Bałkany. Podróż w mniej znane - ebook
Bałkany. Podróż w mniej znane - ebook
Siedząc któregoś wieczora przy grzanym winie, zaczęłam snuć rozważania o tym, jakby to było cudownie rzucić wszystko w cholerę i pojechać na Bałkany. Początkowo Marek podchodził dość sceptycznie do moich marzeń, jednak po pewnym czasie decyzja zapadła: Jedziemy! Po rozważeniu wszystkich za i przeciw zdecydowaliśmy się spakować w nasze małe, miejskie auto i tak właśnie poznawać ten jedyny w swoim rodzaju region Europy.
Podróże samochodowe wcale nie muszą być bardzo drogie. Wystarczy tylko odrobinę pokombinować i zrezygnować ze zbędnych luksusów. Road trip to styl podróżowania, który najbardziej przypadł nam do gustu. Co więcej, to idealny sposób na zwiedzanie Bałkanów.
• Albanię poznasz zarówno od strony morza, jak i gór.
• Bośnię i Hercegowinę przemierzysz trasą z Boračko jezero do Lukomiru oraz z Konjic do Parku Przyrody Blidinje i Ramsko jezero.
• W Czarnogórze odwiedzisz Bokę Kotorską, przejedziesz przez Park Narodowy Durmitor, a niedaleko stolicy odkryjesz ruiny twierdzy Medun.
• W Macedonii wykąpiesz się w dwóch jeziorach: Ochrydzkim i Prespa.
• Bułgarię przemierzysz wzdłuż czarnomorskiego wybrzeża.
• W Rumunii poznasz najsłynniejsze drogi w Karpatach Południowych: Trasę Transfogaraską oraz Transalpinę.
• Słowenię przejedziesz wzdłuż Doliny Soczy.
Kategoria: | Podróże |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8103-689-4 |
Rozmiar pliku: | 30 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Karta tytułowa
Karta redakcyjna
Road trip, czyli droga jest celem
ALBANIA
Szosa SH8 Vlora – Saranda
Nasze wspomnienia
Praktykalia
Szosa SH20 – niesamowita trasa przez rejon Kelmend
Nasze wspomnienia
Praktykalia
Szosa SH75
Nasze wspomnienia
Praktykalia
BOŚNIA I HERCEGOWINA
Z Boračko jezero do Lukomiru, czyli bardzo górska trasa dla ambitnych
Nasze wspomnienia
Praktykalia
Z Konjic przez Jablanicę, Park Przyrody Blidinje, Ramsko jezero i przełęcz Makljen
Nasze wspomnienia
Praktykalia
CZARNOGÓRA
Trasa P1: Z Boki Kotorskiej do Cetynii
Nasze wspomnienia
Praktykalia
Droga P14 przez Durmitor
Nasze wspomnienia
Praktykalia
Widokowa droga wokół Kority
Nasze wspomnienia
Praktykalia
MACEDONIA PÓŁNOCNA
Droga przez pasmo gór Galiczica
Nasze wspomnienia
Praktykalia
BUŁGARIA
Wzdłuż bułgarskiego wybrzeża
Nasze wspomnienia
Praktykalia
RUMUNIA
Trasa Transfogaraska
Nasze wspomnienia
Praktykalia
Transalpina
Nasze wspomnienia
Praktykalia
SŁOWENIA
Wzdłuż Doliny Soczy i droga do Kranjskiej Gory
Nasze wspomnienia
Praktykalia
Bałkański road trip w pytaniach i odpowiedziachRoad trip, czyli droga jest celem
Ludzie podróżują na różne sposoby. Decydują się na długodystansowe piesze wędrówki, by być bliżej natury. Latają samolotami, by dotrzeć w najbardziej odległe zakątki globu. Jeżdżą na rowerze, aby zmierzyć się z samym sobą i warunkami atmosferycznymi. Są też tacy, którzy po prostu wsiadają do auta i z jego perspektywy poznają świat. We wszystkich tych przypadkach cel jest jeden. Droga. Prosta, mniej lub bardziej wyboista, pełna zakrętów. Widokowa lub taka, gdy przez wiele godzin podróżnikowi towarzyszy monotonia krajobrazu. Trudniejsza lub łatwiejsza. Nieważne więc, jakim środkiem lokomocji lub w jaki sposób się ją pokonuje, bo, jak trafnie ujął to Tolkien Nikt prawie nie wie, dokąd go zaprowadzi droga, póki nie stanie u celu.
Samo określenie road trip używane jest w odniesieniu do mniej lub bardziej długodystansowych podróży, zazwyczaj samochodowych (ale również motocyklowych). Przeciwnicy tej formy wskazują na jej sprzeczny z ekologią charakter, gdyż przyczynia się do wzrostu zanieczyszczenia powietrza. Jej zwolennicy jednak podkreślają, że daje dużą dozę wolności, uniezależnia od lokalnych środków transportu, pozwala dotrzeć tam, gdzie nie sięga masowa turystyka. I do tej drugiej grupy zaliczamy się my.
My
Ruda (Olka) i Marek. Jesteśmy małżeństwem, ale nasza pierwsza wspólna podróż miała miejsce trzy lata przed ślubem. Od początku naszego związku wiedzieliśmy, że bliższe i dalsze wyjazdy będą jego ważnym elementem. Ja od dziecka byłam związana z górami, w które najpierw zabierali mnie rodzice, a później wybierałam się sama (panieńskie nazwisko Zagórska w końcu do czegoś zobowiązuje). Marek, odkąd zaczął chodzić, nie mógł obyć się bez roweru. Przerodziło się to w ogromną pasję, jaką jest downhill (zjazd), który, siłą rzeczy, również wiąże się z górami. Tym samym nigdy nie musieliśmy się kłócić o to, gdzie jechać. Problem „w góry, czy nad morze” nigdy nas nie dotyczył. W szczególności, gdy w 2012 r. postanowiliśmy wyjechać w miesięczną podróż na Bałkany i tym samym związaliśmy nasz los z tym regionem.
Ruda i Marek
Dlaczego Bałkany?
Bałkańska historia każdego z nas ma nieco inny początek. Moja zaczęła się stosunkowo późno, bo w 2010 r. Byłam wtedy na czwartym roku studiów, lecz bardziej od nauki i poznawania zagadnień psychologii interesowały mnie góry. Od stycznia do grudnia spędziłam w nich kilka miesięcy, włócząc się zarówno po polskich, jak i zagranicznych szlakach. We wrześniu planowałam kilkudniowy trekking w Alpach z moim ówczesnym obiektem uczuć i westchnień oraz jedno–dwutygodniowy wypad w góry Bułgarii z przyjacielem Tomaszem. W drugiej połowie sierpnia okazało się, że z Alp nic nie wyjdzie, a ponieważ Tomasz szybko wyleczył kontuzję, której nabawił się w trakcie długodystansowego trekkingu, napisał do mnie pewnego dnia: Hej rude, słuchaj, może byśmy wcześniej pojechali na te Bałkany?? I może na dłużej? Moja noga miewa się lepiej, mam jeszcze urlop! Nie trzeba mnie było dwa razy namawiać. W ciągu tygodnia załatwiliśmy bilety do Sofii, zebraliśmy najpotrzebniejsze rzeczy i 1 września wyruszyliśmy w stronę Półwyspu Bałkańskiego. Przez prawie miesiąc wędrowaliśmy po górach. Najpierw w pasmach Riły i Pirynu w Bułgarii, później w Prokletije, Bjelasicy, Sinjajeviny i Durmitoru w Czarnogórze. Piękno krajobrazów, otwartość i gościnność mieszkańców, pyszne jedzenie i niezapomniane widoki sprawiły, że oboje zakochaliśmy się w Bałkanach od pierwszego wejrzenia. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że region ten wywrze ogromny wpływ na moje życie. W tamtym czasie byłam po prostu pod jego ogromnym wrażeniem i wiedziałam, że jeszcze tam wrócę. Nie wiedziałam tylko, kiedy.
Marek z Bałkanami zaprzyjaźnił się już jako dziecko. Wraz z rodzicami pojechał dwukrotnie na wakacje do Chorwacji tuż po tym, jak w krajach byłej Jugosławii zakończyła się wojna. Było to więc pod koniec lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Bałkany kojarzyły mu się z ciepłym morzem, pływaniem, pizzą czy kempingiem. W region ten wrócił dopiero ze mną, kilkanaście lat później.
Jak daleko Chorwacji do Bałkanów?
W tym miejscu powinno się pojawić małe wyjaśnienie, bo czy należy mówić, że Chorwacja to Bałkany? Otóż, trzymając się ogólnie przyjętej wiedzy na temat granic regionu, trzeba zaliczyć do niego również ten kraj. Jednak zarówno mieszkańcy Chorwacji, jak i organizacje turystyczne zajmujące się jej promowaniem, odcinają się od określania „bałkański”. Bałkany mają bowiem dość negatywne konotacje. Kojarzone są z tyglem, w którym mieszają się nacjonalistyczne dążenia, gdzie dochodzi do konfliktów zbrojnych. W Polsce Bałkany pamięta się przede wszystkim z czasów Jugosławii, gdy panował tam względny dobrobyt, ludzie mogli swobodnie podróżować i generalnie żyło im się lepiej, niż w naszym kraju.
Chorwacja to wciąż najpopularniejszy wakacyjny kierunek wśród Polaków – ciężko znaleźć kogoś, kto nigdy w tym kraju nie był. Trzeba jednak przyznać, że osoby związane w różny sposób z Bałkanami zgodnie twierdzą, że w Chorwacji najsłabiej czuje się „bałkańskiego ducha”. W dużej mierze to kraj zdominowany przez masową turystykę. Jest drogo i tłoczno, lecz piękne krajobrazy i cudowne miasta sprawiają, że chętnych do spędzenia tam wakacji nie brakuje. I choć różne jest podejście do tego państwa, ja na potrzeby tej książki oraz prowadzonego przeze mnie bloga Chorwację za bałkańską uznaję.
Na początku 2012 r. byliśmy parą z rocznym stażem. Ja w lutym obroniłam pracę magisterską na wydziale psychologii i rzuciłam pracę, która mnie frustrowała. Marek w tym czasie pracował w sklepie rowerowym, jednak to zajęcie również zaczynało go irytować. Dlatego pod koniec marca złożył wypowiedzenie. Siedząc któregoś wieczora przy grzanym winie, zaczęłam snuć rozważania o tym, jakby to było cudownie „rzucić wszystko” i pojechać na trzy–cztery tygodnie na Bałkany. Początkowo Marek podchodził dość sceptycznie do moich marzeń. Ale po pewnym czasie było już postanowione: Jedziemy! Data wyjazdu narzuciła się sama – kwiecień, środa, po Świętach Wielkanocnych, które mieliśmy spędzić w Wiedniu, z racji chrztu córki mojej kuzynki. Początkowo planowaliśmy zjeździć Bałkany autostopem, jednak po rozważeniu wszystkich za i przeciw zdecydowaliśmy się spakować wszystko w nasze małe, miejskie auto i nim właśnie poznawać ten jedyny w swoim rodzaju region Europy.
Nocleg na plaży Palasë
Dlaczego samochodem?
Podróże autem teoretycznie nie należą do najbardziej ekonomicznych. Przede wszystkim trzeba mieć samochód lub go wypożyczyć. Oprócz tego dochodzi jeszcze koszt paliwa, ubezpieczenia, zarówno podstawowego, jak i dodatkowego (np. dotyczącego holowania na dłuższy dystans niż do najbliższego punktu napraw; zielonej karty) i ewentualnych opłat za drogi. Nasi znajomi patrzyli na nas z pewnym niedowierzaniem, że na Bałkany, kojarzone głównie w dziurawymi i niebezpiecznymi drogami, wybieramy się naszym małym, miejskim autem, jakim była Kia Picanto. Szybko jednak miało się okazać, że w niewielkim samochodzie tkwi duży potencjał, a nasza Kianka stała się swoistym symbolem i bohaterką podróży.
Tak czy inaczej, planując wydatki, wiedzieliśmy, że ich sporą część pochłonie benzyna. Dlatego postanowiliśmy zaoszczędzić na innych aspektach podróży. Przede wszystkim na noclegach. Zapakowaliśmy oczywiście sprzęt biwakowy, ale ponieważ wybieraliśmy się na Bałkany w kwietniu, musieliśmy się liczyć z niższymi temperaturami (szczególnie w górach) oraz z kaprysami pogody. Dlatego też uznaliśmy, że będziemy również nocować w samochodzie. Względem tego pomysłu wszyscy byli sceptyczni, zaczynając od naszych rodziców, a na znajomych kończąc. Jak chcecie spać w Kii Picanto? Przecież to niemożliwe. My byliśmy innego zdania. W tym konkretnym modelu samochodu siedzenia z przodu rozkładały się niemal na płasko, co pozwalało względnie wygodnie się na nich ułożyć. Ponieważ jestem niższa, mnie w udziale przypadło spanie po stronie kierowcy, w towarzystwie pedałów i kierownicy, Marek zaś przesiadał się na fotel pasażera.
Generalnie, w trakcie naszego prawie miesięcznego wyjazdu, tylko siedem nocy spędziliśmy pod namiotem, a dziewiętnaście w naszym minikamperze. Za żaden nocleg nie zapłaciliśmy, bo wybieraliśmy miejsca „na dziko”, dzięki czemu cała podróż kosztowała około 3000 zł. Najwięcej pochłonęło oczywiście paliwo, które w tamtym okresie było na szczęście stosunkowo tanie, choć i tak w 2012 r. jego ceny oscylowały w okolicy 5,20 zł za litr, czyli były wyższe niż na przykład w 2019 r. Kianka nie paliła zbyt dużo, średnio 6–7 litrów na 100 kilometrów. Ale przy jej małym baku musieliśmy ją, tak czy inaczej, często poić. Podsumowując, w czasie naszej pierwszej, bałkańskiej wyprawy przejechaliśmy 6619 km na terenie 10 państw, korzystając jedynie z dróg bezpłatnych, czyli omijając wszystkie autostrady (wyjątkiem była autostrada w Grecji, którą dojechaliśmy w okolice Meteorów). W ten sposób udowodniliśmy, że podróże samochodowe wcale nie muszą być bardzo drogie. W kolejnych latach już tak bardzo nie oszczędzaliśmy i pozwalaliśmy sobie na noclegi na kempingach czy w kwaterach prywatnych. Pozostaliśmy jednak przy podróży autem, gdyż ten styl najbardziej przypadł nam do gustu. Co więcej, Bałkany na road trip nadają się wręcz idealnie.
Najbardziej znana widokowa trasa na Bałkanach – szosa P1 w Czarnogórze
W 2018 r. pożegnaliśmy się z naszą Kią Picanto i w zespole powitaliśmy Dacię Logan (nasze auta zawsze traktowaliśmy i traktujemy jak członków naszego podróżniczego teamu, dlatego mają własne imiona: Kię Picatno nazwaliśmy Kianką, natomiast na Dacię Logan mówimy po prostu Logan). Nie zdecydowaliśmy się na auto terenowe. Logana wybraliśmy głównie ze względu na duży bagażnik – po złożeniu siedzeń można do niego bez wielkich kombinacji zapakować cały nasz podróżniczy dobytek i jeszcze zostaje dużo miejsca na suweniry! Choć Logan autem terenowym nie jest, to zaliczył już kilka tras, które nadają się raczej dla pojazdów z napędem na cztery koła. Ale tak to już jest, gdy właściciele mają polot i fantazję. A ta nas czasami ponosi. Na szczęście, bez strat w ludziach i sprzęcie. Prawda jest jednak taka, że największym atutem Logana jest fabryczna instalacja gazowa. Pewnie większość z was wie, że gaz jest wszędzie bardzo tani. Dzięki temu byliśmy w stanie jeszcze bardziej zmniejszyć wydatki na paliwo.
O bałkańskich drogach słów kilka
Zanim przejdę do opisywania uroków podróżowania po Bałkanach, muszę rozwiać pewne wątpliwości związane z drogami w tej części Europy. Wokół regionu krąży niestety wiele mitów i stereotypów, które, mimo że mamy XXI w., wciąż wywierają wpływ na ludzi i ich wybory dotyczące celu samochodowych podróży. Przyjęło się, że „cywilizowana” jest Chorwacja, ponieważ posiada niezłą, lecz strasznie drogą sieć autostrad, natomiast reszta bałkańskich państw do jazdy własnym autem się nie nadaje. Fakt, taka Czarnogóra w ogóle autostrad nie posiada (jeszcze, bo budowa trwa!), a Bośnia i Hercegowina ma raptem pojedyncze, krótkie odcinki. Ale to nie oznacza, że pozostałe drogi są nieprzejezdne. Wręcz przeciwnie. Inna sprawa, że mało kto bierze pod uwagę jedną kwestię. Półwysep Bałkański to w dużej mierze tereny górskie. Zastanówmy się, jak wyglądają górskie trasy w Polsce. Niestety, nie zawsze dobrze, gdyż działające tam warunki atmosferyczne: śnieg, lód, spływająca woda, po prostu nie wpływają korzystnie na jakość asfaltu. Analogicznie jest na Bałkanach. Nie wymagajmy więc, by były remontowane po każdej zimie, skoro i w Polsce nie naprawia się ich co roku (ewentualnie łata się co większe dziury). Nie należy więc demonizować jakości dróg na Bałkanach. Są lepsze i gorsze, węższe i szersze, mniej lub bardziej kręte, ale przede wszystkim szalenie widokowe. To m.in. z ich powodu od ośmiu lat regularnie wracamy na Bałkany i to one będą głównym bohaterem niniejszej książki.
Bałkańskie drogi bywają różne, ale łączy je jedno – spektakularne widoki
Najpierw był jednak blog
Zanim zdecydowałam się na napisanie książki, stworzyłam blog. Bałkany według Rudej powstały pod koniec września 2013 r. Dość długo nie mogłam się zdecydować, czy to aby dobry pomysł. Uważałam, że nikt nie będzie chciał czytać o regionie, o którym chyba wszyscy wszystko wiedzą i każdy go odwiedził. Dość szybko okazało się, że byłam w błędzie, bowiem w Polsce żyje mnóstwo bałkanofilów oraz osób, które z jakiegoś powodu bały się wyruszyć samodzielnie w tę część Europy. Po przeczytaniu blogowych artykułów i zainspirowaniu się naszymi podróżami, znalazły w sobie odwagę i motywację. W tym momencie mogę powiedzieć o kilkuset osobach, które wyruszyły naszym śladem. A ile tak naprawdę wybrało się na Bałkany dzięki lekturze bloga? Tego pewnie nie dowiem się nigdy.
Początkowo Marek traktował blog jako moją niegroźną fanaberię. Nie angażował się w jego tworzenie i w zasadzie go nie czytał, więc czasami nasi znajomi lepiej orientowali się w tworzonych przeze mnie wpisach niż on. Ale po pewnym czasie, gdy zainteresowanie wokół Bałkanów według Rudej oraz nasza rozpoznawalność wzrosły, Marek zaczął przygotowywać filmy, stanowiące uzupełnienie relacji tekstowej i fotograficznej. Dzięki jego pasji nie tylko blog, ale również książka wzbogacone są o ujęcia z drona, które od ponad pięciu lat skrzętnie zbiera. Obecnie praca nad blogiem jest na równi moim, jak i jego zajęciem. Marek, oprócz przygotowywania zdjęć i filmów, co jakiś czas pisze też artykuły, głównie związane z jego rowerową i narciarską pasją.
Skąd pomysł na książkę?
Idea napisania niniejszej książki powstała kilka lat temu. Wiedziałam od jakiego tematu chciałabym zacząć, a mianowicie od najbardziej widokowych dróg na Półwyspie Bałkańskim. Przez osiem lat wspólnych podróży zebraliśmy całkiem sporą kolekcję tras, które oferują niezapomniane wrażenia estetyczne. Część z nich opisują przewodniki, a część jest wciąż mało znana. My odwiedziliśmy i odwiedzamy zarówno jedne, jak i drugie. Niektóre drogi przejeżdżaliśmy kilkakrotnie, ze względu na ich walory widokowe lub nasze ulubione miejsca położone w pobliżu. W książce znalazły się więc trasy, które wywarły na nas największe wrażenie.
Jak korzystać z książki?
Książka nie jest przewodnikiem w powszechnym rozumieniu tego słowa, gdyż oprócz informacji praktycznych znalazły się w niej nasze wspomnienia, doświadczenia i historie związane z konkretną trasą. Zależało mi na tym, aby pokazać, jak ciekawym doświadczeniem jest podróżowanie samochodem, zwłaszcza po tak różnorodnym regionie, jakim są Bałkany. A wszystko po to, by zachęcić was, Drodzy Czytelnicy, do zaplanowania samodzielnych wypraw w tę część Europy.
Oprócz tego w każdym rozdziale znajdziecie: specyfikę trasy (jej długość, po jakim terenie prowadzi itp.); ciekawe miejsca przy trasie, które warto zobaczyć; najbardziej widokowe punkty; rekomendowane przez nas miejsca noclegowe (na dziko, na kempingach, jeśli takowe występują w okolicy, oraz w hotelach/pensjonatach), oraz lokalizację stacji benzynowych. Podpowiadamy również, o jakiej porze dnia i roku najlepiej przejechać daną trasę, a także, jaki jest jej poziom trudności. Wszystko po to, by ułatwić wam wybór oraz układanie planu bałkańskiego road tripu.
Uwaga! Ponieważ oboje jeździmy na rowerach, nie mogłam zapomnieć o tych, którzy chcieliby eksplorować Bałkany z perspektywy dwóch kółek. Przy każdej trasie znalazły się zatem adnotacje, czy nadaje się dla rowerzystów pod kątem bezpieczeństwa i komfortu jazdy. Brałam głównie pod uwagę natężenie ruchu, szerokość drogi oraz jej nachylenie, czyli wszystkie te elementy, które wpływają na jakość przemieszczania się nią różnych typów pojazdów, a przede wszystkim ich wymijania, z zachowaniem odpowiedniej odległości. Zatem jeśli planujecie rowerową wyprawę po Bałkanach, ta książka również jest dla was.
Bałkany fascynują i zachwycająDo Albanii po raz pierwszy pojechaliśmy w 2012 r. Była to spontaniczna decyzja, podyktowana kiepskimi warunkami pogodowymi w innych częściach Półwyspu Bałkańskiego. Uznaliśmy, że im dalej na południe dotrzemy, tym więcej powinniśmy mieć słońca. I faktycznie tak było. Albania uraczyła nas wspaniałą aurą oraz niezapomnianymi wrażeniami. Podobało nam się absolutnie wszystko. Od widoków po chaos panujący na drogach, bunkry, kontrasty i specyficzną architekturę miast. Rok później, gdy podjęłam decyzję o stworzeniu bloga poświęconego Bałkanom, zaczęły pisać do mnie osoby, które dzięki nam odważyły się pojechać do Albanii. W tamtym czasie byliśmy jednymi z pierwszych, którzy pokazali, że do tego bałkańskiego kraju można wybrać się zwykłym, małym, miejskim autem i bez większych problemów eksplorować najciekawsze zakątki. Przez pewien czas pokutowało bowiem przekonanie, że jeśli do Albanii – to tylko samochodem z napędem na cztery koła. W internecie pełno było mrożących krew w żyłach opisów niebezpiecznych, strasznych, trudnych albańskich dróg. Kiedy jechaliśmy tam po raz pierwszy, na szczęście nie znaliśmy tych opinii. Głównie dlatego, że planując podróż, nie zakładaliśmy, że trafiliśmy do Albanii. Choć może nie do końca tak było. Zabraliśmy w końcu przewodnik po tym kraju oraz mapę. Obie te rzeczy pożyczyliśmy od znajomych. Nie mieliśmy jednak czasu, by przeczytać choćby pół strony. Robiliśmy to na bieżąco, w trakcie pobytu. W efekcie nie do końca wiedzieliśmy, czego możemy się spodziewać po tym kraju. Ale z drugiej strony, może to dobrze. Dzięki temu podeszliśmy do niego bez uprzedzeń czy oczekiwań. Daliśmy się ponieść albańskim drogom i bezdrożom, docierając do wielu zachwycających miejsc. Po miesiącu na Bałkanach, z czego większość czasu poświęciliśmy na Albanię właśnie, wróciliśmy do Polski naładowani pozytywnymi emocjami. Wszystkim zaczęliśmy opowiadać, jaki to niesamowity kraj. Początkowo nie brakowało sceptyków. Ale ci, którzy nam zaufali i wybrali się do Albanii, byli zachwyceni. I sami wracali tam jeszcze nie raz.
Albania urzekła nas dzikością i widokami
Przez kolejne lata odwiedzaliśmy Albanię dość regularnie. Dzięki temu mogliśmy obserwować, jak bardzo się zmienia. Oczywiście, nie wszystkie te zmiany były i są pozytywne. Mam na myśli m.in. budowanie hoteli czy ośrodków wypoczynkowych w miejscach, które do niedawna były dzikie i trudno dostępne. Ponadto Albania wciąż boryka się z wieloma problemami wynikającymi z jej historii. Długie lata izolacji, jakie zawdzięcza szalonemu pomysłowi Envera Hodży, który w ubiegłym stuleciu postanowił odciąć ją w zasadzie od całego świata, pozostawiły wyraźne piętno. I nie tylko betonowe bunkry mam na myśli. Wysoka stopa bezrobocia czy brak perspektyw rozwojowych sprawia, że młodzi ludzie wolą emigrować, a do rodzinnego kraju wpadać jedynie na wakacje. Jednak to dzięki turystyce Albania rozkwita. Z roku na rok odwiedza ją coraz więcej osób, na które czeka dziewicza przyroda, ciekawe zabytki i zachwycające widoki. Zaplecze hotelowe i gastronomiczne może nie jest jeszcze idealne, ale i w tej materii widać pewien postęp. Przede wszystkim jednak Albańczycy mocno inwestują w drogi. Ich sieć nie tylko rozbudowano, ale także zmodernizowano te istniejące. Nie zmienia to faktu, że wciąż można trafić na szosy, które wymagają dużo samozaparcia i silnych nerwów. Pamiętam, jak w 2012 r. postanowiliśmy pojechać „skrótem”, pomiędzy okolicami Velipoji a Shëngjini. 20-kilometrowy odcinek pokonywaliśmy przez półtorej godziny. I nie mieliśmy wcale pewności, czy dotrzemy do celu. Potraktowaliśmy to jednak jako przygodę oraz nauczkę na przyszłość, by trzymać się główniejszych dróg. Wtedy jeszcze podróżowaliśmy w trybie slow travel, więc strata czasu nie była dla nas zbyt bolesna i odczuwalna.
Kwintesencja albańskich widoków – bunkier, plaża, morze
Prawda jest też taka, że Albania nauczyła nas cierpliwości. Choć tak naprawdę całe Bałkany jej uczą, bo życie toczy się tam w innym rytmie, niż jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Człowiek szybko wyrabia w sobie nawyk, by się nie przejmować, jeśli jakiś plan legnie w gruzach z powodu nieoczekiwanego remontu drogi, jej zablokowania, zmian godzin otwarcia jakiejś atrakcji turystycznej itd. Wzrusza ramionami i szuka innego sposobu dotarcia lub innego celu. Jasne, czasami bywa to frustrujące. Ale z drugiej strony, jeśli nie mamy na coś wpływu, to po co się tym stresować? Im dłużej podróżujemy po Bałkanach, tym mniej rzeczy nas zaskakuje.
Mam też świadomość, że Albania nie jest dla każdego. Kraj ten potrafi wzbudzać skrajne emocje. Ale żeby wyrobić sobie o nim opinię, trzeba tam pojechać. Jeśli jeszcze w Albanii nie byliście, to pewnie część z was wróci stamtąd zachwycona, a część stwierdzi „Nigdy więcej!”. I ja to szanuję, bo w końcu każdy z nas jest inny i każdemu podoba się co innego.
Zarówno ja, jak i Marek, uwielbiamy Albanię i zawsze będziemy mieć do niej ogromny sentyment. To tam się zaręczyliśmy. To w Albanii spędzaliśmy ostatniego przed ślubem sylwestra 2014/2015. To chyba tam spotkało nas najwięcej niezwykłych przygód. W Albanii nigdy się nie nudziliśmy. I chyba dlatego zawsze chętnie tam wracamy. Szczególnie, że wciąż jest kilka miejsc, do których z różnych względów nie udało nam się dotrzeć. Zresztą, w Albanii czujemy się trochę jak w dużym, nieco zwariowanym domu, gdzie znamy wiele kątów i mniej więcej wiemy, czego się spodziewać. Kiedy przez dłuższy czas nie możemy jej odwiedzić, to autentycznie za nią tęsknimy.
Albania to nie tylko morze, ale przede wszystkim wspaniałe góry
W kolejnych trzech rozdziałach przedstawimy trzy, naszym zdaniem, najciekawsze i najpiękniejsze drogi w tym kraju. Oczywiście, nie wyczerpują one tematu, bo z racji ukształtowania terenu Albania oferuje mnóstwo tras, z których rozciągają się fenomenalne widoki. Dla wielu osób najbardziej widokową drogą w tym kraju jest szosa SH21 do Thethi. Nie zdecydowałam się jej opisać z dwóch powodów. Po pierwsze, nie wywołała ona u nas aż takiej ekscytacji. Owszem, widoki na Alpy Albańskie są momentami ładne, ale spora część drogi (od północnej strony) wiedzie przez las i w trakcie jazdy ogląda się głównie drzewa. Po drugie, do tej pory wyasfaltowany był fragment szosy do przełęczy Qafe e Terthores, ale stan drogi do samego Thethi pozostawiał wiele do życzenia. Pokonaliśmy ją wprawdzie naszą Kią Picanto i widzieliśmy również rodzinę podróżującą Toyotą Prius. Trafiliśmy też jednak na ekipę, która przedziurawiła na wystającym kamieniu miskę olejową. Więc, jak widać, nie była to trasa dla każdego. Jednak z docierających w ostatnim czasie informacji wynika, że docelowo również odcinek z przełęczy do Thethi ma zostać wyasfaltowany. Znając Albańczyków, nastąpi to wkrótce. Tak czy inaczej, najpierw sama, a później po konsultacjach z Markiem uznałam, że wolę skoncentrować się na innych drogach w tym kraju. Każda z nich oferuje niezapomniane wrażenia wizualne i pozwala nieco lepiej poznać Albanię. A chyba o to chodzi w klasycznych road tripach?Szosa SH8 Vlora – Saranda
Jedna z najbardziej znanych dróg w Albanii łączy dwa największe kurorty położone w południowej części wybrzeża – Vlorę i Sarandę. Daje szansę podziwiania spektakularnych widoków, jakie oferuje zjazd z przełęczy Llogara oraz przejazd wzdłuż Albańskiej Riwiery. Nie tylko zapewnia możliwość czerpania przyjemności z podróży samochodem lub motocyklem, ale pozwala również wypocząć na jednej z pięknych plaż, a także zwiedzić kilka ciekawych miejsc.
Ciekawe miejsca przy trasie
- Vlora, Orikum, Plaża Palasë, Gjilekë, Dhërmi, Shën Marisë, Plaża Gjipe, Jalë, Himarë, Porto Palermo, Plaża Bunec, Plaża Lukova, Zatoka Kakome, Saranda, Ksamil i ButrintPraktykalia
Długość trasy i jej specyfika
Około 125 km opisanej trasy, droga asfaltowa, nawierzchnia na całej długości dobra (wyjątek: ostatnie serpentyny na przełęcz Llogara od strony Vlory). Droga w przeważającej mierze ma charakter górski. Przecina kilka wsi i miejscowości, gdzie czasami tworzą się zatory, gdy dwa większe pojazdy próbują się minąć. Jeśli wybierzecie się też do Ksamilu i Butrintu, wtedy musicie dodać 17 km.
Czas przejazdu
Trasę można bez większego problemu pokonać w ciągu jednego dnia. Warto jednak zaplanować 2–3 dni na przejazd, dzięki czemu będziecie mogli zwiedzić najciekawsze miejsca, a także znaleźć czas na relaks na jednej z bajkowych plaż Albańskiej Riwiery.
Opłaty
Brak.
Kiedy jechać?
Najwięcej osób podróżuje trasą SH8 w szczycie sezonu. Wtedy na zakrętach prowadzących z Llogary mogą tworzyć się niewielkie korki lub zatory, powodowane przez tych, którzy postanowili zatrzymać się w celu podziwiania widoków. Również przejazd przez niektóre miejscowości może być kłopotliwy, kiedy np. trzeba się będzie minąć z autobusem na wąskim odcinku. Ponieważ jednak szosa SH8 jest dość długa i nie wszyscy jadą nią od początku do końca, to ruch ten w miarę się rozkłada, w efekcie podróż nie powinna być uciążliwa.
Mimo wszystko jednak zalecalibyśmy przejazd poza sezonem, np. od maja do czerwca i później, we wrześniu i październiku. Będzie nieco spokojniej, co pozwoli w pełni rozkoszować się pięknem widoków.
Poziom trudności
Trasa SH8 nie należy do trudnych. W szczycie sezonu głównym wyzwaniem jest spory ruch, w zasadzie na całej jej długości. Warto pamiętać, że ma momentami typowo górski charakter, a co za tym idzie trzeba pokonać mnóstwo serpentyn. Ale poza tym pozwala na stuprocentową frajdę z jazdy.
Stacje benzynowe
Znajdziecie je w kilku miejscach. Przede wszystkim we Vlorze, Orikum, Himarë i Sarandzie.
Punkty widokowe i ciekawe miejsca
Ponieważ szosa SH8 to jedna z bardziej widokowych tras, to miejsc, z których można podziwiać górskie i morskie panoramy, jest naprawdę dużo.
Przełęcz Llogara – położona na wysokości 1043 m n.p.m., oferuje rozległą panoramę Morza Jońskiego, poszarpanej linii brzegowej oraz ciągnących się po horyzont gór. Latem, niestety, ze względu na wysokie temperatury przejrzystość powietrza nie jest zbyt dobra, więc widoki są nieco zamglone. Osoby chcące dłużej napawać się okolicznymi pejzażami, powinny wstąpić na kawę do restauracji Panorama.
Zakręt paralotniarzy oraz zakręt z ruinami posterunku – oba miejsca także pozwalają podziwiać wspaniałe widoki, tym razem zarówno na samą przełęcz (a raczej jej fragment) jak też na wybrzeże i góry. Mankamentem obu punktów jest to, że czasami ciężko przy nich zaparkować (szczególnie w sezonie).
Okolice kościoła Shën Marisë w Dhërmi – świątynia stoi powyżej szosy oraz samego miasta. Dzięki temu można przyjrzeć się Dhërmi niemal z lotu ptaka.
Okolice zjazdu na plażę Gjipe – miejsce to zasługuje na szczególną uwagę, gdyż można tu zobaczyć ciekawe formy z piaskowca o intensywnie pomarańczowej barwie. Przypominają Melnickie Piramidy – jedną z bardziej rozpoznawalnych atrakcji turystycznych południowo-zachodniej Bułgarii.
Kalaja e Himarës – ruiny twierdzy, która góruje nad miastem oraz plażami Livadhi i Spile. Oprócz podziwiania pozostałości warowni, można także nasycić oczy widokiem gór i morza. Warto spędzić tu dłuższą chwilę, zwłaszcza, że zazwyczaj mało kto do ruin zagląda i ma się je przeważnie tylko dla siebie (czasem trzeba się nimi podzielić ze stadkiem kóz, buszujących wśród porastającej twierdzę roślinności).
Zamek Alego Paszy w Porto Palermo – w trakcie jazdy szosą SH8 po prostu trzeba się tu zatrzymać. Zamek sam w sobie nie jest może najpiękniejszą budowlą, ale rozciągają się z niego wspaniałe widoki. Okolica nie jest zurbanizowana, więc dookoła można podziwiać niewielkie, porośnięte krzewinkami wzgórza oraz morską przestrzeń.
Kalaja e Lëkurësit – twierdza górująca nad Sarandą, z której murów i okolic rozciągają się fenomenalne widoki na położone w dole miasto, morze oraz dominujące na horyzoncie Korfu. W zamku funkcjonuje restauracja, więc jest to idealne miejsce na romantyczną kolację we dwoje, o zachodzie słońca.
Miejsca noclegowe
W zasadzie we wszystkich miejscowościach przy szosie SH8 funkcjonują hotele czy pensjonaty. Największą popularnością cieszą się Dhërmi, Himarë oraz Saranda. Również w mniejszych miasteczkach oraz wsiach są hotele i kempingi. My jednak niemal w ogóle z nich nie korzystamy, gdyż na albańskim wybrzeżu można bez większego problemu nocować na dziko. Oczywiście, należy trzymać się zasady, by nie rozbijać się na odcinkach plaży, które należą do hoteli lub restauracji. Zazwyczaj nie ma kłopotu ze znalezieniem dogodnego miejsca, problemem może być czasem dotarcie do niego autem, szczególnie, gdy nie posiada się napędu na cztery koła oraz większych opon.
Na pewno można zatrzymać się na nocleg w trakcie sezonu w poniższych miejscach:
Plaża Palasë, zwłaszcza jej południowy odcinek, od końca asfaltowej drogi w stronę Gjilekë.
Okolice skalnego okna w Gjilekë – pomiędzy skałami ciągnącymi się w stronę północną dość często można zobaczyć namioty. To miejsce raczej dla typowych backpackerów, bo auto trzeba zostawić w samej miejscowości i z całym ekwipunkiem przejść stosunkowo spory kawałek. Ale jeśli wam to nie przeszkadza, to możecie mieć nocleg w naprawdę pięknych okolicznościach przyrody.
Plaża Gjipe – propozycja dla tych, którzy mają samochód z napędem na cztery koła i naprawdę wysokie zawieszenie. Bo tylko takie auto zjedzie na samą plażę. Pozostali mogą oczywiście dotrzeć na nią pieszo, o ile nie będzie im przeszkadzało targanie rzeczy biwakowych najpierw 3 km w dół, a w drodze powrotnej tyle samo do góry. Na plaży działa kemping.
Lukova – przyjemna, niewielka plaża, zastawiona knajpkami – tam raczej nie można obozować. Jednak w niewielkim gaju oliwnym, przy końcu asfaltowej drogi, nie ma z tym problemu. Fakt faktem, może zostać pobrana od was opłata w wysokości 5 € lub więcej, ale nie jest to jakiś straszny koszt.
Opisane powyżej miejsca są przez nas sprawdzone w szczycie sezonu. Poza nim w zasadzie na każdej plaży możecie bez problemu obozować, czy to pod namiotem czy w aucie. Jednak pamiętajcie – przy wyborze dzikich miejsc noclegowych zawsze kierujcie się zdrowym rozsądkiem oraz tym, by nie naruszać niczyjej własności.
Restauracje
Koniecznie zatrzymajcie się na kawę/posiłek w jednej z dwóch restauracji na przełęczy Llogara. Pierwsza to Restorant Kështjella, a druga Panorama. Obie oferują przepiękny widok na Morze Jońskie oraz góry wokół. W obu ceny są bardzo przystępne.
W upalne, letnie dni warto zatrzymać się w Borsh, w restauracji Ujëvara e Borshit. Lokal kryje się w cieniu drzew, a dodatkowo przepływa przez niego strumyk, tworzący małe wodospady – można więc zażyć ochłody. Nieszczególne potrawy rekompensują atmosfera oraz wygląd tego miejsca.
Dla rowerzystów
Przemierzając trasę SH8 w szczycie letniego sezonu, prawie w ogóle nie widywaliśmy na niej rowerzystów. Fani dwóch kółek zapewne ją wtedy omijają, by nie musieć jechać w tłumie aut, do tego z duszą na ramieniu, w obawie, czy samochodom uda się ich bezpiecznie wyprzedzić. I my również rekomendowalibyśmy podróż tą trasą wczesną jesienią lub późną wiosną/wczesnym latem. Wtedy każdy rowerzysta powinien mieć frajdę z przemierzania tej drogi.Szosa SH20 – niesamowita trasa przez rejon Kelmend
Jeszcze do niedawna Szosa SH20 w Albanii była dostępna tylko dla posiadaczy aut z napędem na cztery koła lub dla motocyklistów. Kręta, górska, pełna luźnych kamieni, stanowiła nie lada wyzwanie. Jednak w 2017 r. ukończono jej asfaltowanie, dzięki czemu stała się przejezdna dla wszystkich.
Ciekawe miejsca przy trasie
- Przełęcz Leqet e Hotit, Tamarë, Selcë, VermoshNasze wspomnienia
Po raz pierwszy o szosie SH20 łączącej Vermosh z Hani i Hotit dowiedzieliśmy się od czwórki znajomych, którzy poszli w nasze ślady i wybrali się do Albanii w kwietniu. Będąc tam w podobnym czasie w 2012 r. mieliśmy przepiękną pogodę. Pod tym względem znajomym się nie poszczęściło. Przez większość czasu zmagali się z ulewnymi deszczami i niskimi temperaturami. Ale to, co im się udało, to przejazd szosą SH20. Wtedy była to droga szutrowa. Ze względu na sporą liczbę zakrętów, stromych podjazdów czy nie zawsze stabilne podłoże, można ją było pokonać tylko terenowym autem. A takie posiadali nasi znajomi. Kiedy po powrocie pokazali zdjęcia, to oboje z Markiem padliśmy z wrażenia. Zachwycające Alpy Albańskie, ogromne przestrzenie, nieco mroczny klimat i droga, która zachwycała niesamowitą lokalizacją. Wiedzieliśmy, że na pewno kiedyś tam dotrzemy. Nie wiedzieliśmy tylko, kiedy to nastąpi.
Okazało się jednak, że nie musieliśmy długo czekać. W Albanii bowiem tempo zmian jest ogromne, zwłaszcza, jeśli chodzi o budowanie nowych dróg lub remontowanie starych. W 2016 r. rozpoczęto intensywne prace modernizacyjne na szosie SH20. Pierwszym etapem było wyasfaltowanie odcinka od Jeziora Szkoderskiego do miejscowości Tamarë. Internet szybko zasypały zdjęcia serpentyn schodzących z przełęczy Leqet e Hotit w stronę doliny rzeki Cem. Naszym głównym źródłem informacji na temat postępu prac był facebookowy profil Ediego Ramy – albańskiego premiera. Zresztą, jeśli chcecie wiedzieć, co się dzieje w tym kraju, to na pewno warto dodać tego polityka do obserwowanych. Ponieważ w tym samym roku wybieraliśmy się do Albanii, od razu zaplanowaliśmy przejazd oddanym do użytku fragmentem trasy.
Niesamowite serpentyny schodzące z przełęczy Leqet e Hotit
Efekty modernizacji
.
.
.
...(fragment)...
Całość dostępna w wersji pełnej.