Bale i skandale - ebook
Bale i skandale - ebook
Chloe długo pracowała, by stać się niezależną. W pewnym momencie uświadamia sobie, że czas pomyśleć o życiu osobistym. Wraca do rodzinnego miasta, gdzie czeka na nią Ian, jej narzeczony. Jednak Ian traktuje ją z rezerwa. A ona spotyka arystokratę Dariusa Maynarda, w którym kochała się przed laty, i nie jest już pewna, czy rzeczywiście chce małżeństwa z Ianem…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-1871-9 |
Rozmiar pliku: | 683 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Ależ, Chloe, my ciebie potrzebujemy, nie możesz mi tego zrobić. – Błękitne, szeroko otwarte oczy pani Armstrong spoglądały na nią ze zdumieniem. – Myślałam, że mogę na tobie polegać.
Ponieważ Chloe Benson nadal milczała, jej pracodawczyni nie poddawała się.
– Poza tym miesiąc na południu Francji to chyba kusząca perspektywa? – Zmieniła taktykę.
– Oczywiście, pani Armstrong, ale tak jak wspomniałam, mam inne plany i dlatego złożyłam wymówienie. – Chloe pozostawała niewzruszona. Nie mam zamiaru dalej usługiwać innym ludziom, nawet jeśli świetnie płacą. Czas zacząć własne, prawdziwe życie, dodała w myślach.
– Cóż, muszę przyznać, że jestem bardzo rozczarowana. – Elegancka, blada dama westchnęła ciężko i przyłożyła do czoła smukłą, wiotką dłoń. – Nie wiem, co powiem panu Armstrongowi…
Cokolwiek mu powiesz i tak go to nie wzruszy bardziej niż informacje giełdowe, pomyślała złośliwie Chloe.
– Jeśli dostałaś lepiej płatną propozycję, jestem pewna, że możemy się porozumieć. – Pani Armstrong spojrzała na nią spod przymrużonych powiek.
Nie chodzi o pieniądze, lecz o miłość, Chloe uśmiechnęła się do siebie w duchu. Przed oczyma stanął jej Ian, wysoki, barczysty szatyn z niesforną czupryną i błękitnymi, poważnymi oczami. Nie mogła już doczekać się chwili, gdy zapuka do jego drzwi i oznajmi radośnie: wróciłam, kochanie, tym razem na dobre! Potrząsnęła głową.
– Nie, proszę pani, po prostu postanowiłam dokonać w życiu pewnych zmian.
– Szkoda. Przecież jesteś świetna w tym, co robisz. – Pani Armstrong znów westchnęła, tym razem z lekkim zniecierpliwieniem i ledwo widoczną dezaprobatą.
Chloe z trudem powstrzymała się przed wymownym wywróceniem oczami. Prowadzenie domu, w którym znajdowały się wszystkie znane ludzkości udogodnienia i najnowocześniejsze sprzęty oraz kilkuosobowy zespół pracowników nie wydawało jej się szczególnie trudnym zadaniem. Miliarder Hugo Armstrong rzadko kiedy opuszczał swoje biuro w londyńskim City, ale nie skąpił pieniędzy na utrzymanie swego wielkiego domu na prowincji w idealnym porządku. Oczekiwał, że sowicie opłacani pracownicy zapewnią jego żonie, dzieciom i licznym gościom wygodne i wolne od przyziemnych problemów życie. Mimo młodego wieku Chloe świetnie sobie radziła z rozlicznymi obowiązkami gosposi i długimi godzinami pracy. Musiała przyznać, że jej energia i świetna organizacja były hojnie nagradzane. Wyjątkowo wysokie zarobki osładzały jej nieco brak własnego życia – jej pracodawcy oczekiwali pełnej dyspozycyjności dwadzieścia cztery godziny na dobę. Spędziła w posiadłości Armstrongów Boże Narodzenie, Wielkanoc, nie udało jej się wyrwać nawet na przyjęcie z okazji trzydziestej rocznicy ślubu cioci Libby i wujka Hala, jedynej rodziny jaka jej pozostała. Nawet sowity bonus nie zagłuszył dręczących ją wyrzutów sumienia. Na szczęście teraz, gdy złożyła już wymówienie, nie musiała się o to martwić – za tydzień będzie w domu! Ciekawa była, jak odnajdzie się z powrotem w swoim panieńskim pokoiku na piętrze domu wujostwa po tym, jak u Armstrongów zarządzała wielką posiadłością i mieszkała w niewielkim, ale oddzielnym domku z ogródkiem. Troskliwość cioci Libby i pogoda ducha wujka Hala na pewno ułatwią mi powrót, stwierdziła, wchodząc do domku, z którym wkrótce zamierzała się pożegnać. Zresztą, miała nadzieję, że Ian zaproponuje jej wspólne zamieszkanie jeszcze przed ślubem. W końcu w wieku dwudziestu pięciu lat nadal pozostawała dziewicą, co wielu wydawać by się mogło dziwne. Najwyższy czas stać się kobietą i rozpocząć prawdziwe życie, stwierdziła z mocą. Była już zmęczona odganianiem zalotników, których wabiły jej wielkie orzechowe oczy i pełne, zmysłowe usta. Iana poznała jeszcze w liceum – pojawił się w klinice weterynaryjnej jej wuja w ramach praktyk i tuż po zrobieniu dyplomu wrócił jako stażysta, by w krótkim czasie stać się równoprawnym partnerem wuja. I moim, uśmiechnęła się do swoich myśli Chloe. Pierwszy raz oświadczył jej się tuż po rozpoczęciu pracy w klinice, ale wtedy Chloe nie była jeszcze gotowa na poważny związek – chciała się sprawdzić, zarobić pierwsze własne pieniądze, być niezależna. Mimo że zawsze marzyła o dziennikarstwie, z powodu kryzysu na rynku mediów musiała zadowolić się tymczasową posadą gosposi, która okazała się tak absorbująca i dochodowa, że pochłonęła ją całkowicie na ponad rok. Początkowo Ian nie krył niezadowolenia.
– Posiadłość Armstrongów leży kilkaset kilometrów stąd! – Oburzył się. – Przecież dobrze zarabiam, nie musisz podróżować za pracą.
– Wiem. – Cmoknęła go w policzek i roześmiała się. – Ale wesele, nawet skromne, kosztuje majątek, a ciocia i wujek i tak dostatecznie długo mnie utrzymywali. Chociaż tego wydatku im oszczędzę. Zresztą to tylko rok, zobaczysz, szybko minie, nawet się nie spostrzeżesz.
Oczywiście, myliła się. Armstrongowie okazali się tak absorbujący, że kontakty Chloe z wujostwem i Ianem ograniczały się do sporadycznych rozmów telefonicznych. Na szczęście w porę się opamiętała. Dzięki oszczędnościom nie musiała przez jakiś czas pracować i mogła poświecić sto procent czasu i uwagi rodzinie i budowaniu swojej przyszłości u boku Iana. Na pewno wszystko się ułoży, pomyślała, włączając ekspres do kawy i ciesząc się perspektywą powrotu do domu. Z zamyślenia wyrwało ją energiczne pukanie do drzwi.
Tanya, młoda niania, która opiekowała się bliźniakami państwa Armstrongów, wpadła do salonu niczym petarda.
– Doszły mnie słuchy, że odchodzisz! Powiedz, że to nieprawda!
– Prawda. – Chloe zaśmiała się szczerze i wyciągnęła drugą filiżankę dla koleżanki.
– Tragedia! – Tanya, z miną straceńca, opadła bez sił na kanapę. – Bez twojego wsparcia bliźniaki z pewnością doprowadzą mnie do szaleństwa. Znalazłaś inną pracę? Nie winię cię, czasami wydaje mi się, że Armstrongowie traktują nas jak swoją prywatną własność. – Sympatyczna pieguska nadąsała się.
– Zapewne dlatego tak dobrze płacą… – Chloe pokiwała głową ze zrozumieniem.
– Dostałaś lepszą propozycję? – Tanya natychmiast się ożywiła i nadstawiła uszu.
– Cóż, można tak powiedzieć. Zamierzam wyjść za mąż.
– Nic nie mówiłaś o zaręczynach!
– Bo to na razie nieoficjalne. Właściwie to nie przyjęłam oświadczyn, ale teraz nareszcie jestem gotowa na ten krok. Oszczędziłam tyle pieniędzy, że starczy na ślub i jeszcze wyremontuję kuchnię w domu Iana, kiedy już się tam wprowadzę. Wiesz, kawalerom zazwyczaj wystarcza stołek i grzałka do zaparzenia herbaty. – Chloe przypomniała sobie zardzewiały zlew i zepsuty piecyk w kuchni młodego weterynarza.
– Szczęściarz. Co on na to?
Chloe zmieszała się, ale tylko na chwilę. Ian na pewno będzie zachwycony.
– To niespodzianka, jeszcze mu nie powiedziałam, że wracam.
Tanya rzuciła jej zdziwione spojrzenie, które na chwilę zbiło Chloe z pantałyku.
– Mam nadzieję, że wiesz, co robisz. – Jak na młodą dziewczynę, przyjaciółka zachowuje się wyjątkowo cynicznie, stwierdziła z niezadowoleniem Chloe i machnęła lekceważąco ręką.
– Oczywiście. Ian bardzo za mną tęskni, ja za nim też. Nie mogę się już doczekać powrotu do Willowford. To cudowne miejsce, podobałoby ci się.
Tanya nie wykazała większego entuzjazmu.
– Co w nim takiego wspaniałego? – spytała z powątpiewaniem. – Malownicze łąki i tajemnicze dworki? – parsknęła.
– Raczej serdeczni, szczerzy ludzie i proste, prawdziwe życie. Chociaż jest i dwór – przypomniała sobie.
– O! – Tanya wyciągnęła szyję zaciekawiona. – Posępne zamczysko ze strasznym hrabią pożerającym dziewice?
Chloe roześmiała się nieco sztucznie.
– Nie, myślę, że sir Gregory jest na to już za stary! A dwór wygląda pięknie i wcale nie jest posępny.
– Powiedz chociaż, że to tajemniczy samotnik. – Tanya wydawała się nieco rozczarowana.
– Wdowiec, ma dwóch synów.
– Dziedzica i czarną owcę? – Oczy dziewczyny rozbłysły. – Jak w powieści.
– Skąd wiesz? – Chloe spojrzała podejrzliwie na przyjaciółkę, ale szybko się opanowała. – Faktycznie młodszy został wydziedziczony i zniknął.
– Co się stało? – Podekscytowana Tanya aż podskoczyła na kanapie.
– Miał romans z żoną starszego brata.
– A czy ten zły syn… Jak on miał na imię? Czy on ożenił się ze swoją kochanką?
– Darius. – Chloe niechętnie wypowiedziała imię, które już prawie udało jej się zapomnieć. – Nikt nie wie, jak potoczyły się ich losy. Zresztą, nikogo to nie obchodzi. – Wzruszyła ramionami, dając przyjaciółce do zrozumienia, że temat uważa za zamknięty.
– Cóż, z tego, co mówisz, wynika, że Willowford to gniazdo rozpusty i płomiennych namiętności. Nie dziwię się, że chcesz tam jak najszybciej wrócić. – Mrugnęła żartobliwie. – Może nawet upolujesz dziedzica? Z twoją urodą stać cię na coś więcej niż wiejski weterynarz.
Chloe westchnęła zniecierpliwiona.
– Andrew Maynard to sztywniak i gbur. Nikt się specjalnie nie zdziwił, że jego piękna żona miała go dość. Ludzi oburzył jednak fakt, że szukała pocieszenia w ramionach Dariusa, który już wtedy miał nie najlepszą reputację.
– Brzmi fascynująco, a co miał na sumieniu ten wyrodny syn?
– Picie, hazard, złe towarzystwo. Chodziły też słuchy, że był zamieszany w nielegalne walki psów. – Chloe zasępiła się. Potrząsnęła głową i zdecydowanym głosem ucięła rozmowę. – Nikt za nim nie płakał.
– Hm, w każdym razie nicpoń Darius brzmi o wiele bardziej interesująco niż ten Andrew. Założę się, że był zabójczo przystojny skoro nawet żona brata mu się nie oparła.
Chloe w milczeniu odwróciła się do zlewu i udawała zajętą płukaniem filiżanki po kawie.
– Muszę już iść. – Tanya wstała niechętnie i ruszyła w stronę drzwi. – Małe potwory zaraz wrócą z przyjęcia urodzinowego kolegi. – Westchnęła ciężko.
Chloe została sama ze wspomnieniem intensywnie zielonych, poważnych oczu i orlego nosa nadających surowy wyraz pociągłej śniadej twarzy o zmysłowych ustach. Spod niesfornie opadających na czoło ciemnoblond włosów Darius spoglądał na świat z odwagą i pogardą, jakby rzucał osądzającym go ludziom wyzwanie. Zawsze onieśmielał otoczenie swym bezkompromisowym, nieokiełznanym podejściem do małomiasteczkowej rzeczywistości, która zdawała się go uwierać niczym za ciasny but. Chloe jednak nie szukała przygód. Spokojne miasteczko i przewidywalne życie u boku Iana całkowicie jej wystarczały. Willowford dawało jej poczucie bezpieczeństwa, którego tak bardzo potrzebowała. Darius z kolei zawsze zdawał się szukać wrażeń.
– Proszę, proszę, mała Chloe nareszcie dorosła! Kto by pomyślał… – Jego niski, lekko zachrypnięty głos zabrzmiał jej w uszach, tak jakby Darius stał tuż obok. Zacisnęła palce na krawędzi zlewu, próbując uspokoić szybkie bicie serca. Nie powinna była wdawać się w opowieści o rodzinie Maynardów – za każdym razem gdy wracała myślami do przeszłości, niechciane wspomnienia wypływały na wierzch niczym śmieci na powierzchni wzburzonego jeziora. Weź się w garść, rozkazała sobie. Powinna już dawno zapomnieć o wydarzeniach sprzed wielu lat, w tym o pięknej i niewiernej Penelopie, która odrzuciła wszystko, czym tak hojnie obdarował ją los. I pomyśleć, że kiedyś ją podziwiała… Teraz to ona miała przed sobą szczęśliwe życie u boku ukochanego mężczyzny i nie musiała już nikomu niczego zazdrościć. Zwłaszcza Penny.
W drodze powrotnej do Willowford zatrzymała się w przydrożnym pubie, by coś zjeść i odpocząć przed ostatnim dwugodzinnym odcinkiem podróży. Popijając kawę, sięgnęła do torebki po telefon. Dzień wcześniej zadzwoniła do ciotki, by uprzedzić ją o swym przybyciu. W głosie uradowanej cioci wyczuła jednak niepokój.
– Coś się stało?
– Nie, skądże… Zastanawiam się tylko, czy rozmawiałaś już z Ianem i powiedziałaś mu, że wracasz na dobre?
– Ciociu, przecież to ma być niespodzianka!
– Tak, tak, kochanie, rozumiem. – Starsza pani zamilkła na chwilę. – Po prostu myślę, że taka wielka zmiana, która w dodatku wpłynie także na jego życie, to może być spory szok bez uprzedniego ostrzeżenia.
– Myślisz, że może dostać zawału? – Chloe obróciła wszystko w żart.
– Niech Pan Bóg broni! Tylko, wiesz, czasami coś, co nam wydaje się świetnym pomysłem, może dla innych okazać się kłopotliwe…
Chloe zlekceważyła obawy ciotki, ale teraz uznała, że na dwie godziny przed spotkaniem, mogła zdradzić Ianowi swój sekret. Wystukała numer, ale w odpowiedzi usłyszała tylko jego głos na nagraniu poczty głosowej. Pewnie pracował, biedaczek, westchnęła. Zostawiła wiadomość i z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku spakowała telefon i skończyła posiłek. Przez resztę podróży myślała o Ianie i jego ciepłym uśmiechu, którym przywita ją na progu domku. Potem weźmie ją w ramiona i ucałuje namiętnie jej stęsknione usta. Erotyczne rozważania Chloe przerwał błysk lampki na desce rozdzielczej. Rezerwa. Jak to możliwe? Przestraszyła się, przecież jeszcze niedawno licznik wskazywał, że połowa baku jest pełna. Muszę oddać samochód do przeglądu, postanowiła rozglądając się za jakąś stacją benzynową. Szczęście jej dopisywało, pół kilometra dalej ujrzała znak kierujący do stacji paliw. Ustawiła się w kolejce do dystrybutora i wysiadła z samochodu, by rozprostować nogi. Wtedy uradowana zauważyła jeepa Iana zaparkowanego tuż przy wejściu. Odwrócony tyłem i nachylony nad silnikiem, jej mężczyzna grzebał pod uniesioną maską samochodu. Podeszła po cichutku i, uśmiechając się filuternie, poklepała go po kształtnym, wypiętym pośladku.
– Cześć, przystojniaku! – zawołała.
Mężczyzna podskoczył i odwrócił się gwałtownie. Chloe zamarła. Zasłoniła otwarte usta dłonią i zamknęła oczy. Pragnęła zapaść się pod ziemię. Niestety, kiedy powoli uniosła powieki, nadal znajdowała się w tym samym miejscu, twarzą w twarz ze zszokowanym zielonookim szatynem.
– Co ty wyprawiasz? – Darius Maynard ledwie zdołał wydobyć z siebie głos. – Zwariowałaś?