Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Balladyna. Tragedia w pięciu aktach - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
30 stycznia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Balladyna. Tragedia w pięciu aktach - ebook

Balladyna – dramat romantyczny w pięciu aktach, napisany przez Juliusza Słowackiego w Genewie w 1834 roku, a wydany w Paryżu w roku 1839. Balladyna i Alina to siostry, mieszkające wraz z matką w ubogiej chacie w lesie. Nimfa, królowa jeziora Gopła, Goplana, zakochana w kochanku Balladyny, Grabcu, przez swą zazdrość miesza się w ludzkie sprawy i gmatwa ich losy. Do chaty sióstr przyjeżdża bogaty hrabia Kirkor, wiedziony tam przez sługę Goplany, Skierkę. Goplana ma nadzieję, że Kirkor zakocha się w Balladynie, a wtedy Grabiec zostanie tylko dla niej. Jednak jej sługa, Skierka, sprawia, że hrabia zakochuje się w obu siostrach. Żeby zdobyć męża, dziewczęta współzawodniczą w zbieraniu malin. Ta z sióstr, która pierwsza zbierze pełny dzbanek, ma wziąć Kirkora za męża. Gdy okazuje się, że Alina wygrywa, Balladyna zabija ją nożem. Jedynym świadkiem tej zbrodni jest Grabiec przemieniony przez Goplanę w płaczącą wierzbę. W domu Balladyna tłumaczy nieobecność swej siostry tym, iż Alina uciekła z kochankiem. O zbrodni przypomina Balladynie krwawa plama na czole, niedająca się zmyć, oraz dręczące ją koszmary i wyrzuty sumienia. Ciało Aliny odnajduje pasterz Filon i zakochuje się w martwej dziewczynie. (za Wikipedią). A co było dalej, bo to zaledwie początek opowieści dowie się Czytelnik po przeczytaniu całego utworu. Polecamy!

Kategoria: Liceum
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7639-454-1
Rozmiar pliku: 163 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

BALLADYNA

KOCHANY POETO RUIN!

Pozwól że pisząc do ciebie zacznę od Apologu, który mi opowiedziano nad Salaminy zatoką.

Stary i ślepy harfiarz z wyspy Scio przyszedł nad brzegi morza Egejskiego, a usłyszawszy z wielkim hukiem łamiące się fale, myślał że szum ów pochodził od zgiełku ludzi którzy się zbiegli pieśni rycerskich posłuchać — Oparł się więc na harfie i śpiewał pustemu morza brzegowi: a kiedy skończył, zadziwił się że żadnego ludzkiego głosu, żadnego westchnienia, żadnego pieśń nie zyskała oklasku. Rzucił więc harfę precz daleko od siebie, a te fale które śpiewak mniemał tłumem ludzkim, odniosły złote pieśni narzędzie, i położyły mu je przy stopach. I odszedł od harfy swojej smutny Greczyn, nie wiedząc że najpiękniejszy Rapsod nie w sercach ludzi, ale w głębi fal Egejskiego morza utonął.

Kochany Irydionie! ta powiastka o falach i harfiarzu zastąpi wszelką do Balladyny przemowę. Wychodzi na świat Balladyna z ariostycznym uśmiechem na twarzy, obdarzona wnętrzną siłą urągania się z tłumu ludzkiego, z porządku i z ładu jakim się wszystko dzieje na świecie, z nieprzewidzianych owoców które wydają drzewa ręką ludzi szczepione. Niech naprawiacz wszelkiego bezprawia Kirkor pada ofiarą swoich czystych zamiarów; niech Grabiec miłuje kuchnią Kirkora; niechaj powietrzna Goplana kocha się w rumianym chłopie, a sentymentalny Filon szuka umyślnie męczarni miłośnych i umarłéj kochanki; niechaj tysiące anachronizmów przerazi śpiących w grobie historyków i kronikarzy: a jeżeli to wszystko ma wnętrzną siłę żywota; jeżeli stworzyło się w głowie poety podług praw Boskich, jeżeli natchnienie nie było gorączką ale skutkiem tej dziwnej władzy która szepce do ucha nigdy wprzód nie słyszane wyrazy, a oczom pokazuje nigdy, we śnie nawet, nie widziane istoty; jeżeli instynkt poetyczny był lepszym od rozsądku który nieraz tę lub ową rzecz potępił: to Balladyna wbrew rozwadze i historyi zostanie królową Polską, a piorun który spadł na jéj chwilowe panowanie, błyśnie i roztworzy mgłę dziejów przeszłości.

Uśmiechnij się teraz Irydionie, bo oto naśladując Francuzkich poetów: powiem ci że Balladyna jest tylko epizodem wielkiego poematu, w rodzaju Ariosta, który ma się uwiązać z sześciu tragedyi czyli kronik dramatycznych. Cienie już różne ludzi nie byłych wyszły ze mgły przedstworzenia i otaczają mnie ciżbą gwarzącą: potrzeba tylko aby się zebrały w oddzielne tłumy, ażeby czyny ich ułożyły się w postacie piramidalne wypadków, a jedną po drugiej garstkę na świat wypychać będę; i sprawdzą się może sny mego dzieciństwa. Bo ileż to razy patrząc na stary zamek koronujący ruinami górę mego rodzinnego miasteczka, marzyłem że kiedyś w ten wieniec wyszczerbionych murów nasypię widm, duchów, rycerzy; że odbuduję upadłe sale i oświecę je przez okna ogniem piorunowych nocy, a sklepieniom każę powtarzać dawne co Sofoklesowskie niestety! A za to imie moje słyszane będzie w szumie płynącego pod góra potoku, a jakaś niby tęcza z myśli moich unosić się będzie nad ruinami zamku. — O! nie mów mi że dzwonków polnych większa ozdoba ruinom niż z tego wieńca myśli w który je ubierze poeta: bo choć róże rosnące na ruinach pałacu Nerona rozwidniły nam pięknie te gruzy: to jednak jaśniéj mi je oświecił ów duch Irydiona któregoś ty pod krzyżem w Kolloseum położył i nakrył złotemi skrzydłami anioła.

Tak więc kiedy ty, dawne posągowe Rzymian postacie, napełniasz wulkaniczną duszą wieku naszego; ja z Polski dawnéj tworzę fantastyczną legendę, z ciszy wiekowéj wydobywam chóry prorockie — i na spotkanie twojéj czarnéj, piorunowéj, Dantejskiéj chmury, prowadzę lekkie, tęczowe i Ariostyczne obłoki, pewny, że spotkanie się nasze w wyższej krainie, nie będzie walką ale tylko grą kolorów i cieni, z tym smutnym dla mnie końcem że twoja chmura większym wichrem gnana, i pełniejsza piorunowego ognia, moje wietrzne i różnobarwne obłoki roztrąci i pochłonie.

Doniosły mi Sylfy, żeś powędrował teraz odwiedzić Etnę czerwoną: posłałem natychmiast Skierkę aby ci na drodze wszystkie pootwierał kwiaty i wszystkie gwiazdy nad tobą zapalił; za to przez wdzięczność, stanąwszy na szczycie Wulkanu, spójrzyj na mórz rozległe błękity, i pomyśl że niedawnemi czasy przez te zwierciadła wędrował okręt mój jak łabędź żaglami nakryty. Powiedz czy nie dójrzysz jakiego rysu na fali, jakiego śladu po zniknionym okręcie? Xięża wtenczas śpiewali hymn do Najświętszéj Panny, a ja stałem z wlepionemi w ogień Etny oczyma, smutny że mnie fala znów tylko do Europy odnosiła. Słuchaj w ciszy powietrznéj, czy echo tego hymnu który mi serce uciszał, nie drga dotąd w kryształowéj atmosferze? Szukaj mojego śladu w powietrzu i na fali, a jeśli o mnie na fali i w powietrzu nie słychać, to znajdź mnie w sercu twojem, i niech ja będę jeszcze z tobą przez jednę godzinę. Wszak darem to jest Boga, że my umiémy myślą latać do siebie w odwiedziny.

Rozpisałem się długo, a zamierzyłem był tylko napisać

AUTOROWI IRYDIONA

NA PAMIĄTKĘ

BALLADYNĘ

POŚWIĘCA

JULIUSZ SŁOWACKI.OSOBY.

PUSTELNIK, Popiel III. wygnany.

KIRKOR, Pan zamku.

MATKA, wdowa.

BALLADYNA i ALINA jéj córki

FILON, pasterz.

GRABIEC, syn zakrystjana.

FON KOSTRYN, naczelnik straży w zamku Kirkora.

GRALON, rycerz Kirkora.

KANCLERZ.

WAWEL, dziejopis.

PAŹ.

POSEŁ ZE STOLICY GNIEZNA.

OSKARŻYCIEL SĄDOWY.

LEKARZ KORONNY.

Pany — rycerze — służba zamkowa - wieśniacy — dzieci.

OSOBY FANTASTYCZNE.

GOPLANA, Nimfa, Królowa Gopła.

CHOCHLIK.

SKIERKA.

Za czasów bajecznych koło jeziora Gopła.AKT PIERWSZY.

SCENA PIERWSZA.

Las blisko jeziora Gopła — chata pustelnika ustrojona kwiatami bluszczem. KIRKOR wchodzi w Saraceńskiej zbroi — bogato ubrany, z orlemi skrzydłami…

KIRKOR (sam.)

Rady zasięgnąć warto u człowieka

Który się kryje w téj zaciszy leśnéj;

Pobożny starzec — ma jednak w rozumie

Nieco szaleństwa: ilekroć mu prawisz

O zamkach, królach, o królewskich dworach,

To jak szalony od rozumu błądzi,

Miota przekleństwa, pieni się, narzeka;

Musiał od królów doznać wiele złego,

Więc teraz został przyjacielem gminu.

(stuka do celi.)

Puk! puk! puk!

GŁOS Z CELI.

Kto tam?

KIRKOR.

Kirkor.

PUSTELNIK (wychodząc z celi.)

Witaj synu...

Czego chcesz?

KIRKOR.

Rady.

PUSTELNIK.

Zostań pustelnikiem.

KIRKOR.

Gdybym podstarzał dziesiątym krzyżykiem,

Możebym w smutne schronił się dąbrowy;

Ale ja młody, pan czterowieżowy,

Przemyślam dzisiaj jakby się ożenić...

Poradź mi starcze?

PUSTELNIK.

Lat dwadzieścia z górą

Jak żyję w puszczy...

KIRKOR.

Cóż stąd?

PUSTELNIK.

Więc ocenić

Ludzi nie mogę — ani wskazać którą

Weźmiesz dziewicę.

KIRKOR.

Te co rozkwitały

Z dzieciństwa pączków, gdyś ty żył na świecie,

Są dziś pannami... czerwony li biały

Pączek na róży, taka będzie róża...

Przypomnij niegdyś najpiękniejsze dziecie,

Białą jak w ręku anielskiego stróża

Kwiat lilijowy — niech jéj słowik śpiewny

Zazdrości głosu, a synogarlica

Wiernością zrówna... gdzie taka dziewica

Wskaż mi o starcze? Mówią że królewny

Słyną wdziękami?

PUSTELNIK.

Nieba! to ród węża,

Żona zbrodniami podobna do męża,

Córki do ojca, a do matek syny;

Jak w jedném gnieździe skłębione gadziny.

O bogdaj piorun!...

KIRKOR.

Nieprzeklinaj.

PUSTELNIK.

Młody

Przeklinaj ze mną — oni klątwy warci.

Bogdaj doznali co pomor i głody!

Bogdaj piorunem napoły pożarci,

Padając w ziemi paszczą rozdziawioną

Proch mieli płaszczem, a węża koroną.

Bogdaj! — Klnąc zbójce potargałem siły,

Wściekłem się jako brytan uwiązany.

Bo też ja kiedyś byłem pan nad pany,

Statysięcznemu narodowi miły,

Żyłem w purpurze, dziś noszę łachmany;

Muszę przeklinać. Miałem dziatek troje,

Nocą do komnat weszli brata zboje,

Różyczki moje trzy z łodyki ścięto!

Dziecinki moje w kołyskach zarżnięto!

Aniołki moje!... wszystkie moje dzieci!

KIRKOR.

Któż jesteś starcze?

PUSTELNIK.

Ja... Król Popiel trzeci...

KIRKOR. (schyla kolano.)

Królu mój!

PUSTELNIK.

Któż mię z żebraki rozezna?...

KIRKOR.

Uzbrajam chamy, i lecę do Gniezna

Mścić się za ciebie...

PUSTELNIK.

Młodzieńcze, rozwagi!

KIRKOR.

Bezprawie gorzéj od Mojżesza plagi

Kala te ziemie i prędzej się szerzy;

Popiel skalany dzieci krwią niewinną,

Niegodny rządzić tłumowi rycerzy.

Niech więc się stanie co się stać powinno

Pod okiem Boga, na téj biednéj ziemi.

PUSTELNIK.

Czy ty skrzydłami anioła złotemi

Z nieba zleciałeś?

KIRKOR.

Na barkach orlicy

Para tych białych skrzydeł wyrastała;

Gdy na rycerskiéj są naramiennicy,

Będziesz li rycerz mniéj niż owa biała

Ptaszyna ludziom użyteczny? ma-li

Gadom przepuszczać rycerz uskrzydlony

Orła piórami?

PUSTELNIK.

O mężu ze stali!

Ty jesteś z owych którzy walą trony.

KIRKOR.

Ty wiesz jak nasza ziemia wszeteczeństwem

Króla skalana. Wiesz jak Popiel krwawy

Pastwi się coraz nowém okrócieństwem...

Zaczerwienione krwią widziałem stawy:

Król żywi karpie ciałem niewolników.

Nieraz wybiera dzięsiątego z szyków

I tnąc w kawały, ulubionym rybom

Na żer wyrzuca; resztę ciał wymiata

Na dworskie pola i czerwonym skibom

Ziarno powierza. Sąsiad ziemię kata

Na pośmiewisko zwie Rusią czerwoną.

Dotąd żyjącym pod Lecha koroną

Bóg dawał żniwo szczęścia nie zasiane,

Lud żył szczęśliwy; dzisiaj niesłychane

Pomory, głody sypie Boża ręka.

Ziemia upałem wysuszona pęka;

Wiosenne runa złocą się, nim ziarno

Czoła pochyli, a wieśniacy garną

Sierpami próżne tylko włosy żyta.

Ta sama Polska niegdyś tak obfita,

Staje się co rok szarańczy szpichlerzem;

Niegdyś tak bitna, dziś bladym rycerzem

Z głodami walczy i z widmem zarazy.

PUSTELNIK.

Ach jam przeklęty! przeklęty! trzy razy

Przeklęty! winien jestem nieszczęść ludu.

KIRKOR.

Jako, ty winien?...

PUSTELNIK.

Z rozlicznego cudu

Korona Lecha sławną niegdyś była,

W niéj szczęście ludu, w niej krainy siła

Cudem zamknięta... oto ja wygnany,

Lud pozbawiłem téj korony.

KIRKOR.

Starcze?...

PUSTELNIK.

Korona brata mego jak liczmany

Fałszywa... moja pod spruchniałe karcze

Lasu wkopana... miałem ją do grobu

Ponieść za sobą.

KIRKOR.

Skądże téj koronie

Cudowna władza?

PUSTELNIK.

Ku ojczystéj stronie,

Wracali niegdyś od Betleem żłobu,

Swięci królowie — dwóch Magów, i Scyta.

Ów król północny zaszedł w nasze żyta,

Zabłądził w zbożu jak w lesie bo zboże

Rosło wysokie jak las w kraju Lecha;

Więc zabłądziwszy rzekł... „wyprowadź Boże!“

Aż oto przed nim odkrywa się strzecha

Królewskiéj chaty — bo Lech mieszkał w chacie —

Wszedł do niéj Scyta i rzekł: „Królu! bracie!

Idę z Betleem, a gwiazda błękitna

Twoich bławatków ciągle szła przedemną,

Aż tu zawiodła.“ — Lech rzekł: „zostań ze mną.

Kraina moja szczęśliwa i bitna,

Jeśli chcesz to się tą ziemicą z tobą

Dzielę na poły“ — Scyta rzekł: „zostanę,

Lecz kraju nie chcę, bo ziemie złamane,

Rozgraniczają się krwią i żałobą

Dzieci i matek.“ Więc razem zostali,

Ale to długa powieść...

KIRKOR.

Mów! mów daléj!

PUSTELNIK.

Więc jako dawniéj czynili mocarze,

Z Lechem się mieniał Scyta na obrączki;

A pokochawszy mocniéj sercem, w darze

Dał mu koronę... stąd nasza korona.

Zbawiciel niegdyś wyciągając rączki,

Szedł do niéj z matki zadumanéj łona;

I ku rubinom podawał się cały

Jako różyczka z liści wychylona,

I wołał caca! i na brylant biały

Różannych ustek perełkami świecił.

KIRKOR.

O! biedny kwiatku! na tóż ty się kwiecił,

By cię na krzyżu ćwiekami przybito?

Czemuż nie było mnie tam na Golgocie,

Na czarnym koniu, z uzbrojoną świtą,

Zbawiłbym Zbawcę lub wyrąbał krocie

Zbójców na zemstę umarłemu.

PUSTELNIK.

Synu!

Bóg weźmie twoją pochopność do czynu

Za czyn spełniony. Wróćmy w nasze czasy.

Gdy mię brat wygnał, uniosłem w te lasy

Świętą koronę...

KIRKOR.

Wróci ona! wróci!

Przysięgam tobie... Lecz...

PUSTELNIK.

Co chcesz powiadać?

KIRKOR.

Nim Kirkor w przepaść okropną się rzuci.

Szukając zemsty — chcę chciałbym cię badać

Na jakim pieńku zaszczepić rodowe

Drzewo Kirkorów, aby kiedyś nowe

Plemię rycerzy tronu twego strzegło?

Kogo wprowadzić w podwoje zamkowe,

Z żony imieniem?

PUSTELNIK.

Tylu ludzi biegło

Z pierścionkiem ślubnym za marą wielkości,

A prawie wszyscy wzięli kość niezgody,

Zamiast straconéj z żebra swego kości.

Postąp inaczéj — ty szlachetny, młody:

Niechaj ci pierwsza jaskółka pokaże

Pod jaką belką gniazdo ulepiła;

Gdzie okienkami błysną dziewic twarze,

A dach słomiany, tam jest twoja miła.

Ani się wahaj, weź pannę ubogą,

Żeń się z prostotą, i niechaj ci błogo

I lepiéj będzie, niżbyś miał z królewną...

KIRKOR.

Tak radzisz starcze?

PUSTELNIK.

Idź synu na pewno

Do biednéj chaty — niechaj żona karna,

Miła, niwinna...

KIRKOR.

Jaskółeczko czarna!

Ptaszyno moja, gdzie mię zaprowadzisz?...

PUSTELNIK.

Słuchaj mię synu...

KIRKOR.

Starcze, dobrze radzisz...

Prowadź jaskółko!

(Odchodzi Kirkor.)

PUSTELNIK (sam.)

O! ci młodzi ludzie,

Odchodzą od nas i wołają głośno:

Idziemy szukać szczęścia. Więc my starce

Cośmy przebiegli po téj biednéj ziemi,

A nigdy szczęścia w życiu nie spotkali,

Możeśmy tylko szukać nie umieli...

Idź! idź! idź starcze do pustelnéj celi...

(chce wchodzić do celi — i zatrzymuje się na progu.)

(Wchodzi Filon, pasterz zamyślony — fantastycznie we wstążki i kwiaty ubrany.)

FILON (z exaltacyą.)

O złote słońce! drzewa ukochane!

O! ty strumieniu, który po kamykach

Z płaczącym szumem toczysz fale śklane!

Rozmiłowane w jęczących słowikach

Róże wiosenne! z wami Filon skona!

Bo Filon marzył los Endymijona,

Marzył, że kiedyś po blasku miesiąca

Biała Bogini, różami wieńczona,

Z niebios błękitnych przypłynie, i drżąca

Czoło pochyli, a koralowemi

Ustami usta moje rozpłomieni.

Ach! tak marzyłem! ale na téj ziemi

Nie ma Dyanny. Samotny uwiędnę,

Jako fijołek — albo kwiat jesieni.

PUSTELNIK.

Co znaczą owe narzekania zrzędne?

Młody szaleńcze, gdzie zimny rozsądek?

Wywracasz świata Boskiego porządek,

A że ty chciwy Akteona wanien,

Czekasz na ziemi anielskiego Bóstwa:

Dla tego tyle zestarzałych panien,

Dotąd się mężów swych nie doczekały;

Szukaj kochanki na ziemi.

FILON.

Świat cały

Napróżno zbiegłem, przeglądając mnóstwa

Dziewic śmiertelnych. Nieraz wzrok łakomy

Śledził z pod złotéj kapeluszów słomy

Żniwiarek twarze podobne czerwienią

Makom zbożowym. Nieraz poglądałem

Na białe płótna, łąk jasną zielenią

Słońcu podane; rojąc serca szałem

Że z bieli płócien, jako z morskiej piany,

Alabastrowa miłości Bogini

Wyjdzie na słońce. Ach! tak obłąkany,

Żyłem na świecie, jako na pustyni;

Nienasycony, dumający, rzewny.

Byłem na dworach, widziałem królewny,

Podobne gwiaździe Wenus co wynika

Wieczorem, z nieba różowego zorzą,

Zaczerwieniona ale bez promyka.

Serca nie mają, a sercem się drożą

Więcéj niż koron brylantami.

PUSTELNIK.

Głupcze!

Niedoścignionych gwiazd szalony kupcze!

Ty co na dworach szukałeś kochanki:

Precz! precz ode mnie kwiecie beznasienny,

Studniom niezdatny jak stłuczone dzbanki,

Światowi, jako słońca blask jesienny

Bezużyteczny. Skoro na tron wrócę,

Zamknę cię w szpital szalonych, lub rzucę

Na bakalarską ławę między dzieci.

FILON.

Mój dobry ojcze! niechaj ci Bóg świeci!

Musisz być chory, gadasz nieprzytomnie.

PUSTELNIK.

Wszyscy szaleńcy zlatują się do mnie,

A wszyscy marzą o królewskich dworach,

Myślą o królach, a kryją się w borach,

I jęczą, jęczą jak oślepłe sowy.

FILON.

Wsadź starcze głowę w strumień kryształowy,

Może ochłonie.

PUSTELNIK.

Woda nie obmyje

Na mojém czole czerwonego pasu.

Widzisz! czy widzisz jak korona ryje?

Dwudziestoletnie życie w głębi lasu

Nie zagoiło rany. Pas na czole,

A drugi taki pas mi serce płata;

Ten od korony

(pokazując na serce.)

Ten od mieczów kata.

O! moje dzieci! o! sieroctwa bole!

O! moja przeszłość!

FILON.

Nudzi mię ten stary,

W głowie ma jakieś bezcielesne mary;

Pewnie oszalał samotnością, postem.

PUSTELNIK.

Cierpienie myśli jest kolącym ostem,

Lecz rzeczywistość... O! ta jak żelazo

Rani, zabija...

FILON.

O tém inną razą

Mówić będziemy, a przekonam ciebie

Że smutek serca...

PUSTELNIK.

Niechaj cię pogrzebie

Mdława istoto. Nic niech nic zabije;

A twój grobowiec zamknie nic.

FILON.

O luba!

Nieznaleziony twój obraz

(pokazując na serce.)

tu żyje!

Nieznalezienie, gorsze niźli zguba;

Jam cię nie znalazł a widzę przed sobą!

Idę do lasu, gdzie będę sam... z tobą...

Błogosławiony wyobraźni cudzie

Ty mnie ocalasz!

(odchodzi w las.)

PUSTELNIK.

Jak szaleją ludzie!

(wchodzi do celi.)

SCENA DRUGA.

Inna część lasu — widać jezioro Gopło.

SKIERKA I CHOCHLIK (wchodzą.)

SKIERKA.

Gdzie jest Goplana, nasza królowa?

CHOCHLIK.

Spi jeszcze w Gople.

SKIERKA.

I woń sosnowa,

I woń wiosenna nie obudziła

Królowej naszéj! woń taka miła!

Czyliż nie słyszy jak skrzydełkami

Czarne jaskółki biją w jezioro.

Tak że się całe zwierciadło plami

W tysiące krążków.

CHOCHLIK.

Za nadto skoro

Zbudzi się jędza, i będzie

Do pracy nas zaprzęgać. To w puste żołędzie

Wkładać jaja motylic — to pomagać mrówkom

Budującym stolice, drogi umiatać

Do mrownika wiodące... to majowym krówkom

Rozwiązywać pancerze aby mogły latać,

To zwiedzać pszczelne ule i z otwartéj xięgi

Czytać prawa ulowe, lub rotę przysięgi

Na wierność matce pszczelnéj, od zrodzonej pszczółki;

To na trzcinę jeziora zwoływać jaskółki,

I uczyć budownictwa pierworoczne matki.

Już zamykać stawiane na ptaszęta klatki,

Nim jaki biedny ptaszek uwięźnie w zapadni,

Na przekor ptasznikowi; już to pani sroce

Ciągle trąbić do ucha naukę: nie kradnij;

Albo wróblowi wmawiać że pięknie świegoce,

Aby ciągle świegotał nad wieśniaczą chatą...

Pracuj jak koń pogański, pracuj całe lato,

A zimą spij u chłopa za brudnym przypieckiem,

Między garnkami, babą szczerbatą i dzieckiem.

SKIERKA.

Bo też ty jesteś leniwy Chochliku!

(patrzy na jezioro.)

Ach patrz na słońca promyku

Wytryska z wody Goplana;

Jak powiewny liść ajeru,

Lekko wiatrem kołysana;

Jak łabędź kiedy rozwinie

Uśnieżony żagiel steru,

Kołysze się — waha — płynie.

I patrz patrz! lekka i gibka

Skoczyła z wody jak rybka,

Na niezabudek warkoczu

Wiesza się za białe rączki,

A stopą po fal przezroczu

Brylantowe iskry skrzesza.

Ach czarowna! któż odgadnie

Czy się trzyma fal obrączki?

Czy się na powietrzu kładnie?

Czy dłonią na kwiatach się wiesza?

CHOCHLIK.

Ona ma wianek na głowie...

Czy to kwiaty? czy sitowie?

SKIERKA.

O nie... to na włosach wróżki,

Uspione leżą jaskółki.

Tak powiązane za nóżki,

Kiedyś, w jesienny poranek,

Upadły na dno rzeczułki:

Rzeczułka rzuciła wianek,

Wianek czarny jak hebany

Na złote włosy Goplany.

CHOCHLIK.

Radzę ci uciekajmy mój Skierko kochany,

Wiedźma gotowa zaraz nową pracę zadać.

Albo obracać młyny skąd woda uciekła

Biednemu młynarzowi, lub każe spowiadać

Leniwego szerszenia nim pójdzie do piekła

Za kradzież słodkich miodów... lub malować pawie.

SKIERKA.

Więc uciekaj... ja się bawię...

Promienie słońca przenikły

Jaskółeczek mokre piórka...

Ożyły — pierszchły — i znikły,

Jak spłoszonych wróbli chmurka.

Królowa nasza bez ducha,

Zadziwiona stoi, słucha;

Nie śmie wiązać i zaplatać

Kos rozwianych, nie wié czemu

Wianeczkowi uwiędłemu

Przyszło ożyć? skąd mu latać?

Goplano! Goplano! Goplano!

(Wchodzi Goplana.)

GOPLANA.

Narwij mi róż Chochliku! poleciał mi mój wianek.

CHOCHLIK.

Już się zaczyna praca.

(Chochlik odchodzi mrucząc.)

GOPLANA.

Czy to jeszcze rano?

SKIERKA.

Pierwsza wiosny godzina.

GOPLANA.

Ach! gdzież mój kochanek?

SKIERKA.

Co mi roskażesz królowo?

Zadaj piękną jaką pracę.

Winąć tęczę kolorową,

Albo budować pałace,

Powojami wiązać dachy,

I opierać kwiatów gmachy

Na kolumnach malw i dzwonów

Lazurowych.

GOPLANA (zamyślona.)

Nie!

SKIERKA.

Chcesz tronów

Z wypłakanych nieba chmurek?

Czy ci przynieść pereł sznurek,

Z owych pereł które dają

Lep na ptaszki, ale mają

Takie blaski, takie wody,

Jak kałakuckie jagody.

Chcesz? lecę na trzęsawice,

Dojrzę — dogonię — pochwycę —

Błędnego moczar ognika;

I zaraz w lilijkę białą,

Oprawię jak do świecznika,

I nakryję białym dzwonkiem

By ci świecił... Czy to mało?

Roskaż pani! co pod słonkiem,

Co na ziemi, wszystko zniosę.

Drzewa, kwiaty, światło, rosę.

Co nad ziemią, w ziemi łonie,

Dźwięki, echa, barwy, wonie,

Wszystko, o czém kiedy śniły

Myśli twoje w jezior burzy

Kołysane.

GOPLANA.

Skierko miły

Ja się kocham.

SKIERKA.

W czém? czy w róży

Bezcierniowej? czy w kalinie?

W cztero listnéj koniczynie?

Może w kwiatku: Niech Bóg świeci,

Który posadzi macocha

Na grobie mężowskich dzieci?

Może w Magdaleny nitce

Co bez wiatru leci płocha?

Może w białéj margieritce.

Co piątym listkiem: nie kocha

Zabiła młodą pasterkę?

W czém się kochasz? poszlij Skierkę!

A przyniesie ci kochanka,

I wplecie do twego wianka,

I będziesz go wiecznie miała,

Pieściła i całowała

Do przyszłej wiosny poranka,

Do drugiego kwiatów wieku.

GOPLANA.

Ach! ja się kocham, kocham się w człowieku.

SKIERKA.

To ludzkie czary.

GOPLANA.

Téj zimy, gdym usnęła

Na skrysztaloném łożu, światło mię jakieś

Z głuchego snu gwałtownie ocuciło.

Otwieram oczy — patrzę... płomień czerwony

Jako pożaru łuna bije przez lody,

I słychać głuchy huk. Rybacy to rąbali

Przełomkę biednym rybkom zdradliwę... Nagle

Okropny krzyk — w przełomkę człowiek pada.

Na moje upadł łoże; a czy to światło

Podobne barwie róż które świeciło

W moim pałacu szklistym? czy też prawdziwe

Róże na jego licach śmiercią mdlejące;

Ale się piękny wydał — ach! piękny tak, że chciałam

Zatrzymać go na wieki w zimnych pałacach,

I nie rozwiązać z wieńca ramion, i przykuć

Łańcuchem pocałunków. W tém zaczął konać...

Musiałam wtenczas, ach! musiałam go wypuścić!

Gdybym przynajmniej mogła była go wynieść

Z wody na rękach moich, usta z ustami

Spoić, i życie wlać w ostygłe jego piersi;

Ale ty wiesz co to za męka dla nas,

Kiedy podobne kwiatom, musiemy składać

Rumieniec nasz, i piękne barwy wiosny,

I do kamieni białych podobne leżyć

W głębiach jeziora. Taką ja wtenczas byłam.

Musiałam leżyć na dnie, ani się płocho

Na światło dnia wyrywać. Napół martwego

Wyniosłam drzącą ręką, i przez otwory

W lodzie wybite rzucam: sama boleśnie

Wracam na puste łoże, na zimne łoże;

A serce moje rozdarł okrzyk rybaków,

Którzy witali wtenczas gdy ja żegnałam.

Jakżem czekała wiosny, przyszła nareszcie.

Z miłością w mojém sercu budzę się... kwiaty

To nie przy jego licach — gwiazdy gasną

Przy jego jasnych oczach... Ah! kocham! kocham!

SKIERKA.

Ktoś idzie tutaj lasem.

GOPLANA.

To on! to on! mój miły.

Bądź niewidomym Skierko.

(Skierka odchodzi.)

(Wchodzi na scenę Grabiec — rumiany — w ubiorze wieśniaka.)

GRABIEC.

Ach cóż to za panna?

Ma twarz, nogi, żołądek — lecz cóś niby szklanna.

Co za dziwne stworzenie z mgły i galarety!

Są ludzie co smak czują do takiéj kobiety;

Ja widzę cóś rybiego w téj dziwnéj osobie.

GOPLANA.

Jak się nazywasz piękny młodzieńcze?

GRABIEC.

Nic sobie...

GOPLANA.

Miły! nic sobie!

GRABIEC.

Jakżeś głupia mościa pani —

Nic sobie, to się znaczy, że nic nie przygani

Mojéj piękności... to jest żem piękny. A zwę się

Grabiec.

GOPLANA.

Cóż cię za anioł obłąkał w tym lesie?

GRABIEC.

Proszę co za ciekawość w tym wywiędłym schabku?

GOPLANA.

Proszę cię panie Grabiec!

GRABIEC.

Wolno mówić: Grabku!

Panie Grabku!

GOPLANA.

Któż jesteś...

GRABIEC.

Aśćki panny sługa...

A pytasz kto ja jestem?... to historja długa.

W naszym kościołku stały ogromne organy,

Mój tata grał na dudach: pięknie grywał pjany,

Ale kiedy na trzeźwo, okropnie rzępolił;

Do tego był balwierzem i wieś całą golił,

Golił i grał na dudach, bo golił w Sobotę,

Na dudach grał w Niedzielę; a miał taką cnotę,

Że nie pił kiedy golił, a pił kiedy grywał.

I wszystko szło jak z płatka. Wtém kogut zaśpiewał,

I mój ojciec małżeństwem z żoną los zespolił.

Panna młoda wąs miała, ojciec wąs ogolił,

I wszystko szło jak z płatka. Lecz tu nowe cuda!

Żona grała na dudach, a tatuś był duda;

Grała więc po tatusiu, dopóty grała,

Aż go na cmentarzyku wiejskim pogrzebała.

Ja zaś pośmiertne dzieło pana organisty,

Jestem, jak mówią, ojca wizerunek czysty,

Bo lubię stary miodek i kocham gorzonnę,

I uciekam od matki...

GOPLANA.

Słowa jego wonne

Przynosi wiatr wiosenny do mojego ucha...

O luby! ja cię kocham...

GRABIEC.

Coż to za dziewucha?

Obcessowo zaczyna. Wprawdzie to nie dziwy.

Ilekroć przez wieś idę, to serca jak śliwy

Lecę pod moje nogi... wołają dziewczęta:

Panie Grabku! Grabiątko, niech Grabiec pamięta

Że jutro grabim siano — pomóż Grabku grabić.

A to znaczy że za mnie dala by się zabić,

I to że się na sienie dadzą pocałować.

GOPLANA.

Czy mię kochasz mój miły...?

GRABIEC.

Ha?... trzeba skosztować...

Naprzykład... daj całusa...

GOPLANA.

Stój!... pocałowanie

To ślub dla czystych dziewic. Na dziewiczém wianie,

Za każdym pocałunkiem jeden listek spada.

Nieraz dziewica czysta i smutkami blada,

Dla tego że spadł jeden liść u serca kwiatu,

Nie śmie kochać i daje pożegnanie światu,

I do mogiły idzie nigdy nie kochana.

GRABIEC.

Coś Waćpanna jak mniszka.

GOPLANA.

Raz pocałowana

Będę twoją na wieki — i ty mój na wieki...

GRABIEC.

Ha pocałunek bliski a ten mój daleki.

(całuje.)

GOPLANA.

O mój luby!...

GRABIEC.

Dalibóg... pfu!... pocałowałem

Niby w pachnącą różę... pfu... róża jest ciałem,

Ciało jest niby różą... niesmaczno!...

GOPLANA.

Mój drogi!

Więc teraz co wieczora na leśne rozłogi

Musisz do mnie przychodzić. Będziemy błądzili

Kiedy xiężyc przyświeca, kiedy słowik kwili,

Nad fala szklistych jezior, pod wielkim modrzewiem

Będziemy razem marzyć przy xiężycu...

GRABIEC (do siebie.)

Nie wiem

Co odpowiedzieć babie...

GOPLANA.

Ty smutny? ty niemy?

O! my z sobą będziemy szczęśliwi!

GRABIEC.

Będziemy,

Lecz nie wieczorem — i nie przy jeziorze...

GOPLANA.

Czemu?

GRABIEC.

Bo ja nie lubię wody jak wściekły.

GOPLANA.

Mojemu

Kochankowi rwać będę poziomki, maliny.

GRABIEC.

Lecz ja nie lubię malin... a kiedy dziewczyny

Niosą dzbanek na głowie, nieraz zrzucam dzbanek,

Ale to nie dla malin.

GOPLANA.

Lecz ty mój kochanek...

Ty musisz lubić kwiaty... Więc przyjdź co wieczora

GRABIEC.

A to już tego nadto!... co za nudna zmora!

Nie przyjdę w żaden wieczór...

GOPLANA.

Dla czego?

GRABIEC.

Za borem

Pewna dziewczyna czeka na Grabka wieczorem.

GOPLANA.

Dziewczyna?

GRABIEC.

Tak... dziewczyna...

GOPLANA.

Czy piękna dziewczyna?

GRABIEC.

Ha?... co pannie do tego?... zwie się Balladyna.

GOPLANA.

Siostra Aliny?... córka wdowy?... ale ona

Złe ma serce...

GRABIEC.

Waćpanna widzę coś szalona...

Nie wierzę w babskie dziwy, sądy i przestróżki.

Wszystkie dziewczęta które mają małe nóżki

To mają piękne usta i serca — a właśnie

Ona piękną ma nóżkę...

GOPLANA. (zapalając się.)

Niech słońce zagaśnie

Jeśli mi ciebie kto wydrze kochanku.

Ty jesteś moim! moim! moim wiecznie!

Choćbyś miał xiężyc za ślubny pierścionek,

Choćbyś miał xiężyc, to ja go rozłamię,

Zagaszę xiężyc który cię prowadzi

Do pocałunków, do kochanki domu.

Ach bądź mi wiernym! błagam cię! zaklinam!

Na twoje własne szczęście. Ach! zaklinam!

Bo zginiesz luby... nie... razem zginiemy,

Ale ty zginiesz także gdy ja zginę...

Więc nie chcę zginąć, abyś ty nie zginął.

Przynajmniéj dzisiaj nie chodź tam wieczorem,

Przynajmniéj dzisiaj nie chodź tam... ja każę...

GRABIEC.

A któż ty jesteś co każesz?

GOPLANA.

Królowa!

Królowa fali Goplana.

GRABIEC.

Ej!... w nogi!

Jezus Marya! a tom popadł w biedę,

Szatana żona chce być moją żoną.

(Grabiec ucieka.)

GOPLANA. (sama.)

Niech słońce gaśnie! niechaj gwiazdy toną,

W bezdrożne niebo! niechaj róże więdną!

Co mi po słońcu, po gwiazdach, po kwiatach.

Wolę je stracić niż kochanka stracić.

Co mam potęgi, co nadprzyrodzonéj

Siły nad światem; to obrócę na to

Aby to serce podbić i mieć mojém...

Skierko! Chochliku!....

(Skierka przybiega.)

Czy słyszałeś Skierko

Moją rozmowę z kochankiem? aniołem?

SKIERKA.

Nie karz... ciekawość... szczera moja skrucha.

Biały powoju kwiatek uszczyknąłem

I końcem różka włożywszy do ucha

Słyszałem... przez kwiat...

GOPLANA.

Gdzie Chochlik?

SKIERKA.

Leniwy

Ciągnie się z wiankiem...

(wchodzi Chochlik z wiankiem.)

GOPLANA.

A wstydź się Chochliku!

Patrz coś ty narwał chwastu i pokrzywy,

Brzydkich piołunów, koniczyn, trawniku.

SKIERKA.

Pozwól mi Pani niech ja go wysiekę

Za taki wianek...

CHOCHLIK.

Ej!... ja cię urzekę...

GOPLANA.

Słuchajcie mię cicho djabliki...

Oto Chochło polecisz za moim kochankiem;

Idź przy nim, przed nim, za nim, jak skoczne ogniki,

I błąkaj po murawach, tak, by przed porankiem

Nie trafił do mieszkania — ani do téj chaty

Gdzie mieszkają dwie piękne dziewczęta — dwa kwiaty,

Córki wdowy... Rozumiesz... a o wschodzie słońca

Tu miłego przyprowadź.

CHOCHLIK.

Będę go bez końca

Błąkał i sadzał w błocie.... cha! cha! cha! cha! cha! cha!

(odchodzi Chochlik.)

GOPLANA.

A ty mój Skierko, leć na mały mostek

Gdzie jest mogiła samobójcy stracha.

Ukryj się w łozy zarostek.

Za godzinę, przez ten mostek

Będzie jechał pan bogaty,

Ustrojony w złote szaty,

Jak do ślubu — bez oręży,

I kareta złotem błyska,

I pięć rumaków w zaprzęży;

Cztery karych, i klacz biała

Przodem lecąc iskry ciska.

A na mostku wypróchniała

Leży belka drżąca, śliska.

Czy rozumiesz?

SKIERKA.

Wywrócić?

GOPLANA (skłaniając głowę.)

Lecz nie szkodzić żywym

Ani ludziom ni koniom.

SKIERKA.

A potém?

GOPLANA.

Tego pana w płaszczu złotym,

Hymnem wiatru czułym, tkliwym,

Zaprowadzić aż do chaty

Gdzie mieszka uboga wdowa,

I dwie młode córki chowa.

Uczyń tak, by pan bogaty

Wziął tam żonę i we dwoje

Odjechał złotą karetą.

Luby Skierko! dziecie moje!

SKIERKA.

Dziewczyna będzie kobietą.

Nim dwa razy słońce zaśnie,

Nim dwa razy xiężyc zgaśnie.

(odlatuje.)

GOPLANA. (sama.)

Więc rozesłałam Sylfy; niechaj pracują

Na moje szczęście. Teraz nie idzie o to

Aby wojskami kwiatów zdobywać niwy;

Nie kwiatów strzedz mi teraz, nie tęcze winąć,

Ani słowiki uczyć piosenek, ani

Budzić jaskółki wodne... kocham!... ginę!...

A jeśli on mię kochać nie będzie? cała

W mgłę się rozpłynę białą, i spadnę łzami

Na jaki polny kwiat i z nim uwiędnę.

(Rozpływa się w powietrzu.)

SCENA TRZECIA.

Chata Wdowy.

WDOWA i córki jéj BALLADYNA i ALINA wchodzą z sierpami.

WDOWA.

Zakończony dzień pracy, moja Balladyno

Twoje rączki od słońca całe się rozpłyną

Jak lodu krysztaliki. Już my jutro rano

Z Alinką na poletku dożniemy ostatka;

A ty moje dzieciątko siedź sobie za ścianą...

ALINA.

Nie! nie, nie, jutro odpoczywa matka,

A my z siostrzycą idziemy na żniwo.

Słoneczko lubi twoję główkę siwą

I leci na nią, by natrętna osa

Do białych kwiatków; ani go od włosa

Liściem odpędzić; że też nigdy chmurki

Bóg nie nadwieje, aby cię zakryła

O! biedna matko!

WDOWA.

Dobre moje córki

Z wami to nawet ubożyzna miła,

A kto posieje dla Boga nie straci.

Zawsze ja myślę, że wam Bóg zapłaci

Bogatym mężem... a kto wie? a może

Już o was słychać na królewskim dworze?

A my tu żniemy, aż tu nagle z boru

Jaki królewic — niech i kuchta dworu

Albo koniuszy — zajeżdża karetą...

I mówi do mnie — podściwa kobieto

Daj mi za żonę jedną z córek — Panie!

Weź Balladynę, piękna jak dziewanna —

Tobie się także Alino dostanie

Rycerz za męża... ale starsza panna

Powinna prędzéj zostać panną młodą.

W rzeczułkach woda goni się za wodą.

Mój królewicu żeń się z Balladyną.

BALLADYNA.

Gdzie ty mój grzebień podziałaś Alino,

Co ty tam słuchasz jak się matce marzy.

ALINA.

Wiesz Balladyno że to jéj do twarzy

Kiedy śni głośno, kiedy się uśmiécha.

MATKA (do Balladyny.)

Dobrze ty mówisz! chata taka licha,

A mnie się marzy Bóg wie nie co... Ale

Bogu się także w wiekuistéj chwale

Musi coś marzyć.. A gdyby też Bogu

Chciało się matce dać złotego zięcia...

BALLADYNA.

Ach! słychać jakiś turkot na rozłogu,

Jedzie gościńcem dwór jakiegoś xięcia.

Pięć koni... złota kareta... ach kto to?...

Jedzie aleją.. Jak to pięknie złoto

Między drzewami błyska... Ach! mój Boże

Co im się stało?... śród naszego mostu

Powóz prrr... stanął... i ruszyć nie może...

WDOWA.

Pewnie chcą konie napoić...

BALLADYNA.

Ot właśnie

Pan poi konie na drodze po prostu...

WDOWA.

Ha! jeśli pić chcą...

ALINA.

Już słoneczko gaśnie,

Trzeba zapalić sosnowe łuczywo....

BALLADYNA. (biegnąc od okna.)

Ach lampę zaświeć... ach lampę... co żywo...

O gdzie mój grzebień?

(Słychać pukanie do drzwi.)

WDOWA.

Cóż to?... co?... ktoś puka...

Otwórz Balladyno...

BALLADYNA.

Niech siostra otworzy...

WDOWA.

Prędzéj otwórzcie... ktoś do chaty stuka.

ALINA.

Ach ja się boję...

WDOWA.

Niech wszelki duch Boży

Boga wychwala... ja odemknę chatę...

(patrzy przez dziurkę od klucza.)

O jakie stroje złocisto bogate.

(otwiera.)

Czy w imie Boga?...

(Kirkor wchodzi.)

KIRKOR.

Tak, z Boga imieniem.

Proszę wybaczyć, ale nad strumieniem

Mostek pod mojém załamał się kołem,

Szukam schronienia...

WDOWA.

Proszę po za stołem

Mój królewicu siadać — proszę siadać.

Chata uboga — raczyłeś powiadać

Że powóz... O! to nieszczęście! — Dziewczęta!

To moje córki jasny królewicu —

A to już dawno człowiek nie pamięta

Takich przypadków, chyba przy xiężycu

Młynarz co jechał przeszłéj wiosny.

BALLADYNA.

Matko

Dosyć — daj panu mówić...

(Wchodzi Skierka niewidzialny dla Aktorów.)

KIRKOR.

Przed tą chatką

Słyszałem dźwięki luteń... czy to córki

Wasze grywają na lutni?

WDOWA.

Przepraszam —

Nie... królewicu...

SKIERKA.

Z niewidzialnéj chmurki

Sympatycznemi kwiaty poukraszam

Obie dziewice, bo moja królowa

Nie powiedziała do któréj nakłonić

Serce Kirkora... Muzyka echowa

Zacznie hymnami powietrznemi dzwonić;

A wieniec kwiatów taką woń rozleje,

Że serce tego człowieka omdleje,

Że jedném sercem dwa serca pokocha.

(Wkłada wieńce kwiatów na głowy dziewicom — słychać muzykę.)

WDOWA.

Może królewic chce odpocząć trocha...

KIRKOR (z zadziwieniem i niespokojnością.)

Odpocząć, kiedy dźwięki takie cudne

Słyszę... Dziewice, wasze są to pieśni?...

Słyszę śpiewanie...

ALINA.

Czy się panu nie śni?

Tu w chacie... cicho...

KIRKOR.

Ach jakże mi nudne

Wspomnienie zamku pustego!...

SKIERKA (na stronie.)

Czar działa...

KIRKOR.

Z jakich kadzideł ta woń się rozlała?...

To spewna wasze wieńce uroszone

Łzami wieczora, dają takie wonie?

BALLADYNA.

Lecz my nie mamy wieńców.

(Wchodzi sługa Kirkora bogato ubrany.)

SŁUGA.

Naprawione

Koło w powozie...

KIRKOR.

Wyprządz z dyszla konie,

Ja tu zostanę...

(sługa odchodzi.)

WDOWA.

Cóż to za zjawienie?

Królewie w chacie! Na jakiém on sienie

Spać będzie?... Jemu listki róży cisną...

KIRKOR (do siebie.)

Prawdę wróżyłeś pustelniku stary!

Gdzie okienkami dwie różyczki błysną,

Gdzie dach słomiany...

SKIERKA (do siebie.)

Zakończone czary...

KIRKOR (do Wdowy.)

Słuchajcie matko! na świat wyjechałem

Szukać ubogiéj i cnotliwéj żony;

Dalej nie jadę, bo tu napotkałem

Cudowne bóstwa... O! gdybym dwa trony —

Ach powiem raczéj... gdybym miał dwa serca!

Lecz zdaje mi się że dwa serca noszę...

Dwóma sercami o dwie córki proszę;

Ale Bóg jedną tylko wziąść pozwala

I do ślubnego prowadzić kobierca;

Więc trzeba wybrać... Czemuż losu fala

Rozbiła serce moje o dwie skały?

Ach czemu oczy moje nie wybrały

I nie powiodły czucia. Dziś nie umiem

Wybrać...

WDOWA.

Ja ciebie panie nie rozumiem?...

KIRKOR.

Proszę o rękę jednéj z córek... może

Słyszałaś kiedy o hrabi Kirkorze,

Co ma ogromny zamek, cztery wieże,

Złocisty powóz, konie i rycerze

Na swych usługach?... Otóż Kirkor... to ja...

Proszę o jedną z córek...

WDOWA.

Córka moja?...

Ja dwie mam córki — ale Balladyna...

KIRKOR.

Czy starsza?

WDOWA.

Tak jest... a młodsza Alina

Także jak anioł....

KIRKOR (do siebie.)

Jaki wybór trudny

Starsza jak śniegi — u téj warkocz cudny

Niby listkami brzoza przyodziana;

Ta z alabastrów — a ta zaś różana —

Ta ma pod rzęsą węgle — ta fijołki —

Ta jako złote — na zorzy aniołki,

A ta zaś jako noc biała nad rankiem.

Więc jednéj — mężem drugiéj być kochankiem;

Więc obie kochać, a jedną zaślubić?

Lecz którą kochać? którą tylko lubić?...

Niech się przynajmniéj z ust różanych dowiem

Która mnie kocha?...

(do dziewic.)

Moje smugłe łanie

Czy mnie kochacie?

BALLADYNA.

Ach! ja ci nie powiém

Nie... ale nie śmiem wymówić — tak panie —

Ale ty zgadniesz choć będę milczała,

Zgadnij rycerzu.

KIRKOR (do Aliny.)

A ty różo biała?

ALINA.

Kocham...

KIRKOR.

Obiedwie kochają.

WDOWA.

Zapewne

Że muszą kochać!... tożby to dopiéro

Gdyby nie kochać rycerza co szczerą

Mógłby za żonę wziąść sobie królewnę,

Piękny i śmiały.

KIRKOR.

Któraż z was dziewice

Będzie mię więcej kochała po ślubie?

Jak będzie kochać? lubić co ja lubię?

Jak mi rozchmurzać gniewu nawałnice?

BALLADYNA.

O panie! jeśli w zamku są czeluście,

Z czeluści ogień bucha, a ty każesz

Wskoczyć — to wskoczę. Jeśli na odpuście

Xiądz nie rozgrzeszy, to wezmę na siebie

Śmiertelne grzéchy któremi się zmażesz.

Jeżeli dzida będzie mierzyć w ciebie,

Stanę przed tobą, i za ciebie zginę...

Czegoż chcesz więcéj?...

WDOWA.

Weź! weź Balladynę.

Szczera jak złoto.

KIRKOR (do Aliny.)

A ty młodsza dziewo

Co mi przyrzekasz?

ALINA.

Kochać i być wierną.

KIRKOR.

Ach nie wiém któréj oddać rękę lewą

Jako szwagierce — a któréj z pierścionkiem.

O! gdybym ujrzał tę gwiazdę przedsterną

Co wiodła króle do dzieciątka żłobu,

Serce mam jedno a ciągnie do obu.

Którą odrzucić? któréj być małżonkiem?

Obie kochają, więc niesprawiedliwość

Poniesie jedna, jeśli wezmę drugą.

W obojgu jedna prostota i tkliwość,

W obojgu miłość jednaką zasługą...

Którą tu wybrać?...

ALINA.

Jeśli mnie wybierzesz

Szlachetny panie, to musisz obiecać

Że mię do zamku twojego zabierzesz

Z matką i siostrą... Bo któż będzie matce

Gotować garnek? kto ogień rozniecać?

Ona nie może zostać w biednéj chatce,

Kiedy ja będę w pałacach mieszkała.

Patrz ona siwa jak różyczka biała.

O! widzisz panie... musisz także ze mną

I matkę zabrać...

KIRKOR.

O! jakąż tajemną

Roskoszą serce napełnia... o miła...

WDOWA.

Lecz Balladyna to samo mówiła

W sercu i w myśli... Wierzaj mi rycerzu

I Balladyna kocha matkę starą.

KIRKOR.

Jużem był wybrał i znów mi w puklerzu

Dwa serca biją...

BALLADYNA.

Byłabym poczwarą,

Niegodną twojej ręki, ale piekła,

Żebym się matki kochanéj wyrzekła.

Prócz matki, siostry, wszystko ci poświęcę.

KIRKOR.

Oślepionego chyba losu ręce

Wskażą mi żonę...

SKIERKA (śpiewa do ucha Wdowy.)

Matko w lesie są maliny,

Niechaj idą w las dziewczyny.

Która więcéj malin zbierze,

Tę za żonę pan wybierze.

WDOWA.

Coś matce staruszce

Przyszło do głowy... Mój ty królewicu,

Jeśli pozwolisz twéj pokornéj służce,

To ci poradzi piękny krasnolicu.

Oto niech rankiem idą w las dziewczyny,

A każda weźmie dzbanek z czarnéj gliny:

I niechaj malin szukają po lesie,

A która pierwsza dzban pełny przyniesie

Świeżych malinek, tę weźmiesz za żonę.

KIRKOR.

Wyborna rada... O! złota prostoto!

Ty mi dasz szczęście niczém nieskłócone,

Dnié roskoszami przeplatane z cnotą.

Tak moja matko... niech o słońca wschodzie

W las idą córki z dzbankami na głowie.

A my w lipowym usiądziemy chłodzie;

Która powróci pierwsza, ta się zowie

Hrabini Kirkor... Sądź sam wielki Boże.

WDOWA.

Królewic znajdziesz w téj chateczce łoże,

Pachnące siano zakryte bielizną.

Wierzaj mi panie, żabki się nie wślizną

Do twego sianka... proszę do alkowy.

KIRKOR (klaszcze, wchodzi sługa.)

Przynieś z powozu puhar kryształowy,

Wino i zimne żubrowe pieczywo...

(sługa odchodzi.)

Bądźcie mi zdrowe piękne narzeczone...

(odchodzi do alkowy poprzedzany przez Wdowę.)

ALINA.

Siostrzyco moja... o! jakież to dziwo,

O! jakie szczęście!

BALLADYNA.

Jeszcze nie złowione,

To szczęście siostro może nie dla ciebie...

ALINA.

O! moja siostro... wszakże to na niebie

Jeśli nie słońce, to gwiazdy nad głową:

Jeśli nie będę panią Kirkorową,

To będę pani Kirkorowéj siostrą.

A tobie jutro trzeba wziąść się ostro

Do tych malinek, bo wiész że ja zawsze

Uprzedzam ciebie i mam pełny dzbanek.

Nie wiem czy na mnie jagody łaskawsze

Same się tłoczą... czy tam... twój kochanek...

BALLADYNA.

Milcz!...

ALINA.

Ha siostrzyczko? a ja wiém dla czego

Malin nie zbierasz...

BALLADYNA.

Co tobie do tego?

ALINA.

Nic... tylko mówię że jabym nie chciała

Rzucić kochanka ani dla rycerza,

Ani dla króla... a gdybym kochała,

Wzajem kochana, rolnika, pasterza,

To jużby żaden Kirkor...

BALLADYNA.

Nie chcę rady

Od głupiéj siostry...

(słychać klaskanie za chatą — Balladyna zapala świéczkę i ukrywszy ją w dłoni wychodzi.)

ALINA.

Ha zaklaskał w borze —

Wyszła ze świeczką... O! mój wielki Boże

Co tam pan Grabek powié na te zdrady.

Bo też ta siostra chce iść za Kirkora,

A jam widziała na kwiatkach ugora,

Ba! i pod naszą osiną słyszałam

Sto pocałunków... przebacz mi o! Chryste

Że sądzę miłość, któréj ach! nie znałam...

(klęka.)

Widzisz mój Boże! ja mam serce czyste,

A przysięgając nie złamię przysięgi...

Boże! ptaszęta u twojéj potęgi,

Mogą uprosić o wiszeńkę czarną,

Jaskółkom w dziobek dajesz muszkę marną.

Jeśli ty zechcesz Boże mój jedyny,

Gdzie stąpię... wszędzie czerwone maliny...

(Siada na ławie i usypia.)

SKIERKA (śpiewa.)

Niech sen szczęścia pozłacany

Zamyka oczy dziewczyny...

A ja lecę do Goplany...

(odchodzi.)

ALINA (przez sen.)

Wszędzie maliny! maliny! maliny...

KONIEC AKTU PIERWSZEGO.AKT DRUGI.

SCENA PIERWSZA.

Las przy jeziorze Gople — Wschód słońca.

CHOCHLIK i GRABIEC w czerwone błoto trzęsawic uwalany — i dobrze podpity.

GRABIEC.

Nie pójdę krokiem daléj.

CHOCHLIK.

Ale to już blisko

Do twojego domostwa.

GRABIEC.

Moje czarne psisko

Nie wierzę tobie... bo mię błąkasz — sadzasz w błocie

I wykręcasz ogonem... Nie... mój czarny kocie

Chciałem ciebie pogłaskać a ogień wytrysnął...

Spać chcę.

CHOCHLIK.

Zażyj tabaki...
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: