-
nowość
Bajki Uszyte Z Wrażliwością - ebook
Bajki Uszyte Z Wrażliwością - ebook
Zapraszam do magicznego świata "Bajek Uszytych Z Wrażliwością", gdzie każda opowieść, mam nadzieję, pozwoli Państwu lepiej zrozumieć siebie i innych. Wybierzmy się razem w podróż do niezwykłego ogrodu, pełnego kolorowych postaci i emocji. Spotkajcie gwiazdy-marzenia, z którymi można porozmawiać, przeczytajcie o tym, jak trudno jest czasami wybaczyć samemu sobie, i poznajcie wiele, wiele innych niezwykłych historii – a każda z nich kryje małą cegiełkę do budowania empatii i zrozumienia. "Bajki Uszyte Z Wrażliwością" to doskonała lektura na wieczory z dziećmi, ale także dla każdego, kto pragnie odnaleźć w sobie odrobinę magii, zbliżyć się do innych lub samego siebie. Każdy z nas, tak jak każda z tych bajek, ma swoją unikalną historię do opowiedzenia. Zobacz, czy te staną Ci się bliskie. Miłego czytania!
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Dla dzieci |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| Rozmiar pliku: | 658 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dawno, dawno temu… za siedmioma górami, za siedmioma rzekami żył magiczny ogrodnik. Cały świat mówił o jego ogrodzie, gdzie kwiaty rosły wyjątkowo dorodne. Były one oczywiście magiczne - zasadzone w jednej glebie mogły wymieniać się tym, co zgromadziły, a wszystkim były potrzebne sole z ziemi; pyłki, które przynosiły owady; promienie słoneczne oraz woda z pobliskiego strumienia.
Ogrodnik zaglądał co jakiś czas do swoich kwiatów i powtarzał im, że muszą o siebie dbać nawzajem
i dzielić się tym, co mają.
- Każda z Was żyje w innym miejscu. Jedna ma więcej wody, inna promieni słonecznych, jeszcze inna soli z ziemi. Pamiętajcie proszę o tym i rozsądnie dzielcie się tym, co macie, aby każda
z Was mogła rozkwitnąć - powiedział do trzech świeżo posadzonych stokrotek.
I tak wykiełkowały i rosły trzy siostry - Nina, Misia i Zdzisia. Nina zazwyczaj oddawała promienie słoneczne, bo ich zawsze miała najwięcej. Misia sole, bo rosła w najżyźniejszej glebie, a Zdzisia wodę, bo była najbliżej strumienia.
Były już dużymi pannami-kwiatami, gdy coś się zmieniło. Z dnia na dzień w strumyku zaczęło być coraz mniej wody. Na początku tego nie zauważyły, dopiero z czasem dotarło do nich, że nie mają już świeżych zapasów i trzeba korzystać z tego, co zgromadziły.
Na początku każda z nich sięgnęła do tego, co sama odłożyła wcześniej. Z czasem jednak, gdy i to zaczęło się kończyć, Nina, która zawsze była najbardziej oddalona od strumienia, zaczęła powoli usychać. Czuła, że ma już końcówkę swojej wody i postanowiła zareagować od razu. Poprosiła, więc siostry:
- Bardzo chce mi się pić. Czy mogłybyście oddać mi trochę swojej wody?
Misia i Zdzisia bardzo się zmartwiły i oczywiście postanowiły pomóc. Zdzisia od razu oddała cały swój zapas. Wszak zawsze to ona była najbliżej strumienia i na pewno sama również sobie poradzi. Misia natomiast zapytała siostrę:
- Ile wody potrzebujesz? Mam jeszcze trochę zapasów.
- Bardzo dziękuję. Już mam tyle, ile mi potrzeba. Wszystko dostałam od Zdzisi - odpowiedziała Misi Nina.
Kolejne dni mijały, a deszczu wciąż brakowało. Zdzisia czuła się coraz gorzej bez wody. Cały zapas oddała, ale bardzo głupio byłoby jej poprosić siostry o pomoc. W końcu to ona zawsze je wspierała
i dalej chciała czuć się silna i być tą, która daje, a nie tą, która potrzebuje pomocy. Naprawdę wstydziła się poprosić o wsparcie i przy tym przyznać, że tak nierozsądnie oddała wszystko, co miała.
- Może jutro przyjdzie deszcz? Jeśli nie, to w końcu poproszę Ninę i Misię - pomyślała Zdzisia
Przyszedł wieczór i zasnęła. Zasnęły wszystkie, a Zdzisia więdła coraz bardziej.
Wtedy do swojego ogrodu przyszedł ogrodnik. Postanowił przesadzić siostry w inne miejsce,
gdzie płynął drugi strumyk. Zabrał jednak tylko dwa kwiaty, ponieważ trzeci już zwiądł.
Nina i Misia bardzo później płakały za siostrą, ponieważ wiedziały, że wody wystarczyłoby dla wszystkich. Nie spodziewały się i nie zauważyły, że Zdzisi jej brakuje.
Ogrodnik natomiast długo się później zastanawiał, jak to się stało, że to właśnie kwiatek, który był najbliżej źródła, zwiądł najwcześniej…PAN FRETKA I ŻONKILOWE DOMKI
To prosta historia prostego, skrupulatnego i poukładanego Pana Fretki. Prostego Pana Fretki? Co to znaczy, zapytacie?
Nie ma krzywizn?
Jest jak Pan Linijka?
Jest wyciągnięty jak Pan Struna na skrzypcach?
Choć w postawie jego fretkowego ciała można zauważyć powyższe, to jego prostota przejawiała się
w czymś jeszcze - wszystko jest dla niego jasne. Jakby bowiem miało być inaczej? Wszak wszystko
w życiu ma zasady, a on niczego tak nie kocha jak rutyny i mocnych granic co-jest-co.
Pan Fretka ma oczywiście swoją bardzo poukładaną i odpowiedzialną pracę - jest inspektorem szczęścia w swojej galaktyce. Codziennie rano zakłada białą koszulę, którą zapina na wszystkie guziki, aż pod samą brodę. Potem sięga po idealnie dopasowaną kamizelkę, czarną muchę i frak. Wszystko jest oczywiście czyściutkie oraz wyprasowane. Pastuje, a potem wsuwa na stopy czarne pantofle, całuje Panią Fretkę w policzek na “do widzenia”, bierze swój cylinder oraz monok i tak schludnie wyszykowany punkt 8:00 wychodzi do pracy.
A pracę ma niezwykłą - dopasowaną do siebie, gdzie zasad trzymać się trzeba. Łapie za swój futrzany, dobrze wyczesany ogon, poprawia monokl i magicznie przenosi się do innej części swojego świata, gdzie sprawdza i analizuje, czy mieszkańcy mają zaspokojone potrzeby i czują się szczęśliwi. Naszymi mieszkańcami na ziemi są ludzie, a tam mieszkały domy - to one miały historie, uczucia
i przygody.
Jak wszystko, Pan Fretka poziom ich szczęścia bada w prosty sposób - według stworzonej wcześniej instrukcji. Zastanawiasz się, jak ona wygląda?
- Ach! Tutaj na pewno wszyscy są szczęśliwi! Taki tu ład i porządek! - pomyślał Pan Fretka
- O dzień dobry, Domku Żonkilowy! Jestem inspektorem szczęścia w naszej galaktyce
i sprawdzam jak się macie. Masz przepiękny, żółty kolor fasady. Rozumiem, że jesteś szczęśliwy i tak mam Cię oznaczyć w galaktycznym spisie?
- O jak cudownie, że mi przytaknąłeś! Dawno nie widziałem tak pięknie poukładanej krainy! Także zaznaczam - żółty, radosny! Oczywiście zgodnie z instrukcją!
- Och, jaki cudowny dzień! Wszystkie sześć domków cudownie żółciutkie. Ach jaka łatwa jest ta moja praca! Jak cudownie, że wszyscy są tutaj tak szczęśliwi!
- Proszę wejść - z głębi gabinetu wydobył się niski i stanowczy głos Pana Goryla.
- 100%! 100%¹ radosnych żółtych domków na jednej planetce w naszej galaktyce! Czegoś takiego nigdy nie widziałem! Piękne niebo, piękne trawniki!
- Dzień dobry, Panie Fretko. Miło mi Pana widzieć w tak dobrym humorze! Chciałbym poznać trochę szczegółów tej sprawy. Co dokładnie powiedziały domki?
- Co powiedziały? To przecież jasne! Że są w naszej galaktyce bardzo szczęśliwe!
- To rozumiem, Panie Fretko, ale co dokładnie je tak uszczęśliwia?
- Ależ to proste! Ten porządek, to poukładanie, te widoki! - odpowiedział Pan Fretka.
- Czy dokładnie tych słów użył?
- Yyyy… i Pan Fretka się zmieszał, spuścił delikatnie głowę i lekko zaczerwienił się ze wstydu. Właśnie sobie uświadomił, że nie pozwolił żadnemu z domków powiedzieć nawet słowa. Tak był podekscytowany. - Przepraszam, właściwie to tylko mrugnęły okiennicami i przychyliły dachy dla potwierdzenia, ale jestem pewny, naprawdę przekonany, że dokładnie to czuły!
- Panie Fretko, proszę uzupełnić spis o dokładne słowa domków. Proszę zapytać co wywołuje ich uczucia i kolory fasad. Wszak możemy się od nich dowiedzieć co zrobiły, że są tak wyraziście żółte i zastanowić się, czy powinniśmy przeprowadzić w tym zakresie szkolenie dla innych domków w galaktyce.
- Nie rozumiem. Taka prosta sprawa, a tak ją komplikować - pomyślał, choć czuł podskórnie,
że szef ma rację i trzeba dokładniej zbadać ten temat. Łapie się więc za ogon futrzany, dobrze wyczesany, poprawia monokl i już jest z powrotem na malutkiej, okrąglutkiej planecie z żółtymi domkami, gdzie niebo jest pomarańczowo-różowe.
- Dzień dobry jeszcze raz, Domku Żonkilowy. Chciałem jeszcze dopytać, co Pan robi, że jest taki radosny?
- Dzień dobry Panie Fretko. A po czym Pan wnioskuje, że jestem radosny? - Zdziwił się szczerze domek.
- Po pięknej żółtej fasadzie, po przystrzyżonym trawniku i po pięknym widoku na który Pan patrzy swoimi oczami-okiennicami - odpowiedział już całkiem zakłopotany Pan Fretka.
- Ach, po żółtej fasadzie?! Tak, staram się ją taką utrzymać, bo na przeciwległej planetce jest galaktyczne przedszkole i ponoć tam bawiące się gwiazdy, komety i pyły najbardziej lubią ten kolor. Tylko wieczorem pokazuję swoją zgniłozieloną naturę.
- Zgniłozieloną - przestraszoną? - Zdziwił się Pan Fretka - A dlaczego ma Pan taką?
- Ach, Panie Fretko… zapraszam na herbatę, jeśli ma Pan czas, to wszystko Panu opowiem.
- Och, już teraz wszystko rozumiem! Bardzo mi przykro z powodu Pańskiej historii i tego, że tak szybko Pana oceniłem, nie próbując nawet usłyszeć, ani zrozumieć co ma Pan do powiedzenia.
- Nic się nie stało, Panie Fretko. Wszak wiemy, że zasady instrukcji są na ten moment proste. Wie Pan, co… wcześniej przybierałem żółtą fasadę tylko dla przedszkolaków, ale teraz po tej rozmowie, o dziwo czuję się dużo mniej zgniłozielony, a trochę bardziej żółciutki. Tak mi ulżyło, że mogłem w końcu opowiedzieć, co mnie gryzie i drapie w środku domku. Dawno nikt mnie tak uważnie i z zainteresowaniem nie wysłuchał. Dziękuję! Może Pan spokojnie zostawić żółty w rejestrze.