Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Balladyna - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Ebook
0,00 zł
Audiobook
27,95 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Balladyna - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 240 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

KO­CHA­NY PO­ETO RUIN!

Po­zwól, że pi­sząc do cie­bie za­cznę od apo­lo­gu, któ­ry mi opo­wie­dzia­no nad Sa­la­mi­ny za­to­ką.

Sta­ry i śle­py har­fiarz z wy­spy Scio przy­szedł nad brze­gi Mo­rza Egej­skie­go, a usły­szaw­szy z wiel­kim hu­kiem ła­mią­ce się fale my­ślał, że szum ÓW po­cho­dził od zgieł­ku lu­dzi, któ­rzy się zbie­gli pie­śni ry­cer­skich po­słu­chać. – Oparł się więc na har­fie i śpie­wał pu­ste­mu mo­rza brze­go­wi: a kie­dy skoń­czył, za­dzi­wił się, że żad­ne­go ludz­kie­go gło­su, żad­ne­go wes­tchnie­nia, żad­ne­go pieśń nie zy­ska­ła okla­sku. Rzu­cił więc har­fę precz da­le­ko od sie­bie, a te fale, któ­re śpie­wak mnie­mał tłu­mem ludz­kim, od­nio­sły zło­te pie­śni na­rzę­dzie i po­ło­ży­ły mu je przy sto­pach. I od­szedł od har­fy swo­jej smut­ny Gre­czyn nie wie­dząc, że naj­pięk­niej­szy rap­sod nie w ser­cach lu­dzi, ale w głę­bi fal Egej­skie­go Mo­rza uto­nął.

Ko­cha­ny Iry­dio­nie! ta po­wiast­ka o fa­lach i har­fia­rzu za­stą­pi wszel­ką do Bal­la­dy­ny prze­mo­wę. Wy­cho­dzi na świat Bal­la­dy­na z ario­stycz­nym uśmie­chem na twa­rzy, ob­da­rzo­na wnętrz­ną siłą urą­ga­nia się z tłu­mu ludz­kie­go, z po­rząd­ku i z ładu, ja­kim się wszyst­ko dzie­je na świe­cie, z nie­prze­wi­dzia­nych owo­ców, któ­re wy­da­ją drze­wa ręką lu­dzi szcze­pio­ne. Niech na­pra­wiacz wszel­kie­go bez­pra­wia Kir­kor pada ofia­rą swo­ich czy­stych za­mia­rów; niech Gra­biec mi­łu­je kuch­nią Kir­ko­ra; nie­chaj po­wietrz­na Go­pla­na ko­cha się w ru­mia­nym chło­pie, a sen­ty­men­tal­ny Fi­lon szu­ka umyśl­nie mę­czar­ni mi­ło­śnych i umar­łej ko­chan­ki; nie­chaj ty­sią­ce ana­chro­ni­zmów prze­ra­zi śpią­cych w gro­bie hi­sto­ry­ków i kro­ni­ka­rzy: a je­że­li to wszyst­ko ma wnętrz­ną siłę ży­wo­ta, je­że­li stwo­rzy­ło się w gło­wie po­ety po­dług praw bo­skich, je­że­li na­tchnie­nie nie było go­rącz­ką, ale skut­kiem tej dziw­nej wła­dzy, któ­ra szep­ce do ucha nig­dy wprzód nie sły­sza­ne wy­ra­zy, a oczom po­ka­zu­je nig­dy, we śnie na­wet nie wi­dzia­ne isto­ty; je­że­li in­stynkt po­etycz­ny był lep­szym od roz­sąd­ku, któ­ry nie­raz tę lub ową rzecz po­tę­pił: to Bal­la­dy­na wbrew roz­wa­dze i hi­sto­rii zo­sta­nie kró­lo­wą pol­ską, a pio­run, któ­ry spadł na jej chwi­lo­we pa­no­wa­nie, bły­śnie i roz­two­rzy mgłę dzie­jów prze­szło­ści.

Uśmiech­nij się te­raz, Iry­dio­nie, bo oto na­śla­du­jąc fran­cu­skich po­etów: po­wiem ci, że Bal­la­dy­na jest tyl­ko epi­zo­dem wiel­kie­go po­ema­tu w ro­dza­ju Ario­sta, któ­ry ma się uwią­zać z sze­ściu tra­ge­dii, czy­li kro­nik dra­ma­tycz­nych. Cie­nie już róż­ne lu­dzi nie­by­łych wy­szły ze mgły przed­stwo­rze­nia i ota­cza­ją mnie ciż­bą gwa­rzą­cą: po­trze­ba tyl­ko, aby się ze­bra­ły w od­dziel­ne tłu­my, aże­by czy­ny ich uło­ży­ły się w po­sta­cie pi­ra­mi­dal­ne wy­pad­ków, a jed­ną po dru­giej garst­kę na świat wy­py­chać bębę; i spraw­dzą się może sny mego dzie­ciń­stwa. Bo ileż to razy pa­trząc na sta­ry za­mek, ko­ro­nu­ją­cy ru­ina­mi górę mego ro­dzin­ne­go mia­stecz­ka, ma­rzy­łem, że kie­dyś w ten wie­niec wy­szczer­bio­nych mu­rów na­sy­pię widm, du­chów, ry­ce­rzy; że od­bu­du­ję upa­dłe sale i oświe­cę je przez okna ogniem pio­ru­no­wych nocy, a skle­pie­niom każę po­wta­rzać daw­ne So­fo­kle­sow­skie "nie­ste­tyl" A za to imię moje sły­sza­ne bę­dzie w szu­mie pły­ną­ce­go pod górą po­to­ku, a ja­kaś niby tę­cza z my­śli mo­ich uno­sić się bę­dzie nad ru­ina­mi zam­ku. – Ol nie mów mi, że z dzwo­nów po­lnych więk­sza ozdo­ba ru­inom niż z tego wień­ca my­śli, w któ­ry je ubie­rze po­eta: bo choć róże ro­sną­ce na ru­inach pa­ła­cu Ne­ro­na roz­wid­nia­ły nam pięk­nie te gru­zy, to jed­nak ja­śniej mi je oświe­cił ÓW duch Iry­dio­na, któ­re­goś ty pod krzy­żem w Ko­los­seum po­ło­żył i na­krył zło­ty­mi skrzy­dła­mi anio­ła.

Tak więc, kie­dy ty daw­ne po­są­go­we Rzy­mian po­sta­cie na­peł­niasz wul­ka­nicz­ną du­szą wie­ku na­sze­go, ja z Pol­ski daw­nej two­rzę fan­ta­stycz­ną le­gen­dę, z ci­szy wie­ko­wej wy­do­by­wam chó­ry pro­roc­kie – i na spo­tka­nie two­jej czar­nej, pio­ru­no­wej, dan­tej­skiej chmu­ry pro­wa­dzę lek­kie, tę­czo­we i ario­stycz­ne ob­ło­ki, pew­ny, że spo­tka­nie się na­sze w wyż­szej kra­inie nie bę­dzie wal­ką, ale tyl­ko grą ko­lo­rów i cie­ni, z tym smut­nym dla mnie koń­cem, że two­je chmu­ra, więk­szym wi­chrem gna­na i peł­niej­sza pio­ru­no­we­go ognia, moje wietrz­ne i róż­no­barw­ne ob­ło­ki roz­trą­ci i po­chło­nie.

Do­nio­sły mi syl­fy, żeś po­wę­dro­wał te­raz od­wie­dzić Etnę czer­wo­ną: po­sła­łem na­tych­miast Skier­kę, aby ci na dro­dze wszyst­kie po­otwie­rał kwia­ty i wszyst­kie gwiaz­dy nad tobą za­pa­lił; za to przez wdzięcz­ność, sta­nąw­szy na szczy­cie wul­ka­nu, spoj­rzyj na mórz roz­le­głe błę­ki­ty i po­myśl, że nie­daw­ny­mi cza­sy przez te zwier­cia­dła wę­dro­wał okręt mój, jak ła­będź ża­gla­mi na­kry­ty. Po­wiedz, czy nie doj­rzysz ja­kie­go rysu na fali, ja­kie­go śla­du po znik­nio­nym okrę­cie? Księ­ża wten­czas spie­wa­li hymn do Naj­święt­szej Pan­ny, aja sta­łem z wle­pio­ny­mi w ogień Etny oczy­ma, smut­ny, że mnie fala znów tyl­ko do Eu­ro­py od­no­si­ła. Słu­chaj w ci­szy po­wietrz­nej, czy echo tego hym­nu, któ­ry mi ser­ce uci­szał, nie drga do­tąd w krysz­ta­ło­wej at­mos­fe­rze? Szu­kaj mo­je­go śla­du w po­wie­trzu i na fali, a je­śli o mnie na fali i w po­wie­trzu nie sły­chać, to znajdź mnie w ser­cu two­im i niech ja będę jesz­cze z tobą przez jed­ną go­dzi­nę. Wszak da­rem to jest Boga, że my umie­my my­ślą la­tać do sie­bie w od­wie­dzi­ny.

Roz­pi­sa­łem się dłu­go, a za­mie­rzy­łem był tyl­ko na­pi­sać

Au­to­ro­wi IRY­DIO­NA na pa­miąt­kę BAL­LA­DY­NĘ

po­świę­ca Ju­liusz Sło­wac­ki

Pa­ryż, d. 9 lip­ca 1839 r.OSO­BY:

PU­STEL­NIK, Po­piel III wy­gna­ny

KIR­KOR, pan zam­ku

MAT­KA, wdo­wa

BAL­LA­DY­NA

ALI­NA Jej cór­ki

FI­LON, pa­sterz

GRA­BIEC, syn za­kry­stia­na

FON KO­STRYN, na­czel­nik stra­ży w zam­ku Kir­ko­ra

GRA­LON, ry­cerz Kir­ko­ra

KANC­LERZ

WA­WEL, dzie­jo­pis

PAŹ PO­SEŁ ZE STO­LI­CY GNE­ZNA

OSKAR­ŻY­CIEL SĄ­DO­WY

LE­KARZ KO­RON­NY

Pany, ry­ce­rze, służ­ba zam­ko­wa, wie­śnia­cy, dzie­ci.

OSO­BY FAN­TA­STYCZ­NE

GO­PLA­NA, nim­fa, kró­lo­wa Go­pła

CHO­CHLIK

Za cza­sów ba­jecz­nych, koło je­zio­ra Go­płaAKT PIERW­SZY

Sce­na I

Las bli­sko je­zio­ra Go­pła – cha­ta Pu­stel­ni­ka ustro­jo­na kwia­ta­mi i blusz­czem. – Kir­kor wcho­dzi w ka­ra­ceń­skiej zbroi, bo­ga­to ubra­ny z or­li­mi skrzy­dła­mi…

KIR­KOR

sam

Rady za­się­gnąć war­to u czło­wie­ka,

Któ­ry się kry­je w tej za­ci­szy le­śnej;

Po­boż­ny sta­rzec – ma jed­nak w ro­zu­mie

Nie­co sza­leń­stwa: ile­kroć mu pra­wisz

O zam­kach, kró­la­chl o kró­lew­skich dwo­rach,

To jak sza­lo­ny od ro­zu­mu błą­dzi,

Mio­ta prze­kleń­stwa, pie­ni się, na­rze­ka;

Mu­siał od kró­lów do­znać wie­le złe­go,

I z owąd zo­stał przy­ja­cie­lem gmi­nu.

Stu­ka do celi.

Puk! puk! puk!

GŁOS Z CELI

Kto tam?

KIR­KOR

Kir­kor.

PU­STEL­NIK

wy­cho­dząc z celi

Wi­taj, synu..

Cze­go chcesz?

KIR­KOR

Rady.

PU­STEL­NIK

Zo­stań pu­stel­ni­kiem.

KIR­KOR

Gdy­bym pod­sta­rzał dzie­sią­tym krzy­ży­kiem,

Może bym w smut­ne schro­nił się dą­bro­wy;

Ale ja mło­dy, pan czte­ro­wie­żo­wy,

Prze­my­ślam dzi­siaj, jak by się oże­nić…

Po­radź mi, star­cze!

PU­STEL­NIK

Lat dwa­dzie­ścia z górą,

Jak żyję w pusz­czy…

KIR­KOR

Cóż stąd?

PU­STEL­NIK

Więc oce­nić

Lu­dzi nie mogę – ani wska­zać, któ­rą

Weź­miesz dzie­wi­cę.

KIR­KOR

Te, co roz­kwi­ta­ły

Z dzie­ciń­stwa pącz­ków, gdyś ty żył na świe­cie,

Są dziś pan­na­mi… czer­wo­ny li bia­ły

Pą­czek na róży, taka bę­dzie róża…

Przy­po­mnij nie­gdyś naj­pięk­niej­sze dzie­cię,

Bia­łą, jak w ręku aniel­skie­go stró­ża

Kwiat li­li­jo­wy – niech jej sło­wik śpiew­ny

Za­zdro­ści gło­su, a sy­no­gar­li­ca

Wier­no­ścią zrów­na… gdzie taka dzie­wi­ca,

Wskaż mi, o star­cze! Mó­wią, że kró­lew­ny

Sły­ną wdzię­ka­mi?

PU­STEL­NIK

Nie­ba! to ród węża.

Żona zbrod­nia­mi po­dob­na do męża,

Cór­ki do ojca, a do ma­tek syny,

Jak w jed­nym gnieź­dzie skłę­bio­ne ga­dzi­ny.

O! bog­daj pio­run!…

KIR­KOR

Nie prze­kli­naj.

PU­STEL­NIK

Mło­dy,

Prze­kli­naj ze mną – oni klą­twy war­ci.

Bog­daj do­zna­li, co po­mor i gło­dy!

Bog­daj pio­ru­nem na poły po­żar­ci,

Pa­da­jąc w zie­mi pasz­czą roz­dzia­wio­ną,

Proch mie­li płasz­czem, a węża ko­ro­ną.

Bog­daj! – Klnąc zbój­cę po­tar­ga­łem siły,

Wście­kłem się jako bry­tan uwią­za­ny,

Bo też ja kie­dyś by­łem pan nad pany,

Stu­ty­sięcz­ne­mu na­ro­do­wi miły,

Ży­łem w pur­pu­rze, dziś no­szę łach­ma­ny;

Mu­szę prze­kli­nać. Mia­łem dzia­tek tro­je,

Nocą do kom­nat we­szli bra­ta zbo­je,

Ró­życz­ki moje trzy z ło­dy­gi ścię­to!

Dzie­cin­ki moje w ko­ły­skach za­rżnię­to!

Anioł­ki moje!… wszyst­kie moje dzie­ci!

KIR­KOR

Któż je­steś star­cze?

PU­STEL­NIK

Ja… Król Po­piel trze­ci..

KIR­KOR

schy­la ko­la­no

Kró­lu mój!

PU­STEL­NIK

Któż mię z że­bra­ki ro­ze­zna?…

KIR­KOR

Uzbra­jam cha­my i lecę do Gnie­zna

Mścić się za cie­bie…

PU­STEL­NIK

Mło­dzień­cze, roz­wa­gi!

KIR­KOR

Bez­pra­wie go­rzej od Moj­że­sza pla­gi

Kala tę zie­mię i prę­dzej się sze­rzy;

Po­piel, ska­la­ny dzie­ci krwią nie­win­ną,

Nie­god­ny rzą­dzić tłu­mo­wi ry­ce­rzy.

Niech więc się sta­nie, co się stać po­win­no,

Pod okiem Boga, na tej bied­nej zie­mi.

PU­STEL­NIK

Czy ty skrzy­dła­mi anio­ła zło­te mi

Z nie­ba zle­cia­łeś?

KIR­KOR

Na bar­kach or­li­cy

Para tych bia­łych skrzy­deł wy­ra­sta­ła;

Gdy na ry­cer­skiej są na­ra­mien­ni­cy,

Bę­dzież-li ry­cerz mniej niż owa bia­ła

Pta­szy­na lu­dziom uży­tecz­ny? – mali

Ga­dom prze­pusz­czać ry­cerz uskrzy­dlo­ny

Orła pió­ra­mi?

PU­STEL­NIK

O mężu ze sta­li!

Ty je­steś z owych, któ­rzy walą tro­ny.

KIR­KOR

Ty wiesz, jak na­sza zie­mia wsze­te­czeń­stwem

Kró­la ska­la­na. Wiesz, jak Po­piel krwa­wy

Pa­stwi się co­raz no­wym okru­cień­stwem…

Za­czer­wie­nio­ne krwią wi­dzia­łem sta­wy:

Król żywi kar­pie cia­łem nie­wol­ni­ków.

Nie­raz wy­bie­ra dzie­sią­te­go z szy­ków

I tnąc w ka­wa­ły ulu­bio­nym ry­bom

Na żer wy­rzu­ca; resz­tę ciał wy­mia­ta

Na dwor­skie pola i czer­wo­nym ski­bom

Ziar­no po­wie­rza. Są­siad zie­mię kata

Na po­śmie­wi­sko zwie Ru­sią Czer­wo­ną.

Do­tąd ży­ją­cym pod Le­cha ko­ro­ną

Bóg da­wał żni­wo szczę­ścia nie­za­sia­ne,

Lud żył szczę­śli­wy; dzi­siaj nie­sły­cha­ne

Po­mo­ry, gło­dy sy­pie Boża ręka.

Zie­mia upa­łem wy­su­szo­na Pęka;

Wio­sen­ne runa zło­cą się, nim ziar­no

Czo­ła po­chy­li, a wie­śnia­cy gar­ną

Sier­pa­mi próż­ne tyl­ko wło­sy żyta.

Ta sama Pol­ska, nie­gdyś tak ob­fi­ta,

Sta­je się co rok sza­rań­czy szpi­chle­rzem;

Nie­gdyś tak bit­na, dziś bla­dym ry­ce­rzem

Z gło­da­mi wal­czy i z wid­mem za­ra­zy.

PU­STEL­NIK

Ach, jam prze­klę­ty! prze­klę­ty! trzy razy

Prze­klę­ty! wi­nien je­stem nie­szczęść ludu.

KIR­KOR

Jako, tyś wi­nien?….

PU­STEL­NIK

Z roz­licz­ne­go cudu

Ko­ro­na Le­cha sław­ną nie­gdyś była,

W niej szczę­ścia ludu, w niej kra­iny siła

Cu­dem zanlk­nię­ta… oto ja, wy­gna­ny,

Lud po­zba­wi­łem tej ko­ro­ny.

KIR­KOR

Star­cze?…

PU­STEL­NIK

Ko­ro­na bra­ta mego jak licz­ma­ny

Fał­szy­wa… moja pod spróch­nia­łe kar­cze

Lasu wko­pa­na… mia­łem ją do gro­bu

Po­nieść za sobą.

KIR­KOR

Skąd­że tej ko­ro­nie

Cu­dow­na wła­dza?

PU­STEL­NIK

Ku oj­czy­stej stro­nie

Wra­ca­li nie­gdyś od Be­tle­jem żło­bu

Świę­ci kró­lo­wie – dwóch Ma­gów i Scy­ta.

Ów król pół­noc­ny za­szedł w na­sze żyta,

Za­błą­dził w zbo­żu jak w le­sie – bo zbo­że

Ro­sło wy­so­kie jak las w kra­ju Le­cha;

Więc za­błą­dziw­szy rzekł: "Wy­pro­wadź, Boże!"

Aż oto przed nim od­kry­wa się strze­cha

Kró­lew­skiej cha­ty – bo Lech mięsz­kał w cha­cie. -

Wszedł do niej Scy­ta i rzekł: "Kró­lu! bra­cie!

Idę z Be­tle­jem, a gwiaz­da błę­kit­na

Two­ich bła­wat­ków cią­gle szła przede mną,

Aż tu za­wio­dła". – Lech rzekł: "Zo­stań ze mną.

Kra­ina moja szczę­śli­wa i bit­na.

Je­śli chcesz, to się tą zie­mi­cą z tobą

Dzie­lę na poły". – Scy­ta rzekł: "Zo­sta­nę.

Lecz kra­ju nie chcę, bo zie­mie zła­ma­ne

Roz­gra­ni­cza­ją się krwią i ża­ło­bą

Dzie­ci i ma­tek". Więc ra­zem zo­sta­li;

Ale to dłu­ga po­wieść…

KIR­KOR

Mów! mów da­lej!

PU­STEL­NIK

Więc jako daw­niej czuy­ni­li mo­ca­rze,

Z Le­chem się mie­niał Scy­ta na ob­rącz­ki;

A po­ko­chaw­szy moc­niej ser­cem, w da­rze

Dał mu ko­ro­nę… stąd na­sza ko­ro­na.

Zba­wi­ciel nie­gdyś wy­cią­ga­jąc rącz­ki

Szedł do niej z mat­ki za­du­ma­nej łona;

I ku ru­bi­nom po­da­wał się cały

Jako ró­życz­ka z li­ści wy­chy­lo­na,

I wo­łał: caca! i na bry­lant bia­ły

Ró­ża­nych ustek pe­reł­ka­mi świe­cił.

KIR­KOR

O bied­ny kwiat­ku! na tóż ty się kwie­cił,

By cię na krzy­żu ćwie­ka­mi przy­bi­to?

Cze­muż nie było mnie tam na Gol­go­cie,

Na czar­nym ko­niu, z uzbro­jo­ną świ­tą!

Zba­wił­bym Zbaw­cę lub wy­rą­bał kro­cie

Zbój­ców na ze­mstę umar­łe­mu.

PU­STEL­NIK

Synu!

Bóg weź­mie two­ją po­chop­ność do czy­nu

Za czyn speł­nio­ny. Wróć­my w na­sze cza­sy,

Gdy mię brat wy­gnał, unio­słem w te lasy

Świę­tą ko­ro­nę…

KIR­KOR

Wró­ci ona! wró­ci!

Przy­się­gam to­bie… Lecz…

PU­STEL­NIK

Co chcesz po­wia­dać?

KIR­KOR

Nim Kir­kor w prze­paść okrop­ną się rzu­ci

Szu­ka­jąc ze­msty chcę chciał­bym cię ba­dać,

Na ja­kim pień­ku za­szcze­pić ro­do­we

Drze­wo Kir­ko­rów, aby kie­dyś nowe

Ple­mię ry­ce­rzy tro­nu twe­go strze­gło?

Kogo wpro­wa­dzić w po­dwo­je zam­ko­we

Z żony imie­niem?

PU­STEL­NIK

Tylu lu­dzi bie­gło

Z pier­ścion­kiem ślub­nym za marą wiel­ko­ści,

A pra­wie wszy­scy wzię­li kość nie­zgo­dy

Za­miast stra­co­nej z że­bra swe­go ko­ści.

Po­stąp in­a­czej – ty szla­chet­ny, mło­dy;

Nie­chaj ci pierw­sza ja­skół­ka po­ka­że,

Pod jaką bel­ką gniaz­do ule­pi­ła;

Gdzie okien­ka­mi bły­sną dzie­wic twa­rze,

A dach sło­mia­ny, tam jest two­ja miła.

Ani się wa­haj, weź pan­nę ubo­gą,

Żeń się z pro­sto­tą, i nie­chaj ci bło­go

I le­piej bę­dzie, niż­byś miał z kró­lew­ną…

KIR­KOR

Tak ra­dzisz, star­cze?

PU­STEL­NIK

Idź, synu, na pew­no

Do bied­nej cha­ty nie­chaj żona kar­na,

Miła, nie­win­na…

KIR­KOR

Ja­skó­łecz­ko czar­na!

Pta­szy­no moja, gdzie mię za­pro­wa­dzisz?…

Pu­stel­nik

Słu­chaj mię, synu…

KIR­KOR

Star­cze, do­brze ra­dzisz…

Pro­wadź, ja­skół­ko!

Od­cho­dzi Kir­kor.

PU­STEL­NIK

sam

O! ci mło­dzi lu­dzie,

Od­cho­dzą od nas i wo­ła­ją gło­śno:

Idzie­my szu­kać szczę­ścia. Więc my, star­ce,

Co­śmy prze­bie­gli po tej bied­nej zie­mi,

A nig­dy szczę­ścia w ży­ciu nie spo­tka­li -

Mo­że­śmy tyl­ko szu­kać nie umie­li…

Idź! idź! idź, star­cze, do pu­stel­nej celi…

Chce wcho­dzić do celi i za­trzy­mu­je się na pro­gu.

Wcho­dzi Fi­lon, pa­sterz. Za­my­ślo­ny fan­ta­stycz­nie we wstąż­ki i kwia­ty ubra­ny.

Fi­lon

z eg­zal­ta­cją

O! zło­te słoń­ce! drze­wa uko­cha­ne!

O! ty stru­mie­niu, któ­ry po ka­my­kach

Z pła­czą­cym szu­mem to­czysz fale śkla­ne!

Roz­mi­ło­wa­ne w ję­czą­cych sło­wi­kach

Róże wio­sen­ne! z wami Fi­lon sko­na!

Bo Fi­lon ma­rzył los En­dy­mi­jo­na,

Ma­rzył, że kie­dyś po bla­sku mie­sią­ca

Bia­ła bo­gi­ni, ró­ża­mi wień­czo­na,

Z nie­bios błę­kit­nych przy­pły­nie, i drżą­ca

Czo­ło po­chy­li, a ko­ra­lo­we­mi

Usta­mi usta moje roz­pło­mie­ni.

Ach! tak ma­rzy­łem! Ale na tej zie­mi

Nie ma Dy­ja­ny. Sa­mot­ny uwięd­nę

Jako fi­jo­łek – albo kwiat je­sie­ni.

PU­STEL­NIK

Co zna­czą owe na­rze­ka­nia zrzęd­ne?

Mło­dy sza­leń­cze, gdzie zim­ny roz­są­dek?

Wy­wra­casz świa­ta bo­skie­go po­rzą­dek,

A że ty chci­wy Ak­te­ona wa­nien,

Cze­kasz na zie­mi aniel­skie­go bó­stwa:

Dla­te­go tyle ze­sta­rza­łych pa­nien

Do­tąd się mę­żów swych nie do­cze­ka­ły;

Szu­kaj ko­chan­ki na zie­mi.

Fi­lon

Świat cały

Na próż­no zbie­głem prze­glą­da­jąc mnó­stwa

Dzie­wic śmier­tel­nych. Nie­raz wzrok ła­ko­my

Śle­dził spod zło­tej ka­pe­lu­szów sło­my

Żni­wia­rek twa­rze, po­dob­ne czer­wie­nią

Ma­kom zbo­żo­wym. Nie­raz po­glą­da­łem

Na bia­łe płót­na, łąk ja­sną zie­le­nią

Słoń­cu po­da­ne; ro­jąc ser­ca sza­łem,

Że z bie­li płó­cien jako z mor­skiej pia­ny

Ala­ba­stro­wa mi­ło­ści bo­gi­ni

Wyj­dzie na słoń­ce. Ach! tak obłą­ka­ny, ży­łem na świe­cie jako na pu­sty­ni;

Nie­na­sy­co­ny, du­ma­ją­cy, rzew­ny.

By­łem na dwo­rach, wi­dzia­łem kró­lew­ny

Po­dob­ne gwiaź­dzie We­nus, co wy­ni­ka

Wie­czo­rem z nie­ba ró­żo­we­go zo­rzą,

Za­czer­wie­nio­na, ale bez pro­my­ka.

Ser­ca nie mają, a ser­cem się dro­żą

Wię­cej niż ko­ron bry­lan­ta­mi.

PU­STEL­NIK

Głup­cze!

Nie­do­ści­gnio­nych gwiazd sza­lo­ny kup­cze!

Ty, co na dwo­rach szu­ka­łeś ko­chan­ki:

Precz! precz ode mnie, kwie­cie bez­na­sien­ny,

Stud­niom nie­zdat­ny jak stłu­czo­ne dzban­ki,

Świa­to­wi jako słoń­ca blask je­sien­ny

Bez­u­ży­tecz­ny. Sko­ro na tron wró­cę,

Za­mknę cię w szpi­tal sza­lo­nych lub rzu­cę

Na ba­ka­lar­ską ławę mię­dzy dzie­ci.

FI­LON

Mój do­bry oj­cze! nie­chaj ci Bóg świe­ci!

Mu­sisz być cho­ry, ga­dasz nie­przy­tom­nie.

PU­STEL­NIK

Wszy­scy sza­leń­cy zla­tu­ją się do mnie,

A wszy­scy ma­rzą o kró­lew­skich dwo­rach;

My­ślą o kró­lach, a kry­ją się w bo­rach,

I ję­czą, ję­czą jak ośle­płe sowy.

FI­LON

Wsadź, star­cze, gło­wę w stru­mień krysz­ta­ło­wy,

Może ochło­nie.

PU­STEL­NIK

Woda nie ob­my­je

Na moim czo­le czer­wo­ne­go pasu.

Wi­dzisz! czy wi­dzisz, jak cko­ro­na ryje?

Dwu­dzie­sto­let­nie ży­cie w głę­bi lasu

Nie za­go­iło rany. Pas na czo­le,

A dru­gi taki pas mi ser­ce pła­ta;

Ten od ko­ro­ny,

po­ka­zu­jąc na ser­ce

ten od mie­czów kata.

O! moje dzie­ci! o! sie­roc­twa bole!

O! moja prze­szłość!

FI­LON

Nu­dzi mię ten sta­ry,

W gło­wie ma ja­kieś bez­cie­le­sne mary,

Pew­nie osza­lał sa­mot­no­ścią, po­stem.

PU­STEL­NIK

Cier­pie­nie my­śli jest ko­lą­cym ostem,

Lecz rze­czy­wi­stość… o! ta jak że­la­zo

Rani, za­bi­ja…

FI­LON

O tym inną razą

Mó­wić bę­dzie­my, a prze­ko­nam cie­bie, Że smu­tek ser­ca…

PU­STEL­NIK

Nie­chaj cię po­grze­bie,

Mdła­wa isto­to. Nic niech nic za­bi­je;

A twój gro­bo­wiec za­mknie nic.

FI­LON

O luba!

Nie zna­le­zio­ny twój ob­raz

po­ka­zu­jąc na ser­ce

tu żyje!

Nie­zna­le­zie­nie gor­sze niź­li zgu­ba;

Jam cię nie zna­lazł, a wi­dzę przed sobą!

Idę do lasu, gdzie będę sam… z tobą…

Bło­go­sła­wio­ny wy­obraź­ni cu­dzie,

Ty mnie oca­lasz!

Od­cho­dzi w las.

PU­STEL­NIK

Jak sza­le­ją lu­dzie!

Wcho­dzi do celi.

Sce­na II

Inna część lasu – wi­dać je­zio­ro Go­pło.

Skier­ka i Cho­chlik wcho­dzą.

SKIER­KA

Gdzie jest Go­pla­na, na­sza kró­lo­wa?

CHO­CHLIK

Śpi jesz­cze w Go­ple.

SKIER­KA

I woń so­sno­wa,

I woń wio­sen­na nie obu­dzi­ła

Kró­lo­wej na­szej! woń taka miła!

Czy­liż nie sły­szy, jak skrzy­deł­ka­mi

Czar­ne ja­skół­ki biją w je­zio­ro

Tak, że się całe zwier­cia­dło pla­mi

W ty­sią­ce krąż­ków?

CHO­CHLIK

Za­nad­to sko­ro

Zbu­dzi się ję­dza i bę­dzie

Do pra­cy nas za­przę­gać. To w pu­ste żo­łę­dzie

Wkła­dać jaja mo­ty­lic to po­ma­gać mrów­kom

Bu­du­ją­cym sto­li­ce i dro­gi umia­tać

Do mrów­ni­ka wio­dą­ce… to ma­jo­wym krów­kom

Roz­wią­zy­wać pan­ce­rze, aby mo­gły la­tać;

To zwie­dzać psz­czel­ne ule i z otwar­tej księ­gi

Czy­tać pra­wa ulo­we lub rotę przy­się­gi

Na wier­ność mat­ce psz­czel­nej od zro­dzo­nej psz­czół­ki;

To na trzci­nę je­zio­ra zwo­ły­wać ja­skół­ki

I uczyć bu­dow­nic­twa pier­wo­rocz­ne mat­ki.

Już za­my­kać sta­wia­ne na pta­szę­ta klat­ki,

Nim jaki bied­ny pta­szek uwięź­nie w za­pad­ni,

Na prze­kor ptasz­ni­ko­wi; już to pani sro­ce

Cią­gle trą­bić do ucha na­ukę: nie krad­nij;

Albo wró­blo­wi wma­wiać, że pięk­nie świe­go­ce,

Aby cią­gle świe­go­tał nad wie­śnia­czą cha­tą…

Pra­cuj jak koń po­gań­ski, pra­cuj całe lato,

A zimą spij u chło­pa za brud­nym przy­piec­kiem,

Mię­dzy garn­ka­mi, bab, szczer­ba­tą i dziec­kiem.

SKIER­KA

Bo też ty je­steś le­ni­wy, Cho­chli­ku!

Pa­trzy na je­zio­ro.

Ach, patrz! na słoń­ca pro­my­ku

Wy­try­ska z wody Go­pla­na;

Jak po­wiew­ny liść aje­ru,

Lek­ko wia­trem ko­ły­sa­na;

Jak ła­będź, kie­dy roz­wi­nie

Uśnie­żo­ny ża­giel ste­ru,

Ko­ły­sze się waha – pły­nie.

I patrz! patrz! lek­ka i gib­ka,

Sko­czy­ła z wody jak ryb­ka,

Na ne­za­bu­dek war­ko­czu

Wie­sza się za bia­łe rącz­ki,

A sto­pą po fal prze­zro­czu

Bry­lan­to­we iskry skrze­sza.

Ach, cza­row­na! któż od­gad­nie,

Czy się trzy­ma z fal ob­rącz­ki?

Czy się na po­wie­trzu kład­nie?

Czy dło­nią na kwia­tach się wie­sza?

CHO­CHLIK

Ona ma wia­nek na gło­wie…

Czy to kwia­ty? czy si­to­wie?

SKIER­KA

O nie… to na wło­sach wróż­ki

Uśpio­ne leżą ja­skół­ki.

Tak po­wią­za­ne za nóż­ki

Kie­dyś, w je­sien­ny po­ra­nek,

Upa­dły na dno rze­czuł­ki:

Rze­czuł­ka rzu­ci­ła wia­nek

Wia­nek czar­ny jak he­ba­ny,

Na zło­te wło­sy Go­pla­ny.

CHO­CHLIK

Ra­dzę ci, ucie­kaj­my, mój Skier­ko ko­cha­ny,

Wiedź­ma go­to­wa za­raz nową pra­cę za­dać.

Albo ob­ra­cać mły­ny, skąd woda ucie­kła

Bied­ne­mu mły­na­rzo­wi, lub każe spo­wia­dać

Le­ni­we­go szer­sze­nia, nim pój­dzie do pie­kła

Za kra­dzież słod­kich mio­dów. lub ma­lo­wać pa­wie.

SKIER­KA

Więc ucie­kaj… ja się ba­wię…

pro­mie­nie słoń­ca prze ni­kły

Ja­skó­łe­czek mo­kre piór­ka…

oży­ły – pierż­chły – i zni­kły

Jak spło­szo­nych wró­bli chmur­ka.

Kró­lo­wa na­sza bez du­cha,

Za­dzi­wio­na stoi, słu­cha;

Nie śmie wią­zać i za­pla­tać

Kos roz­wia­nych, nie wie, cze­mu

Wia­necz­ko­wi uwię­dłe­mu

Przy­szło ożyć? skąd mu la­tać?

Go­pla­no! Go­pla­no! Go­pla­no!

Wcho­dzi Go­pla­na.

GO­PLA­NA

Na­rwij mi róż, Cho­chli­ku! po­le­ciał mój wia­nek.

CHO­CHLIK

Już się za­czy­na pra­ca.

Cho­chlik od­cho­dzi mru­cząc.

GO­PLA­NA

Czy to jesz­cze rano?

SKIER­KA

Pierw­sza wio­sny go­dzi­na.

GO­PLA­NA

Ach! gdzież mój ko­cha­nek?

SKIER­KA

Co mi roz­ka­żesz, kró­lo­wo?

Za­daj pięk­ną jaką pra­cę.

Wi­nąć tę­czą ko­lo­ro­wą,

Albo bu­do­wać pa­ła­ce,

Po­wo­ja­mi wią­zać da­chy,

I opie­rać kwia­tów gma­chy

Na ko­lum­nach malw i dzwo­nów

La­zu­ro­wych.

GO­PLA­NA

za­my­ślo­na

Nie!

SKIER­KA

Chcesz tro­nów

Z wy­pła­ka­nych nie­ba chmu­rek?

Czy ci przy­nieść pe­reł sznu­rek?

Z owych pe­reł, któ­re dają

Lep na ptasz­ki; ale mają

Ta­kie bla­ski, ta­kie wody,

Jak ka­ła­kuc­kie ja­go­dy.

Chcesz? lecę na trzę­sa­wi­ce,

Doj­rzę – do­go­nię – po­chwy­cę -

Błęd­ne­go mo­czar ogni­ka;

I za­raz w li­lij­kę bia­łą

Opra­wię jak do świecz­ni­ka,

I na­kry­ję bia­łym dzwon­kiem,

By ci świe­cił… Czy to mało?

Roz­każ, pani! Co pod słon­kiem,

Co na zie­mi, wszyst­ko znio­sę:

Drze­wa, kwia­ty, świa­tło, rosę.

Co nad zie­mią, w zie­mi ło­nie:

Dźwię­ki, echa, bar­wy, wo­nie,

Wszyst­ko, o czym kie­dy śni­ły

My­śli two­je w je­zior bu­rzy

Ko­ły­sa­ne.

GO­PLA­NA

Skier­ko miły,

Ja się ko­cham.

SKIER­KA

W czym? czy w róży

Bez­cier­nio­wej? czy w ka­li­nie?

W czte­ro­list­nej ko­ni­czy­nie?

Może w kwiat­ku: "niech Bóg świe­ci",

Któ­ry po­sa­dzi ma­co­cha

Na gro­bie mę­żow­skich dzie­ci?

Może w Mag­da­le­ny nit­ce,

Co bez wia­tru leci pło­cha?

Może w bia­łej mar­gie­rit­ce,

Co pią­tym list­kiem: "nie ko­cha",

Za­bi­ła mło­dą pa­ster­kę?

W czym się ko­chasz? po­szlij Skier­kę,

A przy­nie­sie ci ko­chan­ka,

I wple­cie do twe­go wian­ka,

I bę­dziesz go wiecz­nie mia­ła,

Pie­ści­ła i ca­ło­wa­ła

Do przy­szłej wio­sny po­ran­ka,

Do dru­gie­go kwia­tów wie­ku.

GO­PLA­NA

Ach! ja się ko­cham, ko­cham się w czło­wie­ku!

SKIER­KA

To ludz­kie cza­ry.

GO­PLA­NA

Tej zimy, gdym usnę­ła

Na skrysz­ta­lo­nym łożu, świa­tło mię ja­kieś

Z głu­che­go snu gwał­tow­nie ocu­ci­ło.

Otwie­ram oczy – pa­trzę… pło­mień czer­wo­ny
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: