- W empik go
Ballady, legendy czeskie... - ebook
Ballady, legendy czeskie... - ebook
Ballady, legendy – jak również i cała zawartość niniejszego tomiku – w dzisiejszych czasach wydać się może anachronizmem. Do licznych tu utworów śmiało zastosować można słowa naszego poety: „Pieśni ludu – jedwabniki, przędza na wiatr lśniąca, lekka, ktoś jej doda barwnej krasy, przemaluje, złotem przetka i na wieczne, wieczne czasy, adamaszki i atłasy, na królewskie gdzieś pokoje i na dziewic wszystkich stroje”. Z tych to bogatych tkanin dajemy wam dziś między innymi, małe strzępki spłowiałe, niestety, w nieudolnych rękach tłumacza. Chcecie świeżych barw i woni, nie szukajcie tłumaczeń, a zwróćcie się wprost do bogatej skarbnicy bratniej poezji. Skarbnica ta, ze względu na pokrewność języka, stoi przed wami otworem!
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7639-065-9 |
Rozmiar pliku: | 853 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Edwarda Jelinka i Bronisława Grabowskiego
nieodżałowanym rzecznikom idei wzajemności czesko-polskiej
PRACĘ SWĄ POŚWIĘCA – TŁUMACZ.
„Volim slovo proste,
„Chci tu bóji vypravovat
„Z ust jak lidu roste”.
Jan Neruda.
Ballady, legendy – jak również i cała zawartość niniejszego tomiku – w dzisiejszych czasach wydać się może anachronizmem. Nie przeczę. Co do mnie jednak duszno mi już w tej atmosferze odurzających narkotyków. Rad bym zawołać: „Otwórzcie na oścież okna, niech wejdzie świeże od pól i lasów powietrze, niech miast zgrzytów i dysonansów słyszę płynące z wolna po rosie echo fletni, miast igraszki słów i błyskotliwych frazesów – proste słowa pieśni”.
W chwilach podobnych orzeźwienie dla ducha znajduję zawsze w tym wartkim potoku odrodzonej muzy czeskiej, który bierze początek z wiecznie świeżego źródła poezyi ludowej.
Do licznych tu utworów śmiało zastosować można słowa naszego poety: „Pieśni ludu – jedwabniki, przędza na wiatr lśniąca, lekka, ktoś jej doda barwnej krasy, przemaluje, złotem przetka i na wieczne, wieczne czasy, adamaszki i atłasy, na królewskie gdzieś pokoje i na dziewic wszystkich stroje”. Z tych to bogatych tkanin dajemy wam dziś między innemi, małe strzępki spłowiałe, niestety, w nieudolnych rękach tłomacza.
Chcecie świeżych barw i woni, – nie szukajcie tłomaczeń, a zwróćcie się wprost do bogatej skarbnicy bratniej poezyi. Skarbnica ta, ze względu na pokrewność języka, stoi przed wami otworem!
Tłumacz.Łza Twardowskiego.
– „Со się zżymasz? Do wyboru
„Wszakże miałeś dosyć wina,
„A ten dyablik czarnobrewy
„Na mój honor, zuch dziewczyna!
„Biesy z wszystkich świata krańców
„Gośćmi na tym byli dworze,
„Użyczyło gwiazd swych niebo,
„Użyczyło skarbów morze.
„Czemu chmurzysz gniewnie czoło,
„Nic ci smutku nie rozprasza?
„Więc wygrana w karty niczem?
„Furda dziewy? pełna czasza?
„Niktby lepiej nie dogodził, –
„Cały spryt mój wyczerpałem; –
„Na koszt marnej twojej duszy
„Nazbyt wiele dziś ci dałem!
„Cóż chcesz jeszcze? Rozkwilonym
„Niemowlętom lepiej służyć!”
Rzekł Twardowski:
„Chcę z asanem
„Nadpowietrznej drogi użyć”.
– „Lecieć w przestwór! Dobra nasza!..
„Niech się zadość woli stanie.
„Widzisz plamkę, tam, na niebie?
„To mój płaszczyk, zacny panie!
„Patrz, jak łódź ta ku nam zmierza.
„Dalej, mistrzu, skocz do góry!
„Ja już stoję. Chwyć się płaszcza!
„Hejże, raźno! Jazda w chmury!”
I Twardowski na płaszcz wskoczy.
Szatan w pół go wziął pod boki,
Wnet pośpiesznym w górę lotem
Mknie prościutko pod obłoki.
Lecą, jako tuman śnieżny.
Jak puch kwietny, wichrem gnany;
Nietoperza szarem skrzydłem.
Zda się, czarci płaszcz rozwiany.
Lecą w górę, coraz wyżej.
Ponad lasy, ponad niwy, –
Aż odsłonił się przed nimi
Rój gwiazd jasny, migotliwy.
– „Со to gwiazdy!?” Mistrz zawoła.
„Chcę przy ziemi bujać nizko,
„W tej przejażdżce pragnę dzisiaj
„Widzieć ludzkie środowisko”.
– „Jakto, w nocy? gdy śpi wszystko?”
Dyabeł pyta, strojąc miny.
– „Dalej na dół!” grzmi Twardowski,
I już miasta masz kominy.
Zatrzymała się łódź w biegu,
Gdzie się świeci trochę błota;
W błocie ujrzał, jak w zwierciadle
Mistrz miejskiego treść żywota:
Tu, w grze świateł, w takt kapeli,
Na salonach idą tany;
Tu zaś, w szynku brudnym, siedzi
Nad kieliszkiem człek pijany.
Tu przed jednym z graczy widzi
Stosy złota, jako lodu;
Tu zaś, w stęchłej, zimnej izbie
Garstka dziatek ginie z głodu.
Tutaj hańba, wstyd niewieści
Na kobiercach się rozpiera,
A tu cnota, jako ptaszę,
Na poddaszu gdzieś umiera.
Łódź zatrzęsła się nieznacznie –
Dyabeł pyta uśmiechnięty:
– „Czego waszmość z cicha wzdychasz,
„Gzem masz umysł zaprzątnięty?”
A Twardowski:
– „Prędzej z miejsca!
„Prędzej, dyable!” woła wściekle.
„To, co widzę, wzruszyć może
„I w najgłębszem, siódmem piekle.
„Tam, na stronie, w drzew tych cieniu,
„Stoi nizki, stary dworek...
„Dziatki krzyżem matka żegna,
„Mówiąc z niemi w głos paciorek.
„Czy ty słyszysz, jakim głosem
„Szepce pacierz rzesza mała? –
„Matko! matko! na dobranoc
„Tyś mnie krzyżem też żegnała!
„Leć, szatanie!”
– „Próżno, mistrzu –
„Jakaś trzyma nas przeszkoda,
„Płaszcz mój ciągnie coś ku ziemi
„Ciężkie, jako drzewa kłoda!”
– „Leć, szatanie, leć, na Boga,
„Serce w piersiach mi zamiera!”
„Coś zawadza wciąż, mój mistrzu.
„Hola! płaszcz coś z ramion zdziera.
„Aha, mam cię! Zgubić snadnie
„Mogłeś obu... Godny panie,
„Toś ty płakał? Patrz, łza twoja
„Pozostała na rydwanie.
„Oh! łza taka cięży srodze,
„Więc ciągnęła nas ku ziemi;
„Gdym ją cisnął, gwiazdą błysła”.
Rzekł, mknąc szlaki powrotnemi.
Jarosław VrchlickyBallada zimowa
Drogą, w pustej okolicy,
Szedł czarownik wśród śnieżycy;
Dotarł aż do... szubienicy.
W górze belka wszerz widnieje –
Na niej wiszą dwaj złodzieje.
Rzekł, podchodząc ku nim blizko:
– „Piękne macie tu siedlisko!
„Szkoda mi was, bom nie głazem,
„Przenocujem wszyscy razem”.
Zaklął, skreślił koło w kole
I... wisielcy już na dole.
To mi druhy, to mi braty!
Pierwszy czarny i kudłaty.
Gdzie ramiona, tam kolana;
Broda nigdy nieczesana.
Drugi, z głową rozczochraną.
Dźwiga nogę snać drewnianą.
Trzeci... (Boże, pełen chwały!)
Nagi! – jakby z lodu oczy,
Lica pokrył szron przezroczy.
Sople zdobią tułów cały.
Siedli. Mistrza pozdrawiają.
Głowy sobie poprawiają.
– „Otrzymawszy z rąk mych życie,
„Czyńcie dalej swe łotrostwa;
„Za to dziś mi usłużycie:
„W progach tego, ot, domostwa
„Razem nockę przepędzimy,
„Winem troski ukoimy.
„Hej! przynieście, czego trzeba:
„Jeden pierzyn, drugi chleba,
„Trzeci wina! Jedna kropla
„Starczy. Hejże, chłopcy! Hopla!”
Odlecieli szybkim lotem –
Coś w powietrzu szumi, warczy.
Wkrótce pierwszy był z powrotem
I do mistrza woła zdala:
– „Niosę małą poduszeczkę!
„Wdowie-m buchnął ją znienacka,
„Co się z chorem dzieckiem cacka, –
„Ale nie wiem, czy wystarczy?”
Mistrz złodziejski spryt wychwala:
– „To wezgłowie, prawi, może
„Dać nam wszystkim ciepłe łoże”.
Nad głowami coś kołacze:
Słychać skargi, żale, płacze.
Wtem wisielec wraca drugi:
– „Wino niosę ku uciesze!
„Z rąk wyrwałem księdza sługi;
„Miał go do mszy podać klesze.
„Czy nie będzie czasem mało?”
– „Na kompanię starczy całą!”
Rzekł mistrz, czary rozpoczyna...
Patrzysz, stoją konwie wina.
Szumi wicher, jęczy, huczy;
Jak wilk wyje, co się włóczy.
Przybył trzeci i zawoła:
– „Patrz, opłatek mam z kościoła!
„Ograbiłem księdza cnego,
„Gdy z nim dążył do chorego
„Dać ostatnią mu wieczerzę.
„Co pod ręką, to się bierze!”
Grom uderzył. Cóż się dzieje!
Ziemia drgnęła, słup się chwieje.
Wszystko chwyta wir szalony
I rozwiewa w różne strony;
Со gdzie stoi, со gdzie leży,
Z krańca w kraniec lata, bieży,
A ci czterej w dymu chmurze.
Pędzą zwarci gdzieś ku górze.
W mig... i westchnąć nikt nie zdoła:
Cisza, spokój dookoła.
Rankiem, po tej nocy, pono
Na gościńcu spostrzeżono
W górze, między dwoma słupy,
Cztery drabów onych trupy.
Jan NerudaBallada dziecięca
Rankiem matkę sen zdradziecko
Zmorzył.
Dziecię bardziej zbladło.
Patrzy... coś mu w nogach siadło.
To śmierć mała – istne dziecko,
Koszulinę wdziała białą, –
Główkę zdobi wieniec wkoło;
Na motylki siatkę małą
Trzyma. Rączki jak pałeczki
Cienkie, jak wosk żółte czoło,
A miast oczek – dwa dołeczki.
– „Pójdź, skrzydełka dam motyle,
„Pójdź na jedną chociaż chwilę
„Wśród aniołków, przy muzyce,
„Wzlecim, jak dwie gołębice”.
– „O, matusia nie pozwoli,
„Bo mnie mocno ciałko boli”.
– „Pójdź, córeczko, gołąbeczko,
„Przyszłam do cię dziś z pomocą.
„Ból przeminął wszelki z nocą, –
„Tam w aniołków śpiewnym chórze,
„Ulecimy hen, ku górze”.
– „Cyt, matusia się podnosi,
„Bym została ponoć prosi..”.
– „Pójdź, aniołku ty mój biały,
„Przysłał mnie tu Jezus mały
„I Królowa, ta, co w Niebie,
„Aby zabrać rychło ciebie.
„No! wyciągnij swe rączęta!
„Czeka Jezus, Matka Święta..”.
– „Idźmy, idźmy, ale z cicha,
„Niech matusia się nie zbudzi.
„Tyle się nade mną trudzi...
„Gdy się zdrzemnie, ciężko wzdycha;
„Słyszę, jak jej serce skacze,
„A gdy spojrzy, zaraz płacze”.
Jan Neruda