Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Bałkany. Podróż w mniej znane - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
10 sierpnia 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
38,00

Bałkany. Podróż w mniej znane - ebook

Siedząc któregoś wieczora przy grzanym winie, zaczęłam snuć rozważania o tym, jakby to było cudownie rzucić wszystko w cholerę i pojechać na Bałkany. Początkowo Marek podchodził dość sceptycznie do moich marzeń, jednak po pewnym czasie decyzja zapadła: Jedziemy! Po rozważeniu wszystkich za i przeciw zdecydowaliśmy się spakować w nasze małe, miejskie auto i tak właśnie poznawać ten jedyny w swoim rodzaju region Europy.

Podróże samochodowe wcale nie muszą być bardzo drogie. Wystarczy tylko odrobinę pokombinować i zrezygnować ze zbędnych luksusów. Road trip to styl podróżowania, który najbardziej przypadł nam do gustu. Co więcej, to idealny sposób na zwiedzanie Bałkanów.

Albanię poznasz zarówno od strony morza, jak i gór.

Bośnię i Hercegowinę przemierzysz trasą z Boračko jezero do Lukomiru oraz z Konjic do Parku Przyrody Blidinje i Ramsko jezero.

W Czarnogórze odwiedzisz Bokę Kotorską, przejedziesz przez Park Narodowy Durmitor, a niedaleko stolicy odkryjesz ruiny twierdzy Medun.

W Macedonii wykąpiesz się w dwóch jeziorach: Ochrydzkim i Prespa.

Bułgarię przemierzysz wzdłuż czarnomorskiego wybrzeża.

W Rumunii poznasz najsłynniejsze drogi w Karpatach Południowych: Trasę Transfogaraską oraz Transalpinę.

Słowenię przejedziesz wzdłuż Doliny Soczy.

Kategoria: Podróże
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8103-689-4
Rozmiar pliku: 30 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Spis tre­ści

Karta tytułowa

Karta redakcyjna

Road trip, czy­li dro­ga jest ce­lem

AL­BA­NIA

Szo­sa SH8 Vlo­ra – Sa­ran­da

Na­sze wspo­mnie­nia

Prak­ty­ka­lia

Szo­sa SH20 – nie­sa­mo­wi­ta tra­sa przez re­jon Kel­mend

Na­sze wspo­mnie­nia

Prak­ty­ka­lia

Szo­sa SH75

Na­sze wspo­mnie­nia

Prak­ty­ka­lia

BO­ŚNIA I HER­CE­GO­WI­NA

Z Bo­ra­čko je­ze­ro do Lu­ko­mi­ru, czy­li bar­dzo gór­ska tra­sa dla am­bit­nych

Na­sze wspo­mnie­nia

Prak­ty­ka­lia

Z Kon­jic przez Ja­bla­ni­cę, Park Przy­ro­dy Bli­din­je, Ram­sko je­ze­ro i prze­łęcz Ma­kl­jen

Na­sze wspo­mnie­nia

Prak­ty­ka­lia

CZAR­NO­GÓ­RA

Tra­sa P1: Z Boki Ko­tor­skiej do Ce­ty­nii

Na­sze wspo­mnie­nia

Prak­ty­ka­lia

Dro­ga P14 przez Dur­mi­tor

Na­sze wspo­mnie­nia

Prak­ty­ka­lia

Wi­do­ko­wa dro­ga wo­kół Ko­ri­ty

Na­sze wspo­mnie­nia

Prak­ty­ka­lia

MA­CE­DO­NIA PÓŁ­NOC­NA

Dro­ga przez pa­smo gór Ga­li­czi­ca

Na­sze wspo­mnie­nia

Prak­ty­ka­lia

BUŁ­GA­RIA

Wzdłuż buł­gar­skie­go wy­brze­ża

Na­sze wspo­mnie­nia

Prak­ty­ka­lia

RU­MU­NIA

Tra­sa Trans­fo­ga­ra­ska

Na­sze wspo­mnie­nia

Prak­ty­ka­lia

Trans­al­pi­na

Na­sze wspo­mnie­nia

Prak­ty­ka­lia

SŁO­WE­NIA

Wzdłuż Do­li­ny So­czy i dro­ga do Kranj­skiej Gory

Na­sze wspo­mnie­nia

Prak­ty­ka­lia

Bał­kań­ski road trip w py­ta­niach i od­po­wie­dziachRoad trip, czy­li dro­ga jest ce­lem

Lu­dzie po­dró­żu­ją na róż­ne spo­so­by. De­cy­du­ją się na dłu­go­dy­stan­so­we pie­sze wę­drów­ki, by być bli­żej na­tu­ry. La­ta­ją sa­mo­lo­ta­mi, by do­trzeć w naj­bar­dziej od­le­głe za­kąt­ki glo­bu. Jeż­dżą na ro­we­rze, aby zmie­rzyć się z sa­mym sobą i wa­run­ka­mi at­mos­fe­rycz­ny­mi. Są też tacy, któ­rzy po pro­stu wsia­da­ją do auta i z jego per­spek­ty­wy po­zna­ją świat. We wszyst­kich tych przy­pad­kach cel jest je­den. Dro­ga. Pro­sta, mniej lub bar­dziej wy­bo­ista, peł­na za­krę­tów. Wi­do­ko­wa lub taka, gdy przez wie­le go­dzin po­dróż­ni­ko­wi to­wa­rzy­szy mo­no­to­nia kra­jo­bra­zu. Trud­niej­sza lub ła­twiej­sza. Nie­waż­ne więc, ja­kim środ­kiem lo­ko­mo­cji lub w jaki spo­sób się ją po­ko­nu­je, bo, jak traf­nie ujął to Tol­kien Nikt pra­wie nie wie, do­kąd go za­pro­wa­dzi dro­ga, póki nie sta­nie u celu.

Samo okre­śle­nie road trip uży­wa­ne jest w od­nie­sie­niu do mniej lub bar­dziej dłu­go­dy­stan­so­wych po­dró­ży, za­zwy­czaj sa­mo­cho­do­wych (ale rów­nież mo­to­cy­klo­wych). Prze­ciw­ni­cy tej for­my wska­zu­ją na jej sprzecz­ny z eko­lo­gią cha­rak­ter, gdyż przy­czy­nia się do wzro­stu za­nie­czysz­cze­nia po­wie­trza. Jej zwo­len­ni­cy jed­nak pod­kre­śla­ją, że daje dużą dozę wol­no­ści, unie­za­leż­nia od lo­kal­nych środ­ków trans­por­tu, po­zwa­la do­trzeć tam, gdzie nie się­ga ma­so­wa tu­ry­sty­ka. I do tej dru­giej gru­py za­li­cza­my się my.

My

Ruda (Olka) i Ma­rek. Je­ste­śmy mał­żeń­stwem, ale na­sza pierw­sza wspól­na po­dróż mia­ła miej­sce trzy lata przed ślu­bem. Od po­cząt­ku na­sze­go związ­ku wie­dzie­li­śmy, że bliż­sze i dal­sze wy­jaz­dy będą jego waż­nym ele­men­tem. Ja od dziec­ka by­łam zwią­za­na z gó­ra­mi, w któ­re naj­pierw za­bie­ra­li mnie ro­dzi­ce, a póź­niej wy­bie­ra­łam się sama (pa­nień­skie na­zwi­sko Za­gór­ska w koń­cu do cze­goś zo­bo­wią­zu­je). Ma­rek, od­kąd za­czął cho­dzić, nie mógł obyć się bez ro­we­ru. Prze­ro­dzi­ło się to w ogrom­ną pa­sję, jaką jest do­wn­hill (zjazd), któ­ry, siłą rze­czy, rów­nież wią­że się z gó­ra­mi. Tym sa­mym ni­g­dy nie mu­sie­li­śmy się kłó­cić o to, gdzie je­chać. Pro­blem „w góry, czy nad mo­rze” ni­g­dy nas nie do­ty­czył. W szcze­gól­no­ści, gdy w 2012 r. po­sta­no­wi­li­śmy wy­je­chać w mie­sięcz­ną po­dróż na Bał­ka­ny i tym sa­mym zwią­za­li­śmy nasz los z tym re­gio­nem.

Ruda i Ma­rek

Dla­cze­go Bał­ka­ny?

Bał­kań­ska hi­sto­ria każ­de­go z nas ma nie­co inny po­czą­tek. Moja za­czę­ła się sto­sun­ko­wo póź­no, bo w 2010 r. By­łam wte­dy na czwar­tym roku stu­diów, lecz bar­dziej od na­uki i po­zna­wa­nia za­gad­nień psy­cho­lo­gii in­te­re­so­wa­ły mnie góry. Od stycz­nia do grud­nia spę­dzi­łam w nich kil­ka mie­się­cy, włó­cząc się za­rów­no po pol­skich, jak i za­gra­nicz­nych szla­kach. We wrze­śniu pla­no­wa­łam kil­ku­dnio­wy trek­king w Al­pach z moim ów­cze­snym obiek­tem uczuć i wes­tchnień oraz jed­no–dwu­ty­go­dnio­wy wy­pad w góry Buł­ga­rii z przy­ja­cie­lem To­ma­szem. W dru­giej po­ło­wie sierp­nia oka­za­ło się, że z Alp nic nie wyj­dzie, a po­nie­waż To­masz szyb­ko wy­le­czył kon­tu­zję, któ­rej na­ba­wił się w trak­cie dłu­go­dy­stan­so­we­go trek­kin­gu, na­pi­sał do mnie pew­ne­go dnia: Hej rude, słu­chaj, może by­śmy wcze­śniej po­je­cha­li na te Bał­ka­ny?? I może na dłu­żej? Moja noga mie­wa się le­piej, mam jesz­cze urlop! Nie trze­ba mnie było dwa razy na­ma­wiać. W cią­gu ty­go­dnia za­ła­twi­li­śmy bi­le­ty do So­fii, ze­bra­li­śmy naj­po­trzeb­niej­sze rze­czy i 1 wrze­śnia wy­ru­szy­li­śmy w stro­nę Pół­wy­spu Bał­kań­skie­go. Przez pra­wie mie­siąc wę­dro­wa­li­śmy po gó­rach. Naj­pierw w pa­smach Riły i Pi­ry­nu w Buł­ga­rii, póź­niej w Pro­kle­ti­je, Bje­la­si­cy, Sin­ja­je­vi­ny i Dur­mi­to­ru w Czar­no­gó­rze. Pięk­no kra­jo­bra­zów, otwar­tość i go­ścin­ność miesz­kań­ców, pysz­ne je­dze­nie i nie­za­po­mnia­ne wi­do­ki spra­wi­ły, że obo­je za­ko­cha­li­śmy się w Bał­ka­nach od pierw­sze­go wej­rze­nia. Wte­dy jesz­cze nie wie­dzia­łam, że re­gion ten wy­wrze ogrom­ny wpływ na moje ży­cie. W tam­tym cza­sie by­łam po pro­stu pod jego ogrom­nym wra­że­niem i wie­dzia­łam, że jesz­cze tam wró­cę. Nie wie­dzia­łam tyl­ko, kie­dy.

Ma­rek z Bał­ka­na­mi za­przy­jaź­nił się już jako dziec­ko. Wraz z ro­dzi­ca­mi po­je­chał dwu­krot­nie na wa­ka­cje do Chor­wa­cji tuż po tym, jak w kra­jach by­łej Ju­go­sła­wii za­koń­czy­ła się woj­na. Było to więc pod ko­niec lat dzie­więć­dzie­sią­tych ubie­głe­go stu­le­cia. Bał­ka­ny ko­ja­rzy­ły mu się z cie­płym mo­rzem, pły­wa­niem, piz­zą czy kem­pin­giem. W re­gion ten wró­cił do­pie­ro ze mną, kil­ka­na­ście lat póź­niej.

Jak da­le­ko Chor­wa­cji do Bał­ka­nów?

W tym miej­scu po­win­no się po­ja­wić małe wy­ja­śnie­nie, bo czy na­le­ży mó­wić, że Chor­wa­cja to Bał­ka­ny? Otóż, trzy­ma­jąc się ogól­nie przy­ję­tej wie­dzy na te­mat gra­nic re­gio­nu, trze­ba za­li­czyć do nie­go rów­nież ten kraj. Jed­nak za­rów­no miesz­kań­cy Chor­wa­cji, jak i or­ga­ni­za­cje tu­ry­stycz­ne zaj­mu­ją­ce się jej pro­mo­wa­niem, od­ci­na­ją się od okre­śla­nia „bał­kań­ski”. Bał­ka­ny mają bo­wiem dość ne­ga­tyw­ne ko­no­ta­cje. Ko­ja­rzo­ne są z ty­glem, w któ­rym mie­sza­ją się na­cjo­na­li­stycz­ne dą­że­nia, gdzie do­cho­dzi do kon­flik­tów zbroj­nych. W Pol­sce Bał­ka­ny pa­mię­ta się przede wszyst­kim z cza­sów Ju­go­sła­wii, gdy pa­no­wał tam względ­ny do­bro­byt, lu­dzie mo­gli swo­bod­nie po­dró­żo­wać i ge­ne­ral­nie żyło im się le­piej, niż w na­szym kra­ju.

Chor­wa­cja to wciąż naj­po­pu­lar­niej­szy wa­ka­cyj­ny kie­ru­nek wśród Po­la­ków – cięż­ko zna­leźć ko­goś, kto ni­g­dy w tym kra­ju nie był. Trze­ba jed­nak przy­znać, że oso­by zwią­za­ne w róż­ny spo­sób z Bał­ka­na­mi zgod­nie twier­dzą, że w Chor­wa­cji naj­sła­biej czu­je się „bał­kań­skie­go du­cha”. W du­żej mie­rze to kraj zdo­mi­no­wa­ny przez ma­so­wą tu­ry­sty­kę. Jest dro­go i tłocz­no, lecz pięk­ne kra­jo­bra­zy i cu­dow­ne mia­sta spra­wia­ją, że chęt­nych do spę­dze­nia tam wa­ka­cji nie bra­ku­je. I choć róż­ne jest po­dej­ście do tego pań­stwa, ja na po­trze­by tej książ­ki oraz pro­wa­dzo­ne­go prze­ze mnie blo­ga Chor­wa­cję za bał­kań­ską uzna­ję.

Na po­cząt­ku 2012 r. by­li­śmy parą z rocz­nym sta­żem. Ja w lu­tym obro­ni­łam pra­cę ma­gi­ster­ską na wy­dzia­le psy­cho­lo­gii i rzu­ci­łam pra­cę, któ­ra mnie fru­stro­wa­ła. Ma­rek w tym cza­sie pra­co­wał w skle­pie ro­we­ro­wym, jed­nak to za­ję­cie rów­nież za­czy­na­ło go iry­to­wać. Dla­te­go pod ko­niec mar­ca zło­żył wy­po­wie­dze­nie. Sie­dząc któ­re­goś wie­czo­ra przy grza­nym wi­nie, za­czę­łam snuć roz­wa­ża­nia o tym, jak­by to było cu­dow­nie „rzu­cić wszyst­ko” i po­je­chać na trzy–czte­ry ty­go­dnie na Bał­ka­ny. Po­cząt­ko­wo Ma­rek pod­cho­dził dość scep­tycz­nie do mo­ich ma­rzeń. Ale po pew­nym cza­sie było już po­sta­no­wio­ne: Je­dzie­my! Data wy­jaz­du na­rzu­ci­ła się sama – kwie­cień, śro­da, po Świę­tach Wiel­ka­noc­nych, któ­re mie­li­śmy spę­dzić w Wied­niu, z ra­cji chrztu cór­ki mo­jej ku­zyn­ki. Po­cząt­ko­wo pla­no­wa­li­śmy zjeź­dzić Bał­ka­ny au­to­sto­pem, jed­nak po roz­wa­że­niu wszyst­kich za i prze­ciw zde­cy­do­wa­li­śmy się spa­ko­wać wszyst­ko w na­sze małe, miej­skie auto i nim wła­śnie po­zna­wać ten je­dy­ny w swo­im ro­dza­ju re­gion Eu­ro­py.

Noc­leg na pla­ży Pa­la­së

Dla­cze­go sa­mo­cho­dem?

Po­dró­że au­tem teo­re­tycz­nie nie na­le­żą do naj­bar­dziej eko­no­micz­nych. Przede wszyst­kim trze­ba mieć sa­mo­chód lub go wy­po­ży­czyć. Oprócz tego do­cho­dzi jesz­cze koszt pa­li­wa, ubez­pie­cze­nia, za­rów­no pod­sta­wo­we­go, jak i do­dat­ko­we­go (np. do­ty­czą­ce­go ho­lo­wa­nia na dłuż­szy dy­stans niż do naj­bliż­sze­go punk­tu na­praw; zie­lo­nej kar­ty) i ewen­tu­al­nych opłat za dro­gi. Nasi zna­jo­mi pa­trzy­li na nas z pew­nym nie­do­wie­rza­niem, że na Bał­ka­ny, ko­ja­rzo­ne głów­nie w dziu­ra­wy­mi i nie­bez­piecz­ny­mi dro­ga­mi, wy­bie­ra­my się na­szym ma­łym, miej­skim au­tem, ja­kim była Kia Pi­can­to. Szyb­ko jed­nak mia­ło się oka­zać, że w nie­wiel­kim sa­mo­cho­dzie tkwi duży po­ten­cjał, a na­sza Kian­ka sta­ła się swo­istym sym­bo­lem i bo­ha­ter­ką po­dró­ży.

Tak czy ina­czej, pla­nu­jąc wy­dat­ki, wie­dzie­li­śmy, że ich spo­rą część po­chło­nie ben­zy­na. Dla­te­go po­sta­no­wi­li­śmy za­osz­czę­dzić na in­nych aspek­tach po­dró­ży. Przede wszyst­kim na noc­le­gach. Za­pa­ko­wa­li­śmy oczy­wi­ście sprzęt bi­wa­ko­wy, ale po­nie­waż wy­bie­ra­li­śmy się na Bał­ka­ny w kwiet­niu, mu­sie­li­śmy się li­czyć z niż­szy­mi tem­pe­ra­tu­ra­mi (szcze­gól­nie w gó­rach) oraz z ka­pry­sa­mi po­go­dy. Dla­te­go też uzna­li­śmy, że bę­dzie­my rów­nież no­co­wać w sa­mo­cho­dzie. Wzglę­dem tego po­my­słu wszy­scy byli scep­tycz­ni, za­czy­na­jąc od na­szych ro­dzi­ców, a na zna­jo­mych koń­cząc. Jak chce­cie spać w Kii Pi­can­to? Prze­cież to nie­moż­li­we. My by­li­śmy in­ne­go zda­nia. W tym kon­kret­nym mo­de­lu sa­mo­cho­du sie­dze­nia z przo­du roz­kła­da­ły się nie­mal na pła­sko, co po­zwa­la­ło względ­nie wy­god­nie się na nich uło­żyć. Po­nie­waż je­stem niż­sza, mnie w udzia­le przy­pa­dło spa­nie po stro­nie kie­row­cy, w to­wa­rzy­stwie pe­da­łów i kie­row­ni­cy, Ma­rek zaś prze­sia­dał się na fo­tel pa­sa­że­ra.

Ge­ne­ral­nie, w trak­cie na­sze­go pra­wie mie­sięcz­ne­go wy­jaz­du, tyl­ko sie­dem nocy spę­dzi­li­śmy pod na­mio­tem, a dzie­więt­naś­cie w na­szym mi­ni­kam­pe­rze. Za ża­den noc­leg nie za­pła­ci­li­śmy, bo wy­bie­ra­li­śmy miej­sca „na dzi­ko”, dzię­ki cze­mu cała po­dróż kosz­to­wa­ła oko­ło 3000 zł. Naj­wię­cej po­chło­nę­ło oczy­wi­ście pa­li­wo, któ­re w tam­tym okre­sie było na szczę­ście sto­sun­ko­wo ta­nie, choć i tak w 2012 r. jego ceny oscy­lo­wa­ły w oko­li­cy 5,20 zł za litr, czy­li były wyż­sze niż na przy­kład w 2019 r. Kian­ka nie pa­li­ła zbyt dużo, śred­nio 6–7 li­trów na 100 ki­lo­me­trów. Ale przy jej ma­łym baku mu­sie­li­śmy ją, tak czy ina­czej, czę­sto poić. Pod­su­mo­wu­jąc, w cza­sie na­szej pierw­szej, bał­kań­skiej wy­pra­wy prze­je­cha­li­śmy 6619 km na te­re­nie 10 państw, ko­rzy­sta­jąc je­dy­nie z dróg bez­płat­nych, czy­li omi­ja­jąc wszyst­kie au­to­stra­dy (wy­jąt­kiem była au­to­stra­da w Gre­cji, któ­rą do­je­cha­li­śmy w oko­li­ce Me­te­orów). W ten spo­sób udo­wod­ni­li­śmy, że po­dró­że sa­mo­cho­do­we wca­le nie mu­szą być bar­dzo dro­gie. W ko­lej­nych la­tach już tak bar­dzo nie oszczę­dza­li­śmy i po­zwa­la­li­śmy so­bie na noc­le­gi na kem­pin­gach czy w kwa­te­rach pry­wat­nych. Po­zos­ta­li­śmy jed­nak przy po­dró­ży au­tem, gdyż ten styl naj­bar­dziej przy­padł nam do gu­stu. Co wię­cej, Bał­ka­ny na road trip na­da­ją się wręcz ide­al­nie.

Naj­bar­dziej zna­na wi­do­ko­wa tra­sa na Bał­ka­nach – szo­sa P1 w Czar­no­gó­rze

W 2018 r. po­że­gna­li­śmy się z na­szą Kią Pi­can­to i w ze­spo­le po­wi­ta­li­śmy Da­cię Lo­gan (na­sze auta za­wsze trak­to­wa­liś­my i trak­tu­je­my jak człon­ków na­sze­go po­dróż­ni­cze­go te­amu, dla­te­go mają wła­sne imio­na: Kię Pi­cat­no na­zwa­li­śmy Kian­ką, na­to­miast na Da­cię Lo­gan mó­wi­my po pro­stu Lo­gan). Nie zde­cy­do­wa­li­śmy się na auto te­re­no­we. Lo­ga­na wy­bra­li­śmy głów­nie ze wzglę­du na duży ba­gaż­nik – po zło­że­niu sie­dzeń moż­na do nie­go bez wiel­kich kom­bi­na­cji za­pa­ko­wać cały nasz po­dróż­ni­czy do­by­tek i jesz­cze zo­sta­je dużo miej­sca na su­we­ni­ry! Choć Lo­gan au­tem te­re­no­wym nie jest, to za­li­czył już kil­ka tras, któ­re na­da­ją się ra­czej dla po­jaz­dów z na­pę­dem na czte­ry koła. Ale tak to już jest, gdy wła­ści­cie­le mają po­lot i fan­ta­zję. A ta nas cza­sa­mi po­no­si. Na szczę­ście, bez strat w lu­dziach i sprzę­cie. Praw­da jest jed­nak taka, że naj­więk­szym atu­tem Lo­ga­na jest fa­brycz­na in­sta­la­cja ga­zo­wa. Pew­nie więk­szość z was wie, że gaz jest wszę­dzie bar­dzo tani. Dzię­ki temu by­li­śmy w sta­nie jesz­cze bar­dziej zmniej­szyć wy­dat­ki na pa­li­wo.

O bał­kań­skich dro­gach słów kil­ka

Za­nim przej­dę do opi­sy­wa­nia uro­ków po­dró­żo­wa­nia po Bał­ka­nach, mu­szę roz­wiać pew­ne wąt­pli­wo­ści zwią­za­ne z dro­ga­mi w tej czę­ści Eu­ro­py. Wo­kół re­gio­nu krą­ży nie­ste­ty wie­le mi­tów i ste­reo­ty­pów, któ­re, mimo że mamy XXI w., wciąż wy­wie­ra­ją wpływ na lu­dzi i ich wy­bo­ry do­ty­czą­ce celu sa­mo­cho­do­wych po­dró­ży. Przy­ję­ło się, że „cy­wi­li­zo­wa­na” jest Chor­wa­cja, po­nie­waż po­sia­da nie­złą, lecz strasz­nie dro­gą sieć au­to­strad, na­to­miast resz­ta bał­kań­skich państw do jaz­dy wła­snym au­tem się nie na­da­je. Fakt, taka Czar­no­gó­ra w ogó­le au­to­strad nie po­sia­da (jesz­cze, bo bu­do­wa trwa!), a Bo­śnia i Her­ce­go­wi­na ma rap­tem po­je­dyn­cze, krót­kie od­cin­ki. Ale to nie ozna­cza, że po­zo­sta­łe dro­gi są nie­prze­jezd­ne. Wręcz prze­ciw­nie. Inna spra­wa, że mało kto bie­rze pod uwa­gę jed­ną kwe­stię. Pół­wy­sep Bał­kań­ski to w du­żej mie­rze te­re­ny gór­skie. Za­sta­nów­my się, jak wy­glą­da­ją gór­skie tra­sy w Pol­sce. Nie­ste­ty, nie za­wsze do­brze, gdyż dzia­ła­ją­ce tam wa­run­ki at­mos­fe­rycz­ne: śnieg, lód, spły­wa­ją­ca woda, po pro­stu nie wpły­wa­ją ko­rzyst­nie na ja­kość as­fal­tu. Ana­lo­gicz­nie jest na Bał­ka­nach. Nie wy­ma­gaj­my więc, by były re­mon­to­wa­ne po każ­dej zi­mie, sko­ro i w Pol­sce nie na­pra­wia się ich co roku (ewen­tu­al­nie łata się co więk­sze dziu­ry). Nie na­le­ży więc de­mo­ni­zo­wać ja­ko­ści dróg na Bał­ka­nach. Są lep­sze i gor­sze, węż­sze i szer­sze, mniej lub bar­dziej krę­te, ale przede wszyst­kim sza­le­nie wi­do­ko­we. To m.in. z ich po­wo­du od ośmiu lat re­gu­lar­nie wra­ca­my na Bał­ka­ny i to one będą głów­nym bo­ha­te­rem ni­niej­szej książ­ki.

Bał­kań­skie dro­gi by­wa­ją róż­ne, ale łą­czy je jed­no – spek­ta­ku­lar­ne wi­do­ki

Naj­pierw był jed­nak blog

Za­nim zde­cy­do­wa­łam się na na­pi­sa­nie książ­ki, stwo­rzy­łam blog. Bał­ka­ny we­dług Ru­dej po­wsta­ły pod ko­niec wrze­śnia 2013 r. Dość dłu­go nie mo­głam się zde­cy­do­wać, czy to aby do­bry po­mysł. Uwa­ża­łam, że nikt nie bę­dzie chciał czy­tać o re­gio­nie, o któ­rym chy­ba wszy­scy wszyst­ko wie­dzą i każ­dy go od­wie­dził. Dość szyb­ko oka­za­ło się, że by­łam w błę­dzie, bo­wiem w Pol­sce żyje mnó­stwo bał­ka­no­fi­lów oraz osób, któ­re z ja­kie­goś po­wo­du bały się wy­ru­szyć sa­mo­dziel­nie w tę część Eu­ro­py. Po prze­czy­ta­niu blo­go­wych ar­ty­ku­łów i za­in­spi­ro­wa­niu się na­szy­mi po­dró­ża­mi, zna­la­zły w so­bie od­wa­gę i mo­ty­wa­cję. W tym mo­men­cie mogę po­wie­dzieć o kil­ku­set oso­bach, któ­re wy­ru­szy­ły na­szym śla­dem. A ile tak na­praw­dę wy­bra­ło się na Bał­ka­ny dzię­ki lek­tu­rze blo­ga? Tego pew­nie nie do­wiem się ni­g­dy.

Po­cząt­ko­wo Ma­rek trak­to­wał blog jako moją nie­groź­ną fa­na­be­rię. Nie an­ga­żo­wał się w jego two­rze­nie i w za­sa­dzie go nie czy­tał, więc cza­sa­mi nasi zna­jo­mi le­piej orien­to­wa­li się w two­rzo­nych prze­ze mnie wpi­sach niż on. Ale po pew­nym cza­sie, gdy za­in­te­re­so­wa­nie wo­kół Bał­ka­nów we­dług Ru­dej oraz na­sza roz­po­zna­wal­ność wzro­sły, Ma­rek za­czął przy­go­to­wy­wać fil­my, sta­no­wią­ce uzu­peł­nie­nie re­la­cji tek­sto­wej i fo­to­gra­ficz­nej. Dzię­ki jego pa­sji nie tyl­ko blog, ale rów­nież książ­ka wzbo­ga­co­ne są o uję­cia z dro­na, któ­re od po­nad pię­ciu lat skrzęt­nie zbie­ra. Obec­nie pra­ca nad blo­giem jest na rów­ni moim, jak i jego za­ję­ciem. Ma­rek, oprócz przy­go­to­wy­wa­nia zdjęć i fil­mów, co ja­kiś czas pi­sze też ar­ty­ku­ły, głów­nie zwią­za­ne z jego ro­we­ro­wą i nar­ciar­ską pa­sją.

Skąd po­mysł na książ­kę?

Idea na­pi­sa­nia ni­niej­szej książ­ki po­wsta­ła kil­ka lat temu. Wie­dzia­łam od ja­kie­go te­ma­tu chcia­ła­bym za­cząć, a mia­no­wi­cie od naj­bar­dziej wi­do­ko­wych dróg na Pół­wy­spie Bał­kań­skim. Przez osiem lat wspól­nych po­dró­ży ze­bra­li­śmy cał­kiem spo­rą ko­lek­cję tras, któ­re ofe­ru­ją nie­za­po­mnia­ne wra­że­nia es­te­tycz­ne. Część z nich opi­su­ją prze­wod­ni­ki, a część jest wciąż mało zna­na. My od­wie­dzi­li­śmy i od­wie­dza­my za­rów­no jed­ne, jak i dru­gie. Nie­któ­re dro­gi prze­jeż­dża­li­śmy kil­ka­krot­nie, ze wzglę­du na ich wa­lo­ry wi­do­ko­we lub na­sze ulu­bio­ne miej­sca po­ło­żo­ne w po­bli­żu. W książ­ce zna­la­zły się więc tra­sy, któ­re wy­war­ły na nas naj­więk­sze wra­że­nie.

Jak ko­rzy­stać z książ­ki?

Książ­ka nie jest prze­wod­ni­kiem w po­wszech­nym ro­zu­mie­niu tego sło­wa, gdyż oprócz in­for­ma­cji prak­tycz­nych zna­la­zły się w niej na­sze wspo­mnie­nia, do­świad­cze­nia i hi­sto­rie zwią­za­ne z kon­kret­ną tra­są. Za­le­ża­ło mi na tym, aby po­ka­zać, jak cie­ka­wym do­świad­cze­niem jest po­dró­żo­wa­nie sa­mo­cho­dem, zwłasz­cza po tak róż­no­rod­nym re­gio­nie, ja­kim są Bał­ka­ny. A wszyst­ko po to, by za­chę­cić was, Dro­dzy Czy­tel­ni­cy, do za­pla­no­wa­nia sa­mo­dziel­nych wy­praw w tę część Eu­ro­py.

Oprócz tego w każ­dym roz­dzia­le znaj­dzie­cie: spe­cy­fi­kę tra­sy (jej dłu­gość, po ja­kim te­re­nie pro­wa­dzi itp.); cie­ka­we miej­sca przy tra­sie, któ­re war­to zo­ba­czyć; naj­bar­dziej wi­do­ko­we punk­ty; re­ko­men­do­wa­ne przez nas miej­sca noc­le­go­we (na dzi­ko, na kem­pin­gach, je­śli ta­ko­we wy­stę­pu­ją w oko­li­cy, oraz w ho­te­lach/pen­sjo­na­tach), oraz lo­ka­li­za­cję sta­cji ben­zy­no­wych. Pod­po­wia­da­my rów­nież, o ja­kiej po­rze dnia i roku naj­le­piej prze­je­chać daną tra­sę, a tak­że, jaki jest jej po­ziom trud­no­ści. Wszyst­ko po to, by uła­twić wam wy­bór oraz ukła­da­nie pla­nu bał­kań­skie­go road tri­pu.

Uwa­ga! Po­nie­waż obo­je jeź­dzi­my na ro­we­rach, nie mo­głam za­po­mnieć o tych, któ­rzy chcie­li­by eks­plo­ro­wać Bał­ka­ny z per­spek­ty­wy dwóch kó­łek. Przy każ­dej tra­sie zna­la­zły się za­tem ad­no­ta­cje, czy na­da­je się dla ro­we­rzy­stów pod ką­tem bez­pie­czeń­stwa i kom­for­tu jaz­dy. Bra­łam głów­nie pod uwa­gę na­tę­że­nie ru­chu, sze­ro­kość dro­gi oraz jej na­chy­le­nie, czy­li wszyst­kie te ele­men­ty, któ­re wpły­wa­ją na ja­kość prze­miesz­cza­nia się nią róż­nych ty­pów po­jaz­dów, a przede wszyst­kim ich wy­mi­ja­nia, z za­cho­wa­niem od­po­wied­niej od­le­gło­ści. Za­tem je­śli pla­nu­je­cie ro­we­ro­wą wy­pra­wę po Bał­ka­nach, ta książ­ka rów­nież jest dla was.

Bał­ka­ny fa­scy­nu­ją i za­chwy­ca­jąDo Al­ba­nii po raz pierw­szy po­je­cha­li­śmy w 2012 r. Była to spon­ta­nicz­na de­cy­zja, po­dyk­to­wa­na kiep­ski­mi wa­run­ka­mi po­go­do­wy­mi w in­nych czę­ściach Pół­wy­spu Bał­kań­skie­go. Uzna­li­śmy, że im da­lej na po­łu­dnie do­trze­my, tym wię­cej po­win­ni­śmy mieć słoń­ca. I fak­tycz­nie tak było. Al­ba­nia ura­czy­ła nas wspa­nia­łą aurą oraz nie­za­po­mnia­ny­mi wra­że­nia­mi. Po­do­ba­ło nam się ab­so­lut­nie wszyst­ko. Od wi­do­ków po cha­os pa­nu­ją­cy na dro­gach, bun­kry, kon­tra­sty i spe­cy­ficz­ną ar­chi­tek­tu­rę miast. Rok póź­niej, gdy pod­ję­łam de­cy­zję o stwo­rze­niu blo­ga po­świę­co­ne­go Bał­ka­nom, za­czę­ły pi­sać do mnie oso­by, któ­re dzię­ki nam od­wa­ży­ły się po­je­chać do Al­ba­nii. W tam­tym cza­sie by­li­śmy jed­ny­mi z pierw­szych, któ­rzy po­ka­za­li, że do tego bał­kań­skie­go kra­ju moż­na wy­brać się zwy­kłym, ma­łym, miej­skim au­tem i bez więk­szych pro­ble­mów eks­plo­ro­wać naj­cie­kaw­sze za­kąt­ki. Przez pe­wien czas po­ku­to­wa­ło bo­wiem prze­ko­na­nie, że je­śli do Al­ba­nii – to tyl­ko sa­mo­cho­dem z na­pę­dem na czte­ry koła. W in­ter­ne­cie peł­no było mro­żą­cych krew w ży­łach opi­sów nie­bez­piecz­nych, strasz­nych, trud­nych al­bań­skich dróg. Kie­dy je­cha­li­śmy tam po raz pierw­szy, na szczę­ście nie zna­li­śmy tych opi­nii. Głów­nie dla­te­go, że pla­nu­jąc po­dróż, nie za­kła­da­li­śmy, że tra­fi­li­śmy do Al­ba­nii. Choć może nie do koń­ca tak było. Za­bra­li­śmy w koń­cu prze­wod­nik po tym kra­ju oraz mapę. Obie te rze­czy po­ży­czy­li­śmy od zna­jo­mych. Nie mie­li­śmy jed­nak cza­su, by prze­czy­tać choć­by pół stro­ny. Ro­bi­li­śmy to na bie­żą­co, w trak­cie po­by­tu. W efek­cie nie do koń­ca wie­dzie­li­śmy, cze­go mo­że­my się spo­dzie­wać po tym kra­ju. Ale z dru­giej stro­ny, może to do­brze. Dzię­ki temu po­de­szli­śmy do nie­go bez uprze­dzeń czy ocze­ki­wań. Da­li­śmy się po­nieść al­bań­skim dro­gom i bez­dro­żom, do­cie­ra­jąc do wie­lu za­chwy­ca­ją­cych miejsc. Po mie­sią­cu na Bał­ka­nach, z cze­go więk­szość cza­su po­świę­ci­li­śmy na Al­ba­nię wła­śnie, wró­ci­li­śmy do Pol­ski na­ła­do­wa­ni po­zy­tyw­ny­mi emo­cja­mi. Wszyst­kim za­czę­li­śmy opo­wia­dać, jaki to nie­sa­mo­wi­ty kraj. Po­cząt­ko­wo nie bra­ko­wa­ło scep­ty­ków. Ale ci, któ­rzy nam za­ufa­li i wy­bra­li się do Al­ba­nii, byli za­chwy­ce­ni. I sami wra­ca­li tam jesz­cze nie raz.

Al­ba­nia urze­kła nas dzi­ko­ścią i wi­do­ka­mi

Przez ko­lej­ne lata od­wie­dza­li­śmy Al­ba­nię dość re­gu­lar­nie. Dzię­ki temu mo­gli­śmy ob­ser­wo­wać, jak bar­dzo się zmie­nia. Oczy­wi­ście, nie wszyst­kie te zmia­ny były i są po­zy­tyw­ne. Mam na my­śli m.in. bu­do­wa­nie ho­te­li czy ośrod­ków wy­po­czyn­ko­wych w miej­scach, któ­re do nie­daw­na były dzi­kie i trud­no do­stęp­ne. Po­nad­to Al­ba­nia wciąż bo­ry­ka się z wie­lo­ma pro­ble­ma­mi wy­ni­ka­ją­cy­mi z jej hi­sto­rii. Dłu­gie lata izo­la­cji, ja­kie za­wdzię­cza sza­lo­ne­mu po­my­sło­wi Enve­ra Ho­dży, któ­ry w ubie­głym stu­le­ciu po­sta­no­wił od­ciąć ją w za­sa­dzie od ca­łe­go świa­ta, po­zo­sta­wi­ły wy­raź­ne pięt­no. I nie tyl­ko be­to­no­we bun­kry mam na my­śli. Wy­so­ka sto­pa bez­ro­bo­cia czy brak per­spek­tyw roz­wo­jo­wych spra­wia, że mło­dzi lu­dzie wolą emi­gro­wać, a do ro­dzin­ne­go kra­ju wpa­dać je­dy­nie na wa­ka­cje. Jed­nak to dzię­ki tu­ry­sty­ce Al­ba­nia roz­kwi­ta. Z roku na rok od­wie­dza ją co­raz wię­cej osób, na któ­re cze­ka dzie­wi­cza przy­ro­da, cie­ka­we za­byt­ki i za­chwy­ca­ją­ce wi­do­ki. Za­ple­cze ho­te­lo­we i ga­stro­no­micz­ne może nie jest jesz­cze ide­al­ne, ale i w tej ma­te­rii wi­dać pe­wien po­stęp. Przede wszyst­kim jed­nak Al­bań­czy­cy moc­no in­we­stu­ją w dro­gi. Ich sieć nie tyl­ko roz­bu­do­wa­no, ale tak­że zmo­der­ni­zo­wa­no te ist­nie­ją­ce. Nie zmie­nia to fak­tu, że wciąż moż­na tra­fić na szo­sy, któ­re wy­ma­ga­ją dużo sa­mo­za­par­cia i sil­nych ner­wów. Pa­mię­tam, jak w 2012 r. po­sta­no­wi­li­śmy po­je­chać „skró­tem”, po­mię­dzy oko­li­ca­mi Ve­li­po­ji a Shën­gji­ni. 20-ki­lo­me­tro­wy od­ci­nek po­ko­ny­wa­li­śmy przez pół­to­rej go­dzi­ny. I nie mie­li­śmy wca­le pew­no­ści, czy do­trze­my do celu. Po­trak­to­wa­li­śmy to jed­nak jako przy­go­dę oraz na­ucz­kę na przy­szłość, by trzy­mać się głów­niej­szych dróg. Wte­dy jesz­cze po­dró­żo­wa­li­śmy w try­bie slow tra­vel, więc stra­ta cza­su nie była dla nas zbyt bo­le­sna i od­czu­wal­na.

Kwin­te­sen­cja al­bań­skich wi­do­ków – bun­kier, pla­ża, mo­rze

Praw­da jest też taka, że Al­ba­nia na­uczy­ła nas cier­pli­wo­ści. Choć tak na­praw­dę całe Bał­ka­ny jej uczą, bo ży­cie to­czy się tam w in­nym ryt­mie, niż je­ste­śmy do tego przy­zwy­cza­je­ni. Czło­wiek szyb­ko wy­ra­bia w so­bie na­wyk, by się nie przej­mo­wać, je­śli ja­kiś plan le­gnie w gru­zach z po­wo­du nie­ocze­ki­wa­ne­go re­mon­tu dro­gi, jej za­blo­ko­wa­nia, zmian go­dzin otwar­cia ja­kiejś atrak­cji tu­ry­stycz­nej itd. Wzru­sza ra­mio­na­mi i szu­ka in­ne­go spo­so­bu do­tar­cia lub in­ne­go celu. Ja­sne, cza­sa­mi bywa to fru­stru­ją­ce. Ale z dru­giej stro­ny, je­śli nie mamy na coś wpły­wu, to po co się tym stre­so­wać? Im dłu­żej po­dró­żu­je­my po Bał­ka­nach, tym mniej rze­czy nas za­ska­ku­je.

Mam też świa­do­mość, że Al­ba­nia nie jest dla każ­de­go. Kraj ten po­tra­fi wzbu­dzać skraj­ne emo­cje. Ale żeby wy­ro­bić so­bie o nim opi­nię, trze­ba tam po­je­chać. Je­śli jesz­cze w Al­ba­nii nie by­li­ście, to pew­nie część z was wró­ci stam­tąd za­chwy­co­na, a część stwier­dzi „Ni­g­dy wię­cej!”. I ja to sza­nu­ję, bo w koń­cu każ­dy z nas jest inny i każ­de­mu po­do­ba się co in­ne­go.

Za­rów­no ja, jak i Ma­rek, uwiel­bia­my Al­ba­nię i za­wsze bę­dzie­my mieć do niej ogrom­ny sen­ty­ment. To tam się za­rę­czy­li­śmy. To w Al­ba­nii spę­dza­li­śmy ostat­nie­go przed ślu­bem syl­we­stra 2014/2015. To chy­ba tam spo­tka­ło nas naj­wię­cej nie­zwy­kłych przy­gód. W Al­ba­nii ni­g­dy się nie nu­dzi­li­śmy. I chy­ba dla­te­go za­wsze chęt­nie tam wra­ca­my. Szcze­gól­nie, że wciąż jest kil­ka miejsc, do któ­rych z róż­nych wzglę­dów nie uda­ło nam się do­trzeć. Zresz­tą, w Al­ba­nii czu­je­my się tro­chę jak w du­żym, nie­co zwa­rio­wa­nym domu, gdzie zna­my wie­le ką­tów i mniej wię­cej wie­my, cze­go się spo­dzie­wać. Kie­dy przez dłuż­szy czas nie mo­że­my jej od­wie­dzić, to au­ten­tycz­nie za nią tę­sk­ni­my.

Al­ba­nia to nie tyl­ko mo­rze, ale przede wszyst­kim wspa­nia­łe góry

W ko­lej­nych trzech roz­dzia­łach przed­sta­wi­my trzy, na­szym zda­niem, naj­cie­kaw­sze i naj­pięk­niej­sze dro­gi w tym kra­ju. Oczy­wi­ście, nie wy­czer­pu­ją one te­ma­tu, bo z ra­cji ukształ­to­wa­nia te­re­nu Al­ba­nia ofe­ru­je mnó­stwo tras, z któ­rych roz­cią­ga­ją się fe­no­me­nal­ne wi­do­ki. Dla wie­lu osób naj­bar­dziej wi­do­ko­wą dro­gą w tym kra­ju jest szo­sa SH21 do The­thi. Nie zde­cy­do­wa­łam się jej opi­sać z dwóch po­wo­dów. Po pierw­sze, nie wy­wo­ła­ła ona u nas aż ta­kiej eks­cy­ta­cji. Ow­szem, wi­do­ki na Alpy Al­bań­skie są mo­men­ta­mi ład­ne, ale spo­ra część dro­gi (od pół­noc­nej stro­ny) wie­dzie przez las i w trak­cie jaz­dy oglą­da się głów­nie drze­wa. Po dru­gie, do tej pory wy­as­fal­to­wa­ny był frag­ment szo­sy do prze­łę­czy Qafe e Ter­tho­res, ale stan dro­gi do sa­me­go The­thi po­zo­sta­wiał wie­le do ży­cze­nia. Po­ko­na­li­śmy ją wpraw­dzie na­szą Kią Pi­can­to i wi­dzie­li­śmy rów­nież ro­dzi­nę po­dró­żu­ją­cą To­yo­tą Prius. Tra­fi­li­śmy też jed­nak na eki­pę, któ­ra prze­dziu­ra­wi­ła na wy­sta­ją­cym ka­mie­niu mi­skę ole­jo­wą. Więc, jak wi­dać, nie była to tra­sa dla każ­de­go. Jed­nak z do­cie­ra­ją­cych w ostat­nim cza­sie in­for­ma­cji wy­ni­ka, że do­ce­lo­wo rów­nież od­ci­nek z prze­łę­czy do The­thi ma zo­stać wy­as­fal­to­wa­ny. Zna­jąc Al­bań­czy­ków, na­stą­pi to wkrót­ce. Tak czy ina­czej, naj­pierw sama, a póź­niej po kon­sul­ta­cjach z Mar­kiem uzna­łam, że wolę skon­cen­tro­wać się na in­nych dro­gach w tym kra­ju. Każ­da z nich ofe­ru­je nie­za­po­mnia­ne wra­że­nia wi­zu­al­ne i po­zwa­la nie­co le­piej po­znać Al­ba­nię. A chy­ba o to cho­dzi w kla­sycz­nych road tri­pach?Szo­sa SH8 Vlo­ra – Sa­ran­da

Jed­na z naj­bar­dziej zna­nych dróg w Al­ba­nii łą­czy dwa naj­więk­sze ku­ror­ty po­ło­żo­ne w po­łu­dnio­wej czę­ści wy­brze­ża – Vlo­rę i Sa­ran­dę. Daje szan­sę po­dzi­wia­nia spek­ta­ku­lar­nych wi­do­ków, ja­kie ofe­ru­je zjazd z prze­łę­czy Llo­ga­ra oraz prze­jazd wzdłuż Al­bań­skiej Ri­wie­ry. Nie tyl­ko za­pew­nia moż­li­wość czer­pa­nia przy­jem­no­ści z po­dró­ży sa­mo­cho­dem lub mo­to­cy­klem, ale po­zwa­la rów­nież wy­po­cząć na jed­nej z pięk­nych plaż, a tak­że zwie­dzić kil­ka cie­ka­wych miejsc.

Cie­ka­we miej­sca przy tra­sie

- Vlo­ra, Ori­kum, Pla­ża Pa­la­së, Gji­le­kë, Dhër­mi, Shën Ma­ri­së, Pla­ża Gji­pe, Jalë, Hi­ma­rë, Por­to Pa­ler­mo, Pla­ża Bu­nec, Pla­ża Lu­ko­va, Za­to­ka Ka­ko­me, Sa­ran­da, Ksa­mil i Bu­trintPrak­ty­ka­lia

Długość trasy i jej specyfika

Oko­ło 125 km opi­sa­nej tra­sy, dro­ga as­fal­to­wa, na­wierzch­nia na ca­łej dłu­go­ści do­bra (wy­ją­tek: ostat­nie ser­pen­ty­ny na prze­łęcz Llo­ga­ra od stro­ny Vlo­ry). Dro­ga w prze­wa­ża­ją­cej mie­rze ma cha­rak­ter gór­ski. Prze­ci­na kil­ka wsi i miej­sco­wo­ści, gdzie cza­sa­mi two­rzą się za­to­ry, gdy dwa więk­sze po­jaz­dy pró­bu­ją się mi­nąć. Je­śli wy­bie­rze­cie się też do Ksa­mi­lu i Bu­trin­tu, wte­dy mu­si­cie do­dać 17 km.

Czas przejazdu

Tra­sę moż­na bez więk­sze­go pro­ble­mu po­ko­nać w cią­gu jed­ne­go dnia. War­to jed­nak za­pla­no­wać 2–3 dni na prze­jazd, dzię­ki cze­mu bę­dzie­cie mo­gli zwie­dzić naj­cie­kaw­sze miej­sca, a tak­że zna­leźć czas na re­laks na jed­nej z baj­ko­wych plaż Al­bań­skiej Ri­wie­ry.

Opłaty

Brak.

Kiedy jechać?

Naj­wię­cej osób po­dró­żu­je tra­są SH8 w szczy­cie se­zo­nu. Wte­dy na za­krę­tach pro­wa­dzą­cych z Llo­ga­ry mogą two­rzyć się nie­wiel­kie kor­ki lub za­to­ry, po­wo­do­wa­ne przez tych, któ­rzy po­sta­no­wi­li za­trzy­mać się w celu po­dzi­wia­nia wi­do­ków. Rów­nież prze­jazd przez nie­któ­re miej­sco­wo­ści może być kło­po­tli­wy, kie­dy np. trze­ba się bę­dzie mi­nąć z au­to­bu­sem na wą­skim od­cin­ku. Po­nie­waż jed­nak szo­sa SH8 jest dość dłu­ga i nie wszy­scy jadą nią od po­cząt­ku do koń­ca, to ruch ten w mia­rę się roz­kła­da, w efek­cie po­dróż nie po­win­na być uciąż­li­wa.

Mimo wszyst­ko jed­nak za­le­ca­li­by­śmy prze­jazd poza se­zo­nem, np. od maja do czerw­ca i póź­niej, we wrze­śniu i paź­dzier­ni­ku. Bę­dzie nie­co spo­koj­niej, co po­zwo­li w peł­ni roz­ko­szo­wać się pięk­nem wi­do­ków.

Poziom trudności

Tra­sa SH8 nie na­le­ży do trud­nych. W szczy­cie se­zo­nu głów­nym wy­zwa­niem jest spo­ry ruch, w za­sa­dzie na ca­łej jej dłu­go­ści. War­to pa­mię­tać, że ma mo­men­ta­mi ty­po­wo gór­ski cha­rak­ter, a co za tym idzie trze­ba po­ko­nać mnó­stwo ser­pen­tyn. Ale poza tym po­zwa­la na stu­pro­cen­to­wą fraj­dę z jaz­dy.

Stacje benzynowe

Znaj­dzie­cie je w kil­ku miej­scach. Przede wszyst­kim we Vlo­rze, Ori­kum, Hi­ma­rë i Sa­ran­dzie.

Punkty widokowe i ciekawe miejsca

Po­nie­waż szo­sa SH8 to jed­na z bar­dziej wi­do­ko­wych tras, to miejsc, z któ­rych moż­na po­dzi­wiać gór­skie i mor­skie pa­no­ra­my, jest na­praw­dę dużo.

Prze­łęcz Llo­ga­ra – po­ło­żo­na na wy­so­ko­ści 1043 m n.p.m., ofe­ru­je roz­le­głą pa­no­ra­mę Mo­rza Joń­skie­go, po­szar­pa­nej li­nii brze­go­wej oraz cią­gną­cych się po ho­ry­zont gór. La­tem, nie­ste­ty, ze wzglę­du na wy­so­kie tem­pe­ra­tu­ry przej­rzy­stość po­wie­trza nie jest zbyt do­bra, więc wi­do­ki są nie­co za­mglo­ne. Oso­by chcą­ce dłu­żej na­pa­wać się oko­licz­ny­mi pej­za­ża­mi, po­win­ny wstą­pić na kawę do re­stau­ra­cji Pa­no­ra­ma.

Za­kręt pa­ra­lot­nia­rzy oraz za­kręt z ru­ina­mi po­ste­run­ku – oba miej­sca tak­że po­zwa­la­ją po­dzi­wiać wspa­nia­łe wi­do­ki, tym ra­zem za­rów­no na samą prze­łęcz (a ra­czej jej frag­ment) jak też na wy­brze­że i góry. Man­ka­men­tem obu punk­tów jest to, że cza­sa­mi cięż­ko przy nich za­par­ko­wać (szcze­gól­nie w se­zo­nie).

Oko­li­ce ko­ścio­ła Shën Ma­ri­së w Dhër­mi – świą­ty­nia stoi po­wy­żej szo­sy oraz sa­me­go mia­sta. Dzię­ki temu moż­na przyj­rzeć się Dhër­mi nie­mal z lotu pta­ka.

Oko­li­ce zjaz­du na pla­żę Gji­pe – miej­sce to za­słu­gu­je na szcze­gól­ną uwa­gę, gdyż moż­na tu zo­ba­czyć cie­ka­we for­my z pia­skow­ca o in­ten­syw­nie po­ma­rań­czo­wej bar­wie. Przy­po­mi­na­ją Mel­nic­kie Pi­ra­mi­dy – jed­ną z bar­dziej roz­po­zna­wal­nych atrak­cji tu­ry­stycz­nych po­łu­dnio­wo-za­chod­niej Buł­ga­rii.

Ka­la­ja e Hi­ma­rës – ru­iny twier­dzy, któ­ra gó­ru­je nad mia­stem oraz pla­ża­mi Li­va­dhi i Spi­le. Oprócz po­dzi­wia­nia po­zo­sta­ło­ści wa­row­ni, moż­na tak­że na­sy­cić oczy wi­do­kiem gór i mo­rza. War­to spę­dzić tu dłuż­szą chwi­lę, zwłasz­cza, że za­zwy­czaj mało kto do ruin za­glą­da i ma się je prze­waż­nie tyl­ko dla sie­bie (cza­sem trze­ba się nimi po­dzie­lić ze stad­kiem kóz, bu­szu­ją­cych wśród po­ra­sta­ją­cej twier­dzę ro­ślin­no­ści).

Za­mek Ale­go Pa­szy w Por­to Pa­ler­mo – w trak­cie jaz­dy szo­są SH8 po pro­stu trze­ba się tu za­trzy­mać. Za­mek sam w so­bie nie jest może naj­pięk­niej­szą bu­dow­lą, ale roz­cią­ga­ją się z nie­go wspa­nia­łe wi­do­ki. Oko­li­ca nie jest zur­ba­ni­zo­wa­na, więc do­oko­ła moż­na po­dzi­wiać nie­wiel­kie, po­ro­śnię­te krze­win­ka­mi wzgó­rza oraz mor­ską prze­strzeń.

Ka­la­ja e Lëku­rësit – twier­dza gó­ru­ją­ca nad Sa­ran­dą, z któ­rej mu­rów i oko­lic roz­cią­ga­ją się fe­no­me­nal­ne wi­do­ki na po­ło­żo­ne w dole mia­sto, mo­rze oraz do­mi­nu­ją­ce na ho­ry­zon­cie Kor­fu. W zam­ku funk­cjo­nu­je re­stau­ra­cja, więc jest to ide­al­ne miej­sce na ro­man­tycz­ną ko­la­cję we dwo­je, o za­cho­dzie słoń­ca.

Miejsca noclegowe

W za­sa­dzie we wszyst­kich miej­sco­wo­ściach przy szo­sie SH8 funk­cjo­nu­ją ho­te­le czy pen­sjo­na­ty. Naj­więk­szą po­pu­lar­no­ścią cie­szą się Dhër­mi, Hi­ma­rë oraz Sa­ran­da. Rów­nież w mniej­szych mia­stecz­kach oraz wsiach są ho­te­le i kem­pin­gi. My jed­nak nie­mal w ogó­le z nich nie ko­rzy­sta­my, gdyż na al­bań­skim wy­brze­żu moż­na bez więk­sze­go pro­ble­mu no­co­wać na dzi­ko. Oczy­wi­ście, na­le­ży trzy­mać się za­sa­dy, by nie roz­bi­jać się na od­cin­kach pla­ży, któ­re na­le­żą do ho­te­li lub re­stau­ra­cji. Za­zwy­czaj nie ma kło­po­tu ze zna­le­zie­niem do­god­ne­go miej­sca, pro­ble­mem może być cza­sem do­tar­cie do nie­go au­tem, szcze­gól­nie, gdy nie po­sia­da się na­pę­du na czte­ry koła oraz więk­szych opon.

Na pew­no moż­na za­trzy­mać się na noc­leg w trak­cie se­zo­nu w po­niż­szych miej­scach:

Pla­ża Pa­la­së, zwłasz­cza jej po­łu­dnio­wy od­ci­nek, od koń­ca as­fal­to­wej dro­gi w stro­nę Gji­le­kë.

Oko­li­ce skal­ne­go okna w Gji­le­kë – po­mię­dzy ska­ła­mi cią­gną­cy­mi się w stro­nę pół­noc­ną dość czę­sto moż­na zo­ba­czyć na­mio­ty. To miej­sce ra­czej dla ty­po­wych back­pac­ke­rów, bo auto trze­ba zo­sta­wić w sa­mej miej­sco­wo­ści i z ca­łym ekwi­pun­kiem przejść sto­sun­ko­wo spo­ry ka­wa­łek. Ale je­śli wam to nie prze­szka­dza, to mo­że­cie mieć noc­leg w na­praw­dę pięk­nych oko­licz­no­ściach przy­ro­dy.

Pla­ża Gji­pe – pro­po­zy­cja dla tych, któ­rzy mają sa­mo­chód z na­pę­dem na czte­ry koła i na­praw­dę wy­so­kie za­wie­sze­nie. Bo tyl­ko ta­kie auto zje­dzie na samą pla­żę. Po­zo­sta­li mogą oczy­wi­ście do­trzeć na nią pie­szo, o ile nie bę­dzie im prze­szka­dza­ło tar­ga­nie rze­czy bi­wa­ko­wych naj­pierw 3 km w dół, a w dro­dze po­wrot­nej tyle samo do góry. Na pla­ży dzia­ła kem­ping.

Lu­ko­va – przy­jem­na, nie­wiel­ka pla­ża, za­sta­wio­na knajp­ka­mi – tam ra­czej nie moż­na obo­zo­wać. Jed­nak w nie­wiel­kim gaju oliw­nym, przy koń­cu as­fal­to­wej dro­gi, nie ma z tym pro­ble­mu. Fakt fak­tem, może zo­stać po­bra­na od was opła­ta w wy­so­ko­ści 5 € lub wię­cej, ale nie jest to ja­kiś strasz­ny koszt.

Opi­sa­ne po­wy­żej miej­sca są przez nas spraw­dzo­ne w szczy­cie se­zo­nu. Poza nim w za­sa­dzie na każ­dej pla­ży mo­że­cie bez pro­ble­mu obo­zo­wać, czy to pod na­mio­tem czy w au­cie. Jed­nak pa­mię­taj­cie – przy wy­bo­rze dzi­kich miejsc noc­le­go­wych za­wsze kie­ruj­cie się zdro­wym roz­sąd­kiem oraz tym, by nie na­ru­szać ni­czy­jej wła­sno­ści.

Restauracje

Ko­niecz­nie za­trzy­maj­cie się na kawę/po­si­łek w jed­nej z dwóch re­stau­ra­cji na prze­łę­czy Llo­ga­ra. Pierw­sza to Re­sto­rant Kësh­tjel­la, a dru­ga Pa­no­ra­ma. Obie ofe­ru­ją prze­pięk­ny wi­dok na Mo­rze Joń­skie oraz góry wo­kół. W obu ceny są bar­dzo przy­stęp­ne.

W upal­ne, let­nie dni war­to za­trzy­mać się w Borsh, w re­stau­ra­cji Ujëva­ra e Bor­shit. Lo­kal kry­je się w cie­niu drzew, a do­dat­ko­wo prze­pły­wa przez nie­go stru­myk, two­rzą­cy małe wo­do­spa­dy – moż­na więc za­żyć ochło­dy. Nie­szcze­gól­ne po­tra­wy re­kom­pen­su­ją at­mos­fe­ra oraz wy­gląd tego miej­sca.

Dla rowerzystów

Prze­mie­rza­jąc tra­sę SH8 w szczy­cie let­nie­go se­zo­nu, pra­wie w ogó­le nie wi­dy­wa­li­śmy na niej ro­we­rzy­stów. Fani dwóch kó­łek za­pew­ne ją wte­dy omi­ja­ją, by nie mu­sieć je­chać w tłu­mie aut, do tego z du­szą na ra­mie­niu, w oba­wie, czy sa­mo­cho­dom uda się ich bez­piecz­nie wy­prze­dzić. I my rów­nież re­ko­men­do­wa­li­by­śmy po­dróż tą tra­są wcze­sną je­sie­nią lub póź­ną wio­sną/wcze­snym la­tem. Wte­dy każ­dy ro­we­rzy­sta po­wi­nien mieć fraj­dę z prze­mie­rza­nia tej dro­gi.Szo­sa SH20 – nie­sa­mo­wi­ta tra­sa przez re­jon Kel­mend

Jesz­cze do nie­daw­na Szo­sa SH20 w Al­ba­nii była do­stęp­na tyl­ko dla po­sia­da­czy aut z na­pę­dem na czte­ry koła lub dla mo­to­cy­kli­stów. Krę­ta, gór­ska, peł­na luź­nych ka­mie­ni, sta­no­wi­ła nie lada wy­zwa­nie. Jed­nak w 2017 r. ukoń­czo­no jej as­fal­to­wa­nie, dzię­ki cze­mu sta­ła się prze­jezd­na dla wszyst­kich.

Cie­ka­we miej­sca przy tra­sie

- Prze­łęcz Le­qet e Ho­tit, Ta­ma­rë, Sel­cë, Ver­moshNa­sze wspo­mnie­nia

Po raz pierw­szy o szo­sie SH20 łą­czą­cej Ver­mosh z Hani i Ho­tit do­wie­dzie­li­śmy się od czwór­ki zna­jo­mych, któ­rzy po­szli w na­sze śla­dy i wy­bra­li się do Al­ba­nii w kwiet­niu. Bę­dąc tam w po­dob­nym cza­sie w 2012 r. mie­li­śmy prze­pięk­ną po­go­dę. Pod tym wzglę­dem zna­jo­mym się nie po­szczę­ści­ło. Przez więk­szość cza­su zma­ga­li się z ulew­ny­mi desz­cza­mi i ni­ski­mi tem­pe­ra­tu­ra­mi. Ale to, co im się uda­ło, to prze­jazd szo­są SH20. Wte­dy była to dro­ga szu­tro­wa. Ze wzglę­du na spo­rą licz­bę za­krę­tów, stro­mych pod­jaz­dów czy nie za­wsze sta­bil­ne pod­ło­że, moż­na ją było po­ko­nać tyl­ko te­re­no­wym au­tem. A ta­kie po­sia­da­li nasi zna­jo­mi. Kie­dy po po­wro­cie po­ka­za­li zdję­cia, to obo­je z Mar­kiem pa­dli­śmy z wra­że­nia. Za­chwy­ca­ją­ce Alpy Al­bań­skie, ogrom­ne prze­strze­nie, nie­co mrocz­ny kli­mat i dro­ga, któ­ra za­chwy­ca­ła nie­sa­mo­wi­tą lo­ka­li­za­cją. Wie­dzie­li­śmy, że na pew­no kie­dyś tam do­trze­my. Nie wie­dzie­li­śmy tyl­ko, kie­dy to na­stą­pi.

Oka­za­ło się jed­nak, że nie mu­sie­li­śmy dłu­go cze­kać. W Al­ba­nii bo­wiem tem­po zmian jest ogrom­ne, zwłasz­cza, je­śli cho­dzi o bu­do­wa­nie no­wych dróg lub re­mon­to­wa­nie sta­rych. W 2016 r. roz­po­czę­to in­ten­syw­ne pra­ce mo­der­ni­za­cyj­ne na szo­sie SH20. Pierw­szym eta­pem było wy­as­fal­to­wa­nie od­cin­ka od Je­zio­ra Szko­der­skie­go do miej­sco­wo­ści Ta­ma­rë. In­ter­net szyb­ko za­sy­pa­ły zdję­cia ser­pen­tyn scho­dzą­cych z prze­łę­czy Le­qet e Ho­tit w stro­nę do­li­ny rze­ki Cem. Na­szym głów­nym źró­dłem in­for­ma­cji na te­mat po­stę­pu prac był fa­ce­bo­oko­wy pro­fil Edie­go Ramy – al­bań­skie­go pre­mie­ra. Zresz­tą, je­śli chce­cie wie­dzieć, co się dzie­je w tym kra­ju, to na pew­no war­to do­dać tego po­li­ty­ka do ob­ser­wo­wa­nych. Po­nie­waż w tym sa­mym roku wy­bie­ra­li­śmy się do Al­ba­nii, od razu za­pla­no­wa­li­śmy prze­jazd od­da­nym do użyt­ku frag­men­tem tra­sy.

Nie­sa­mo­wi­te ser­pen­ty­ny scho­dzą­ce z prze­łę­czy Le­qet e Ho­tit

Efek­ty mo­der­ni­za­cji

.

.

.

...(fragment)...

Całość dostępna w wersji pełnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: