- W empik go
Bal u hrabstwa - ebook
Bal u hrabstwa - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 161 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dlatego też wyznaję, że byłem dumny z mojej pozycji jako auskultanta, akolega mój, Łąkiewicz, który wraz ze mną otrzymał dekret i z którym od pierwszego roku nauk prawniczych mieszkaliśmy w jednym pokoju, był dumny także. Powiem nawet więcej: oto pielęgnowaliśmy w sobie tę dumę i utwierdzaliśmy się w niej nawzajem, a to tym bardziej, im mocniej ją obrażał trzeci nasz kolega, Tyndakowski. I on, uczęszczając na prawo, mieszkał razem z nami, i on podzielał z nami wszystkie małe i wielkie kłopoty i niedogodności, wynikające z braku równowagi w budżecie studenckim. Ale zaledwie skończył studia, kazał sobie wydrukować bilety jako: Le chevalier Ladislas de Slepowron Tyndakowski i najął osobne mieszkanie, złożone z pokoju i przedpokoju, gdzie usługiwał mu „dochodzący” lokaj, podczas gdy my kontentowaliśmy się dawną, skromną izdebką i usługą stróżychy; biletów tak szumnych nie drukowaliśmy, najpierw z oszczędności, a po wtóre dlatego, że Łąkiewicze nigdy nie byli szlachtą, moja zaś familia jest tak dawnej daty, że dokumenta nasze szlacheckie zginęły jeszcze w czasie wędrówki narodów i trudno by nam było wylegitymować się wobec dzisiejszych formalności biurokratycznych. Pod względem majątkowym staliśmy wszyscy trzej na równi, tj. ja i Łąkiewicz nie mieliśmy nic, a Tyndakowski miał tylko stryja, który miał wieś, a na tej wsi dług bankowy i pięcioro własnych dzieci – jako też ciotkę. Ciotka ta była wdową w podeszłym już wieku i należała do tego – gasnącego już niestety – rodzaju ciotek bezdzietnych, które nie siedzą na dożywociu, ale na ' funduszach znacznych i zawisłych wyłącznie od ich dyspozycji. Otóż gdy Władysław ukończył szkoły, ciotka ta znalazła się przypadkiem we Lwowie i zapytała siostrzeńca, co teraz robić zamierza?
– Jużci, że wstąpię do służby politycznej – odparł młodzieniec prostując się, a muszę tu nadmienić, że miał całe dwa metry wzrostu i metr szerokości w barkach. – Mam piękne nazwisko – dodał – a dla takich teraz kariera otwarta. Chciałbym wiedzieć, dlaczegoby Tyndakowski nie dokazał tego, co Gołuchowski?
Potrzeba wiedzieć, że ciocia należała do tej znacznej dość liczby ludzi, którzy tym bardziej nienawidzili śp… namiestnika hr. Gołuchowskiego, im mniej do tego mieli powodu. Znałem takich, których namiestnik swojego czasu prześladował, zamykał itp. i którzy mu to przebaczyli – ale z tych, którym nigdy nic złego nie robił, nikt mu nie przebaczył. Dosyć, że zaiskrzyły się oczy szanownej cioci na wzmiankę, że dynastia Tyndakowskich może kiedy nastąpić po Gołuchowskich w prezydium namiestnictwa, i spojrzała na Władysława okiem pełnym macierzyńskiej miłości. Wszak i ona była Tyndakowska, herbu Ślepowron! Dodajmy do tego, że Władysław popieścił czule ulubionego jej Azorka i że odchodząc ukłonił się bardzo czule pani Miauczyńskiej, odwiecznej klucznicy ciocinej, a pojmiemy, że wpadł w jak największą łaskę. Ciocia po jego odejściu zrobiła uwagę, że „Władzio” jest bardzo przystojnym chłopcem, a Miauczyńska odpowiedziała na to, że „oko w oko” podobny jest do ciotki. Nastąpiło jeszcze parę wizyt, jeszcze parę grzeczności, wyświadczonych pani Miauczyńskiej, a ciocia uchwaliła, „że chłopak, kiedy teraz ma zająć samoistne stanowisko w świecie, potrzebuje się przecież urządzić i oporządzić”. Wskutek tej uchwały miał Władzio dostać tysiąc złr. Ale zdarzyło się, że ciocia kazała mu przyjść na herbatę pewnego wieczora, kiedy go oczekiwano właśnie w innym, także kobiecym, lecz nierównie młodszym towarzystwie. C. k… praktykant konceptowy złożył się tedy jak scyzoryk i przeprosił ciocię mówiąc, że zrobił sobie votum pójść jutro do spowiedzi i do komunii u oo… jezuitów i że rad by przeto wieczór dzisiejszy przepędzić na samotnym rozmyślaniu – chybaby ciocia kazała mu przyjść koniecznie. Ciocia pocałowała go w czoło ze łzami w oczach i nie kazała mu przychodzić aż jutro, po komunii na kawę. Przyszedł oczywiście i miał oczy czerwone, bo był niewyspany.
Ma się rozumieć, że na zapytanie cioci złożył ten fenomen fizjologiczny na karb niesłychanego wzruszenia, jakim go zawsze przejmuje przyjęcie Przen. Sakramentu. Dosyć, że zamiast tysiąca złr piękny i pobożny Władzio otrzymał przy odjeździe cioci dwa tysiące gotówką i natychmiast, jak już wyżej powiedziałem, wyprowadził się od nas, a najął sobie osobne mieszkanie.
Odtąd widywaliśmy się bardzo rzadko, a ile razy widywaliśmy się, p. Tyndakowski zawracał nam głowę swoimi arystokratycznymi koneksjami. Na koniec ciocia przez koneksje swoje wyrobiła mu zaproszenie na recepcje u namiestnika. Nota bene niepamiętną jest rzeczą, ażeby kiedy jaki auskultant proszony był na taką recepcję – chyba może pewien hrabia, który wszakże wkrótce porzucił sądownictwo. Praktykantom konceptowym… zdarza się to tylko wtenczas, gdy z urodzenia należą do arystokracji. Słusznie więc może p. Władysław Tyndakowski wyobraził sobie, że wskutek zaproszenia został co najmniej baronem i że jego Ślepowron wszedł w kuzynostwo z Kawką, która figuruje na pałacu namiestnikowskim. Rzecz naturalna, że przestał się z nami witać i poznawać nas na ulicy.
Ale przyszła koza do woza. I ja miałem moje arystokratyczne koneksje. Od trzech lat uczyłem historii powszechnej, polskiej, jako też literatury w domu hrabstwa N. Elewką moją była hrabianka Maria, istny cud piękności. Lekcje skończyły się, skoro panienkę wprowadzono w świat, i byłoby też to barbarzyństwem męczyć nauką tak prześliczną główkę i bez tego już wewnątrz wcale dobrze umeblowaną. Całe miasto szalało za nią, a ponieważ i posag miała piękny, więc na wieść o nowym cudownym zjawisku zaczęli do Lwowa, jak do Częstochowy, zjeżdżać się panicze z odległego Krakowa, z odległej Warszawy, z najdalszych krańców Wołynia.