Bajka dla dorosłych - ebook
Bajka dla dorosłych - ebook
Leon Dukaris własną pracą zdobył majątek. Przypieczętowaniem jego sukcesu byłoby małżeństwo z arystokratką. Leon upatrzył sobie księżniczkę Marikę. Jej rodzina znalazła się w trudnej sytuacji finansowej, więc będzie mógł im pomóc, jeśli Marika zgodzi się wyjść za niego za mąż. Gdy przyjeżdża do Londynu, by się oświadczyć, spotyka Ellie Peters, która robi na nim oszałamiające wrażenie. Nie jest już pewien, czy powinien żenić się z Mariką…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-6758-8 |
Rozmiar pliku: | 613 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Leon Dukaris zerknął pobieżnie na fakturę leżącą przed nim na biurku i beztrosko wzruszył ramionami, po czym bez zastanowienia parafował niebagatelną kwotą do zapłaty. Viscari St. James był jednym z najdroższych i najbardziej ekskluzywnych hoteli w Londynie. Zamach stanu, który zmusił Michała z Karylii do ucieczki z jego własnego Wielkiego Księstwa, położonego w samym sercu Europy Środkowej, dokonał się w tak błyskawicznym tempie, i to zaledwie dwa tygodnie wcześniej, że nikogo nie powinno dziwić, że Wielki Książę ciągle jeszcze miał trudności z dostosowaniem – należącego obecnie do przeszłości – królewskiego stylu życia do tego, jaki przystawał do jego nowego statusu, czyli zubożałego byłego władcy, niemającego już na wyciągnięcie ręki niczego z bogactw małego, ale znakomicie prosperującego lenna.
Trudności te znakomicie pasowały Leonowi Dukarisowi, a finansowanie Wielkiego Księcia na wygnaniu nawet w najmniejszym stopniu nie było wyrazem jego hojności, szczodrego serca czy aktem miłosierdzia, lecz po prostu… inwestycją. I to taką, która w jego przekonaniu powinna zwrócić się w dwójnasób.
Zasępił się nagle, jakby niebotycznie drogo umeblowane biuro – prywatna własność i miejsce pracy miliardera – górujące nad londyńskim City odpłynęło gdzieś na drugi plan. Zawładnęła nim wizja sięgająca w daleką przeszłość, biedną i gorzką…
Ateny. Ponura zima. Kolejka do jadłodajni dla ubogich, dziury w podeszwach butów, dreszcze z zimna, czekanie na ciepły posiłek, żeby zabrać go do ciasnej nory, którą zamieszkiwali wraz z matką po eksmisji z przestronnego mieszkania za niepłacenie czynszu. On jest wszystkim, co matce teraz pozostało. Mąż, który zapewniał, że kocha ją nad życie, odszedł bez słowa, zostawiając ją z ich nastoletnim synem na pastwę losu, czyli tego, co miała im przynieść zapaść greckiej gospodarki wskutek największej od dziesięcioleci recesji…
Pozostawiony w skrajnej biedzie, Leon poprzysiągł się z niej wyrwać, bez względu na to, ile czasu mu to zajmie.
I wyrwał się. Odniósł sukces, bo uparcie skupił się na jednym celu, poświęcając wszystkie inne, i wspinał się szczebel po szczeblu na szczyt finansowej drabiny. Podejmował ryzyka, które zawsze się opłaciły, chociaż każdą kolejną ryzykowną inwestycję, w którą się zaangażował, przypłacał skołatanymi nerwami. Niekończący się pościg za bogactwem, który uczynił go perfekcyjnym spekulantem, potrafiącym wypatrzeć przed innymi każdą, wartą miliony euro okazję i skorzystać z niej, zaprowadził go w końcu do świata miliarderów.
Teraz jednak chciał, by pieniądze pozwoliły mu zdobyć zupełnie coś innego. Uśmiechnął się szeroko, nie kryjąc satysfakcji. Owo „coś” znalazło się właśnie w jego zasięgu, dzięki zamachowi stanu w Karylii, który odsunął od władzy jej króla.
Na samą myśl o tym w jego ciemnych jak noc oczach pojawił się blask. Księżniczka jako narzeczona. Przypieczętowanie zdobycia szczytu, na który się wspiął, wyruszywszy nań przed laty z kolejki do jadłodajni dla ubogich.
Córka Wielkiego Księcia Michała w charakterze przyszłej żony.
„Ellie! Jest dla ciebie wiadomość na temat ojca! Zła wiadomość!”.
Pełen niepokoju głos matki rozbrzmiewał jej w głowie nieprzerwanie, gdy wychodziła ze stacji metra przy Piccadilly Circus, pośpiesznie przemierzała ulicę St James’a i przekraczała próg hotelu Viscari, położonego tuż obok samego Buckingham Palace, z tego powodu cieszącego się popularnością wśród dyplomatów, zagranicznych polityków, a nawet przybywających z wizytą członków rodzin królewskich.
Również tych obalonych i zdetronizowanych.
„Obalony…”
Już samo to słowo przyprawiało Ellie o dreszcze. Zamach stanu, który sprawił, że jej ojciec wraz z całą rodziną musiał uciekać z ich bajkowego pałacu w Karylii, przemienił go jednocześnie w byłego władcę na wygnaniu. Aczkolwiek na bardzo luksusowym wygnaniu… – pomyślała, ze zdziwieniem dostrzegając nagle przepych holu hotelowego, całego w marmurach i złocie.
Pośpiesznie podeszła do recepcji.
– Do apartamentu Wielkiego Księcia Michała poproszę – zawołała niecierpliwie, oddychając nierówno z wysiłku i wzburzenia.
– Kogo mam zapowiedzieć? – zapytała recepcjonistka, podnosząc słuchawkę.
W jej głosie dało się wyczuć podejrzliwość. Ellie doskonale wiedziała dlaczego. Powszedni strój, dodatkowo wygnieciony podczas transatlantyckiego lotu, bardziej przystawał do wiejskiego życia w Somerset, które wiodła z matką i ojczymem, odkąd była jeszcze niemowlęciem, niż do kogoś, kto miał prawo wstępu do królewskiego apartamentu w luksusowym londyńskim hotelu.
– Po prostu Lisi! – odparła, podając karylskie zdrobnienie swojego imienia.
Kilka sekund później nastawienie recepcjonistki diametralnie się odmieniło i energicznie przywoływała boya hotelowego.
– Odprowadź Jej Wysokość do apartamentu królewskiego – poinstruowała.
Kiedy Ellie jechała na górę windą, żałowała, że jej tożsamość została odkryta – poza Karylią nigdy nie posługiwała się przysługującym jej tytułem, z wyjątkiem rzadkich okazji państwowych z udziałem ojca. Zamiast tego przedstawiała się angielskim zdrobnieniem i brytyjskim nazwiskiem ojczyma, to samo miała zresztą w paszporcie. Ellie Peters. To zdecydowanie ułatwiało życie, a także było znacznie krótsze i normalniejsze niż jej prawdziwe cztery imiona oraz nazwisko utworzone od wielu imion i nazwisk: Elizsaveta Gisella Karolina Augusta Feoderova Alexandrejna Zsofia Turmburg-Malavic Karpardy.
Wygląda na to, że nadano jej imiona i nazwiska po wszystkich możliwych ciotkach, babce i innych członkiniach europejskich rodów królewskich, jeśli tylko ojciec stwierdził, że jest z nimi jakoś spokrewniony! A miał podstawy historyczne, by tak myśleć, począwszy od Habsburgów po Romanowów, nie wspominając już o polskich, węgierskich i litewskich krewnych, czy nawet jednym otomańskim i jeszcze dwóch innych dorzuconych jakby na dokładkę.
I tak oto dziewięćsetletnia dynastia jakimś sposobem – dzięki szczęściu, determinacji, trafnym sojuszom i jeszcze trafniejszym małżeństwom – nie wypuściła z rąk górskiej twierdzy, jaką było Wielkie Księstwo Karylii, z wysokimi, ozdobionymi śnieżną czapą szczytami, pokrytymi bujną zielenią głębokimi dolinami, ciemnymi sosnowymi lasami, rwącymi rzekami, polodowcowymi jeziorami i nowoczesnymi stokami narciarskimi.
Za wyjątkiem obecnej sytuacji… Przypomniała sobie ucisk w żołądku, z przerażenia i niedowierzania, gdy usłyszała wiadomość obwieszczoną przez matkę. Bo ta dziewięćsetletnia własność miała teraz nagle i w druzgocący sposób przepaść na zawsze…
Kiedy winda się zatrzymała, wypolerowane drzwi rozsunęły się bezszelestnie i Ellie znalazła się w cichym, jakby opustoszałym holu, na ekskluzywnym piętrze, na którym znajdowały się apartamenty i rezydencje. Jedne z drzwi naprzeciwko otworzyły się z impetem i wyskoczyła z nich jakaś postać, natychmiast rzucając się Ellie na szyję.
– Och, Lisi, dzięki Bogu, jesteś!
To była Marika, młodsza siostra Ellie, a właściwie przyrodnia siostra, jedna z dwojga przyrodniego rodzeństwa, potomstwa jej ojca i jego drugiej żony. Ze strzępków rozmowy telefonicznej, jaką Ellie przeprowadziła jeszcze z lotniska, zorientowała się, że jej młodszy brat, Niki, następca tronu – w obecnej sytuacji były następca – nadal przebywa w szkole w Szwajcarii i zmaga się z przesądzającymi o wszystkim egzaminami wstępnymi na uniwersytet. Nie miała więc pojęcia, jak przyjął tę ponurą wiadomość, w przeciwieństwie do Mariki, której niepohamowany płacz przez telefon jednoznacznie świadczył o tym, że nie radzi sobie najlepiej.
– Nie wierzę, że to się naprawdę stało – odpowiedziała teraz siostrze, używając języka karylskiego, w którym Marika zaczęła rozmowę.
– To jakiś koszmar – przytaknęła Marika, wprowadzając Ellie do apartamentu.
– Jak papa?
– W kompletnym szoku. Nie umie przyjąć tego wszystkiego do wiadomości. Mutti też nie. – Marika westchnęła bezradnie. – Ale wchodź już. Papa nie może się ciebie doczekać.
Ellie weszła więc z holu do przestronnego salonu, zafascynowana otaczającym ją luksusem, chociaż był on i tak niczym w porównaniu z przepychem ich dotychczasowego pałacu. W środku zobaczyła pokój wypełniony ludźmi – znajdowali się w nim ojciec, jego żona, Wielka Księżna, i kilkoro członków służby hotelowej. Papa stał nieruchomo przy oknie wychodzącym na prywatny taras, wpatrzony niewidzącym wzrokiem w okoliczne dachy. Gdy weszła, odwrócił się. Odruchowo chciała podejść, by go przytulić na powitanie.
Jednak znajomy, ostry głos schłodził jej spontaniczne zapędy.
– Elizsaveta! Zapominasz się!
To Wielka Księżna, macocha, napominała ją ostrzegawczym tonem. Uświadomiwszy sobie, czego od niej oczekuje, wzięła głęboki oddech i dygnęła niezdarnie w niezbyt długiej spódniczce. Ale gdy to zrobiła, poczuła się głupio i nieswojo: ojciec nie był już panującym władcą…
W tym momencie tata wyszedł jej naprzeciw i pochwycił jej dłonie.
– Jesteś w końcu – powiedział tonem pełnym ulgi, ale i z nutą żalu.
Nerwowo przełknęła.
– Przepraszam, papo, byliśmy w Kanadzie… na dalekiej północy. Filmowaliśmy z Malcolmem w tak odległym zakątku, że komunikacja słabo tam dociera, a zanim wróciłam tutaj…
Zamilkła nagle. Przy całym nieszczęściu, które na niego spadło, z pewnością mało go w tym momencie obchodził ojczym, wybitny filmowiec, którego praca rzucała we wszystkie zakątki świata. Zwłaszcza że to właśnie dla Malcolma został porzucony przez jej mamę, gdy Ellie była jeszcze niemowlęciem.
– Nieważne. Na szczęście już jesteś – powiedział nieco cieplejszym tonem i natychmiast zwrócił się do stojącego obok członka służby.
– Josef, przekąski! – rozkazał.
Ellie przygryzła wargę. Zawsze uważała, że chłodny, władczy sposób bycia ojca przyczyniał się do jego narastającej niepopularności w Karylii, a jej niewypowiedziane myśli wybrzmiewały we wszystkich analizach politycznych, które przeczytała, odkąd informacja o zamachu ujrzała światło dzienne i zaczęto szukać przyczyn takiego obrotu spraw.
Zadecydowało właśnie to, a także nieprzejednana odmowa wprowadzenia choćby najmniejszych konstytucyjnych, fiskalnych czy społecznych reform, mających na celu rozładowanie napięć pośród potencjalnie toksycznej i historycznie zawsze grożącej eskalacją konfliktów mieszanki etnicznej, składającej się na populację Księstwa. Zwłaszcza ostatnio, kiedy poszczególne grupy toczyły bratobójczą rywalizację i wymagały starannego i nieustannego równoważenia wpływów tak, aby żadna z mniejszości nie poczuła się urażona, czy zignorowana.
Kłopot w tym, że ojcu brakowało umiejętności i zdolności do zarządzania ludźmi, a także politycznej przenikliwości, charyzmy i otwartej osobowości, które cechowały jego ojca. Wielki Książę Nicholas z powodzeniem przeprowadził Karylię przez dyplomatyczne pole minowe dekad Żelaznej Kurtyny, zachowując zawsze zagrożoną niepodległość Księstwa, pomimo olbrzymiej presji zagranicznej, i zapewnił dobrobyt, którym dotychczas cieszy się ono niezmiennie. Powściągliwość i nieporadność jej ojca w ciągu dziesięciu lat panowania zdołały co najwyżej zrazić do monarchy wszystkie frakcje polityczne, nawet te tradycyjnie najbardziej mu przychylne.
To właśnie sprawiło, że żadna z nich nie stanęła po jego stronie, gdy doszło do zamachu stanu, przeprowadzonego przez Wysoką Radę pod przywództwem lidera grupy etnicznej zgłaszającej najwięcej pretensji.
W tej chwili ojciec i Wielka Księżna żywili wielki – i co Ellie musiała przyznać – z ich punktu widzenia w pełni zrozumiały gniew i urazę z powodu losu, jaki ich spotkał. Szczególnie ewidentne było to, gdy wyrażali potępienie wobec wszystkich, którzy przyczynili się do ich upokarzającej ucieczki. Sama Ellie ledwie wydusiła z siebie wyrazy współczucia – rzeczą oczywistą było, że ojciec i macocha muszą najpierw rozładować wszelkie silne emocje. Miała nadzieję, że na bardziej racjonalną dyskusję przyjdzie pora później. To samo odnosiło się do możliwości zadania niewygodnych pytań.
W końcu, schroniwszy się w sypialni Mariki, odważyła się zapytać o to, co trapiło ją najbardziej, a czego nie mogła powiedzieć na głos w obecności żadnego z członków pozostałej służby królewskiej, bez względu na ich wielką lojalność.
– Mariko… co się dzieje z finansami ojca? Na co zgodził się nowy rząd? To musiała być bardzo hojna ugoda… – Rozejrzała się znacząco po luksusowej sypialni. – To miejsce z pewnością nie jest tanie!
Siostra spojrzała na nią z taką miną, że Ellie poczuła ciarki na plecach.
– Lisi, to nie papa płaci za ten hotel! Nie może sobie na to pozwolić. Och, Lisi, nie stać go już na nic! Zostaliśmy bez grosza przy duszy!
Krew odpłynęła z twarzy Ellie.
– Bez grosza przy duszy? – powtórzyła jak echo pustym głosem.
Marika skinęła głową z rozpaczą.
– Nowy lider rządu oświadczył ojcu, że nie będzie żadnej ugody finansowej i że cały królewski majątek zostaje zamrożony!
– Żadnej? – Ellie powtórzyła znów z niedowierzaniem. Potem ponownie powędrowała wzrokiem po luksusowo urządzonym pokoju. – Ale… to miejsce? Mieszkacie tu już prawie dwa tygodnie…
Wyraz twarzy Mariki uległ nagle zmianie. Wyglądała teraz na mocno zażenowaną.
– Tak jak już ci powiedziałam, Lisi… Papa nie płaci za ten apartament, płaci ktoś inny.
Elli patrzyła na siostrę coraz bardziej przestraszona.
– Ale kto?! – zażądała odpowiedzi.
Wyjaśnienie Mariki było raczej chaotyczne.
– Ten człowiek nazywa się Leon, Leon Dukaris, i jest miliarderem. To Grek. Odwiedził Karylię ubiegłego lata. Przybył na galę operową, której patronowała mutti. Został nam przedstawiony i papa zaprosił go na przyjęcie w ogrodzie pałacowym. Potem uczestniczył również w przyjęciu i kolacji – tak naprawdę nie zwróciłam na niego większej uwagi. Okazja ta była wydarzeniem biznesowym z udziałem niektórych ministrów i zagranicznych inwestorów. On rozmawiał głównie z nimi i z papą. Ja… ja naprawdę niewiele więcej wiem, poza faktem, że po naszym przyjeździe do Londynu skontaktował się z papą i powiedział, że udzieli nam wsparcia finansowego.
– Ale dlaczego? Dlaczego jakiś Leon Dukaris miałby się nami przejmować? A co dopiero bulić za ten pałac! Jak chce robić interesy w Karylii, to nie do ojca powinien się teraz przymilać! – dziwiła się Ellie – Mariko, powiedz mi lepiej prawdę. O co tu chodzi?
Siostra opuściła wzrok, nerwowo bawiąc się palcami.
– O Boże, Lisi, jest tylko jeden powód, dla którego płaci za wszystko! On chce… – przełknęła głośno – …on chce mnie poślubić!
Ellie wytrzeszczyła oczy.
– Poślubić ciebie?! Nie mówisz poważnie!
– Wyraźnie daje to do zrozumienia! Był tutaj kilka razy, zawsze dla mnie bardzo miły. O wiele bardziej niż tylko uprzejmy! Robię wszystko, żeby go zniechęcić, ale wiem, że matka oczekuje, że go zachęcę, bo śmiertelnie się martwi, co się teraz z nami stanie, a jeśli on naprawdę chce się ze mną ożenić…
Urwała, bo załamał jej się głos. Konsternacja Ellie sięgnęła szczytu. Już wystarczająco zła wydawała się informacja, że ojciec został bez grosza przy duszy i że finansuje go jakiś nieznany grecki miliarder… ale, jakby tego było mało, siostra jest przekonana, że ten grecki miliarder chce ją poślubić?!
A może Marika, wyczerpana nerwowo, co nie powinno dziwić, po katastrofie, jaka spadła na rodzinę, sama to wszystko wymyśla?
Próbując więc rozpaczliwie rozładować sytuację czarnym humorem, w chwili, gdy żarty wydają się w ogóle niemożliwe, Ellie wypaliła bez zastanowienia:
– Tylko mi nie mów, że Leon Dukaris to jakiś odrażający, lubieżny starzec z grubym brzuchem i świńskimi oczkami!
– No niezupełnie. – Marika uśmiechnęła się przelotnie, ale zaraz potem jej oczy wypełniły się łzami. – Och, Lisi, nie ma znaczenia, jak on wygląda i kim jest! Bo… ja kocham innego! – wykrzyczała nareszcie. – Dlatego nie mogę wyjść za Leona Dukarisa! Po prostu nie mogę!
Leon wyskoczył ze limuzyny, która właśnie zaparkowała na szerokim podjeździe hotelu Viscari St James, i zamaszystym krokiem wszedł do holu. Nadeszła właściwa pora, by ponownie odwiedzić rodzinę królewską na wygnaniu.
Już kilka razy wpadał z wizytą do Wielkiego Księcia, odkąd ten ostatni dwa tygodnie temu nagle pojawił się w Londynie. Przychodził rzekomo po to, by zapewnić go, że osobiście pokryje wszystkie koszty związane z pobytem rodziny królewskiej w mieście, do chwili gdy Michał zdecyduje, gdzie chce zamieszkać na wygnaniu i zacznie robić to, co robią byli monarchowie, gdy ich kraje już ich nie chcą. Jednak rzeczywisty powód odwiedzin był zgoła inny: tak naprawdę próbował zdecydować ostatecznie, czy przystąpić do realizacji rozważanego planu, którym było poproszenie o rękę księżniczki. To miało być ostateczne uwieńczenie życiowych osiągnięć.
Gdy zasunęły się za nim drzwi windy jadącej do luksusowego apartamentu na ostatnim piętrze, tabuny myśli kłębiły mu się w głowie. Czy zwyczajnie fantazjował, czy naprawdę brał pod uwagę taki pomysł? Wpadł na niego ostatniego lata, gdy odwiedził Karylię w interesach. Został zaproszony do pałacu, spotkał się z rodziną królewską towarzysko i poznał księżniczkę Marikę…
Wówczas nie poddał tego poważnemu namysłowi, ale myśl ta zaczęła dojrzewać w kolejnych miesiącach. Dziewczyna, chociaż brunetka, do tego cicha z natury, była bardzo ładna i chociaż gustował raczej w blondynkach, no to cóż… by złowić księżniczkę na żonę mógłby zmienić upodobania. Na tyle, na ile był w stanie ocenić, nie brakowało jej też inteligencji, a to kolejna istotna zaleta. Jako osoba inteligentna bez wątpienia będzie otwarta na małżeństwo z powodów praktycznych. A wtedy kwestia miłości – jego usta zacisnęły się nerwowo – nie skazi ich małżeństwa.
Nic więc pozornie nie przemawiało za wykluczeniem pomysłu z poślubieniem księżniczki… zwłaszcza teraz, gdy sprawy przybrały tak katastrofalny obrót dla karylskiej rodziny królewskiej. A zatem Marika powinna na poważnie rozważyć jego propozycję.
Rzecz jasna, zakładając, że ją złoży.
Ale czy powinienem?
To, że jego zaloty spotkają się z przychylnością jej rodziców, było oczywiste – czyż mogło istnieć cokolwiek bardziej pożądanego niż wyjątkowo bogaty zięć, który bez końca byłby w stanie finansować ich wygnanie? A jeśli chodzi o samą księżniczkę… Bez cienia próżności miał świadomość, że kobietom wydawał się niezwykle atrakcyjny. Jego życie, nawet jeszcze na etapie, gdy dorabiał się wielkiej fortuny, pełne było chętnych kandydatek, co jednoznacznie ten fakt potwierdzało. Teraz, po trzydziestce, gdy nacieszył się już skakaniem z kwiatka na kwiatek, czuł się całkowicie gotowy, by się ustatkować u boku jednej miłej damy. I byłby dobrym mężem dla księżniczki, a małżeństwo byłoby uczciwe. Nie oszukiwałby i nie mamił swojej żony obłudnymi deklaracjami dozgonnej miłości i nieustannym wygłaszaniem pochlebstw, które nic nie znaczą, gdy pojawią się trudności.
Ni stąd ni zowąd zmarkotniał. Tak właśnie postępował jego ojciec. Leon dorastał, bez przerwy słysząc wspaniałe deklaracje, którymi dosłownie zasypywał matkę: jak bardzo jest jej oddany, jak bardzo ją kocha, że jest ona dla niego wszystkim, jego słońcem i powietrzem… i tym podobne bzdury.
Wszystko to jednak okazało się nie mieć wartości.
Gdy załamała się grecka gospodarka, odszedł z inną kobietą – zupełnym przypadkiem bogatą – zostawiając załamaną żonę i nastoletniego syna, którzy musieli odtąd radzić sobie sami. Porzucił ich kompletnie. Matka była całkowicie zdruzgotana jego zdradą, Leon jedynie rozgniewany. Do szpiku kości i pełen pogardy dla człowieka, który im to zrobił.
Nigdy nie będę taki jak on. Nigdy! – zwykł myśleć. – Nigdy nie zrobię żadnej kobiecie tego, co ojciec zrobił matce! Przede wszystkim nigdy nie powiem żadnej kobiecie, że ją kocham. Ponieważ nigdy się nie zakocham. Bo miłość nie istnieje. Istnieją jedynie puste słowa, które kłamią… i niszczą.
Gdy winda zwolniła, by się zatrzymać, i drzwi się rozsunęły, Leon natychmiast otrząsnął się z czarnych myśli. Tamta niedola dawno minęła. Nie dręczą go już wspomnienia. Poukładał sobie życie na własnych zasadach. Podobnie zbuduje swoje małżeństwo. Nie będzie w nim miejsca na coś, co nie istnieje – na miłość. Jego przyszła żona, kiedy zdecyduje się na ślub z nim – bez względu na to, kim będzie, księżniczką czy też nie – zyska szacunek, poważanie, przyjaźń i towarzystwo. No i rzecz jasna, pożądanie. To się rozumie samo przez się.
I właśnie dokładnie o tym nie powinien był teraz myśleć, bo, gdy wyszedł z windy, naprzeciw otworzyły się drzwi królewskiego apartamentu, a w nich pojawiła się kobieta, która natychmiast przykuła jego wzrok. Wysoka, szczupła, o szaroniebieskich oczach i blond włosach związanych z tyłu w kucyk. Na twarzy nie miała żadnego makijażu, a ubiór zupełnie przeciętny, z pewnością nie luksusowy, szyty na miarę czy markowy. Jednak nie miało to najmniejszego znaczenia, bo bez wątpienia była oszałamiająco, zachwycająco piękna… Z miejsca wzbudziła też jego pożądanie.
Kto to może być? – pomyślał gorączkowo.
Nigdy przedtem jej nie widział – żadna kobieta o tak olśniewającej urodzie nie mogłaby ujść jego uwadze. Co więcej, jak sobie natychmiast uświadomił, ona także stanęła jak wryta, wpatrując się w niego intensywnie. Przez chwilę, zniewalającą i elektryzującą, pozwolił sobie na rozkosz bezczelnego wpatrywania się jej prosto w oczy, aby dostrzegła, ile przyjemności mu to sprawia. Błyskawicznie jednak odwróciła wzrok, jej policzki zapłonęły i ruszyła przed siebie z opuszczoną głową, by go ominąć i zniknąć w otwartej windzie. Roześmiał się więc tylko pod nosem.
Kimkolwiek była, musiała należeć do świty Wielkiego Księcia, nieważne już w jakim charakterze, co oznacza, że w którymś momencie znów się spotkają. A on na pewno nie miałby nic przeciwko temu…
I wtedy nieco się pomiarkował. Brutalnie uświadomił sobie, że wcale nie będzie mu na rękę, spotkać tę oszałamiającą kobietę ponownie! Kimkolwiek by się nie okazała, powinien o niej zapomnieć. Przecież to o względy księżniczki ma się starać!