Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Barça. Burzliwa dekada - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
22 października 2025
44,99
4499 pkt
punktów Virtualo

Barça. Burzliwa dekada - ebook

Od Messiego do Yamala – historia kryzysu i odrodzenia Barcelony.

Gdy Barça pod wodzą Luisa Enrique sięgnęła po potrójną koronę, dokładając do Pucharu Króla i mistrzostwa Hiszpanii zwycięstwo w Lidze Mistrzów, wydawało się, że nie ma siły, która mogłaby ją powstrzymać. Tymczasem niedługo później rozpoczął się powolny i bolesny okres zawirowań. Góry przepalonych pieniędzy, fatalne decyzje transferowe, nietrafieni trenerzy, afery na boisku i poza nim, w końcu wyjątkowo nieudolne zarządzanie – to wszystko niemal doprowadziło do katastrofy. Leszek Orłowski postanowił dokładnie zbadać, dlaczego do tego doszło i komu Barcelona zawdzięcza ocalenie.

Czy Iniesta, Busquets, Piqué i Jordi Alba byli współodpowiedzialni za problemy finansowe klubu? Czy sam Leo Messi nie stał się w pewnym momencie przyczyną regresu drużyny? W jaki sposób Robert Lewandowski stanął na czele odbudowy zespołu, którą przeprowadził Hansi Flick? Komu przeszkadzało, że Wojciech Szczęsny popalał papierosy? I za co Lamine Yamal uwielbiał Ronaldinho Gaúcho?

Jeden z największych polskich znawców hiszpańskiej piłki wybiera się w długą podróż przez labirynty najnowszych dziejów Dumy Katalonii. W pełnej anegdot, spisków i nieoczywistych wniosków opowieści w bezkompromisowy sposób przedstawia dziesięć lat Barçy, która pod wodzą Josepa Marii Bartomeu o mało co nie zsunęła się na dno. Jednocześnie ukazuje momenty, w których do gry wkroczyli Joan Laporta i nowi bohaterowie, dzięki którym Blaugrana w cudowny sposób się odrodziła, dając radość milionom kibiców.

Choć nie wiadomo, czy ta bajkowa historia zakończy się szczęśliwie, nowa fala wychowanków z Lamine’em Yamalem na czele ma szansę ponownie wprowadzić Barcelonę tam, gdzie jest jej miejsce: na futbolowy szczyt.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Sport i zabawa
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8330-768-8
Rozmiar pliku: 3,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

„Zakończę niniejsze opracowanie trzema najpiękniejszymi literkami na świecie: CDN!” – napisałem w ostatnich słowach mojej pierwszej książki o Dumie Katalonii pt. Złota dekada, w której opisałem pełne sukcesów dzieje klubu i drużyny w sezonach od 2005/06 do 2014/15. I jak widać – ciąg dalszy następuje. Jednak zapał do pracy pobrzmiewający w zacytowanym zdaniu gasł u mnie w kolejnych latach, aż w czerwcu 2024 roku nie zostało z niego prawie nic. W tym czasie bowiem spełnienie obietnicy napisania ciągu dalszego tej opowieści jawiło się raczej jako niezbyt miły obowiązek stworzenia kroniki upadku giganta. Rozważałem, jaki tytuł będzie najbardziej adekwatny, bo przecież coś w rodzaju Druga złota dekada nie wchodziło w grę, gdyż ostatnie dziesięć lat było dla Barcelony mało spektakularne: zespół coś tam wygrał, zdarzyło mu się jednak więcej pamiętnych porażek niż godnych opiewania triumfów. Do tego klubem wstrząsnęło tyle afer i przylgnęło doń tyle przykrych, brudnych historii, które miały niewiele wspólnego z piłką nożną, że same nasuwały się tytuły w rodzaju: Dekada afer, Dekada skandali czy Dekada klęsk.

Ale oto w sezonie 2024/25, zamykającym niniejszą opowieść, powiało optymizmem na każdym polu. Burze na górze ucichły i choć klub wciąż zmaga się z usuwaniem ich skutków, to powoli jakby wychodził na prostą. Upadek Barcelony, obwieszczony w tytule napisanej w 2021 roku książki Simona Kupera o Barcelonie1, nie nastąpił. A ponadto zespół pod wodzą Hansiego Flicka zaliczył najlepszy sezon od rozgrywek 2015/16, które otwierają niniejszą książkę. Było mi o tym tym przyjemniej pisać, że przecież stało się to przy udziale dwóch pierwszych Polaków w barwach klubu z (niebawem znów) Camp Nou, Roberta Lewandowskiego i Wojciecha Szczęsnego.

Jeden udany sezon to oczywiście za mało, by tytuł książki mógł być jednoznacznie pozytywny. Ale Burzliwa dekada pasuje chyba jak ulał. Wskazuje, że w omawianym okresie działo się dużo złego, ale też sugeruje, że klub po okresie zawirowań wypływa na spokojniejsze wody – nie było wszak w dziejach świata burzy, która trwała wiecznie.

Moja pierwsza książka o Barcelonie podzielona była na dziesięć rozdziałów, każdy opisywał jeden sezon. Teraz tych rozdziałów jest 20. Między bowiem tymi, które odnoszą się do analizy sukcesów bądź niepowodzeń zespołu w danej kampanii oraz przypominają jej przebieg, umieszczam te traktujące o poszczególnych aferach bądź ważnych, brzemiennych w skutki wydarzeniach w historii klubu. Decydując się na taki manewr, musiałem ustalić proporcje i zdecydować, czy więcej piszę o futbolu w sensie ścisłym, czy o kwestiach okołopiłkarskich. Stopniowo, podczas porządkowania materiałów, sprawa rozstrzygnęła się sama. Na bazie potwierdzonych informacji, czyli faktów, nie da się na chwilę obecną ani wyjaśnić słynnej afery zwanej Caso Negreira, ani stworzyć panoramicznego obrazu finansowego upadku Barçy. Nawet na rynku hiszpańskim brakuje wiarygodnych pozycji dotyczących tych zagadnień – najwyraźniej tamtejsi autorzy też nie mają wystarczającej ilości materiałów. Taki Guillem Balagué, zamiast zająć się którymś z tych trudnych tematów, wydał ostatnio książkę pt. Capitanes, opisującą legendarnych kapitanów Barçy. Inni też wolą wspominać piękną przeszłość, niż taplać się w brudnej teraźniejszości. A oprzeć znaczne partie tej książki na niesprawdzonych doniesieniach czy tendencyjnych wypowiedziach ludzi osobiście zaangażowanych w mętne sprawy? To nie byłoby zbyt mądre posunięcie.

Co innego kwestie piłkarskie. Jeśli nie wystarczyłoby mi palców u rąk, by wymienić mecze Barcelony, których w minionej dekadzie nie obejrzałem, to po dodaniu palców u nóg na pewno wszystkie one zostałyby wyszczególnione. Komentowałem też dla Canal+ Sport część jej starć w Primera División, Lidze Mistrzów, Pucharze Króla, Superpucharze Hiszpanii czy Superpucharze Europy. Napisałem w minionej dekadzie na temat Barçy około setki większych bądź mniejszych artykułów do „Piłki Nożnej”, w większości traktujących o jej boiskowych przewagach bądź niepowodzeniach. Znam się na tej materii, a do tego w futbolu zawsze najbardziej interesował mnie futbol, czyli to, co dzieje się na boisku między 1. a 90. – czy 120. – minutą. W moim wykonaniu zatem ta książka z wielu powodów nie może wyglądać inaczej, niż wygląda. Proporcje układają się w niej następująco: trzy czwarte miejsca poświęcam temu, jak – i dlaczego tak – Barcelona grała w piłkę, a jedną czwartą temu, co działo się w klubie i z klubem.

Książkę niniejszą oparłem więc w głównej mierze na własnych obserwacjach i wnioskach, a ponadto na artykułach publikowanych na stronach internetowych i w wydaniach papierowych hiszpańskich dzienników sportowych: „Marki”, „Asa”, „Sportu”, „Mundo Deportivo”, choć wykorzystywałem też fakty i opinie prezentowane w innych mediach, tak pisanych, jak i mówionych – które w takich przypadkach starałem się wymieniać. Wykorzystywałem także oczywiście artykuły własne z „Piłki Nożnej”. Powiedzieć, że bibliografia książkowa jest skromna, to nic nie powiedzieć, bo jest ona nieporównywalnie mniejsza niż w przypadku pierwszego tomu. Jednak tak to już jest: gdy jakiś klub odnosi sukcesy i grają w nim największe gwiazdy futbolu, chcą pisać o nim wszyscy. Gdy popada w kryzys, zostają tylko najwierniejsi.

Adresatami tej książki są więc wierni polscy kibice Barcelony oraz fani hiszpańskiego futbolu. Mam nadzieję, że Wam się spodoba, choć na pewno wolelibyście znów czytać o czterech triumfach w Lidze Mistrzów, jak w tomie pierwszym, a nie o tym, czy i jak Barcelona kupowała mecze. Cóż, trudno, jest jak jest, a Barçę kochać trzeba tak czy siak. Mimo wszystko zatem – vamos!

------------------------------------------------------------------------

1 S. Kuper, Barça. Powstanie i upadek klubu, który kształtował nowoczesną piłkę nożną, przeł. B. Sałbut, Kraków 2022.ROZDZIAŁ 2

Barça w politycznym wirze

Ostatnim meczem opisanym w pierwszym rozdziale był finał Pucharu Króla z Sevillą. Nie wspominaliśmy nic o bardzo specyficznej atmosferze, jaka mu towarzyszyła, przez co futbol znalazł się na dalszym planie. Temu, co działo się w latach 2015–2017 w Katalonii, wpływając oczywiście na funkcjonowanie Barçy, trzeba bowiem poświęcić osobny rozdział. W obejmowanej przez autora pamięcią historii klubu nie było bowiem innego okresu, w którym wpadł on tak głęboko w wir polityki.

Nie mam w tej książce ambicji, by opisywać uwarunkowania historyczne, narodowościowe i polityczne związane z funkcjonowaniem klubu FC Barcelona. Temat ten jest zresztą powszechnie (choć często pobieżnie i stereotypowo) znany. Lata wzmożenia napięć na linii Katalonia–Madryt, kiedy to Barça zaprzęgana jest do ciągnięcia niepodległościowego wozu i staje się najbardziej eksponowaną platformą do głoszenia odpowiednich haseł, przeplatane są okresami spokoju. Gdy piszę te słowa, mamy czas uspokojenia, natomiast początek dekady stanowiącej przedmiot niniejszej opowieści był właśnie czasem potężnego wzmożenia.

27 września 2015 roku odbyły się w Katalonii przyspieszone wybory do lokalnego parlamentu, zarządzone przez katalońskiego premiera, Artura Masa. Ten polityk od dawna grał na oderwanie Katalonii od Hiszpanii. Wybory te należało w zasadzie określić mianem plebiscytu, bo opowiedzenie się w nich za koalicją Junts pel Sí (Razem na Tak) oznaczało poparcie idei niepodległości, podobnie jak oddanie głosu na jeszcze bardziej radykalną w tej kwestii Candidatura d’Unitat Popular (Kandydatura Jedności Ludowej, CUP). Mas dostał 39,6 procent poparcia, co oznaczało, że musi porozumieć się z CUP, jeśli chce stworzyć rząd. Nie było to łatwe, bo planował proces oderwania się od Hiszpanii na półtora roku, a politycy CUP chcieli to zrobić od razu, przestając wpłacać podatki do centralnej kasy. Domagali się także wyjścia Katalonii ze strefy euro, a tego postulatu Mas nie mógł już poprzeć. Pojawiały się więc kolejne pytania: co będzie dalej, co zrobi rząd w Madrycie premiera Mariano Rajoya, czy przyzna dodatkowe prerogatywy lokalnym władzom i zwiększy autonomię Katalonii, a może raczej zaciśnie mocniej pętlę?

Katalonia do dziś pozostaje częścią Hiszpanii, snute wówczas scenariusze zdobycia niepodległości się nie ziściły, a władze w Madrycie stanowczo rozprawiły się z niepodległościowcami, niemniej w październiku 2015 roku nic nie było pewne. W tej gorącej atmosferze rozgorzały dyskusje, co będzie z Barçą, jeśli Katalonia oderwie się od Hiszpanii. Dyskusje te były z pewnością inspirowane przez polityków jednej i drugiej opcji. Sądzili oni, zresztą w dużej mierze błędnie, że oddając głosy w wyborach, mieszkańcy Katalonii nie będą kierowali się dobrem swoim i swoich rodzin, całej Katalonii, tylko dobrem ukochanego klubu. Dlatego kwestia jego przyszłości stała się nagle jedną z najbardziej palących w całej dyskusji o niepodległości.

Pierwsze postawione pytanie brzmiało: czy jeśli Katalonia oderwie się od Hiszpanii, Barça będzie mogła nadal uczestniczyć w rozgrywkach Primera División? Javier Tebas, szef La Liga, przedstawił jednoznaczne stanowisko: „W przypadku oderwania się od Hiszpanii katalońskie kluby w żadnym razie nie będą mogły brać udziału w rozgrywkach hiszpańskich. Prawo jest tutaj jasne: jedynymi klubami spoza Hiszpanii mającymi taką możliwość są kluby z Andory. Dotyczy to wszystkich dyscyplin, nie tylko futbolu. Jedynym sposobem na pozostanie Barçy w Primera División jest pozostanie Katalonii w Hiszpanii”. Jaśniej się nie da. Jeśli ktoś się łudził, że przepisy będzie można nagiąć, zreinterpretować albo zmienić, to już wiedział, że władze La Liga nawet nie podejmą takiej próby, choć przecież w interesie rozgrywek było, jest i będzie, żeby Barcelona brała w nich udział.

Politycy niepodległościowi oczywiście zaczęli przekonywać szefów Barçy i innych klubów, że wyjście ze struktur La Liga nie będzie niczym strasznym, chcieli bowiem uzyskać ze strony władz klubu deklarację, że FC Barcelona popiera starania independentystów. Nie znamy kulis tych rozmów ani argumentów używanych przez Masa i jego ludzi. O tym jednak, że pojawiły się takie próby, a nawet naciski na Josepa Bartomeu, by otwarcie poparł secesję, świadczy wypowiedź Miguela Cardenala, ówczesnego hiszpańskiego sekretarza stanu do spraw sportu (w tym kraju sport nie ma swojego ministerstwa). „Parlament Katalonii wywiera na szefów klubów presję, by nie lamentowali z powodu strat sportowych, jakie poniosą po usunięciu z rozgrywek hiszpańskich. Skoro prezydent Bartomeu jednego dnia mówi, że chciałby, aby jego klub pozostał w Primera División, a drugiego nabiera wody w usta, to znaczy, że ktoś go w międzyczasie postraszył. A ja mówię: nie bójcie się, jeśli ktoś na was naciska, przyjdźcie z tym do nas. Razem jesteśmy wielcy, razem osiągnęliśmy wielkie sukcesy i tylko razem możemy utrzymać się na szczycie”. Cardenal dowodził też, że bez La Liga Barçy grozi nieuchronny upadek do rangi w europejskim futbolu Ajaksu Amsterdam, który również wspaniale szkoli młodzież, ale występuje w zbyt słabej lidze, by brylować w Europie i kusić wielkie gwiazdy.

Tyle że strona katalońska, w tym powołane do opiniowania w takich właśnie sprawach Konsylium Doradcze do spraw Przekształceń Narodowych (Consejo Asesor para la Transición Nacional, CATN), mówiła co innego: że mianowicie rozgrywki sportowe są przedsięwzięciami de facto prywatnymi, których organizatorzy mogą przyjmować w szeregi rywalizujących, kogo chcą, a przepisy państwowe nie mają tu żadnego zastosowania. Nie tylko FC Andorra gra w niższej lidze hiszpańskiej, do takich wyjątków należą też AS Monaco w lidze francuskiej czy walijskie Cardiff City i Swansea City w angielskiej. Czyli wystarczy zmienić Tebasa i droga otwarta. Platforma Sportowych Reprezentacji Narodowych Katalonii (Plataforma Pro Seleccions Esportives Catalanes)4 oskarżyła Tebasa i Cardenala o prowadzenie kampanii strachu i jęła dowodzić, że to raczej w interesie La Liga leży, by Barcelona pozostała w jej strukturach. Bo Barça może grać, gdzie chce, a za nią pójdą miliony jej kibiców z całego świata, które przestaną się interesować rozgrywkami La Liga, a zaczną na przykład Ligue 1, gdyby klub z Camp Nou został przyjęty do ekstraklasy francuskiej. Cóż by to była za gratka dla walczącej o zainteresowanie świata, z nikłym zresztą powodzeniem, Ligue 1! Precedens zresztą istniał, bo w latach 20. zespół piłkarski UE Bossòst z katalońskiego miasteczka Val d’Aran, odciętego od reszty kraju z powodów atmosferycznych, zaczął grać w lidze francuskiej, gdyż droga na wschód pozostawała akurat otwarta. I gra we francuskich rozgrywkach, choć tylko na dziesiątym poziomie, do dziś!

Walka o dusze i głosy szefów Barçy oraz jej kibiców trwała więc w najlepsze. Tyle że profesjonalna ankieta przeprowadzona wówczas wśród mieszkańców Katalonii na zamówienie „Marki” wykazała, że los FC Barcelony po oderwaniu się od Hiszpanii jest im z grubsza obojętny. Z kilkunastu możliwych odpowiedzi na pytanie, co stanie się z Barçą, najczęściej wskazywana była ta: „klub straci, ale jeśli tworzy się nowe państwo, trzeba ponieść wszystkie tego konsekwencje”. Jeden z czytelników napisał w komentarzu: „Liga hiszpańska straci, ale Barça straci na rozwodzie bardziej – to jasne. Trzeba jednak być konsekwentnym. Wybijasz się na niepodległość ze wszystkimi skutkami – dobrymi i złymi” i zebrał za ten wpis morze lajków, bo Katalończycy tak właśnie myśleli.

Władze Barcelony przed 27 września głosiły, że klub zachowuje pełną neutralność, nikogo nie popiera, za niczym się nie opowiada. Jednak czy głos Josepa Bartomeu można traktować jako głos cules? Filip Kubiaczyk w książce Historia, nacjonalizm i tożsamość dowodzi, że tak, gdyż 18 lipca 2015 roku, wybierając nowego prezydenta między Bartomeu a Laportą, opowiedzieli się za tym pierwszym, „co w sensie symbolicznym było triumfem sportu nad polityką, idei piłki nożnej nad ideą niepodległej Katalonii”. Być może. Jesienią 2015 roku Pep Guardiola, Joan Laporta i Sandro Rosell publicznie przecież zakomunikowali, że popierają niepodległość, ale jakoś nie przechyliło to szali na korzyść tej idei, nie zwiększyło radykalnie poparcia dla niej.

Po wyborach do Generalitat de Catalunya natomiast Bartomeu skromnie powiedział: „Barcelona jest członkiem Katalońskiej Federacji Piłkarskiej. Ta podlega Sekretariatowi Sportu Generalitat. Tak więc będziemy grać tam, gdzie każe nam Generalitat. Chcielibyśmy pozostać w hiszpańskiej Primera División, ale nie wiadomo, czy nasze zdanie zostanie wzięte pod uwagę. Wydaje mi się, że jeśli po ewentualnej separacji relacje między Hiszpanią i Katalonią pozostaną nieprzyjazne, to nie będzie możliwości, byśmy grali w La Liga”.

Paradoksalnie to, co byłoby wielką stratą dla Barcelony, stałoby się zyskiem dla innych katalońskich klubów. Gdyby Katalonia uzyskała niepodległość, to Espanyol zapewne co roku grałby w Lidze Mistrzów, ewentualnie na zmianę z Gironą, choć niewykluczone, że w tych rozgrywkach występowałyby wszystkie te kluby.

Dosyć obszernie przypominam tu tamtą dyskusję, bo chyba warto o niej pamiętać. Temat „Barça a niepodległość Katalonii” został przerobiony w 2016 roku gruntownie, a wyciągnięte wówczas wnioski, postawione tezy i sformułowane pytania pozostaną aktualne, jeśli podobny kryzys się jeszcze kiedyś powtórzy. Przede wszystkim politycy nie będą już tak łapczywie patrzeć na Barcelonę, bo dowiedzieli się, że klub nie jest tak łatwo wykorzystać do swoich celów. Inaczej ma się oczywiście rzecz z grupami jego kibiców, które potrafią być bardzo głośne.

***

Gorąco na tle politycznym było także przed finałem Pucharu Króla z Sevillą. Wszystko za sprawą władz Madrytu, które zakazały kibicom Barcelony wnoszenia na Estadio Vicente Calderón flag katalońskich ozdobionych gwiazdą, czyli estelad, będących sztandarem indepedentystów. W Katalonii zapanowało oburzenie. Carles Puigdemont, nowy prezydent Generalitat, burmistrzyni Barcelony Ada Colau i prezydent Bartomeu zapowiedzieli, że w takim razie nie przyjadą na mecz. Jednak w przeddzień spotkania sędzia Jesús Torres z madryckiego sądu, do którego złożono apelację od wspomnianego zakazu, postanowił go uchylić. Mimo tego dziennik „ABC” pisał, że futbol walkowerem oddał ten mecz polityce, „Marca” zatytułowała wstępniak Futbol por favor (Futbol, prosimy). Na szczęście Sevilla nie próbowała nawet wystąpić w roli stróża jedności hiszpańskiego państwa. Gdy fani Sevilli napotykali uzbrojonych w estelady i krzyczących „Independencia” kibiców Barçy, wznosili okrzyki „España, España”, po czym wybuchali śmiechem i przybijali piątki z oponentami. Na własne oczy widziałem taką scenę pod stadionem Atlético.

Jesienią 2016 roku głowy kibiców Barcelony nadal były rozgrzane polityką i kwestią niepodległości. Podczas wrześniowego meczu Ligi Mistrzów z Celtikiem na Camp Nou wszędzie powiewały estelady, a fani ze Szkocji zostali przywitani napisanym po angielsku transparentem „Witamy w Katalonii”. Tak samo było kilka tygodni później, gdy do Barcelony przyjechał Manchester City. W grudniu 2016 przed starciem z Realem organizacje niepodległościowe rozdały kibicom Barçy 30 tysięcy estelad, by ci wymachiwali nimi podczas zawodów. Na trybunach wisiał też transparent po angielsku z hasłem „Witamy w Republice Katalonii”. Takie akcje frakcji fanów Barçy były ponawiane systematycznie, mimo kar od UEFA.

W kontekście panujących wówczas nastrojów należy też rozpatrywać ogłoszoną jesienią 2016 roku rezygnację Gerarda Piqué z gry w reprezentacji Hiszpanii. Stoper Barçy, który nigdy nie ukrywał swego katalońskiego patriotyzmu i sympatii dla ruchu niepodległościowego, był wygwizdywany na wszystkich hiszpańskich stadionach. Bronił też fanów wymachujących esteladami, wykrzykujących rozmaite hasła i wygwizdujących hymn Hiszpanii podczas finałów Pucharu Króla: „Pytacie, czemu gwiżdżą? Ja też chciałbym o to zapytać. Otóż nie gwiżdżą bez powodu. Może wyrażanie w ten sposób własnych uczuć nie jest najwłaściwsze, ale właśnie tak robią”. Gerard sam co roku brał udział w katalońskiej Diadzie, nosił podczas tego marszu esteladę. Chociaż w czasie Euro 2016 strzelił zwycięskiego gola w meczu z Czechami, grał z pełnym poświęceniem dla kadry, a jego syn siedział na trybunach w koszulce reprezentacji Hiszpanii, na pierwszym zgrupowaniu po wakacjach kibice jak zwykle go wygwizdywali. Powiedział więc sobie: dość, choć pewnie w innych okolicznościach wstrzymałby się z decyzją.

Zostawmy Piqué. Można postawić tezę, że o ile podczas wyborów prezydenckich z 2015 roku cules w swej masie nie mieli serca dla idei niepodległościowej i głoszący ją Joan Laporta być może także dlatego przegrał z neutralnym politycznie Josepem Bartomeu, o tyle w ciągu kolejnych miesięcy kibice zmieniali nastawienie i dawali się coraz mocniej porywać niepodległościowej fali. W każdym razie zwolennicy oderwania się od Hiszpanii stali się o wiele głośniejsi od przeciwników, przytłoczyli ich i stłamsili. Jesienią 2017 roku, gdy prezydent Generalitat Carles Puigdemont ogłosił referendum w sprawie niepodległości Katalonii – nielegalne w świetle hiszpańskiego prawa – szaleństwo sięgnęło zenitu. Rozgrywany na krótko przed tym plebiscytem mecz Girona – Barcelona stał się wielkim katalońskim festynem, promocją referendum. Puigdemont, sam zresztą pochodzący z Girony, zasiadł na trybunach, wysłuchał, jak jego lud śpiewa nieformalny hymn Katalonii Els Segadors, a w 17. minucie oraz 14. sekundzie (1714 to rok symboliczny dla mieszkańców Katalonii5) krzyczy: „Niepodległość, niepodległość!”. Władze klubu z Camp Nou wydały wtedy enigmatyczny komunikat zakończony słowami: „FC Barcelona (…) ciągle będzie popierała wolę większości ludu Katalonii”. Było to świetne sformułowanie – wszak nie wiadomo było jeszcze, jaka jest owa wola.

1 października 2017 roku odbyło się referendum, w którym Katalończycy odpowiadali na pytanie „Czy chcesz, żeby Katalonia została niezależnym państwem o ustroju republikańskim?” (92 procent odparło: tak, ale frekwencja wyniosła tylko 43 procent, bo przeciwnicy głosowania i niepodległości zostali w domach), a tego dnia Barça grała z Las Palmas. Katalońscy independentyści nawoływali do odwołania meczu, co jednak oznaczałoby surowe kary punktowe i finansowe dla klubu od federacji. Piłkarze bardzo chcieli grać, choć nie wszyscy – Gerard Piqué opowiedział się za tym, żeby nie wychodzić na boisko. Barcelona stanęła pod ścianą, skończył się czas neutralności. Rozegranie meczu, jak gdyby nigdy nic, oznaczało zdystansowanie się od rozruchów. Odłożenie go byłoby poparciem rebelii Puigdemonta.

Pamiętam napięcie towarzyszące tym wydarzeniom, miałem bowiem skomentować to spotkanie dla Canal+ Sport ze studia w Warszawie. Jeszcze dwie godziny przed meczem nie wiedziałem, czy się on odbędzie. Władze klubu w ostatniej chwili zdecydowały się na rozegranie spotkania przy pustych trybunach, gdyż otrzymywały od ultrasów groźby, że kibice wtargną na murawę w trakcie gry i uniemożliwią jej kontynuowanie. Był to półśrodek i decyzja ta została powszechnie skrytykowana. „Marca” napisała, że „przegrała piłka nożna, wygrała polityka”. Ja jednak w pełni zgadzam się z profesorem Kubiaczykiem, że było dokładnie odwrotnie: sport zatriumfował nad polityką. „Kiedy piłkarze FC Barcelony strzelali gole na pustym Camp Nou, na ulicach Barcelony miały miejsce dramatyczne sceny: Katalończycy biorący udział w nielegalnym katalońskim referendum niepodległościowym starli się z policją” – pisze on w książce Historia, nacjonalizm i tożsamość. Dodajmy, że spora grupa manifestowała pod Camp Nou swoje niepodległościowe poglądy. Ale dla wszystkich było jasne, że Barça nie przyłączyła się do tego szaleństwa.

Chyba lepiej, że w gorącym 2017 roku prezydentem Barçy był Bartomeu, a nie Joan Laporta. Pod rządami tego ostatniego klub na pewno zachowałby się inaczej, na czym zdecydowanie więcej by stracił, niż zyskał. Z innym włodarzem u sterów Barça dałaby się zapewne użyć jako instrument katalońskiego independentyzmu. A tak pozostała niezależna. Odmowa włączenia się w kampanię nawołującą do uwolnienia z więzień przywódców ruchu niepodległościowego aresztowanych po referendum była już tylko logicznym dalszym ciągiem decyzji podjętej 1 października.

A byłoby jeszcze gorzej, gdyby gorący czas polityczny przypadł na kadencję Sandro Rosella, który ochoczo godził się na wszelkie pomysły nacjonalistów, by wprząc klub w ich machinę propagandową. W 2013 roku pozwolił na przykład na koncert nacjonalistyczny na Camp Nou oraz przejście przez stadion Barçy łańcucha ludzkiego symbolicznie wyrażającego ideę niepodległościową. Łatwo sobie wyobrazić, że także w 2016 i 2017 roku Rosell byłby zanadto spolegliwy wobec polityków tej opcji.

Nie moją rolą jest opisywać dalsze losy katalońskiego ruchu niepodległościowego, gdyż 1 października jego drogi definitywnie zaczęły rozchodzić się z drogami Barçy, która nie dała się porwać nurtowi wezbranej rzeki. Ta zresztą niebawem zaczęła opadać, a dziś jest leniwym strumykiem. Owszem, w kolejnych latach kibice wciąż wywieszali na meczach Ligi Mistrzów różne transparenty po angielsku, ale było jasne, że klub w żaden sposób nie utożsamia się z tymi hasłami.

Dziś niepodległościowe wzmożenie dawno się już w Katalonii skończyło. Powrót Joana Laporty do władzy nie był nawet oceniany pod kątem tego, jak teraz klub usadowi się w nurcie politycznym. Oceniając fatalną kadencję prezydencką Josepa Bartomeu, trzeba pamiętać, że w trudnym momencie zachował się bardzo odpowiedzialnie. Niektórzy powiedzą, że niepatriotycznie, zarzucą mu, że zdradził ojczyznę, ale relacje Katalonii z Hiszpanią to jednak zbyt skomplikowane sprawy, by można było formułować tak proste wnioski6.

------------------------------------------------------------------------

4 Plataforma Pro Seleccions Esportives Catalanes – organizacja non profit założona 5 maja 1998 roku w celu uzyskania międzynarodowego uznania dla katalońskich drużyn sportowych.

5 Rok ten oznacza koniec niepodległości Katalonii. 11 września 1714 roku podczas wojny o sukcesję hiszpańską wojska Burbonów zdobyły Barcelonę.

6 Chcących zgłębić temat i wyrobić sobie własne zdanie odsyłam do doskonałych książek profesora UAM Filipa Kubiaczyka.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij