Bal w Palermo - ebook
Bal w Palermo - ebook
Harper McDonald jedzie do Nowego Jorku, by odnaleźć swoją bliźniaczkę Leah. Gdy pojawia się w klubie, w którym siostra była hostessą, ochroniarze prowadzą ją do gabinetu właściciela – sycylijskiego milionera Vieriego Romano. Harper dowiaduje się, że Leah zgodziła się udawać narzeczoną Vieriego, ale wzięła od niego pieniądze i zniknęła. Teraz to ona w zastępstwie siostry będzie musiała pojechać z Vierim do Palermo…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-4485-5 |
Rozmiar pliku: | 772 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Harper McDonald patrzyła na masę skłębionych ciał na parkiecie. Skąpane w blasku zielonych i niebieskich laserów, wyglądały jak wzburzone morze. Całe jej ciało pulsowało w rytm hipnotycznej muzyki, wokół unosił się zapach luksusu, pieniędzy i hedonizmu.
Harper czuła się tu zupełnie nie na miejscu. Nie przyszła tu, żeby tańczyć albo bratać się z pięknymi i bogatymi. Znalazła się tu tylko z jednego powodu: musiała znaleźć siostrę.
Zeszła po schodach i przesuwając się po skraju parkietu, próbowała znaleźć kogoś, kto mógłby jej pomóc. Ktoś musiał przecież wiedzieć, co się stało z Leah. Ale ledwie przeszła kilka kroków, ktoś z potężną siłą pochwycił ją za ramiona i uniósł do góry.
– Puść mnie! Postaw mnie! – Gwałtownie obróciła głowę i zobaczyła dwóch osiłków w garniturach. Po ich szerokich, obojętnych twarzach przemykały smugi laserowego światła.
– Postawcie mnie! – zawołała znowu, próbując przekrzyczeć hałas. – To boli!
– To przestań się wyrywać.
Prowadzili ją gdzieś bez słowa wyjaśnienia, a ona zupełnie nic nie mogła z tym zrobić. Ludzie obojętnie rozstępowali się przed nimi. Jej los nikogo tu nie obchodził.
– Przestańcie! – powtórzyła, próbując zapanować nad histerią. Nie miała pojęcia, kim są ci dwaj i dokąd ją prowadzą. Nie ciągnęli jej w stronę wejścia, lecz w przeciwną, w głąb tego mrocznego, niebezpiecznego budynku. Przez jej umysł przemykały przerażające obrazy: porwanie, morderstwo, gwałt. A potem znowu wróciło podstawowe pytanie i największy lęk: co się stało z Leah?
No cóż, nie zamierzała dać się porwać. Gotowa była walczyć do ostatka sił, by ocalić siebie i siostrę.
– Ostrzegam was – powiedziała, desperacko wierzgając nogami – że jeśli natychmiast mnie nie postawicie, to zacznę wrzeszczeć.
– Nie radziłbym – mruknął jeden z osiłków prosto do jej ucha. – Na twoim miejscu siedziałbym cicho. Skoro zrobiłaś to, co zrobiłaś, to musisz się przygotować na konsekwencje. Awantury w niczym ci nie pomogą.
Cóż ona takiego zrobiła? Nie chodziło chyba o to, że oszukała bramkarza przy drzwiach? Wejście do tego ekskluzywnego nocnego klubu okazało się zdumiewająco łatwe. Była przygotowana na to, że będzie musiała zdać się na łaskę bramkarza i wyjaśnić mu dokładnie, po co przyszła, ale żadne wyjaśnienia nie były potrzebne. Bramkarz po prostu odsunął się na bok i pozwolił jej wejść, mówiąc przy tym:
– Miło cię znowu widzieć. – Oczywiście pomylił ją z siostrą. Myślał, że ma przed sobą Leah.
Ostatnia wiadomość od siostry pochodziła sprzed miesiąca. Leah zadzwoniła do niej wtedy nad ranem, wyraźnie nietrzeźwa, jak zwykle nie zważając na różnicę czasu między Szkocją a Nowym Jorkiem. Zaspana Harper niewiele zrozumiała z tego, co siostra próbowała jej powiedzieć. Mówiła coś, że poznała mężczyznę, dzięki któremu stanie się bogata i rodzina nigdy więcej nie będzie się musiała martwić o pieniądze.
To był ostatni telefon, potem Leah już więcej się nie odezwała i Harper po jakimś czasie zaczęła się martwić. W końcu wpadła w panikę i przekonana, że jej siostrę spotkał jakiś okropny los, wykorzystała cały limit na karcie kredytowej, kupiła bilet na lot do Nowego Jorku i odnalazła nocny klub Spectrum, położony w samym sercu Manhattanu, gdzie Leah przez ostatnie pół roku pracowała jako hostessa. To było ostatnie miejsce, gdzie ją widziano, dlatego tu właśnie Harper rozpoczęła swoje poszukiwania. A teraz, gdy dwóch osiłków ciągnęło ją w nieznanym kierunku, zaczęła się obawiać, że spotka ją ten sam los co siostrę.
Zaprowadzili ją na tyły klubu i wepchnęli przez niemal niewidoczne drzwi za sceną do ciemnego korytarzyka, tak wąskiego, że musieli iść gęsiego. Ochroniarze w końcu musieli ją puścić, ale jeden szedł tuż przed nią, a drugi tuż za nią, tak blisko, że czuła ciepło ich ciał i zapach potu. Wspięli się po pogrążonych w półmroku schodach i stanęli przed kolejnymi drzwiami. Jeden z osiłków zastukał kostkami palców.
– Wejść.
Wepchnęli Harper do niedużego, kwadratowego pomieszczenia oświetlonego pojedynczą świetlówką na suficie. Za biurkiem siedział ciemnowłosy mężczyzna z pochyloną głową, stukając szybko w klawiaturę komputera. Za nim rozciągało się weneckie lustro, przez które widać było poruszającą się na dole masę ludzi.
– Dziękuję wam – powiedział mężczyzna, nie podnosząc głowy. Po jego gęstych włosach przesuwały się refleksy barwnego światła. – Możecie już iść.
Ochroniarze wymamrotali coś i wyszli, zamykając za sobą drzwi. Harper próbowała uspokoić oddech i pomyśleć jasno. Rozejrzała się po pokoju, sprawdzając, czy da się stąd uciec. Było zupełnie cicho, pulsująca muzyka tutaj nie docierała. Harper słyszała tylko szum własnej krwi w uszach i stukanie klawiszy.
Mężczyzna za biurkiem wciąż ją ignorował, czuła jednak emanującą od niego władzę, a także wrogość.
– A więc zguba się znalazła – powiedział w końcu, wciąż na nią nie patrząc.
– Nie! – zawołała szybko, pragnąc natychmiast mu wszystko wytłumaczyć. – Nie rozumie pan…
– Oszczędź sobie tych wymówek. – W końcu zamknął laptop, podniósł się z wdziękiem i Harper dopiero teraz zauważyła, jaki jest wysoki i przystojny. – Nie interesuje mnie to, co masz do powiedzenia. – Omijając ją wzrokiem, podszedł do drzwi i usłyszała dźwięk obracanego w zamku klucza. Wsunął klucz do kieszeni spodni i wrócił za biurko.
– Co pan robi?
– A jak myślisz? – Zatrzymał się przy krześle. – Nie pozwolę, żebyś znowu mi uciekła.
– Nie – spróbowała Harper jeszcze raz. – Pomylił się pan. Ja nie jestem…
– Siadaj. – Wskazał jej krzesło naprzeciwko siebie. – I nie utrudniaj.
Harper miała wrażenie, że wpadła jak Alicja do króliczej nory. To wszystko nie mogło się dziać naprawdę. Podniosła głowę i ich oczy spotkały się po raz pierwszy. Dopiero wtedy poczuła, że jego lodowata pewność siebie zaczyna się nieco kruszyć.
Co, do diabła? Vieri Romano zazgrzytał zębami. To nie była ta kobieta. Zacisnął pięści w przypływie desperacji. Dziewczyna, która siedziała przed nim, wyglądała jak Leah McDonald i mówiła jak Leah McDonald, z miękkim szkockim akcentem. Ale gdy teraz patrzył na nią w jaskrawym świetle jarzeniówki, wiedział z absolutną, irytującą pewnością, że to nie jest Leah McDonald.
Do diabła, pomyślał znowu, wpatrując się w nią. Były bardzo podobne, z całą pewnością były bliźniaczkami, ale teraz wyraźnie dostrzegał subtelne różnice. Ta miała nieco szerzej rozstawione oczy, pełniejsze usta, troszeczkę dłuższy nos. Włosy też były inne, spływały na jej ramiona w swobodnych miedzianych falach. Leah nosiła starannie ułożone loki. Ale przede wszystkim zachowanie tej dziewczyny mówiło, że to nie jest Leah.
Siedząca przed nim kobieta patrzyła na niego ze stalową determinacją. W żadnym razie nie próbowała z nim flirtować, co z pewnością zrobiłaby Leah na jej miejscu, próbując wydobyć się z kłopotów. Leah była doskonale świadoma swojej urody i potrafiła z niej korzystać, tymczasem jej siostra pod jego wzrokiem wyraźnie poczuła się nieswojo i obronnie skrzyżowała ramiona. Nie próbowała też trzepotać rzęsami, tylko patrzyła na niego z ogniem. Przypominała mu zapędzone w kąt dzikie zwierzę, które nie zamierza się poddać bez walki.
Przesunął dłonią po podbródku, zastanawiając się, co zrobić. Te dwie celtyckie piękności mogły być w zmowie. Może ta druga została przysłana jako asekuracja, może były na tyle głupie, by sądzić, że ujdzie im to na sucho. Choć kobieta siedząca przed nim nie wyglądała na głupią. W każdym razie niewykluczone, że będzie mogła go doprowadzić do siostry. Jedno było pewne: nie wyjdzie stąd, dopóki nie zostanie gruntownie przesłuchana.
– Jak się nazywasz? – warknął.
– Harper. – Poruszyła się na krześle. – Harper McDonald.
Gdy nic nie odpowiedział, buntowniczo uniosła głowę.
– A pan kim jest?
Vieri ściągnął brwi. Nie przywykł, by go pytano, kim jest, a już z pewnością nie we własnym klubie.
– Vieri Romano – odrzekł spokojnie. – Właściciel klubu Spectrum.
Dziewczyna zacisnęła różowe usta.
– W takim razie chciałabym złożyć oficjalną skargę na to, jak mnie tu potraktowano. Nie ma pan absolutnie żadnego prawa, żeby…
– Gdzie jest pani siostra, pani McDonald? – Podniósł głos, ucinając jej bezowocne protesty. Nie miał czasu na słuchanie jej żałosnych oskarżeń.
Przygryzła usta.
– Nie wiem – powiedziała z paniką. – Właśnie dlatego tu jestem. Przyjechałam, żeby jej poszukać. Nie miałam z nią żadnego kontaktu od ponad miesiąca.
Oderwał wzrok od jej pełnych ust i chrząknął z lekceważeniem.
– W takim razie jest nas już dwoje.
– Nie ma jej tu? Zrezygnowała z tej pracy? – zapytała niespokojnie.
– Porzuciła pracę. Razem z moim barmanem Maksem Rodriguezem.
– Tak po prostu odeszła z dnia na dzień?
– Zniknęła bez śladu.
– O Boże. – Harper zacisnęła drżące palce na krawędzi biurka. – Gdzie ona się podziała?
Vieri wzruszył ramionami, obserwując ją uważnie.
– Czy ma pan jakieś przypuszczenia, co się mogło z nią stać?
– Na razie nie. – Wyrównał stertę papierów na biurku. – Ale zamierzam się tego dowiedzieć i wtedy jej kłopoty dopiero się zaczną.
– Co pan chce przez to powiedzieć? – zdumiała się Harper.
– To, że nie lubię, gdy moi pracownicy znikają bez śladu, szczególnie razem z trzydziestoma tysiącami dolarów, które należą do mnie.
– Trzydzieści tysięcy dolarów? – Uniosła dłoń do ust. – To znaczy, że Leah i ten Max ukradli panu pieniądze?
– Pani siostra i ja zawarliśmy umowę, a w każdym razie tak mi się wydawało. Popełniłem błąd i zapłaciłem jej pierwszą ratę z góry, a ona zniknęła z tymi pieniędzmi.
– Nie! Och, tak mi przykro!
Wydawała się odpowiednio wstrząśnięta, na tyle, by przekonać Vieriego, że nic o tym nie wiedziała, zauważył jednak z zainteresowaniem, że nie próbowała podważać faktów.
– Może mi pani wierzyć, że jej też będzie przykro – stwierdził i odchylił się na oparcie krzesła. Leah go oszukała, ale był wściekły przede wszystkim na siebie, że uwierzył w jej łzawą historyjkę i zapłacił jej część pieniędzy z góry. Naopowiadała mu jakichś bajek o tym, że potrzebuje pieniędzy od razu, żeby je wysłać rodzinie, bo ojcu grozi utrata pracy. To, że dał się nabrać, bolało go bardziej niż utrata trzydziestu tysięcy dolarów. Gdyby wystarczyło jej odwagi, żeby zwyczajnie poprosić, niewykluczone, że dałby jej te pieniądze. Tymczasem on, Vieri Romano, biznesmen miliarder, człowiek, którego szanował i którego się obawiał cały świat korporacyjny, został wystrychnięty na dudka przez kobietę, choć przysiągł sobie, że nic takiego więcej się nie zdarzy.
Ale Leah McDonald trafiła na chwilę jego słabości. Któregoś wieczoru pił w klubie. Tego dnia otrzymał złe wiadomości i, co rzadko mu się zdarzało, poczuł chęć, by utopić smutki w alkoholu. Leah obsługiwała go uważnie, lecz dyskretnie, właśnie tak, jak lubił, a Vieri miał ochotę z kimś porozmawiać. Przy butelce szkockiej opowiedział tej młodej Szkotce o swoim ojcu chrzestnym, który był dla niego najważniejszym człowiekiem na świecie, a właściwie jedynym ważnym. Otrzymał właśnie od niego mejl, który potwierdzał najgorsze obawy: jego ojciec chrzestny umierał. To była tylko kwestia czasu.
Gdyby na tym poprzestał, nie wydarzyłoby się nic złego – wróciłby do domu pić dalej, a Leah zgarnęłaby spory napiwek. Ale coś w jej łagodnym głosie przyciągnęło go i kazało mówić coraz więcej. W końcu opowiedział jej o ostatnim spotkaniu z chrzestnym i o szczerej rozmowie, którą wówczas przeprowadzili. Alfonso wyjawił mu wówczas prawdę, której Vieri wcześniej zaledwie się domyślał, a także wyraził ostatnie życzenie. Chciał dożyć ślubu Vieriego, chciał go zobaczyć z żoną i z rodziną. Vieri nigdy nie miał rodziny i wiedział, że nie będzie jej miał.
Leah podeszła do sprawy praktycznie. Skoro tak brzmiało ostatnie życzenie ojca chrzestnego, stwierdziła, to należy je spełnić. To jest obowiązek Vieriego. A jeśli nie ma żadnej narzeczonej ani kandydatki na narzeczoną, to powinien kogoś poszukać, nawet zapłacić jakiejś dziewczynie, gdyby okazało się to konieczne. Powinien zrobić wszystko, by uszczęśliwić ojca chrzestnego.
Vieri ku własnemu zdumieniu zaczął się zastanawiać, czy ta młoda kobieta nie ma racji. Może to rzeczywiście było najlepsze rozwiązanie. Wiedział, że ojciec chrzestny zawsze był dumny z jego sukcesów, ale tym razem nie chodziło o osiągnięcia, lecz o osobiste szczęście. Vieri zdobył ogromny majątek, ale właściwie nigdy nie rozumiał, czym jest szczęście. Wiedział jednak, że jeśli istnieje jakikolwiek sposób, by mógł wypełnić życzenie chrzestnego, powinien to zrobić, nawet gdyby musiał po prostu udawać.
Zanim zobaczył dno butelki, zawarli układ. Leah potrzebowała pieniędzy, a on fałszywej narzeczonej. Za trzydzieści tysięcy dolarów miała przez kilka miesięcy udawać jego dziewczynę. Osąd Vieriego był przyćmiony alkoholem i wydawało mu się wówczas, że to najlepsze wyjście.
Ale ledwie wpłacił pieniądze na konto Leah, dziewczyna zniknęła. Tymczasem Vieri zdążył już powiadomić zachwyconego ojca chrzestnego, że wkrótce przedstawi mu narzeczoną. Teraz miał problem. Gdy ochroniarze zawiadomili go, że Leah wróciła, natychmiast przyjechał do klubu, zdecydowany wymusić na niej dotrzymanie warunków umowy. Tylko że kobieta, która siedziała przed nim, to nie była Leah McDonald. A to znaczyło, że ani na krok nie przybliżył się do rozwiązania tej irytującej sytuacji.
A może jednak? Harper McDonald twierdziła, że nie ma pojęcia, gdzie jest Leah. Vieri jej nie wierzył. Ale może było inaczej. Popatrzył chłodno na siedzącą przed nim bliźniaczkę.
– Więc co pan zamierza teraz zrobić? – zapytała Harper niespokojnie. – To znaczy, w sprawie Leah. Zawiadomił pan już policję?
– Jeszcze nie. Wolę załatwiać takie sprawy osobiście. – Postukał palcami w blat biurka. Dziewczyna przełknęła; było jasne, że jej wyobraźnia pracuje na pełnych obrotach. No cóż, Vieri nie zamierzał jej uspokajać. Na razie odpowiadało mu to, że się go bała. Nie mogła przecież wiedzieć, że Vieri nienawidzi fizycznej przemocy i włożył wiele wysiłku w to, by uwolnić swój klub od zorganizowanej przestępczości.
– Mogę panu pomóc ją znaleźć. – Szarpała się jak ryba na haczyku, próbując go ułagodzić. – Jeśli to będzie konieczne, osobiście zwrócę panu te pieniądze.
– A jak zamierza pani tego dokonać? – Popatrzył na nią chłodno. – Leah mówiła, że pani rodzina żyje w nędzy.
Rumieniec oblał jej szyję i policzki.
– Nie miała prawa czegoś takiego mówić.
– Więc to nieprawda? Spłata trzydziestu tysięcy dolarów nie będzie dla pani problemem?
– No cóż, oczywiście, że to będzie problem, podobnie jak w każdej przeciętnej rodzinie. Ale zrobię to.
– Naprawdę?
– Tak, naprawdę. – Odsunęła włosy z zarumienionej twarzy. – Mogłabym na przykład pracować tutaj, to znaczy za darmo.
– Dziękuję bardzo, ale jedna siostra MacDonald, która tu pracowała, wystarczy mi aż nadto – odrzekł z sarkazmem.
– W takim razie znajdę jakąś inną pracę. Szybko się uczę i mogę robić wszystko. Potrzebuję tylko trochę czasu i szansy, żebym mogła sama poszukać Leah.
– Może pani robić wszystko?
– Tak – odrzekła z determinacją.
– W takim razie jest chyba coś, w czym mogłaby mi pani pomóc. – Pochwycił jej spojrzenie. – Może pani wypełnić zobowiązanie, które podjęła pani siostra.
– Tak, oczywiście. – Zamrugała i skryła piwne oczy pod ciemnymi rzęsami. – Na czym to zobowiązanie polega?
W gabinecie zaległo milczenie.
– Zostanie pani moją narzeczoną.