Barnim. Srebro - ebook
Barnim. Srebro - ebook
Wrak statku St Anna kusi skarbem. Czy młody Barnim jest gotów zapłacić cenę, jakiej wymagać będzie jego wydobycie?
W tej walce woda nie jest jedynym przeciwnikiem…
Barnim. Srebro stanowi samodzielną i zamkniętą całość, jednakże wydarzenia, o których opowiada mają niebagatelne znaczenie dla przygód Barnima opisanych w powieści Barnim. Woda.
Kategoria: | Science Fiction |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-930963-5-0 |
Rozmiar pliku: | 727 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ali już na mnie czeka. Beczka, która pełni funkcję kesonu, wydawała mi się mała na powierzchni. Pod wodą jakby się jeszcze skurczyła. Wpływam do środka. Mój towarzysz niedoli jest dużo drobniejszy ode mnie, a i tak czuję się jak ogórek w słoiku. Powietrze, mimo ciągłej pracy Ivicy, zajmuje mniej niż jedną trzecią objętości beczki.
– Nie śpieszyłeś się. Zmarzłem – W głosie Alego słychać frustrację.
– Chcesz się poprzytulać, czy może weźmiemy się do roboty?
– Spadaj, peder! – Udaje oburzenie. Od kiedy się poznaliśmy, zdecydowaną większość czasu spędziliśmy na rozmowach o dziewczynach, ale dwóch młodzieńców nasmarowanych tłustym mazidłem dla ochrony przed chłodem kojarzy nam się jednoznacznie. – Bierzmy się do tego.
Wrak Santa Anny leży kilka metrów pod nami. Keson ustawiliśmy niemal dokładnie nad ziejącą w burcie dziurą. Blachy wygięte na boki wskazują niewątpliwie na wybuch ładunku umieszczonego wewnątrz statku. Ktoś musiał umieścić go tuż przy burcie, bo dziesiątki skrzyń porozrzucanych po całej ładowni nie ucierpiały na skutek eksplozji.
Nasze zadanie jest proste: opróżnić wrak, zanim zsunie się w odmęty. Równe rzędy skrzynek ułożone z dala od klifu odmierzają nasze postępy. Mimo tylu dni pracy jest ich żałośnie mało.
Płynę tuż za Alim. Oszczędnymi ruchami płetw utrzymuję przyzwoitą prędkość, nie mącąc wody. Od dziury w burcie do ładowni jest jeszcze kilkanaście metrów. Gdybyśmy musieli pokonywać drogę od głównego pokładu, nasza praca zajęłaby wieki. Dzięki tej dziurze wypracowaliśmy całkiem efektywny system. Jedno zanurzenie, czyli około trzech minut, poświęcamy na przywleczenie skrzynek w pobliże otworu i powiązanie ich liną. Są pioruńsko ciężkie, więc każdy z nas ciągnie po jednej. Później, siedząc na prowizorycznej ławeczce i oddychając powietrzem z kesonu, wspólnymi siłami wyciągamy ładunek na burtę wraku i w kolejnym zanurzeniu przenosimy skrzynie z dala od klifu. Musimy się śpieszyć.
W ciągu dni, które minęły od zlokalizowania Santa Anny, przesunęła się ona w stronę krawędzi urwiska o kilkanaście metrów. Każdy kolejny odpływ zsuwa wrak dalej. Rozmawiałem o tym z Ivicą. Twierdzi, że we wnętrzu – mimo wielu lat od zatonięcia statku – nadal utrzymują się bąble powietrza sprawiające, że tony stali nie zaległy statecznie na dnie, tylko przemieszczają się w kierunku otchłani. Nie wiem, czy to możliwe, ale fakt pozostaje faktem – kiedy nurkowaliśmy pierwszy raz, nad sięgającą sto metrów głębię wystawał ledwie kawałek rufy. Teraz wrak wydaje się balansować na samej krawędzi.
Darmowy fragmentButwiejące deski poszycia starej rybackiej krypy wywróconej dziurawym dnem do góry nazywałem od kilku tygodni domem. Pomysł, żeby przed chłodem zimy uciekać w cieplejsze strony, okazał się nie taki dobry, jak sądziłem, kiedy ruszałem w drogę. Na północy przynajmniej wiedziałem, na co mogę liczyć. W Targirze, który wydawał się wymarzonym miejscem na przezimowanie w przyzwoitych warunkach, byłem jeszcze jednym głodnym gówniarzem, żebrzącym, wyjadającym śmieci, próbującym przeżyć kolejny dzień. Gdyby rok wcześniej ktoś przepowiedział mi przyszłość, chybabym go wyśmiał. Oczywiście, bywało ciężko. Kiedy sprawy ułożyły się tak, że świat – a przynajmniej ten jego fragment, który interesował mnie najbardziej – osiągnął chwiejną równowagę, wszystko poszło w diabły. Zostałem sam. Znowu.
Darmowy fragment