko jedz. Chciałem zrobić ci niespodziankę, żebyś miała udany dzień.

– Dziękuję, że o mnie pomyślałeś. Bardzo mnie zaskoczyłeś. Jak tylko zamknę sklep i wszystkie swoje sprawy, obiecuję ci, że pojedziemy na kilka dni w góry, żeby razem spędzić czas.

– Ale jak będziemy w tych górach, to pójdziemy do aquaparku?

– Na pewno coś wymyślimy. – Puściłam do niego oczko. – A teraz wkładaj buty, bo najwyższy czas iść do szkoły.

Po odwiezieniu Aleksa udałam się do sklepu. Wkładając klucz do zamka, czułam się nieco dziwnie. Wiedziałam, że to jeden z ostatnich takich dni. Weszłam do środka i zamknęłam drzwi, włączyłam muzykę i od razu wzięłam się za pracę. Gdy tylko posprzątałam, włączyłam komputer. To był najwyższy czas, aby pozbyć się asortymentu. Z ciężkim sercem zaczęłam robić zdjęcia ubrań, które traktowałam jak swoje małe perełki. W tle leciały utwory w wykonaniu Lindsey Stirling, które działały na tyle odprężająco, że nie myślałam o tym, jak ciężko jest rezygnować z czegoś, co miało być nadzieją na lepsze jutro.

Każda rzecz, którą tutaj miałam, posiadała duszę. Dla mnie to nie był zwykły sklep ani zwykłe ubrania. To były arcydzieła, które kochałam wszystkie razem i każde z osobna, ale tej miłości nie mógł zrozumieć ktoś, dla kogo ubrania to tylko skrojone i zszyte szmatki. Niezwykle ciężko było mi się żegnać z sukniami, których miałam dokładnie pięćdziesiąt dwie. Były piękne. Każda z nich inna – inny kolor, inny krój, inna dusza. Zamknięta w swoim świecie, niczym w zaczarowanej krainie, do której nikt nie miał dostępu i w której czułam się zupełnie bezpieczna, postanowiłam ofiarować każdej z nich ostatni taniec. W rytm muzyki po kolei przykładałam suknie do swojego ciała, zgrabnie i starannie trzymając wieszaki. Zatraciłam się. Zamknęłam oczy i wyobrażałam sobie, jak tańczę w wielkim ogrodzie wypełnionym kwiatami. Mój umysł się rozświetlił, a kąciki ust delikatnie uniosły. Już przestałam się martwić tym, że zamykam firmę. Przecież mówią, że każdy koniec jest początkiem czegoś nowego i niezależnie od tego, jak jest ciężko i jak beznadziejna wydaje się sytuacja, należy się tym cieszyć. Pomyślałam, że może to jest właśnie ten dzień, w którym szczęście samo odnajdzie do mnie drogę?

Nagle rozległo się pukanie do drzwi sklepu. Jakaś zniecierpliwiona osoba mocno i szybko uderzała w szybę. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Sabinę. Przewróciłam oczami, odłożyłam sukienkę i z uśmiechem otworzyłam drzwi. Nawet nie zdążyłam powiedzieć słowa na przywitanie, gdyż przeszczęśliwa Sabina od razu rzuciła mi się na szyję.

– Tak, tak, tak! – krzyczała. – Udało się!

– Ale co? Co się udało? – Zupełnie zdezorientowana złapałam przyjaciółkę za ramiona, chcąc przywołać do rzeczywistości.

– Jadę na staż do Australii! Złożyłam papiery i dostałam się na staż do szpitala! Rozumiesz!? Spełniają się moje marzenia!

– Bardzo się cieszę! – Mocno uściskałam Sabinę i razem zaczęłyśmy podskakiwać ze szczęścia. – To już wiem, skąd to całe zamieszanie. Gratuluję ci ze wszystkich sił.

– Koniecznie musimy to opić. – Nawet nie zauważyłam, że Sabi przyniosła ze sobą wino.

– Oczywiście, że musimy, ale chyba nie tutaj? Jestem zawalona pracą, a za trzy godziny muszę odebrać syna ze szkoły…

– Spokojnie. Wszystkim się zajęłam. – Przerwała Sabina. – Dzisiaj wrócimy do domu taksówką, a Aleksa odbierze moja mama, natomiast jutro rano mój tata podwiezie cię tutaj, żebyś mogła odebrać samochód… O nic się nie martw.

– Jesteś niesamowita, chociaż totalnie szalona. – Roześmiałam się, nie do końca wiedząc, jak się w tej sytuacji zachować.

– Ty też zawsze taka byłaś… – Mówiąc to, Sabina puściła do mnie oczko. – Tak więc nie ma sprzeciwów, szykuj kieliszki i zaczynamy świętować!

– Jedyne kieliszki, jakie tu posiadam, to plastikowe kubki. – Rozbawiona przyniosłam z zaplecza opakowanie jednorazówek.

– Myślę, że w tych okolicznościach dom pérignon się nie obrazi i będzie smakował równie dobrze – zażartowała Sabina, otwierając butelkę szampana.

W tym samym momencie drzwi sklepowe otworzył dostawca, trzymający dwa pudełka pizzy. Nim zdążyłam zareagować, Sabina szybko podeszła do niego i kokietując w swój niezwykle zabawny, acz nieco wyrafinowany sposób, odebrała zamówienie.

– Proszę, specjalnie dla ciebie z podwójnym serem.

Obie usiadłyśmy na kocu obok żółtej sofy, która stała pod ścianą w drugim końcu pomieszczenia. To była ostatnia rzecz, jakiej mogłabym się dzisiaj spodziewać.

– To co teraz planujesz? Widzę, że już szykujesz szmatki na sprzedaż.

– Tak, jak widać. – Uśmiechnęłam się. – Ale wiesz co? Nie rozmawiajmy dzisiaj o tym. Opowiadaj o tym stażu. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że się dostałaś!

– No nie? Też jeszcze nie mogę w to uwierzyć. Chyba ze sto razy czytałam maila, zastanawiając się, czy nikt się nie pomylił.

– Jak by się mogli pomylić? Przecież jesteś świetna!

– A tam świetna…

– I do tego jak zawsze skromna – powiedziałam nieco sarkastycznie, wiedząc przecież, jaka jest Sabina.

– No dobra! Masz rację! Jestem świetna i wiem o tym, ale w życiu nie sądziłam, że się tam dostanę. Teraz będę miała tyle możliwości…

– Z jednej strony ci zazdroszczę, ale z drugiej wiem, jak ciężko na to pracowałaś. Mam nadzieję, że nie zapomnisz czasem napisać?

– No coś ty! Do ciebie? Chyba ci rozum odjęło!

– A co na to wszystko twoi rodzice?

– Znasz ich… Będą tęsknić, ale mimo to mnie wspierają. Widzę, że ojciec nieco posmutniał i na pewno ciężko mu się z tym pogodzić, zwłaszcza gdy od tak dawna nie widzieli Filipa.

– No tak zapewne boją się, że znikniesz tak jak on… A tak swoją drogą… co u niego? Masz z nim jakiś kontakt?

– Tak. Czasami się odezwie, ale znasz go.

– Znałam… Choć teraz na pewno się zmienił. Wieki nie miałam z nim kontaktu…

– Może to i lepiej.

– Co masz na myśli? – Spojrzałam badawczo na przyjaciółkę, która swój wzrok zatopiła w kieliszku.

– Filip miał trochę problemów i nie do końca sobie z nimi wszystkimi poradził. Czasami, jak z nim rozmawiam, wydaje mi się, że po drugiej stronie telefonu jest mój stary poczciwy brat, a czasami rozmawiam z nim, jak z całkiem inną osobą, której wcale nie znam…

– To przykre…

Po tych słowach zamilkłam, przypominając sobie moment, w którym – zaraz po zaginięciu Igora – pokłóciłam się z Filipem.

Doskonale pamiętałam wieczór, gdy zapłakana szukałam w swoim wówczas przyjacielu pocieszenia, a ten, chcąc wykorzystać sytuację, nagle mnie pocałował. Zdenerwowana, rozżalona i zaskoczona tą sytuacją, zupełnie bez zastanowienia uderzyłam go w twarz.

– Nad czym tak myślisz? – Słowa Sabiny przywołały mnie do rzeczywistości.

– Nad tym, jak ja sobie bez ciebie poradzę – rzuciłam i przybierając sztuczny uśmiech, uniosłam w pośpiechu kieliszek do ust. Miałam nadzieję, że łyk alkoholu zetrze z pamięci palący ból na dłoni, który został po wymierzonym wówczas ciosie.

Czas tego dnia mijał nam wyjątkowo szybko. W ciągu kilku godzin poruszyłyśmy milion tematów, a każdy z nich sprowadzał się do tego, jak bardzo będziemy za sobą tęsknić. Szampan zniknął równie szybko jak otrzymany na urodziny od starego znajomego ballantine’s, który do tej pory kurzył się na półce na zapleczu, najwyraźniej czekając na ten dzień.

Nastał wieczór. Nim się obejrzałyśmy, noc okryła swoim płaszczem cały świat.

– Wiesz? Będzie mi ciebie brakowało… – wyznałam chyba po raz setny.

– Mi ciebie też i to bardzo, ale żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku… Będziemy ze sobą zawsze online. No i nie wyjeżdżam na zawsze. Ten rok minie szybciej, niż ci się wydaje.

– Może i będzie tak, jak mówisz? Już ta godzina? – Przypadkiem spojrzałam na zegarek. – Chyba czas się zbierać do domu. Już jest dosyć późno, a jutro znowu muszę załatwić zbyt wiele spraw.

– Masz rację, trochę się zasiedziałyśmy, ale w dobrym towarzystwie czas zawsze szybko mija – przytaknęła Sabina, podnosząc się z koca.

– Już nie pamiętam, kiedy tyle wypiłam. – Roześmiałam się, czując, jak lekko chwieję się na nogach.

– Mamuśka też czasem musi zaszaleć – zażartowała Sabina, przesuwając nogą karton po pizzy.

Nie pamiętam, która z nas zamówiła taksówkę ani kiedy i jak minęła podróż, ale pamiętam, jak obie stałyśmy przed moim domem i przytulałyśmy się, wyznając po pijaku, jak bardzo się kochamy.

– Naprawdę się cieszę, że ci się udało – szepnęłam Sabinie do ucha.

– Wiem, dlatego właśnie z tobą się tym podzieliłam.

– Czuję, że zostaniesz tam na dłużej.

– Zobaczymy. Nic nie chcę planować. Czas pokaże, co z tego wyjdzie… Na razie muszę przygotować się do wyjazdu… Nie wiem jak ty, ale ja ledwo stoję na nogach.

Bez zbędnych słów każda z nas poszła do swojego domu.

– Już jestem – powiedziałam niemal szeptem, zamykając za sobą drzwi.

– Mam nadzieję, że spotkanie się udało – odpowiedziała pani Jola, mama Sabiny.

– Bardzo się udało. Mam nadzieję, że nie sprawiłyśmy pani problemu. Sabina mnie zaskoczyła.

– Nic się nie martw. Dobrze wiesz, że Aleksa traktuję jak wnuka. To bardzo grzeczne i pogodne dziecko. Zresztą nie jest już taki malutki. Zarówno on, jak i ty potrzebujecie przyjemnych chwil, które pomogą wam zapomnieć o problemach.

– To prawda. Bardzo dziękuję za dzisiaj.

– Nie ma za co, moje dziecko. Aleks już śpi, więc pójdę do domu. Odpocznij sobie, bo masz dużo spraw na głowie. I pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.

– Dziękuję, pani Jolu. – Niemal ziewając, zamknęłam drzwi za sąsiadką.

Leniwym ruchem zdjęłam z nóg szpilki i wdrapałam się po schodach na górę. Ostatkiem sił weszłam do pokoju Aleksa, by sprawdzić, czy wszystko z nim dobrze, po czym poszłam do sypialni i położyłam się w ubraniach na łóżku. Nie miałam siły się rozbierać. Szczerze? Było to dla mnie w tym momencie zupełnie nieistotne. Jedyne, co musiałam zrobić, to ustawić budzik na piątą rano, aby zdążyć z poranną toaletą. Nie chciałam, aby Aleks zastał mnie rano śpiącą w ubraniach. Zamknęłam oczy i zaczęłam myśleć o wyjeździe Sabiny. Z jednej strony naprawdę cieszyłam się jej szczęściem, ale z drugiej wiedziałam, że jest to ostatnia osoba, której ufałam, i bardzo bałam się ją stracić. Mimo woli zaczęły pojawiać się myśli, że teraz sobie nie poradzę z ciężarem w sercu, który rozumiała tylko ona…

Zmartwienia i pulsujący w mojej głowie alkohol mieszały się ze sobą, wprowadzając chaos, nad którym coraz trudniej było zapanować.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: